Po tym jak zostałem wyproszony z pokoju Atari i
uniemożliwili mi powrót do niego pomyślałem, że to dobra okazja do oporządzenia
się, długa kąpiel dla relaksu, porządny obiad może krótka drzemka. Jednak
wracając z kuchni... Nogi prowadziły odruchowo, przed siebie, bo umysł
pochłonięty myślami zaniechał ich kontroli. Układałem przypuszczalny przebieg
naszej dyskusji na ten temat, pragnąłem przygotować się na każdy zarzut, aby w
porę umieć się wybronić. Wiedziałem, że jedno słowo nieodpowiednie, o jednej wyraz
za dużo, zbyt długa pauza między wypowiedziami, że to wszystko może zaważyć nad
powodzeniem rozmowy. Dlatego nie zwracałem uwagi na otoczenie ani gdzie idę
doszczętnie pochłonięty wyimaginowaną konwersacją. Dopiero czyjś dotyk
sprowadził mnie do przytomności i pozwolił na zarejestrowanie pełnego obrazu,
pielęgniarki z ręką na moim ramieniu oraz obecności kilku kroków do drzwi
prowadzących do pokoju Atari.
— Chciałabym
abyś z nią porozmawiał — powiedziała zabierając dłoń. — Nie tknęła obiadu.
Odmawia go twierdząc, że nie jest głodna. W jej sytuacji to nie jest dobrze by
żywić się wyłącznie glukozą. Musi coś zjeść. Pani doktor nakazała mi abym cię
znalazła i poprosiła o namówienie jej do posiłku. W tym stanie jest możliwość
nieodczuwania głodu a nawet mdłości na widok jedzenia, gdyż organizm
przyzwyczaja się do braku pożywienia a dostarczana energia z glukozy wystarcza
na funkcjonowanie organizmu, ale jest zabójcze na dłuższą metę. Nie może leżeć
cały czas podłączona do kroplówki — tłumaczyła z wyraźnym zaniepokojeniem na
twarzy. Kiwnąłem głową mijając kobietę by podejść do straży, która zrewidowała
mnie upewniając się, że niczego nie wnoszę.
Zastałem dziewczynę z twarzą zwróconą w stronę okna
oraz tacą z jedzeniem na szafce obok łóżka. Wyglądała na zamyśloną, pogrążoną w
swoim umyśle, tak tajemniczym, niezbadany co i mrocznym. Stałem chwilę
obserwując rytmiczne unosząca się klatkę piersiową, biel włosów mieszająca się
z bielą poduszki, chorobową bladość skóry, ewidentnie wskazująca na wyczerpanie
organizmu, lekko spierzchniętych warg o kolorze bliskim barwie policzków.
Niestety z tego miejsca nie widziałem oczu, pięknych utęsknionych, lecz
doskonale matową powierzchnie symbolu klanu Uchiha. Wisiorek na jej szyi, gdzie
zapieczętowany spoczywał Madara. Na samą myśl o nim zacisnęłam pięści i zęby
powstrzymując się od zerwania jej go. Na szczęście, co mnie ucieszyło nie
patrzyła na niego.
— Jak się
czujesz? — zapytałem przerywając milczenie i pochodząc do łóżka, wokół którego
stała aparatura nieprzerwanie pikając swoim mocno irytującym dźwiękiem.
— Czego
chcesz? — mruknęła a głos zabarwiony miała zmęczeniem.
— Powinnaś
coś zjeść.
— Nie jestem
głodna — odpowiedziała nadal na mnie nie patrząc.
— Twój
organizm jest wyczerpany. — Usiadłem na brzegu łóżka tak by mieć jej twarzy
naprzeciw siebie. — Musisz zjeść — dodałem wyciągając dłoń by dotknąć policzka.
Zawsze miała skórę niczym alabaster, gładką, miękką a zarazem lekko chłodną,
lecz teraz była wręcz zimna.
— Nie dotykaj
mnie.
