— Cholera — przeklną zamaskowany, który chciał
przeszkodzić dziewczynie w pieczętowaniu, lecz obawiał się, że w tym szale nie
rozpozna go a on nad nią nie zapanuje. Zaś zjednoczone Siły Shinobi krzyczeli z
wiwatu, ciesząc się śmiercią Madary.
— Teraz
musimy pokonać ją — przypomniał Kakashi ostudzając radość. Wtenczas z gardła
dziewczyna dobiegł potwornie przeszywający skowyt bólu, który przerodził się w
jęk. Złapała się za głowę upadając na kolana, z jej ciała wylewała się chakra.
Tobi nie mógł już dłużej stać bezczynnie, wyszedł z ziemi zjawiając się tuż
przed nią.
— Nakazuję ci
Akayoru posłuszeństwo — rzekł dobitnym rozkazującym głosem. Nic to nie dało,
chakra zaczęła formować powłokę demona. Wówczas mężczyzna złapał się za klatkę
piersiową robiąc kilka kroków wstecz. Jego ciało przeszywał ból wbijanych
prętów, których tak naprawdę nie było. Atari nie słyszała go, pogrążona w swoim
cierpieniu tworzyła brakujące ogony a z każdym kolejnym skrawkiem udręka
Tobiego powiększała się. Mężczyzna nie miał wystarczającego potencjału by
wytrzymać jej przeobrażanie się, zwyczajnie dochodził do limitu jaki ogranicza
pakt. Itachi to szybko wywnioskował i przekazał Kakashiemu pomysł by teraz
zaatakować Tobiego. Chciał by mężczyzna nie miał możliwości przemówić do
dziewczyny, aby nie odzyskał nad nią panowania, by ta mogła go zabić
przekraczając granicę. Doszedł do wniosku, że Atari potem będzie można
uspokoić, że wyliże się z tego, najważniejsze by Tobi stracił całą kontrolę.
— Akayoru —
ryknął widząc powagę sytuacji i mus w okiełznaniu jej, jednak nie miał czasu by
wykonać kolejne kroki w tym celu, bo został zaatakowany przez oddział
Kakashiego, który w między czasie kazał łącznikowi poinformować sztab o
wynikłych zdarzeniach i poprosić o posiłki. Jedynie Bee oraz Naruto pozostali
na swoich miejscach nie biorąc udziały w walkach ze względu na zapieczętowanych
w sobie bijuu. Co więcej Itachi wpadł w wir ataków rozumiejąc, że trzeba szybko
zabić Tobiego, co okazało się nie takie proste nawet z ograniczeniami jakie
nakładał na niego ból przekraczania limitu przez dziewczynę. Czarnowłosy
idealnie wykorzystywał swoje jutsu teleportacji oraz zdolność do tego, aby
ataki przenikały przez niego. Do tego w między czasie udało mu się przywołać machinę
do pieczętowania bijuu, z której obecnie wydobyły się grube łańcuchy okalając
białowłosą ciasnym węzłem, owijając się wokół niemalże każdej części ciała. Gdy
Tobiemu wydawało się, że już ma ją w szachu… Krzyk rozpaczy rozdarł powietrze
zatrzymując walczących. Dźwięki po raz kolejny dobywały się z ust białowłosej,
która rozerwała łańcuchy przez uformowanie dziewiątego ogona. Dotąd ciemne
chmur przybrały kolor intensywnie czarny a w powietrzu zaroiło się od kruczych
piór niewiadomego pochodzenia, które nagle na raz stanęły w ogniu tworząc
makabryczny krajobraz rozświetlany jedynie przez płomień, po czym
niespodziewanie poszybowały na dziewczynę wbijając się ostrymi końcami w
powłokę, by następnie zostać przez nią pochłonięte. Wówczas błyskawica
przeszyła nieboskłon rozświetlając przerażone twarze zebranych, którzy z trwogą
obserwowali dziewięć wijący się ogonów. Jęk Tobiego nie zwrócił uwagi, dzięki
czemu zamaskowany mógł podejść do dziewczyny, co wykonał z trudem.
— Jestem
twoim Yokim nakazuję ci posłuszeństwo Akayoru — rzekł władczym tonem, lecz
dziewczyna kompletnie go nie słyszała, w bólach i skowytach dalej szła w
zaparte tworząc kolejny ogon. Gdy ten był w połowie kompletny ziemia zaczęła
drżeć a po chwili w powietrze unosiły się, co większe odłamki skał tworząc
ogromną kulę nad głowami zebranych, znacznie większą od tych, które pojawiały
się przy walce z Madarą. Tobi się przeraził, więc chcąc odwrócić to, co sam
zaczął położył jej dłoń na czole starając się tym przejąć kontrolę nad ciałem
dziewczyny. Mimo tego, że powłoka wokół Atari była z magmy i niezmiernie go
parzyła nie zabrał ręki robiąc, co tylko mógł, by uratować się. Szybko połapał,
co jest przyczyną tego bólu, który obecnie odczuwa. Zrozumiał, że jeśli czegoś
nie zrobi to zginie, lecz… Było za późno. Powstał dziesiąty ogon, fala
uderzeniowa odrzuciła mężczyznę i innych znajdujący się w pobliżu. Ryk
wstrząsnął okolica i ziemią, miało się wrażenie, że nawet niebem. Ów donośny
wrzask zagłuszył krzyk dobywający się z ust Tobiego, którego ciało wzbiło się w
powietrze. Zawisło tuż przed Atari z rękami oraz nogami ułożonymi tak jakby był
właśnie ciągnięty przez nie w cztery różne kierunki. Skóra zaczęła pękać a
następnie schodzić płatami odsłaniając czerwień żywego mięsa. Ból był
niesamowity, tak jakby wszelkie możliwe wiązania miedzy atomami ulegały właśnie
rozerwaniu. A po tym jak z ciała cała możliwa skóra zeszła mężczyznę rozerwało
przy wtórze skowytu Atari, zupełnie tak jakby w środku miał materiały
wybuchowe, które ktoś teraz zdetonował. Obydwa krzyki zagłuszały się powodując
przeraźliwą mieszankę, która zmusiła zebranych do zasłonięcia uszu. Właśnie w
tej chwili Tobi zmarł, główny przeciwnik ten, który wywołał wojnę, nie żyje. Jednak
nikt nie był w stanie świętować tego, żadnej osobie z Zjednoczonych Sił Shinobi
nie przyszło do głowy nawet uśmiechnąć się by wyrazić jakiekolwiek pozytywne
uczucia odnośnie śmierci tego, przez, którego tu są. Wszyscy z autentycznym
przerażeniem obserwowali to, czym teraz stała się białowłosa. Co więcej,
przybyłe posiłki z Hokage na czele nie umiały wydusić z siebie ni słowa, gdy
ujrzeli na własne oczy powagę sytuacji. Tsunade pobladła a zobaczywszy martwe
ciało Tobiego, a raczej to co z niego pozostało, przybrała kolor świeżo
wydobytej kredy. Jedynie Itachi wykonał jakikolwiek ruch, łapiąc się za
materiał na wysokości serca i wykrzywiając twarz w grymasie bólu, znów poczuł
to dziwne przeszywające uczucie. Nikt również nie zwrócił uwagi na przyzwaną
maszynę do kontroli bijuu, która właśnie rozsypała się w drobiazgi a strumienie
o konkretnych kolorach przypisanych danym demonom niczym magnes zostały
przyciągnięte przez Atari oraz wchłonięte do odpowiednich ogonów.
