Powrót był strasznie męczący, gdyż przez zatrzymanie
się dłużej w Konoha zmuszona byłam biec do kryjówki oraz przystanąć by pozbyć
się zakupionej bluzki. Następne dni mijały spokojnie, Tobi o nic się nie
czepiał gdyż przesiadywał całe dnie w swoim gabinecie. Kabuto przestał
przeczesywać księgi co mnie zaniepokoiło i wrócił do maltretowania martwych
ciał. Doby leciały a ja ciągle rozmyślałam o tym jak się stąd wyrwać na
spotkanie z Itachim. Szczerze mówiąc zaczynało mi brakować ciepła, które mi
zapewniał. Aż nagle, niespodziewanie Tobi zlecił mi misję. Byłam w szoku. Kazał
spotkać się osobiście ze szpiegiem, gdyż przypuszcza, że ten bawi się w
podwójnego agenta sprzedając mu nieaktualne dane. Miejscem docelowym była wieś
w Kraju Herbaty. Miałam sprawdzić czy podejrzenia Tobiego są poprawne. Starając
nie zdradzić radości błyskawicznie opuściłam kryjówkę a gdy tylko oddaliłam się
na odpowiednią odległość zawiadomiłam Itachiego o możliwości spotkania podając
konkrety.
Podróż była szybka, gdyż pragnąc znaleźć się już na
miejscu użyłam trybu shinobi wybierając nadziemną metodę poruszania się po
gałęziach. Tak sposobem byłam dzień przed podanym dniem na miejscu. Pierwsze co
zrobiłam to skonstatowałam się ze szpiegiem pragnąc to zakończyć. Mężczyzna
faktycznie zachowywał się dość… po zachowaniu można było wyczuć nutę fałszu,
toteż nie patyczkując się przeskanowałam mu umysł dzięki rinneganowi. Okazał
się, że przypuszczenia Tobiego były prawdą. Koleś miał dwie maski, udawał
szpiegowanie swojego kraju podając nam niezbyt konkretne i właściwe informacja
a starał się jak najwięcej wyciągnąć by przekazać swojemu przełożonemu. Jednak
czarnowłosy głupi nie jest zgrabnie wciskał mężczyźnie, że pracuje dla organizacji,
która przejęła laboratoria po Orochimaru a jej lider stara się uzyskać pozycję
wężowatego. Idiota kupił to. Z niedowierzeniem ludzkiej naiwności potwierdziłam
ten blef odbierając od niego dane i żegnając się. Śledzony szpieg szybko
opuścił wioskę udając się do przełożonego, którego poinformował o zakończonym
spotkaniu. Takim sposobem jeszcze przed wieczorem miałam oficjalny cel wizyty
spełniony. Na więcej sił nie miałam, toteż okradając po drodze kilku bogaczy
udałam się na chwilę relaksu przy obiedzie z kubkiem parującej herbaty i
słodkim ciastkiem, po czym wynajęłam pokój w hotelu udając się na spoczynek
oraz porządną kąpiel.
Ranek zaczęłam od skrytykowania swojego ubioru.
Płaszcz ze znakiem klanu już przy wejściu do wioski schowałam w torbie, lecz co
począć z podkoszulkiem Tobiego. Nie wydaje mi się, aby Itachi był zachwycony
tym, że noszę jego rzeczy. Po krótkim namyśle i przeliczeniu pieniędzy postanowiłam
wybrać się na zakupy. W końcu przewidywałam zostanie tu przez kilka dni,
ubrania na zmianę przydadzą się. Wyjątkowo nie musiałam się spieszyć do
kryjówki gdyż łaskawie zostało wydana mi możliwość zrelaksowania się w tej
uzdrowiskowej mieścinie, która słynie z alei gorących źródeł i salonów Spa w
większej ilości niż niejedno duże miasto. Byłam niebywale zaskoczona taką
decyzją Tobiego, chociaż wydaje mi się, że chciał się mnie pozbyć na pewien
czas. Powód, nieznany. Mogę się jedynie domyśleć, że dotyczy on przygotowań do
wojny, które po ostatnim powrocie wzmogły się, co zakomunikował mi sam mężczyzna
„Trzy tygodnie”, tak powiedział. Ciekawe jak to będzie wyglądać oraz jakie
stanowisko ku temu zajmą wyzwane kraje i czy będę zmuszona stanąć naprzeciw
Itachiego?
