Reszta czasu pracy po przerwie minęła zaskakująco szybko,
co niezmiernie ucieszyło białowłosą, radą z możliwości powrotu do spokoju
własnego mieszkania. Właśnie stała na korytarzu czekając na windę z kilkoma
koleżankami wymieniając się typowymi uprzejmościami. Zaskoczona, że Itachi nie
wsiadł na swoim piętrze, co niemalże zawsze robił wzbudzając podziw szóstego
zmysłu u współpracowników, szybko pożegnała się opuszczając budynek przekonana,
że stoi przed nim. Niestety nie było tak, powodują lekki niepokój, lecz jeszcze
nie na tyle duży by się z nim kontaktować. Odstała chwilę, aby zobaczyć jak
roześmiany wychodzi z grupką kolegów.
— Jest taka sprawa — zaczął od razu, jak tylko podszedł, —
zapraszają na piwo, aby oblać zaręczyny. Plotki to niesamowita rzecz, chyba nic
tak szybko się nie rozprzestrzenia. Nie obrazisz się? Nie wypiję za dużo i
szybko wrócę — zapewniał, dla zasady przyjmując prosząca minę, mimo iż Atari
nie należała do dziewczyn, które miałaby coś przeciwko takim wypadom.
— Jasne, nie ma sprawy, leć.
— Jesteś kochana — mruknął przysuwając ją bliżej i
delikatnie całując. — Do zobaczenia i słodki snów, bo zapewne już zaśniesz.
— Tylko pamiętaj masz narzeczoną, więc nie chcę widzieć
żadnych kobiet wokół — dodała powstrzymując uśmiech, gdyż wiedziała, że o coś
takiego nie musi się martwić, nawet, jeśli Uchiha spije się do utraty kontaktu
z rzeczywistością.
— A ja nie chcę widzieć, aby moja narzeczona pod moją
nieobecność czatowała z jakimiś napaleńcami — oznajmił podłapując ton białowłosej
i jeszcze raz składając tym razem czuły pocałunek na jej wargach. — Słodkich
snów skarbie.
— Udanej zabawy.
Stała jeszcze chwilę patrząc jak odchodzi do kolegów,
którzy poklepując go po ramieniu zaciągnęli w stronę pobliskiego pubu, po czym
odwracając się skierowała korki ku dworcu. Z powodu powolnego tempa dotarła na
stację kilka minut po odjeździe pociągu, jednak nie przejmując się tym podeszła
do automatu kupując picie, aby poczekać na następny będący za pół godziny.
Nieobecność Itachiego pozwalała na brak konieczności przygotowywania obiadu,
toteż dojechawszy już do swojej dzielnicy udała się do restauracji zjeść
posiłek. Nie musząc się donikąd śpieszyć przesiedziałam tam znaczy czas
delektując się herbatą z kawałkiem ciasta na deser. Zanim w ogóle skierowała
się w stronę domu zawitała jeszcze do pobliskiej biblioteki poszukać jakieś
ciekawej lektury na codzienne dojeżdżanie. Tam spędziła nie mało czasu,
ostatecznie nie mogąc się zdecydować na jedną książkę wypożyczyła dwie oraz coś
dla Itachiego. Wracała, więc w chwili, kiedy lampy uliczne zaświeciły się chcąc
rozproszyć powoli następującym zmierzch. Miarowy stukot obcasów rozchodził się
po pustej okolicy zagłuszanej jedynie szumem wentylatorów z mijających
budynków. Coś było jednak nie tak, zatrzymała się spoglądając na nagle gasnące,
jedna pod druga latarnie. Nim zdążyła zastanowić się nad przyczyną takiej
anomalii, usłyszała tupot, świst i ktoś wyrwał jej z ręki torebkę. Odruchowo
rzuciła się w pościg a do tej pory wyłączone latarnie zaczęły zapalać się,
dokładnie w chwili, kiedy mijała je. Skonsternowana rozejrzała się, lecz nadal
w pobliżu nie było żywej duszy, oprócz złodzieja odzianego zupełnie na czarno
skręcającego w ciemny zaułek. Miejsce okazało się być ślepą uliczką i pułapką,
gdzie czekała grupka podobnie ubranych osób z wyraźnie odbijającym się blaskiem
neonowego logo pobliskiego pubu w ostrzach sztyletów. Białowłosa stała niemalże
