niedziela, 11 maja 2014

32. Prawda Madary


Najmocniej przepraszam, że dopiero teraz. Najpierw miałam problemy rodzinne potem problem z napisaniem tego. Sama nie wiem czy to dobrze wyszło. Mam pewne obiekcje i wątpliwości czy zaakceptujecie takie rozwiązanie. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i oceny. Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że spodoba się wam.

______________________________________________________________________


Nagle pewnego dnia ataki ustały, ku mojemu zaskoczeniu. Nie byłem pewny czy to Atari zaprzestała rozrywania tego co nas połączyło czy owa nić już się rozpadła. Dziwnie się czułem, jakby w pewny sposób wolny, lżejszy, lecz również potwornie zaniepokojony jakby wydarzyło się coś złego. Mocno mi się to nie podobało i miałem przeczucie, że dotyczy to Tobiego. I nie pomyliłem się, kilka dni później na walny spotkaniu wszystkich Kage mężczyzna ogłosił wojnę. Przywódcy wpadli w rutynowe w takich sytuacjach obrzucanie się przeszłością i wyższością jednego nad drugim, co spowodowało mały chaos utrzymujący się przez następny tydzień. W końcu ku zaskoczeniu reszty społeczeństwa stworzyli sojusz, potężne przymierze pięciu najważniejszych krajów shinobi oraz neutralnego Kraju Żelaza i nazwali siebie Zjednoczone Siły Shinobi, dość patetyczna nazwa. Przez następne doby ustalali składy drużyn oraz przywództwo konkretnych osób nad danymi oddziałami. Przez to każdy shinobi już od rangi genina został zaciągnięty do pracy według umiejętności. Do tego zostało ogłoszone, że podstawy na ogłoszenie mnie zdrajcą są zbyt mało rzeczywiste, więc mogę spokojnie wracać do pełnienie służby. Ze względu na moje umiejętności przydzielili mnie do Oddziału Specjalny wraz z bratem, Naruto i Bee oraz innymi ludźmi o unikalnych zdolnościach. Była to niewielka grupa, której zadaniem miało być wspieranie innych dywizji, gdy te będą mieć znaczny problem z przeciwnikiem. To tak ze strony praktycznej, bo w teorii to mieliśmy wytropili Tobiego i zabili go nim dojdzie do poważny strat w ludziach. Cieszyłem się na tą wojnę, może to nie brzmi zbyt zachęcająco, ale wiedziałem, że spotkam Atari na polu walki, dzięki czemu będę mógł ją znów ujrzeć, a to wystarczało. W głębi serca, tego postrzępionego, zszytego miałem nadzieję, że uda mi się z nią porozmawiać jakoś wyjaśnić całą sprawę, zwłaszcza, że tuż przed rozdzieleniem się na odpowiednie oddziały Keiko w końcu udało się do mnie dotrzeć i przekazać interesujące wiadomości. Szatynka widząc mój stan oraz decyzje Starszyzny wyznała mi w kompletnej tajemnicy, że „zdradza” wcale nie była moją winą, co zdruzgotany umysł podsyłam w akcie autodestrukcji. Wyjaśniła mi, że Hokage chciała upewnić się, że nie kolaboruję z Akatsuki przez co kazała jej przybrać postać białowłosej, lecz coś poszło nie tak. Powiedziała mi, że nie spodziewała się takiego powitania i prawdopodobnie przez ten szok dezaktywowała kamuflaż. W owej chwili Atari musiała przyjść, przez co mylnie zinterpretowała scenę. To na początku wywołało u mnie szczerą złość i rosnącą nienawiść do Hokage, lecz po chwili zapaliła się świeczka nadziei na spotkanie białowłosej oraz wyjaśnienie nieporozumienia. Tylko dla tego nikłego płomienia zebrałem siły doprowadzają się do stanu użyteczności, aby ruszyć na wojnę.

*

Wszystko szło po mojej myśli. Wojna przebiegała gładko a Kabuto sprawdzał się w roli użytkownika Edo Tensei, jednak najbardziej cieszyła mnie sytuacja Atari. Dzięki niemalże utopieniu jej w rutanie umysł dziewczyny stał się na tyle podatny bym mógł nad nim przejąć kontrolę. Białowłosa obecnie jest jedynie pustym zbiornikiem gotowym na wypełnienie, czym tylko zechce. O tak, to będzie główny gwóźdź programu. To pragnąłem osiągnąć przez ten cały czas, wiele trzeba było się natrudzić by doprowadzić ją do takiego stanu, lecz wszystko się opłaciło, a rezultaty zaraz zobaczymy.
Spojrzałem w dół gdzie na moich kolanach spoczywała głowa Atari, która siedziała na ziemi przy fotelu. Oczy błysnęły, tak bardzo tego chciałem, tak długo czekałem na tą chwilę.
 — Chodź idziemy — rzuciłem zaprzestając machinalnego głaskania jej głowy. Dziewczyna nie odpowiedziała, jedynie wstała z tymi zamglonymi, nieobecnymi oczami spoglądając na mnie i czekając na rozkazy. To mi się podobało.

