piątek, 28 lutego 2014

29. Trzeba umieć wierzyć

Powrót był strasznie męczący, gdyż przez zatrzymanie się dłużej w Konoha zmuszona byłam biec do kryjówki oraz przystanąć by pozbyć się zakupionej bluzki. Następne dni mijały spokojnie, Tobi o nic się nie czepiał gdyż przesiadywał całe dnie w swoim gabinecie. Kabuto przestał przeczesywać księgi co mnie zaniepokoiło i wrócił do maltretowania martwych ciał. Doby leciały a ja ciągle rozmyślałam o tym jak się stąd wyrwać na spotkanie z Itachim. Szczerze mówiąc zaczynało mi brakować ciepła, które mi zapewniał. Aż nagle, niespodziewanie Tobi zlecił mi misję. Byłam w szoku. Kazał spotkać się osobiście ze szpiegiem, gdyż przypuszcza, że ten bawi się w podwójnego agenta sprzedając mu nieaktualne dane. Miejscem docelowym była wieś w Kraju Herbaty. Miałam sprawdzić czy podejrzenia Tobiego są poprawne. Starając nie zdradzić radości błyskawicznie opuściłam kryjówkę a gdy tylko oddaliłam się na odpowiednią odległość zawiadomiłam Itachiego o możliwości spotkania podając konkrety.

Podróż była szybka, gdyż pragnąc znaleźć się już na miejscu użyłam trybu shinobi wybierając nadziemną metodę poruszania się po gałęziach. Tak sposobem byłam dzień przed podanym dniem na miejscu. Pierwsze co zrobiłam to skonstatowałam się ze szpiegiem pragnąc to zakończyć. Mężczyzna faktycznie zachowywał się dość… po zachowaniu można było wyczuć nutę fałszu, toteż nie patyczkując się przeskanowałam mu umysł dzięki rinneganowi. Okazał się, że przypuszczenia Tobiego były prawdą. Koleś miał dwie maski, udawał szpiegowanie swojego kraju podając nam niezbyt konkretne i właściwe informacja a starał się jak najwięcej wyciągnąć by przekazać swojemu przełożonemu. Jednak czarnowłosy głupi nie jest zgrabnie wciskał mężczyźnie, że pracuje dla organizacji, która przejęła laboratoria po Orochimaru a jej lider stara się uzyskać pozycję wężowatego. Idiota kupił to. Z niedowierzeniem ludzkiej naiwności potwierdziłam ten blef odbierając od niego dane i żegnając się. Śledzony szpieg szybko opuścił wioskę udając się do przełożonego, którego poinformował o zakończonym spotkaniu. Takim sposobem jeszcze przed wieczorem miałam oficjalny cel wizyty spełniony. Na więcej sił nie miałam, toteż okradając po drodze kilku bogaczy udałam się na chwilę relaksu przy obiedzie z kubkiem parującej herbaty i słodkim ciastkiem, po czym wynajęłam pokój w hotelu udając się na spoczynek oraz porządną kąpiel.