Nadal wzrok miała odwrócony, więc zignorowałem
uwagę. Wówczas widząc brak reakcji uniosła rękę chcąc strącić moją dłoń z
policzka jednak, jako że jej ruchy były bardzo powolne a palce drżały sam ją
zabrałem, lecz nie po to, aby spoczęła bezczynnie wzdłuż tułowia. Złapałem nią
dłoń Atari i przyłożyłem zewnętrzną stronę do twarzy delikatnie całując, tak
bardzo brakowało mi tego dotyku. Niestety nie spodobało się to właścicielce
gdyż poczułem delikatne szarpnięcie. Z cichym westchnieniem otworzyłem na
wpółprzymknięte powieki odkładając dłoń na jej brzuch, ale nie potrafiłem tak
po prostu się odsunąć toteż, gdy palce swobodnie ułożyły się na miękkim
materiale kołdry położyłem swoją dłoń na jej. Dopiero wówczas zauważyłem, że
patrzy na mnie. Uśmiechnąłem się delikatnie wpatrując się w piękną czerwień,
obecnie lekko przyćmioną oraz pozbawiona blasku, ale nadal zdolną do tego by
mnie zahipnotyzować.
— Proszę ciebie zostaw mnie — wyszeptała opuszczając
głowę, zrywając ten krótki kontakt wzrokowy. — Ja już nie mam sił. Zostaw mnie
— dodała wyswobadzając dłoń, którą zamknęła w luźną pieść i przeniosła kilka
centymetrów wyżej.
— Nie
potrafię — odparłem zgodnie z prawdą.
Uśmiechnęła się nikło.
— Ty też
wpadłeś w spiralę błędów. — To nie było pytanie, ani też zdanie oznajmujące,
bardziej przypominało smutne podsumowanie niewymagające komentarza ni
wyjaśnienia.
— Miłość do
ciebie nie jest błędem.
Prychnęła cicho.
— Nie
dostrzegasz tego jeszcze? To jest twój największy błąd, wmawianie sobie, że coś
do mnie czujesz. — Spojrzała na mnie a czerwień przybrała ciemną barwę. —
Autosugestia to silna rzecz, tak mocno zapadła w twojej podświadomości, że
wydaje ci się, że naprawdę mnie kochasz.
— Nie mów tak
— warknąłem starając się nie tracić nad sobą kontroli. — Obrażasz teraz moje
uczucia.
— Widzisz —
mruknęła. — Ja możesz twierdzić, że kochasz osobę, która ciebie odtrąca, która
pozostawia po sobie jedynie ból, która niczego innego niż cierpienie ci nie
podarowała.
— Syndrom
konoszański [czyt. sztokholmski] — rzuciłem zaśmiewając się, lecz zaraz
przybrałem na powadzę. — To jest właśnie irracjonalizm tego uczucia, nie
wyjaśnisz tego. Ja nawet się nie staram tego robić, po prostu cię kocham.
Zrozum to w końcu, zrozum ile dla mnie znaczysz.
Umilkła wbijając wzrok w swoje dłonie i przygryzając
delikatnie dolną wargę.
— Jeśli —
zaczęła podnosząc głowę — dowiem się jaki jest twój cel, plan oraz jaką rolę w
nim odgrywam, wówczas będę wiedziała jak jestem dla ciebie ważna — skończyła
patrząc mi z determinacją prosto w oczy. Westchnąłem zrezygnowany, męczyło mnie
to, miałem tego dość, jednak wiedziałem, że nie potrafię odejść.
— Atari, ja
już naprawdę nie wiem jak mam ci udowodnić prawdziwość tego, że po prostu cię
kocham. Dlaczego mi nie wierzysz, dlaczego nie możesz zaufać moim słowom bez
doszukiwania się wszędzie podtekstów?
— Kiedy
uczysz się czegoś na pamięć powtarza to w kółko aż nie stanie się odruchem,
wyuczonym tekstem. Mówiąc coś ciągle pozbawiasz tego magii, słowo traci na
sile.
Zamarłem obserwując jej tęczówki, w których tlił się
ból i zagubienie. Przełknąłem głośno ślinę. Nie umiałem odeprzeć takiego
argumentu, nie podejrzewałem, że może to w taki sposób odbierać. Wiedziałem, że
to jest nieprawda, przynajmniej w moim przypadku, lecz jak przekonać Atari by
uwierzyła moim słowom?
