Najmocniej przepraszam, że dopiero teraz. Najpierw miałam problemy rodzinne potem problem z napisaniem tego. Sama nie wiem czy to dobrze wyszło. Mam pewne obiekcje i wątpliwości czy zaakceptujecie takie rozwiązanie. Z niecierpliwością czekam na wasze komentarze i oceny. Życzę miłej lektury i mam nadzieję, że spodoba się wam.
______________________________________________________________________
Nagle pewnego dnia ataki ustały, ku mojemu
zaskoczeniu. Nie byłem pewny czy to Atari zaprzestała rozrywania tego co nas
połączyło czy owa nić już się rozpadła. Dziwnie się czułem, jakby w pewny
sposób wolny, lżejszy, lecz również potwornie zaniepokojony jakby wydarzyło się
coś złego. Mocno mi się to nie podobało i miałem przeczucie, że dotyczy to
Tobiego. I nie pomyliłem się, kilka dni później na walny spotkaniu wszystkich
Kage mężczyzna ogłosił wojnę. Przywódcy wpadli w rutynowe w takich sytuacjach
obrzucanie się przeszłością i wyższością jednego nad drugim, co spowodowało
mały chaos utrzymujący się przez następny tydzień. W końcu ku zaskoczeniu
reszty społeczeństwa stworzyli sojusz, potężne przymierze pięciu
najważniejszych krajów shinobi oraz neutralnego Kraju Żelaza i nazwali siebie
Zjednoczone Siły Shinobi, dość patetyczna nazwa. Przez następne doby ustalali
składy drużyn oraz przywództwo konkretnych osób nad danymi oddziałami. Przez to
każdy shinobi już od rangi genina został zaciągnięty do pracy według
umiejętności. Do tego zostało ogłoszone, że podstawy na ogłoszenie mnie zdrajcą
są zbyt mało rzeczywiste, więc mogę spokojnie wracać do pełnienie służby. Ze
względu na moje umiejętności przydzielili mnie do Oddziału Specjalny wraz z
bratem, Naruto i Bee oraz innymi ludźmi o unikalnych zdolnościach. Była to
niewielka grupa, której zadaniem miało być wspieranie innych dywizji, gdy te
będą mieć znaczny problem z przeciwnikiem. To tak ze strony praktycznej, bo w
teorii to mieliśmy wytropili Tobiego i zabili go nim dojdzie do poważny strat w
ludziach. Cieszyłem się na tą wojnę, może to nie brzmi zbyt zachęcająco, ale
wiedziałem, że spotkam Atari na polu walki, dzięki czemu będę mógł ją znów
ujrzeć, a to wystarczało. W głębi serca, tego postrzępionego, zszytego miałem
nadzieję, że uda mi się z nią porozmawiać jakoś wyjaśnić całą sprawę,
zwłaszcza, że tuż przed rozdzieleniem się na odpowiednie oddziały Keiko w końcu
udało się do mnie dotrzeć i przekazać interesujące wiadomości. Szatynka widząc
mój stan oraz decyzje Starszyzny wyznała mi w kompletnej tajemnicy, że
„zdradza” wcale nie była moją winą, co zdruzgotany umysł podsyłam w akcie
autodestrukcji. Wyjaśniła mi, że Hokage chciała upewnić się, że nie kolaboruję
z Akatsuki przez co kazała jej przybrać postać białowłosej, lecz coś poszło nie
tak. Powiedziała mi, że nie spodziewała się takiego powitania i prawdopodobnie
przez ten szok dezaktywowała kamuflaż. W owej chwili Atari musiała przyjść,
przez co mylnie zinterpretowała scenę. To na początku wywołało u mnie szczerą
złość i rosnącą nienawiść do Hokage, lecz po chwili zapaliła się świeczka
nadziei na spotkanie białowłosej oraz wyjaśnienie nieporozumienia. Tylko dla
tego nikłego płomienia zebrałem siły doprowadzają się do stanu użyteczności,
aby ruszyć na wojnę.
*
Wszystko szło po mojej myśli. Wojna przebiegała
gładko a Kabuto sprawdzał się w roli użytkownika Edo Tensei, jednak najbardziej
cieszyła mnie sytuacja Atari. Dzięki niemalże utopieniu jej w rutanie umysł
dziewczyny stał się na tyle podatny bym mógł nad nim przejąć kontrolę.
Białowłosa obecnie jest jedynie pustym zbiornikiem gotowym na wypełnienie, czym
tylko zechce. O tak, to będzie główny gwóźdź programu. To pragnąłem osiągnąć
przez ten cały czas, wiele trzeba było się natrudzić by doprowadzić ją do
takiego stanu, lecz wszystko się opłaciło, a rezultaty zaraz zobaczymy.
