Wróciłam z Konohy wczoraj i nadal nie umiem
pozbierać się po słowach Itachiego. Jedyna rzecz jaka jest na plus to, to, że
Tobi przestał być taki podejrzliwy dając mi trochę więcej swobody, która była
mi obecnie bardzo potrzebna.
Nastał kolejny ranek. Czarnowłosy ulotnił się do
swojego gabinetu przygotowując strategię bitewną, Zetsu plątał się niewiadomo
gdzie, Kabuto nie rusza się ze swojego pokoju. W sumie to przychodził do mnie
tylko jak coś chciał. I takim sposobem zostałam sama, co mnie obecnie niezwykle
uszczęśliwia. Naprawdę nie wiedziałam co zrobić z Itachim. Staram się go
chronić jak tylko mogę a on od tak zaprzepaszcza moje misterne plany. W ogóle,
jakim cudem się zakochał, kiedy niby? Przecież on nie może. Jestem demonem z
klątwą, której zdjąć się nie da. Nie mogę zapewnić mu szczęścia,
bezpieczeństwa, spokoju czy nawet potomka. A bez tego klanu Uchiha czeka
zagłada. Czy on o tym wszystkim myśli? Nie możemy sobie pozwolić na uczucia, tu
trzeba brać pod uwagę przyszłość oraz przeszłość. Naprawdę do tej pory starałam
się go chronić, głównie przede mną, przede wszystkim przede mną a on to
ignoruje robiąc wszystko by być bliżej. A już nie wiem co mam robić? Ucieczka
była automatyczną obroną, jednak jej minus jest to, że jest jednorazowa. Teraz
pora wykombinować plan na moment, w który przyjdzie się nam znów spotkać. Co ja
niby mam mu wówczas powiedzieć? Nie mogę tej sprawy od tak zostawić, bo on wie
za dużo, zna prawdę, a co jeśli postanowi ją wykorzystać? Nie może do tego dojść,
to jest oczywiste. Jednak co robić?! Dlaczego historia zatacza krąg? Dlaczego
muszę znów przez to przechodzi, wystarczająco się namęczyłam za pierwszym
razem. A pech sięgnął zenitu, gdyż nie mogę postąpić jak w przypadku Madary. No
właśnie Madara. Ta cała sytuacja obudziła wspomnienia, która z potrojoną mocną
powracają. Dokładnie pamiętam tamten dzień, moje uczucia i to co zrobiłam
później. Czasami tego żałuję, czasami pragnęłabym znów tam być i powiedzieć
„tak”. Niestety stchórzyłam, postąpiłam jak z Itachim, uciekłam nie dając
odpowiedzi. Jednak następny krok był o wiele gorszy, w akcie paniki, desperacji
dokonałam czegoś, co nie powinno mieć miejsca i to osobie, która na to nie
zasłużyła. Teraz nie wiem, czy tego samego nie wykonać na Itachim, lecz gdy przypominam
sobie minę Madary, gdy wyprowadzali go podając zarzuty… Nie wiem czy byłabym
wstanie znieść Itachiego z takim wyrazem twarzy. Z resztą wówczas było to
łatwiejsze, miałam do kogo się zwrócić a teraz, mogę tylko poinformować o tym
Tobiego. On wówczas zrobi jedyne co będzie umiał, zabije Itachiego, do czego
dopuścić nie mogę. Po pierwsze w trakcie śmierci czy walki może mu za dużo
wyjawić, po drugie nie mogę pozbyć się jedynego członka klanu, który jest w
stanie zapewnić potomków, bo na Sasuke to nie ma co liczyć. Z resztą nie mogę
znieść myśli, że wydałabym Itachiego na śmierć.
Westchnęłam przewracając się na drugi bok by
następnie podnieść się do siadu stawiając bose stopy na zimnym kamieniu.
Doszłam do wniosku, że na skołowane nerwy dobra jest długa gorąca kąpiel, toteż
wybrałam się do łazienki gdzie szybciutko wskoczyłam do wody. Zanurzywszy się w
niej po szyję, leżałam starając się skupić myśli na czymkolwiek innym niż
Itachi czy Madara. Jednak to było trudniejsze niż przypuszczałam. Złośliwość
umysły dała osobie znać toteż gdy tylko spojrzałam na nadgarstki wróciło
uczucie zaciskających się na nich palców czarnowłosego, które chwilę później
przesunęły się by złączyła nasze dłonie. Wspomnienie ciepła ciała, gorącego
oddechu owiewającego twarz, piękna czarna otchłań oczu oraz słodyczy ust, które
z pasją całowały.