*

Walki zaczęły się na całego. Niesamowita technika Edo Tensei była trudno do obejścia i przysparzała nie mało problemów a białe Zetsu sprawowały się aż nadto dobrze siejąc panikę oraz chaos.
Właśnie rozprawialiśmy się z tymi białymi… ludźmi trudno to nazwać, lecz przedmiotami do końca też nie, nie ważne podczas kolejnych starć z przeciwnikami nagle oni wycofali się tworząc wielorzędowy półokrąg. Wszyscy zaskoczeni przeczuwając jakąś strategię w tym zebrali się bliżej siebie i oczekiwali posunięć wroga. Wówczas w kłębach dymu pojawiły się dwie postacie, gdy pył opadł ujrzałem Atari z Tobim. Mężczyzna stał za nią szepcząc coś do ucha. Zwęziłem źrenice skupiając się na białowłosej, już stąd dostrzegłem, że coś jest nie tak a gdy się przyjrzałem zrozumiałem, że to oczy. Były takie chłodne i puste, jak bezdenna studnia pokryta lodem. Do tego twarz bez wyrazu niczym u rzeźby. Drgnąłem nieświadomie chcąc podejść bliżej, lecz dłoń Sasuke na moim ramieniu mnie powstrzymała. A gdy na niego spojrzałem pokręcił zaprzeczająco głową, dają mi tym znak bym tego nie robił. Zacisnąłem pięści i zęby obserwując parę. Mężczyzna nadal coś mówił, a przynajmniej na to wskazywała pochylona postawa. Po czym wyprostował się i położył dłonie na jej ramionach delikatnie pchając ku nam. Dziewczyna kiwnęła głową jakby odbierała od niego polecenie i powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Tobi stał przez krótką chwilę obserwując białowłosą, po czym zniknął teleportując się prawdopodobnie poza obszar walk.
 — Co jest? — mruknął zaskoczony mężczyzna stojący obok mnie.
 — Co się dzieje? — pytali następni, więc i ja zwróciłem uwagę na coś innego niż Atari, która dalej kroczyła spokojnym tempem. Dopiero teraz spostrzegłem, że białe Zetsu wycofują się uciekając w las a przywołane postacie zniknęły za wiekami drewnianych skrzyń, na polu bitwy została tylko dziewczyna.
 — To jakaś kpina — oburzył się barczysty mężczyzna występując z tylnich szeregów. — To jedno chucherko ma nas pokonać?
 — Przyjrzyj się jej oczom — polecił Kakashi, który pełnił rolę dowódcy naszej grupy.
 — Co-co co to jest?! — krzyknęła przestraszona dziewczyna.
 — Rinnegan z sharinaganem — szepnął Sasuke bacznie obserwując białowłosą.
 — Dobra drużyno — oznajmił przywódca mając najprawdopodobniej, jaką strategię, która w przypadku Atari nie powiedzie się. Zbyt dobrze ją znam by wiedzieć, że nie będziemy w stanie jej pokonać, nie w otwartej walce. — Manewr czterysta osiemdziesiąt na Itachiego.
Osoby, których owa taktyka dotyczyła rozpierzchli się w wyuczony sposób, tylko ja stałem z Sasuke i Naruto. Nasze wzroki spotkały się i jak na komendę pokręciliśmy przecząco głowami, zaś atak przebiegał bez naszego udziału.
 — To na Kamera — rzucił Kakashi widząc nasz zastój. Wówczas wymieniony mężczyzna wyskoczył tuż przed twarz Atari z salwą ostrzy z wybuchającymi karteczkami. Pełnił rolę przynęty gdyż za nią niemalże bezszelestnie wyłaniała się reszta ze swoimi najlepszymi technikami, które wycelowane były w plecy dziewczyny. Zatrzymała się, po prostu stanęła obserwując ja kunaia szybują prosto na nią, trwało to chwilę, sekundy a w następnym już ułamku sekundy wszystkie ataki zostały odepchnięte za pomocą Shinra Tensei. Nawet nie wypowiedziała tych słów, lecz wgniecenie w ziemi pomagało w rozpoznaniu techniki, z resztą to była jedna z jej ulubionych. Następny ruch również należał do niej, kolejną umiejętnością rinnegana było przyciąganie, więc delikatnym ruchem ręki spowodował wręcz przylecenie Kamera do siebie co spowodowało, że nabił się na przygotowane ostrze. Cios idealny, mężczyzna od razu zmarł.
Następne ataki wyglądały podobnie a przynajmniej rezultaty ich były identyczne. Chociaż Naruto, który nie potrafi patrzeć na śmierć innych ruszył na pole walki, jednak jako, że Kyuubi nie potrafił zaatakować Atari, nie użyczał mocy blondynowi, dlatego chłopak korzystając tylko ze swojej chakry starał się ratować sprzymierzeńców przed niechybną śmiercią. Sasuke wiedząc, że Naruto oczekuje od niego pomocy również padł w wir walki z tym wyjątkiem, że aby wyratować innych atakował białowłosą. Bee także nie stał bezczynnie i wpadł w wir wydarzeń, tylko ja stałem przyglądając się tej zażartej walki, która odbywała się na szerokiej polanie rujnując całkowicie krajobraz. Atari szybko likwidowała przeciwników nie bawiąc się, co było lekkim zaskoczeniem. Przeważnie lubiła grać w grę pokaż, na co cię stać i zabijała na samiutkim końcu, gdy wróg był już tak załamany psychicznie, że zaczynał miotać się po polu walki.
Pozbywała się kolejnych shinobi w szybkim tempie, dość drastycznie przeczesując nasze szeregi.