— Kyuubi,
wiesz co to oznacza? — zapytał Ośmiogoniasty, którego głos usłyszał tylko
demon, nikt inny. Lis nie odpowiedział mu, nie był w stanie wydusić tych słów.
— Widzę tylko jedno rozwiązanie.
— Chcesz znów
to jej zafundować?
— Nie mamy
wyboru.
— Nie mamy
tez pewności, że to przyniesie oczekiwane skutki — bronił swojej racji.
— Mamy. Jeśli
oni wyswobodzili się spod jarzma Tobiego mają wolną wolę, Atari już nie ma
takiej władzy by związać nas wbrew nam.
— Czy ty
naprawdę chcesz powtórki? To odbije się nie tylko na niej, lecz i na nas. Z
resztą jest kluczem do Yuubiego, jest w stanie nas kontrolować, nadal.
— Nie
przesadzaj, więzi rozerwały się dawno temu.
— Owszem, nie
jesteśmy teraz w stanie stworzyć tego co było, lecz jej szał może doprowadzić
do pełnej formy.
— Musimy coś
z tym zrobić. Nie możemy pozwolić by tam sobie stała w takiej postaci.
— Nie będę
brał w tym udziału, jeśli zamierzasz uspokajać ją tym. To tylko wywoła większą
wściekłość, przypomni przeszłość a my właśnie chcemy by z niej wyszła.
— Bez naszego
wsparcia nie będzie już tak silna. Razem będziemy mogli stawić jej czoła.
— Jak?
— Odeślemy ją
do Irata.
— On ją
najbardziej z nas, po tym wszystkim nienawidzi.
— To
zaproponuj inne rozwiązanie.
Kyuubi milczał, był przekonany, że Itachi jest
kluczem, że on ją może wyswobodzić spod wpływu przeszłości. Niestety nie był
pewny jak go użyć i czy Atari w tym stanie będzie go słuchać, ba czy w ogóle na
niego zareaguje.
— Możemy wysłać Uchihę do jej umysłu by spróbował ją
uspokoić od wewnątrz a przynajmniej, aby uwolnił resztę — zaproponował po
chwili namysłu.
— Którego
masz na myśli?
— Obu.
Na tym zakończyli swoją, jak na siebie to i tak
długą dyskusję oraz Kyuubi poinformował Naruto o planie działania. Blondyn zaś
wtajemniczył braci, Sasuke przystanął na to ciut niechętnie, gdyż wiedział, że
w jej umyśle ona będzie wszechpotężna zaś oni nie będą w stanie używać sharingana
ani żadnych technik a uważał, że na zwykłe słowa jest już za późno. Itachi
podszedł do tego z mieszanymi uczuciami, chciał z nią porozmawiać, lecz obawiał
się, że jego osoba tylko pogrąży i tak kiepską sytuację, że Atari kierowana
wspomnieniem zdrady jeszcze bardziej zatraci się w swoim szaleństwie. Jednak
innego pomysłu na razie nie było a pozostawić sprawy swojemu biegowi nie mogli.
Interwencja reszty to tylko kwestie minut, dlatego szybko przeszli do
działania. Po króciutkiej konsultacji między sobą demony zgodziły się na
użyczenie chakry i przemianę w zminiaturyzowane wersje, by dzięki temu odwrócić
uwagę białowłosej od Uchihów oraz żeby mieć jakiekolwiek możliwości
unieruchomienia jej na chociażby chwilę.
Hachiby używając swoich ogonów oplótł jej kończyny,
starając się znieść pieczenie spowodowane wylewającą się z niej magmą, zaś
Kyuubi koncentrował na sobie demoniczne oczy uważając przy bym by nie złapać
się w żadną technikę rinnegana bądź sharinagana. Dzięki takiej dywersji bracia
bez problemów zaszli Atari od tyłu, już mieli położyć dłoń na jej głowie, gdy
macki ośmiornicy cofnęły się a z gardła Ośmioogoniastego dobył się skowyt bólu,
gdy ujrzał rozległe poparzenia. Kyuubi właśnie stawał w kontrataku z
dziesięcioma ogonami, które starał się trzymać z dala od Uchihów. A białowłosa
pozbywszy się ograniczeń i zająwszy czymś czynniki rozpraszające odwróciła się
napotykając czerwień oczu Sasuke, który był najbliżej. Cała akcja trwała
sekundy, dziewczyna podniosłą do góry rękę w celu wykonania techniki, która
zmiotłaby ich z powierzchni, lecz wówczas Itachi wystąpił do przodu, przez co
Atari zawahała się, dosłownie na milisekundy, ale to wystarczyło, aby starszy z
braci chwycił młodszego za nadgarstek i położył dwoją dłoń na jej splatając ze
sobą palce.
