niedziela, 13 kwietnia 2014

31. Komplikacje




  — Mamy mały problem — oznajmił Zetsu pojawiając się w drzwiach.
 — Słucham — mruknąłem nadal studiując zebrane dane o możliwościach krajów. W końcu należy wiedzieć, z której strony ataku nie trzeba się obawiać. Jednak zamiast odpowiedzi mężczyzna położył na stole przed wzrokiem białą kopertę.
 — To dostaliśmy od szpiega, któremu kazałeś sprawdzić czy Itachi trzyma się z daleka od dziewczyny.
Źrenice automatycznie zwęziły się a ręka szybko pochwyciła przedmiot zaglądając do środka.
 — Cholera! — warknąłem gniotąc zdjęcia, które przedstawiały Uchihę wręczającego kwiat Atari a na następnych widniała urocza scenka namiętnego pocałunku. Zagotowało się we mnie. — Zabiję! — Dłoń zacisnęła się jeszcze mocnej. Kipiałem ze wściekłości. Jak do tego doszło? Byłem przekonany, że trzymam ich z dala od siebie, że Atari jest mi posłuszna.
 — Może trzeba było być bardziej czułym? — zaproponowała biała część Zetsu. Wywróciłem oczami, ten to potrafi zirytować.
 — Głupiś jest — skomentowała jego czarna część. — Trzeba użyć większych ilości rutanu.
 — Tu trzeba czegoś więcej — szepnąłem wpadając na genialny plan. Już wiem jak raz na zawsze wykluczyć Uchihę z gry a jednocześnie pchnąć Atari we własne ręce. Oj tak, dziewczyna sama do mnie przyjdzie. Dzięki temu będzie mi dozgonnie oddana. Lojalna aż po grób, a wszystko przez zwykłą głupotę. Naprawdę myślała, że może mnie zwieść? Taka niesubordynacja jest wysoko karana. Już się uśmiechałem na minę, jaką będzie miała, gdy plan wejdzie w życie. Przerzuciłem plik zdjęć wybierając takie, na których dobrze widać dziewczynę oraz Uchihę w jednoznacznej sytuacji.
 — Załatw to jeszcze dzisiaj — oznajmiłem wręczając mu kopertę z przygotowaną zawartością. — Chcę by to trafiło do…

*

 — Wzywałaś Tsunade-sama? — Do gabinetu weszła wysoka szatynka kłaniając się nisko.
 — Owszem Keiko. Dostaliśmy to od anonimu. — Kobieta wręczyła dziewczynie białą kopertę.
 — Wygląda na to, że to jest ta jego tajemnicza dziewczyna — skomentowała przyglądając się wyjętej zawartości. — Wydaje się by zakochany po uszy — dodała zatrzymując się przy ostatniej fotografii.
 — Problem polega na tym, że owa osoba może być zamieszana w Akatsuki. Zdjęcia właśnie wróciły z oględzin dokonywany przez Grupę do Spraw Poszukiwanych. Według rysopisów posiadanych przez nich owa dziewczyna może być jedną z członkiń Akatsuki, co oznacza, że moje podejrzenia odnośnie Itachiego się sprawdziły.
 — Nadal do nich należy i przybył tutaj tylko szpiegować — przypomniała odkładając zdjęcia. — Co wielmożna zamiesza uczynić? Atak na niego?
 — Nie. Mamy tylko podejrzenia to trochę za mało, może się wymigać trzeba by było złapać go na gorącym uczynku lub zmusić do przyznać do kontaktów.
 — I jedno i drugie niemalże niewykonalne — zauważyła szybko analizując podane opcje.
 — Niestety masz rację. Itachi jest zbyt dobry by dać się złapać i nie sądzę żeby przyznał się nawet przed bratem. Jednak istnieje prawdopodobieństwo, że… — urwała obserwując postać dziewczyny na zdjęciach. — Chcę abyś używając techniki zamiany przybrała jej wygląd i wyłudziła od Itachiego zeznania. Uważaj tylko to bardzo delikatna misja oraz niebywale niebezpieczna. Jeśli dojdziesz do wniosku, że coś jest nie tak, zwiewaj.
 — Wedle rozkazu pani — odparła pochylając się na pożegnanie. Odeszła zabierając zdjęcia by poćwiczyć przemianę.

*

Byłam mocno zaskoczona, gdy Tobi wysłała mnie do Konohy. Naprawdę to zrobił. Oznajmił mi dzisiaj, że nie ufa szpiegom, więc wysyła mnie abym sprawdziła jak radzi sobie wioska po ataku Paina i co z niedyspozycją Hokage. Szczerze, byłam w szoku, że od tak mnie tam wysyła. Jednak entuzjazm lekko opadł, gdy dodał, że wybieramy się tam oboje a przynajmniej do Nazdu, miejscowości położonej raptem trzy godziny drogi od Konohy. Tam Tobi ma spotkać się z kolejnym szpiegiem a ja załatwić sprawę w wiosce, po czym będzie tam na mnie czekał i wracamy razem. No cóż, teraz to wygląda bardziej na niego, bo gdy powiedział mi, że mam się wybrać do Kraju Ognia od tak to zaczęłam coś podejrzewać. Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mam dla Itachiego co najmniej jedno popołudnie. Toteż szybko wysłałam mu wiadomość o możliwości spotkania podając termin i miejsce.