Spojrzałem w dół gdzie na moich kolanach spoczywała
głowa Atari, która siedziała na ziemi przy fotelu. Oczy błysnęły, tak bardzo
tego chciałem, tak długo czekałem na tą chwilę.
— Chodź
idziemy — rzuciłem zaprzestając machinalnego głaskania jej głowy. Dziewczyna
nie odpowiedziała, jedynie wstała z tymi zamglonymi, nieobecnymi oczami
spoglądając na mnie i czekając na rozkazy. To mi się podobało.
*
Walki zaczęły się na całego. Niesamowita technika
Edo Tensei była trudno do obejścia i przysparzała nie mało problemów a białe
Zetsu sprawowały się aż nadto dobrze siejąc panikę oraz chaos.
Właśnie rozprawialiśmy się z tymi białymi… ludźmi
trudno to nazwać, lecz przedmiotami do końca też nie, nie ważne podczas
kolejnych starć z przeciwnikami nagle oni wycofali się tworząc wielorzędowy
półokrąg. Wszyscy zaskoczeni przeczuwając jakąś strategię w tym zebrali się
bliżej siebie i oczekiwali posunięć wroga. Wówczas w kłębach dymu pojawiły się
dwie postacie, gdy pył opadł ujrzałem Atari z Tobim. Mężczyzna stał za nią szepcząc
coś do ucha. Zwęziłem źrenice skupiając się na białowłosej, już stąd
dostrzegłem, że coś jest nie tak a gdy się przyjrzałem zrozumiałem, że to oczy.
Były takie chłodne i puste, jak bezdenna studnia pokryta lodem. Do tego twarz
bez wyrazu niczym u rzeźby. Drgnąłem nieświadomie chcąc podejść bliżej, lecz
dłoń Sasuke na moim ramieniu mnie powstrzymała. A gdy na niego spojrzałem
pokręcił zaprzeczająco głową, dają mi tym znak bym tego nie robił. Zacisnąłem
pięści i zęby obserwując parę. Mężczyzna nadal coś mówił, a przynajmniej na to
wskazywała pochylona postawa. Po czym wyprostował się i położył dłonie na jej ramionach
delikatnie pchając ku nam. Dziewczyna kiwnęła głową jakby odbierała od niego
polecenie i powolnym krokiem ruszyła przed siebie. Tobi stał przez krótką
chwilę obserwując białowłosą, po czym zniknął teleportując się prawdopodobnie
poza obszar walk.
— Co jest? —
mruknął zaskoczony mężczyzna stojący obok mnie.
— Co się
dzieje? — pytali następni, więc i ja zwróciłem uwagę na coś innego niż Atari,
która dalej kroczyła spokojnym tempem. Dopiero teraz spostrzegłem, że białe
Zetsu wycofują się uciekając w las a przywołane postacie zniknęły za wiekami
drewnianych skrzyń, na polu bitwy została tylko dziewczyna.
— To jakaś
kpina — oburzył się barczysty mężczyzna występując z tylnich szeregów. — To
jedno chucherko ma nas pokonać?
— Przyjrzyj
się jej oczom — polecił Kakashi, który pełnił rolę dowódcy naszej grupy.
— Co-co co to
jest?! — krzyknęła przestraszona dziewczyna.
— Rinnegan z
sharinaganem — szepnął Sasuke bacznie obserwując białowłosą.
— Dobra
drużyno — oznajmił przywódca mając najprawdopodobniej, jaką strategię, która w
przypadku Atari nie powiedzie się. Zbyt dobrze ją znam by wiedzieć, że nie
będziemy w stanie jej pokonać, nie w otwartej walce. — Manewr czterysta
osiemdziesiąt na Itachiego.
Osoby, których owa taktyka dotyczyła rozpierzchli
się w wyuczony sposób, tylko ja stałem z Sasuke i Naruto. Nasze wzroki spotkały
się i jak na komendę pokręciliśmy przecząco głowami, zaś atak przebiegał bez
naszego udziału.
— To na
Kamera — rzucił Kakashi widząc nasz zastój. Wówczas wymieniony mężczyzna
wyskoczył tuż przed twarz Atari z salwą ostrzy z wybuchającymi karteczkami.
Pełnił rolę przynęty gdyż za nią niemalże bezszelestnie wyłaniała się reszta ze
swoimi najlepszymi technikami, które wycelowane były w plecy dziewczyny.
Zatrzymała się, po prostu stanęła obserwując ja kunaia szybują prosto na nią,
trwało to chwilę, sekundy a w następnym już ułamku sekundy wszystkie ataki
zostały odepchnięte za pomocą Shinra Tensei. Nawet nie wypowiedziała tych słów,
lecz wgniecenie w ziemi pomagało w rozpoznaniu techniki, z resztą to była jedna
z jej ulubionych. Następny ruch również należał do niej, kolejną umiejętnością
rinnegana było przyciąganie, więc delikatnym ruchem ręki spowodował wręcz
przylecenie Kamera do siebie co spowodowało, że nabił się na przygotowane
ostrze. Cios idealny, mężczyzna od razu zmarł.