Rodzeństwo znalazło się w długim ciemnym korytarzy
bez jakiegokolwiek oświetlenia. Stali tam tak kilka chwil nim wykonali pierwszy
krok, a gdy go zrobili na ścianach jakby w sposób automatyczny poprzez
naciśnięcie włącznika zapaliły się pochodnie ukazując mało przyjemny obraz. Na
ścianach widniała po rozpryskiwana krew zupełnie tak jakby właśnie tu kogoś
zabili, były również odciśnięte czerwone dłonie oraz krople życiodajnego płynu
na podłodze sprawiając wrażenie idącej tędy i to dość niedawno rannej osoby,
mocno rannej. Bracia ruszyli powolnym, ostrożnym krokiem tak by nie otrzeć się
o ściany, gdyż korytarz był wąski, nie szerszy niż ich rozpiętość łokci, toteż
poruszali się jedno z drugim. Itachi trzymał się w pewnej odległości od Sasuke
idąc równocześnie za nim, gdyż nie chciał mu teraz zdradzać przeszywającego go
bólu, który nagle się pojawił odkąd tu się zjawili. Był on na tyle intensywny,
że przyćmiewał obraz powodując kiwanie się ciała, które straciło zmysł
orientacji, do tego nogi stawał się cięższe niż ołów, a promieniste
rozchodzenie się sygnału bólu nie pomagało określić skąd pochodzi czy z głowy
czy z okolic serca. Czuł, że z każdym kolejnym krokiem coraz trudniej mu się
poruszać, jakby miał zaraz stracić wszelkie siły i osunąć się na zakrwawione ściany.
— Sasuke —
jęknął opierając się o kant rogu na skrzyżowaniu. Jednak odpowiedziała mu
cisza, brata od dawna tu nie było. Spowalnianie kroku wywołało pozostawianie w
tyle, czego Sasuke nie dostrzegł przekonany, że czarnowłosy podąża cały czas za
nim tym samym tempem. — Aaa! — syknął łapiąc się za głowę i pochylając postawę,
czego skutkiem była utrata równowagi.
W tym samym czasie Sasuke nie zorientowawszy się, że
zostawił brata w tyle z determinacją przemierzał mroczne korytarze nie
zatrzymując się nawet na rozwidleniach. Z boku wyglądał jakby doskonale
wiedział gdzie iść, lecz w rzeczywistości miotał się próbując odnaleźć cel
podróży. Niestety niczego tutaj nie było, prócz krwi na ścianach. Frustracja
brakiem postępów wywołała bieg, który zagłuszył dźwięczącą w uszach ciszę. I
dopiero wpadnięcie na ślepy zaułek, który zmusił go do zawrócenia spowodowało
zdanie sobie sprawy z braku Itachiego, co skomentował krótkim przekleństwem
wymamrotanym pod niesprecyzowanym adresem. Cofnął się do rozwidlenia obierając
jedyne już wyjście, które okazało kończyć się spiralnymi schodami w dół, nad
którymi był wymalowany krwią wizerunek dziesięciu ogonów. Czarnowłosy
domyślając się, że na dole będzie komnata z uwięzionymi bijuu pokonywał stopnie
po kilka naraz, chcąc jak najszybciej opuścić jej umysł, uprzednio odnajdując
brata. Niestety kolejna kondygnacja przyniosła jedynie korytarz nieróżniący się
zbytnio od tych u góry, prócz faktem posiadania, co pewien czas drewnianych
bądź kamiennych drzwi z napisami najwyraźniej również wykonanymi krwią, co
sugerowały charakterystyczne zacieki. Mężczyzna zaniechał bieg na rzecz
szybkiego marszu by być w stanie odczytać tytuły, które jak mniemał sugerowały
zawartość. Niestety często były to pojedyncze słowa niemówiące mu zupełnie nic,
więc zmuszony był zaglądać do środka a niekiedy jedynie musiał ograniczać się
do chcenia, gdyż nie wszystkie drzwi chciał drgnąć nawet pod wpływem całego
naporu ciała. Jednak wycofywał się w porę by nie widzieć zbyt wiele. Nie
interesowała go dziewczyna ani tym bardziej jej przeszłość, pragnął jedynie
odnaleźć bijuu i wykonać to, po co tutaj przyszedł. Wydawało mu się, że właśnie
przez to zgubił Itachiego, że mężczyzna odnalazł jakieś konkretne drzwi
grzęznąc w ich zawartości. Na samą myśl skrzywił się zatrzymując usta przed
wypowiedzeniem niezbyt pochlebnych słów pod adresem odpowiedzialności brata.
Itachi siedział na zimnych kamieniach z szeroko
otwartymi ustami łapiąc się za materiał ubrania na wysokości mostka. Czuł się
jakby brakowało mu tchu, starał się głęboko oddychać, lecz mimo tego do uszy
nie dobiegał odgłos dyszenia, niczego nie słyszał, dosłownie. A wzrok jakby
dostały nagle uszkodzenia, nie mógł widzieć wyraźniej, musiał mrużyć oczy
niczym dalekowidz. Gdy tak ograniczył swoje pole widzenia zdawało mu się, że
dostrzega zarys... dziecka. Tak to długowłosy chłopiec, który spokojnym krokiem
szedł korytarzem. Brunet już miał minąć cierpiącego Itachiego, lecz zatrzymał
się, odwrócił i spojrzał w czerwień jego oczu. Uchiha rozszerzył źrenice rozumiejąc,
że ów chłopiec to tak naprawdę on sam w dziecięcym wieku.
— Też jej
szukasz? — zapytał nie zrywając kontaktu wzrokowego. Mężczyzna pokiwał głową,
na tyle go było stać. — Ja też. — Maluch uśmiechnął się prostując lekko pochyloną
w jego stronę postawę. — Chodźmy razem — zaproponował wyciągając dłoń. Itachi
chociaż niezbyt przekonany przyjął pomoc, dzięki której wstał na nogi. Wówczas
sto metrów od nich z mroku wyłoniła się białowłosa.
— Uratuj mnie
— wyszeptała.
— Atari! —
krzyk Itachiego musiał ją spłoszyć gdyż odwróciła się rozmywając w
ciemnościach.