Ranek zaczęłam od skrytykowania swojego ubioru. Płaszcz ze znakiem klanu już przy wejściu do wioski schowałam w torbie, lecz co począć z podkoszulkiem Tobiego. Nie wydaje mi się, aby Itachi był zachwycony tym, że noszę jego rzeczy. Po krótkim namyśle i przeliczeniu pieniędzy postanowiłam wybrać się na zakupy. W końcu przewidywałam zostanie tu przez kilka dni, ubrania na zmianę przydadzą się. Wyjątkowo nie musiałam się spieszyć do kryjówki gdyż łaskawie zostało wydana mi możliwość zrelaksowania się w tej uzdrowiskowej mieścinie, która słynie z alei gorących źródeł i salonów Spa w większej ilości niż niejedno duże miasto. Byłam niebywale zaskoczona taką decyzją Tobiego, chociaż wydaje mi się, że chciał się mnie pozbyć na pewien czas. Powód, nieznany. Mogę się jedynie domyśleć, że dotyczy on przygotowań do wojny, które po ostatnim powrocie wzmogły się, co zakomunikował mi sam mężczyzna „Trzy tygodnie”, tak powiedział. Ciekawe jak to będzie wyglądać oraz jakie stanowisko ku temu zajmą wyzwane kraje i czy będę zmuszona stanąć naprzeciw Itachiego?
Nie znoszę zakupów i tych namolnych ekspedientek, które jęczą żeś prześliczna oraz starają się ciebie ubrać modnie, czyli w szmatki, które ledwo zasłaniają strategiczne punkty, bo jako ładna i młoda to powinnaś biegać w przeciągach. W końcu udało mi się zakupić coś, w czym nie wyglądam jakbym przestała całą noc pod latarnią. Ledwo zdążyłam się w to przebrać a wybiła godzina spotkania. Poprawiłam okulary na nosie i opuściłam publiczną toaletę z ciążącą torbą wypchaną ubraniami.
Po prostu nie umiem się nie skradać, więc ostrożnie zbliżyłam się do umówionego miejsca obserwując plac z ukrycia, czyli w tym wypadku była to tekturowa reklama oferująca usługi masażystek. Szybko wypatrzyłam w tłumie długowłosego bruneta, który rozglądał się i nerwowo przewracał w ręce, kwiatek? Zmarszczyłam brwi, dobrze widziałam, trzymał dużą rozwiniętą czerwoną różę. Wygląda na to, że poważnie podchodzi do spotkania klasyfikując je do rangi randki. Szczerze mówiąc nie podobało mi się to i miałam ochotę przez chwilę, krótki moment dać nogę, jednak zostałam. Wiedziałam, że uczucie bliskości czarnowłosego rekompensuje wszelkie straty, więc biorąc głęboki wdech wyszła za reklamy robiąc niepewne korki w stronę Uchihy. Z daleka mnie rozpoznał, nie dziwię się białe włosy dość znacząco się wyróżniają.

*

Podszedłem do niej rady, że możemy wreszcie się zobaczyć. Minął ponad tydzień od chwili, gdy opuściła Konohę, dziesięć dni katorgi i tęsknoty.
 — Dobrze cię widzieć — rzekłem zatrzymując się przed nią.
 — Nawzajem — wybełtała odbierając prezent. Piękną krwistoczerwoną różę, która i tak nie ma, co się równać z czerwienią jej oczu, tak hipnotyzujących, których niestety dane mi będzie oglądać. Dopiero wieczorem Atari zdejmie okulary w czterech ścianach hotelowego pokoju. — Nie przy ludziach — warknęła, gdy pochyliłem się chcąc ukraść całusa. Skrzywiłem się prostując, nie kryjąc niezadowolenia. — Co robisz?! — krzyknęła gdy złapałem ją za rękę i pociągnąłem ruszając bardzo szybkim marszem, który prawie, że przerodził się w trucht. Dziewczyna starała się wyszarpnąć nadgarstek, lecz gdy zorientowała się, że nie puszczę tak łatwo pozostała przy próbach nadążenia. Z daleka już widziałem cel podróży, czyli wąski, ciemny zaułek służący za tylne wejście do jednego z licznych sklepów. Gwałtownie skręciłem tam, obracając Atari tak by jej plecy wylądowały na ceglanej ścianie, po czym łapczywie wtopiłem się w te ukochane wargi. Tu już nie może narzekać na ludzi, nikogo nie ma. Cichem bum zakomunikowało, że torba zsunęła się z ramienia lądując na ziemi a chwilę później w jej ślad poszedł trzymany kwiat gdyż dłonie powędrowały na kark powodując przyjemne dreszcze. Również w krótkim momencie między pocałunkami, który z powodu braku tchu musiał nastąpić zdjąłem jej te cholerne okulary, których szczerze nie znoszę.

