wtorek, 23 czerwca 2015

05. Odkrywana machinacja, która jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej

Poranek nie należał do najbardziej udanych, skacowany brunet ledwo się ruszał, Atari również energią nie grzeszyła zaś konieczność wcześniejszego wstanie niż zwykle, aby móc jeszcze skorzystać z prysznica, pogarszała całą sprawę.
— Itachi śniadanie — zawołała stawiając na stół wyjęty z lodówki jogurt. — Itachi.
— Błagam ja ciebie, nie krzycz — mruknął wychodząc z sypialni trzymając się za obolałą głowę.
— Wypij to. — Postawiła szklankę z dziwną zielonkawą substancją w środku. — Za osiem minut wychodzimy — dodała krzątając się po salonie by zebrać wszystkie potrzebne rzeczy.
Mężczyzna marszcząc się na niezbyt atrakcyjnie pachnącą substancją uniósł naczynie wypijając jednym duszkiem, wykrzywiając przy okazji twarz w grymas spowodowany cierpko-gorzkim smakiem ziół zmiksowanych z surowymi warzywami. Nie umniejszając rewelacyjnych skutków zmniejszających kaca płyn był ładnie mówiąc nieznośnie niesmaczny, a bardziej kolokwialnie obrzydliwy.
— Skarbie a te śniadanie to gdzie?
— Przed tobą, jedz szybko.
Z zawiedziona minął chwycił za łyżkę otwierając przygotowany jogurt, zerkając ukradkiem na białowłosą szukającą dzwoniącej komórki.
— Halo? Słucham? Nie sprawdzałam skrzynki wczoraj. A kiedy to pan wysłał? Dobrze, nie ma sprawy. — Przechodząc koło bruneta klepnęła go w ramie wskazują na zegarek, przy okazji kiwając głową w stronę wyjścia. — Przejrzę ofertę, ale jestem na tak. Pańskie ruchy zawsze w tych sprawach były dobre, więc i teraz nie ma zastrzeżeń, aby nie zgodzić się. Tak zadaję sobie z tego sprawę. Do kiedy jest wyznaczony termin? Rozumiem, rozumiem, ale tak orientacyjnie. Dobrze, postaram się w jak najszybszym czasie tym zająć. A teraz proszę o wybaczenie muszę już kończyć. Odezwę się później, do widzenia i dziękuję serdecznie za poinformowanie o okazji. — Rozłączyła się. — Itachi musimy przyśpieszyć — mruknęła zamaszyście otwierając drzwi klatki schodowej. W między czasie podczas rozmowy zdążyła zebrać wszystko, wyciągnąć Uchihę i wyjść z mieszkania. Nie można było pozwolić sobie na zwolnienie i przystanie na chwilę, do odjazdu pociągu mieli mniej czasu niż zazwyczaj a poranna pora sprzyja tłumom na dworcach. Dodatkowo, jeśli nie będzie się odpowiednio wcześniej na stacji może się zdarzyć, że najzwyczajniej w świecie, fizycznie nie zmieszczą się do wagonu, o czym oboje doskonale wiedzieli, gdyż zdarzyło im się to już, co skutkowało spóźnieniem się, czego firma nie toleruje.

— Kto dzwonił? — zagadał, kiedy udało im się wejść do pociągu, o miejscach siedzący nie było już mowy, ale najważniejsze, że było się w środku.
— Pan Kobayashi.
— Kto?
— No Kobayashi.
— A kim on jest?
— Nie wiesz? — Dziwiła się, chociaż chwilą amnestię można było tłumaczyć doskwierającym nadal kacem. — Jest naszym maklerem już do wielu lat.
— Czekaj, a nie był nim Manara?
— Itachi, słonko ty moje, to jedna i ta sama osoba. Miał niedawno ślub i przyjął nazwisko żony.
— A! — oznajmił doznając olśnienie. — To, co chciał?