— Spójrz —
zakomunikowała jego młodsza wersja usilnie starając się utrzymać mężczyznę, w
jako tako pionowej postawie. Chłopiec wskazywał podłogę u ich stóp, pojawił się
tam gruby czerwony sznur wełny a ciągnął w głąb korytarza gdzie zniknęła
białowłosa. Przeszywający ból przeszedł jednocześnie i serce i głowę mężczyzny
powodując przeciągły syk cierpienia. Doskonale pojmował symbolikę tego przedmiotu,
nawet w takim stanie. Sama Atari mu o
nim mówiła, Kyuubi przypominał a czerwona mulina na nadgarstku nie pozwalała
zapomnieć. Toteż zbierając w sobie resztki sił w niesłabnących bólach
podpierając się, co rusz ściany z pomocą młodszego siebie ruszył wzdłuż sznurka
przeznaczenia, który układał się pod nogami.
Sasuke stanął
pod drzwiami bez napisu, które wyróżniały łańcuch wokół klamki, którą właśnie
naciskał mają nadzieję, że odnalazł cel swojej podróży. Niestety doznał
lekkiego rozczarowanie pchnąwszy grubą kamienną płytę, w pokój zastał tylko
rozświetlone cztery ściany z schodami na środku. Skuszony jasność
pomieszczenia, co było wyróżnieniem na tle ciemności wspomnień, gdy otwierał
niewłaściwe drzwi, wszedł do środka a uczyniwszy to usłyszał dzwonienie
łańcuchami co spowodowało, że szybkim krokiem przeszedł przez pokój wchodząc na
pierwszy stopień ku dołowi. Tym razem schody były nad wyraz szerokie i proste,
co jednak nie pozwoliło mu na szybkie uzyskanie informacji gdzie się znajduje
gdyż ciemność tu panująca nie pozwoliła na jakąkolwiek kalkulację sytuacji,
toteż mężczyzna posuwał się do przodu ostrożnie stawiając kroki i powoli
zanurzając się w głąb mroku. Gdy doznał nieprzyjemnego uczucia uciekania spod
stóp ostatniego stopnia przeliczywszy się w ich ilości a stopa z cichym
klapnięciem stanęła na samym dole, pomieszczenie rozświetliło się przez
niebieskie płomienie, które nagle pojawiły się w powietrzu. Schody prowadziły
do samego środka, koła którym była owa komnata, jednak nie kształt się rzucał w
oczy, lecz to co się znajdowało na ścianach. Grubymi łańcuchami w określonych
odległościach po przykuwane były demony w bardziej ludzkiej postaci i tylko
dzięki odpowiednim ilością ogonów Sasuke rozpoznał w nich bijuu. Więźniowie a
raczej jeńcy nie zwrócili uwagi na przybycie czarnowłosego i dalej z
pochylonymi głowami zwisali z okowów. Dopiero po chwili, w której mężczyzna
przyglądał się tej innej wersji demonów jeden z nich spojrzał na intruza.
— Kim jesteś?
— zapytał wzbudzając zainteresowanie w reszcie towarzyszy, którzy podnieśli
głowy by móc wlepić w Sasuke swoje barwne tęczówki.
— Przyszedłem
was stąd zabrać — oznajmił pochodząc do mężczyzny naprzeciwko.
— Nie da się
— rzekł przerywając jego szamotaninę z łańcuchami.
— Tylko Atari
może je zdjąć — dodał mężczyzna po lewej. Uchiha odsunął się parskając
rozzłoszczony, gdyż Kyuubi twierdził inaczej.
— Powiedziano
mi, że skoro Tobi nie żyje a wy jesteście spod jego kontroli uwolnienie jak i
Atari to powinniście mieć na tyle siły wy zerwać kajdany — zakomunikował
zgodnie ze słowami, które usłyszał od Naruto a które oryginalnie pochodziły od
Kuramy.
— Ten
szczeniak może mieć rację — poparł go mężczyzna z trzema ogonami a na dowód
tego zaczął się wiercić pobrzękując łańcuchami.
— Isobu jak
zawsze narwany — rzuciła kobieta po prawej od Sasuke.
— Powiedziała
to ta co ma sześć ogonów a wydostać się stąd nie może — rzekł kąśliwie
mężczyzna po lewej.
— Nie
zaczynaj jak Kurama, siły nie mierzy się ilością ogonów — oznajmił
Pięcioogniasty.
— Mówisz tak
by jesteś z nas najsłabszy — odgryza mu się kobieta z siódemką.
— Ej! —
wrzasnęła Nibi. — Mamy się stąd uwolnić a nie kłócić.
— Przypomnę
ci Matatabi, że to przez kłótnie znaleźliśmy się w takiej a nie innej sytuacji
— zwrócił jej uwagę Ichibi.
— A ty byłeś
do niej pierwszy — przypomniała mu Nanabi.
Sasuke stał lekko zażenowany, nie tak wyobrażał
sobie siódemkę bijuu i wcale nie chodziło tu o wygląd. Demony obrzucały się
przeszłością jeszcze przez kilka chwil zanim czarnowłosy nie uciszył ich
głośnym szarpaniem za łańcuchy przy Gobi.
— Hachibi
powiedział mi, — zaczął gdy ucichli i zwrócili na niego uwagę — że wasza
niechęć do Atari i łączenia się w Juubiego może spowodować rozerwanie łańcuchów
nie uszkadzając zbytnio samej dziewczyny.
— A od kiedy
Gyuuki tak troszczy się o Atari? — zadrwił Yonbi.
— Nie on,
Kyuubi — sprostował przypominając sobie prośbę Naruto, żeby zbytnio nie ranić
białowłosej. Przez blondyna na pewno przemawiały słowa demona, które on tylko
powtórzył.
