sobota, 2 sierpnia 2014

35. Kim był Tobi?



Po tym jak zostałem wyproszony z pokoju Atari i uniemożliwili mi powrót do niego pomyślałem, że to dobra okazja do oporządzenia się, długa kąpiel dla relaksu, porządny obiad może krótka drzemka. Jednak wracając z kuchni... Nogi prowadziły odruchowo, przed siebie, bo umysł pochłonięty myślami zaniechał ich kontroli. Układałem przypuszczalny przebieg naszej dyskusji na ten temat, pragnąłem przygotować się na każdy zarzut, aby w porę umieć się wybronić. Wiedziałem, że jedno słowo nieodpowiednie, o jednej wyraz za dużo, zbyt długa pauza między wypowiedziami, że to wszystko może zaważyć nad powodzeniem rozmowy. Dlatego nie zwracałem uwagi na otoczenie ani gdzie idę doszczętnie pochłonięty wyimaginowaną konwersacją. Dopiero czyjś dotyk sprowadził mnie do przytomności i pozwolił na zarejestrowanie pełnego obrazu, pielęgniarki z ręką na moim ramieniu oraz obecności kilku kroków do drzwi prowadzących do pokoju Atari.
 — Chciałabym abyś z nią porozmawiał — powiedziała zabierając dłoń. — Nie tknęła obiadu. Odmawia go twierdząc, że nie jest głodna. W jej sytuacji to nie jest dobrze by żywić się wyłącznie glukozą. Musi coś zjeść. Pani doktor nakazała mi abym cię znalazła i poprosiła o namówienie jej do posiłku. W tym stanie jest możliwość nieodczuwania głodu a nawet mdłości na widok jedzenia, gdyż organizm przyzwyczaja się do braku pożywienia a dostarczana energia z glukozy wystarcza na funkcjonowanie organizmu, ale jest zabójcze na dłuższą metę. Nie może leżeć cały czas podłączona do kroplówki — tłumaczyła z wyraźnym zaniepokojeniem na twarzy. Kiwnąłem głową mijając kobietę by podejść do straży, która zrewidowała mnie upewniając się, że niczego nie wnoszę.
Zastałem dziewczynę z twarzą zwróconą w stronę okna oraz tacą z jedzeniem na szafce obok łóżka. Wyglądała na zamyśloną, pogrążoną w swoim umyśle, tak tajemniczym, niezbadany co i mrocznym. Stałem chwilę obserwując rytmiczne unosząca się klatkę piersiową, biel włosów mieszająca się z bielą poduszki, chorobową bladość skóry, ewidentnie wskazująca na wyczerpanie organizmu, lekko spierzchniętych warg o kolorze bliskim barwie policzków. Niestety z tego miejsca nie widziałem oczu, pięknych utęsknionych, lecz doskonale matową powierzchnie symbolu klanu Uchiha. Wisiorek na jej szyi, gdzie zapieczętowany spoczywał Madara. Na samą myśl o nim zacisnęłam pięści i zęby powstrzymując się od zerwania jej go. Na szczęście, co mnie ucieszyło nie patrzyła na niego.
 — Jak się czujesz? — zapytałem przerywając milczenie i pochodząc do łóżka, wokół którego stała aparatura nieprzerwanie pikając swoim mocno irytującym dźwiękiem.
 — Czego chcesz? — mruknęła a głos zabarwiony miała zmęczeniem.
 — Powinnaś coś zjeść.
 — Nie jestem głodna — odpowiedziała nadal na mnie nie patrząc.
 — Twój organizm jest wyczerpany. — Usiadłem na brzegu łóżka tak by mieć jej twarzy naprzeciw siebie. — Musisz zjeść — dodałem wyciągając dłoń by dotknąć policzka. Zawsze miała skórę niczym alabaster, gładką, miękką a zarazem lekko chłodną, lecz teraz była wręcz zimna.
 — Nie dotykaj mnie.