— Sprawdzam właśnie — mruknęła odczytując emaila na telefonie. — Pojawiła się jakaś super okazja wykupienia pakietu większościowego w dużym przedsiębiorstwie z Kraju Deszczu. Dochodzi do sporej prywatyzacji, przez co ceny są bardzo niskie, więc konkurencyjne. Trzeba by szybko działać, ale wiesz, że bez twojego podpisu Kobayashi nic nie jest w stanie zrobić, wszystko jest na nazwisko Uchiha.
— No nie zupełnie — przypomniał. W prawdzie Atari powiedziała prawdę, ale żeby nie wzbudzać zainteresowania mediów stworzyli firmę, która jest dla nich przykrywką. Wszelkie manewry kapitałowe dokonywane są przez nią i na nią rejestrowane, a prezesem jest mąż kobiety z gałęzi klanu Hyuuga, przez co inne nazwisko i nawet nikt nie łączy ani Uchihę ani Hyuugę ze spółką. On zarządza całym przedsięwzięciem, uchodząc za posiadacza pełnego majątku, choć naprawdę wszystko zapisane jest na Uchihę. Tę skomplikowaną tajemnicę swego czasu wymyśliła sama Atari, którą zaczęli męczyć wścibscy reporterzy ciągle przeliczający ich stan kont i brak normalnego życia. Luksusy oraz zabawa w milionera była przyjemna, lecz tylko do pewnego stopnia. Wszystko się komplikowało, kiedy trzeba było zmieniać tożsamości, pozorować śmiertelne wypadki, przepisywać majątek, potem problemy z zainteresowaniem przez dziennikarzy spadkobiercami, zamieszanie rosło za każdym razem. Przez to oboje zdecydowali się ukryć, wiodąc spokojnie życie z codziennym chodzeniem do pracy, mimo iż nie było to konieczne.

Dzień minął tak jak każdy innym, chociaż ten był trochę bardziej zamulony niż poprzednie, a to wina niewyspania się, co odbijało się na szybkości wykonywanych zadań. Itachi ledwo siedział kołysząc się przed ekranem, co chwilę poprawiając zsuwające się okulary a upał panujący na zewnątrz tylko potęgował uczucie zmęczenia, ale dzięki klimatyzacji i mrożonej kawie był jeszcze do wytrzymania. Białowłosa również średnio się trzymała, odpływając ciągle myślami do swoich problemów miałam kłopoty z poprowadzeniem równo kreski a rysik tabletu szybko wyłapywał najmniejsze drgania.  Jednak uznała, że dochodzenie przeprowadzi sama, nie wtajemniczając Uchihę, dla jego własnego dobra. Krótka dedukcja dała jasny wynik, że najwyraźniej tylko ona jest znów na obserwacji, więc Itachiego nie podejrzewają o posiadanie nadnaturalnych zdolności, którymi zostały okrzyknięte umiejętności shinobi. Musiała bardzo uważać, aby bruneta nie wciągnęli w to oraz, aby on sam się nie dowiedział, że po raz kolejny chce go chronić dla jego dobra.
Dzięki kacowi mężczyzna po posiłku od razu udał się do łóżka dając czas wolny kobiecie. Atari przygotowawszy sobie mrożoną herbatę usiadła z nią na ulubionym fotelu i uruchomiwszy laptopa zabrała się za przeglądanie Internetu. Nie łatwo jest znaleźć wśród tysięcy opowiadań fantastycznych powstałych na bazie legend o shinobi prawdziwych faktów. Śledziła wzrokiem białe litery na czarnym tle forum miłośników ninja, licząc na poukrywane w wypowiedziach przydatne informacje. Uznała, że najłatwiej będzie odkryć skąd ktokolwiek wie o jej umiejętnościach poprzez prześledzenie wiedzy, jaka pozostała odnośnie osób jej pokroju.
— Bingo — mruknęła do siebie odczytawszy bardzo interesujący post.

„Głupoty wypisujecie, to nie jest umarły temat, jest równie poważny i prawdziwy jak temat demonów. W końcu przecież teologowie od wieków nad tym rozprawiają, są prace naukowe, seminaria, publikacje.”
„Nie rozśmieszaj mnie aman221. Nic takiego o ninja nie ma, są tylko legendy i bajeczki jak o chociażby Lucyferze. O nim faktów nie znajdziesz.”