Zebrani ucichli zwieszając głowy. Wiedzieli ile dla
niego znaczy Atari i jak bardzo przeżył rozłąkę. Z nich wszystkich on był
najbliżej jej, byli jak papużki nierozłączki, zawsze oraz wszędzie razem o co
czasami bywał zazdrosny Irata. Właśnie nim posłużył się Mędrzec by zniszczyć
Juubiego, w nim najszybciej udało się zasiać ziarno niezgody, które szybko
pochwyciły co niższe demony, zwłaszcza Shukaku. Teraz, gdy minęło tyle czasu od
Wielkiej Rozłąki uczucia, które nimi wówczas kierowały bladły, traciły na
wartości, jednak były jeszcze na tyle silne by nie doprowadzić do pojednania a
tym bardziej do odtworzenia Dziesięcioogoniastego. Jednak mimo tego gdzieś w
nich tliło się pragnienie powrotu do przeszłości gdzie byli razem, szczęśliwi i
bezpieczni. Do czasów, kiedy nie znali słowa cierpienie, odtrącenie a tym
bardziej samotności i nie wiedzieli, czym jest nienawiść. Niestety nikt nie
cofnie wskazówek zegara, nie wskrzesi dawnych dni, nie odrodzi na nowo minionych
bezpowrotnie chwil, które pragnęłoby się wymazać z rzeczywistości tak by nigdy
nie nastąpiły. Momenty, kiedy wypowiedziane słowa, wykonane czyny wywarły takie
piętno na ich relacjach, że nie sposób tego uleczyć. Nic już nie jest w stanie
naprawić tego, co zostało dawno temu zepsute. Wszyscy o tym wiedzieli a
jednocześnie nie przyjmowali do wiadomości zatapiając się w wspomnieniach,
które nie znają bólu.
— Jako jedyna
nie splamiła się podczas rozłąki — szepnęła Nanabi.
— I poniosła
najgorszą karę — dodał Yonbi.
— Atari jest
teraz słaba, kierowana jedynie swoją rozpaczą, jesteście w stanie zerwać
łańcuchu — wtrącił się Sasuke przerywając nostalgiczną aurę.
— Nawet,
jeśli to zrobimy jej nie uda się uspokoić — zauważył Ichibi.
— Tłumione
uczucia przez te wszystkie lata teraz dopiero wychodząc na światło dzienne —
trafnie skomentowała Matatabi.
— Tylko
zabicie jej cofnie ten stan — oznajmiła Rokubi stwierdzając przykry fakt.
— To Atari,
limitu nie ma by mogła go przekroczyć a żadne z na nie ma obecnie takiego na
nią wpływu by móc uspokoić — oddał Gobi.
— Itachi —
szepnął Sasuke dopiero teraz rozumiejąc cel, dla którego Kyuubi kazał pojawić
się tutaj również i jemu. Do tej pory uważał, że to zły pomysł, że spotkanie z
nim może wywołać u dziewczyny kolejne napady furii, uważał, że to sam
Dziewięcioogoniasty powinien się tu pojawić, ale teraz pojął powód, dla którego
i Itachi tu jest.
— Kto to? —
zapytała Nibi przerywając jego rozmyślania.
— To mój
brat.
— Yoki nie ma
takiej władzy — oznajmił Gobi kręcąc przecząco głową w geście dezaprobaty.
— Nie wiem, o
czym mówicie, nie znam jej historii ani przeszłości, wiem tyle, że… są razem —
dodał po krótkiej chwili wahania, w której już chciał użyć czasu przeszłego,
lecz przypomniał sobie moment gdy Itachi osłonił go przez dziewczyną szykującą
się do ataku, zawahała się, co oznacza, że czarnowłosy nie jest jej tak
zupełnie obojętny.
— Parą? —
okrzyk zdumienia wyrwał się ze wszystkich ust.
— Udało się
komuś uzyskać jej zaufanie po tym wszystkim? — pytanie z gatunków retorycznych
padło z ust Matatabi.
— Jeśli to
byłaby prawda to skąd u niej ta rozpacz? — trafnie zauważył Gobi.
— Jest wiele
osób, które by chciał, aby Atari nigdy nie zaznała spokoju — przypomniała
Nanabi.
— Z nami jest
tak samo — szepnął Yonbi wprowadzając resztę znowu w poczucie zadumy.
— Jakim cudem
ktoś z Uchihą zdobył jej zaufanie? Jakim cudem w ogóle starał się do niej aż
tak zbliżyć? — zapytał Sanbi obserwując twarze towarzyszy.
— Wybaczył jej?
— szepnęła Rokubi zastanawiając się na głos.
— Wybaczył… —
słowa te padły z ust każdego bijuu, którzy pod tym tak ciężkim faktem pochylili
głowy.
— Wybaczenie…
Wybawienie… Przebaczenie! — krzyknęła Matatabi. — To jest to!
— O czym
mówisz? — wtrącił się Ichibi.
— Twierdzisz,
że poprzez przebaczenie przeszłości będziemy mogli się stąd uwolnić i ją
uspokoić?
— Dokładnie
Yonbi — potaknęła mu Matatabi uśmiechając się zadowolona z powstałej
możliwości.
— To się w
sumie może udać — zauważyła Nanabi. —
Jestem za.
— Wygląda na
to, że wyjścia nie mamy — rzekł Gobi widząc w tym promyk nadziei. Nigdy nie
próbowali wybaczyć, a rozłąka była tak dawno temu, że tamte uczucia przyblakły.
Jest szansa by to wszystko się powiodło. Z resztą wszyscy byli już poważnie
zmęczeni tą nienawiścią.
— Zróbmy to —
dorzucił Yonbi a reszta pokiwała głową na znak poparcia.
— Pierwszy raz
obudzimy w sobie przebaczenie — skomentowała Rokubi.
— Dokładnie.
Pierwszy raz spróbujmy czegoś, co nas nie będzie niszczyło — dodała Nibi.