jak wryta, absolutnie zaskoczona tym, co widzi, czując się jak bohaterka
serialu o policjantach czy detektywach. Jednak czasu na przemyślenia nie miała,
gdyż napastnicy otoczyli ją rzucając się jednocześnie do ataku. Nie było z tym
problemu, w końcu przy shinobi banda ulicznych bandytów nie mogła się równać,
toteż zgrabnie unikała ostrzy jak i ciosów. To, co rzuciło się jej od razy na
myśl, to, że ci mężczyźni byli za dobrzy jak na zwykły przestępców, bo po
ruchach, szybkości, zwinności, można było śmiało wnioskować przebycie treningu
przynajmniej boksu, karate, kendo. Z sekundy na sekundę rosłą frustracja doprowadzając
Atari do przejścia do kontrataku. Przestała się patyczkować zadając konkretne
ciosy w punkty witalne, aby spowodować utratę przytomności. Zobaczywszy to,
napastnicy cofnęli się w stronę prześwitu najwyraźniej chcąc uciec, a
przynajmniej tak sądziła. Usta bezwiednie się otworzyły, gdy mężczyźni wyjęli
broń palną. Stała patrząc na nich, oświetlanych jedynie przez blask kolorowego
neonu i oddalonych latarni, na twarze ukryte pod kominiarkami i lufy pistoletów
z tłumikami wymierzonymi dokładnie w nią. Prze ułamek sekundy przez myśl jej
przeszedł pomysł kolejnego idiotycznego programu, w którym zaraz za rogu
wyskoczy prowadzący z kamerami i zacznie coś wykrzykiwać w stylu „mamy cię”.
Niestety pewność siebie czy determinacja bijąca od napastników przeczyła temu.
Nim zdołała wykonać jakikolwiek ruch, wszyscy na raz pociągnęli za spust
posyłając w stronę białowłosej potężną salwę kul, pędzących z zawrotną
prędkością. Starała się jak tylko mogła nie używać nawet najmniejszych technik
publicznie, lecz wyboru teraz nie miała, wystawiła rękę z rozwartymi palcami
przed siebie. Pociski zatrzymały się a następnie zostały rozrzucone jakby
odbiły się od niewidzialnego pola siłowego, a w rzeczywistości Atari tylko
użyła jednej ze ścieżek rinnegana. To wystarczyło, dodatkowo zbiło pewność siebie
napastników, gdyż zaczęli spoglądać po sobie nawzajem, czego do tej pory nie
robili, i nim białowłosa ruszyła do następnego ataku wrzucili granatem dymnym.
Wytężyła wzrok w oczekiwaniu na uderzenie, lecz nic takiego nie nastąpiło a gdy
zasłona z dymu opadła nie było śladu po przestępach, przed nią leżała tylko
porzucona torebka. Rozejrzała się, ale nie licząc pocisków oraz pustego
granatu, nic nie wskazywało na fakt, że kiedykolwiek tutaj byli, zabrali ze
sobą nawet nieprzytomnych kompanów, których Atari planowała przesłuchać. Nie do
końca rozumiejąc, co tutaj w ogóle zaszło schyliła się po torebkę wychodząc z
ciemnego zaułka. Spokojnym krokiem, mocno skołowana udała się do domu. Po
głowie biegało jej tysiąc myśli i pytań, a przeżyta sytuacja wydawała się
wyjętą z filmu czy serialu, tak nierealistyczną. W mieszkaniu zrzuciła buty nie
zwracając uwagi na to, że są porozrzucane, od razu skierowała kroki ku kuchni,
aby wstawić wodę na kojącą herbatę. Z parującym kubkiem usiadła w ulubionym
fotelu starając się zrozumieć, co zaszło. Przez cały czas miała wrażenie, jakby
to wszystko było zaplanowane, wcześniej przygotowane specjalnie dla niej. Lekki
posmak déjá vu z czasów bycia pod nadzorem Tobiego, który potrafił tworzyć
takie zasadzki sprawdzające umiejętności dziewczyny. Westchnęła przymykając
powieki i unosząc kubek, upijając spory łyk. Ciepły płyn przepłynął przez
przełyk rozlewając się przyjemnym uczuciem ukojenia po całym ciele. Dodatkowo
wciągnęła w płuca potężną ilość powietrza powolutku ją następnie wydmuchując.