*

Byłem niebywale rad, że Atari może po tak krótkim czasie znów się spotkać nawet, jeśli oznaczałoby to tylko kilkanaście godzin spędzonych razem. Dlatego w umówionym dniu szybko wybiegłem z domu spławiając w drzwiach Keiko, która się napatoczyła nie bardzo wiadomo, w jakim celu i pognałem na pole treningowe. Atari miała się tam pojawić orientacyjnie po południu, lecz ja nie mogłem już o jedenastej wysiedzieć w domu. Krążyłem po niewielkiej polanie odwracając się na każdy najcichszy dźwięk, z niecierpliwością oczekując białowłosej.
Szelest w pobliskich krzakach zwrócił moją uwagę. Spojrzałem tam przyglądając się kępie liści, gdzie przez chwilę myślałem, że błysnęło coś czerwonego, już nawet zabierałem się za sprawdzanie co to, lecz charakterystycznych trzask łamiącej się gałęzi pod czyimiś stopami mnie od tego odwiódł. Pojawiła się Atari. Wszędzie rozpoznam te włosy. Szła powoli uważnie obserwując ziemię. Dziwne, była tak wyćwiczona w noszeniu okularów przeciwsłonecznych, że wcale jej nie utrudniały poruszania się nawet przy zaciemnionym otoczeniu. Jednak owa myśl szybko wyleciała mi z głowy, gdy dziewczyna weszła na polane uśmiechając się do mnie. Od razu podbiegłem przytulając mocno oraz zatapiając się w słodyczy warg, serwując czuły pocałunek na powitanie. Po chwili zorientowałem się, że coś tu nie pasuje. Smak ust, zachowanie Atari powinno być inne, dlatego delikatnie oderwałem się od niej chcąc zapytać czy wszystko w porządku, lecz nie umiałem wydusić z siebie słowa, zamarłem. W ramionach trzymałem długowłosą szatynkę uśmiechającą się do mnie niepewnie.
 Keiko! — krzyknąłem szeptem nada nie rozumiejąc, co się dzieje. Jednak nim zdążyłem w jakikolwiek inny sposób zareagować usłyszałem szelest dobiegający za drzew gdzie mignęła mi biel włosów oraz czarny materiał płaszcza.
 — Atari! — ryknąłem ruszając za nią nie bacząc na zdezorientowaną szatynkę.

*

Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Nie chciałam przyjąć to za rzeczywistość, brutalną jakże bolesną oczywistość. Itachi całował się z obcą dziewczyną. Nie był to zwykły pocałunek, tylko taki, którym obdarzał zawsze mnie, z pasją, namiętnością, pragnieniem. Poczułam jak oczy stając mokre, jak zbiera się w nich słona woda, która po krótkiej chwili cieniutkimi strużkami spłynęła po policzkach. Płakałam, pierwszy raz od czasu rozłąki z resztą. Odwróciłam się na pięcie, nie mogłam na to patrzeć nie umiałam pozostać ani sekundy dłużej w tym miejscu. Zapragnęłam teraz znaleźć się daleko, daleko stąd tam gdzie nikogo i niczego nie ma. Zostałam oszukana, tak po prostu znowu oszukana, omamiona, zraniona. Łgał zapewniając o swojej nieprzemijającej miłości, kłamał prosto w oczy, by… Nie znam jego celu, nie wiem czego ode mnie oczekiwał. Jak mniemam zapewne paktu.
Łzy płynęły coraz większym strumieniem. Jak mogłam dać się na coś takiego nabrać?! Jak mogłam uwierzyć komuś z Uchiha?!
Nic nie widziałam, ciemne oprawki, słona woda, to wszystko skutecznie uniemożliwiały poruszanie się, przez co potykałam się często lub wpadałam na krzaki, gałęzie. Słyszałam nawoływania należące do Itachiego, co powodowało, że przyspieszałam jeszcze bardziej tracąc widoczność. I nagle, bum coś miękkiego.
 — Atari? — Podniosłam wzrok napotykając parę czarnych tęczówek wpatrujących się we mnie z uniesioną brwią w geście pytania.
 — Wszystko w porządku? — zapytał blondyn również mi się przyglądając.
 — Jasne — rzuciłam prostując się i przecierając strużki z policzków.
 — ATARI!!! — krzyk Itachiego przypomniał mi, że nie mogę się zatrzymywać. Błyskawicznie odbiłam w bok ginąć w gęstwinie drzew.