Następne ataki wyglądały podobnie a przynajmniej
rezultaty ich były identyczne. Chociaż Naruto, który nie potrafi patrzeć na
śmierć innych ruszył na pole walki, jednak jako, że Kyuubi nie potrafił
zaatakować Atari, nie użyczał mocy blondynowi, dlatego chłopak korzystając
tylko ze swojej chakry starał się ratować sprzymierzeńców przed niechybną
śmiercią. Sasuke wiedząc, że Naruto oczekuje od niego pomocy również padł w wir
walki z tym wyjątkiem, że aby wyratować innych atakował białowłosą. Bee także
nie stał bezczynnie i wpadł w wir wydarzeń, tylko ja stałem przyglądając się
tej zażartej walki, która odbywała się na szerokiej polanie rujnując całkowicie
krajobraz. Atari szybko likwidowała przeciwników nie bawiąc się, co było lekkim
zaskoczeniem. Przeważnie lubiła grać w grę pokaż, na co cię stać i zabijała na
samiutkim końcu, gdy wróg był już tak załamany psychicznie, że zaczynał miotać
się po polu walki.
Pozbywała się kolejnych shinobi w szybkim tempie,
dość drastycznie przeczesując nasze szeregi.
*
W ciemnościach pokoju przy nikłym świetle jednej
lampki na ziemi siedziała zakapturzona postać pochylając się nad planszą do gry
w go gdzie białe kamyczki w odpowiedniej konfiguracji zajmowały wyznaczone
pozycje.
— Zobaczymy
jak zareagujesz na to — rzekł kładąc pionek na pustym polu oddalonym od innych,
po czym zaśmiał się szyderczo a następnie skupił całą uwagę na owym nowym
kamyczku poprawiając zsuwające się okulary obserwując go z diabolicznym
uśmiechem tryumfu.
— Pokaż mi
teraz, kim tak naprawdę jesteś.
*
Zostało mniej więcej połowa a nikt nawet na
odległość metra się do niej nie zbliżył. Każdy padał po jednym ataku. Kakashi
wychodził z siebie w wymyślaniu koordynacji, zaś ja nadal stał z boku
obserwując jej bardzo powolny krok, który był co chwilę blokowany kolejnymi
dywersjami.
I nagle niespodziewanie z ziemi wyłoniła się
skrzynia, której wieko opadło z głuchym łomotem a z kłębów dymu wyłoniła się
męska sylwetka z długimi włosami.
— Madara?! —
krzyknął Kakashi rozpoznając postać.
— Ja-jak to?
— mamrotał Sasuke zapatrzony w mężczyznę, który analitycznym wzrokiem badał
oddział Zjednoczonych Sił Shinobi.
— To koniec —
szepnąłem odwracając od niego wzrok by zobaczyć reakcję Atari, która teraz stanęła
a powolny ruch głową spowodował, że spojrzała na niego. Wszyscy osłupieli
obserwując nowego wroga.
— W końcu
pojawił się główny przeciwnik! — krzyknął ktoś uradowany.
— Jego oczy —
oznajmił Kakashi. — To Edo Tensei.
— Chcesz
powiedzieć, że to prawdziwy Madara? — dopytywała się pewna dziewczyna
występując z szeregi by stanąć koło dowódcy. Szarowłosy kiwnął głową. — W takim
razie, kim jest zamaskowany mężczyzna, który wywołał wojnę?
— Nie ważne,
jemy też skopiemy tyłek — rzekł optymistycznie Naruto, chyba nie bardzie widząc
powagę sytuacji.
Lustrowałem z gniewnym wyrazem twarzy poczynania
mężczyzny, który ostrożnie obserwował otoczenie. Jego przybycie nie wróży
niczego dobrego, zwłaszcza, że wiem co łączyło go z Atari. I nagle jego wzrok
padł na białowłosą. Odruch automatyczny, sharinagan rozbłysnął mi w oczach.
Uśmiechnął się w diaboliczny sposób ruszając w jej stronę. To był impuls,
zareagowałem wyjmując kunai i stając przed nim tak by zablokować mu drogę.
Zatrzymał się uważnie patrząc,, po czym zmienił wyraz twarzy na bardziej
przyjacielski.
— Moje
gratulacje — rzekł wprowadzają w osłupienie, co spowodowało, że opuściłem
gardę. — Próbowałem osiągnąć taki stan przez całe moje życie, a ty jesteś
młodszy niż ja, gdy rozdzielili nas, gdy byłem pewny, że już ją mam.