— Ja mówię
to, co myślę, co czuję. Pragnę abyś była tego pewna, byś o tym wiedziała,
dlatego tak często to mówię, być zrozumiała, że to prawda.
— Przynosi to
odwrotny skutek.
— Ja-ja już
nie wiem co mam zrobić abyś uwierzyła — szepnąłem bardziej do siebie niż do
niej kręcąc ze zrezygnowaniem opuszczoną głową.
— Jak mam
wierzyć słowom osoby, która mnie zdradziła.
— To była
pułapka, ja by nigdy cię nie zdradził.
— Pułapka? —
zapytała zainteresowana, w czym dostrzegłem płomyk nadziei.
— Tak. Hokage
nadal nie ufając mojemu powrotowi do Konohy kazała mnie pilnować. Ktoś zrobił
nam fotki, gdy byliśmy razem i jej przekazał. Wymyśliła sobie, że nie będę
kłamać tobie, więc nakazała tamtej dziewczynie przybrać twój wygląd. Nie miałem
powodów by uważać, że ona to nie ty, lecz gdy pocałowałem ją zorientowałem się,
że coś jest nie tak. Niestety nie dałaś mi tego wytłumaczyć, uciekłaś.
— A skąd to
niby wiesz?
— Powiedziała
mi to ta dziewczyna, gdy zobaczyła, w jakim jestem stanie po zerwaniu.
— A skąd mam
mieć pewność, że nie wymyśliłeś sobie tego, jako wymówki?
— Musisz mi
uwierzyć bądź zaufać. Kyuubi tak zrobić.
— Co? — Nie
kryła zaskoczenia. — Kurama? — dopytywała się, co potwierdziłem potaknięciem.
— Kontaktował
się ze mną, prosił abym wytrzymał to, co mi serowałaś podczas zrywania więzi.
— A-a-ale
dla-dlaczego? — Była w wyraźnym szoku starając się odkryć intencje, jakimi
kierował się wówczas demon.
— Widać
jesteś dla niego ważna.
— Nie, to
nie, jak? Kurama? — bełkotała gubiąc się w słowach i zapewnie myślach.
— Nie tylko
dla niego coś znaczysz — dodałem przypominając sobie scenę, kiedy zostałem
wyrzucony z jej umysłu. — Gdy straciłaś przytomność wokół ciebie była cała
dziewiątka, po czym reszta podziękowała Kyuubiemu i oznajmiła, że udaje się tam
gdzie może zaznają spokoju a następnie zniknęli wzbijając się w powietrze. A
Kurama i Hachibi oddali za ciebie życie byś mogła dalej żyć i opuściwszy Naruto
oraz Bee udali się za resztą.
— W
powietrze? O-oni udali się do I-irata? Nie, nie to jakiś absurd. To absurd…
— Smakował ci
obiad? — zapytała doktor wchodząc do pokoju nim zdążyłem jakoś zareagować czy
spróbować uspokoić Atari.
— Proszę,
zjedź — wyszeptałem pochylając się tak by wyglądało to na naturalne podnoszenie
się.
— Jeszcze nie
tknęłaś go? — jęknęła załamana kobieta podchodząc bliżej.
— Dopiero
udało mi się ją namówić — wyszeptałem jej tak by białowłosa tego nie usłyszała.
Doktor uśmiechnęła się nieznacznie potakując głową.
— Tak będzie
ci wygodniej — oznajmiłam widząc, że Atari bierze do ręki sztućce. Schyliła się
by nacisnąć przyciski znajdujące się na zewnętrznej stronie ramy, które służyły
do regulowania pozycji leżącej. I tak po chwili górną część łóżka zaczęła się
podnosić tak, że dziewczyna znalazła się w pół siadzie. — Smacznego i proszę
zjedz wszystko — rzekła uśmiechając się życzliwie oraz kierując kroki w stronę
wyjścia. — Zostawimy cię teraz w spokoju — dodała dając mi znak, że muszę
opuścić pokój, co zmuszony byłem uczynić, ale zrobiłem to niechętnie.