*

W ciemnościach pokoju przy nikłym świetle jednej lampki na ziemi siedziała zakapturzona postać pochylając się nad planszą do gry w go gdzie białe kamyczki w odpowiedniej konfiguracji zajmowały wyznaczone pozycje.
 — Zobaczymy jak zareagujesz na to — rzekł kładąc pionek na pustym polu oddalonym od innych, po czym zaśmiał się szyderczo a następnie skupił całą uwagę na owym nowym kamyczku poprawiając zsuwające się okulary obserwując go z diabolicznym uśmiechem tryumfu.
 — Pokaż mi teraz, kim tak naprawdę jesteś.

*

Zostało mniej więcej połowa a nikt nawet na odległość metra się do niej nie zbliżył. Każdy padał po jednym ataku. Kakashi wychodził z siebie w wymyślaniu koordynacji, zaś ja nadal stał z boku obserwując jej bardzo powolny krok, który był co chwilę blokowany kolejnymi dywersjami.
I nagle niespodziewanie z ziemi wyłoniła się skrzynia, której wieko opadło z głuchym łomotem a z kłębów dymu wyłoniła się męska sylwetka z długimi włosami.
 — Madara?! — krzyknął Kakashi rozpoznając postać.
 — Ja-jak to? — mamrotał Sasuke zapatrzony w mężczyznę, który analitycznym wzrokiem badał oddział Zjednoczonych Sił Shinobi.
 — To koniec — szepnąłem odwracając od niego wzrok by zobaczyć reakcję Atari, która teraz stanęła a powolny ruch głową spowodował, że spojrzała na niego. Wszyscy osłupieli obserwując nowego wroga.
 — W końcu pojawił się główny przeciwnik! — krzyknął ktoś uradowany.
 — Jego oczy — oznajmił Kakashi. — To Edo Tensei.
 — Chcesz powiedzieć, że to prawdziwy Madara? — dopytywała się pewna dziewczyna występując z szeregi by stanąć koło dowódcy. Szarowłosy kiwnął głową. — W takim razie, kim jest zamaskowany mężczyzna, który wywołał wojnę?
 — Nie ważne, jemy też skopiemy tyłek — rzekł optymistycznie Naruto, chyba nie bardzie widząc powagę sytuacji.
Lustrowałem z gniewnym wyrazem twarzy poczynania mężczyzny, który ostrożnie obserwował otoczenie. Jego przybycie nie wróży niczego dobrego, zwłaszcza, że wiem co łączyło go z Atari. I nagle jego wzrok padł na białowłosą. Odruch automatyczny, sharinagan rozbłysnął mi w oczach. Uśmiechnął się w diaboliczny sposób ruszając w jej stronę. To był impuls, zareagowałem wyjmując kunai i stając przed nim tak by zablokować mu drogę. Zatrzymał się uważnie patrząc,, po czym zmienił wyraz twarzy na bardziej przyjacielski.
 — Moje gratulacje — rzekł wprowadzają w osłupienie, co spowodowało, że opuściłem gardę. — Próbowałem osiągnąć taki stan przez całe moje życie, a ty jesteś młodszy niż ja, gdy rozdzielili nas, gdy byłem pewny, że już ją mam.
Zmarszczyłem brwi nie mogąc zrozumieć, o czym on mówi, lecz szybko wywnioskowałem, że traktuje mnie jak Yokiego, najwyraźniej myśli, że nim jestem.
 — Powiedz, czym to osiągnąłeś? Udało ci się ja uwieść czy ruten? Nie — odpowiedział sam sobie po chwili. — Te oczy — szepnął wymijając mnie i podchodząc do dziewczyny, która zatrzymała się. Wówczas również się odwróciłem poddając analizie wymienioną część twarzy. Jej oczy stały się jakby mniej puste, bardziej… żywe. Przestały sprawiać wrażenie tak dramatyczne pustki. Wcześniej jak na nią patrzyłem to wydawało mi się jakby była kukłą Sasoriego bez wnętrza, uczuć, myśli, marionetka w rękach stwórcy, a teraz ktoś w lalkę tchnął życie.
 — Widzę, że stosowałeś moją metodę, połączenia jednego z drugim, najlepsze rozwiązanie gdyż sterowanie wyłącznie poprzez ruten jest dość kruche i dziewczyna z łatwością może się wyswobodzić spod twojej kontroli.
 — O czym ty mówisz? Jaka kontrola? — Szybko pojąłem sprawę. Madara wykorzystywał Atari już za życia najwyraźniej bawiąc się nią. Chciałem jej teraz uwodnić, że on jest łgarzem. Pomyślałem, że to wyswobodzi ją spod wpływów Tobiego i przeszłości, przestanie żyć wspomnieniami o nim.
 — Ta, która wpisana jest w przeznaczenie naszego klanu. Aby zdobyć potęgę Mędrca musisz okiełznać dziewczynę. Najlepszym sposobem jest uwiedzenie jej, jeśli poczuje coś do ciebie stanie się ci dozgonnie oddana. Na podobnej zasadzie działa ruten, chociaż z kruchszymi rezultatami.