Zmarszczyłem brwi nie mogąc zrozumieć, o czym on
mówi, lecz szybko wywnioskowałem, że traktuje mnie jak Yokiego, najwyraźniej
myśli, że nim jestem.
— Powiedz,
czym to osiągnąłeś? Udało ci się ja uwieść czy ruten? Nie — odpowiedział sam
sobie po chwili. — Te oczy — szepnął wymijając mnie i podchodząc do dziewczyny,
która zatrzymała się. Wówczas również się odwróciłem poddając analizie
wymienioną część twarzy. Jej oczy stały się jakby mniej puste, bardziej… żywe.
Przestały sprawiać wrażenie tak dramatyczne pustki. Wcześniej jak na nią
patrzyłem to wydawało mi się jakby była kukłą Sasoriego bez wnętrza, uczuć,
myśli, marionetka w rękach stwórcy, a teraz ktoś w lalkę tchnął życie.
— Widzę, że
stosowałeś moją metodę, połączenia jednego z drugim, najlepsze rozwiązanie gdyż
sterowanie wyłącznie poprzez ruten jest dość kruche i dziewczyna z łatwością
może się wyswobodzić spod twojej kontroli.
— O czym ty
mówisz? Jaka kontrola? — Szybko pojąłem sprawę. Madara wykorzystywał Atari już
za życia najwyraźniej bawiąc się nią. Chciałem jej teraz uwodnić, że on jest
łgarzem. Pomyślałem, że to wyswobodzi ją spod wpływów Tobiego i przeszłości,
przestanie żyć wspomnieniami o nim.
— Ta, która
wpisana jest w przeznaczenie naszego klanu. Aby zdobyć potęgę Mędrca musisz
okiełznać dziewczynę. Najlepszym sposobem jest uwiedzenie jej, jeśli poczuje
coś do ciebie stanie się ci dozgonnie oddana. Na podobnej zasadzie działa
ruten, chociaż z kruchszymi rezultatami.
*
Zamarłam. Na chwilę odzyskałam kontrolę nad umysłem,
gdy zobaczyłam Madarę, przepędził mrok i zimno ogarniające mnie, lecz teraz…
Wykorzystywał mnie. Przez cały czas chciał tylko tego co Tobi? Jego słowa,
dotyk, pocałunki miały służyć tylko temu, aby mnie zniewolić? Kłamał, ciągle
kłamał. Każde jego zapewnienie było przesiąknięte fałszem i obłudą. A ja mu
ulegałam. Uważałam czas spędzony z nim z najlepszy okres w życiu. Trzask.
Usłyszałam trzask. Pękło. Wszystko pękło. Mary przeszłości zalały umysł.
Uczucia doświadczane przez te tysiąclecia przegalopowały wprawiając ciało w
konwulsje. Zamarłam a mrok wystraszył się mnie. Teraz jestem tylko i wyłącznie
ciemnością, prawdziwą, jedyną, początkiem końca.
*
Niebo zakryły ciemne chmury o tak intensywnie
barwie, że śmiało można powiedzieć czarne, tworząc półmrok w całej okolicy aż
po horyzont. I snop fioletowego światła, w którym stanęła dziewczyna. Ziemia
zatrzęsła się przewracając zdezorientowanych shinobi po czym zaczęła pękać
jakby przygnieciona ciężarem Atari.
— Cofnąć się! — padł rozkaz dowódcy, który
przeczuwając w tym jakąś technikę chciał jej w porę przeciwstawić się. Z gleby
i chmur wydobyły się bladoniebieskie strumienie, które powędrowały ku Atari, lecz
na drodze stanął fioletowy snop, który je zaczął wchłaniać.
— O nie — padły słowa przerażenia z ust Naruto,
który z przestrachem obserwował wydarzenia, z resztą nie tylko on reszta
sprzymierzonych sił również z niepokojem na to wszystko patrzyła, jedynie
Madara stał zadowolony jakby tego oczekiwał i Itachi, jego twarz na razie nie
wyrażała niczego lecz oczy zdradzały niepokój. Patrzył jak wzrok dziewczyny
znów się zmienia, zniknęła nuta ożywienie a zastąpiła ją taka dogłębna
ciemność, że zamknięte pomieszczenie bez okien i oświetlenia miałoby, o co być
zazdrosne. Nie było już w nich pustki, jedynie nicość tak przeszywająca jak
porażenie prądem. Stałam tam tak ze wzrokiem utkwionym w Madarze, ale sprawiała
wrażenie jakby nie patrzyła na niego, lecz na powietrze przed nim. A potem ten
przerażający krzyk. Dziewczyna złapała się za głowę zaciskając palce na
włosach. Głos dobywający się z gardła był przenikliwy niczym lodowaty wiatr w
najmroźniejszym dzień, jaki tylko do tej pory zaistniał. Ryk, skowyt przepełniony
bólem, rozpaczą, cierpieniem tak silnym jakby składało się na to przeżycia
wszystkich mieszkańców Ziemi. Itachi syknął zginając się w pół i łapiąc za
serce gdzie poczuł silne ukucie. Skowyt nie ustawał, zdawał się móc trwać
wiecznie, lecz został w pewnym stopniu zagłuszony przez krzyki innych, który
zaczęli lamentować, gdy z czarnych chmur niczym deszcz zaczął lać się ogień.