Taki krótki zabieg pozwolił na chwilę odprężenia i rozluźnienia skołowanych
myśli. Oczyściwszy umysł mogła zabrać się za porządną analizę zajścia. Zakładając,
że to ustawka, na co wszystko wskazywało, trzeba znaleźć powód, toteż Atari
podniosła się zabierając ze stołu laptopa. Po kolei zaczęła sprawdzać główne
portale informacyjne w poszukiwaniu jakiejkolwiek wzmianki o ucieczce jakiegoś
groźnego kryminalisty, czy grasującego dobrze zorganizowanego gangu. Niestety
oprócz zamieszek wywołanych przejazdem motocyklistów z sąsiedniej dzielnicy
przez teren kontrolowany przez innych zrzeszonych miłośników dwóch
zautomatyzowanych kółek, okradzionego sklepu z elektroniką oraz biegającego
bezpańsko psa ze wścieklizną, który pogryzł chłopca, nic nie znalazła. Z tego
powodu można było wykluczyć przypadek wpadnięcia na jakąś zorganizowaną grupę,
z resztą, od kiedy mordercy kradną torebki, aby zwabić swoje ofiary, zaś
złodzieje nie używają broni palnej, do tego żadna z tych osób nie znałaby na
takim poziomie sztuk walki z tak różnych dziedzin. Z westchnięciem zamknęła
laptopa sięgając po herbatę, kolejny łyk nie przyniósł już tak wielkiego
ukojenia jak pierwszy, lecz również był uspakajający. Analizując dokładnie
ataki napastników, przeżywając na nowo całe zajście zaczynała czuć się jakby
wpadła na grupę shinobi z innej wioski. To było zbyt bardzo widoczne by
ignorować niesamowicie wielkie prawdopodobieństwo zaplanowanej zasadzki w celu zmuszenie
do pokazania umiejętności, pytanie tylko, kto to zrobił i dlaczego chciał ją
testować. Ściągając intensywnie brwi, próbowała w pamięci odszukać momentu,
kiedy użyła jakieś techniki publicznie lub zrobiła coś czy powiedziała, co
mogłoby naprowadzić kogokolwiek na trop, który mógłby spowodować chęć sprawdzenia
jej. Niestety niczego takiego w pamięci nie było, jedynymi osobami, którzy
wiedzieli, kim jest, był Itachi oraz ścisłe grono trzonu klanu Hyuuga. Bruneta
nie było, co podejrzewać, nie wygadałby się nikomu, zaś reszta ślubowała
przysięgę, co jest u shinobi rzeczą świętą. Chyba, że mają kreta w rodzinie,
powodując wykrycie oraz przeciek informacji. Od tylu lat nowe głowy rodu
poznawały ich tożsamość i nigdy nie było żadnych problemów z uchowaniem
sekretu, przez co miała obiekcję do oskarżeń. Dodatkowo jakby na złość nie
istniały inne możliwości odkrycia prawdy. Westchnęła przenosząc wzrok na czerń
za oknem, była pewna, że napastnicy mieli za zadanie sprawdzenie jej, nawet się
nie zdziwili, kiedy zatrzymała wystrzelone kule, a spoglądanie po sobie, co
wzięła za zaniepokojenie najwyraźniej było przekazywaniem informacji. Trapiło
ją to skąd wiedzieli czego się spodziewać oraz dlaczego akurat ona została
obiektem badań. Chwyciła jeszcze raz za laptop chcąc przeszukać Internet w
poszukiwaniu jakiś wzmianek o niej czy dziesięcioogoniastym. Znalazła legendę o
Mędrcu Sześciu Ścieżek, lecz ona była znana już światu shinobi, nikt we
współczesnych czasach nie szukałby tych osób. Natrafiła też na kilka wersji
opowieści o tym jak i dlaczego ninja zniknęli. Wszystkie opowiadały o wielkiej
wojnie wywołanej przez szaleńca, o wielkim zjednoczeniu nacji shinobi, o
przywołaniu przez tego złego potężnego demona, który zniszczył wszystkich ludzi
posiadających chakrę. Westchnęła rozumiejąc, że tym potworem do destrukcji
miliona osób była ona. Z resztą to i tak nie była prawda, gdyż ninja nie