*

Starałem się przyspieszyć, ale nie byłem w stanie dokładnie zlokalizować obecności dziewczyny. Słyszałem szelesty, trzaski łamanych gałęzi jednak nie byłem pewny czy robione są przez nią, w końcu zakradając się do mojego pokoju ewidentnie było widać, że opanowała do perfekcji bezdźwięczne poruszanie się. I nagle usłyszałem głosy, znajome, męskie a potem cichy damski ton, prawdopodobnie Atari, więc rzuciłem się w tamtą stronę przyspieszając jak tylko mogłem. Niestety spóźniłem się, gdy byłem na tyle blisko by zobaczyć, kim są postacie, łatwo dostrzegłem brak dziewczyny oraz ich wzrok spoglądający w bok gdzie zapewne zniknęła.
 — Widzieliście ją? — rzuciłem ledwo łapiąc oddech, nie siląc się nawet na zabawę w grzecznościowe uprzejmości.
 — UCHIHA!!! — ogłuszający ryk Kyuubiego wydobył się z blondyna. Tak donośny, że spłoszył ptaki na sąsiednich drzewach a Sasuke i mnie przyprawił o wykrzywienie twarzy od nadmiaru decybeli. — Zabiję cię!!! — warczał mrożąc wzrokiem. Nie przejąłbym się tym zbytnio gdyby nie fakt, że ciało Uzumakiego powoli zaczynało przeobrażać się w demona.
 — Nie-nie-nie panuję nad nim! — Naruto na chwilę uzyskał kontrolę nad sobą, co potwierdził błękit tęczówek. Nie wyglądało to dobrze, sądząc po panice w jego głosie oraz fakcie, że Kyuubi szybko zrzucił blondyna z piedestału. Kły błyskawicznie urosły, blizny pogłębiły się, paznokcie przybrały pazurze kształty a skóra odchodziła płatami mieszając się z czerwoną otoczką demona. Przestraszyłem się widząc jak szybko postępuje metamorfoza.
 — Zginiesz przeklęty padalcu! — warknął miotając wytworzonymi ogonami. Cofnąłem się robiąc unik. Nie wiele to dało gdyż ich trajektoria błyskawicznie została zmieniona tak, że ostatecznie musiałem pozostać w całkowitym ruchu skacząc z gałęzi na gałąź, które de facto były od razu niszczone.
 — Co się dzieje?! — krzyknąłem do brata robiąc kolejny uskok. Brunet nie do końca jeszcze zarejestrował zmianę, która nastąpiła w blondynie gdyż stał w miejscu wyraźnie zdezorientowany.
 — Naruto walczy z tym! — krzyknął otrząsając się i wyskakując demonowi przed twarzą. Najwyraźniej uważając, że jego osoba wzbudzi siłę w Uzumakim na przejęcie ponownie kontroli nad sobą. Niestety nie wiele to dało gdyż Sasuke został zmuszony do odwrotu.
 — Co się dzieje? — ponowiłem pytanie zjawiając się koło niego.
 — Nie rozumiem tego — oznajmił schylając się przed atakiem latających w powietrzu odłamków drzew, które pozostały po dewastacji Kyuubiego w pogoni za mną.
 — Widzieliście Atari? — dopytywałem się mają nieodparte wrażenie, że to może być przyczyną szału demona.
 — Tak. Wpadła na nas. Wyglądała na… — urwał odskakując.
 — Zginiesz! — warknął ciskając kulami ognia. Atakował wyłącznie mnie, Sasuke jedynie wówczas, gdy stawał mu na drodze.  Wyglądało to tak, jakby mu dziewczyna coś powiedziała, co wywołała w nim taki stan. A najgorsze w tym wszystkim, że Naruto najwyraźniej nie jest w stanie go uspokoić i obawiam się, że tylko Atari mogłaby tego dokonać, jednak wiem, że jest już daleko stąd.
 — Nic jej nie zrobiłem — rzuciłem mając nadzieję, że to wymusi na nim wypowiedzenie przyczyny takiego zachowania.
 — Nie? — rzekł drwiąco zatrzymując ostre końcówki ogonów tuż przed moją twarzą. — Ostrzegałem cię Itachi, że jeśli ją skrzywdzić to zemszczę się.
 — Skąd masz pewność, że to moja wina? — ciągnąłem dalej chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
 — Uciekła przed tobą a na policzkach widać było łzy.
Zamarłem. Łzy? Atari nie jest osobą zdolną do płaczu a jeśli to robiła to znaczy, że widziała jak całuję Keiko. Myśli, że ją zdradzałem, zdradziłem, zdradzam. Ta mnie sparaliżowało do tego stopnia, że nie uchyliłem się przed atakiem Kyuubiego.
 — Odeszła, ona odeszła — szepnąłem w ogóle nie czując bólu, który powinien nastąpić po tym jak zostałem właśnie miotnięty o pień drzewa. No dobra trzeci pień, bo przez poprzednie przeleciałem.
 — Co się dzieje?! — krzyk, obcy mi. Zapewne ktoś z Konohy ujrzał walki na obrzeżach i się tym zainteresował. Dla mnie to nie miało już znaczenia. Z chęcią dałby się zamordować Kyuubiemu. Doskonale wiem, że Atari już tu nie wróci, nie po tym. Patrzyłam w stronę demona, ale nie byłem w stanie powiedzieć, co widziałem, zupełnie tak jakby tam nikogo nie było. Ona odeszła… Potem nagle nastała ciemność, czerń, która mnie otuliła zabierając w swoje bezdenne odmęty.

*

Całą drogę do Tobiego biegłam nie zatrzymując się nawet w momencie, kiedy się potykałam, po prostu błyskawicznie wstawałam by zaraz gnać przed siebie. Stanęłam dopiero przed zamaskowanym łapiąc łapczywie powietrze. Co dziwniejsze nie skomentował mojego zachowania, jedynie położył mi dłoń na ramieniu teleportując pod wejście do kryjówki. Chyba pierwszy raz byłam mu za coś wdzięczna. Pozwolił mi bez słowa wyjaśnienia udać się do siebie, gdzie rzuciłam się na łóżku kuląc jak cierpiący kot, który jak go coś boli to ucieka do kąta. Łzy przestały już w połowie drogi płynąć, lecz mimo zapewnień ludzi, że płacz uspakaja, mnie nie pomógł. Obraz zdrady nie chciał zniknąć popychając w depresję. Na początku była gorycz, żal, ból, że dopuścił się czegoś takiego. Potem przyszła wściekłość, ogromna, bezgraniczna złość i to nie na niego, lecz na samą siebie. Byłam wkurzona, że dałam się tak łatwo omamić, znów ulegając wpływom Uchihy. Taka naiwna, miał być inny niż reszta, wyjątkowy, a jednak geny robią swoje. Nie rozumiałam jak mogłam uwierzyć w jego słowa, puste, nic nieznaczące zapewnienia. Znów pozwoliłam by ktoś mnie wykorzystał omamiając pięknymi komplementami, udowadniając swoje rzekome uczucia. Miałam ochotę wyć w niebogłosy a jeszcze bardziej równać kraj po kraju, tak by nic nie zostawało prócz rozpaczy, bólu i zgliszczy, na których porozwlekane leżą ciała. Jak ja mogłam mu tak łatwo uwierzyć?!

 — Atari. — Do pomieszczenie wszedł Tobi. A już myślałam, że pochłonęły go plany bitew na więcej niż jedną noc. — Chcę wiedzieć, co z Konohą? — Drgnęłam gdyż wioska kojarzyła mi się tylko z jedną osobą.
 — Nic — mruknęłam nie spoglądając na niego.
 — Dokładniej — nakazał.
 — Wioska się powoli odbudowuje, Hokage wróciła do pełnienia swojej funkcji. Więcej nie wiem — rzuciłam jakieś frazesy, nawet nie będąc pewna na ile są prawdą.
 — Rozumiem. — Wyszedł, nie oczekując niczego więcej, jakby podświadomie wiedział, w jakim jestem stanie.