*

Zamarłam. Na chwilę odzyskałam kontrolę nad umysłem, gdy zobaczyłam Madarę, przepędził mrok i zimno ogarniające mnie, lecz teraz… Wykorzystywał mnie. Przez cały czas chciał tylko tego co Tobi? Jego słowa, dotyk, pocałunki miały służyć tylko temu, aby mnie zniewolić? Kłamał, ciągle kłamał. Każde jego zapewnienie było przesiąknięte fałszem i obłudą. A ja mu ulegałam. Uważałam czas spędzony z nim z najlepszy okres w życiu. Trzask. Usłyszałam trzask. Pękło. Wszystko pękło. Mary przeszłości zalały umysł. Uczucia doświadczane przez te tysiąclecia przegalopowały wprawiając ciało w konwulsje. Zamarłam a mrok wystraszył się mnie. Teraz jestem tylko i wyłącznie ciemnością, prawdziwą, jedyną, początkiem końca.

*

Niebo zakryły ciemne chmury o tak intensywnie barwie, że śmiało można powiedzieć czarne, tworząc półmrok w całej okolicy aż po horyzont. I snop fioletowego światła, w którym stanęła dziewczyna. Ziemia zatrzęsła się przewracając zdezorientowanych shinobi po czym zaczęła pękać jakby przygnieciona ciężarem Atari.
— Cofnąć się! — padł rozkaz dowódcy, który przeczuwając w tym jakąś technikę chciał jej w porę przeciwstawić się. Z gleby i chmur wydobyły się bladoniebieskie strumienie, które powędrowały ku Atari, lecz na drodze stanął fioletowy snop, który je zaczął wchłaniać.
 —  O nie — padły słowa przerażenia z ust Naruto, który z przestrachem obserwował wydarzenia, z resztą nie tylko on reszta sprzymierzonych sił również z niepokojem na to wszystko patrzyła, jedynie Madara stał zadowolony jakby tego oczekiwał i Itachi, jego twarz na razie nie wyrażała niczego lecz oczy zdradzały niepokój. Patrzył jak wzrok dziewczyny znów się zmienia, zniknęła nuta ożywienie a zastąpiła ją taka dogłębna ciemność, że zamknięte pomieszczenie bez okien i oświetlenia miałoby, o co być zazdrosne. Nie było już w nich pustki, jedynie nicość tak przeszywająca jak porażenie prądem. Stałam tam tak ze wzrokiem utkwionym w Madarze, ale sprawiała wrażenie jakby nie patrzyła na niego, lecz na powietrze przed nim. A potem ten przerażający krzyk. Dziewczyna złapała się za głowę zaciskając palce na włosach. Głos dobywający się z gardła był przenikliwy niczym lodowaty wiatr w najmroźniejszym dzień, jaki tylko do tej pory zaistniał. Ryk, skowyt przepełniony bólem, rozpaczą, cierpieniem tak silnym jakby składało się na to przeżycia wszystkich mieszkańców Ziemi. Itachi syknął zginając się w pół i łapiąc za serce gdzie poczuł silne ukucie. Skowyt nie ustawał, zdawał się móc trwać wiecznie, lecz został w pewnym stopniu zagłuszony przez krzyki innych, który zaczęli lamentować, gdy z czarnych chmur niczym deszcz zaczął lać się ogień. Uchiha od razu aktywowali Susanno, Sasuke obronił Naruto a reszta została schroniona pod atakami tych, który umieli posługiwać się wodą. Po chwili ryk zacichł a ognisty deszcz przerodził się w drobną mżawkę, lecz nie na długo, skowyt dziewczyny znów przybrał na sile a z nieba tym razem zamiast czerwieni spadła czerń, Ameterasu. Bracia ruszyli do odparcia ataku, chcąc ochronić resztę drużyny. I nagle wszystko ustało, tak jak się pojawiło, niespodziewanie. Atari ucichła skupiając na sobie wzrok zebranych. Jej rozwarte usta w niemym krzyku budziły niepokój powtórki z niebiańskim ogniem, lecz nic takiego nie zaszło, zamknęła je. Jednak to nie był koniec. Fioletowy słup światła zamienił się w wir na kształt Susanno zakręcając trajektorie bladoniebieskich strumieni, które zerwały swe powiązanie z dawcami i zaczęły siać zniszczenie w okolicy zmuszając oddział do rozpierzchnięcia się.