zniknęli przez wojnę, tylko przez samowyniszczenie. Technologia postępowała do
przodu, powodując redukcję wśród wojowników, młode pokolenia nie chciały już uczyć
się latami trudnych technik, ich oczy świeciły się na myśl o aktualnej nowince
technicznej, marząc o posiadaniu wiedzy z tego zakresu. Klany się rozpadały
przez brak chętnych na kontynuowanie tradycji, młodsi buntowali się i rodzice
nie byli już w stanie zmusisz ich jak kiedyś do ninjutsu, musieli wybierać
między utrzymaniem kontaktu z dziećmi a pozostaniem samym z księgami pełnymi
niepowtarzalnych technik, o które przedtem każdy zabiegał już do kilku latek,
przygotowując się na ten moment, kiedy będą mogli je posiąść. Takim oto
sposobem nacja shinobi wymarła śmiercią naturalną, samoistnie. Nagle ANBU
zniknęło ustępując miejsca wywiadowi przeszkolonemu na najnowszych sprzętach
technicznych, instytucja Hokage przestała być potrzebna, a na jej miejsce weszło
nowe rozwiązanie władzy z rozpisaniem wszystkiego na parlament, ministrów,
premiera, prezydenta. Atari siedziała wlepiając wzrok w wyszukiwarkę,
wspominając to wszystko, co było. Dla każdego te przemiany były odległą
historią z książek czy filmów, dla niej i Itachiego to część ich życia,
wspomnienia młodości, która nigdy nie minie. Chwyciła za kubek oplatając go
obiema dłońmi, nagrzewając palce od jego ciepła, patrząc na ciemnawy płyn o
przyjemnym aromacie. Upiła łyk zastanawiając się nad krokami, jakie powinna
przedsięwziąć. Na pewno chciała wyjaśnić tą sprawę, dowiedzieć się, o co w niej
chodzi, a to wymagałoby dłuższego śledztwa. Uniosła naczynie do ust pozwalając
po raz kolejny na rozlanie się po ciele kojącego ciepła. Analizowała dawne
struktury administracji Kage, w końcu Tsunade musiała mieć gdzieś raporty o
niej, wojna również powinna być opisana w sprawozdaniach. Problem stwarzał
jednak fakt, że Atari zadbała o to, aby nie pozostały o niej dokumenty. W
chwili, kiedy było widać, że zmierzch świata shinobi jest już bliski, wraz z
Itachim podpalili całe archiwa Konohy. Czarne płomienie strawiły wszystko,
obracając przeszłość ninja w kupkę popiołu. Po tym już nikt nie miał pewnych
danych o ich istnieniu, klany nie chciały niczego ujawniać, a legendy pozostały
legendami z być może zachowaną gdzieś nutką prawdy. Była jeszcze sprawa Gaary,
który jako Kazakage miał wzgląd do dokumentacji i bardzo interesował się
białowłosą, musiał mieć swoje kopie, niestety o tym również pomyślała
dziesięciolecia temu. Kraj Wiatru odkrywszy ogromne bogate złoża jednego z
drogocenniejszych w tych czasach surowców, zaczął rozwijać się prężniej niż
Kraj Ognia, przez co upadek shinobi u nich zaczął się wcześniej, więc i archiwa
stanęły w płomieniach jeszcze przed Konohą. Atari przez te wszystkie lata
panowania Uchiha wyćwiczyła się w takich sprawach, do perfekcji opanowując
technikę ukrywania swojego jestestwa. Przekonana o swoich umiejętnościach była
pewna, że wszystkie dowody zostały dawno temu zniszczone i nie ma możliwości,
aby cokolwiek się zachowało do czasów obecnych. Utkwiła wzrok w ekranie
urządzenia, od którego biło jasne wręcz irytujące światło wyświetlonej strony
startowej, niesamowicie kontrastującej z półmrokiem otoczenia, gdyż dziewczyna
siedziała w pokoju z wyłączonym oświetleniem, jedynie nikła poświata dobiegała
od kinkiety znajdującego się nad lustrem na przedpokoju. Wypiła następny łyk
odstawiając kubek oraz odkładając laptopa, aby móc wstać i wyjść na balkon.