 — Tęskniłem — wyszeptałem tonąc w szkarłacie pięknych i niebezpiecznych oczu, starając się unormować akcję serca.
 — To widać — mruknęła uśmiechając się, uroczo wówczas wyglądała. Przytuliła się wtulając głowę w zagłębienie szyi. — Coś się tak wyperfumował? — zaśmiała się powodując u mnie delikatny róż. Prawda była taka, że starałem się wyglądać tego dnia odpowiednio. — Podoba mi się ten zapach — szepnęła wysuwając delikatnie język i tworząc króciutką, mokrą stróżkę. Odruchowo rozszerzyły się źrenice a podświadomość zapragnęła kolejnych pieszczot, które zostały zatrzymane przez niemy gest dłoni na klatce piersiowej informujący, że trzeba by było ruszyć się stąd. Odsunąłem się podnosząc różę oraz te nieszczęsne szkła, które szybko wsunęła na nos.
 — To, co robimy? — zapytałem wychodząc z zatęchłego zakamarka starając się wtopić w przechodzący tłum.
 — Wybacz, ale nie powinniśmy się pokazywać razem. Może nas ktoś zobaczyć, donieść Tobiemu — mówiła tak cicho, że prawie szeptała ostrożnie dobierając słowa. Przystanąłem marszcząc brwi, nie podobało mi się to.
 — Co masz na myśli?
 — Zróbmy zapasy żywności i chodźmy do hotelu.
Uśmiechnąłem się, ten pomysł mi odpowiadał, więc dziarskim krokiem ruszyliśmy na poszukiwania sklepu.