Uchiha od razu aktywowali Susanno, Sasuke obronił Naruto a reszta została
schroniona pod atakami tych, który umieli posługiwać się wodą. Po chwili ryk
zacichł a ognisty deszcz przerodził się w drobną mżawkę, lecz nie na długo,
skowyt dziewczyny znów przybrał na sile a z nieba tym razem zamiast czerwieni
spadła czerń, Ameterasu. Bracia ruszyli do odparcia ataku, chcąc ochronić resztę
drużyny. I nagle wszystko ustało, tak jak się pojawiło, niespodziewanie. Atari
ucichła skupiając na sobie wzrok zebranych. Jej rozwarte usta w niemym krzyku
budziły niepokój powtórki z niebiańskim ogniem, lecz nic takiego nie zaszło,
zamknęła je. Jednak to nie był koniec. Fioletowy słup światła zamienił się w
wir na kształt Susanno zakręcając trajektorie bladoniebieskich strumieni, które
zerwały swe powiązanie z dawcami i zaczęły siać zniszczenie w okolicy zmuszając
oddział do rozpierzchnięcia się.
— Kyuubi
twierdzi, że ona absorbuje chakrę z otoczenia, to wróży kataklizm — oznajmił
Naruto zjawiając się koło braci.
Miał rację, na co wskazywał fakt, że z fioletowego
słupa wysunęły się cienkie niteczki, które niczym na przyssawkach przyczepiły
się białowłosej a jasne błyski, impulsy pokazywały kierunek przepływu, do niej.
Jej ręce bezwiednie opadły wzdłuż tułowia a odchylona głowa do tyłu pochyliła
się do przodu. I trwały tam tak dopóki cała chakra zebrana w owym snopie nie
została przekazana a na dowód, że tak się stało kontury zajarzyły się czarnym
blaskiem. Po czym znów palce zacisnęły się na włosach, ciało przeszły konwulsje
a z gardła dobył się ryk, teraz wściekłości. Chakra koloru czerwono-czarnej
wypłynęła z niej formując mgliste sześć ogonów.
— Przez całe
życie pragnąłem to zobaczyć — szepnął zapatrzony w widok jak w ósmy cud świata.
— Itachi co
się dzieje? — przerażenie w głosie Sasuke mówiło samo za siebie. Itachi udał,
że nie ma pojęcia kręcąc przecząco głową.
— Kyuubi
mówi, że można to cofnąć póki… — urwał gdyż na polu bitwy pojawiły się niczym
pod wpływem teleportacji szóstka osób, sześciu bijuu. Każdy w jednym oku miał
rinnegan a w drugim sharinagan, lecz tylko na chwilę gdyż jak ujrzeli Atari
nagle pokłonili się padają na jedno kolano a jak podnieśli się to ich gałki
były kompletnie czarne. Podeszli do dziewczyny stając za nią i przyłożyli
dłonie do jej pleców. Przeszli błyskawiczną metamorfozę w zminiaturyzowane
pełne wersje swoich demonów by po chwili przeobrazić się każdy w jeden ogon,
który trafił na przygotowane dla niego miejsce.
— Juubi —
szepnął Itachi z przerażeniem obserwując przemianę dziewczyny, która już dawno
straciła nad sobą panowanie.
— TAK! —
krzyk Madary zagłuszył okolicę. Mężczyzna zdawał się być w przysłowiowym siódmym
niebie z błyskami podniecenia oglądał formowanie się niepełnej wersji
Dziesiecioogoniastego.
W tym momencie Naruto i Bee padli na kolana z
krzykiem łapiąc się za głowy. Atari miała moc połączenia ich wszystkich w
Juubiego nawet wbrew woli reszty, co akurat tworzyła a z racji tego, że Kyuubi
i Ośmiogoniasty byli tak blisko oni również zostali wezwani do niej. Za wszelką
cenę chcieli temu zapobiec. W końcu, jeśli jej się to uda to nic już naprawdę
nic nie będzie ją w stanie zatrzymać. Do tego dopuścić nie mogli, więc bronili
się ze wszystkich sił.