Oparta o balustradę patrzyła na miasto pogrążone w ciemności, ale tylko
pozornie, bo latarnie, neony, bilbordy, ogrom samochodów, świateł dobiegających
z mieszkań skutecznie rozświetlały otoczenie, rozpraszając naturalny mrok nocy.
Wzrok przesuwał się po budowlach, jakby chciał je przeskanować, dowiedzieć się,
o czym myślą ludzie znajdujący się w środku. Westchnęła spoglądając w dal,
zastanawiając się, co robi teraz osoba, która wie to, czego nie powinna.
***
— No Kanerski twoja kolej — nakazał szatyn siedzący na
szczycie stołu. Siedzący nieopodal blondyn wstał obchodząc zebranych, aby
stanąć na drugim końcu blatu tuż przed przygotowaną planszą na projektor.
— Wszystkie do tej pory kroki były opracowywane na
podstawie naszej biblii, niestety rezultaty były niewielkie. Zgodnie z
zaleceniami stosowaliśmy ruten w postaci herbat podawanych jej codziennie w
pracy, ususzonych liście upchniętych w szybach wentylacyjnych, aby ich zapach
roznosił się po pomieszczeniu, w którym pracuje, były też tabletki rozpuszczane
w kawie, ukradkowe psikanie jej ekstraktami z tej rośliny. Rezultatu
zaplanowanego nie uzyskaliśmy, zamiast odejścia jej od Uchihy, zbliżyła się do
niego bardziej. — Mężczyzna przesunął się, a na białym płótnie została
wyświetlona prezentacja, w hasłowy sposób przedstawiająca to, o czym mówił. —
Następnym krokiem było używanie tak rutenu, aby sądziła, że to właśnie on go
stosuje. Dziewczyna dowiedziała się o ty, powstała awantura, lecz jej wynik nie
jest nam znany. Przypuszczamy, że miał dobrą wymówkę, albo mu wybaczyła, gdyż
skutku zamierzonego nie otrzymaliśmy, nadal byli razem, zaufanie nienaruszone.
Stosowaliśmy na niej też wszelkiej maści zaloty i flirty przeprowadzane przez
selektywnie wybranych mężczyzn o wysokich walorach urody. Skutkiem była
zaborczość oraz zazdrość Uchihy, lecz zamieszonej awantury prowadzącej do
rozstania się, nie uzyskaliśmy. Powstał za to efekt uboczny w postaci większego
pilnowanie jej przez wspominanego powyżej, utrudniony dostęp do obiektu, jak i
zmiana pracy, z czym wiązały się kolejne utrudnienia dla nas. Również stosowaliśmy
się do…
Prezentacja trwała od pewnego czasu wyraźnie nużąc szatyna
na szczycie, który paląc papierosa zerkał jedynie na opowiadającego blondyna
skupiając się bardziej na ekranie telefonu. Reszta zebranych z poważnymi minami
śledziła kolejne slajdy, nie odrywając wzroku od prowadzącego.