— Stop! —
warknęłam przyjmując pozycję pionową w takim tempie, że spora część wody
znalazła się na podłodze. — Mowy nie ma — dorzuciłam zbulwersowana wychodzą z
wanny. Jednak w próbie ucieczki od myśli o nim nie zabrałam z pokoju ubrań na
przebrania się a wbijać się w te przepocone łachy nie miałam zamiaru. Z cichym
westchnięciem niedoli nad brakiem rozsądnego myślenia, owinięta ręcznikiem
udała się do siebie, gdzie doznałam lekkiego szoku grzebiąc w niewielkiej
szafie. Bieliznę znalazłam, spodnie też, skarpetki, obuwie leżące przy łóżku —
durna poszłam na boso — płaszcz złożony w kostkę na szafce nocnej, wszystko
było na miejscu jednak nigdzie nie mogłam znaleźć żadnego odzienia, który
przykryłby górną część ciała. Nie było moich bluzek, bokserek, koszulek, co
wydawało się być nad wyraz dziwne. W końcu mieszkam tu z dwoma facetami i
jednym niewiadomo czym, nie mieli powodu by ruszać moich rzeczy, chociaż… Może
to jakiś genialny plan Tobiego, jak pozbycie się drugiego łóżka. Wściekła jak
osa wyszłam z pokoju, otwierając z hukiem drzwi do gabinetu czarnowłosego będąc
w samych spodniach i bandażu, gdzie wraz z Zetsu pochylali się nad stołem
zapełnionym mapami. Nie nosiłam staników, gdyż potrafiły być uciążliwe podczas
walk a jako iż zawsze muszę być na to przygotowana to obwiązuje piersi bandażem
elastycznym.
— Co się
stało z moimi rzeczami? — warknęłam podirytowana zaistniałą sytuacją. Nie dość,
że mam poważne problemy z Itachim to jeszcze coś takiego.
— O czym
mówisz? — zapytał odrywając tylko na chwile wzrok od badanych terenów, w
chwili, gdy stanęłam w drzwiach.
— Z szafy
zniknęła część mojej garderoby.
— To problem?
— zapytał podnosząc wzrok. Kiwnęłam głową. — Jeśli ci czegoś brakuje to weź ode
mnie — odpowiedział pochylając się znów nad stołem. Wywróciłam oczami widząc
idiotyzm tej sprawy. Przecież ciuchy od tak nie wyparowały musiał ktoś je
wziąć, Kabuto mimo jego dziwactw nie podejrzewam o taką rzecz, jedyny kandydat
na złodzieja to Tobi a on się do tego nie przyzna. Zrezygnowana porzuciłam
próbę odzyskania garderoby i wróciwszy do pokoju wyciągnęłam koszulkę
czarnowłosego zakładając na siebie. Pachniała dziwnie znajomo, lecz dopiero jak
usiadłam na łóżku obejmując się rękoma przypomniałam sobie czyj to mógłby być zapach, Madary. Uśmiechnęłam się
gorzko. I znów Madara, który obecnie nie jawi się w tych miły wspomnieniach,
tych, podczas których wtulałam się w niego bezpieczna, o nie, teraz pamięć
podsuwa tylko obraz jego degradacji. Pamiętam, sama ją zapoczątkowałam. To było
w ramach paniki, która mnie ogarnęła, gdy Madara pewnego razu zaproponowałam
ucieczkę, mówił, że nie może znieść tego jak jestem traktowana przez radę klanu
oraz fakty, że nasza miłość musi być ukrywana. Chciał byśmy uciekli, daleko,
tak aby nas nikt nigdy nie znalazł a w razie konieczności i zaciętego sprzeciwu
pozabija ich. Ogarnęła mnie panika tego co niesie za sobą takie przedsięwzięcie
a przede wszystkim tego, że Madara pragnął być jeszcze bliżej. Podobało mi się
to, że mnie komplementował, opatrywał rany, tulił, całował, można powiedzieć,
że byliśmy razem, jako para. Jednak traktowałam to dość powierzchownie i
myślałam, że z jego strony jest to samo. Niestety okazało się, że darzył
większym uczuciem, którego się wystraszyłam. Nastała panika pchnęła mnie do
potwornej zbrodni. Udałam się do głowy rodu i… poinformowałam o innym
traktowaniu przez Madarę. Wystarczyło powiedzieć o planach ucieczki, aby
poważne kroki zostały przedsięwzięte. Nocna obława całego trzonu na mężczyznę,
następnie zwołanie błyskawicznej rady na polanie w lesie za wioską, wszyscy
poparli zarzuty przedstawione przez głowę rodu. Byłam tam, stałam z boku
obserwując ich poczynania. Kara w takiej sytuacji jest oczywista,
natychmiastowe zerwanie paktu, wydziedziczenie i śmierć. Widziałam ten ból w
oczach, słyszałam słowa, które wykrzykiwał. Nie wiedział, że to ja za tym
stoję. Przepraszał, że się to wydało, że dostatecznie nie upilnował tajemnicy.