— Kyu-u-ubi
wy-wyłą-c-cza mo-moc — wymamrotał blondyn między salwami przeszywającego bólu.
Jeśli demony odetną się od świata zewnętrznego i wystarczająco głęboko zaszyją
wewnątrz swoich jinjuuriki to jest szansa, że będą mogli przetrwać parcie na
zjednoczenie.
Sześć ogonów zaczęło niebezpiecznie wić się niszcząc
okolicę i jeszcze nieświadomie atakując Zjednoczone Siły Shinobi. Zaś Atari
uspokoiła się, umilkła prostując wychyloną do tyłu głowę. Jej oczy sprawiały wrażenie
narysowanych ręką niewprawnego artysty, który nie umie oddać uczuć, gdyż
niczego nie wyrażały. Było tylko niebezpieczeństwo, groza i ta niesamowita
głębia. Jakby dłużej patrzeć ma się wrażenie wirowania czarnych kręgów, który
naprawdę trudno dostrzec przez to, że czerwień mocno przyciemniała przechodząc
w burgund. Wzrokiem omiotła zebranych zatrzymując się na chwilę na Naruto.
Sasuke obawiając się, że zechce wyciągnąć z niego Kyuubiego wysunął się do
przodu zasłaniając blondyna i z sharinaganem obserwując bacznie jej kolejny
ruch. Zaś Uzumaki wcale nie protestował, położył czoło na ramieniu chłopaka
chowając oczy, bojąc się, że Dziewięcioogoniasty nie zdoła się utrzymać w jego
ciele. Jednak najwyraźniej nie o niego jej chodziło gdyż wzrok przeniosła w
zupełnie inny kierunek, spojrzała na Madarę. Wówczas ogony na chwilę zatrzymały
się niczym na rozkaz „pauza”, po czym wystrzeliły w górę prostując się na
baczność. Czarnowłosy przyglądał się dziewczynie, przez co w porę nie zauważył,
że nad nią formuje się potężna kula w bliżej nieokreślonym kolorze, gdyż
składały się na nią charakterystyczne barwy każdego z sześciu demonów, które
były obecnie pod jej kontrolą.
— A to tylko
sześć ogonów — szepnął zafascynowany zupełnie nie przejmując się tym, że ów
atak wymierzony jest w niego. Kula została posłana prosto na Madarę, który
tworząc Susanno odskoczył w bok robiąc miejsce stworzonej przez siebie potężnej
kamiennej bryle zdolną przysłonić słońce. Skała niczym pod wpływem odśrodkowego
rozszczepu atomów rozerwała się na drobne kawałeczki zasypując odłamkami
gapowiczów, który do głowy nie przyszło uciec w porę. Jednak siłą rażenia ataku
była zbyt mocna by coś takiego ją zatrzymała toteż siłą rozpędu pognała dalej
przed siebie niszcząc otaczający las, gdy już wszyscy myśleli, że kula zniknie
za horyzontem Atari podniosła rękę przyzywając ją z powrotem. Pojawiła się w
polu widzenia by nagle zmienić się w sześć węży, które błyskawicznie podpełzły
do Madary atakując go. Mężczyzna sprawnie uskakiwał pozostawiając przez cały
czas w ruchu i powietrzu, co sprawiało wrażenie jakby latał. Niestety węże były
szybsze, skoordynowane wspólne uderzenie „zabiło” czarnowłosego powodując
rozpłynięcie się zwierząt. Jednak jako, że Madara był przyzwany przez Edo
Tensei przetrwał szarżę i obecnie składał się z niewielkich karteczek w jedną
całość.
— Oh yea, on
nieumarty jest, więc zapieczętować go to nasz test.
— Mowy nie ma
Bee — oznajmił Kakashi zatrzymując narwańca. — Ty i Naruto za nic nie możecie
do tej dziewczyny się zbliżyć.
— A my w
ogóle między nich możemy wejść?
— W ogóle to
niepodejrzane, że oni walczą między sobą? W końcu stoją po tej samej stronie —
zauważył ktoś trafnie zeskakując z drzewa by podejść do niewielkiej grupki,
która pozostała z naszego oddziału.
— Trzeba
zawiadomić sztab — zarządził dowództwa a łącznik już zaczął przekazywać opis
sytuacji, w jakiej się znaleźli.
— Polecenie
jest następujące, — rzekł wysłuchawszy polecania sztabu — mamy się do nich nie
zbliżać i czekać na rozwój wydarzeń. Shikaku zakłada, że jedno z nich nie
wyjdzie z tej walki cało, a śmierć któregokolwiek z nich będzie nam bardzo na
rękę.
— Rozumiem —
odparł Kakashi kiwając potakująco głową. — W takim razie, pozostać na miejscu,
nie wdawać się w walkę i unikać fal rażenia.