*

Odzyskałem przytomność przypominając sobie ostatnie wydarzenia. Naprawdę to chciałbym nigdy więcej się nie budzić, usnąć na wieki, gdyż tylko tak mógłbym być z moją ukochaną. Czułem jak pod powiekami zbiera się woda gotowa popłynąć cienką stróżką po policzkach, więc aby uniemożliwić jej to otworzyłem oczy napotykając przerażająco czystą biel sufitu, która aż raziła swoją wyrazistością.
 — Jak się czujesz? — Spojrzałem w obok gdzie siedział Sasuke najwyraźniej zatroskany, gdyż bacznie mi się przyglądał z czołem pokrytym fałdkami.
 — Pytasz o stan fizyczny czy psychiczny? — zapytałem przenosząc wzrok na własne dłonie spoczywające wzdłuż tułowia.
 — Psychiczny.
 — Na pewno gorzej niż po mnie to widać — mruknąłem odwracając głowę w drugą stronę.
 — Lekarze mówią, że twój stan fizyczny jest stabilny i jeszcze dzisiaj wyjdziesz stąd.
Nie obchodziło mnie to. Szczerze chyba wolałbym, aby Kyuubi rozprawił się znacznie lepiej. Właśnie zrozumiałem, że to dziwne, że jeszcze żyję po takim ataku, już miałem o to zapytać, gdy drzwi otworzyły się. Na widok blondyna lekko cię cofnąłem gotów na kolejny szał demona, lecz chłopak tylko uśmiechnął się nikło wchodząc w głąb pokoju. Postawił trzymany wazon na szafce, do którego włożył trzy żółte goździki, gdyby były czerwone byłyby jak jej oczy.
 — To od pewnej dziewczyny. Przedstawiła się, jako Keiko — wyjaśnia siadając koło Sasuke. — Prosiła abyś spotkał się z nią jak tylko wyjdziesz ze szpitala.
 — Co się wydarzyło? — zapytałem widząc, że żaden z nich nie jest skory do wyjaśnień.
 — Tak naprawdę do końca nie wiemy. Myśleliśmy, że ty nam to powiesz. — Spojrzałem na brata, wyglądał na zaniepokojonego całą tą sytuacją.
 — Nic nie wiem — oznajmiłem nie chcąc mówić o tym. Nie mając nawet ochoty na nich patrzeć, zwłaszcza na blondyna, który przywoływał na myśl Kyuubiego.
 — Kyuubi chciał cię zabić — oznajmił przerywając wynikłą ciszę. Nie zareagowałem, chcąc by sobie poszli zostawiając mnie w spokoju. — Do powstrzymania go wtrącili się shinobi z ANBU, wpadł w istny szał. Nigdy się tak nie zachowywał — mówił najwyraźniej oczekując ode mnie, że przejmę się tym i wygadam co go do tego skłoniło.
 — Co się wydarzyło między tobą a Atari? — Sasuke przeszedł do konkretów nie bawiąc się w owijanie w bawełnę, co robił Uzumaki. — Na policzkach Atari było widać ślady łez. — Poczułem jakby ktoś ściskał z całej siły moje serce. — To rozwścieczyło Kyuubiego.
 — Jakim cudem udało się go powstrzymać? — zapytałem. Nie koniecznie chciałem znać odpowiedź, ale pragnąłem zmienić temat.
 — Nie było to łatwe, lecz po tym jak cię znokautował sam pozwolił się okiełznać. Z resztą, chce z tobą porozmawiać — oddał niepewnie. Zwróciłem na niego wzrok chcąc zobaczyć wyraz jego oczy, lecz unikał kontaktu. — Ja nie pozwolę mu przejąć kontrolę, nie po tym. Pozwolę ci za to wejść do mojego umysł i tam się z nim spotkać — wyjaśnił przysuwając krzesło bliżej łóżka.
 — Nie chce — rzuciłem odwracając głowę od nich. Widok Kyuubiego tylko jeszcze bardziej pogorszy i tak kiepski stan.
 — Zrób to, to ważne — nalegał wyraźnie zmartwionym głosem brunet. — Hokage rozważa zamknięcie cię pod stałą kuratelą, bo na razie jesteś tylko zawieszony.
 — Uważa, że chciałeś wykorzystać Kyuubiego do ataku na Konohę, że nadal jesteś w Akatsuki. Nie chce nas słuchać — lamentował jego chłopak z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
 — Skoro was nie chce słuchać to, co mi da rozmowa z Kyuubim? — zapytałem dostrzegając brak powiązania między prośbą a straszeniem Tsunadą.
 — Ja-ja poręcze, że nie jesteście w zmowie. Będzie musiała przyjąć moje, nasze zaznania — poprawił się spoglądając na Sasuke, który nieznacznie kiwnął głową. — Ty-tylko musimy mieć pewność — oddał niepewnie gniotąc w dłoniach rąbek swojej koszuli. Nie ufają mi, nawet brat.
 — Itachi — ponaglił oczekując reakcji, która nie następowała. Poświęciłem połowę życia dla niego a on nie umie mi zaufać? Przecież dobrze wie, że opuściłem Akatsuki, że byłem wśród nich tylko po to, aby chronić jego i Konohę. A w zamian dostaję tylko nieufność oraz groźbę zamknięcia mnie za wymysły Hokage, chociaż może powinienem nazwać to strachem. Ta głupia baba po prostu się boi, pytanie tylko teraz, czego. Mnie? Akatsuki? Czy może Tobiego, którego lada moment pozna, gdy ten wywoła wojnę. Nie ważne, to wszystko straciło już sens.
 — Itachi — głos Sasuke stał się bardziej stanowczy.
 — To bez znaczenia — odpowiedziałem obserwując korony drzew za oknem. Przez liście przedzierało się słońce tworząc piękne snopy światła rozpraszające cienie a jednocześnie tworzące nowe. Pod wpływem wiatru poruszały się w nieskoordynowany sposób, który wyglądał imponująco w całości oraz nad wyraz harmonijnie, mimo iż każdy listek grał do trochę innej melodii. A to wszystko na tle błękity nieba upstrzonego jedną leniwą chmurką w bliżej nieokreślonym kształcie, który i tak za kilka minut zmieni się.
 — Nie wygaduj bzdur — żachnął się blondyn podnosząc głos.
 — Straciłeś ją? — Sasuke wyjątkowo dzisiaj korzysta z empatii w mik rozumiejąc moje półsłowa. Nie umiałem odpowiedzieć, to było zbyt przerażające, ta myśl, że to prawda. — To zrób to, chociaż dla mnie — oznajmił po chwili milczenia. Spojrzałem na niego. Owa sprawa musiała bardzo nim wstrząsnąć. Czyżby aż tak zbliżyliśmy się do siebie, że nie chce powtórki z przeszłości? Westchnąłem przenosząc wzrok na zdeterminowane oblicze Naruto, który zaciskał pięści na materiale spodni. Pewnie robi to dla Sasuke, by nie musiał znów mieć za brata kryminalisty. Może jestem im to winny, powinienem pozwolić na „ratowanie”. Chociaż czy to coś mi da?
 — Zgoda — mruknąłem po dłuższej ciszy decydując się na te męczarnie tylko po to aby potem dali mi spokój. Sasuke uniósł delikatnie kąciki ust, zaś Uzumaki wyraźniej odetchnął łagodząc napięte mięśnie twarzy. Podniosłem wyjątkowo ciążącą rękę kładąc ją na czole blondyna, który się pochylił by mi to ułatwić oraz aktywowałem sharingan.
Znalazłem się w pomieszczeniu zalanym wodą po kostki gdzie za kratami leżała wielka włochata kula w kompletnym bezruchu.
 — Chciałeś mnie widzieć? — zapytałem dając tym samym mu znak, że tu jestem.
 — Owszem, Uchiha — wycharczał swoim specyficznym głosem odwracając się, by móc łypać swoimi czerwonymi ślepiami, lecz nie tak zabójczymi jak Atari.
 — Dlaczego mnie nie zabiłeś? — zapytałem nim zdążył wypowiedzieć kolejne słowa.
 — Ponieważ zobaczyłem autentyczny strach w twoich oczach oraz paraliż całego ciała. — Zamknąłem oczy zaciskając pięści, starając się ze wszystkich sił nie wyobrażać sobie jej twarzy z mokrymi policzkami, lecz nie udało się. Zobaczyłem ból i żal w oczach, które straciły blask stając się puste bez wyrazu. Widziałem zbierającą się wodę, przelewającą się, słona kroplę przedzierającą się przez policzki, które nigdy nie doznały czegoś równie bolesnego.
 — Co się wydarzyło? — Jego głos rozmazał straszny obraz stworzony przez umysł.
 — Nie wiem — rzuciłem starając się by po mojej twarzy nie przekradły się niechciane krople. — To było dziwne — dodałem rozumiejąc, że czeka na kolejne słowa. — Byłem z nią umówiony w konkretny miejscu. Czekałem tam i nagle zobaczyłem, że idzie. Wyszedłem naprzeciw, całując na przywitanie. Jednak coś w tym było innego toteż szybko przerwałem chcąc się dowiedzieć co jest nie tak, wówczas zamiast Atari ujrzałem znajomą. Niestety nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować usłyszałem i zobaczyłem jak Atari ucieka. Pognałem za nią, chcąc to jakoś wyjaśnić, lecz nie dogoniłem jej. Za to wpadłem na was. To tyle — zakończyłem obserwując jak demon z każdym moim słowem bardziej marszy brwi do momentu aż się nie zetknęły.
 — Widziałeś coś więcej? Może słyszałeś?
 — Nie przypominam sobie. Nie wiem w ogóle jak do tego mogło dojść — rzuciłem widząc głupotę tejże sytuacji.
 — Wiesz, że straciłeś ją na zawsze? — zapytał po dłuższej chwili milczenia. Głupi nie jestem, wiem o tym. — Kochasz ją?
 — Ponad wszystko na świecie — szepnąłem odwracając się do niego, by nie widział bólu w oczach. — Skoro to wszystko…
 — Stój — nakazał zatrzymując w połowie kroku. Poczułem jak jego ogony owijają się wokół mnie, nie zareagowałem. — Jeśli naprawdę ci na niej zależy, nie zabijaj się. Ona potrzebuje twojej ochrony, ponieważ wielka bitwa dopiero ma nadejść.
 — Nie jestem tak słaby jak ci się wydaje — odpowiedziałem nim opuściłem umysł Naruto.