*
Zmrok zapadł a kilkadziesiąt minut temu pielęgniarka
wyszła po ostatniej porcji tabletek na dzisiaj. Igły powbijane w żyły
uniemożliwiały zajęcie innej pozycji jak leżenie na plecach a kark od ciągłego
kręcenia nim rozbolał toteż wpatrywałam się obecnie w czarny sufit. Przez cały
dzień zastanawiałam się, dlaczego Kyuubi zaczął się w tą całą sprawę mieszać.
To było bardzo dziwne, niespotykane. Do tej pory zawsze był z boku bez względu
na wiedzą o sytuacji, jaką posiadał a zdarzało się, że była ona pełna. Nie
rozumiałam, nie mogłam odkryć motywacji, jakie nimi kierowały. Nagły sentyment
był idiotycznym pomysłem i nijak się miał do rzeczywistości, gdyż Kurumę
posądzić o niego byłoby dość trudno. Jedyne co mi przychodziło do głowy to
Itachi. Demon musiał coś odkryć, może ujrzał odpowiedni potencjał, wyczuł
moment, w którym może uderzyć, tylko… Jaki ma cel w tym mieszaniu się, czego
oczekuje, co mu to da? Jego intencje
odkryć to nie łatwa sztuka, nie kieruje się zwykłymi ludzkimi pragnieniami.
Potęgi nie potrzebuje, bo ją posiada, Juubi nic mu nowego nie da, za zemstę czy
mszczenie się to mi nie wygląda. Po prostu nic nie mogę dopasować, żaden
fragment nie pasuje do tej nielogicznej układanki. Na domiar złego wszystko
miesza sam Itachi. Ja już nie wiem co mam robić. Wydaje mi się, że mu wierzę,
że chcę uwierzyć, ale nie potrafię wewnętrzna blokada skutecznie mnie
unieruchamia. Nie umiem powiedzieć „wybaczam”, po prostu nie przechodzi mi to
przez gardło. Strach przed kolejnym cierpieniem nie pozwala mi ufać. Wredny
chochlik podszeptuje „czy aby na pewno mówi prawdę?”, „przecież nie ma na to
dowodów” i tak na okrągło. Każdy najdrobniejszy gest w jego stronę oznacza dwa
wstecz. Ja już tak dłużej nie mogę. Pip. To jest męczące. Pip. Nie mam na to
sił. Pip. Dlaczego po prostu nie potrafię? Pip. To przecież nie jest takie
trudne. Pip. Wiele ludzi przez coś podobnego przechodzi. Pip. Tyle, że ich
życia są krótkie. Pip. Nieusiane mrokiem przeszłości. Pip. Nie tak czarna. Pip.
Nie tak bolesna. Pip.
— Cholera! —
warknęłam spoglądając na ciemny zarys dużego pikającego urządzenia pod ścianą
po prawicy. Bezustannie wydaje z siebie mocno irytujący, wręcz doprowadzający
do szaleństwa wysoki pisk. Nie rozumiem, jakim cudem chorzy przy tym
wytrzymują. Przecież to może doprowadzić do jakiś chorób nerwowych. Pip. — Aaa!
— ryknęłam podnosząc się do siadu. Ten dźwięk doprowadzał mnie do szewskiej
pasji, burzył spokój i zakłócał przemyślenia tworząc z nich nielogiczny chaos
bez nici powiązania, strzępy, urywki zdań… Pip.
Tego było już za wiele. Spojrzałam na ręce gdzie
poprzyczepiane przyssawkami kabelki łączyły mnie z irytującym urządzeniem.
Parzyłam na nie przez chwilę, gdy już miałam zaniechać swój plan… Pip. Koniec,
chwyciłam stanowczo za kable odrywając je od skóry. Odłączyłam się nawet od
kroplówki i kładąc bose stopy na podłodze wstałam podchodząc do urządzeń, które
odłączyłam od gniazdek. Nastała cisza, błoga tak upragniona cisza. Westchnęłam
z rozkoszy kierując kroki ku oknie by wpuścić jeszcze powiew nocnego wiaterku.
Jednak omal nie krzyknęłam, gdy odsłoniłam zasłony i na parapecie ujrzałam
czarną charakterystyczną postać.