 — Jesteś pewna, że cały czas chcesz siedzieć tutaj? — zapytałem odkładając torby na ławę stojącą naprzeciw łóżka.
 — Innego wyboru nie mam. — Wzruszyła ramionami również pozbywając się zbędnych balastów. — Z resztą przywykłam do siedzenia w czterech ścianach.
 — Wiesz, raczej liczyłem na to, że będziemy chodzić po okolicy. — Naprawdę to zbytnio nie wiedziałem co moglibyśmy robić przez trzy noce w jednym, niedużym pokoju. Planowałem odrobinę romantyzmu, obiad w restauracji, nocne spacerki czy wyprawę do gorących źródeł.
 — Wybacz — mruknęła, choć nie wyczułem w jej głosie krztyny skruchy. — Jeśli bardzo będziesz chciał, ewentualnie można by zaplanować jakiś wyskok. Tylko przypuszczam, że do tego potrzebna by była jakaś peruka, bo biel włosów dość mocno rzuca się w oczy.
 — Jeszcze peruka — jęknąłem zawiedziony. Wystarczy mi, że skrywa pół twarzy pod tymi okularami, nie chcę by teraz przez zmianę koloru włosów wyglądała jak nie ona.
 — Środki ostrożności — rzuciła zasłaniając okno. — Gdyby ten wypad był z miesiąc temu to nie byłoby aż takiego zabezpieczenia — dodała zsuwając ciemne oprawki, które wylądowały koło zakupów.
 — Dlaczego?
 — Tobi jest teraz bardziej czujny, gdyż szykuje coś wielkiego na rozpętanie wojny. Wolałabym, aby wierzył w moją lojalność zwłaszcza, że po akcji z atakiem na Konohę były problemy.
Westchnąłem. To jest właśnie ta jedna z niewielu rzeczy, które w Atari nie lubię, ta dziwna sprawa z Tobim. Doskonale wie, że chce obudzić Juubiego, że gotów jest robić dosłownie wszystko by osiągnąć sukces, a jednak trwa przy nim. Nie wydaje mi się, żeby nie widziała tego, że on ją wykorzystuje, bawi się traktując jak narzędzie, które odegra sporą rolę w zdobyciu celu. Nie podobało mi się to. Zwłaszcza, że mężczyzna jest nieprzewidywalny, potrafi nagle zmienić grę, której zasady myślałeś, że rozpracowałeś.
 — Dam sobie radę — rzekła w odpowiedzi na moje myśli kładąc dłoń na ramieniu. Wiem, jednak coś we mnie krzyczy, że należy ją chronić. Zdaje sobie sprawę z tego, że ona tylko wygląda jak krucha, drobna, delikatna istotka a tak naprawdę jest niebezpieczna, drapieżna i na tyle silna, aby przetrwać wszystko. W końcu przez tyle lat żyła wśród Uchiha. Mimo tego wszystkiego nie potrafię się o nią nie martwić, gdzieś w głębi obawiam się. Istnieje prawdopodobieństwo, które szepcze „Tobi jest lepszy aktorem niż ci się wydaje” i próbuje kiełkować ziarenko niepewności, czy Atari aby na pewno umie rozszyfrować jego machinacje. To dziwne uczucie bać się o kogoś. Niby zamartwiałem się o Sasuke, jednak ciągle coś we mnie krzyczało „da rade”. Niestety tutaj jest zupełnie inaczej, mimo iż sytuacja wygląda na spokojną, bo w końcu dziewczyna ma naprawdę potężną moc to czuję poważny niepokój.
 — Wszystko z tobą w porządku? — zapytała sprowadzając umysł do rzeczywistości zamkniętej w tych czterech ścianach hotelowego pokoju. Uśmiechnąłem się nikło starając wyzbyć niekomfortowych myśli. — To, co chcesz na obiad? — dodała po chwili przyglądania mi się. Akurat byłem rad, że zignorowała sytuację nie wypytując o stan umysłu, który powolutku układał się w spokój. Obecnie powinienem się skupić tylko na bliskości, która została mi dana na te kilka dni. Nacieszyć się nią póki mogę, nim zniknie w zakamarkach świata wracając do niego, osoby, której nazwanie obłudnikiem byłoby czystym niedomówieniem.
 — Cokolwiek — rzuciłem orientując się, że oczekuje odpowiedzi. Kiwnęła głową przeszukując zakupione produkty. Stałem przyglądają się jej. Białe włosy kaskadami spadały na plecy, ramiona oraz twarz. Ich kolor był taki nienaturalny, bielszy niż śnieg. Gdyby zamknąć perspektywę tylko na nie to obraz byłby pustą, niekończącą się kartką, na której nie ma ani jednego maźnięcia, śladu bytności kogokolwiek lub czegokolwiek. To one przykuwały uwagę, kazały zainteresować się mijaną osobą. Jednak reszta również była w stanie przyciągnąć wzrok przechodniów. Ubrana w spodenki do kolana i przylegający top prezentowała wręcz idealną figurę bez chociażby miligrama zbędnego tłuszczu. Jak się tak dłużej przyglądam to mam wrażenie, że została wyrzeźbiona przez Sasoriego. Te proste, subtelne linie, doskonałe proporcje, długie, szczupłe palce, które mimo ciągłych walki rzadko dzierżą broń. A wśród tego coś co powodowało dreszcze, kazało nie zbliżać się, trzymać z daleka, nuta demoniczności pojawiające się w starcu z przeciwnikami. To wszystko odpychało każdego, tylko mnie w dziwny sposób przyciągało. Zachęcało do odkrycia tajemnicy, dowiedzenia się prawdy.