Furan, ówczesna głowa rody poinformowała go jedynie o tym, że dostał wiadomości
o planie zabrania mnie, nie mówił od kogo. Nie wiem co się z dalej działo.
Podczas walki uciekł. Klan poszukiwał go, bo za dużo wiedział by od tak sobie
żyć, ale niczego nie znaleźli. Po kilkunastu dniach dopiero odkryli ciało,
które być może było Madarą, ale pewności nie mieli, gdyż do twarzy dobrały się
dzikie zwierzęta. I tak się kończyła świetność potężnego shinobiego, którą
zafundowałam mu. Czasami, później się zastanawiałam czy to był dobry pomysł,
jednak to się już wydarzyło zmian dokonać nie było jak. A teraz historia ma
zatoczyć koło. Itachi, jak postąpię w jego przypadku? Powtórkę z Madary
urządzić nie mam jak, nie ma rodu, a z tego co zauważyłam Sasuke nie ma takiej
mocy przebicia by mu wyperswadować mnie z głowy. Kyuubi, może jemu by to
wyszło, chociaż nie sądzę żeby to pomogło. Itachi z taką determinacją brnął w
przeszłość, aby dowiedzieć się prawdy, że nie wiem czy jest coś, co mogłoby
zmienić teraz jego uczucia. Może inna dziewczyna, ładniejsza taka, która byłaby
pod ręką. Jednak skąd taką teraz wytrzasnąć, co by jeszcze konspirowała dla
mnie. A z resztą tyle siedzi już w tej Konoha, że na pewno jakaś by już na
niego się rzuciła, nie oszukujmy się to Uchiha, uroku mu nie brak.
Podkuliłam nogi pod siebie kładąc się.
— Co ja mam
zrobić? — szepnęłam błagalnym tonem. Potrzebuję pomocy, lecz nie mam do kogo się
z nią zwrócić. Ewentualnie Kyuubi, ale on tu nic nie pomoże. Od wielkiej kłótni
wszystko się zmieniło. Na początku była nienawiść, przynajmniej z ich strony,
ja czułam gorycz, zawiedzenie, rozpacz. Potem przyszedł czas odwilży,
spotykaliśmy się bez zażartej walki, którą pragnęło się zakończyć poderznięciem
gardła. A ostatnie lata przyniosły jeszcze większą poprawę, potrafimy nawet się
dogadać jak teraz w sprawie ochrony Naruto. Nasze relacje są dziwne i w sumie
posiadam jej tylko z nim. Resztę widuję bardzo rzadko wręcz sporadycznie a
spotkania nie są zbyt pozytywne.
— Przesuń się
— usłyszałam a następnie poczułam delikatny dotyk skórzanej rękawiczki na
ramionach. Drgnęłam zaskoczona jego obecnością, nie usłyszałam jak wchodził.
Przesunęłam się robiąc miejsce, które natychmiast zajął obejmując w tali i
obracając tak bym leżała z głową na klatce piersiowej, zawsze tak robił.
Przestałam na to zwracać uwagę, pozwalając na co tylko miał ochotę, w końcu
chcę uśpić jego czujność po za tym mam większe problemy na głowie niż to. Tobi.
Madara. Itachi. Są tak różni a jednak podobni. Dotyk Tobiego jest zawsze zimny,
suchy pozbawiony emocji, jakby robił to odruchowo, machinalnie bez przekonania.