Nadal wzrok miała odwrócony, więc zignorowałem uwagę. Wówczas widząc brak reakcji uniosła rękę chcąc strącić moją dłoń z policzka jednak, jako że jej ruchy były bardzo powolne a palce drżały sam ją zabrałem, lecz nie po to, aby spoczęła bezczynnie wzdłuż tułowia. Złapałem nią dłoń Atari i przyłożyłem zewnętrzną stronę do twarzy delikatnie całując, tak bardzo brakowało mi tego dotyku. Niestety nie spodobało się to właścicielce gdyż poczułem delikatne szarpnięcie. Z cichym westchnieniem otworzyłem na wpółprzymknięte powieki odkładając dłoń na jej brzuch, ale nie potrafiłem tak po prostu się odsunąć toteż, gdy palce swobodnie ułożyły się na miękkim materiale kołdry położyłem swoją dłoń na jej. Dopiero wówczas zauważyłem, że patrzy na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie wpatrując się w piękną czerwień, obecnie lekko przyćmioną oraz pozbawiona blasku, ale nadal zdolną do tego by mnie zahipnotyzować.
— Proszę ciebie zostaw mnie — wyszeptała opuszczając głowę, zrywając ten krótki kontakt wzrokowy. — Ja już nie mam sił. Zostaw mnie — dodała wyswobadzając dłoń, którą zamknęła w luźną pieść i przeniosła kilka centymetrów wyżej.
 — Nie potrafię — odparłem zgodnie z prawdą.
Uśmiechnęła się nikło.
 — Ty też wpadłeś w spiralę błędów. — To nie było pytanie, ani też zdanie oznajmujące, bardziej przypominało smutne podsumowanie niewymagające komentarza ni wyjaśnienia.
 — Miłość do ciebie nie jest błędem.
Prychnęła cicho.
 — Nie dostrzegasz tego jeszcze? To jest twój największy błąd, wmawianie sobie, że coś do mnie czujesz. — Spojrzała na mnie a czerwień przybrała ciemną barwę. — Autosugestia to silna rzecz, tak mocno zapadła w twojej podświadomości, że wydaje ci się, że naprawdę mnie kochasz.
 — Nie mów tak — warknąłem starając się nie tracić nad sobą kontroli. — Obrażasz teraz moje uczucia.
 — Widzisz — mruknęła. — Ja możesz twierdzić, że kochasz osobę, która ciebie odtrąca, która pozostawia po sobie jedynie ból, która niczego innego niż cierpienie ci nie podarowała.
 — Syndrom konoszański [czyt. sztokholmski] — rzuciłem zaśmiewając się, lecz zaraz przybrałem na powadzę. — To jest właśnie irracjonalizm tego uczucia, nie wyjaśnisz tego. Ja nawet się nie staram tego robić, po prostu cię kocham. Zrozum to w końcu, zrozum ile dla mnie znaczysz.
Umilkła wbijając wzrok w swoje dłonie i przygryzając delikatnie dolną wargę.
 — Jeśli — zaczęła podnosząc głowę — dowiem się jaki jest twój cel, plan oraz jaką rolę w nim odgrywam, wówczas będę wiedziała jak jestem dla ciebie ważna — skończyła patrząc mi z determinacją prosto w oczy. Westchnąłem zrezygnowany, męczyło mnie to, miałem tego dość, jednak wiedziałem, że nie potrafię odejść.
 — Atari, ja już naprawdę nie wiem jak mam ci udowodnić prawdziwość tego, że po prostu cię kocham. Dlaczego mi nie wierzysz, dlaczego nie możesz zaufać moim słowom bez doszukiwania się wszędzie podtekstów?
 — Kiedy uczysz się czegoś na pamięć powtarza to w kółko aż nie stanie się odruchem, wyuczonym tekstem. Mówiąc coś ciągle pozbawiasz tego magii, słowo traci na sile.
Zamarłem obserwując jej tęczówki, w których tlił się ból i zagubienie. Przełknąłem głośno ślinę. Nie umiałem odeprzeć takiego argumentu, nie podejrzewałem, że może to w taki sposób odbierać. Wiedziałem, że to jest nieprawda, przynajmniej w moim przypadku, lecz jak przekonać Atari by uwierzyła moim słowom?
 — Ja mówię to, co myślę, co czuję. Pragnę abyś była tego pewna, byś o tym wiedziała, dlatego tak często to mówię, być zrozumiała, że to prawda.
 — Przynosi to odwrotny skutek.
 — Ja-ja już nie wiem co mam zrobić abyś uwierzyła — szepnąłem bardziej do siebie niż do niej kręcąc ze zrezygnowaniem opuszczoną głową.