— Kanerski dość —mruknął zatrzymując jego wypowiedź w
połowie. Blondyn posłusznie umilkł opuszczając uniesione ręce, którymi
gestykulował wskazując omawiane treści na prezentacji. — Jak zwykle wstęp za
długi, konkrety i jeszcze raz konkrety. My wszyscy o tym wiemy, oczekuję opcji
działania nie referatu na temat dotychczasowy działań. To miałeś mi przygotować
w ramach comiesięcznego sprawozdania, na za tydzień.
Opuścił speszony głowę powracając na swoje miejsce, rad,
że należy do ścisłego grona i żadnej surowej kary nie poniesie za swoją
pomyłkę.
— Obecnie to chciałbym się skupić na pewnej sprawie,
właśnie się o niej dowiedziałem — oznajmił wstając. — Otrzymałem bardzo ciekawy
filmik. — Obchodził zebranych, którzy wyprostowani na baczność z lekkim
przestrachem, gdyż w głosie szefa wyczuwali złość, oczekiwali na dalsze słowa.
— Tarankin może być to jakoś wyjaśnił? — Zatrzymał się nad barczystym mężczyzną
z typową wojskową fryzurą, czyli prawie jej brakiem.
— Wybacz szefie, lecz nie zupełnie wiem, o czym mowa.
— Nie? — zapytał machając ręką na stojącego przy drzwiach
pomagiera odpowiadającego za drobne robótki typy napełnianie szklanek,
opróżnianie popielniczek. Młodzieniec sprężystym krokiem podszedł odbierając od
szatyna jego komórkę. — Wyświetl to projektorem. Może to odświeży ci pamięć —
zwrócił się do siedzącego przed nim mężczyzny. Odwrócił głowę na białe płótno,
na którym pojawił się ciemny obraz amatorskiego filmiku. Ciemny zaułek, prawie
brak oświetlenia, ledwo widoczne zarysy jakiś postaci. Obraz poruszył się, było
słychać jakieś szumy a następnie wszystko zostało rozświetlone zielonawą
poświatą [dopisek autora: to za sprawą użytego noktowizora] nabierając
ostrości. Teraz idealnie wręcz widoczni zamaskowani mężczyźni atakowali broniącą
się kobietę. Walka trwała aż nagle ona przeszła do ofensywy a napastnicy
zaczęli padać nieprzytomni na bruk. Zebrani z napięciem obserwowali wydarzenia,
niektórzy intensywnie marszczyli czoła wybałuszając oczy, kiedy postacie na
ekranie dobyli broni celując w dziewczynę. Niemalże była wyczuwalna atmosfera
napięcie, świst wciąganego raptownie powietrza i ten szok, kiedy pociski
zostały odbite. Nim widzowie zdołali otrząsnąć się z tego, co zobaczyli,
wszystko zostało zakryte dymem, a oprawcy uciekli pozostawiając kobietę samą
sobie. Filmik się skończył.
— No Tarankin, teraz coś ci to mówi? Kan kręcący się w
okolicy, w zupełnie innej sprawie przypadkiem natrafił na coś takiego.
— Szefie ja nic o tym nie wiem, przysięgam — krzyknął
odwracając się przodem do pracodawcy przestraszony konsekwencji, jakie może
ponieść. — Nie wydałem rozkazu zaatakowania jej. Ja nic o tym ni… — urwał.
Głowę bezwładnie odrzuciło w bok, pod siłą uderzenia, powodującego krwawienie z
nosa i ust, a na policzku pozostały pokaźne ślady po sygnetach na palcach.
Tarankin posłusznie wyprostował się poprawiając pochyloną sylwetkę nad stołem,
nie zważając na zaplamiony obrus i przewróconą szklankę z wodą.
— Nie będę czegoś takiego tolerował! Wszyscy doskonale
wiecie, że jakiekolwiek kroki podjęte w jej sprawie muszą zostać osobiście przeze
mnie zaakceptowane! Taki wyskok mógł wszystko zrujnować! A ty! — warknął w
stronę zakrwawionego mężczyzny. — Masz wykonać dochodzenie w swoim oddziale i
dowiedzieć się, kto za tym stoi! Natychmiast!