„Mnie również rozśmieszasz byboskidar. O nim jest sporo legend, ale niektóre z nich są poparte dowodami, wystarczy dobrze poszukać a nie wylizać z wierzchu lukier twierdząc, że ciasto biszkoptu nie posiada.”
„Ej panowie to temat o ninja a nie demonach. Administrator upomina, nie spamować wiadomościami nie na temat. Od tego jest offtopic.”

Zmarszczyła brwi zła, że na tym skończyła się ta ciekawa wymiana zdań. Kilka kliknięć pozwoliło jej na zdobycie email niejakiego aman221. Napisała do niego mając nadzieję, że odpisze a adres jest nadal aktualny, gdyż znaleziona dyskusja była sprzed czterech lat. Cokolwiek by nie podał byłoby to już znaczącym tropem, w końcu, kto inny jak nie ludzie badający przez całe życia tylko ten jeden temat będą mieć większą wiedzę? Cieszyła się z dokonanego odkrycia jednocześnie będąc podirytowana, że sama na coś tak oczywistego nie wpadła. Od razu w nowej karcie wpisała zapytanie do wyszukiwarki, tym razem dotyczące kierunków studiów związanych z shinobi. Oczekiwała jakiejś specjalizacji na historii, archeologii czy literaturze badającej podstawy legend, lecz nic takiego nie mogła znaleźć. Miała wrażenie, że świat chce przemilczeć ten okres, traktować jakby go nie było, podobnie jak to bywało w czasach ninja, którzy pomijali okres przed ich nastaniem, skrupulatnie wykręcając się brakiem zainteresowania innych czy koniecznością znania tego. Jednakże ludzie to dziwne byty i na pewno znajdują się wśród nich tacy dziwacy, gotowi poświęcić całe życie na tropinie shinobi, wbrew panującej opinii powszechnej, tylko pytanie jak do takich osób dotrzeć.
Westchnęła przeciągając się. Spoglądając w błękit nieba za oknem wracała wspomnieniami do dawnych dni. Kiedyś łatwiej było o wszelkie informacje, których niezastąpionym źródłem były archiwa Kage oraz Akatsuki. Zawsze zastanawiała się jak Tobi był w stanie tyle wiedzieć, ale w końcu na usługach miał armię białych Zetsu idealnie maskujących się w każdym otoczeniu. Uśmiechnęła się do przeszłości odtwarzanej aktualnie w jej głowie, do której, mimo jej brutalności, ogromnego ryzyka ponoszonego na każdym kroku i prawdziwego nieukrywanego niebezpieczeństwa czyhającego z wszelkich zakamarków, tęskniła. Słodki uśmiech przerodził się w gorzkie podtrzymywanie kącików ust w górze i tylko żałość przepełniała czerwień tęczówek, tęsknota za czymś, co się dobrze wie, że nigdy nie wróci. Znów westchnęła przenosząc wzrok na pusty kubek po mrożonej herbacie, wówczas przez umysł przebiegła pewna myśl.