 — Jak mam wierzyć słowom osoby, która mnie zdradziła.
 — To była pułapka, ja by nigdy cię nie zdradził.
 — Pułapka? — zapytała zainteresowana, w czym dostrzegłem płomyk nadziei.
 — Tak. Hokage nadal nie ufając mojemu powrotowi do Konohy kazała mnie pilnować. Ktoś zrobił nam fotki, gdy byliśmy razem i jej przekazał. Wymyśliła sobie, że nie będę kłamać tobie, więc nakazała tamtej dziewczynie przybrać twój wygląd. Nie miałem powodów by uważać, że ona to nie ty, lecz gdy pocałowałem ją zorientowałem się, że coś jest nie tak. Niestety nie dałaś mi tego wytłumaczyć, uciekłaś.
 — A skąd to niby wiesz?
 — Powiedziała mi to ta dziewczyna, gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie po zerwaniu.
 — A skąd mam mieć pewność, że nie wymyśliłeś sobie tego, jako wymówki?
 — Musisz mi uwierzyć bądź zaufać. Kyuubi tak zrobić.
 — Co? — Nie kryła zaskoczenia. — Kurama? — dopytywała się, co potwierdziłem potaknięciem.
 — Kontaktował się ze mną, prosił abym wytrzymał to, co mi serowałaś podczas zrywania więzi.
 — A-a-ale dla-dlaczego? — Była w wyraźnym szoku starając się odkryć intencje, jakimi kierował się wówczas demon.
 — Widać jesteś dla niego ważna.
 — Nie, to nie, jak? Kurama? — bełkotała gubiąc się w słowach i zapewnie myślach.
 — Nie tylko dla niego coś znaczysz — dodałem przypominając sobie scenę, kiedy zostałem wyrzucony z jej umysłu. — Gdy straciłaś przytomność wokół ciebie była cała dziewiątka, po czym reszta podziękowała Kyuubiemu i oznajmiła, że udaje się tam gdzie może zaznają spokoju a następnie zniknęli wzbijając się w powietrze. A Kurama i Hachibi oddali za ciebie życie byś mogła dalej żyć i opuściwszy Naruto oraz Bee udali się za resztą.
 — W powietrze? O-oni udali się do I-irata? Nie, nie to jakiś absurd. To absurd…
 — Smakował ci obiad? — zapytała doktor wchodząc do pokoju nim zdążyłem jakoś zareagować czy spróbować uspokoić Atari.
 — Proszę, zjedź — wyszeptałem pochylając się tak by wyglądało to na naturalne podnoszenie się.
 — Jeszcze nie tknęłaś go? — jęknęła załamana kobieta podchodząc bliżej.
 — Dopiero udało mi się ją namówić — wyszeptałem jej tak by białowłosa tego nie usłyszała. Doktor uśmiechnęła się nieznacznie potakując głową.
 — Tak będzie ci wygodniej — oznajmiłam widząc, że Atari bierze do ręki sztućce. Schyliła się by nacisnąć przyciski znajdujące się na zewnętrznej stronie ramy, które służyły do regulowania pozycji leżącej. I tak po chwili górną część łóżka zaczęła się podnosić tak, że dziewczyna znalazła się w pół siadzie. — Smacznego i proszę zjedz wszystko — rzekła uśmiechając się życzliwie oraz kierując kroki w stronę wyjścia. — Zostawimy cię teraz w spokoju — dodała dając mi znak, że muszę opuścić pokój, co zmuszony byłem uczynić, ale zrobiłem to niechętnie.