 — I? — dopytywał się blondyn, gdy dezaktywowałem sharingan kładąc dłoń na chłodnym materiale kołdry.
 — Kyuubi sam zaprzestał ataków, bo doszedł do wniosku, że to nie ja jestem bezpośrednio przyczyną stanu Atari — oznajmiłem niechętnie. Nie chciałem by wszyscy o tym nagle wiedzieli, by każdy zajmował się nią. Zamilkli. Naruto obserwował Sasuke, który ze zmarszczonym czołem najwyraźniej obmyślał jakiś plan.
 — Będziesz w stanie sam wrócić do domu? — zapytał po chwili. Pokiwałem nieznacznie głową. — W takim razie zostaw nam sprawę z Hokage. Idziemy — zwrócił się do Naruto wstając raptownie z krzesła.
 — Trzymaj się — rzucił blondyn nim zamknął drzwi za sobą pozostawiając mnie w samotności.

Minęło kilkanaście minut i przyszedł lekarz sprawdzając mój stan fizyczny, który po krótkich oględzinach określił mianem dobry, informując mnie, że mogę opuścić szpital. Niestety jak się chwilę później okazało to nie było znowu takie proste jak się wydaje. Hokage ciągnąc swoje nagięte powątpiewania nakazała grupie ANBU doprowadzić mnie do rezydencji, z której mam się nie ruszać póki nie zostanie oficjalnie wygłoszony werdykt w sprawie mojej domniemanej zdrady. Miałem to wszystko w głębokim poważaniu toteż nawet nie zaprzątałem sobie tym głowy.
Leżąc na łóżku oglądałem przyciemniony sufit przez zaciągnięte zasłony i rozmyślałem. Nie mogę pojąć jak do tego w ogóle doszło. Przecież to nie możliwe żebym pomylił Keiko z Atari, to dwie zupełnie różne dziewczyny, zaczynając od włosów a na charakterze kończąc. Wzięcie jednej za drugą jest rzeczą wręcz niemającą prawa bytu, a jednak mnie się to udało. Jak? Nie mam bladego pojęcia. Doskonale widziałem idącą Atari, jej białe włosy, słoneczne okulary nawet strój był taki, jaki przeważnie nosiła, wszystko pasowało. A może, a może to jednak moja wina? Istnieje prawdopodobieństwo, że pragnienie już ujrzenia dziewczyny spowodowało to, że wziąłem za ukochaną pierwszą osobę, jaką zobaczyłem. Ta zamiana była tylko projekcją chorego z tęsknoty umysłu. Straciłem ją przez zwykłą głupotę.
Przewróciłem się na bok zwijając w kłębek. Czułem ból w lewej piersi, tysiące igieł wbijających się w nie, żelazną dłoń, która zaciska się na sercu miażdżąc je. Do końca świadomość tego co się wydarzyło nie docierała do mnie, tak jakby umysł odrzucał tą informację, nie akceptując jej. Skuliłem się bardziej mając wrażenie przenikliwego chłodu odczuwalnego tylko przez mnie. I niestety przywoływane wspomnienia uśmiechniętej twarzy białowłosej, nieopisanego szczęścia w momencie tulenia jej, tego przyjemnego uczucia, które pojawiało się, gdy wypowiadała moje imię czy rozkoszy płynącej z kosztowania słodyczy warg, nie pomagało. Do tej pory przepędzało zimno samotności zalewając ciało falami ciepła, teraz nie chce zapalić chociażby maleńkiej świeczki, nad którą mógłbym się spróbować ogrzać. To powodowało, że czułem jakby temperatura była jeszcze niższa.