Nie znoszę zakupów i tych namolnych ekspedientek,
które jęczą żeś prześliczna oraz starają się ciebie ubrać modnie, czyli w
szmatki, które ledwo zasłaniają strategiczne punkty, bo jako ładna i młoda to powinnaś
biegać w przeciągach. W końcu udało mi się zakupić coś, w czym nie wyglądam
jakbym przestała całą noc pod latarnią. Ledwo zdążyłam się w to przebrać a
wybiła godzina spotkania. Poprawiłam okulary na nosie i opuściłam publiczną
toaletę z ciążącą torbą wypchaną ubraniami.
Po prostu nie umiem się nie skradać, więc ostrożnie
zbliżyłam się do umówionego miejsca obserwując plac z ukrycia, czyli w tym
wypadku była to tekturowa reklama oferująca usługi masażystek. Szybko
wypatrzyłam w tłumie długowłosego bruneta, który rozglądał się i nerwowo
przewracał w ręce, kwiatek? Zmarszczyłam brwi, dobrze widziałam, trzymał dużą
rozwiniętą czerwoną różę. Wygląda na to, że poważnie podchodzi do spotkania
klasyfikując je do rangi randki. Szczerze mówiąc nie podobało mi się to i
miałam ochotę przez chwilę, krótki moment dać nogę, jednak zostałam.
Wiedziałam, że uczucie bliskości czarnowłosego rekompensuje wszelkie straty,
więc biorąc głęboki wdech wyszła za reklamy robiąc niepewne korki w stronę
Uchihy. Z daleka mnie rozpoznał, nie dziwię się białe włosy dość znacząco się
wyróżniają.
*
Podszedłem do niej rady, że możemy wreszcie się
zobaczyć. Minął ponad tydzień od chwili, gdy opuściła Konohę, dziesięć dni
katorgi i tęsknoty.
— Dobrze cię
widzieć — rzekłem zatrzymując się przed nią.
— Nawzajem —
wybełtała odbierając prezent. Piękną krwistoczerwoną różę, która i tak nie ma,
co się równać z czerwienią jej oczu, tak hipnotyzujących, których niestety dane
mi będzie oglądać. Dopiero wieczorem Atari zdejmie okulary w czterech ścianach
hotelowego pokoju. — Nie przy ludziach — warknęła, gdy pochyliłem się chcąc
ukraść całusa. Skrzywiłem się prostując, nie kryjąc niezadowolenia. — Co
robisz?! — krzyknęła gdy złapałem ją za rękę i pociągnąłem ruszając bardzo
szybkim marszem, który prawie, że przerodził się w trucht. Dziewczyna starała
się wyszarpnąć nadgarstek, lecz gdy zorientowała się, że nie puszczę tak łatwo
pozostała przy próbach nadążenia. Z daleka już widziałem cel podróży, czyli
wąski, ciemny zaułek służący za tylne wejście do jednego z licznych sklepów.
Gwałtownie skręciłem tam, obracając Atari tak by jej plecy wylądowały na
ceglanej ścianie, po czym łapczywie wtopiłem się w te ukochane wargi. Tu już
nie może narzekać na ludzi, nikogo nie ma. Cichem bum zakomunikowało, że torba
zsunęła się z ramienia lądując na ziemi a chwilę później w jej ślad poszedł
trzymany kwiat gdyż dłonie powędrowały na kark powodując przyjemne dreszcze. Również
w krótkim momencie między pocałunkami, który z powodu braku tchu musiał
nastąpić zdjąłem jej te cholerne okulary, których szczerze nie znoszę.
— Tęskniłem —
wyszeptałem tonąc w szkarłacie pięknych i niebezpiecznych oczu, starając się
unormować akcję serca.
— To widać —
mruknęła uśmiechając się, uroczo wówczas wyglądała. Przytuliła się wtulając
głowę w zagłębienie szyi. — Coś się tak wyperfumował? — zaśmiała się powodując
u mnie delikatny róż. Prawda była taka, że starałem się wyglądać tego dnia
odpowiednio. — Podoba mi się ten zapach — szepnęła wysuwając delikatnie język i
tworząc króciutką, mokrą stróżkę. Odruchowo rozszerzyły się źrenice a
podświadomość zapragnęła kolejnych pieszczot, które zostały zatrzymane przez
niemy gest dłoni na klatce piersiowej informujący, że trzeba by było ruszyć się
stąd. Odsunąłem się podnosząc różę oraz te nieszczęsne szkła, które szybko
wsunęła na nos.
— To, co
robimy? — zapytałem wychodząc z zatęchłego zakamarka starając się wtopić w
przechodzący tłum.
— Wybacz, ale
nie powinniśmy się pokazywać razem. Może nas ktoś zobaczyć, donieść Tobiemu —
mówiła tak cicho, że prawie szeptała ostrożnie dobierając słowa. Przystanąłem
marszcząc brwi, nie podobało mi się to.
— Co masz na
myśli?
— Zróbmy
zapasy żywności i chodźmy do hotelu.
Uśmiechnąłem się, ten pomysł mi odpowiadał, więc
dziarskim krokiem ruszyliśmy na poszukiwania sklepu.
— Jesteś
pewna, że cały czas chcesz siedzieć tutaj? — zapytałem odkładając torby na ławę
stojącą naprzeciw łóżka.
— Innego
wyboru nie mam. — Wzruszyła ramionami również pozbywając się zbędnych balastów.
— Z resztą przywykłam do siedzenia w czterech ścianach.
— Wiesz,
raczej liczyłem na to, że będziemy chodzić po okolicy. — Naprawdę to zbytnio
nie wiedziałem co moglibyśmy robić przez trzy noce w jednym, niedużym pokoju.
Planowałem odrobinę romantyzmu, obiad w restauracji, nocne spacerki czy wyprawę
do gorących źródeł.
— Wybacz —
mruknęła, choć nie wyczułem w jej głosie krztyny skruchy. — Jeśli bardzo
będziesz chciał, ewentualnie można by zaplanować jakiś wyskok. Tylko
przypuszczam, że do tego potrzebna by była jakaś peruka, bo biel włosów dość
mocno rzuca się w oczy.
— Jeszcze
peruka — jęknąłem zawiedziony. Wystarczy mi, że skrywa pół twarzy pod tymi
okularami, nie chcę by teraz przez zmianę koloru włosów wyglądała jak nie ona.
— Środki
ostrożności — rzuciła zasłaniając okno. — Gdyby ten wypad był z miesiąc temu to
nie byłoby aż takiego zabezpieczenia — dodała zsuwając ciemne oprawki, które
wylądowały koło zakupów.
— Dlaczego?
— Tobi jest
teraz bardziej czujny, gdyż szykuje coś wielkiego na rozpętanie wojny.
Wolałabym, aby wierzył w moją lojalność zwłaszcza, że po akcji z atakiem na
Konohę były problemy.
Westchnąłem. To jest właśnie ta jedna z niewielu
rzeczy, które w Atari nie lubię, ta dziwna sprawa z Tobim. Doskonale wie, że
chce obudzić Juubiego, że gotów jest robić dosłownie wszystko by osiągnąć
sukces, a jednak trwa przy nim. Nie wydaje mi się, żeby nie widziała tego, że
on ją wykorzystuje, bawi się traktując jak narzędzie, które odegra sporą rolę w
zdobyciu celu. Nie podobało mi się to. Zwłaszcza, że mężczyzna jest
nieprzewidywalny, potrafi nagle zmienić grę, której zasady myślałeś, że
rozpracowałeś.
— Dam sobie
radę — rzekła w odpowiedzi na moje myśli kładąc dłoń na ramieniu. Wiem, jednak
coś we mnie krzyczy, że należy ją chronić. Zdaje sobie sprawę z tego, że ona
tylko wygląda jak krucha, drobna, delikatna istotka a tak naprawdę jest
niebezpieczna, drapieżna i na tyle silna, aby przetrwać wszystko. W końcu przez
tyle lat żyła wśród Uchiha. Mimo tego wszystkiego nie potrafię się o nią nie
martwić, gdzieś w głębi obawiam się. Istnieje prawdopodobieństwo, które szepcze
„Tobi jest lepszy aktorem niż ci się wydaje” i próbuje kiełkować ziarenko
niepewności, czy Atari aby na pewno umie rozszyfrować jego machinacje. To
dziwne uczucie bać się o kogoś. Niby zamartwiałem się o Sasuke, jednak ciągle
coś we mnie krzyczało „da rade”. Niestety tutaj jest zupełnie inaczej, mimo iż
sytuacja wygląda na spokojną, bo w końcu dziewczyna ma naprawdę potężną moc to
czuję poważny niepokój.
— Wszystko z
tobą w porządku? — zapytała sprowadzając umysł do rzeczywistości zamkniętej w
tych czterech ścianach hotelowego pokoju. Uśmiechnąłem się nikło starając
wyzbyć niekomfortowych myśli. — To, co chcesz na obiad? — dodała po chwili
przyglądania mi się. Akurat byłem rad, że zignorowała sytuację nie wypytując o
stan umysłu, który powolutku układał się w spokój. Obecnie powinienem się
skupić tylko na bliskości, która została mi dana na te kilka dni. Nacieszyć się
nią póki mogę, nim zniknie w zakamarkach świata wracając do niego, osoby,
której nazwanie obłudnikiem byłoby czystym niedomówieniem.
— Cokolwiek —
rzuciłem orientując się, że oczekuje odpowiedzi. Kiwnęła głową przeszukując
zakupione produkty. Stałem przyglądają się jej. Białe włosy kaskadami spadały
na plecy, ramiona oraz twarz. Ich kolor był taki nienaturalny, bielszy niż
śnieg. Gdyby zamknąć perspektywę tylko na nie to obraz byłby pustą, niekończącą
się kartką, na której nie ma ani jednego maźnięcia, śladu bytności kogokolwiek
lub czegokolwiek. To one przykuwały uwagę, kazały zainteresować się mijaną
osobą. Jednak reszta również była w stanie przyciągnąć wzrok przechodniów.
Ubrana w spodenki do kolana i przylegający top prezentowała wręcz idealną
figurę bez chociażby miligrama zbędnego tłuszczu. Jak się tak dłużej przyglądam
to mam wrażenie, że została wyrzeźbiona przez Sasoriego. Te proste, subtelne
linie, doskonałe proporcje, długie, szczupłe palce, które mimo ciągłych walki
rzadko dzierżą broń. A wśród tego coś co powodowało dreszcze, kazało nie
zbliżać się, trzymać z daleka, nuta demoniczności pojawiające się w starcu z
przeciwnikami. To wszystko odpychało każdego, tylko mnie w dziwny sposób
przyciągało. Zachęcało do odkrycia tajemnicy, dowiedzenia się prawdy.
Podszedłem obejmując od tyły, zatapiając twarz w
zagłębieniu szyi wzdychając tą cudowną woń ciemności.
— Itachi —
szepnęła powodując, że odruchowo zacisnąłem uścisk. — Na pewno wszystko w
porządku? — Gdy nie odpowiedziałem odwróciła się kładąc dłonie na policzkach
tak by móc patrzeć w oczy. Oczy, tak czerwone jakby w jednej misie zebrać krew
wszystkich ludzi świata. Czarne kręgi dodawały tylko głębi powodując, że za
każdym razem traciłem kontakt z rzeczywistością do tego stopnia, że byłby w
stanie po prostu najnormalniej w świecie odpłynąć.
— Co się
dzieje? — Zabrałem jej dłonie z twarzy i delikatnie pocałowałem. Krótkie muśnięcie
warg na niewypowiedziane „nic”. — Co się dzieje? — powtórzyła pytanie tylko
stanowczej, gdy starałem się powrócić do normalnego stanu i zabrałem się za
pomoc w przygotowaniu posiłku. Spojrzałem na nią, stała z założonymi rękami
uważnie mi się przyglądając. — Itachi — niemalże warknęła. Odwróciłem się
dotykają policzka, w spokojny geście głaskania.
— Nic, po
prostu cię kocham.
Westchnęła odwracając wzrok oraz odtrącając rękę. Minęła
mnie łukiem, dużym, nienaturalnym łukiem.
— To, co
zjesz? — zapytała beznamiętnie przyciszonym głosem, w którym doszukałem się
nuty żalu. Również westchnąłem cicho odwracając się i spoglądając na pasma
bieli. Otwartą przestrzeń, kompletnej pustki.
Posiłek przebiegł w milczeniu i przy unikaniu
nawzajem swojego wzorku, co powodowało, że atmosfera zrobiła się krępująca. Po
zjedzeniu nadal w ciszy Atari wstała od krzesła zgasiła kinkiet oraz podeszła
do okna odsłaniając zasłony, za którymi świat prezentował się już w ciemności.
Biel włosów zszarzała, lecz oczy nadal wyróżniały się na ciemny tle otoczenia,
mimo tego, że wyglądały na przygaszone.
Idiotyczna sytuacja, tak bardzo tęskniłem, tyle
wyczekiwałem na to spotkania a teraz napięta atmosfera niszczy wszystko. Wiem,
że Atari nie da mi się dotknąć, już to wyraźnie zakomunikowała odtrącając rękę
i obchodzą łukiem. Paradoks, pragniemy swojej bliskości, ale jednocześnie nie
umiemy pozwolić na nią.
Odwróciłem wzrok i cierpiętniczym gestem zabrałem
się za sprzątanie z niewielkiego stolika. A w rzeczywistości składało się na to
wyrzucenie pustych opakować do śmietnika oraz wstawienie kwiatka do tandetnego
wazonika, który wchodził w skład wyposażenia pokoju.
— Jesteś zła
na mnie? — zapytałem kładąc przedmiot na stolik przy okazji przerywając
niewypowiedzianą zmowę milczenia.
— Dlaczego
tak uważasz?
— Ponieważ
się do mnie nie odzywasz.
— Ty również
milczysz.
— Coś się
dzieje? — zapytałem, gdy nastała cisza a dziewczyna ani razu nie zaszczyciła
mnie wzrokiem, ciągle obserwując pustkę za oknem.
— Mogłabym
cię o to samo zapytać.
— Zdajesz
sobie sprawę z tego, że możemy to tak ciągnąć aż do dnia twojego wyjazdu?
— Wiem. — I
nic więcej, znów pojawiło się milczenie. Podszedłem do niej stając w
odpowiedniej odległości tak by móc widzieć odbijającą się twarz w szybie, ale i
jednocześnie na tyle daleko, aby Atari nie zechciała mnie odtrącić.
— Przecież
możesz mi powiedzieć, co jest nie tak.
— I właśnie w
tym tkwi problem. — Poniosła wzrok by zobaczyć mój zaskoczony wyraz twarzy we
szkle. Westchnęła krzywiąc się. — Oczekujesz ode mnie, bym mówiła ci wszystko a
jednocześnie uważasz, że to ciebie nie dotyczy.
— Czyli
chcesz wiedzieć dlaczego tak dziwnie się zachowywałem gdy tu weszliśmy?
— Jeśli
chcesz przerwać tą sytuację to tak.
— Nie
chciałem powiedzieć, bo wiem, że to ci się nie spodoba. — Nie zareagowała, ale wiedziałem,
że mam mówić dalej. — Boję się o ciebie.
— Przecież
mówiłam, że dam radę.
— Tobi jest
naprawdę niebezpieczny.
— Ty po
prostu mi nie wierzysz.
— To nie
prawda kochanie.
— Nie mów tak
do mnie. — Zabolało. — Powiedz, czego tak naprawdę się boisz? Zapewne zdajesz
sobie sprawę, że w walce on ze mną szans nie ma, więc o co chodzi?
— Przecież
wiesz, że to nie jest przeciwnik, z którym można grać uczciwie, że on nie
przestrzega zasad nawet tych, które sam tworzy.
— Po prostu chcesz
wiedzieć, dlaczego jestem z nim? Czy ty, aby nie jesteś zazdrosny?
— Może można
to tak nazwać — wybełkotałem odwracając wzrok. Po części miała rację. Paliło
mnie to, że ona się go słucha, gra lojalną. Niekiedy złośliwe nocne chochliki szeptały
„czy aby na pewno gra?” burząc spokój i siejąc ziarno niepokoju. — Powiesz mi?
— dopytałem, gdy umilkła na dłużej. Westchnęła odwracając się.
— Tak
naprawdę to chciałabym to zachować dla siebie — oznajmiła odchodząc od okna i
zapalając kinkiet.
— Dlaczego
nie chcesz mi tego powiedzieć? Skoro i tak znam prawdę — przypomniałem
poprawiając zasłony. Niby okna wychodziły na pobliski las, ale i tak trzeba
było zachować środki ostrożności.
— Musisz to
wiedzieć? — zapytała siadając na krześle zapatrzona w czerwień kwiatka.
— Nie, ale
chciałbym. Pragnę ci pomóc, ale nie mogę, jeśli nie podzielisz się swoimi
problemami.
— W tym
wypadku nic nie wskórasz, albo zmierzę się z tym sama, albo to co było mnie
zniszczy.
— Atari —
szepnąłem kładąc jej dłoń na ramieniu, mówiąc tym samym, że zawsze będę przy
niej. Westchnęła, dają tym znak, że się poddaje. Szybko zasiadłem na
przeciwległym krześle obserwując hipnotyzujące oczy, które zakryły się mgłą
wspomnień.
— Tobi podaje
się za Madarę.
— To
kompletna bzdura, nie ma szans by nadal żył.
— Wiem o tym,
jednak. No właśnie jest pewien problem. Z Madarą byłam w dość bliskich
stosunkach. Nie tylko był Yokim, ale… Jako pierwszy zobaczył we mnie coś innego
niż narzędzie. Niestety wynikły pewne komplikacje. — Jej oczy stały się na tyle
ciemne, że obecnie nie było czerwieni tylko przykurzone bordo. — W wyniku,
czego pakt został zerwany a mężczyzna skazany na śmierć. Nie wiem, co się z nim
działo, uciekł przed wyrokiem. Jednak pewna jestem, że nie mógł przeżyć do
teraz i Tobi tylko blefuje. Jednakże diabeł tkwi w szczegółach. Niektóre jego
odruchy, zachowania, słowa bardzo przypominają Madary, wręcz są identyczne. Do
tego posiada wiedzę, którą miał on. To tylko kilka drobiazgów, lecz istotne
skąd je zna. Sugerowała, że może jakąś techniką Madara zamknął swoją wiedzę w
czymś a potem Tobi to odnalazł, jednak to kompletny absurd, gdyż potrafi nie
wiedzieć podstawowych rzeczy, które posiadał nie tylko Madara, ale każdy Yoki.
Żeby zamknąć przeszłość muszę się dowiedzieć, kim on tak naprawdę jest i skąd
posiada jego odruchu. Dlaczego zgodziłam się na taki stan rzeczy, granie tajnej
broni do pokonania przeciwników w Wielkiej Wojnie.
— Ty-ty nadal
go kochasz? — Poczułem dziwne ukucie w klatce piersiowej, to bolało, myśl, że
jej serce należy do kogoś innego.
— Szczerze
mówiąc nigdy nie kochałam Madary. — Dopiero teraz przeniosła wzrok z róży na
mnie.
— Jak to?
Przecież sama mówiłaś, że nie tylko był Yokim.
— To on to
czuł nie ja. Byliśmy parą, bo on tego chciał. Nie zaprzeczałam, bo był świetnym
Yokim i to było miłe być inaczej traktowana niż do tej pory, ale nie wzbudzał
takiego uczucia, o jakim ty myślisz.
— Ze mną też
jesteś tylko, dlatego że ja tego chce? — zapytałem nie bardzo pewny czy chcę
znać odpowiedź, jednak musiałem rozwiać pojawiające się wątpliwości.
— Oczywiście,
że nie.
— Skąd mogę
mieć pewność?
— Teraz to
mnie ranisz — rzekła wstając. — Nie wystarczą ci moje słowa? — zapytała
grzebiąc w swojej torbie w poszukiwaniu jak mniemam ubrania na zmianę. — Na
takiej samej zasadzie ja również mogę ciebie zapytać czy twoje słowa są
szczere, czy aby przypadkiem nie chcesz omamić by wykorzystać do swoich celów —
oznajmiła prostując się i mierząc chłodnym wzrokiem. Zabolało, dając
przypomnienie, że nie ma czegoś takiego jak dowód miłości, że trzeba ufać. A my
chyba nie potrafimy tego. Obdarzyć drugą osobą aż tak dużym zaufaniem. Uwierzyć
w prawdziwość jej słów, bez doszukiwania się wiecznie podtekstów, manipulacji,
kłamstw.
— Cisza jest
aż nadto wymowna — rzuciła biorąc przygotowane rzeczy i znikając za drzwiami
łazienki. Schowałem twarz w dłoniach. Nie tak miały wyglądać chwile spędzone
razem, ten tak upragniony wspólny czas.
*
Usiadłam na dnie wanny podkulając nogi. Wiedziałam,
że tak będzie, klątwy cofnąć się nie da, dzięki pierwszemu z Uchihów. Ranie
każdego, kto się do mnie zbliży, bez względu czy wróg czy przyjaciel. Wszędzie
gdzie się pojawię zostawiam tylko ból i rany nie do zaleczenia. Jestem zbyt
słaba, uległam błogiemu uczuciu bezpieczeństwa i ciepła, iluzji, że będzie mi w
stanie pomóc, zapominając o realiach. Itachi się już wystarczająco nacierpiał,
nie potrzebuje więcej bólu. Ja sobie poradzę, dla mnie to chleb powszedni. Lecz
czy to nie zostawi w jego sercu kolejnej wyrwy? Sama już nie wiem co robić?
— Tylko nie
próbuj uciekać — rzekł zatrzymując w drzwiach jak wychodziłam z łazienki. Aż
taka jestem przewidywalna? — Przeszłości wymazać nie można, a strach o ukochaną
osobę jest czymś normalnym, ale to nie powody by ranić się. Spróbujmy się
cieszyć tym, że możemy być razem bez zamartwiania się o jutro, dobrze? Ja, ja,
nie wiem jak z tobą, ale ty… bez ciebie nie umiem już żyć.
— Ja również
— szepnęłam wtulając się. Postaram się zrobić wszystko, żeby go tylko nie
ranić.
Obudziłam się wtulona w mężczyznę, a jego
harmoniczny oddech informował o śnie. Przyjrzałam
mu się. Wyglądał na osobę zmęczoną codziennymi troskami można by było nawet
zasugerować użycia sformułowania zmęczoną życiem. Rozpuszczone włosy
kontrastowały z bielą poduszki oraz jasnością karnacji. Twarz nie zdobił żaden
grymas najmniejsza skurcz mięśni, tylko, chciałoby się powiedzieć spokój, lecz
jego tu raczej nie ma. Ciemne kreski pod oczami pogłębiają wrażenie, że Itachi
jest wiecznie czymś zmęczony, zasmucony. Odwróciłam się stawiając bose stopy na
drewnianej podłodze. Mam dziwne wrażenie, że to ja jestem sprawcą tego
niepokoju, przyczyną, przez którą nie może zaznać równowagi, chwili
wytchnienia. W takim razie obecnie priorytetem jest uszczęśliwienie Itachiego,
w końcu zaraz musimy znów się rozstać.