*

Zmrok zapadł a kilkadziesiąt minut temu pielęgniarka wyszła po ostatniej porcji tabletek na dzisiaj. Igły powbijane w żyły uniemożliwiały zajęcie innej pozycji jak leżenie na plecach a kark od ciągłego kręcenia nim rozbolał toteż wpatrywałam się obecnie w czarny sufit. Przez cały dzień zastanawiałam się, dlaczego Kyuubi zaczął się w tą całą sprawę mieszać. To było bardzo dziwne, niespotykane. Do tej pory zawsze był z boku bez względu na wiedzą o sytuacji, jaką posiadał a zdarzało się, że była ona pełna. Nie rozumiałam, nie mogłam odkryć motywacji, jakie nimi kierowały. Nagły sentyment był idiotycznym pomysłem i nijak się miał do rzeczywistości, gdyż Kurumę posądzić o niego byłoby dość trudno. Jedyne co mi przychodziło do głowy to Itachi. Demon musiał coś odkryć, może ujrzał odpowiedni potencjał, wyczuł moment, w którym może uderzyć, tylko… Jaki ma cel w tym mieszaniu się, czego oczekuje, co mu to da?  Jego intencje odkryć to nie łatwa sztuka, nie kieruje się zwykłymi ludzkimi pragnieniami. Potęgi nie potrzebuje, bo ją posiada, Juubi nic mu nowego nie da, za zemstę czy mszczenie się to mi nie wygląda. Po prostu nic nie mogę dopasować, żaden fragment nie pasuje do tej nielogicznej układanki. Na domiar złego wszystko miesza sam Itachi. Ja już nie wiem co mam robić. Wydaje mi się, że mu wierzę, że chcę uwierzyć, ale nie potrafię wewnętrzna blokada skutecznie mnie unieruchamia. Nie umiem powiedzieć „wybaczam”, po prostu nie przechodzi mi to przez gardło. Strach przed kolejnym cierpieniem nie pozwala mi ufać. Wredny chochlik podszeptuje „czy aby na pewno mówi prawdę?”, „przecież nie ma na to dowodów” i tak na okrągło. Każdy najdrobniejszy gest w jego stronę oznacza dwa wstecz. Ja już tak dłużej nie mogę. Pip. To jest męczące. Pip. Nie mam na to sił. Pip. Dlaczego po prostu nie potrafię? Pip. To przecież nie jest takie trudne. Pip. Wiele ludzi przez coś podobnego przechodzi. Pip. Tyle, że ich życia są krótkie. Pip. Nieusiane mrokiem przeszłości. Pip. Nie tak czarna. Pip. Nie tak bolesna. Pip.
 — Cholera! — warknęłam spoglądając na ciemny zarys dużego pikającego urządzenia pod ścianą po prawicy. Bezustannie wydaje z siebie mocno irytujący, wręcz doprowadzający do szaleństwa wysoki pisk. Nie rozumiem, jakim cudem chorzy przy tym wytrzymują. Przecież to może doprowadzić do jakiś chorób nerwowych. Pip. — Aaa! — ryknęłam podnosząc się do siadu. Ten dźwięk doprowadzał mnie do szewskiej pasji, burzył spokój i zakłócał przemyślenia tworząc z nich nielogiczny chaos bez nici powiązania, strzępy, urywki zdań… Pip.
Tego było już za wiele. Spojrzałam na ręce gdzie poprzyczepiane przyssawkami kabelki łączyły mnie z irytującym urządzeniem. Parzyłam na nie przez chwilę, gdy już miałam zaniechać swój plan… Pip. Koniec, chwyciłam stanowczo za kable odrywając je od skóry. Odłączyłam się nawet od kroplówki i kładąc bose stopy na podłodze wstałam podchodząc do urządzeń, które odłączyłam od gniazdek. Nastała cisza, błoga tak upragniona cisza. Westchnęłam z rozkoszy kierując kroki ku oknie by wpuścić jeszcze powiew nocnego wiaterku. Jednak omal nie krzyknęłam, gdy odsłoniłam zasłony i na parapecie ujrzałam czarną charakterystyczną postać.
 — Czego ty chcesz? — zapytałam otworzywszy okno by wpuścić go do środka. — Wiesz o tym, że Tobi nie żyje? — dodałam pragnąc wyeliminować czynnik niedoinformowania.
 — Owszem — odparł swoim zachrypniętym niskim głosem. — Chciał… Wydaje mi się, że powinnaś o tym wiedzieć.
 — O czym ty mówisz? — Byłam podejrzliwa, po prostu mu nie ufałam. Zetsu nie jest osobą, która byłaby mi przychylna. Oddany do reszty Tobiemu do takiego stopnia, że aż zdziwiło mnie brak obecności podczas walki z zamaskowanym, Myślałam, że zrobiłby wszystko by ocalić swojego pana.
 — Wiem, kim był Tobi.