*

Od powrotu nie ruszałam się praktycznie z miejsca. Odmawiałam posiłków, kąpieli, rozmów, treningów, leżałam pogrążona w kompletnej depresji. Postanowiłam zrobić to, co zawsze mi wychodziło a co powinno mieć miejsce dawno temu, ucieczka. Chciałam uciec od tego, co było między nami, do wspomnień i głupich obrazów, które nieustannie przesuwały się przed oczami. Jedynym sposobem, aby tego dokonać jest zerwanie wszelkich więzi, co akurat jest dość trudne do wykonania biorąc pod uwagę fakt jak bardzo byliśmy ze sobą blisko. Jednak postanowiłam, że bez względu na koszty dokonam tego. I takim sposobem każdą noc spędzałam wijąc się z bólu spowodowanym zrywaniem więzi. Wydawało mi się to jeszcze gorsze niż rozłąka podczas rozpadu Juubiego, lecz mimo tego ciągnęłam to dalej. Nie przeszkadzał mi fakt doprowadzenia organizmu na skraj wytrzymania, czy tego, że ciało nie potrafiło znieść kolejnych boli, które przeszywały mnie każdego dnia, niemalże w każdej godzinie. Słabłam coraz bardziej, lecz nic nie było mnie w stanie powstrzymać. Za wszelką cenę chciałam zerwać to co wytworzyło się między nami, wymazać Itachiego z życia.

*

Dni mijały a mój stan mocno się pogorszył. Hokage na razie żadnych poważnych kroków nie podjęła, zostałem jedynie zawieszony w prawach shinobi na czas nieokreślony. Wygląda na to, że interwencja Sasuke i Naruto dały pozytywny wynik. Brat twierdzi, że Starszyzna nie poparła decyzji Tsunade o ogłoszeniu mnie zdrajcą godząc się jedynie na chwilowe wyłączenie z misji. W sumie to mi to naprawdę obojętnie a wolne dość przydatne, gdyż nie byłbym w stanie wykonywać nawet najłatwiejszego zadania. Z dnia na dzień zaczął się koszmar. O ile na początku umysł nie chciał przyjąć utraty Atari za fakt to teraz robi to ze zdwojoną siłą. Obrazy szczęśliwe spędzonych z nią dni przeplatając się z wizjami tego jak mogła być traktowana przez przodków, obawami o stosunek Tobiego do niej oraz o widok bólu w czerwonych oczach, z których kapały łzy. To wszystko tworzyło wybuchową mieszankę. Nie byłem w stanie niczego zrobić, dosłownie. Mięśnie niezdolne do skurczów powodowały beznamiętnie zwisające ręce z brakiem możliwości utrzymania w dłoniach czegokolwiek. Nogi ledwo powłóczyły się, szurając po podłodze fundując mi upadki ze schodów ilekroć schodziłem na dół do kuchni. Szczęki z trudem przeżywały nawet najmiększe kęsy doprowadzając do znacznego wychudzenia ciała. Jedyne, co robiłem i potrafiłem to leżeć na łóżku. Sen przychodził z trudem nie dając ukojenia, pokazując tylko coraz to śmielsze obrazy.

Po pokoju rozległ się mój przeraźliwy krzyk, znów. Czułem się tak jakby ktoś starał się przekroić mi duszę na pół tępym nożem. To było tak realne, rzeczywiste, że mogłem wyczuć każdy ruch narzędzia, które z dziwną determinacją i zawziętością dokonywało masakry, tak bolesnej, że nie umiałem jej opisać. Nie można było porównać do niczego znanego, operacja na otwartym sercu bez narkozy jest przy tym niczym ugryzienie komara.
Jęczałem zwijając się w agoniach bólu, miotając się po łóżku jak opętana ofiara w filmach o egzorcyzmach.
 — Itachi! — krzyk Sasuke wpadającego do pokoju. — Ocknij się! — Potrząsał mną starając się wybudzić. Z boku to wyglądało jak zły sen, jednak to nie to. Ja już nie spałem, doskonale o tym widziałem, lecz nie umiałem otworzyć oczu, tak jakby ktoś je na chwile skleił.
 — Przyniosę kawy — rzucił Naruto wybiegając z pokoju. Od mojego powrotu ze szpitala zamieszkał z Sasuke w pokoju o bok, chcąc tym samym udowodnić moją niewinność. — Proszę — rzucił wlatując do pomieszczenia z kilkoma łykami zimnej substancji. Wymyślili sobie, że to mi pomaga.
 — Pij — rozkazał. Wraz z blondynem przytrzymali mnie bym nie wiercił się i wlali kawę do rozwartych od krzyku ust powodując niemalże dławienie się płynem.
 — Udało się? — zmartwiony głos Uzumakiego zawsze o to samo pytał. Podniosłem powieki spoglądając na zlęknione oblicze brata, które teraz przybierało wyraz ulgi a gdy kiwnął głową owe uczucie pojawiało się również na twarzy blondyna. Odkryłem jakiś czas temu, że to nie kawa mnie uspakaja, lecz dotyk Naruto. Nie rozumiem, dlaczego, ale tak jest a przez jego związek z Sasuke milczałem uznając wyższość czarnego płynu. Chociaż domyślam się, że może to być zasługa Kyuubiego.
 — Itachi — szepnął przyglądają mi się. Wiem, że chce wiedzieć co się ze mną dzieje, jednak… Jak mam mu to wyjaśnić, skoro sam nie wiem. W odpowiedzi tylko przewróciłem się na drugi bok okrywając zwinięte ciało kołdrą. Ciche westchnienie, które zawsze następowało tuż przed wyjściem z pokoju. — Postaraj się nie myśleć o tym — szepnął gasząc światło.
 — Może przynieść ci ciepłej kawy? — proponował blondyn, mimo iż za każdym razem słyszy te same ciche „nie”, po czym nastała kompletna ciemność spowodowana zamknięciem drzwi. Ta scena powtarza się co noc, czasami nawet dwa razy, przyprawiając Sasuke o stres i niszcząc błogi spokój w relacjach z Naruto, który również martwi się tymi wydarzeniami.