Czerwona nić prowadziła pod podwójne kamienne drzwi,
przed którymi stanął czarnowłosy z lękiem kładąc dłonie niepewny tego co za
nimi zastanie. I wówczas ból towarzyszący mu przez całą podróż po owych
korytarzach zniknął jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki nawet wzrok wrócił
do dawnej ostrości a młody Itachi rozpłynął się bez żadnego dźwięku cyz
uprzedzenia, tak jakby go nigdy tu nie było. Wiedział, że to znak, że tam
właśnie znajduje się Atari. Jednak miał wątpliwości, czy aby na pewno będzie
chciała go wysłuchać, czy przypadkiem tylko nie pogorszy sytuacji. A z drugiej
strony miał pełną świadomość tego, że to nie miejsce na lęki, że ona go
potrzebuje toteż pchnął ciężkie skrzydła, które niczym wykonane z papieru natychmiast
otworzyły się zapraszając gościa do środka, lecz w progu zamarł. Pierwsze co
zarejestrował to przytłaczający krzyk dziewczyny, jeszcze bardziej
przeszywający niż te które do tej pory słyszał. Rozpacz autentyczna rozpacz
mieszała się z bólem tak silnymi, że miało się wrażenie, że to pierwowzór, z
którego odłączyła się cała reszta innych cierpień, uczucie trwogi na jego
dźwięk dopełniała szczypta samotności pobrzmiewająca w pomieszczeniu. Dopiero
później można było dostrzec ogromną okrągłą komnatę wypełnioną po brzegi ludźmi
ubranymi w cichy z emblematami klanu Uchiha, którzy nie zwrócili najmniejszej
uwagi na intruza. Następnie, gdy wzrok przedarł się przez plecy zebranych
Itachi ujrzał podwyższenie gdzie kilkanaście centymetrów nad nim w powietrzu wisiała
białowłosa z rękoma rozstawionymi na boki sprawiając wrażenie osoby przybitej
do krzyża, lecz nie było tu gwoździ tylko ciężkie, wielkie łańcuchy oplatające
jej ciało pokryte pokaźnymi ranami, z który sączyła się krew zalewając stopnie
oraz podłogę pod nogami przedstawicieli klanu. Czarnowłosy zaszokowany
rozchylił usta i niezdolny do wykonania ruchu patrzył jak dziewczyną wstrząsają
kolejne konwulsje. Wówczas dostrzegł, że na podwyższeniu po obu jej stronach
stoją dość dobrze znane mu osoby, Madara, Tobi i sam Mędrzec Sześciu Ścieżek.
Lecz dopiero kolejny krzyk wybudził go z odrętwienia zmuszając do ruchu, którym
było szybkie przedarcie się przez tłum przodków i wbiegnięcie na podest.
— Atari! —
krzyknął zjawiając się przed dziewczyną wyciągając w jej stronę ręce jakby
chciał nią potrząsnąć by ocucić, jednak dłonie zawisły nie do końca mając, za
co złapać gdyż ciało białowłosej, jeśli nie było okalane łańcuchami
prezentowało głębokie rany. Otworzyła oczy, z których ciekła krew spoglądając
zamglonym wręcz narkomańskim wzrokiem na Uchihę a przynajmniej w miejsce gdzie
stał, bo sprawiała wrażenie jakby go nie widziała.
— Atari!
Nie odpowiadała przesuwając wzrok po zebranych,
który na koniec spoczął na Mędrcu, po czym jej ciało przeszyły kolejne
konwulsje oraz z rozwartych ust pociekła czerwona substancja. Mężczyzna obrócił
się by rozejrzeć się za czym co umożliwiłoby mu znalezienie się na tej samej
wysokości co dziewczyna, lecz komnata była pozbawiona jakichkolwiek
przedmiotów, byli tylko oni i wówczas gdy jego wzrok padł na dłuższym moment na
nich dostrzegł ludzi, którzy uchodzili za wzór cnót wśród klanu, widział
każdego przywódcę rodu. Znajdowali się tu wszyscy ci, którzy wyrządzili jej
krzywdę na domiar złego z przerażeniem odkrył, że w kącie poza zasięgiem wzroku
dziewczyny stoi on sam. To uświadomiło go, że to są mary, duchy przeszłości,
które nawiedzają ją a widać tego teraz przejęły kontrolę. Wymyślił, że jeśli je
usunie, Atari powinna się uspokoić toteż bez ceregieli zwrócił się w stronę
Madary popychając go tak by spadł z podwyższenia. Niestety dłonie tylko
przeszły przez jego ciało gdyż był projekcją umysłu białowłosej nie zaś realnym
tworem. Jednak dzięki temu zamiarowi Itachi spostrzegł, że usta mężczyzny
poruszają się jakby coś mówił, lecz żaden dźwięk nie wydobywał się z niego.
Zaintrygowany tym spojrzał na innych, którzy również mówili bez słów.
—
Przestańcie!
Szybko wykalkulował, że tylko Atari ich słyszy, co
znacząco pogorszyło sytuację. Nie zastanawiając się nawet, o czym mówią
odwrócił się w jej stronę i położył dłonie na policzkach ustawiając tak głowę
by mogła na niego patrzeć.
— Atari —
przemawiał spokojnym głosem, w którym kryła się prośby by spojrzała mu w oczy.
W tym samym czasie uwięzione demony starały się sobie
przypomnieć przeszłość i wykrzesać w sobie przebaczenie, uczucie, którego nie
znały.
Sasuke poinstruowany wcześniej stał na pierwszym
stopniu schodów czekając cierpliwie na rezultaty. Obserwując przy tym jak łącznie
dwadzieścia osiem ogonów zaczyna się wić niczym wstążka na wietrze. Mięśnie
naprężane nawet do jutra nie mogłoby zerwać kajdan, cała sztuczka tego polegała
na odpowiednim nastawieniu. A gdy Sasuke zaczynał mieć wątpliwości czy
cokolwiek to da, jako pierwsza uwolniła się Nanabi. W ślad za nią poszła
reszta, lecz najtrudniej to szło Shukaku gdyż z całej zebranej tu siódemki najbardziej
miał zakorzeniona nienawiść i niechęć do białowłosej. Wykreowana w dużej mierze
przez Mędrca oraz przez niego podsycana a następnie przylgnęła niemalże na
stałe.
Bez krzyki i szamotaniny w oślepiającym świetle
odrywały się demony od ściany zrzucając okowy a grube łańcuchy z łoskotem opadały
na kamienną posadzkę.
— Udało się —
rzekł uradowany Gobi nie do końca wierząc w to, że będą umieli przebaczyć.
Białowłosą wstrząsnęły kolejne serie spazm tym razem
tak silne, że miejscami miało się wrażenie, że jej ciało pozbawione jest kości
a mięśnie to naciągnięte do granic możliwości grube nici, którym wróżona jest
krótka przyszłość.