— Tak jest! — Wręcz podskoczył w krześle zrywając się do
pionu. Szybkim krokiem pokonał salę, lekko trzaskając za sobą drzwiami.
— A ja się już delikwentem zajmę — oznajmił uśmiechając
się diabolicznie, mając już w głowię przygotowany zestaw tortur. — Może tobie Varon
taki szczurek do badań się przyda?
— Jak zawsze szefie, brakuje nam eksponatów.
— A co o tym myślicie? — zapytał zasiadając w swoim fotelu
u szczytu stołu.
— To tylko potwierdza tezy zawarte z książce.
— Dokładnie. Mamy dowód na to, że faktycznie potrafi
odbijać od siebie ataki, tak jak było napisane w biblii.
— Daje nam to też pewność, że wszystko, co jest tam
zapisane jest prawdą, dlatego uważam, że nie należy zgadzać się z Kanerskim na
używanie innych drastyczniejszych środków.
— A ja uważam, że Kanerski ma rację. Mistrz żył dawno
temu, nieznane mu było obecne oblicze świata, dziewczyna też się musiała z
otoczeniem zmienić, więc lekka modyfikacja technik stosowanych do tej pory
byłaby najodpowiedniejsza.
— Ośmielę się nie zgodzić, bo…
Szatyn przysłuchiwał się wywodom zebranych wyjmując z
kieszeni paczkę papierosów a stojący nieopodal młodzieniec od razu podszedł z
zapalniczką przypalając używkę. Zaciągnął się głęboko utkwiwszy wzrok w
zatrzymanym filmie, na chwili, kiedy białowłosa stoi sama w zaułku nie
pojmując, co zaszło.
— Spokój panowie — oznajmił uciszając obrzucających się
argumentami za i przeciw zebranych, — oraz panie — dodał przypominając sobie o
dwóch kobietach w zespole. — Zrobimy malutki eksperyment. Kanerski przygotuj mi
na jutro wieczór kilka propozycji z oczekiwaniem rezultatów natychmiastowych,
na odrobinę drastyczniejsze środki. Zobaczymy czy to zadziała, jeśli tak to
rozważę głębiej plan wdrożenia ich w standardowe procedury. A teraz, zmęczył
mnie ten dzień — rzekł wzdychając ciężko i gasząc papierosa ledwo, co zaczętego.
— Odpocząłbym w sumie gdzieś, może jakaś wysepka Fidżi — mówił rozmyślając na
głos.
— Wybacz, szefie, lecz nie posiadamy żadnej wyspy Fidżi —
zauważyła jedna z zebranych, która do tej pory w ciszy przysłuchiwał się
wszystkiemu, robiąc notatki.
— Jak zawsze wszystko wiedząca Tarisa. — Uśmiechnął się do
blondynki, po czym wzrok przeniósł na młodzieńca koło drzwi. — Ej ty, — zawołał
— zanieść wiadomość do sztabu od gospodarki kataklizmowej, że chciałbym
wysepkę, jakąś malowniczą, uroczą na Fidżi. Zebranie uważam na dzisiaj za
zakończone — oddał, gdy drzwi za posłańcem zamknęły się. — Dobrej nocy życzę. —
Wstał wśród kiwających głów, odpowiadających tym gestem na pożegnanie szefa i
wyszedł odprowadzony wzrokiem przez zebranych. Nastała chwila ciszy, po czym
harmider odsuwanych krzeseł, zbieranych papierów i przyciszonych głosów
rozmawiających o aktualnych sprawach.
***
Drzwi do mieszkania otworzył długowłosy brunet na lekko
chwiejących się nogach. Uśmiechnąwszy się na widok zapalonego światła, które
jak mniemał zostawiła dla niego Atari, zrzucił ze stóp buty, omal nie potykając
się o nie, cisnął torbą na kanapę i ruszył w głąb mieszkania starając się
najciszej jak mógł dotrzeć pod drzwi sypialni. Niestety wypite procenty dawały
się we znaki, przez co potykał się o wszystko, co tylko można było, wpadając
przy okazji na każdy mijany mebel, robiąc przy tym spory raban.