— Tobi! — krzyknęła prostując się gwałtownie, omal nie zrzucając z kolan laptopa. — No tak — mówiła do siebie szybko otwierając kolejną stronę i uruchamiając podgląd satelitarny. Zamaskowany prowadził swoje dzienniki, w których wszystko zapisywał. Zetsu ją o tym poinformował, kiedy jeszcze leżała w szpitalu tuż przed oficjalnym zakończeniem wojny. Wprawdzie potem wymknęła się z Konohy, aby zabrać te zapiski i umieściła je w podziemiach klanu Uchiha, w spalonej osobiście ich bibliotece z książkami na jej temat. Myśl, która przeszyła umysł dotyczyła zapytania „czy aby Tobi na pewno miał tylko ten jeden ukryty gabinet?”. Wprawdzie mógł posiadać notatki własne lub nawet Madary w innym miejscu, a to, co znalazłam w tamtych korytarzach równie dobrze mogło być tylko częścią. Zła na siebie, że dopiero teraz przyszło jej to do głowy próbowała odnaleźć na współczesnej mapie kryjówki Tobiego. Nie było to łatwe zadanie, ale w końcu znalazła pożądany obszar, na którym aktualnie mieści się park narodowy, co znaczy, że najprawdopodobniej nikt nie odkrył podziemi. Dla pewności weszła na ich oficjalną stronę, czytając krótką historię okolicy jak i informacje o życiu na tym terenie zagrożonego wyginięciem rzadkiego gatunku orła. Marszcząc brwi zapisała link do ulubionych oraz dane kontaktowe z adresem do notesu. Uznała, że dobrze by było wybrać się na małą wycieczkę do parku, krótki weekendowy wypad. Również przemyślawszy tą sprawę, doszła do wniosku, że powinna przejrzeć jeszcze raz dokładniej zapiski zamaskowanego, które bezpiecznie spoczywają w podziemiach posiadłości. Chciała sprawdzić, czy nie występują luki w narracji wskazujące na brak jakiś notesów. Niestety dom znajdował się na obrzeżach ówczesnej Konohy, dojazd po pracy nie wchodził w rachubę, trzeba poświęcić na to którąś sobotę. Zmartwiła się, gdyż, jak wymknąć się z domu bez Itachiego. To było prawie niewykonalne. Przeciągnęła się zerkając na podświetloną kartę gdzie przyszło powiadomienie z popularnego serwisu społecznościowego, kliknęła odczytując informację o urodzeniu się młodych Kali. Przyglądając się zdjęciu tygrysicy z małymi kluskowatymi kociakami wpadła na pomysł zadzwonienia do klasztoru. Pochwyciła komórkę wybierając odpowiedni numer, mając nadzieje, że Dan nie jest zajęty i odbierze. Szatyn jest jednym z rozjechanego po świecie klanu Inuzuka, który stracił swoje zdolności shinobi, przez związki z osobami nieposiadającymi chakrę, lecz nie zamiłowanie do zwierząt. Akurat Dan, jako sierota podrzucony pod drzwi, trafił do klasztoru mnichów oddających się starodawnych obrzędom, wierzącym w magię, gdzie opiekuję się przygarniętymi przez nich w głównej mierze zagrożonymi gatunkami z okolicy.
— Tak słucham? — odezwał się po kilku sygnałach przyjacielski młody głos mężczyzny.
— Witaj Dan, co u ciebie?
— Atari? — zapytał zaskoczony. — Jak miło cię słyszeć. A zupełnie urwanie głowy, pora sucha, przez co skwar jak diabli. Niektóre zwierzaki nie radzą sobie z takimi upałami, mamy problemy z tygrysami chociażby, a na złość w budynku przeznaczonym dla nich na takie okresy siadł system chłodzący.
— U to faktycznie problemy. Radzicie sobie? Może was wspomóc?
— No wiesz zawsze byłoby miło, ale i tak już tyle dla nas robicie z Itachim, głupio by było. Mnisi jakoś próbują załatać do datkami, ale trochę skromnie z nimi ostatnio. A co u ciebie? Wpadasz do nas na urlop?
— U mnie po staremu i mam taki zamiar. Przy okazji może to trochę nie uprzejme, ale czy mógłbyś mi podać do telefonu dziadka, to znaczy mistrza?
— Żaden problem, tylko muszę przejść do szklarni. Oddzwonię za chwilę.
— Nie stój! To za drogo cię wyniesie, taka rozmowa zagraniczna. Puść mi strzałkę a ja zadzwonię.
— Nie ma sprawy, to do usłyszenia za chwilę. Pip. Pip. — Rozłączył się. W tym czasie Atari przysunęła bliżej sobie notes i długopis, aby mieć możliwość zanotowania interesujących ją słów najważniejszej oraz najstarszej osoby w klasztorze. Dan był słowny, po chwili komórka zawibrowała i nim melodyjka zaczęła grać połączenie zostało zakończone. Maznęła dwa razy palcem po dotykowym ekranie wybierając ostatni numer.
— Witaj moja droga Atari, jak dawno cię nie słyszałem — oznajmił radosnym głosem nie dając kobiecie zacząć pierwszej.