Na moment zamarłam zaintrygowana jego słowami, lecz szybko przyszło opamiętanie.
 — Teraz to bez znaczenia, nie żyje.
Nie odezwał się tylko zawrócił w stronę okna.
 — Zaczekaj. — Zatrzymałam go. Może i teraz ta wiedza jest mi niepotrzebna, ale bardzo chciałam wiedzieć, jakim cudem udało mu się pozyskać nade mną taką kontrolę. — Mów — poleciałam ponaglając.
 — Madara po wygnaniu z wioski zaszył się w lesie daleko, daleko od Kraju Ognia — zaczął a ja na samo imię skrzywiłam się. — Gdy pojął, że jego wiedza i marzenia przepadną wraz ze śmiercią zapragnął mieć następcę osobę, która kontynuowałaby jego dzieło. Wykradł z klanu jedenastoletniego chłopca o imieniu Ibot. — Zmarszczyłam brwi starając się przypomnieć sobie dzieciaka. Faktycznie, po chwili zaświeciła mi się lampeczka. Chłopak nie był z trzonu, lecz dość utalentowany oraz nie bardzo oddalony powinowactwem od pnia, jednak miał ekscentryczną matkę i ojca pantoflarza, toteż podczas wyboru imienia wygrała kobieta. Biedaczek strasznie cierpiał, bo wszyscy się z niego naśmiewali, aż w końcu zniknął. Na początku była plotka, że miał dość obelg i uciekł, jednak z czasem oraz po poszukiwaniach doszli do wniosku, że dzieciak mógł nawiać, ale został zaatakowany i zginął a jako, że to tylko poboczna rodzina nikt nie wiedział niczego dziwnego w tej lekko naciąganej historyjce, nawet rodzice szybko zapomnieli skupiając się na kolejnym dziecku w drodze.
 — Madara przekazał mu cześć swojej wiedzy, zaszczepił plany — ciągnął zbytnio nie zważając na moje chwilowe wyłączenie się — ambicje. Nauczał go wielu technik a zwłaszcza posługiwanie się sharinganem.
To by wyjaśniało, dlaczego tak mi go czasami przypominał oraz skąd miał informacje o rzeczach, które nie miał prawa znać.
 — To wszystko co miałem ci do powiedzenia. Jeśli chcesz w kryjówce w jego pokoju jest tajne przejście do prawidłowego gabinetu tam znajdziesz dzienniki, które pisał.
 — Zaczekaj — zatrzymałam go widząc jak zbiera się do odejścia.
 — Wiesz coś na temat rutenu?
 — Owszem to roślina, niewielka rośnie na mokradłach.
 — A jej właściwości? — dopytywałam się, bo informacja gdzie mogę ją zastać mnie nie interesowała.
 — Ludzie kiedyś wierzyli, że dzięki niej będą w stanie zapanować nad demonem, który będzie chciał cię zaatakować, więc nosili ją przy sobie, jako talizman ochronny. Madara usłyszawszy o tym postanowił sprawdzić wiarygodność tych podań i testował jej właściwości na tobie. — Dłonie odruchowo zacisnęły się w pięści. — Okazało się, że na demony działa na podobne zasadzie jak środki odurzające, psychotropy czy narkotyki. Powiedział o tym Tobiemu, który również ją stosował.
Zagotowało się we mnie. Tobi używając tego zielska mącił mi w umyśle, który stawał się bardziej podatny na jego słowa czy czyny. Dla tego często przy nim zapominałam o Itachim, czułam się jak na haju i od razu zasypiałam. Stąd ten dziwny zapach kojarzący się z Madarą. Idiotyczne pomysły by dzielić ten sam pokój, potem łóżko, by wiecznie mnie tulić czy całować, to miało wspomóc, przyśpieszyć działanie rutanu. Wszystko po to by omamić, przejąć kontrolę, zrobić ze mnie żywą marionetkę, broń do spełnienia swojego chorego celu.
Pięści zaciskałam tak mocno, że czułam jak wbijają mi się paznokcie.