Podszedłem obejmując od tyły, zatapiając twarz w zagłębieniu szyi wzdychając tą cudowną woń ciemności.
 — Itachi — szepnęła powodując, że odruchowo zacisnąłem uścisk. — Na pewno wszystko w porządku? — Gdy nie odpowiedziałem odwróciła się kładąc dłonie na policzkach tak by móc patrzeć w oczy. Oczy, tak czerwone jakby w jednej misie zebrać krew wszystkich ludzi świata. Czarne kręgi dodawały tylko głębi powodując, że za każdym razem traciłem kontakt z rzeczywistością do tego stopnia, że byłby w stanie po prostu najnormalniej w świecie odpłynąć.
 — Co się dzieje? — Zabrałem jej dłonie z twarzy i delikatnie pocałowałem. Krótkie muśnięcie warg na niewypowiedziane „nic”. — Co się dzieje? — powtórzyła pytanie tylko stanowczej, gdy starałem się powrócić do normalnego stanu i zabrałem się za pomoc w przygotowaniu posiłku. Spojrzałem na nią, stała z założonymi rękami uważnie mi się przyglądając. — Itachi — niemalże warknęła. Odwróciłem się dotykają policzka, w spokojny geście głaskania.
 — Nic, po prostu cię kocham.
Westchnęła odwracając wzrok oraz odtrącając rękę. Minęła mnie łukiem, dużym, nienaturalnym łukiem.
 — To, co zjesz? — zapytała beznamiętnie przyciszonym głosem, w którym doszukałem się nuty żalu. Również westchnąłem cicho odwracając się i spoglądając na pasma bieli. Otwartą przestrzeń, kompletnej pustki.
Posiłek przebiegł w milczeniu i przy unikaniu nawzajem swojego wzorku, co powodowało, że atmosfera zrobiła się krępująca. Po zjedzeniu nadal w ciszy Atari wstała od krzesła zgasiła kinkiet oraz podeszła do okna odsłaniając zasłony, za którymi świat prezentował się już w ciemności. Biel włosów zszarzała, lecz oczy nadal wyróżniały się na ciemny tle otoczenia, mimo tego, że wyglądały na przygaszone.
Idiotyczna sytuacja, tak bardzo tęskniłem, tyle wyczekiwałem na to spotkania a teraz napięta atmosfera niszczy wszystko. Wiem, że Atari nie da mi się dotknąć, już to wyraźnie zakomunikowała odtrącając rękę i obchodzą łukiem. Paradoks, pragniemy swojej bliskości, ale jednocześnie nie umiemy pozwolić na nią.
Odwróciłem wzrok i cierpiętniczym gestem zabrałem się za sprzątanie z niewielkiego stolika. A w rzeczywistości składało się na to wyrzucenie pustych opakować do śmietnika oraz wstawienie kwiatka do tandetnego wazonika, który wchodził w skład wyposażenia pokoju.
 — Jesteś zła na mnie? — zapytałem kładąc przedmiot na stolik przy okazji przerywając niewypowiedzianą zmowę milczenia.
 — Dlaczego tak uważasz?
 — Ponieważ się do mnie nie odzywasz.
 — Ty również milczysz.
 — Coś się dzieje? — zapytałem, gdy nastała cisza a dziewczyna ani razu nie zaszczyciła mnie wzrokiem, ciągle obserwując pustkę za oknem.
 — Mogłabym cię o to samo zapytać.
 — Zdajesz sobie sprawę z tego, że możemy to tak ciągnąć aż do dnia twojego wyjazdu?
 — Wiem. — I nic więcej, znów pojawiło się milczenie. Podszedłem do niej stając w odpowiedniej odległości tak by móc widzieć odbijającą się twarz w szybie, ale i jednocześnie na tyle daleko, aby Atari nie zechciała mnie odtrącić.
 — Przecież możesz mi powiedzieć, co jest nie tak.
 — I właśnie w tym tkwi problem. — Poniosła wzrok by zobaczyć mój zaskoczony wyraz twarzy we szkle. Westchnęła krzywiąc się. — Oczekujesz ode mnie, bym mówiła ci wszystko a jednocześnie uważasz, że to ciebie nie dotyczy.
 — Czyli chcesz wiedzieć dlaczego tak dziwnie się zachowywałem gdy tu weszliśmy?
 — Jeśli chcesz przerwać tą sytuację to tak.
 — Nie chciałem powiedzieć, bo wiem, że to ci się nie spodoba. — Nie zareagowała, ale wiedziałem, że mam mówić dalej. — Boję się o ciebie.
 — Przecież mówiłam, że dam radę.
 — Tobi jest naprawdę niebezpieczny.
 — Ty po prostu mi nie wierzysz.
 — To nie prawda kochanie.
 — Nie mów tak do mnie. — Zabolało. — Powiedz, czego tak naprawdę się boisz? Zapewne zdajesz sobie sprawę, że w walce on ze mną szans nie ma, więc o co chodzi?