— Witaj mistrzu, mnie również miło cię usłyszeć — oparła poważnie i spokojne z pełnym szacunkiem, jaki należy się najstarszemu mnichowi.
— Oj moja miła, mów mi dziadek, jak wszyscy. — Uśmiechnęła się sama do siebie na wyobrażenie poczciwej twarzy staruszka ze zmarszczkami, które dodawały tylko uroku i mądrymi oczami przepełnionymi miłością dla każdego żywego stworzonka. — Dan mówi, że wybierasz się do nas na urlop, kiedy?
— Niestety tego jeszcze nie wiem, musiałabym porozmawiać z przełożonymi, ale mam w planach zawitać do was w najbliższym czasie. I związku z tym miałabym taką prośbę.
— A słucham cię dziecko drogie, pomogę we wszystkim.
— Czy klasztor posiada, jakie zapiski albo informacje o shinobi zwanych też ninja?
— Do tej pory nigdy cię to nie interesowało — odparł w powagą w głosie. — Posiadamy o tym księgi, lecz to nie jest rozmowa na telefon, musiałabyś przyjechać. Musielibyśmy też przedyskutować w radzie ewentualność dopuszczenia ciebie do oryginalnego zbioru. Zajmujemy się również przepisywaniem ich na bardziej przystępny język, uzupełniając informacjami z innych źródeł, nie jest to nigdy wierna replika z poszerzeniem, więc nie jestem pewny, jaka byłaby decyzja rady.
— Wydaliście już jakieś takie książki? — Zaintrygowało ją to.
— Owszem, w druku, w niewielkim nakładzie sprzedawanym w naszym sklepiku pojawiły się trzy takie publikacje.
— Przedtem nie słyszałam o tym, od jak dawna wydajecie książki?
— Odkąd firma twojego ojca nas zaczęła dotować i tak hojnie obdarzyła. Przedtem nie było nas stać na zajmowanie się czymś takim, ani posiadanie sprzętu komputerowego z dostępem do Internetu.
No tak, Atari nie wyjawiła mnichom swojej tożsamości. Poznała ich stosunkowo niedawno, około dwadzieścia lat temu. Ich klasztorem zainteresowała się, kiedy zbierali datki organizując pokaz filmowy ze zwierzęcymi mieszkańcami na którymś z festynów. Dan od razu zwrócił uwagę a krótkie spotkanie pozwoliło szybko zidentyfikować u niego pozostałość chakry, o czym sam chłopak nie ma pojęcia. Wcisnęła kit, że hojny datek pochodził od firmy ojca, a ta łudząco podobna do niej kobieta, którą spotkali wówczas to jej matka. Mężczyźni przyjęli to, niezmiernie szczęśliwi, że córka chce kontynuować sponsorowanie ich klasztoru, zaczęte przez zmarłego rodziciela. Kolejny stek bzdur i kłamstw, w których oboje, i Atari, i Itachi, zaczynali gubić się.
— Jest możliwy do tych książek dostęp inny niż zakup w waszym sklepie?
— Nie.
— Rozumiem. A byłbyś uprzejmy i mógłbyś mi przesłać w paczce wszystkie książki, jakie wydaliście? Oczywiście ceny ich doliczę do następnego przelewu.
— Ależ to żaden problem, moja miła. Nie musisz się kłopotać, z wielką chęcią wyślę paczkę i niezmiernie cieszę się, że nasza praca zainteresowała cię.
— To miło. A jeszcze takie pytanie — oznajmiła wracając do sedna, niezbyt chętna na jakieś zabawy w zbyteczne uprzejmości. — Kto ma dostęp do tych pierwotnych ksiąg w waszej bibliotece?
— Nie udostępniamy jej ludziom postronnym nawet reporterom czy miłośnikom tej tematyki. Dostęp jest wyłącznie dla rady mnichów.
— Rozumiem. A czy w historii klasztoru był przypadek wyjawienia tych tajemnic komuś innemu?