*

Z samego rana po krótki i szybkim oporządzeniu się wyszedłem z pokoju kierując się do Atari, gdzie pod drzwiami zastałem pielęgniarkę z wózkiem, na którym stała taca z posiłkiem, medykamenty i przyrządy do zmiany opatrunków. Po grzecznościowej wymianie powitania i ścisłej kontroli przeprowadzonej przez ANBU wpuścili nas do środka. Zamarłem. Pierwsze, co można było dostrzec to czarne smugi na ścianach od ognia, porozrzucane pierze z rozerwanych poduszek oraz nieprzytomną dziewczyną na podłodze. Natychmiast podbiegłem zaś kobieta wyszła najpewniej po przełożoną.
 — Atari — mówiłem podnosząc jej głowę. Wówczas dostrzegłem krew ściekającą z ust oraz oczu. — Atari coś ty znowu zrobiła? — jęknąłem biorąc dziewczynę na ręce by położyć na łóżku i jedyne, za co mogłem się obecnie zabrać to ścieranie czerwonej substancji kawałkiem poszarpanej poszewki na poduszkę.
 — Co tu się stało?! — krzyknęła doktor wchodząc do pokoju, lecz szybko zaniechała oględzin pomieszczenia na rzecz Atari, do której śpiesznym krokiem podeszła delikatnie mnie odsuwając.
 — Zawiadom Kage, trzeba ją przenieść do szpitala — oznajmiła po sprawdzeniu pulsu. — Weź ją — poleciła zwracając się do mnie, gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami wybiegając z pokoju. Bez zbędnych słów i zamartwiania się o ANBU na zewnętrz wziąłem nieprzytomną na ręce udając się w ślad za kobietą.
 — Co tu się dzieje? — zapytał mężczyzna zagradzając mi drogę.
 — Jeniec nie może opuścić pokoju — dodał drugi z nich uniemożliwiając mi wyminięcie pierwszego.
 — Ona jest ciężko ranna trzeba ją przenieść do szpitala.
 — Dostaliśmy taki a nie inny rozkaz.
 — Puśćcie ją — rozległ się rozkaz Kazekage, który zjawił się tutaj w towarzystwie pielęgniarki. — Dziewczyna zostanie przetransportowana do innego pomieszczenie, proszę uda się za panią doktor, ona wskaże jej nowy pokój.
Mężczyźni pochylili głowy potakując nimi lekko i przepuszczając mnie.
 — Szybko, tu liczy się każda sekunda — rzuciła doktor kierując swe kroki ku schodom. Dzięki niemalże błyskawicznej interwencji Kazekage Atari została przeniesiona na czas. Niestety, gdy położyłem ją na łóżku przyszli jeszcze inni lekarze wypraszają mnie z pokoju. Nie pozostała mi nic innego jak chodzić tam i z powrotem przed drzwiami czekając na diagnozę.
Czas się strasznie ciągnął, przez co miałem wrażenie, że wskazówka zegara stanęła w miejscu. Na domiar złego nie miałem, czym zająć myśli by nie martwić się o białowłosą, czego rezultatem był szybszy krok, bardziej pod denerwowane ruchy oraz wyczulony słuch na najmniejsze skrzypnięcie. Wreszcie po upływnie godzin, które dla mnie zdawały się być dniami z pokoju wyszli lekarze. Z mocno bijącym serce niemalże podchodzącym pod gardło podszedłem do pani doktor spytać o stan Atari.
 — Cóż, nie będę owijać w bawełnę — zaczęła a mi przed oczami pojawiły się najczarniejsze scenariusze. — Dziewczyna jeszcze przed dłuższy czas nie odzyska przytomności, ale obecnie jej stan jest bliskim stabilności, jest ona na razie dość chwiejna, ale nie zagraża bezpośrednio życiu. Z badań wynikło, że odszczepiła się od aparatury kilka godzin przed użyciem jakieś techniki. Szczerze, znaleźliśmy ją na czas. Interwencja godzinę później z wielkim prawdopodobieństwem by się nie powiodła.
Przymknąłem powieki przygryzając jednocześnie wargę. Co jej do głowy wpadło? Przecież wiedziała, że nie może teraz walczyć, nawet chodzi jej nie pozwalali a ona… Dlaczego wyłączyła aparaturę? Nie mogłem doszukać się żadnego logicznego wyjaśnienia, chyba, że chciała popełnić samobójstwo.
 — Mogę się z nią zobaczyć?