Lubiłem przebywać w przestrzeni moich myśli. Będąc tam miałem odrobinę większą władzę nad obrazami, które pojawiały się. Dlatego siedziałem w pustym, dużym pokoju gdzie wokół mnie wirowały ekrany z wydarzeniami z udziałem Atari, tych niedawnych jak i odległych, a ja tkwiłem pośrodku tego nie zwracając uwagi na otoczenia tuląc wręcz desperacjo iluzję dziewczyny.
 — Żałosny jesteś, wiesz? — Spokój zakłócił mi donośny, lekko zachrypnięty męski głos.
 — Nie obchodzi mnie to — mruknąłem nawet nie podnosząc wzroku na intruza. Domyślam się, kto mnie odwiedził mimo tego, że miał trochę inną barwię dźwięku.
 — Wiem, co powoduje twoje ataki. — Zaintrygował mnie tym, więc pozwoliłem na rozmazanie się iluzji białowłosej podnosząc wzrok. Jednak nie spodziewałem się ujrzeć czegoś takiego. Przy drzwiach, opierając się o framugę stał wysoki mężczyzna ubrany w jedwabne, drogie, czerwonobiałe kimono oraz posiadał długie aż za pośladki, proste ciemnoczerwone włosy. Jedynie po wyglądzie oczu i fakcie posiadanie lisich uszy i dziewięciu ogonów domyśliłem się, że to Kyuubi, tyle, że w bardziej ludzkiej postaci.
 — To mój prawdziwy wygląd — rzekł najwyraźniej odgadując moje myśli. — Tylko reszta o tym wie.
 — To czemu mnie przypadł ten zaszczyt? — zapytałem niezbyt przekonany, co do dobrych intencji demona.
 — Mogłem tego dokonać poprzez to, że zdobyłem twoją krew. — Zmarszczyłem brwi. — Wówczas, gdy odwiedziłeś mnie tuż po… nazwijmy to małym ataku. Jeden z ogonów drasnął cię, pewnie nawet nie zauważyłeś. — Prawda, niczego takiego nie zarejestrowałem. Jednak dziwił mnie fakt, że pokazał mi się tak. Wygląda na to, że nawet Naruto go w takim stanie nie widział, więc czemu ja?
 — Po co przyszedłeś? — zapytałem chcąc dowiedzieć się, jakie ma intencje. — Przecież mogłeś poprosić Naruto o takie spotkanie lub przejąć kontrolę i zainicjować je. Po co się tak trudziłeś?
 — Tylko poprzez te trudzenie się mogłem pokazać się w prawdziwej postaci.
 — To takie ważne?
 — Po części. — Umilkł zwracając wzrok na ekrany ze wspomnieniami. Pstryknąłem palcami unieruchamiając je, by nie widział zbyt wiele.
 — Czego chcesz? — mruknąłem lekko podirytowany jego obecnością, która boleśnie przypomina o stracie Atari.
 — Wiem skąd u ciebie te ataki — odparł dopiero po chwili milczenia.
 — Słucham — ponagliłem.
 — Jest pewne podanie mówiące o tym, że czerwona nić łączy ludzi, których przeznaczeniem było się spotkać. — Zacisnąłem pięści, nie chcąc by widok tamtej sytuacji się pojawił, lecz na próżny, gdyż wzrok padł na czerwoną mulinę zawiązaną wokół nadgarstka. Wspomnienie wróciło. — To nie do końca prawda — rzekł pozwalając bym powrócił z odmętów przeszłości i skupił się na jego słowach. — Nie wiem na ile działa tu te przeznaczenie, ale na pewno owe podanie ma zastosowanie podczas wiązania paktu. I nie koniecznie tego głównego, jednodobowy również się liczy. Podczas mówienie przez Atari formułki między nią o daną osobą pojawia się taka nić, oczywiście mówię o sferze nie materialnej. Jeżeli powstaną jakiekolwiek pozytywne uczucia między nimi to nić się wzmocni, będzie nabierała na sile, jeśli nie, to rozpadnie się pod wpływem autorozkładu, gdyż nie będzie niczego, co by mogło dać jej prawo do istnienia. Jednak jest możliwość zerwanie owego połączenia, jest to niebywale trudne i ogromnie bolesne, nie tylko dla ciebie.
 — Jeśli to tak boli dlaczego się tego podejmuje? — Tego w niej nie rozumiałem, nawet jeśli coś sprawiało jej wiele cierpienie to nie rezygnowała z tego.
 — To Atari, jej odruch ucieczki jest silniejszy niż wszystko inne. Chciałbym abyś to jakoś przetrzymał.
 — Dlaczego?
 — Jesteś jedyną osobą, dzięki której ona zapanowała nad tym odruchem i która byłaby w stanie jej pomóc.
 — Skoro tak bardzo ci na niej zależ to, czemu nie ty jej pomożesz?
 — Przez nasze rozstanie, podczas którego posunęliśmy się za daleko i w czynach i w słowach nie ma możliwości by odbudować to co nas łączyło. Chociaż dzięki temu jest pewność, że Juubi nigdy nie powstanie. — Uśmiechnął się gorzko.
 — My również się rozstaliśmy — przypomniałem spoglądając na jedno ze wspomnień gdzie zatrzymana projekcja przedstawiała uśmiechniętą, roześmianą białowłosą.
 — Nadal masz na nią wpływ, uwierz mi. — Otworzyłem usta chcąc zaprzeczyć, ale ostatecznie westchnąłem przenosząc wzrok na niego. Wydawał się być zupełnie kimś innym i niebywale troszczył się o Atari. Ciekawe jak bardzo byli blisko ze sobą? Czy Juubi polegał na czymś podobnym do jinjuurikiego? Czy też powiązanie miało inny charakter?
 — Postaraj się nie ulec pokusie zerwania więzi, dobrze ci radzę — oznajmił przybierając nostalgiczny wyraz twarzy, czyżby on pozwolił na to, tracąc na zawsze kontakt z nią? — Radzę — powtórzył znikając. Jeszcze przez chwilę obserwowałem puste miejsce zastanawiając się, co tak dokładnie chciał mi powiedzieć.