— Był swego czasu, kilkadziesiąt lat temu pewien niechlubny przypadek. Pewien młodzieniec przyjęty do pomocy, nie był mnichem, ślubów nie złożył, lecz przebywał na terenie klasztoru cały czas, jak jeden z nas brał udział prawie we wszystkim. Wkradł się do biblioteki, przyłapaliśmy go rano jak wertuje zakazane księgi. Uciekł nim postawiliśmy mu zarzuty. Niedługo potem pojawił się pewien biznesmen z ofertą wykupienia naszych książek za bagatelną sumę. Mówił, że jest kolekcjonerem i antykwarystą.  Odmówiliśmy, chociaż długo nas nachodził starając się przekupić.
— Rozumiem — wyszeptała zastanawiając się nad usłyszanymi słowami. — Kilkadziesiąt lat temu — powtórzyła ledwo słyszalnie. — A mieliście jakieś oznaki włamań po tym incydencie?
— Ciężko orzec czy to włamania. Jakoś specjalnie nie pilnujemy naszych terenów, które są dość obszerne. Problem stanowią zwierzęta, zdarza się, że jakieś przedostanie się do nas niszcząc ogrodzenie albo inne postanowi opuścić klasztor wracając do natury. Mieliśmy raz przypadek wtargnięcia, myśleliśmy, że to kłusownik.
— Na serio? — zapytała zainteresowana. — Możesz mi o tym opowiedzieć?
— Nie złapaliśmy go, lecz rano znaleźliśmy martwe zwierzęta i pokaźną dziurę w murze, jakby staranowaną czymś.
Atari zmarszczyła czoło zaniepokojona. Kłusownicy w końcu nie pozostawiają martwe zwierzęta tylko zabierają je ze sobą, dla mięsa, skóry czy futra.
— Później okazało się — ciągnął dalej nie wiedząc, że białowłosa zaczęła analizować jego słowa, — że to mógł być psychopata, uciekinier z zakładu z sąsiedniego miasta.
— Interesujące — szeptała do siebie. — Coś jeszcze przychodzi ci do głowy?  A czy ten psychopata zrobił jakieś zamieszenie w budynkach, czy tylko zaatakował zwierzęta?
— Budynki nienaruszone, domownicy wszyscy cali, dlatego to mógł być ten psychopata.
— Rozumiem, rozumiem.
— Więcej nie pamiętam, aby dochodziło do jakiś incydentów.
— Dziękuję bardzo za te informacje.
— Powiedz Atari, dlaczego nagle cię to interesuje? — zapytał a głos jego nadal brzmiał poważnie, zupełnie inaczej niż na początku rozmowy, jak się witał. — To takie nieoczekiwane? Czyżbyś szukała pomocy?
Nie mogła mu niczego powiedzieć, gdyż mnisi nie byli wtajemniczeni w jej tożsamość. Przygryzła wargę zastanawiając się, co odpowiedzieć.  Na złość nic sensownego do głowy nie przychodziło.
— Faktycznie to trochę nieoczekiwane, lecz uznałam, że powinno się znać przeszłość, aby nie popełniać minionych błędów w przyszłości. A niestety niewiele osób ma dostęp do takich źródeł jak wasze. Rozważam wykonanie czegoś takiego jak wy, zebrać informację i przedstawić je szerszemu gronu, aby więcej ludzi mogło mieć łatwy dostęp do czegoś takiego. Zainspirowała mnie koleżanka, która pisze właśnie pracę dyplomową z archeologii i ostatnio bardzo się skarżyła na problemy ze znalezieniem rzetelnych, autentycznych faktów z tak dalekiej przeszłości, jaką były dzieje shinobi — łkała jak najęta, wciskając perfekcyjnie opracowaną historyjkę, zaskoczona czasem potrzebny na wymyślenie jej.
— To bardzo mądre i właściwe. Pochwalam to oraz postaram się zrobić, co w mojej mocy, aby dopomóc ci w tym chwalebnym przedsięwzięciu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszymy, że dotuje nas, ktoś tak inteligentny jak ty, nie licząc na nic w zamian. To bardzo szlachetne w dzisiejszych czasach.
Wywracała oczami, słuchając lukrowanych komplementów, poruszonego dziadka z lekko drgającym ze wzruszenia głosem. Wiedziała, że mówi szczerze wypowiadając to, o czym naprawdę myśli, lecz uważała to za zbyteczne i nie przepadała za czymś takim.