 — Przecież wiesz, że to nie jest przeciwnik, z którym można grać uczciwie, że on nie przestrzega zasad nawet tych, które sam tworzy.
 — Po prostu chcesz wiedzieć, dlaczego jestem z nim? Czy ty, aby nie jesteś zazdrosny?
 — Może można to tak nazwać — wybełkotałem odwracając wzrok. Po części miała rację. Paliło mnie to, że ona się go słucha, gra lojalną. Niekiedy złośliwe nocne chochliki szeptały „czy aby na pewno gra?” burząc spokój i siejąc ziarno niepokoju. — Powiesz mi? — dopytałem, gdy umilkła na dłużej. Westchnęła odwracając się.
 — Tak naprawdę to chciałabym to zachować dla siebie — oznajmiła odchodząc od okna i zapalając kinkiet.
 — Dlaczego nie chcesz mi tego powiedzieć? Skoro i tak znam prawdę — przypomniałem poprawiając zasłony. Niby okna wychodziły na pobliski las, ale i tak trzeba było zachować środki ostrożności.
 — Musisz to wiedzieć? — zapytała siadając na krześle zapatrzona w czerwień kwiatka.
 — Nie, ale chciałbym. Pragnę ci pomóc, ale nie mogę, jeśli nie podzielisz się swoimi problemami.
 — W tym wypadku nic nie wskórasz, albo zmierzę się z tym sama, albo to co było mnie zniszczy.
 — Atari — szepnąłem kładąc jej dłoń na ramieniu, mówiąc tym samym, że zawsze będę przy niej. Westchnęła, dają tym znak, że się poddaje. Szybko zasiadłem na przeciwległym krześle obserwując hipnotyzujące oczy, które zakryły się mgłą wspomnień.
 — Tobi podaje się za Madarę.
 — To kompletna bzdura, nie ma szans by nadal żył.
 — Wiem o tym, jednak. No właśnie jest pewien problem. Z Madarą byłam w dość bliskich stosunkach. Nie tylko był Yokim, ale… Jako pierwszy zobaczył we mnie coś innego niż narzędzie. Niestety wynikły pewne komplikacje. — Jej oczy stały się na tyle ciemne, że obecnie nie było czerwieni tylko przykurzone bordo. — W wyniku, czego pakt został zerwany a mężczyzna skazany na śmierć. Nie wiem, co się z nim działo, uciekł przed wyrokiem. Jednak pewna jestem, że nie mógł przeżyć do teraz i Tobi tylko blefuje. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach. Niektóre jego odruchy, zachowania, słowa bardzo przypominają Madary, wręcz są identyczne. Do tego posiada wiedzę, którą miał on. To tylko kilka drobiazgów, lecz istotne skąd je zna. Sugerowała, że może jakąś techniką Madara zamknął swoją wiedzę w czymś a potem Tobi to odnalazł, jednak to kompletny absurd, gdyż potrafi nie wiedzieć podstawowych rzeczy, które posiadał nie tylko Madara, ale każdy Yoki. Żeby zamknąć przeszłość muszę się dowiedzieć, kim on tak naprawdę jest i skąd posiada jego odruchu. Dlaczego zgodziłam się na taki stan rzeczy, granie tajnej broni do pokonania przeciwników w Wielkiej Wojnie.
 — Ty-ty nadal go kochasz? — Poczułem dziwne ukucie w klatce piersiowej, to bolało, myśl, że jej serce należy do kogoś innego.
 — Szczerze mówiąc nigdy nie kochałam Madary. — Dopiero teraz przeniosła wzrok z róży na mnie.
 — Jak to? Przecież sama mówiłaś, że nie tylko był Yokim.
 — To on to czuł nie ja. Byliśmy parą, bo on tego chciał. Nie zaprzeczałam, bo był świetnym Yokim i to było miłe być inaczej traktowana niż do tej pory, ale nie wzbudzał takiego uczucia, o jakim ty myślisz.
 — Ze mną też jesteś tylko, dlatego że ja tego chce? — zapytałem nie bardzo pewny czy chcę znać odpowiedź, jednak musiałem rozwiać pojawiające się wątpliwości.
 — Oczywiście, że nie.
 — Skąd mogę mieć pewność?
 — Teraz to mnie ranisz — rzekła wstając. — Nie wystarczą ci moje słowa? — zapytała grzebiąc w swojej torbie w poszukiwaniu jak mniemam ubrania na zmianę. — Na takiej samej zasadzie ja również mogę ciebie zapytać czy twoje słowa są szczere, czy aby przypadkiem nie chcesz omamić by wykorzystać do swoich celów — oznajmiła prostując się i mierząc chłodnym wzrokiem. Zabolało, dając przypomnienie, że nie ma czegoś takiego jak dowód miłości, że trzeba ufać. A my chyba nie potrafimy tego. Obdarzyć drugą osobą aż tak dużym zaufaniem. Uwierzyć w prawdziwość jej słów, bez doszukiwania się wiecznie podtekstów, manipulacji, kłamstw.
 — Cisza jest aż nadto wymowna — rzuciła biorąc przygotowane rzeczy i znikając za drzwiami łazienki. Schowałem twarz w dłoniach. Nie tak miały wyglądać chwile spędzone razem, ten tak upragniony wspólny czas.