 — Przykro mi. Po krótkiej dyskusji zostało ustalone, że dziewczyna najwyraźniej pod wpływem słów, które usłyszała dopuściła się czegoś takiego. Dla bezpieczeństwa pokój zostanie kompletnie odłączony od świata zewnętrznego, nikt pod żadnym pozorem, poza wyznaczonymi lekarzami i pielęgniarkami, których dane dostaną strażnicy nie będzie mógł tam wejść, nawet Kage. Przykro mi, to dla jej dobra — oznajmiła odchodząc.
Ostatni raz spojrzałem na białe drzwi, gdzie ustawili się ANBU. Nie miałem wyjścia musiałem przyjąć taki stan rzeczy. Mimo iż naprawdę musiałem z nią porozmawiać. Z dziesięciu dni minęły już dwa.

___________________________________________________________________________

 Witam moich drogich czytelników. Z przykrością informuję, że właśnie przeczytaliście przed przedostatni rozdział tego opowiadania. Zostały jeszcze tylko 2 do opublikowania. Z jednej strony cieszę się, że historia dobiega końca, bo szczerze obawiałam się, że zostanie zawieszona przechodząc do reszty projektów nigdy nie skończonych. A z drugiej strasznie mi ciężko porzuć tą historię, samą Atari bardzo polubiłam, przywiązałam się do tej kreacji Itachiego i ogólnie całej historii, smutno tak kończyć ją.
W sprawie tego co ma nastąpić po zakończeniu opowiadania o Atari, szczerze jeszcze nie wiem. Wybaczcie mi, myślałam, że już na stan obecny będę mieć odpowiedź ale nie udało mi się. Cały czas myślę o następnym kroku. Spokojnie na pewno poinformuję was o decyzji pod ostatnią notką, spokojnie. A teraz jeszcze na osłodę tejże niezbyt miłej wiadomości, pod ostatnią notką z moimi pracami plastycznymi prosiliście o rysunek Atari, więc oto proszę... 
Portret Atari, fromat A-4, rysunek, a tło [te plamy] zrobione akwarelami :) Po kliknięciu na obraz pokaże się on w większej formie bardziej czytelnej. 
Mam nadzieję, że będzie się podobać. Dziękuję za przeczytania i zapraszam do komentowania. Do następnego trzymajcie się! 



1 komentarz:

  1. Hej, hej :3
    Kochana, z całego serca przepraszam, że komentuję notkę z dużym opóźnieniem. Niestety, mam ostatnio ogromne problemy z organizacją czasu. Niby wakacje, a jestem bardziej zabiegana niż bywam w roku szkolnym... dziwne. Nie mogłam się doczekać, aż znajdę chwilkę, by przeczytać rozdział Twojego opowiadania - uwielbiam tę historię i jestem wniebowzięta, iż dzisiaj nareszcie udało mi się do niego zajrzeć.
    Wpis był wspaniały. Bardzo mi się podobał. Błyskawicznie połknęłam go wzrokiem - tak przyjemnie i miło mi się go czytało. Do gustu najbardziej przypadła mi rozmowa Itachiego z Atari - była taka... wzruszająca, przesiąknięta emocjami. Już wiemy, w jaki sposób Tobi kontrolował dziewczynę - zawsze mnie zastanawiało, jak to robił. Nie dziwie się białowłosej, że odgłos aparatury wybitnie ją irytował - mnie również doprowadza do szału takie uporczywe pikanie... Niestety, jej stan się pogorszył. Mam nadzieję, iż z tego wyjdzie. Polubiłam ją, choć w Twoim wykonaniu zawsze najbardziej kochałam kreację starszego Uchihy. Jest perfekcyjna ^^
    Och, już zbliżamy się do końca? ;c Szkoda. Z jednej strony fajnie, że poznamy rozwiązanie opowiadania, ale z drugiej strony jest ono tak dobre, iż mogłabym je czytać bez końca. Może po zakończeniu historii pomyślisz nad jej drugą częścią, hm? :) Oczywiście decyzja należy do Ciebie i zaakceptuję wszystko, co postanowisz ^^ Śliczny rysunek. Tło wygląda bardzo efektownie.
    Życzę dużo weny, czasu na pisanie i z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
    Pozdrawiam cieplutko ^^

    OdpowiedzUsuń