— Czego ty
chcesz? — zapytałam otworzywszy okno by wpuścić go do środka. — Wiesz o tym, że
Tobi nie żyje? — dodałam pragnąc wyeliminować czynnik niedoinformowania.
— Owszem —
odparł swoim zachrypniętym niskim głosem. — Chciał… Wydaje mi się, że powinnaś
o tym wiedzieć.
— O czym ty
mówisz? — Byłam podejrzliwa, po prostu mu nie ufałam. Zetsu nie jest osobą,
która byłaby mi przychylna. Oddany do reszty Tobiemu do takiego stopnia, że aż
zdziwiło mnie brak obecności podczas walki z zamaskowanym, Myślałam, że
zrobiłby wszystko by ocalić swojego pana.
— Wiem, kim
był Tobi.
Na moment zamarłam zaintrygowana jego słowami, lecz
szybko przyszło opamiętanie.
— Teraz to
bez znaczenia, nie żyje.
Nie odezwał się tylko zawrócił w stronę okna.
— Zaczekaj. —
Zatrzymałam go. Może i teraz ta wiedza jest mi niepotrzebna, ale bardzo
chciałam wiedzieć, jakim cudem udało mu się pozyskać nade mną taką kontrolę. —
Mów — poleciałam ponaglając.
— Madara po
wygnaniu z wioski zaszył się w lesie daleko, daleko od Kraju Ognia — zaczął a
ja na samo imię skrzywiłam się. — Gdy pojął, że jego wiedza i marzenia
przepadną wraz ze śmiercią zapragnął mieć następcę osobę, która kontynuowałaby
jego dzieło. Wykradł z klanu jedenastoletniego chłopca o imieniu Ibot. —
Zmarszczyłam brwi starając się przypomnieć sobie dzieciaka. Faktycznie, po
chwili zaświeciła mi się lampeczka. Chłopak nie był z trzonu, lecz dość
utalentowany oraz nie bardzo oddalony powinowactwem od pnia, jednak miał
ekscentryczną matkę i ojca pantoflarza, toteż podczas wyboru imienia wygrała
kobieta. Biedaczek strasznie cierpiał, bo wszyscy się z niego naśmiewali, aż w
końcu zniknął. Na początku była plotka, że miał dość obelg i uciekł, jednak z
czasem oraz po poszukiwaniach doszli do wniosku, że dzieciak mógł nawiać, ale
został zaatakowany i zginął a jako, że to tylko poboczna rodzina nikt nie
wiedział niczego dziwnego w tej lekko naciąganej historyjce, nawet rodzice
szybko zapomnieli skupiając się na kolejnym dziecku w drodze.
— Madara
przekazał mu cześć swojej wiedzy, zaszczepił plany — ciągnął zbytnio nie
zważając na moje chwilowe wyłączenie się — ambicje. Nauczał go wielu technik a
zwłaszcza posługiwanie się sharinganem.
To by wyjaśniało, dlaczego tak mi go czasami
przypominał oraz skąd miał informacje o rzeczach, które nie miał prawa znać.
— To wszystko
co miałem ci do powiedzenia. Jeśli chcesz w kryjówce w jego pokoju jest tajne
przejście do prawidłowego gabinetu tam znajdziesz dzienniki, które pisał.
— Zaczekaj —
zatrzymałam go widząc jak zbiera się do odejścia.
— Wiesz coś
na temat rutenu?
— Owszem to
roślina, niewielka rośnie na mokradłach.
— A jej
właściwości? — dopytywałam się, bo informacja gdzie mogę ją zastać mnie nie
interesowała.
— Ludzie
kiedyś wierzyli, że dzięki niej będą w stanie zapanować nad demonem, który
będzie chciał cię zaatakować, więc nosili ją przy sobie, jako talizman
ochronny. Madara usłyszawszy o tym postanowił sprawdzić wiarygodność tych podań
i testował jej właściwości na tobie. — Dłonie odruchowo zacisnęły się w pięści.
— Okazało się, że na demony działa na podobne zasadzie jak środki odurzające,
psychotropy czy narkotyki. Powiedział o tym Tobiemu, który również ją stosował.