— Atari! —
przerażony krzyk Itachiego, który z desperacją starał się by dziewczyna
dostrzegła jego obecność. — Spójrz na mnie.
Jednak nie potrafiła, patrzyła nie widząc go,
zupełnie jakby nie istniał. Czarnowłosy zrobił jedyne co mu przyszło teraz do
głowy, trzymając nadal dłonie na policzkach wspiął się na palce łącząc ich
usta. Nic więcej, tylko wspólny dotyk bez jakiegokolwiek ruchu wargami.
— Dziękujemy
ci — rzekła Matatabi pochylając głowę w stronę młodszego Uchihy.
— Zasługa
Kyuubiego, to on nas tu wysłał — odrzekł odwzajemniając gest.
— To już bez
znaczenia.
— Chodź, pora
się stąd zbierać — oznajmił Yonbi kładąc jej dłoń na ramieniu. — Pora by Atari
zmierzyła się z przeszłością sama.
Kobieta kiwnęła głowa odsuwając się od Sasuke i
podchodząc do braci i sióstr. Demony złapały się za ręce znikając w snopie
oślepiającego światła, zmuszając czarnowłosego do zamknięcia oczu. Po chwili
Uchiha został sam w pomieszczeniu oświetlanym bladym niebieskim światłem
dochodzącym z wiszących w powietrzu kul ognia, lecz uśmiechał się. Cel z jakim
tu przyszedł został spełniony i teraz najchętniej to opuścił by to miejsce,
jednak troska o szwędającego się niewiadomo gdzie brata wzięła górę nad
uczuciem dyskomfortu, który mu towarzyszył w czasie podróży po korytarzach.
Cofnął się wchodząc na górę by wrócić na wyższą kondygnację by w jakiś sposób
odszukać Itachiego.
Zjednoczone Siły Shinobi patrzyły zdumione na to co
się teraz działo przed ich oczami. Z ogonów w blasku wyszły postacie, lecz nie
do końca ludzkie.
— Dziękujemy
ci Kurama — rzekli jednocześnie pochylając się w stronę lisiego demona, który
odpowiedział im skinięciem głowy. A następnie uformowały okrąg z dziewczyną w
centrum, wówczas Kyuubi i Hachibi cofnęli transformację uwalniając swoich
właścicieli do zwierzęcego wyglądu, lecz nie od kontroli nad nimi, co
potwierdzał fakt innego koloru tęczówek. Podeszli do pozostałych bijuu wchodząc
w przygotowane specjalnie dla nich miejsce oraz złapawszy się za ręce zaczęli
okrążać Atari.
Krzyk białowłosej ucichł a spazmy ustały, ciało
powoli opadało by za chwilę bosymi stopami dotknąć zimnego kamiennego
podwyższenia a gdy to nastąpiło wpadła prosto w objęcia Uchihy zaś jej ciężar
pociągnął ich obu w dół.
— Atari —
szeptał uradowany brunet tuląc delikatnie nadal okute i poranione ciało
dziewczyny. Był niebywale rad z jakiejkolwiek reakcji gdyż zaczynał mieć
wątpliwości, czy jest jeszcze możliwość uspokojenia jej, wyrwania z mroku
przeszłości.
— Itachi? — wyszeptała
słabym głosem podnosząc wzrok na chłopaka.
— Ci… Ci… Nic
nie mów, jestem przy tobie — zapewniał nieznacznie bardziej oplatając rękoma
wyczerpane ciało dziewczyny.
— Uchiha —
mruknęła opuszczając głowę by zamglonymi oczami obserwować kamienne podwyższenie.
— Nie! —
krzyknął widząc jak wraca w odmęty wspomnień, spod których na krótką chwilę się
uwolniła. — Nie myśl tak najmilsza, skupi się na Kyuubim. Pamiętasz jak ci
pomógł, gdy wyznałem ci swoje uczucia. Zrobił to, chociaż wcale nie musiał, Pomógł,
bo mu na tobie zależy. Z resztą nie tylko jemu — dodał podnosząc jej głowę by
móc zobaczyć tą utęsknioną czerwień oczu. — Przypomnij sobie lata, gdy byłem
jeszcze dzieckiem. Jak obserwowałaś moje poczynania w treningach, jak się
cieszyłaś, że wreszcie będziesz mieć tego wymarzonego Yokiego. Chciałaś by bym
był twój, więc jestem — rzekł opierając swoje czoło o jej. Atari przez chwilę
wpatrywała się w czerń oczu, w których tliły się uczucia, o którym zapomniała.
Sasuke biegał po korytarzach nawołując brata widząc
jednocześnie bezsens tejże operacji. Przecież będąc za którymś drzwiami nie
usłysz go, toteż przeszedł do planu zaglądania do każdego wnętrza. Uchylał
wszystkie wejścia krzycząc w ciemność imię Itachiego. I gdy tak przemierzał
krwawe hole ujrzał interesująco brzmiący napis.
— Wyjawiona
prawda Itachiemu — przeczytał zatrzymując się przed drzwiami, które chwilę
później pchnął wchodząc w mrok wnętrza.
— One są zbyt
grube by cokolwiek zmienić — oznajmiła poruszając ręką co spowodowało, że
łańcuchy zabrzęczały.
— Prawda, ale
mogą stać się tak lekkie, że nie będą ci przeszkadzać. Przeszłości nie wymaże
się, lecz można ją pokolorować. Robiłaś to z Madarą. Nie pamiętałaś tego jak
cię traktował, lecz to jak ci było dobrze przy nim. Pamiętałaś tylko to co go
wyróżniało od reszty. Wystarczy, że skupisz się na tym co spotkało cię innego
na chwilach szczęścia.
— Starasz się
teraz mówić o sobie, zdrajco? — Zabolało go to, dając przypomnienie, że tamta
sytuacja jest nadal żywa w ich relacjach.
— Nie — odparł
z ukrywanym niezbyt dobrze smutkiem. — Czasy, gdy byłaś mała, gdy byliście
wszyscy razem. Wystarczy się na tym skupić by rozświetlić wspomnienia.