*

Do pokoju wszedł Tobi, zaszczycają mnie swoją obecnością, czego nie robił od dłuższego czasu. Stukot kroków i cisza, błoga cisza niezmącona niczym. Odwróciłam się by spojrzeć na niego. Siedział wyprostowany spoglądając w stronę drzwi z twarzą wiecznie zakrytą przez maskę. Teraz inną niż ta, do której przywykłam, mimo iż ta obecna mnie mniej drażni niż poprzednia. Mimo tego, że raczej powinien mnie martwić fakt wczepienia sobie rineganna. W czasie starcia, do którego dojdzie prędzej czy później mogą wyniknąć pewne komplikacje i nagle jego szybka śmierć nie będzie tak oczywista.
Musiał wyczuć wzrok na sobie, bo spojrzał na mnie. Dziwnie się spogląda w rinnegan, którego widywało się tylko patrząc w lustro. Z resztą mam dziwne wrażenie jakby jego był inny, bardziej dzikszy niż miał Pain. Podniosłam wzrok wyżej napotykając na wysokości czoła pustą łeskę sharinagana gdzie powinno znajdować się połączenie tych dwóch tak potężnych doujutsu w jedną całość, oczy Juubiego.
 — Tobi. — Zwęził źrenice, nie lubił gdy tak się do niego zwracałam. Przez większość pobytu tutaj starał się wyperswadować mi to imię z głowy, z marnym rezultatem. — Czego oczekujesz ode mnie?
 — Lojalności — odpowiedział po chwili zastanowienia. Uśmiechnęłam się nikło. Oczy zakryte mgłą wyczerpania, ciało niezdolne do większego wysiłku a umysł do chłodnych analiz, to wszystko popchnęło mnie do dziwnego czynu.
 — Nie opuścisz mnie? — Spojrzał na mnie delikatnie gładząc policzek.
 — Oczywiście, że nie, jesteś mi zbyt potrzebna.
Uniosłam kąciku ust. Więcej nie potrzebuję, to mi wystarczy, bycie komuś do czegoś niezbędna. Dzięki temu mogłam poczuć się jak za dawnych czasów, znów egzystować na poziomie przedmiotu potrzebnego do osiągnięcia celu właściciela. To dawało mi pewny spokój i bezpieczeństwo, którego tak bardzo teraz potrzebowałam. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie, głupie pragnienie zastąpienia tego co było czymś nowym popchnęło do ostateczności.

 — Dostaniesz to czego chcesz — mruknęłam podnosząc się lekko by wtulić się w tors czarnowłosego. Płynnym ruchem zerwałam czerwoną mulinę obwiązaną wokół kostki, po czym zawiązałam ją na małym palcu Tobiego a następnie na swoim. Dałam mu tego, czego pragnął, paktu, którego słowa obecnie półszeptem wypowiadałam. Coś we mnie mówiło mi, że to złe posunięcie, ale zagłuszyłam ten głos. Wystarczało mi to, że mnie chce, potrzebuje i przez to nie porzuci, tyle potrzebowałam na stan obecny, głupiego zapewnienia stałości. 

3 komentarze:

  1. Ledwo co zaczęło im się tak idealnie układać a już koniec.... Szczerze powiedziawszy Atari zachowała się jak rozkapryszony dzieciak, uciekła, mogła chociaz jakoś spróbowac to z Itachim wytłumaczyć, a tu wzięła się za pakt z Tobim .. Dziewcze nie wie co czyni! Niech im jakaś nieludzka moc przeszkodzi ! Oby się wszystko dobrze potoczyło ;) Ten starszy Uchiha sobie na za dużo pozwala :x Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest późno,ledwo siedze na tym głupim fotelu,ale to przecież u mnie normalne,że jak dodasz notki (a ja miałam 2 do nadrobienia) to muszę od deski do deski je przeczytać xD.
    Na początek wielkie GOMEN za to,że nie komentowałam i zaniedbałam to wszystko. Straciłam bliską mi osobę,przez co podłamałam się nieco. Potrzebowałam tego czasu,żeby sobie wszystko poukładać,z powrotem stanąć na nogi :) .
    Co do notek : uwielbiam sceny +18 ,więc zaintrygowała mnie poprzednia notka xD. Oczywiście myślałam,że już wszystko będzie pięknie,ładnie,a tutaj bum ! xd. Wszystko się pomieszało,Atari się wkurzyła,odeszła,Itachi się załamał,Kyuubi chciał go zabić, tamta z Tobim pakt,to tamto xd. Chociaż jak dla mnie - to dobrze . Zwroty akcji powodują,że jeszcze bardziej chce się czytać Twoje opowiadanie i...czeka się na więcej ! ^^
    Czekam na nn ! ^^
    xoxo,Shana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, miałam nadzieję, że sprawy między Atari i Itachi'm się ułożą, będą razem szczęśliwi, a tu zupełne zaskoczenie - wszystko się zawaliło. Szkoda, że dziewczyna uciekła i nie wysłuchała wyjaśnień Uchihy. Chłopak jest niewinny, a jej odejście wywołało ogromną ilość bólu u obydwu partnerów. Pakt z Tobim zupełnie mnie zaskoczył - nie spodziewałam się, że Atari posunie się do takiego czynu. Ciekawi mnie, jak dalej potoczą się ich losy i jestem szczerze zaintrygowana zachowaniem Kyuubiego - szczerze troszczy się o dziewczynę. Mam nadzieję, że relacje między Atari i Itachi'm się naprawią. Lecę do następnego wpisu - aż nie mogę się doczekać rozwikłania tej sprawy :)

    OdpowiedzUsuń