Zagotowało się we mnie. Tobi używając tego zielska
mącił mi w umyśle, który stawał się bardziej podatny na jego słowa czy czyny.
Dla tego często przy nim zapominałam o Itachim, czułam się jak na haju i od
razu zasypiałam. Stąd ten dziwny zapach kojarzący się z Madarą. Idiotyczne
pomysły by dzielić ten sam pokój, potem łóżko, by wiecznie mnie tulić czy
całować, to miało wspomóc, przyśpieszyć działanie rutanu. Wszystko po to by
omamić, przejąć kontrolę, zrobić ze mnie żywą marionetkę, broń do spełnienia
swojego chorego celu.
Pięści zaciskałam tak mocno, że czułam jak wbijają
mi się paznokcie.
*
Z samego rana po krótki i szybkim oporządzeniu się
wyszedłem z pokoju kierując się do Atari, gdzie pod drzwiami zastałem
pielęgniarkę z wózkiem, na którym stała taca z posiłkiem, medykamenty i
przyrządy do zmiany opatrunków. Po grzecznościowej wymianie powitania i ścisłej
kontroli przeprowadzonej przez ANBU wpuścili nas do środka. Zamarłem. Pierwsze,
co można było dostrzec to czarne smugi na ścianach od ognia, porozrzucane
pierze z rozerwanych poduszek oraz nieprzytomną dziewczyną na podłodze.
Natychmiast podbiegłem zaś kobieta wyszła najpewniej po przełożoną.
— Atari —
mówiłem podnosząc jej głowę. Wówczas dostrzegłem krew ściekającą z ust oraz
oczu. — Atari coś ty znowu zrobiła? — jęknąłem biorąc dziewczynę na ręce by
położyć na łóżku i jedyne, za co mogłem się obecnie zabrać to ścieranie
czerwonej substancji kawałkiem poszarpanej poszewki na poduszkę.
— Co tu się
stało?! — krzyknęła doktor wchodząc do pokoju, lecz szybko zaniechała oględzin
pomieszczenia na rzecz Atari, do której śpiesznym krokiem podeszła delikatnie
mnie odsuwając.
— Zawiadom
Kage, trzeba ją przenieść do szpitala — oznajmiła po sprawdzeniu pulsu. — Weź
ją — poleciła zwracając się do mnie, gdy pielęgniarka zniknęła za drzwiami
wybiegając z pokoju. Bez zbędnych słów i zamartwiania się o ANBU na zewnętrz
wziąłem nieprzytomną na ręce udając się w ślad za kobietą.
— Co tu się
dzieje? — zapytał mężczyzna zagradzając mi drogę.
— Jeniec nie
może opuścić pokoju — dodał drugi z nich uniemożliwiając mi wyminięcie
pierwszego.
— Ona jest
ciężko ranna trzeba ją przenieść do szpitala.
— Dostaliśmy
taki a nie inny rozkaz.
— Puśćcie ją
— rozległ się rozkaz Kazekage, który zjawił się tutaj w towarzystwie
pielęgniarki. — Dziewczyna zostanie przetransportowana do innego pomieszczenie,
proszę uda się za panią doktor, ona wskaże jej nowy pokój.
Mężczyźni pochylili głowy potakując nimi lekko i
przepuszczając mnie.
— Szybko, tu
liczy się każda sekunda — rzuciła doktor kierując swe kroki ku schodom. Dzięki
niemalże błyskawicznej interwencji Kazekage Atari została przeniesiona na czas.
Niestety, gdy położyłem ją na łóżku przyszli jeszcze inni lekarze wypraszają
mnie z pokoju. Nie pozostała mi nic innego jak chodzić tam i z powrotem przed drzwiami
czekając na diagnozę.
Czas się strasznie ciągnął, przez co miałem
wrażenie, że wskazówka zegara stanęła w miejscu. Na domiar złego nie miałem,
czym zająć myśli by nie martwić się o białowłosą, czego rezultatem był szybszy
krok, bardziej pod denerwowane ruchy oraz wyczulony słuch na najmniejsze
skrzypnięcie. Wreszcie po upływnie godzin, które dla mnie zdawały się być
dniami z pokoju wyszli lekarze. Z mocno bijącym serce niemalże podchodzącym pod
gardło podszedłem do pani doktor spytać o stan Atari.