Madara był inny, czuły, opiekuńczy, powodował, że uśmiechałam się, czułam się
spokojna, niezagrożona i szczęśliwa przy nim, lecz nie budził innych uczuć.
Nigdy nie chciałam się sama go niego przytulać, on to robił a ja nie
zabraniałam, lubiłam to. Jednak Itachi, chcę by był blisko, by wiedział nawet
wbrew sobie, mimo żelaznych racji umysłu, dlatego mu powiedziałam. Otworzyłam
się przed nim zdradzając tajemnicę, którą ukrywałam od tak dawna, również przed
Madarą. Nie udało mu się ode mnie dowiedzieć niczego, mimo tej bliskości, jaka
wówczas między nami była. A Itachi dostał prawdę, chociaż nie jest Yokim a
nasze relacje dalekie są od tych, które łączyły mnie i Madarę.
Głupia ja, po prostu stchórzyłam uciekając. Nie
dając szansy na chociażby pomyślenie o tym przez trzy minuty. Ciekawe jak sobie
teraz radzi Itachi z tym i czy w ogóle będzie chciał rozmawiać. Muszę się z nim
zobaczyć, tylko czy ja dam radę stanąć przed nim, po tym jak bezczelnie zwiałam
używając do tego Kyuubiego? Najważniejsze to zdołać się wyrwać stąd, co powinno
być możliwe za kilka dni, gdyż Kabuto znów przeszukuje swoje zwoje. Ostatnio
też to robił nim dał mi możliwość do opuszczenia kryjówki i oswobodzenia się,
chociażby chwilowego spod kurateli Tobiego. Nie wiem czemu, ale jakoś tak
ostatnio przestaje mi przeszkadzać stał się po prostu częścią otoczenia, do
którego przywykłam. Hm, dziwne, jeszcze blisko dwa tygodnie temu wściekałam się
na to, że muszę z nim dzielić łóżko a obecnie jest mi to obojętne, wręcz stało
się rutyną usypianie przy nim. Coś mi w tym nie pasuje, ale mam ważniejsze
sprawy na głowie.
*
Chodziłem przybity nie mogąc uwierzyć, że ona tak po
prostu uciekła bez jakiejkolwiek odpowiedzi, nawet „nie” nie usłyszałem. I
teraz jak ja mam to traktować, odmowa czy czas na przemyślenie? Gdyż po
interwencji Kyuubiego nie sądzę, żeby to mogło oznaczać coś pozytywnego.
Dni mijały aż uzbierał się tydzień. Konoha wróciła
do stanu, nie świetlności, ale użyteczności. Hokage doszła do siebie, co niebywale
wpłynęło na kondycję wioski i jej mieszkańców. Przymusowe prace odbudowujące
dla wszystkich zostały zniesione, więc shinobi wrócili do odbywania misji a
większość konoszan do swoich codziennych pracy, jedynie ekipy firm budowlanych
nadal miały ręce pełne roboty, przez co ciągle poszukiwali nowych pracowników
pozbywając się tym problemu ze szwędającą się bezczynnie młodzieżą. Keiko
zgłosiła się do wolontariatu przy szpitalu, więc nie widywałem jej często, co
odbierałem, jako ulgę. Dziewczyna bywała dość irytująca ze względu na wieczną
obecność i niekończące się, czasami dość dziwne lub osobiste pytania. Nieraz
wypytywała nie dając się spławić byle, jaką odpowiedzą, zmuszają mnie do
tworzenia niemalże drugiej tożsamości. Przecież całej prawdy nie będę jej
wykładał jak na tacy, zwłaszcza, że to dość podejrzane. Zjawia się tak nagle,
po czym staje się niemalże moim cieniem, który nie umie milczeć. Nie raz się
zastanawiałem, jaki jest jej prawdziwy powód tego łażenia ze mną, gdyż
stwierdzenie „po prostu cię lubię” mi nie pasuje, gdyż zachowanie odbiega od
standardowej fanki czy nawet koleżanki. Z tego powodu kłamię podejrzewając, że
jest wysłana tu przez Hokage, aby mieć na mnie oko czy przypadkiem czegoś nie
kombinuję. Zwłaszcza tą teorię potwierdza fakt, że przed atakiem na Konohę
Keiko została wysłana ze mną na misję i tak do końca nikt nie umiał
wytłumaczyć, co ona tam robiła. Ja musiałem wypełniać zadanie z geninami, ale
ona… Tsunade powiedziała by z nami szła rzekomo z jakąś przesyłką, którą
najwyraźniej ja nie mogłem dostarczyć. Jednak nie Keiko zaprzątała mi teraz
umysł tylko pewna białowłosa, ciągle uciekająca dziewczyna. Nie mogę nadal
uwierzyć, że po tym jak oddała pocałunek po prostu zwiała. Zostawiając mnie w
takim ciężkim stanie, po odkryciu prawdy moje myśli, o ile to w ogóle możliwe
krążyły wokół niej z potrojoną siłą. Każda noc to kolejny sen, w którym
kosztuję tej słodyczy jej warg. Poranni to przykra pustka, gdy zdaję sobie
sprawę z tego, że ta piękna wizja nigdy już nie będzie rzeczywistością.