 — Kyuubi twierdzi, że ona absorbuje chakrę z otoczenia, to wróży kataklizm — oznajmił Naruto zjawiając się koło braci.
Miał rację, na co wskazywał fakt, że z fioletowego słupa wysunęły się cienkie niteczki, które niczym na przyssawkach przyczepiły się białowłosej a jasne błyski, impulsy pokazywały kierunek przepływu, do niej. Jej ręce bezwiednie opadły wzdłuż tułowia a odchylona głowa do tyłu pochyliła się do przodu. I trwały tam tak dopóki cała chakra zebrana w owym snopie nie została przekazana a na dowód, że tak się stało kontury zajarzyły się czarnym blaskiem. Po czym znów palce zacisnęły się na włosach, ciało przeszły konwulsje a z gardła dobył się ryk, teraz wściekłości. Chakra koloru czerwono-czarnej wypłynęła z niej formując mgliste sześć ogonów.
 — Przez całe życie pragnąłem to zobaczyć — szepnął zapatrzony w widok jak w ósmy cud świata.
 — Itachi co się dzieje? — przerażenie w głosie Sasuke mówiło samo za siebie. Itachi udał, że nie ma pojęcia kręcąc przecząco głową.
 — Kyuubi mówi, że można to cofnąć póki… — urwał gdyż na polu bitwy pojawiły się niczym pod wpływem teleportacji szóstka osób, sześciu bijuu. Każdy w jednym oku miał rinnegan a w drugim sharinagan, lecz tylko na chwilę gdyż jak ujrzeli Atari nagle pokłonili się padają na jedno kolano a jak podnieśli się to ich gałki były kompletnie czarne. Podeszli do dziewczyny stając za nią i przyłożyli dłonie do jej pleców. Przeszli błyskawiczną metamorfozę w zminiaturyzowane pełne wersje swoich demonów by po chwili przeobrazić się każdy w jeden ogon, który trafił na przygotowane dla niego miejsce.
 — Juubi — szepnął Itachi z przerażeniem obserwując przemianę dziewczyny, która już dawno straciła nad sobą panowanie.
 — TAK! — krzyk Madary zagłuszył okolicę. Mężczyzna zdawał się być w przysłowiowym siódmym niebie z błyskami podniecenia oglądał formowanie się niepełnej wersji Dziesiecioogoniastego.
W tym momencie Naruto i Bee padli na kolana z krzykiem łapiąc się za głowy. Atari miała moc połączenia ich wszystkich w Juubiego nawet wbrew woli reszty, co akurat tworzyła a z racji tego, że Kyuubi i Ośmiogoniasty byli tak blisko oni również zostali wezwani do niej. Za wszelką cenę chcieli temu zapobiec. W końcu, jeśli jej się to uda to nic już naprawdę nic nie będzie ją w stanie zatrzymać. Do tego dopuścić nie mogli, więc bronili się ze wszystkich sił.
 — Kyu-u-ubi wy-wyłą-c-cza mo-moc — wymamrotał blondyn między salwami przeszywającego bólu. Jeśli demony odetną się od świata zewnętrznego i wystarczająco głęboko zaszyją wewnątrz swoich jinjuuriki to jest szansa, że będą mogli przetrwać parcie na zjednoczenie.
Sześć ogonów zaczęło niebezpiecznie wić się niszcząc okolicę i jeszcze nieświadomie atakując Zjednoczone Siły Shinobi. Zaś Atari uspokoiła się, umilkła prostując wychyloną do tyłu głowę. Jej oczy sprawiały wrażenie narysowanych ręką niewprawnego artysty, który nie umie oddać uczuć, gdyż niczego nie wyrażały. Było tylko niebezpieczeństwo, groza i ta niesamowita głębia. Jakby dłużej patrzeć ma się wrażenie wirowania czarnych kręgów, który naprawdę trudno dostrzec przez to, że czerwień mocno przyciemniała przechodząc w burgund. Wzrokiem omiotła zebranych zatrzymując się na chwilę na Naruto. Sasuke obawiając się, że zechce wyciągnąć z niego Kyuubiego wysunął się do przodu zasłaniając blondyna i z sharinaganem obserwując bacznie jej kolejny ruch. Zaś Uzumaki wcale nie protestował, położył czoło na ramieniu chłopaka chowając oczy, bojąc się, że