*

Usiadłam na dnie wanny podkulając nogi. Wiedziałam, że tak będzie, klątwy cofnąć się nie da, dzięki pierwszemu z Uchihów. Ranie każdego, kto się do mnie zbliży, bez względu czy wróg czy przyjaciel. Wszędzie gdzie się pojawię zostawiam tylko ból i rany nie do zaleczenia. Jestem zbyt słaba, uległam błogiemu uczuciu bezpieczeństwa i ciepła, iluzji, że będzie mi w stanie pomóc, zapominając o realiach. Itachi się już wystarczająco nacierpiał, nie potrzebuje więcej bólu. Ja sobie poradzę, dla mnie to chleb powszedni. Lecz czy to nie zostawi w jego sercu kolejnej wyrwy? Sama już nie wiem co robić?

 — Tylko nie próbuj uciekać — rzekł zatrzymując w drzwiach jak wychodziłam z łazienki. Aż taka jestem przewidywalna? — Przeszłości wymazać nie można, a strach o ukochaną osobę jest czymś normalnym, ale to nie powody by ranić się. Spróbujmy się cieszyć tym, że możemy być razem bez zamartwiania się o jutro, dobrze? Ja, ja, nie wiem jak z tobą, ale ty… bez ciebie nie umiem już żyć.
 — Ja również — szepnęłam wtulając się. Postaram się zrobić wszystko, żeby go tylko nie ranić.


Obudziłam się wtulona w mężczyznę, a jego harmoniczny oddech informował o śnie. Przyjrzałam mu się. Wyglądał na osobę zmęczoną codziennymi troskami można by było nawet zasugerować użycia sformułowania zmęczoną życiem. Rozpuszczone włosy kontrastowały z bielą poduszki oraz jasnością karnacji. Twarz nie zdobił żaden grymas najmniejsza skurcz mięśni, tylko, chciałoby się powiedzieć spokój, lecz jego tu raczej nie ma. Ciemne kreski pod oczami pogłębiają wrażenie, że Itachi jest wiecznie czymś zmęczony, zasmucony. Odwróciłam się stawiając bose stopy na drewnianej podłodze. Mam dziwne wrażenie, że to ja jestem sprawcą tego niepokoju, przyczyną, przez którą nie może zaznać równowagi, chwili wytchnienia. W takim razie obecnie priorytetem jest uszczęśliwienie Itachiego, w końcu zaraz musimy znów się rozstać.