— Bardzo ci dziękuję, to…
— Wybacz mi moja droga — przerwał jej w samą porę, gdyż nie do końca wiedziała jak ubrać w słowa i dorobić do tego kilka zdań na zwykłe „to miłe”, które wypadało rozwinąć, zważywszy na przejęty ton rozmówcy, który z powagą i pełną szczerością zachwala cię. — Obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że niedługo zawitasz do nas wraz ze swoim ukochanym. Proszę pozdrów ode mnie i nas Itachiego. Niech bóg ma cię w opiece i zdrowiu.
— Dziękuję. Tak zrobię. Dbajcie o siebie, niedługo przyjedziemy.
Rozłączył się.
— Hm… — mruknęła do siebie przeciągając się. Zdobyła dzisiaj sporo interesujących informacji, co ją cieszyło. Żaden biznesmen nie wyda ogromnych sum na kupno książek, tylko po to, aby je postawić na półce, musiał mieć ukryty cel. Zastanowiła się głębiej nad przyczynami zainteresowania. Akurat w takich sprawach była dobra, więc pod dłuższej chwili wykreował jej się pewien obraz tamtej sytuacji. Ktoś poszukujący shinobi odkrywa starodawny klasztor zajmujący się tradycyjnymi obrzędami, posyła do niego szpiega, który ma sprawdzić czy mnisi posiadają o nich jakieś informacje, dokonuje odkrycia w bibliotece, lecz zostaje przyłapany, więc ucieka. Następnie zjawia się biznesmen gotowy za wszelką cenę wykupić księgi, spotyka się z twardą odmową, która nie pozostawia mu wyboru. Wysyła szpiega, jednak zwierzęta atakują go robiąc zamieszanie, toteż, aby uciszyć zabija, włamując się do biblioteki. Akcja przebiegała w czasie, kiedy włamywacz mógł zrobić cyfrowe zdjęcia zawartości ksiąg, czego jego poprzednik jeszcze nie znał. Całe zajście usprawiedliwione jest psychopatycznym uciekinierem, więc nie ma dochodzenia. Przygryzła wargę, widząc pewną logikę w tym jak i spore prawdopodobieństwo. Tylko jeden malutki szczególik nie dawał jej spokoju, wiek biznesmena. Zakładając, że wszystkim dowodzi jedna i ta sama osoba, na stan dzisiejszy powinien być dobrze podstarzałym dziadkiem, to trochę rujnowało spójność tej wizji. Nabierała ją dopiero w chwili, kiedy przyjmie się, że ów mężczyzna powierzył swoje tajemnice oraz pasję odkrycia shinobi, bez doszukiwania się przyczyn, dlaczego, swojemu synowi. Jeśli byłoby to prawdą, to jest, czym się zaniepokoić. Atari zmarszczyła brwi przykładając kciuk do warg i zaciskając zęby na paznokciu. Wizja rodziny, która od pokoleń przekazuje sobie zebrane informacje o ninja, która najprawdopodobniej wpadła na jej trop, budziła lęk. O ile znów dokona się pewny założeń, że tamten biznesmen lub jego rodzina, jest odpowiedzialna za atak na białowłosą, ewentualnie są powiązani z tymi ludźmi.
— Osz cholera — mruknęła rozeźlona, ale jednocześnie zaniepokojona odkrywaną machinacją, która wygląda na zaledwie wierzchołek góry lodowej. Robiło się coraz bardziej skomplikowanie oraz powstawało za dużo założeń, musiała zdobyć jakieś pewniki. Niestety, nie jest to łatwe zadanie a konieczność ukrywania tego przed Uchihą tylko potęgowało problemy. Westchnęła przenosząc wzrok na drzwi do sypialni, za którymi smacznie spał brunet, przynajmniej powinien, gdyż obecnie stał oparty o framugę i przyglądał się uważnie białowłosej.
— Obudziłeś się skarbie? — zapytała siląc na uśmiech, mając nadzieję, że dopiero przyszedł.