Dziewięcioogoniasty nie zdoła się utrzymać w jego ciele. Jednak najwyraźniej nie o niego jej chodziło gdyż wzrok przeniosła w zupełnie inny kierunek, spojrzała na Madarę. Wówczas ogony na chwilę zatrzymały się niczym na rozkaz „pauza”, po czym wystrzeliły w górę prostując się na baczność. Czarnowłosy przyglądał się dziewczynie, przez co w porę nie zauważył, że nad nią formuje się potężna kula w bliżej nieokreślonym kolorze, gdyż składały się na nią charakterystyczne barwy każdego z sześciu demonów, które były obecnie pod jej kontrolą.
 — A to tylko sześć ogonów — szepnął zafascynowany zupełnie nie przejmując się tym, że ów atak wymierzony jest w niego. Kula została posłana prosto na Madarę, który tworząc Susanno odskoczył w bok robiąc miejsce stworzonej przez siebie potężnej kamiennej bryle zdolną przysłonić słońce. Skała niczym pod wpływem odśrodkowego rozszczepu atomów rozerwała się na drobne kawałeczki zasypując odłamkami gapowiczów, który do głowy nie przyszło uciec w porę. Jednak siłą rażenia ataku była zbyt mocna by coś takiego ją zatrzymała toteż siłą rozpędu pognała dalej przed siebie niszcząc otaczający las, gdy już wszyscy myśleli, że kula zniknie za horyzontem Atari podniosła rękę przyzywając ją z powrotem. Pojawiła się w polu widzenia by nagle zmienić się w sześć węży, które błyskawicznie podpełzły do Madary atakując go. Mężczyzna sprawnie uskakiwał pozostawiając przez cały czas w ruchu i powietrzu, co sprawiało wrażenie jakby latał. Niestety węże były szybsze, skoordynowane wspólne uderzenie „zabiło” czarnowłosego powodując rozpłynięcie się zwierząt. Jednak jako, że Madara był przyzwany przez Edo Tensei przetrwał szarżę i obecnie składał się z niewielkich karteczek w jedną całość.
 — Oh yea, on nieumarty jest, więc zapieczętować go to nasz test.
 — Mowy nie ma Bee — oznajmił Kakashi zatrzymując narwańca. — Ty i Naruto za nic nie możecie do tej dziewczyny się zbliżyć.
 — A my w ogóle między nich możemy wejść?
 — W ogóle to niepodejrzane, że oni walczą między sobą? W końcu stoją po tej samej stronie — zauważył ktoś trafnie zeskakując z drzewa by podejść do niewielkiej grupki, która pozostała z naszego oddziału.
 — Trzeba zawiadomić sztab — zarządził dowództwa a łącznik już zaczął przekazywać opis sytuacji, w jakiej się znaleźli.
 — Polecenie jest następujące, — rzekł wysłuchawszy polecania sztabu — mamy się do nich nie zbliżać i czekać na rozwój wydarzeń. Shikaku zakłada, że jedno z nich nie wyjdzie z tej walki cało, a śmierć któregokolwiek z nich będzie nam bardzo na rękę.
 — Rozumiem — odparł Kakashi kiwając potakująco głową. — W takim razie, pozostać na miejscu, nie wdawać się w walkę i unikać fal rażenia.
Itachi z niepokojem obserwował pojedynek, rozumiejąc, że nic nie może zrobić, to wojna Atari, wojna z przeszłością, którą musi w końcu odbyć. Madara był dla niej kimś ważnym, domyślał się tego, mimo iż dziewczyna zapewniała go, że nic do niego nie czuła, coś wgłębi mówiło mu, że było inaczej. A teraz wyszło na jaw, że mężczyzna pragnął ją tylko wykorzystać, co wywołało w niej szał. Itachi był rozdwojony, z jednej strony cieszył się, że w końcu białowłosa zmierzy się ze wspomnieniami i uwolni od ich wpływu, lecz obawiał się, że to może ją również zniszczyć, jeśli pozwoli by mary minionych dni nią całkowicie zawładnęły to będzie jej koniec, doskonale o tym wiedział. Nie raz sama Atari dawała mu to wyraźnie do zrozumienia.
 — Poradzi sobie — szepnął Sasuke kładąc mu dłoń na ramieniu chcąc tym pocieszyć dodać otuchy.