— Cóż, nie
będę owijać w bawełnę — zaczęła a mi przed oczami pojawiły się najczarniejsze
scenariusze. — Dziewczyna jeszcze przed dłuższy czas nie odzyska przytomności,
ale obecnie jej stan jest bliskim stabilności, jest ona na razie dość chwiejna,
ale nie zagraża bezpośrednio życiu. Z badań wynikło, że odszczepiła się od
aparatury kilka godzin przed użyciem jakieś techniki. Szczerze, znaleźliśmy ją
na czas. Interwencja godzinę później z wielkim prawdopodobieństwem by się nie
powiodła.
Przymknąłem powieki przygryzając jednocześnie wargę.
Co jej do głowy wpadło? Przecież wiedziała, że nie może teraz walczyć, nawet
chodzi jej nie pozwalali a ona… Dlaczego wyłączyła aparaturę? Nie mogłem
doszukać się żadnego logicznego wyjaśnienia, chyba, że chciała popełnić samobójstwo.
— Mogę się z
nią zobaczyć?
— Przykro mi.
Po krótkiej dyskusji zostało ustalone, że dziewczyna najwyraźniej pod wpływem
słów, które usłyszała dopuściła się czegoś takiego. Dla bezpieczeństwa pokój
zostanie kompletnie odłączony od świata zewnętrznego, nikt pod żadnym pozorem,
poza wyznaczonymi lekarzami i pielęgniarkami, których dane dostaną strażnicy
nie będzie mógł tam wejść, nawet Kage. Przykro mi, to dla jej dobra — oznajmiła
odchodząc.
Ostatni raz spojrzałem na białe drzwi, gdzie
ustawili się ANBU. Nie miałem wyjścia musiałem przyjąć taki stan rzeczy. Mimo
iż naprawdę musiałem z nią porozmawiać. Z dziesięciu dni minęły już dwa.
___________________________________________________________________________
Hej, hej :3
OdpowiedzUsuńKochana, z całego serca przepraszam, że komentuję notkę z dużym opóźnieniem. Niestety, mam ostatnio ogromne problemy z organizacją czasu. Niby wakacje, a jestem bardziej zabiegana niż bywam w roku szkolnym... dziwne. Nie mogłam się doczekać, aż znajdę chwilkę, by przeczytać rozdział Twojego opowiadania - uwielbiam tę historię i jestem wniebowzięta, iż dzisiaj nareszcie udało mi się do niego zajrzeć.
Wpis był wspaniały. Bardzo mi się podobał. Błyskawicznie połknęłam go wzrokiem - tak przyjemnie i miło mi się go czytało. Do gustu najbardziej przypadła mi rozmowa Itachiego z Atari - była taka... wzruszająca, przesiąknięta emocjami. Już wiemy, w jaki sposób Tobi kontrolował dziewczynę - zawsze mnie zastanawiało, jak to robił. Nie dziwie się białowłosej, że odgłos aparatury wybitnie ją irytował - mnie również doprowadza do szału takie uporczywe pikanie... Niestety, jej stan się pogorszył. Mam nadzieję, iż z tego wyjdzie. Polubiłam ją, choć w Twoim wykonaniu zawsze najbardziej kochałam kreację starszego Uchihy. Jest perfekcyjna ^^
Och, już zbliżamy się do końca? ;c Szkoda. Z jednej strony fajnie, że poznamy rozwiązanie opowiadania, ale z drugiej strony jest ono tak dobre, iż mogłabym je czytać bez końca. Może po zakończeniu historii pomyślisz nad jej drugą częścią, hm? :) Oczywiście decyzja należy do Ciebie i zaakceptuję wszystko, co postanowisz ^^ Śliczny rysunek. Tło wygląda bardzo efektownie.
Życzę dużo weny, czasu na pisanie i z niecierpliwością czekam na kolejny wpis.
Pozdrawiam cieplutko ^^