_____________________________________________________________

Rozdział krótszy, ale szybciej. A teraz mam takie małe pytanie - niestety będę zmuszona nim zdradzić trochę fabuły następnego rozdziału, wybaczcie mi - czy mielibyście coś przeciwko scenie jeśli bym zamieściła scenę +18? Pytam bo zdaje sobie sprawę z tego, że nie większość tutejszych czytelników ma poniżej 18 lat a blog nie jest oznaczony jako "+18".  Na razie to tylko takie luźne gdybanie gdyż sama nie jestem pewna czy na pewno będę to opisywać, ale wolę się w razie czego zapytać. I dziękuję wam, że wytrwałyście do poprzedniego rozdziału, wiem przerwa była długa ale teraz będę się strać by takowych nie było. Nic to pozdrawiam i dziękuję za lekturę oraz proszę o odpowiedzi na pytanie. :) Pozdrawiam

4 komentarze:

  1. W końcu doczekałam się spotkania Atari i Itachiego ;) Powiem, że nie tak sobie je wyobrażałam i (tak jak Uchiha) myślałam, że będzie ono polegało na spędzaniu czasu w restauracji czy gorących źródłach.. Jednak przebywanie z jednym pokoju ma też swoje zalety, będą mogli żyć "odcięci" od innych ludzi i nikt nie będzie zakłócał ich spokoju, a co za tym idzie, będą mogli spokojnie rozmawiać ^^
    Ciekawa jestem też kim okaże się Tobi i jakie są jego powiązania z Madarą. Co do twojego pytania pod rozdziałem, to mimo, że nie jeszcze kilka miesięcy brakuje mi do 18 lat, to scena +18 wydaje się jak najbardziej na miejscu. Jest to tylko moje skromne zdanie i tylko autor decyduje o tym, jaka będzie treść rozdziałów ;)
    Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następną notkę ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny dobrze napisany rozdział ;) Biedny Itachi, widać, że strasznie męczy go rozłąka z Atari i najchętniej nieodstępywałby jej na krok. Zdecydowanie nie mam nic przeciwko scence +18, chociaż osobiście wydaje mi się, że jest na to ciut za wcześnie, ale to twoja decyzja :) Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do twojego pytania nie mam nic przeciwko scenie +18, nich się Itaś pocieszy hihi ^.^ Co do notki to serio krótka liczyłam na dłuższą, ale muszę przyznać że wynagradza mi to rozmowa Atari z Uchihą, widać że się oboje boją stać kimś więcej. Idealnie ujęłaś tę scenę rozmowy i tą niby obojętność w ich słowach, takie jest przynajmniej moje skromne zdanie ;) Mam nadzieje że następna będzie dłuższa i równie szybko, życzę dużej weny i czekam na rozdział +18

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie, kochana :*
    Na początku chciałabym Cię przeprosić za braki moich komentarzy. Niestety, przez sprawy prywatne byłam przez kilka miesięcy odcięta od blogosfery.Teraz wracam i z wielką radością ponownie zagłębiam się w Twoje opowiadanie. Szczerze mówiąc, bardzo się za nim stęskniłam, bo historia Atari jest jedną z najciekawszych, jakie dotąd czytałam i nie mogłam się doczekać, aż będę mogła poznać jej dalsze losy. Mam nadzieję, że nie pomyślałaś, iż Cię opuściłam - czytałam, czytam i będę czytać Twoje notki, które są naprawdę wspaniałe ^^
    Rozdział bardzo mi się podobał :) Byłam niesamowicie ciekawa, jak będzie wyglądało spotkanie Itachi'ego i Atari. Myślałam, że spotkają się w restauracji, zjedzą romantyczną kolację, a potem przykładowo udadzą się na spacer w świetle księżyca. Cieszę się, iż mnie zaskoczyłaś - nie spodziewałam się czasu spędzonego w hotelowym pokoju. Już kilka razy o tym wspominałam, ale naprawdę uwielbiam Twoją kreację Itachi'ego - silny, potężny, a jednak wrażliwy w sprawach miłosnych. Widać, że bardzo zależy mu na dziewczynie i mam nadzieję, że nie zostanie przez nią skrzywdzony. Lecę czytać kolejny post ^^

    OdpowiedzUsuń