— Ciiii — nasyczał na regał, o którego obił się, niemalże
zrzucając z niego książki. Obwiniając przedmiot o nadmierny hałas i sam fakt
stania w tym miejscu, jakby na złość. — Au — mruknął potykając się i lądując
rozpłaszczonym na drzwiach do sypialni. Chwilę szamotał się z klamką, aby
następnie wejść do środka. Słychać było jeszcze, jakie ma trudność z rozpięciem
paska, mamrotanie o kupnie jakiegoś na rzepy i ostatecznym splajtowaniu. Głośne
plask z charakterystycznym skrzypieniem łóżka sugerowało jednoznacznie, że
rzucił się na nie, najwyraźniej darując sobie rozbieranie.
—Atari? — zapytał niewyraźnie, oklepując sąsiednie
poduszki. — Atari! — krzyknął, a po chwili można było usłyszeć dźwięk tupania i
drzwi zostały z hukiem otwarte. Wypadł z pokoju rozglądając się uważnie po
salonie, rzucił się na kontakt, dosłownie, bo w biegu ku przełącznikowi potknął
się. Rozświetlony pokój tylko umocnił go w przekonaniu, że jest pusty. Bez
zastanowienia wyjął komórkę z kieszeni wybierając dość nieporadnie na dotykowym
ekranie, myląc się pryz tym kilka razy, numer do białowłosej.
— Cholera! — warknął słysząc znaną melodyjkę z
przedpokoju, gdzie zostawiła torebkę. Stanowczym i pewnym krokiem udał się tam,
starając się szybko nałożyć buty, co było w jego stanie dość sporym wyzwaniem,
zwłaszcza, że posiadały sznurówki.
— Itachi, tu jestem — oznajmiła wychylając się za
niedomkniętych drzwi balkonowych przykrytych firanką i zasłoną.
— Atari — rzucił rozradowany chcąc udać się do niej, ale
potknął się ostatecznie o na wpół założone buty. Kilka płynnych susów i
pochwyciła upadającego mężczyznę, który wylądował wprost w jej ramionach. — Co
tak się ukrywasz? Wystraszyłaś mnie i zmartwiłem się.
— Przepraszam, zamyśliłam się — mruknęła pomagając
brunetowi stanąć do pionu. — Jak impreza? — zapytała nikło się uśmiechając,
postanawiając nie wtajemniczać Itachiego w dzisiejszą sytuację, a przynajmniej
nie teraz.
— Coś się stało? — Odchylił jej lekko pochyloną głowę
zaglądając w oczy, wyczuł niepokój u Atari nawet w takim stanie. — Kotek?
— Nic się nie stało.
— Na pewno?
— Tak, chodź spać.
— Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? —
przypominał nadal lustrując uważnie jej uciekający wzrok.
— Jest późno a jutro praca, powinieneś się wyspać.
— Tak, jak ty, dlaczego nie spałaś?
— Przepraszam, zamyśliła się trochę, trochę wspomnień,
rozumiesz. — Uśmiechała się sztucznie i błagała w myślał, aby nie drążył
tematu.
— Pójdę spać, jeśli będziesz obok. Inaczej nie zasnę.
— To chodź, pora spać.
No i to ja rozumiem <3
OdpowiedzUsuńZaczyna się już niezle rozkręcać. Ciekawe czy Atari napomni chłopakowi o małym incydencie, czy zachowa to dla siebie. Swoją drogą aż mną trzęsie żeby dowiedzieć się, co takiego od niej chce ta cała 'mafijna banda' (ot cudne określenie). Czy będzie to miało coś wspólnego z przeszłością? Może jakieś pojawienie się starego przyjaciela. hmm. Pozostaje mi jedynie snuć domysły ;<
Chciałabym mieć możliwość obserwowania wstawionego Uchihy. Wydaje się to być aż nader zabawne :D
Ogólnie scena w zaułku genialna. Tego mi było trzeba. Jakiejś małej walecznej akcji :D
No nic. Życzę masę weny i czekam niecierpliwie na next :)
Buziaki :*