Następnie przytłaczające myśli, które nawiedzają cię podczas rutynowego picia
kawy, pokazują koszmarne obrazy, podrzucając sceny z udziałem Tobiego, o
którego co najgorsze jestem najwyraźniej zazdrosny. Potem poranna toaleta,
zimny prysznic nie potrafi ostudzić targanych emocji. I tak zaczyna się
kolejny, męczący dzień spędzony na treningach tych bachorów, po czym pod koniec
dnia muszę porzucić dopiero co ułożony plan wykończenia Tobiego. Taki misterny,
dopracowany, mogący mieć rację byty gdybym tylko wiedział, gdzie ten padalec ma
kryjówkę oraz gdybym miał pewność, że podczas ataku nie posłuży się Atari lub,
że nie wyrządzi jej krzywdy jak stanę w drzwiach. Następnie jest chwila dla
siebie, podczas której muszę unikać braciszka ze swoim ukochanym, gdyż wnerwia
mnie sam widok blondyna. Do Naruto nic nie mam, ale Kyuubi to już inna sprawa.
Na domiar złego w telewizji nie leci nigdy nic innego niż komedie romantyczne z
pięknym szczęśliwym zakończeniem jak w bajce dla dzieci. Taki sposobem
większość czasu spędzam na treningach wychodząc z założenia, że ból fizyczny i
wycieczenie organizmu zagłosi kołaczące myśli. Po czym cała praca idzie na
marne, ponieważ następuje noc, podczas której nie da rady nie spać —
próbowałem, lecz to nie zmienia faktu, że nawiedza mój umysł podsuwając
wspomnienie wyjawienia tajemnicy i cichej, niewypowiedzianej prośby by znów
stanęła w oknie — a jak tylko sen mnie zmorzy to przychodzą marzenia. I tak w
kółko, dzień po dniu toczy się paranoja, błędne koło, z którego nigdy nie
ucieknę.
Przewróciłem się na drugi bok nie mogąc usnąć, znów.
Kolejna bezsenna noc. Otworzyłem oko spoglądając na szafkę nocną gdzie stał
zegarek. Noc była wyjątkowo bezchmurna, przez co jasna a dzięki temu odczytałem
godzinę, druga nad ranem. Z cichym westchnieniem spróbowałem wtulić się w
poduszkę, która — wiem, że to nie realne, po tak długim czasie — wydawało mi
się, że nadal jest przesiąknięta zapachem Atari. Gdy tak leżałem starając się,
nieudolnie o niej nie myśleć pogrążyłem się wreszcie w pół śnie, lecz szybko
zostałem z niego wybudzony, gdyż usłyszałem charakterystyczny dźwięk naciskania
klamki po czym skrzypnięcie poinformowało, że intruz wszedł do pokoju. Na
ułamek sekundy zmarszczyłem brwi zastanawiając się kogo to licho niesie w nocy,
Atari wybrała by okno, z resztą skrada się dużo lepiej. Jednak postanowiłem nie
zdradzać braku snu i zobaczyć, czego chce włamywacz. Postać zbliżyła się do
łóżka, co ustaliłem dzięki analizie wysokości dźwięków skrzypiącej podłogi.
Następnie owa osoba delikatnie opuszkami palców dotknęła mojego czoła kładąc
powoli na nimi całą dłoń. Poczułem jak włamuje mi się do umysłu, więc udałem
się za nim.