— Co się dzieje? — zapytał podchodząc do zaczynającej lekko panikować Atari. Dziewczyna szybko chwyciła za ekran laptopa zamykając go, aby nie wydało się czego poszukuje.
— Ale o co pytasz? Kac minął? — zagadała starając się zwieść.
— Owszem — odparł podejrzliwie się przyglądając. — Kotek, co jest? — Pochylił się zaglądając prosto w oczy, owiewając twarz ciepłym oddechem. Odruchowo przygryzła wargę wpatrując się w zatroskane czarne tęczówki ukochanego. Tkwili tak zapatrzeni w siebie przez chwile, po czym Itachi płynnymi ruchami zabrał laptopa odkładając na stolik obok i pociągnął ją do siebie zmuszając do wstania. Zamknąwszy drobne ciało dziewczyny w czułym uścisku obrócił się zasiadając na fotelu, lokując Atari na swoich kolanach.
— Itachi? —zapytała zaskoczona jego poczynaniami.
— Cii… jestem przy tobie, już spokojnie — szeptał obejmując z czułością i delikatnością jednocześnie na tyle silnie, aby poczuła się bezpiecznie. — Zaśnij najdroższa — prosił przeczesując palcami białe włosy.
— Ita…
— Cii… przyszedłem — mówił zatroskanym szeptem tworząc atmosferę intymności. Atari wtulała się w niego, uwielbiała, kiedy był taki, lecz nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat teraz i tak nagle. — Staraj się o tym nie myśleć, to niedługo minie. Pamiętaj jestem przy tobie, zawsze będę, zawsze będę ratować najdroższą mi osobę.
Przyszedłem. Uratuję. Zaczynała rozumieć, o co chodzi. Z cichutkim prawie bezdźwięcznym westchnieniem wtuliła się bardziej, zaciskając dłonie w pięści na materiale jego podkoszulka. Przez całe te dochodzenie związane z atakiem zupełnie zapomniała, że jutro jest rocznica. To by tłumaczyło nocne koszmary, dziwny stan apatii czy lęku. Uśmiechnęła się nikło, jedyny kochany Itachi o wszystkim pamiętał. Teraz rozumiała skąd nagłe oświadczyny, starał się zająć czymś jej myśli, odciągnąć od tragicznej przeszłości.  Podniosła wzrok patrząc w czerń tęczówek, które cały czas ją obserwowały z największą czułością. Pogłaskał ją po policzku delikatnie się uśmiechając, po czym złożył niczym muśnięcie skrzydeł motyla całusa na czole, przepełnionego troską i cichą prośbą o zapomnienie. Wychyliła się nieznacznie złączając ich wargi, zachęcając do namiętniejszego pocałunku.
Uchiha obserwował wdzięczność w jej tęczówkach przepełnionych również oddaniem i najpiękniejszym uczuciem, jakie istnieje. Z czołem opartym na jej, ustami dzielącymi zaledwie centymetr, ciepłym powiewem wymieszanych ze sobą ich oddechów, dłońmi, które oplatały smukłą talię dziewczyny, przyjemnym ciężarem spoczywającego ciała na kolanach, delikatnymi dreszczami przebiegającymi po muskanym delikatnymi ruchami karku, wpatrywał się w niebezpieczną czerwień poprzecinaną czarnymi kręgami, dodającymi tylko większej głębi i tak tajemniczym, niezbadanym oczom.
— Mój kochany Yoki — mruknęła uśmiechając się subtelnie, zabierając dłoń z szyi, aby wystawić ją rozwartą przed siebie.
— Związani obietnicą. Połączeni w jedność — wypowiedział fragment paktu łącząc swoją dłoń z jej, aby spleść palce.
—Składam ci tą obietnicę.
             Czuły pocałunek tylko to potwierdził a czerwone pręgi na małych palach, które stały się na moment widoczne były tego dowodem.

1 komentarz:

  1. Dzisiaj skończyłam czytać wszystkie rozdziały i muszę ci powiedzieć, że jesteś GENIALNA :) cudownie piszesz i masz niesamowitą wyobraźnie :) czekam na następne rozdziały i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń