— Mamy mały
problem — oznajmił Zetsu pojawiając się w drzwiach.
— Słucham —
mruknąłem nadal studiując zebrane dane o możliwościach krajów. W końcu należy
wiedzieć, z której strony ataku nie trzeba się obawiać. Jednak zamiast
odpowiedzi mężczyzna położył na stole przed wzrokiem białą kopertę.
— To
dostaliśmy od szpiega, któremu kazałeś sprawdzić czy Itachi trzyma się z daleka
od dziewczyny.
Źrenice automatycznie zwęziły się a ręka szybko
pochwyciła przedmiot zaglądając do środka.
— Cholera! —
warknąłem gniotąc zdjęcia, które przedstawiały Uchihę wręczającego kwiat Atari
a na następnych widniała urocza scenka namiętnego pocałunku. Zagotowało się we
mnie. — Zabiję! — Dłoń zacisnęła się jeszcze mocnej. Kipiałem ze wściekłości.
Jak do tego doszło? Byłem przekonany, że trzymam ich z dala od siebie, że Atari
jest mi posłuszna.
— Może trzeba
było być bardziej czułym? — zaproponowała biała część Zetsu. Wywróciłem oczami,
ten to potrafi zirytować.
— Głupiś jest
— skomentowała jego czarna część. — Trzeba użyć większych ilości rutanu.
— Tu trzeba
czegoś więcej — szepnąłem wpadając na genialny plan. Już wiem jak raz na zawsze
wykluczyć Uchihę z gry a jednocześnie pchnąć Atari we własne ręce. Oj tak,
dziewczyna sama do mnie przyjdzie. Dzięki temu będzie mi dozgonnie oddana. Lojalna
aż po grób, a wszystko przez zwykłą głupotę. Naprawdę myślała, że może mnie
zwieść? Taka niesubordynacja jest wysoko karana. Już się uśmiechałem na minę,
jaką będzie miała, gdy plan wejdzie w życie. Przerzuciłem plik zdjęć wybierając
takie, na których dobrze widać dziewczynę oraz Uchihę w jednoznacznej sytuacji.
— Załatw to
jeszcze dzisiaj — oznajmiłem wręczając mu kopertę z przygotowaną zawartością. —
Chcę by to trafiło do…
*
— Wzywałaś
Tsunade-sama? — Do gabinetu weszła wysoka szatynka kłaniając się nisko.
— Owszem
Keiko. Dostaliśmy to od anonimu. — Kobieta wręczyła dziewczynie białą kopertę.
— Wygląda na
to, że to jest ta jego tajemnicza dziewczyna — skomentowała przyglądając się
wyjętej zawartości. — Wydaje się by zakochany po uszy — dodała zatrzymując się
przy ostatniej fotografii.
— Problem
polega na tym, że owa osoba może być zamieszana w Akatsuki. Zdjęcia właśnie
wróciły z oględzin dokonywany przez Grupę do Spraw Poszukiwanych. Według
rysopisów posiadanych przez nich owa dziewczyna może być jedną z członkiń
Akatsuki, co oznacza, że moje podejrzenia odnośnie Itachiego się sprawdziły.
— Nadal do
nich należy i przybył tutaj tylko szpiegować — przypomniała odkładając zdjęcia.
— Co wielmożna zamiesza uczynić? Atak na niego?
— Nie. Mamy tylko
podejrzenia to trochę za mało, może się wymigać trzeba by było złapać go na
gorącym uczynku lub zmusić do przyznać do kontaktów.
— I jedno i
drugie niemalże niewykonalne — zauważyła szybko analizując podane opcje.
— Niestety
masz rację. Itachi jest zbyt dobry by dać się złapać i nie sądzę żeby przyznał
się nawet przed bratem. Jednak istnieje prawdopodobieństwo, że… — urwała
obserwując postać dziewczyny na zdjęciach. — Chcę abyś używając techniki
zamiany przybrała jej wygląd i wyłudziła od Itachiego zeznania. Uważaj tylko to
bardzo delikatna misja oraz niebywale niebezpieczna. Jeśli dojdziesz do
wniosku, że coś jest nie tak, zwiewaj.
— Wedle
rozkazu pani — odparła pochylając się na pożegnanie. Odeszła zabierając zdjęcia
by poćwiczyć przemianę.
*
Byłam mocno zaskoczona, gdy Tobi wysłała mnie do
Konohy. Naprawdę to zrobił. Oznajmił mi dzisiaj, że nie ufa szpiegom, więc
wysyła mnie abym sprawdziła jak radzi sobie wioska po ataku Paina i co z
niedyspozycją Hokage. Szczerze, byłam w szoku, że od tak mnie tam wysyła.
Jednak entuzjazm lekko opadł, gdy dodał, że wybieramy się tam oboje a
przynajmniej do Nazdu, miejscowości położonej raptem trzy godziny drogi od
Konohy. Tam Tobi ma spotkać się z kolejnym szpiegiem a ja załatwić sprawę w
wiosce, po czym będzie tam na mnie czekał i wracamy razem. No cóż, teraz to
wygląda bardziej na niego, bo gdy powiedział mi, że mam się wybrać do Kraju
Ognia od tak to zaczęłam coś podejrzewać. Lecz nie ma tego złego, co by na
dobre nie wyszło, mam dla Itachiego co najmniej jedno popołudnie. Toteż szybko
wysłałam mu wiadomość o możliwości spotkania podając termin i miejsce.
*
Byłem niebywale rad, że Atari może po tak krótkim
czasie znów się spotkać nawet, jeśli oznaczałoby to tylko kilkanaście godzin
spędzonych razem. Dlatego w umówionym dniu szybko wybiegłem z domu spławiając w
drzwiach Keiko, która się napatoczyła nie bardzo wiadomo, w jakim celu i
pognałem na pole treningowe. Atari miała się tam pojawić orientacyjnie po południu,
lecz ja nie mogłem już o jedenastej wysiedzieć w domu. Krążyłem po niewielkiej
polanie odwracając się na każdy najcichszy dźwięk, z niecierpliwością oczekując
białowłosej.
Szelest w pobliskich krzakach zwrócił moją uwagę.
Spojrzałem tam przyglądając się kępie liści, gdzie przez chwilę myślałem, że
błysnęło coś czerwonego, już nawet zabierałem się za sprawdzanie co to, lecz
charakterystycznych trzask łamiącej się gałęzi pod czyimiś stopami mnie od tego
odwiódł. Pojawiła się Atari. Wszędzie rozpoznam te włosy. Szła powoli uważnie
obserwując ziemię. Dziwne, była tak wyćwiczona w noszeniu okularów
przeciwsłonecznych, że wcale jej nie utrudniały poruszania się nawet przy
zaciemnionym otoczeniu. Jednak owa myśl szybko wyleciała mi z głowy, gdy
dziewczyna weszła na polane uśmiechając się do mnie. Od razu podbiegłem
przytulając mocno oraz zatapiając się w słodyczy warg, serwując czuły pocałunek
na powitanie. Po chwili zorientowałem się, że coś tu nie pasuje. Smak ust,
zachowanie Atari powinno być inne, dlatego delikatnie oderwałem się od niej
chcąc zapytać czy wszystko w porządku, lecz nie umiałem wydusić z siebie słowa,
zamarłem. W ramionach trzymałem długowłosą szatynkę uśmiechającą się do mnie
niepewnie.
— Keiko!
— krzyknąłem szeptem nada nie rozumiejąc, co się dzieje. Jednak nim zdążyłem w
jakikolwiek inny sposób zareagować usłyszałem szelest dobiegający za drzew
gdzie mignęła mi biel włosów oraz czarny materiał płaszcza.
— Atari! —
ryknąłem ruszając za nią nie bacząc na zdezorientowaną szatynkę.
*
Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam. Nie chciałam
przyjąć to za rzeczywistość, brutalną jakże bolesną oczywistość. Itachi całował
się z obcą dziewczyną. Nie był to zwykły pocałunek, tylko taki, którym obdarzał
zawsze mnie, z pasją, namiętnością, pragnieniem. Poczułam jak oczy stając
mokre, jak zbiera się w nich słona woda, która po krótkiej chwili cieniutkimi
strużkami spłynęła po policzkach. Płakałam, pierwszy raz od czasu rozłąki z
resztą. Odwróciłam się na pięcie, nie mogłam na to patrzeć nie umiałam pozostać
ani sekundy dłużej w tym miejscu. Zapragnęłam teraz znaleźć się daleko, daleko
stąd tam gdzie nikogo i niczego nie ma. Zostałam oszukana, tak po prostu znowu
oszukana, omamiona, zraniona. Łgał zapewniając o swojej nieprzemijającej
miłości, kłamał prosto w oczy, by… Nie znam jego celu, nie wiem czego ode mnie
oczekiwał. Jak mniemam zapewne paktu.
Łzy płynęły coraz większym strumieniem. Jak mogłam
dać się na coś takiego nabrać?! Jak mogłam uwierzyć komuś z Uchiha?!
Nic nie widziałam, ciemne oprawki, słona woda, to
wszystko skutecznie uniemożliwiały poruszanie się, przez co potykałam się
często lub wpadałam na krzaki, gałęzie. Słyszałam nawoływania należące do
Itachiego, co powodowało, że przyspieszałam jeszcze bardziej tracąc widoczność.
I nagle, bum coś miękkiego.
— Atari? —
Podniosłam wzrok napotykając parę czarnych tęczówek wpatrujących się we mnie z
uniesioną brwią w geście pytania.
— Wszystko w
porządku? — zapytał blondyn również mi się przyglądając.
— Jasne —
rzuciłam prostując się i przecierając strużki z policzków.
— ATARI!!! —
krzyk Itachiego przypomniał mi, że nie mogę się zatrzymywać. Błyskawicznie
odbiłam w bok ginąć w gęstwinie drzew.
*
Starałem się przyspieszyć, ale nie byłem w stanie
dokładnie zlokalizować obecności dziewczyny. Słyszałem szelesty, trzaski
łamanych gałęzi jednak nie byłem pewny czy robione są przez nią, w końcu
zakradając się do mojego pokoju ewidentnie było widać, że opanowała do
perfekcji bezdźwięczne poruszanie się. I nagle usłyszałem
głosy, znajome, męskie a potem cichy damski ton, prawdopodobnie Atari, więc
rzuciłem się w tamtą stronę przyspieszając jak tylko mogłem. Niestety spóźniłem
się, gdy byłem na tyle blisko by zobaczyć, kim są postacie, łatwo dostrzegłem
brak dziewczyny oraz ich wzrok spoglądający w bok gdzie zapewne zniknęła.
—
Widzieliście ją? — rzuciłem ledwo łapiąc oddech, nie siląc się nawet na zabawę
w grzecznościowe uprzejmości.
— UCHIHA!!! —
ogłuszający ryk Kyuubiego wydobył się z blondyna. Tak donośny, że spłoszył
ptaki na sąsiednich drzewach a Sasuke i mnie przyprawił o wykrzywienie twarzy
od nadmiaru decybeli. — Zabiję cię!!! — warczał mrożąc wzrokiem. Nie przejąłbym
się tym zbytnio gdyby nie fakt, że ciało Uzumakiego powoli zaczynało
przeobrażać się w demona.
— Nie-nie-nie
panuję nad nim! — Naruto na chwilę uzyskał kontrolę nad sobą, co potwierdził
błękit tęczówek. Nie wyglądało to dobrze, sądząc po panice w jego głosie oraz
fakcie, że Kyuubi szybko zrzucił blondyna z piedestału. Kły błyskawicznie
urosły, blizny pogłębiły się, paznokcie przybrały pazurze kształty a skóra
odchodziła płatami mieszając się z czerwoną otoczką demona. Przestraszyłem się
widząc jak szybko postępuje metamorfoza.
— Zginiesz
przeklęty padalcu! — warknął miotając wytworzonymi ogonami. Cofnąłem się robiąc
unik. Nie wiele to dało gdyż ich trajektoria błyskawicznie została zmieniona
tak, że ostatecznie musiałem pozostać w całkowitym ruchu skacząc z gałęzi na
gałąź, które de facto były od razu niszczone.
— Co się
dzieje?! — krzyknąłem do brata robiąc kolejny uskok. Brunet nie do końca
jeszcze zarejestrował zmianę, która nastąpiła w blondynie gdyż stał w miejscu
wyraźnie zdezorientowany.
— Naruto
walczy z tym! — krzyknął otrząsając się i wyskakując demonowi przed twarzą.
Najwyraźniej uważając, że jego osoba wzbudzi siłę w Uzumakim na przejęcie
ponownie kontroli nad sobą. Niestety nie wiele to dało gdyż Sasuke został
zmuszony do odwrotu.
— Co się
dzieje? — ponowiłem pytanie zjawiając się koło niego.
— Nie
rozumiem tego — oznajmił schylając się przed atakiem latających w powietrzu
odłamków drzew, które pozostały po dewastacji Kyuubiego w pogoni za mną.
—
Widzieliście Atari? — dopytywałem się mają nieodparte wrażenie, że to może być
przyczyną szału demona.
— Tak. Wpadła
na nas. Wyglądała na… — urwał odskakując.
— Zginiesz! —
warknął ciskając kulami ognia. Atakował wyłącznie mnie, Sasuke jedynie wówczas,
gdy stawał mu na drodze. Wyglądało to
tak, jakby mu dziewczyna coś powiedziała, co wywołała w nim taki stan. A
najgorsze w tym wszystkim, że Naruto najwyraźniej nie jest w stanie go uspokoić
i obawiam się, że tylko Atari mogłaby tego dokonać, jednak wiem, że jest już
daleko stąd.
— Nic jej nie
zrobiłem — rzuciłem mając nadzieję, że to wymusi na nim wypowiedzenie przyczyny
takiego zachowania.
— Nie? —
rzekł drwiąco zatrzymując ostre końcówki ogonów tuż przed moją twarzą. —
Ostrzegałem cię Itachi, że jeśli ją skrzywdzić to zemszczę się.
— Skąd masz
pewność, że to moja wina? — ciągnąłem dalej chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
— Uciekła
przed tobą a na policzkach widać było łzy.
Zamarłem. Łzy? Atari nie jest osobą zdolną do płaczu
a jeśli to robiła to znaczy, że widziała jak całuję Keiko. Myśli, że ją
zdradzałem, zdradziłem, zdradzam. Ta mnie sparaliżowało do tego stopnia, że nie
uchyliłem się przed atakiem Kyuubiego.
— Odeszła,
ona odeszła — szepnąłem w ogóle nie czując bólu, który powinien nastąpić po tym
jak zostałem właśnie miotnięty o pień drzewa. No dobra trzeci pień, bo przez
poprzednie przeleciałem.
— Co się
dzieje?! — krzyk, obcy mi. Zapewne ktoś z Konohy ujrzał walki na obrzeżach i
się tym zainteresował. Dla mnie to nie miało już znaczenia. Z chęcią dałby się
zamordować Kyuubiemu. Doskonale wiem, że Atari już tu nie wróci, nie po tym.
Patrzyłam w stronę demona, ale nie byłem w stanie powiedzieć, co widziałem,
zupełnie tak jakby tam nikogo nie było. Ona odeszła… Potem nagle nastała
ciemność, czerń, która mnie otuliła zabierając w swoje bezdenne odmęty.
*
Całą drogę do Tobiego biegłam nie zatrzymując się
nawet w momencie, kiedy się potykałam, po prostu błyskawicznie wstawałam by
zaraz gnać przed siebie. Stanęłam dopiero przed zamaskowanym łapiąc łapczywie
powietrze. Co dziwniejsze nie skomentował mojego zachowania, jedynie położył mi
dłoń na ramieniu teleportując pod wejście do kryjówki. Chyba pierwszy raz byłam
mu za coś wdzięczna. Pozwolił mi bez słowa wyjaśnienia udać się do siebie,
gdzie rzuciłam się na łóżku kuląc jak cierpiący kot, który jak go coś boli to
ucieka do kąta. Łzy przestały już w połowie drogi płynąć, lecz mimo zapewnień
ludzi, że płacz uspakaja, mnie nie pomógł. Obraz zdrady nie chciał zniknąć
popychając w depresję. Na początku była gorycz, żal, ból, że dopuścił się
czegoś takiego. Potem przyszła wściekłość, ogromna, bezgraniczna złość i to nie
na niego, lecz na samą siebie. Byłam wkurzona, że dałam się tak łatwo omamić,
znów ulegając wpływom Uchihy. Taka naiwna, miał być inny niż reszta, wyjątkowy,
a jednak geny robią swoje. Nie rozumiałam jak mogłam uwierzyć w jego słowa,
puste, nic nieznaczące zapewnienia. Znów pozwoliłam by ktoś mnie wykorzystał
omamiając pięknymi komplementami, udowadniając swoje rzekome uczucia. Miałam
ochotę wyć w niebogłosy a jeszcze bardziej równać kraj po kraju, tak by nic nie
zostawało prócz rozpaczy, bólu i zgliszczy, na których porozwlekane leżą ciała.
Jak ja mogłam mu tak łatwo uwierzyć?!
— Atari. — Do
pomieszczenie wszedł Tobi. A już myślałam, że pochłonęły go plany bitew na
więcej niż jedną noc. — Chcę wiedzieć, co z Konohą? — Drgnęłam gdyż wioska
kojarzyła mi się tylko z jedną osobą.
— Nic —
mruknęłam nie spoglądając na niego.
— Dokładniej
— nakazał.
— Wioska się
powoli odbudowuje, Hokage wróciła do pełnienia swojej funkcji. Więcej nie wiem
— rzuciłam jakieś frazesy, nawet nie będąc pewna na ile są prawdą.
— Rozumiem. —
Wyszedł, nie oczekując niczego więcej, jakby podświadomie wiedział, w jakim
jestem stanie.
*
Odzyskałem przytomność przypominając sobie ostatnie
wydarzenia. Naprawdę to chciałbym nigdy więcej się nie budzić, usnąć na wieki,
gdyż tylko tak mógłbym być z moją ukochaną. Czułem jak pod powiekami zbiera się
woda gotowa popłynąć cienką stróżką po policzkach, więc aby uniemożliwić jej to
otworzyłem oczy napotykając przerażająco czystą biel sufitu, która aż raziła
swoją wyrazistością.
— Jak się
czujesz? — Spojrzałem w obok gdzie siedział Sasuke najwyraźniej zatroskany,
gdyż bacznie mi się przyglądał z czołem pokrytym fałdkami.
— Pytasz o
stan fizyczny czy psychiczny? — zapytałem przenosząc wzrok na własne dłonie
spoczywające wzdłuż tułowia.
— Psychiczny.
— Na pewno
gorzej niż po mnie to widać — mruknąłem odwracając głowę w drugą stronę.
— Lekarze
mówią, że twój stan fizyczny jest stabilny i jeszcze dzisiaj wyjdziesz stąd.
Nie obchodziło mnie to. Szczerze chyba wolałbym, aby
Kyuubi rozprawił się znacznie lepiej. Właśnie zrozumiałem, że to dziwne, że
jeszcze żyję po takim ataku, już miałem o to zapytać, gdy drzwi otworzyły się.
Na widok blondyna lekko cię cofnąłem gotów na kolejny szał demona, lecz chłopak
tylko uśmiechnął się nikło wchodząc w głąb pokoju. Postawił trzymany wazon na
szafce, do którego włożył trzy żółte goździki, gdyby były czerwone byłyby jak
jej oczy.
— To od
pewnej dziewczyny. Przedstawiła się, jako Keiko — wyjaśnia siadając koło
Sasuke. — Prosiła abyś spotkał się z nią jak tylko wyjdziesz ze szpitala.
— Co się
wydarzyło? — zapytałem widząc, że żaden z nich nie jest skory do wyjaśnień.
— Tak
naprawdę do końca nie wiemy. Myśleliśmy, że ty nam to powiesz. — Spojrzałem na
brata, wyglądał na zaniepokojonego całą tą sytuacją.
— Nic nie
wiem — oznajmiłem nie chcąc mówić o tym. Nie mając nawet ochoty na nich
patrzeć, zwłaszcza na blondyna, który przywoływał na myśl Kyuubiego.
— Kyuubi
chciał cię zabić — oznajmił przerywając wynikłą ciszę. Nie zareagowałem, chcąc
by sobie poszli zostawiając mnie w spokoju. — Do powstrzymania go wtrącili się
shinobi z ANBU, wpadł w istny szał. Nigdy się tak nie zachowywał — mówił
najwyraźniej oczekując ode mnie, że przejmę się tym i wygadam co go do tego
skłoniło.
— Co się
wydarzyło między tobą a Atari? — Sasuke przeszedł do konkretów nie bawiąc się w
owijanie w bawełnę, co robił Uzumaki. — Na policzkach Atari było widać ślady
łez. — Poczułem jakby ktoś ściskał z całej siły moje serce. — To rozwścieczyło
Kyuubiego.
— Jakim cudem
udało się go powstrzymać? — zapytałem. Nie koniecznie chciałem znać odpowiedź,
ale pragnąłem zmienić temat.
— Nie było to
łatwe, lecz po tym jak cię znokautował sam pozwolił się okiełznać. Z resztą,
chce z tobą porozmawiać — oddał niepewnie. Zwróciłem na niego wzrok chcąc
zobaczyć wyraz jego oczy, lecz unikał kontaktu. — Ja nie pozwolę mu przejąć
kontrolę, nie po tym. Pozwolę ci za to wejść do mojego umysł i tam się z nim
spotkać — wyjaśnił przysuwając krzesło bliżej łóżka.
— Nie chce —
rzuciłem odwracając głowę od nich. Widok Kyuubiego tylko jeszcze bardziej
pogorszy i tak kiepski stan.
— Zrób to, to
ważne — nalegał wyraźnie zmartwionym głosem brunet. — Hokage rozważa zamknięcie
cię pod stałą kuratelą, bo na razie jesteś tylko zawieszony.
— Uważa, że
chciałeś wykorzystać Kyuubiego do ataku na Konohę, że nadal jesteś w Akatsuki.
Nie chce nas słuchać — lamentował jego chłopak z przerażeniem wymalowanym na
twarzy.
— Skoro was
nie chce słuchać to, co mi da rozmowa z Kyuubim? — zapytałem dostrzegając brak
powiązania między prośbą a straszeniem Tsunadą.
— Ja-ja
poręcze, że nie jesteście w zmowie. Będzie musiała przyjąć moje, nasze zaznania
— poprawił się spoglądając na Sasuke, który nieznacznie kiwnął głową. —
Ty-tylko musimy mieć pewność — oddał niepewnie gniotąc w dłoniach rąbek swojej
koszuli. Nie ufają mi, nawet brat.
— Itachi —
ponaglił oczekując reakcji, która nie następowała. Poświęciłem połowę życia dla
niego a on nie umie mi zaufać? Przecież dobrze wie, że opuściłem Akatsuki, że byłem
wśród nich tylko po to, aby chronić jego i Konohę. A w zamian dostaję tylko
nieufność oraz groźbę zamknięcia mnie za wymysły Hokage, chociaż może
powinienem nazwać to strachem. Ta głupia baba po prostu się boi, pytanie tylko
teraz, czego. Mnie? Akatsuki? Czy może Tobiego, którego lada moment pozna, gdy
ten wywoła wojnę. Nie ważne, to wszystko straciło już sens.
— Itachi —
głos Sasuke stał się bardziej stanowczy.
— To bez
znaczenia — odpowiedziałem obserwując korony drzew za oknem. Przez liście przedzierało
się słońce tworząc piękne snopy światła rozpraszające cienie a jednocześnie
tworzące nowe. Pod wpływem wiatru poruszały się w nieskoordynowany sposób,
który wyglądał imponująco w całości oraz nad wyraz harmonijnie, mimo iż każdy
listek grał do trochę innej melodii. A to wszystko na tle błękity nieba
upstrzonego jedną leniwą chmurką w bliżej nieokreślonym kształcie, który i tak
za kilka minut zmieni się.
— Nie wygaduj
bzdur — żachnął się blondyn podnosząc głos.
— Straciłeś
ją? — Sasuke wyjątkowo dzisiaj korzysta z empatii w mik rozumiejąc moje
półsłowa. Nie umiałem odpowiedzieć, to było zbyt przerażające, ta myśl, że to
prawda. — To zrób to, chociaż dla mnie — oznajmił po chwili milczenia.
Spojrzałem na niego. Owa sprawa musiała bardzo nim wstrząsnąć. Czyżby aż tak
zbliżyliśmy się do siebie, że nie chce powtórki z przeszłości? Westchnąłem
przenosząc wzrok na zdeterminowane oblicze Naruto, który zaciskał pięści na
materiale spodni. Pewnie robi to dla Sasuke, by nie musiał znów mieć za brata
kryminalisty. Może jestem im to winny, powinienem pozwolić na „ratowanie”.
Chociaż czy to coś mi da?
— Zgoda —
mruknąłem po dłuższej ciszy decydując się na te męczarnie tylko po to aby potem
dali mi spokój. Sasuke uniósł delikatnie kąciki ust, zaś Uzumaki wyraźniej
odetchnął łagodząc napięte mięśnie twarzy. Podniosłem wyjątkowo ciążącą rękę
kładąc ją na czole blondyna, który się pochylił by mi to ułatwić oraz
aktywowałem sharingan.
Znalazłem się w pomieszczeniu zalanym wodą po kostki
gdzie za kratami leżała wielka włochata kula w kompletnym bezruchu.
— Chciałeś
mnie widzieć? — zapytałem dając tym samym mu znak, że tu jestem.
— Owszem,
Uchiha — wycharczał swoim specyficznym głosem odwracając się, by móc łypać
swoimi czerwonymi ślepiami, lecz nie tak zabójczymi jak Atari.
— Dlaczego
mnie nie zabiłeś? — zapytałem nim zdążył wypowiedzieć kolejne słowa.
— Ponieważ zobaczyłem
autentyczny strach w twoich oczach oraz paraliż całego ciała. — Zamknąłem oczy
zaciskając pięści, starając się ze wszystkich sił nie wyobrażać sobie jej
twarzy z mokrymi policzkami, lecz nie udało się. Zobaczyłem ból i żal w oczach,
które straciły blask stając się puste bez wyrazu. Widziałem zbierającą się
wodę, przelewającą się, słona kroplę przedzierającą się przez policzki, które
nigdy nie doznały czegoś równie bolesnego.
— Co się
wydarzyło? — Jego głos rozmazał straszny obraz stworzony przez umysł.
— Nie wiem —
rzuciłem starając się by po mojej twarzy nie przekradły się niechciane krople.
— To było dziwne — dodałem rozumiejąc, że czeka na kolejne słowa. — Byłem z nią
umówiony w konkretny miejscu. Czekałem tam i nagle zobaczyłem, że idzie.
Wyszedłem naprzeciw, całując na przywitanie. Jednak coś w tym było innego toteż
szybko przerwałem chcąc się dowiedzieć co jest nie tak, wówczas zamiast Atari
ujrzałem znajomą. Niestety nim zdążyłem w jakikolwiek sposób zareagować
usłyszałem i zobaczyłem jak Atari ucieka. Pognałem za nią, chcąc to jakoś
wyjaśnić, lecz nie dogoniłem jej. Za to wpadłem na was. To tyle — zakończyłem
obserwując jak demon z każdym moim słowem bardziej marszy brwi do momentu aż
się nie zetknęły.
— Widziałeś
coś więcej? Może słyszałeś?
— Nie
przypominam sobie. Nie wiem w ogóle jak do tego mogło dojść — rzuciłem widząc
głupotę tejże sytuacji.
— Wiesz, że
straciłeś ją na zawsze? — zapytał po dłuższej chwili milczenia. Głupi nie
jestem, wiem o tym. — Kochasz ją?
— Ponad
wszystko na świecie — szepnąłem odwracając się do niego, by nie widział bólu w
oczach. — Skoro to wszystko…
— Stój —
nakazał zatrzymując w połowie kroku. Poczułem jak jego ogony owijają się wokół
mnie, nie zareagowałem. — Jeśli naprawdę ci na niej zależy, nie zabijaj się.
Ona potrzebuje twojej ochrony, ponieważ wielka bitwa dopiero ma nadejść.
— Nie jestem
tak słaby jak ci się wydaje — odpowiedziałem nim opuściłem umysł Naruto.
— I? —
dopytywał się blondyn, gdy dezaktywowałem sharingan kładąc dłoń na chłodnym
materiale kołdry.
— Kyuubi sam
zaprzestał ataków, bo doszedł do wniosku, że to nie ja jestem bezpośrednio
przyczyną stanu Atari — oznajmiłem niechętnie. Nie chciałem by wszyscy o tym
nagle wiedzieli, by każdy zajmował się nią. Zamilkli. Naruto obserwował Sasuke,
który ze zmarszczonym czołem najwyraźniej obmyślał jakiś plan.
— Będziesz w
stanie sam wrócić do domu? — zapytał po chwili. Pokiwałem nieznacznie głową. —
W takim razie zostaw nam sprawę z Hokage. Idziemy — zwrócił się do Naruto
wstając raptownie z krzesła.
— Trzymaj się
— rzucił blondyn nim zamknął drzwi za sobą pozostawiając mnie w samotności.
Minęło kilkanaście minut i przyszedł lekarz
sprawdzając mój stan fizyczny, który po krótkich oględzinach określił mianem
dobry, informując mnie, że mogę opuścić szpital. Niestety jak się chwilę
później okazało to nie było znowu takie proste jak się wydaje. Hokage ciągnąc
swoje nagięte powątpiewania nakazała grupie ANBU doprowadzić mnie do
rezydencji, z której mam się nie ruszać póki nie zostanie oficjalnie wygłoszony
werdykt w sprawie mojej domniemanej zdrady. Miałem to wszystko w głębokim
poważaniu toteż nawet nie zaprzątałem sobie tym głowy.
Leżąc na łóżku oglądałem przyciemniony sufit przez
zaciągnięte zasłony i rozmyślałem. Nie mogę pojąć jak do tego w ogóle doszło.
Przecież to nie możliwe żebym pomylił Keiko z Atari, to dwie zupełnie różne
dziewczyny, zaczynając od włosów a na charakterze kończąc. Wzięcie jednej za
drugą jest rzeczą wręcz niemającą prawa bytu, a jednak mnie się to udało. Jak?
Nie mam bladego pojęcia. Doskonale widziałem idącą Atari, jej białe włosy,
słoneczne okulary nawet strój był taki, jaki przeważnie nosiła, wszystko
pasowało. A może, a może to jednak moja wina? Istnieje prawdopodobieństwo, że
pragnienie już ujrzenia dziewczyny spowodowało to, że wziąłem za ukochaną
pierwszą osobę, jaką zobaczyłem. Ta zamiana była tylko projekcją chorego z
tęsknoty umysłu. Straciłem ją przez zwykłą głupotę.
Przewróciłem się na bok zwijając w kłębek. Czułem
ból w lewej piersi, tysiące igieł wbijających się w nie, żelazną dłoń, która
zaciska się na sercu miażdżąc je. Do końca świadomość tego co się wydarzyło nie
docierała do mnie, tak jakby umysł odrzucał tą informację, nie akceptując jej.
Skuliłem się bardziej mając wrażenie przenikliwego chłodu odczuwalnego tylko
przez mnie. I niestety przywoływane wspomnienia uśmiechniętej twarzy
białowłosej, nieopisanego szczęścia w momencie tulenia jej, tego przyjemnego
uczucia, które pojawiało się, gdy wypowiadała moje imię czy rozkoszy płynącej z
kosztowania słodyczy warg, nie pomagało. Do tej pory przepędzało zimno
samotności zalewając ciało falami ciepła, teraz nie chce zapalić chociażby
maleńkiej świeczki, nad którą mógłbym się spróbować ogrzać. To powodowało, że
czułem jakby temperatura była jeszcze niższa.
*
Od powrotu nie ruszałam się praktycznie z miejsca.
Odmawiałam posiłków, kąpieli, rozmów, treningów, leżałam pogrążona w kompletnej
depresji. Postanowiłam zrobić to, co zawsze mi wychodziło a co powinno mieć
miejsce dawno temu, ucieczka. Chciałam uciec od tego, co było między nami, do
wspomnień i głupich obrazów, które nieustannie przesuwały się przed oczami.
Jedynym sposobem, aby tego dokonać jest zerwanie wszelkich więzi, co akurat
jest dość trudne do wykonania biorąc pod uwagę fakt jak bardzo byliśmy ze sobą
blisko. Jednak postanowiłam, że bez względu na koszty dokonam tego. I takim
sposobem każdą noc spędzałam wijąc się z bólu spowodowanym zrywaniem więzi.
Wydawało mi się to jeszcze gorsze niż rozłąka podczas rozpadu Juubiego, lecz
mimo tego ciągnęłam to dalej. Nie przeszkadzał mi fakt doprowadzenia organizmu
na skraj wytrzymania, czy tego, że ciało nie potrafiło znieść kolejnych boli,
które przeszywały mnie każdego dnia, niemalże w każdej godzinie. Słabłam coraz
bardziej, lecz nic nie było mnie w stanie powstrzymać. Za wszelką cenę chciałam
zerwać to co wytworzyło się między nami, wymazać Itachiego z życia.
*
Dni mijały a mój stan mocno się pogorszył. Hokage na
razie żadnych poważnych kroków nie podjęła, zostałem jedynie zawieszony w
prawach shinobi na czas nieokreślony. Wygląda na to, że interwencja Sasuke i
Naruto dały pozytywny wynik. Brat twierdzi, że Starszyzna nie poparła decyzji
Tsunade o ogłoszeniu mnie zdrajcą godząc się jedynie na chwilowe wyłączenie z
misji. W sumie to mi to naprawdę obojętnie a wolne dość przydatne, gdyż nie
byłbym w stanie wykonywać nawet najłatwiejszego zadania. Z dnia na dzień zaczął
się koszmar. O ile na początku umysł nie chciał przyjąć utraty Atari za fakt to
teraz robi to ze zdwojoną siłą. Obrazy szczęśliwe spędzonych z nią dni
przeplatając się z wizjami tego jak mogła być traktowana przez przodków,
obawami o stosunek Tobiego do niej oraz o widok bólu w czerwonych oczach, z
których kapały łzy. To wszystko tworzyło wybuchową mieszankę. Nie byłem w
stanie niczego zrobić, dosłownie. Mięśnie niezdolne do skurczów powodowały
beznamiętnie zwisające ręce z brakiem możliwości utrzymania w dłoniach czegokolwiek.
Nogi ledwo powłóczyły się, szurając po podłodze fundując mi upadki ze schodów
ilekroć schodziłem na dół do kuchni. Szczęki z trudem przeżywały nawet
najmiększe kęsy doprowadzając do znacznego wychudzenia ciała. Jedyne, co
robiłem i potrafiłem to leżeć na łóżku. Sen przychodził z trudem nie dając
ukojenia, pokazując tylko coraz to śmielsze obrazy.
Po pokoju rozległ się mój przeraźliwy krzyk, znów.
Czułem się tak jakby ktoś starał się przekroić mi duszę na pół tępym nożem. To
było tak realne, rzeczywiste, że mogłem wyczuć każdy ruch narzędzia, które z
dziwną determinacją i zawziętością dokonywało masakry, tak bolesnej, że nie
umiałem jej opisać. Nie można było porównać do niczego znanego, operacja na
otwartym sercu bez narkozy jest przy tym niczym ugryzienie komara.
Jęczałem zwijając się w agoniach bólu, miotając się
po łóżku jak opętana ofiara w filmach o egzorcyzmach.
— Itachi! —
krzyk Sasuke wpadającego do pokoju. — Ocknij się! — Potrząsał mną starając się
wybudzić. Z boku to wyglądało jak zły sen, jednak to nie to. Ja już nie spałem,
doskonale o tym widziałem, lecz nie umiałem otworzyć oczu, tak jakby ktoś je na
chwile skleił.
— Przyniosę
kawy — rzucił Naruto wybiegając z pokoju. Od mojego powrotu ze szpitala
zamieszkał z Sasuke w pokoju o bok, chcąc tym samym udowodnić moją niewinność.
— Proszę — rzucił wlatując do pomieszczenia z kilkoma łykami zimnej substancji.
Wymyślili sobie, że to mi pomaga.
— Pij —
rozkazał. Wraz z blondynem przytrzymali mnie bym nie wiercił się i wlali kawę
do rozwartych od krzyku ust powodując niemalże dławienie się płynem.
— Udało się?
— zmartwiony głos Uzumakiego zawsze o to samo pytał. Podniosłem powieki
spoglądając na zlęknione oblicze brata, które teraz przybierało wyraz ulgi a
gdy kiwnął głową owe uczucie pojawiało się również na twarzy blondyna. Odkryłem
jakiś czas temu, że to nie kawa mnie uspakaja, lecz dotyk Naruto. Nie rozumiem,
dlaczego, ale tak jest a przez jego związek z Sasuke milczałem uznając wyższość
czarnego płynu. Chociaż domyślam się, że może to być zasługa Kyuubiego.
— Itachi —
szepnął przyglądają mi się. Wiem, że chce wiedzieć co się ze mną dzieje,
jednak… Jak mam mu to wyjaśnić, skoro sam nie wiem. W odpowiedzi tylko
przewróciłem się na drugi bok okrywając zwinięte ciało kołdrą. Ciche westchnienie,
które zawsze następowało tuż przed wyjściem z pokoju. — Postaraj się nie myśleć
o tym — szepnął gasząc światło.
— Może
przynieść ci ciepłej kawy? — proponował blondyn, mimo iż za każdym razem słyszy
te same ciche „nie”, po czym nastała kompletna ciemność spowodowana zamknięciem
drzwi. Ta scena powtarza się co noc, czasami nawet dwa razy, przyprawiając
Sasuke o stres i niszcząc błogi spokój w relacjach z Naruto, który również
martwi się tymi wydarzeniami.
Lubiłem przebywać w przestrzeni moich myśli. Będąc
tam miałem odrobinę większą władzę nad obrazami, które pojawiały się. Dlatego
siedziałem w pustym, dużym pokoju gdzie wokół mnie wirowały ekrany z
wydarzeniami z udziałem Atari, tych niedawnych jak i odległych, a ja tkwiłem
pośrodku tego nie zwracając uwagi na otoczenia tuląc wręcz desperacjo iluzję
dziewczyny.
— Żałosny
jesteś, wiesz? — Spokój zakłócił mi donośny, lekko zachrypnięty męski głos.
— Nie
obchodzi mnie to — mruknąłem nawet nie podnosząc wzroku na intruza. Domyślam
się, kto mnie odwiedził mimo tego, że miał trochę inną barwię dźwięku.
— Wiem, co
powoduje twoje ataki. — Zaintrygował mnie tym, więc pozwoliłem na rozmazanie
się iluzji białowłosej podnosząc wzrok. Jednak nie spodziewałem się ujrzeć
czegoś takiego. Przy drzwiach, opierając się o framugę stał wysoki mężczyzna
ubrany w jedwabne, drogie, czerwonobiałe kimono oraz posiadał długie aż za
pośladki, proste ciemnoczerwone włosy. Jedynie po wyglądzie oczu i fakcie
posiadanie lisich uszy i dziewięciu ogonów domyśliłem się, że to Kyuubi, tyle,
że w bardziej ludzkiej postaci.
— To mój
prawdziwy wygląd — rzekł najwyraźniej odgadując moje myśli. — Tylko reszta o
tym wie.
— To czemu
mnie przypadł ten zaszczyt? — zapytałem niezbyt przekonany, co do dobrych
intencji demona.
— Mogłem tego
dokonać poprzez to, że zdobyłem twoją krew. — Zmarszczyłem brwi. — Wówczas, gdy
odwiedziłeś mnie tuż po… nazwijmy to małym ataku. Jeden z ogonów drasnął cię,
pewnie nawet nie zauważyłeś. — Prawda, niczego takiego nie zarejestrowałem.
Jednak dziwił mnie fakt, że pokazał mi się tak. Wygląda na to, że nawet Naruto
go w takim stanie nie widział, więc czemu ja?
— Po co
przyszedłeś? — zapytałem chcąc dowiedzieć się, jakie ma intencje. — Przecież
mogłeś poprosić Naruto o takie spotkanie lub przejąć kontrolę i zainicjować je.
Po co się tak trudziłeś?
— Tylko
poprzez te trudzenie się mogłem pokazać się w prawdziwej postaci.
— To takie
ważne?
— Po części.
— Umilkł zwracając wzrok na ekrany ze wspomnieniami. Pstryknąłem palcami
unieruchamiając je, by nie widział zbyt wiele.
— Czego
chcesz? — mruknąłem lekko podirytowany jego obecnością, która boleśnie
przypomina o stracie Atari.
— Wiem skąd u
ciebie te ataki — odparł dopiero po chwili milczenia.
— Słucham —
ponagliłem.
— Jest pewne
podanie mówiące o tym, że czerwona nić łączy ludzi, których przeznaczeniem było
się spotkać. — Zacisnąłem pięści, nie chcąc by widok tamtej sytuacji się
pojawił, lecz na próżny, gdyż wzrok padł na czerwoną mulinę zawiązaną wokół
nadgarstka. Wspomnienie wróciło. — To nie do końca prawda — rzekł pozwalając
bym powrócił z odmętów przeszłości i skupił się na jego słowach. — Nie wiem na
ile działa tu te przeznaczenie, ale na pewno owe podanie ma zastosowanie
podczas wiązania paktu. I nie koniecznie tego głównego, jednodobowy również się
liczy. Podczas mówienie przez Atari formułki między nią o daną osobą pojawia
się taka nić, oczywiście mówię o sferze nie materialnej. Jeżeli powstaną
jakiekolwiek pozytywne uczucia między nimi to nić się wzmocni, będzie nabierała
na sile, jeśli nie, to rozpadnie się pod wpływem autorozkładu, gdyż nie będzie
niczego, co by mogło dać jej prawo do istnienia. Jednak jest możliwość zerwanie
owego połączenia, jest to niebywale trudne i ogromnie bolesne, nie tylko dla
ciebie.
— Jeśli to
tak boli dlaczego się tego podejmuje? — Tego w niej nie rozumiałem, nawet jeśli
coś sprawiało jej wiele cierpienie to nie rezygnowała z tego.
— To Atari,
jej odruch ucieczki jest silniejszy niż wszystko inne. Chciałbym abyś to jakoś
przetrzymał.
— Dlaczego?
— Jesteś
jedyną osobą, dzięki której ona zapanowała nad tym odruchem i która byłaby w
stanie jej pomóc.
— Skoro tak
bardzo ci na niej zależ to, czemu nie ty jej pomożesz?
— Przez nasze
rozstanie, podczas którego posunęliśmy się za daleko i w czynach i w słowach
nie ma możliwości by odbudować to co nas łączyło. Chociaż dzięki temu jest
pewność, że Juubi nigdy nie powstanie. — Uśmiechnął się gorzko.
— My również
się rozstaliśmy — przypomniałem spoglądając na jedno ze wspomnień gdzie
zatrzymana projekcja przedstawiała uśmiechniętą, roześmianą białowłosą.