Itachi z niepokojem obserwował pojedynek,
rozumiejąc, że nic nie może zrobić, to wojna Atari, wojna z przeszłością, którą
musi w końcu odbyć. Madara był dla niej kimś ważnym, domyślał się tego, mimo iż
dziewczyna zapewniała go, że nic do niego nie czuła, coś wgłębi mówiło mu, że
było inaczej. A teraz wyszło na jaw, że mężczyzna pragnął ją tylko wykorzystać,
co wywołało w niej szał. Itachi był rozdwojony, z jednej strony cieszył się, że
w końcu białowłosa zmierzy się ze wspomnieniami i uwolni od ich wpływu, lecz
obawiał się, że to może ją również zniszczyć, jeśli pozwoli by mary minionych
dni nią całkowicie zawładnęły to będzie jej koniec, doskonale o tym wiedział.
Nie raz sama Atari dawała mu to wyraźnie do zrozumienia.
— Poradzi
sobie — szepnął Sasuke kładąc mu dłoń na ramieniu chcąc tym pocieszyć dodać
otuchy.
*
— Panie —
rzekł czarny Zetsu zjawiając się koło mnie.
— Czego? —
mruknąłem zatrzymując bieg by odebrać sprawozdanie z pola bitwy.
— Pojawił się
Madara.
— Co?! —
krzyknąłem zaskoczony. — Przeklęty Kabuto — warknąłem zaciskając dłonie w
pięści. Wiedziałem o tym, że posiada jego ciało, ale nie sądziłem, że wyśle go
do walki. Chociaż, w sumie to mi to obojętnie. Dokona większych zniszczeń i
szybciej zakończymy te bezsensowne potyczki.
— On się
pojawił przy Atari — dodał burząc mój spokój. Teraz zagotowało się we mnie.
Główna część planu polegała na tym, by dziewczyna mnie wzięła za Madarę, ten
pieprzony okularnik może zniweczyć moje działania. Przypuszczałem, że coś jest
nie tak. Czułem dziwne ukucia w całym ciele, gorąco i duszności. Najwyraźniej
więź łącząca Madarę z nią nie minęła a on teraz chce ją dla siebie. Nie
dopuszczę do tego. Muszę natychmiast dostać się do Atari.
*
Na polu bitwy zjawił się Tobi, ale tak by nikt go
nie zobaczył, ale żeby on mógł oglądać przebieg walk. Która wyglądała
następująco: dziewczyna nie patyczkowała się z przeciwnikiem, w ruch poszła
magma, woda, kwas, wiatr. Na końcu poszczególnych ogonów formowały się kule z
tym, co było charakterystyczne dla danego demona. Ataki ciskane jeden po drugi
w błyskawicznym tempie uniemożliwiały Madarze uniki na czas, przez co często
„ginął” i bywały momenty gdzie nie zdołał się pozbierać a już znów „umierał”.
To ścierało mu obłąkańczy uśmiech z ust. Niebo zaroiło się od ogromnych kul
skalnych, które służyły mu za obronę przed atakami. Tworząc tym samym
zagrożenie dla zebranych obserwatorów i do takiego stopnia dewastując
otoczenie, że nic z niego nie pozostało prócz jałowego pustkowia z powyrywanymi
drzewami.
— Aa!!! —
krzyk Naruto, który nie zdążył na czas uskoczyć. Oberwał kamiennymi odłamkami.
Sasuke natychmiast zjawił się koło blondyna poddając oględzinom rany, które nie
okazały się zbyt głębokie toteż pomógł mu zdjąć ciężar skały z nogi i podnieść
się. Od razu zjawił się medic ninja uleczając bolące miejsce. To zwróciło uwagę
Atari, która na chwilę skupiła się na Uzumakim. Do końca nie wiadomo, dlaczego
dziewczyna zareagowała, do tej pory wszelkie wrzaski zdawały się do niej nie
docierać, lecz zapewne miało to związek z Kyuubim. Moment rozkojarzenia
wykorzystał Madara zjawiając się tuż przed białowłosą, był tak, blisko że jego
oddech omiatał jej twarz.
— Ciekawe czy
nadal mam nad tobą władzę? — szepnął przysuwając się bliżej i łącząc wargi nim
Atari wykonałaby jakikolwiek ruch. Na ten gest Itachi zamarł, z rozszerzonymi
źrenicami obserwował reakcję dziewczyny. Mimo tego, że upłynęło tak dużo czasu,
mężczyzna nadal miał pewną kontrolę nad nią gdyż białowłosa nie odepchnęła go,
nie wykonała żadnej techniki, po prostu zawiesiła się a w oczach coś błysnęło
powodując diaboliczny uśmiech u Madary. Itachiego to zabolało.