— Nie —
rzekła twardo odsuwając się do niego, wyswobadzając z objęcia, lecz jako, że
jest słaba poleciała do tyłu, gdzie w ostatniej chwili zjawili się kładąc
dłonie na ramionach uchronić ją od upadku. Tobi z Madarą stali tuż za nią
niczym aniołowie stróże ubrani w czarne całunu z oderwanymi skrzydłami, którzy
przypilnują by nic dobrego cię nie spotkało.
— Oni już nie
żyją!!! — krzyknął zrywając się do pionu. — Nie możesz żyć pamięcią o ludziach,
którzy już nie istnieją! Ich już nie ma! Nie ma nawet osób, które mogłyby
kontynuować ich dzieło. Klan się rozpadł. Nie ma Uchihów. Nie masz, komu być
posłuszna. Teraz o sobie decydujesz tylko ty. I co?! Będąc prawdziwie
niezależna sama, z własnej woli pakujesz się w kajdany mroków przeszłości?!
— Wolna? —
szepnęła zadzierając głowę by spojrzeć w czerń jego oczu. — Póki obroża nie
zniknie, pakt łączący mnie z klanem będzie istniał — dodała podnosząc drżącą
dłoń, która wylądowała na szyi gdzie widniała gruba stalowa obroża i
jednocześnie opuszczając wzrok.
— Atari —
szepnął klękając przed nią oraz łapiąc za dłoń by odciągnąć od metalowej
obręczy a następnie zamknął ją w swoich. Nie zwracając nawet uwagi na to, że
mężczyźni odsunęli się na znaczą odległość.
— Jestem z
Uchihów, mogę ją zdjąć.
Pokręciła przecząco głową. — Tylko głowa rodu może
tego dokonać.
— Ojciec
naznaczył na to stanowisko Sasuke, jeśli go poproszę zdejmie ją.
— Itachi?
— Tak.
— Dlaczego
znowu to robisz?
— Co takiego?
— Chcesz mnie
ratować, mimo iż odtrącam twoja pomoc.
— Nadal cię
kocham.
Jej usta drgnęły układając się w delikatny uśmiech a
w oczach błysnął zapomniany blask.
— Przytul
mnie — szepnęła nieznacznie się przysuwając bliżej bruneta. Drugi raz powtarzać
nie musiała, Itachi objął ją delikatnie, lecz w ciasnym uścisku jakby bał się,
że zaraz mu ucieknie. Po tym jak Atari zacisnęła pięści na materiale jego
ubrania usłyszał cichy brzęk, łańcuchy poluźniły się a część z nich osunęła się
na podłogę.
Wówczas demony skończyły powolny dziewiąty obchód
wokół niej, po czym położyli jej dłonie na głowie. Wtenczas coś błysnęło pod
ich palcami zalewając blaskiem białowłosą powodując, że z ciała dziewczyny
zaczęła wylewać się smołowaty dym, który natychmiast był absorbowany przez
glebę, co powodowało, że złowrogo wijące się w powietrzu ogony kurczyły się aż
do całkowitego rozpadu. Gdy cała dziesiątka zniknęła demony odsunęły się od
niej pozwalając by upadła na kolana wraz z braćmi, którzy stracili połączenie.
— Do zobaczenia Kurama — rzekła Matatabi
odwracającą się w jego stronę.
— Gdzie się wybieracie?
— zapytał się Hachibi widząc jak reszta zbiera się do drogi.
— Tam gdzie, może uda nam się zaznać spokoju —
odpowiedziała mu Nanabi i razem z towarzyszami wzbiła się w powietrze
przemieniając się w rzekę światła o określonym kolorze charakterystycznym dla
danego demona. Owa rzeka rozproszyła czerń chmur ukazując piękny błękit. Kyuubi
z Hachibi obserwowali jak ich bracia oraz siostry odchodząc tak daleko aż stali
się ledwo widocznymi świecącymi punkcikami. Domyślali się, że ich celem podróży
jest księżyc, miejsce zamieszkania Irata, lecz zwłaszcza Kurama nie mógł
doszukać się przyczyny, dla której udają się właśnie tam. Zastawiał się co
takiego wydarzyło się w umyśle Atari, że postanowili zrobić coś tak
niespotykanego, toteż wycofał się z kontroli nad Naruto zaszywając się w
czeluściach swojej klatki, co również uczynił Hachibi.
Jejciu jej *.* .
OdpowiedzUsuńItachi jest tu tak kochany .
To niesamowite,że tak wciągnęłam się w opowiadanie OC,w którym jedną z głównych ról gra Itachi. Bo widzisz,sama uwielbiam pisać z nim OC,ale jak ktoś pisze,to mi to po prostu nie pasuje ^^
A twoje opowiadanie mnie po prostu zaciekawiło .
Nie żałuję,że zostałam tutaj na dłużej ^^
Zawsze zadziwia mnie długość Twoich rozdziałów, niektórzy,tak jak ja,nie potrafią napisać nawet w połowie tak długiego i,praktycznie bezbłędnie.
Mam nadzieję,że już wkrótce znajdziesz trochę czasu i znów coś opublikujesz ^^
+ chciałam jeszcze zaprosić na aitakunaru-no-shoudou,na którym pojawił się nowy rozdział ^^ .
Pozdrawiam,
Shana.
Jestem pod wrażeniem, że udało Ci się to tak wszystko potoczyć ! Nie mogłam wzroku oderwać od treści ! Mam nadzieję, że wszystko się ułoży i Atari w końcu będzie szczęśliwa ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKochana, ten rozdział powalił mnie na kolana - jest fenomenalny! :) Tak bardzo mnie wciągnął, że nawet nie zauważyłam, jak dotarłam do końcówki. Zupełnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy - podziwiam Twoją niesamowitą wyobraźnię. Niewiarygodnie podobało mi się przedstawienie wnętrza Atari. Dziewczyna wiele wycierpiała, ale mam nadzieję, że z pomocą Itachi'ego zdoła zapomnieć o przeszłości. Wspaniałe wykreowanie demonów i niesamowity sposób, w jaki Sasuke dowiedział się prawdy o białowłosej. Lecę czytać następny wpis - nie mogę się doczekać, co będzie dalej ^^
OdpowiedzUsuń