*

 — Panie — rzekł czarny Zetsu zjawiając się koło mnie.
 — Czego? — mruknąłem zatrzymując bieg by odebrać sprawozdanie z pola bitwy.
 — Pojawił się Madara.
 — Co?! — krzyknąłem zaskoczony. — Przeklęty Kabuto — warknąłem zaciskając dłonie w pięści. Wiedziałem o tym, że posiada jego ciało, ale nie sądziłem, że wyśle go do walki. Chociaż, w sumie to mi to obojętnie. Dokona większych zniszczeń i szybciej zakończymy te bezsensowne potyczki.
 — On się pojawił przy Atari — dodał burząc mój spokój. Teraz zagotowało się we mnie. Główna część planu polegała na tym, by dziewczyna mnie wzięła za Madarę, ten pieprzony okularnik może zniweczyć moje działania. Przypuszczałem, że coś jest nie tak. Czułem dziwne ukucia w całym ciele, gorąco i duszności. Najwyraźniej więź łącząca Madarę z nią nie minęła a on teraz chce ją dla siebie. Nie dopuszczę do tego. Muszę natychmiast dostać się do Atari.

*

Na polu bitwy zjawił się Tobi, ale tak by nikt go nie zobaczył, ale żeby on mógł oglądać przebieg walk. Która wyglądała następująco: dziewczyna nie patyczkowała się z przeciwnikiem, w ruch poszła magma, woda, kwas, wiatr. Na końcu poszczególnych ogonów formowały się kule z tym, co było charakterystyczne dla danego demona. Ataki ciskane jeden po drugi w błyskawicznym tempie uniemożliwiały Madarze uniki na czas, przez co często „ginął” i bywały momenty gdzie nie zdołał się pozbierać a już znów „umierał”. To ścierało mu obłąkańczy uśmiech z ust. Niebo zaroiło się od ogromnych kul skalnych, które służyły mu za obronę przed atakami. Tworząc tym samym zagrożenie dla zebranych obserwatorów i do takiego stopnia dewastując otoczenie, że nic z niego nie pozostało prócz jałowego pustkowia z powyrywanymi drzewami.
 — Aa!!! — krzyk Naruto, który nie zdążył na czas uskoczyć. Oberwał kamiennymi odłamkami. Sasuke natychmiast zjawił się koło blondyna poddając oględzinom rany, które nie okazały się zbyt głębokie toteż pomógł mu zdjąć ciężar skały z nogi i podnieść się. Od razu zjawił się medic ninja uleczając bolące miejsce. To zwróciło uwagę Atari, która na chwilę skupiła się na Uzumakim. Do końca nie wiadomo, dlaczego dziewczyna zareagowała, do tej pory wszelkie wrzaski zdawały się do niej nie docierać, lecz zapewne miało to związek z Kyuubim. Moment rozkojarzenia wykorzystał Madara zjawiając się tuż przed białowłosą, był tak, blisko że jego oddech omiatał jej twarz.
 — Ciekawe czy nadal mam nad tobą władzę? — szepnął przysuwając się bliżej i łącząc wargi nim Atari wykonałaby jakikolwiek ruch. Na ten gest Itachi zamarł, z rozszerzonymi źrenicami obserwował reakcję dziewczyny. Mimo tego, że upłynęło tak dużo czasu, mężczyzna nadal miał pewną kontrolę nad nią gdyż białowłosa nie odepchnęła go, nie wykonała żadnej techniki, po prostu zawiesiła się a w oczach coś błysnęło powodując diaboliczny uśmiech u Madary. Itachiego to zabolało.
 — Nadal go kocha — wyszeptał niemal bezdźwięcznie czując jak i tak zdruzgotane serce rozsypuje mu się na kawałeczki pod wpływem silnego uderzenia, niczym kryształowa figurka uderzona młotkiem.
Mężczyzna odsunął się rozłączając wargi by spojrzeć bez obawy w te demoniczne oczy. Atari jakby pod wpływem hipnozy znieruchomiała a wzrok zatapiał się w szarości rinnegana. Madara uśmiechnął się w tryumfie odczytując ten gest za pewną kontrolę nad nią i żeby to pogłębić położył dłoń na policzku delikatnie głaszcząc go.