— Nadal go
kocha — wyszeptał niemal bezdźwięcznie czując jak i tak zdruzgotane serce
rozsypuje mu się na kawałeczki pod wpływem silnego uderzenia, niczym
kryształowa figurka uderzona młotkiem.
Mężczyzna odsunął się rozłączając wargi by spojrzeć
bez obawy w te demoniczne oczy. Atari jakby pod wpływem hipnozy znieruchomiała
a wzrok zatapiał się w szarości rinnegana. Madara uśmiechnął się w tryumfie
odczytując ten gest za pewną kontrolę nad nią i żeby to pogłębić położył dłoń
na policzku delikatnie głaszcząc go.
— Atari —
szepnął czule z pewną nutą nostalgii. — Moja najdroższa Atari. — Itachi
zaciskał pięści oraz zęby czując intensywny ból w lewej piersi. — Pragnę cię,
Akayoru…
Te słowa wywołały reakcję u dziewczyny, którą było
zapalenie się jej samej czarnymi płomieniami, co spowodowało, że Madara znów
rozpadł się na karteczki formując kształty kilka metrów od niej. Zaś Atari…
Krzyk, przeraźliwy krzyk znowu wydobył się z jej gardła powodując upadek na
kolana i zaciskające się palce na włosach. Ogony zareagowały na to
konwulsyjnymi spazmami niszcząc i atakują, co popadnie w tym także Madarę. A z
nieba ponownie zaczął lać się ogień siejąc panikę wśród shinobi.
— Itachi rusz
się — warknął Sasuke osłaniając go Susanno. — To jeszcze nie musi oznaczać to,
o czym myślisz — dodał doskonale rozumiejąc powód tego zastoju u brata.
I nagle nastała cisza a czerwień spływając z chmur
ustała. Dziewczyna przybrała pozycję bardziej przypominającą demona i
poruszając się niczym czworonożny zwierzak zwiększyła swoją prędkość atakują
Madarę w zwarciu. Dla mężczyzny taka walka to nie była byle, jaka gratka.
Musiał unikać jej wzorku, ogonów, dłoni, nóg, ona była po prostu zbyt blisko
ograniczając pole manewru. Na jego szczęście w obecnym stanie nie umiała
atakowała skoordynowanymi uderzeniami, lecz tylko miotała się chaotycznie w
szarży bez planu. Jednak mimo tego potrafiła przywrzeć go do muru i to dość
skutecznie. Co właśnie następowało. Madara uchylił się przed atakiem jednego z
ogonów, lecz nie zauważył kuli przygotowanej przez inny ogon. Zmuszony został
do próby zneutralizowania go swoim atakiem, lecz widząc szturm pozostałych
ogonów odskoczył w obok gdzie plecami wpadł prosto w Atari. Dziewczyna bez
cienia emocji zdradzającej kolejny ruch, włożyła mu dłoń do ciała, dosłownie a
wyjmując wyciągała czerwoną postać, po czym przyłożyła rękę do siebie dokładnie
pomiędzy piersiami. Wówczas karmazynowy strumień, który się między nimi
utworzył błyskawicznie został wchłonięty a mężczyzna zaczął znikać rozsypując
się na karteczki. Madara zapieczętowany.
— Nie —
jęknął Itachi widząc idiotyzm w zamknięciu mężczyzny w ciele dziewczyny, lecz
gdy zniknęła czerwień ujrzał, że strumień tak naprawdę nie wnikał w Atari, lecz
w naszyjnik, który znajdował się w miejscu gdzie przyłożyła dłoń, przez co
czarnowłosy został zapieczętowany nie w niej, lecz w godle klanu Uchiha.
Przypadek czy zaplanowane postępowanie? Gdy Atari jest w tym stanie to nie
można tego jednomyślnie określić.
Nie przypuszczałam, ze Atari czuła coś do Madary O.o, a tu taki zminy drań :C dobrze mu tak ! od co ! :D świetny rozdział, dużo się działo :) Czekam na więcej, pozdrawiam !:D
OdpowiedzUsuńRozdział pełen akcji :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twoją umiejętność zawarcia wielu wydarzeń w krótszej objętości tekstu. Takie rozdziały bardzo przyjemnie się czyta, ponieważ ciągle coś się dzieje i nigdy nie wiemy, czym zostaniemy tym razem zaskoczeni. Uwielbiam Twoje opowiadania - zawsze mnie zaskakujesz swoimi pomysłami , a ten rozdział był jednym z największą ilością niespodzianek. Najbardziej zdumiało mnie to, że Atari jednak coś czuła do Madary. Wcześniej zaprzeczała, wypierała się. Ogromne zaskoczenie.
Również bardzo podobały mi się opisy walk - niesamowicie dynamiczne, gratuluję :)