_____________________________________________________________
Rozdział krótszy, ale szybciej. A teraz mam takie małe pytanie - niestety będę zmuszona nim zdradzić trochę fabuły następnego rozdziału, wybaczcie mi - czy mielibyście coś przeciwko scenie jeśli bym zamieściła scenę +18? Pytam bo zdaje sobie sprawę z tego, że nie większość tutejszych czytelników ma poniżej 18 lat a blog nie jest oznaczony jako "+18". Na razie to tylko takie luźne gdybanie gdyż sama nie jestem pewna czy na pewno będę to opisywać, ale wolę się w razie czego zapytać. I dziękuję wam, że wytrwałyście do poprzedniego rozdziału, wiem przerwa była długa ale teraz będę się strać by takowych nie było. Nic to pozdrawiam i dziękuję za lekturę oraz proszę o odpowiedzi na pytanie. :) Pozdrawiam
W końcu doczekałam się spotkania Atari i Itachiego ;) Powiem, że nie tak sobie je wyobrażałam i (tak jak Uchiha) myślałam, że będzie ono polegało na spędzaniu czasu w restauracji czy gorących źródłach.. Jednak przebywanie z jednym pokoju ma też swoje zalety, będą mogli żyć "odcięci" od innych ludzi i nikt nie będzie zakłócał ich spokoju, a co za tym idzie, będą mogli spokojnie rozmawiać ^^
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem też kim okaże się Tobi i jakie są jego powiązania z Madarą. Co do twojego pytania pod rozdziałem, to mimo, że nie jeszcze kilka miesięcy brakuje mi do 18 lat, to scena +18 wydaje się jak najbardziej na miejscu. Jest to tylko moje skromne zdanie i tylko autor decyduje o tym, jaka będzie treść rozdziałów ;)
Pozdrawiam i niecierpliwie czekam na następną notkę ;]
Kolejny dobrze napisany rozdział ;) Biedny Itachi, widać, że strasznie męczy go rozłąka z Atari i najchętniej nieodstępywałby jej na krok. Zdecydowanie nie mam nic przeciwko scence +18, chociaż osobiście wydaje mi się, że jest na to ciut za wcześnie, ale to twoja decyzja :) Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńCo do twojego pytania nie mam nic przeciwko scenie +18, nich się Itaś pocieszy hihi ^.^ Co do notki to serio krótka liczyłam na dłuższą, ale muszę przyznać że wynagradza mi to rozmowa Atari z Uchihą, widać że się oboje boją stać kimś więcej. Idealnie ujęłaś tę scenę rozmowy i tą niby obojętność w ich słowach, takie jest przynajmniej moje skromne zdanie ;) Mam nadzieje że następna będzie dłuższa i równie szybko, życzę dużej weny i czekam na rozdział +18
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie, kochana :*
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym Cię przeprosić za braki moich komentarzy. Niestety, przez sprawy prywatne byłam przez kilka miesięcy odcięta od blogosfery.Teraz wracam i z wielką radością ponownie zagłębiam się w Twoje opowiadanie. Szczerze mówiąc, bardzo się za nim stęskniłam, bo historia Atari jest jedną z najciekawszych, jakie dotąd czytałam i nie mogłam się doczekać, aż będę mogła poznać jej dalsze losy. Mam nadzieję, że nie pomyślałaś, iż Cię opuściłam - czytałam, czytam i będę czytać Twoje notki, które są naprawdę wspaniałe ^^
Rozdział bardzo mi się podobał :) Byłam niesamowicie ciekawa, jak będzie wyglądało spotkanie Itachi'ego i Atari. Myślałam, że spotkają się w restauracji, zjedzą romantyczną kolację, a potem przykładowo udadzą się na spacer w świetle księżyca. Cieszę się, iż mnie zaskoczyłaś - nie spodziewałam się czasu spędzonego w hotelowym pokoju. Już kilka razy o tym wspominałam, ale naprawdę uwielbiam Twoją kreację Itachi'ego - silny, potężny, a jednak wrażliwy w sprawach miłosnych. Widać, że bardzo zależy mu na dziewczynie i mam nadzieję, że nie zostanie przez nią skrzywdzony. Lecę czytać kolejny post ^^