 — Atari — szepnął czule z pewną nutą nostalgii. — Moja najdroższa Atari. — Itachi zaciskał pięści oraz zęby czując intensywny ból w lewej piersi. — Pragnę cię, Akayoru…
Te słowa wywołały reakcję u dziewczyny, którą było zapalenie się jej samej czarnymi płomieniami, co spowodowało, że Madara znów rozpadł się na karteczki formując kształty kilka metrów od niej. Zaś Atari… Krzyk, przeraźliwy krzyk znowu wydobył się z jej gardła powodując upadek na kolana i zaciskające się palce na włosach. Ogony zareagowały na to konwulsyjnymi spazmami niszcząc i atakują, co popadnie w tym także Madarę. A z nieba ponownie zaczął lać się ogień siejąc panikę wśród shinobi.
 — Itachi rusz się — warknął Sasuke osłaniając go Susanno. — To jeszcze nie musi oznaczać to, o czym myślisz — dodał doskonale rozumiejąc powód tego zastoju u brata.
I nagle nastała cisza a czerwień spływając z chmur ustała. Dziewczyna przybrała pozycję bardziej przypominającą demona i poruszając się niczym czworonożny zwierzak zwiększyła swoją prędkość atakują Madarę w zwarciu. Dla mężczyzny taka walka to nie była byle, jaka gratka. Musiał unikać jej wzorku, ogonów, dłoni, nóg, ona była po prostu zbyt blisko ograniczając pole manewru. Na jego szczęście w obecnym stanie nie umiała atakowała skoordynowanymi uderzeniami, lecz tylko miotała się chaotycznie w szarży bez planu. Jednak mimo tego potrafiła przywrzeć go do muru i to dość skutecznie. Co właśnie następowało. Madara uchylił się przed atakiem jednego z ogonów, lecz nie zauważył kuli przygotowanej przez inny ogon. Zmuszony został do próby zneutralizowania go swoim atakiem, lecz widząc szturm pozostałych ogonów odskoczył w obok gdzie plecami wpadł prosto w Atari. Dziewczyna bez cienia emocji zdradzającej kolejny ruch, włożyła mu dłoń do ciała, dosłownie a wyjmując wyciągała czerwoną postać, po czym przyłożyła rękę do siebie dokładnie pomiędzy piersiami. Wówczas karmazynowy strumień, który się między nimi utworzył błyskawicznie został wchłonięty a mężczyzna zaczął znikać rozsypując się na karteczki. Madara zapieczętowany.

 — Nie — jęknął Itachi widząc idiotyzm w zamknięciu mężczyzny w ciele dziewczyny, lecz gdy zniknęła czerwień ujrzał, że strumień tak naprawdę nie wnikał w Atari, lecz w naszyjnik, który znajdował się w miejscu gdzie przyłożyła dłoń, przez co czarnowłosy został zapieczętowany nie w niej, lecz w godle klanu Uchiha. Przypadek czy zaplanowane postępowanie? Gdy Atari jest w tym stanie to nie można tego jednomyślnie określić.


2 komentarze:

  1. Nie przypuszczałam, ze Atari czuła coś do Madary O.o, a tu taki zminy drań :C dobrze mu tak ! od co ! :D świetny rozdział, dużo się działo :) Czekam na więcej, pozdrawiam !:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział pełen akcji :)
    Podziwiam Twoją umiejętność zawarcia wielu wydarzeń w krótszej objętości tekstu. Takie rozdziały bardzo przyjemnie się czyta, ponieważ ciągle coś się dzieje i nigdy nie wiemy, czym zostaniemy tym razem zaskoczeni. Uwielbiam Twoje opowiadania - zawsze mnie zaskakujesz swoimi pomysłami , a ten rozdział był jednym z największą ilością niespodzianek. Najbardziej zdumiało mnie to, że Atari jednak coś czuła do Madary. Wcześniej zaprzeczała, wypierała się. Ogromne zaskoczenie.
    Również bardzo podobały mi się opisy walk - niesamowicie dynamiczne, gratuluję :)

    OdpowiedzUsuń