— Nadal masz
na nią wpływ, uwierz mi. — Otworzyłem usta chcąc zaprzeczyć, ale ostatecznie
westchnąłem przenosząc wzrok na niego. Wydawał się być zupełnie kimś innym i
niebywale troszczył się o Atari. Ciekawe jak bardzo byli blisko ze sobą? Czy
Juubi polegał na czymś podobnym do jinjuurikiego? Czy też powiązanie miało inny
charakter?
— Postaraj
się nie ulec pokusie zerwania więzi, dobrze ci radzę — oznajmił przybierając
nostalgiczny wyraz twarzy, czyżby on pozwolił na to, tracąc na zawsze kontakt z
nią? — Radzę — powtórzył znikając. Jeszcze przez chwilę obserwowałem puste
miejsce zastanawiając się, co tak dokładnie chciał mi powiedzieć.
*
Do pokoju wszedł Tobi, zaszczycają mnie swoją
obecnością, czego nie robił od dłuższego czasu. Stukot kroków i cisza, błoga
cisza niezmącona niczym. Odwróciłam się by spojrzeć na niego. Siedział
wyprostowany spoglądając w stronę drzwi z twarzą wiecznie zakrytą przez maskę.
Teraz inną niż ta, do której przywykłam, mimo iż ta obecna mnie mniej drażni
niż poprzednia. Mimo tego, że raczej powinien mnie martwić fakt wczepienia
sobie rineganna. W czasie starcia, do którego dojdzie prędzej czy później mogą
wyniknąć pewne komplikacje i nagle jego szybka śmierć nie będzie tak oczywista.
Musiał wyczuć wzrok na sobie, bo spojrzał na mnie.
Dziwnie się spogląda w rinnegan, którego widywało się tylko patrząc w lustro. Z
resztą mam dziwne wrażenie jakby jego był inny, bardziej dzikszy niż miał Pain.
Podniosłam wzrok wyżej napotykając na wysokości czoła pustą łeskę sharinagana
gdzie powinno znajdować się połączenie tych dwóch tak potężnych doujutsu w
jedną całość, oczy Juubiego.
— Tobi. —
Zwęził źrenice, nie lubił gdy tak się do niego zwracałam. Przez większość
pobytu tutaj starał się wyperswadować mi to imię z głowy, z marnym rezultatem.
— Czego oczekujesz ode mnie?
— Lojalności
— odpowiedział po chwili zastanowienia. Uśmiechnęłam się nikło. Oczy zakryte
mgłą wyczerpania, ciało niezdolne do większego wysiłku a umysł do chłodnych
analiz, to wszystko popchnęło mnie do dziwnego czynu.
— Nie
opuścisz mnie? — Spojrzał na mnie delikatnie gładząc policzek.
— Oczywiście,
że nie, jesteś mi zbyt potrzebna.
Uniosłam kąciku ust. Więcej nie potrzebuję, to mi
wystarczy, bycie komuś do czegoś niezbędna. Dzięki temu mogłam poczuć się jak
za dawnych czasów, znów egzystować na poziomie przedmiotu potrzebnego do
osiągnięcia celu właściciela. To dawało mi pewny spokój i bezpieczeństwo,
którego tak bardzo teraz potrzebowałam. Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie,
głupie pragnienie zastąpienia tego co było czymś nowym popchnęło do
ostateczności.
— Dostaniesz
to czego chcesz — mruknęłam podnosząc się lekko by wtulić się w tors
czarnowłosego. Płynnym ruchem zerwałam czerwoną mulinę obwiązaną wokół kostki,
po czym zawiązałam ją na małym palcu Tobiego a następnie na swoim. Dałam mu
tego, czego pragnął, paktu, którego słowa obecnie półszeptem wypowiadałam. Coś
we mnie mówiło mi, że to złe posunięcie, ale zagłuszyłam ten głos. Wystarczało
mi to, że mnie chce, potrzebuje i przez to nie porzuci, tyle potrzebowałam na
stan obecny, głupiego zapewnienia stałości.
Ledwo co zaczęło im się tak idealnie układać a już koniec.... Szczerze powiedziawszy Atari zachowała się jak rozkapryszony dzieciak, uciekła, mogła chociaz jakoś spróbowac to z Itachim wytłumaczyć, a tu wzięła się za pakt z Tobim .. Dziewcze nie wie co czyni! Niech im jakaś nieludzka moc przeszkodzi ! Oby się wszystko dobrze potoczyło ;) Ten starszy Uchiha sobie na za dużo pozwala :x Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJest późno,ledwo siedze na tym głupim fotelu,ale to przecież u mnie normalne,że jak dodasz notki (a ja miałam 2 do nadrobienia) to muszę od deski do deski je przeczytać xD.
OdpowiedzUsuńNa początek wielkie GOMEN za to,że nie komentowałam i zaniedbałam to wszystko. Straciłam bliską mi osobę,przez co podłamałam się nieco. Potrzebowałam tego czasu,żeby sobie wszystko poukładać,z powrotem stanąć na nogi :) .
Co do notek : uwielbiam sceny +18 ,więc zaintrygowała mnie poprzednia notka xD. Oczywiście myślałam,że już wszystko będzie pięknie,ładnie,a tutaj bum ! xd. Wszystko się pomieszało,Atari się wkurzyła,odeszła,Itachi się załamał,Kyuubi chciał go zabić, tamta z Tobim pakt,to tamto xd. Chociaż jak dla mnie - to dobrze . Zwroty akcji powodują,że jeszcze bardziej chce się czytać Twoje opowiadanie i...czeka się na więcej ! ^^
Czekam na nn ! ^^
xoxo,Shana :*
Och, miałam nadzieję, że sprawy między Atari i Itachi'm się ułożą, będą razem szczęśliwi, a tu zupełne zaskoczenie - wszystko się zawaliło. Szkoda, że dziewczyna uciekła i nie wysłuchała wyjaśnień Uchihy. Chłopak jest niewinny, a jej odejście wywołało ogromną ilość bólu u obydwu partnerów. Pakt z Tobim zupełnie mnie zaskoczył - nie spodziewałam się, że Atari posunie się do takiego czynu. Ciekawi mnie, jak dalej potoczą się ich losy i jestem szczerze zaintrygowana zachowaniem Kyuubiego - szczerze troszczy się o dziewczynę. Mam nadzieję, że relacje między Atari i Itachi'm się naprawią. Lecę do następnego wpisu - aż nie mogę się doczekać rozwikłania tej sprawy :)
OdpowiedzUsuń