Znajdowaliśmy się w dobrze mi znanej sieci korytarzy
gdzie na ścianach, co jakiś czas widniały drzwi z odpowiednimi napisami. Postać
ubrana w długą czarną pelerynę z obszernym kapturem, najwidoczniej szukała
czegoś konkretnego pominąwszy pozostałe przejścia. Skradałem się za nią
obserwując jej poczynania. Żwawym krokiem przemierzała korytarze uważnie się
rozglądając oraz zatrzymując na rozważania przy co większych skrzyżowaniach, w
końcu najwyraźniej zamotała się w plątaninie przejść gdyż zaczęła po nich
biegać utrudniając mi przy tym szpiegowanie. W końcu nadszedł moment, gdy miałem
już tego serdecznie dość i chciałem wyrzucić intruza jednak on nagle zatrzymał
się i szybko skręcił w mijaną odnogę, zrobił to w tak błyskawicznym tempie, że
mogłem wywnioskować znalezienie poszukiwanych drzwi. Ta informacja na chwilkę
dokładnie króciutki moment czasu mnie zatrzymała, lecz potem przyszło
przerażenie, przypomniałem sobie, do czego przejście prowadzi, do wspomnień o Atari.
— Nie! —
ryknąłem wywalając w mgnieniu oka intruza z umysłu. Po czym zapaliłem lampkę na
szafce łapiąc go za nadgarstek nim zdążył wybyć z pokoju. — Naruto? — mruknąłem
totalnie zaskoczono, gdyż blondyn nie ma umiejętności wkradania się do… —
Kyuubi — sprostowałem widząc czerwone tęczówki.
— Zakochałeś
się w niej — oznajmił najwyraźniej rozbawiony tym faktem. Cholera zdążył
otworzyć drzwi i coś zobaczyć.
— Czego? —
burknąłem nie kryjąc niezadowolenia.
— Chciałem tylko
sprawdzić na ile to prawda i… Szczerze nie spodziewałem się tego — rzekł
wybuchając rechoczącym śmiechem. W złości zadrżała mi warga a oczy błysnęły
sharinganem powodują przypadkowo, że Kyuubi stracił kontrolę nad blondynem,
który odzyskawszy świadomość zamrugał kilka razy najwyraźniej nie wiedzą, co
tutaj robi.
— Wszystko w
porządku? — zapytałem szybko oswobadzając jego nadgarstek, udając, że nie było
sytuacji.
— Co ja tu
robię? — Rozejrzał się po pokoju w lekkiej dezorientacji.
— Co się
dzieje? — zapytał Sasuke wchodząc do pokoju zapewne zaniepokojony tak długą
nieobecnością blondyna. Oboje spędzali dzisiaj czas w salonie oglądając maraton
filmowy. Dopiero przybycie brata mi to przypomniało.
— Nie twój
interes Sasuke — mruknął zachrypiały głos wydobywając się z Uzumakiego, Kyuubi
znów przejął nad nim kontrolę.
— Itachi —
warknął spoglądając na mnie groźnie.
— Nic mu nie
zrobiłem, to ten się zakrada do pokoju i grzebie mi w myślach.
— Co tutaj
się dzieje? — warknął Sasuke wyraźnie pod denerwowany.
— Kyuubi
przejął kontrolę nad Naruto — rzuciłem tłumacząc najważniejszą rzecz, wówczas
oczy blondyna znów przyjęły naturalny błękitny odcień.
— Nie
obchodzi mnie wasza dyskusja! — krzyknął bardziej do siebie a raczej demona w
sobie niż nas. — Ja chcę spędzić mile wieczór a nie wysłuchiwać kłótni. I
oczywiście, że ją kocha, skoro jest dla niego „ważna” — rzekł robiąc
charakterystyczne cudzysłowie w powietrzu przy ostatni słowie. Już otwierałem
usta by jakoś zareagować, gdy Naruto po prostu złapał za rękę Sasuke i opuścili
pokój zostawiając mnie w lekkiej dezorientacji.
Siedziałem w kuchni popijając pośniadaniową kawę i
czytając zostawiony przez Naruto list od mnie. Chociaż autorem tych słów był
Kyuubim znów posługując się ciałem blondyna, który obecnie smacznie spał na
piętrze w pokoju Sasuke.
„Nie wiem czy
ona odwzajemnia twoje uczucia, ale wiedz jedno. Cokolwiek ona nie postanowi nie
pozwolę abyś ją skrzywdził. Dopuścisz się zdrady lub chociażby wygadasz komuś
tajemnice Atari to wiedz, że moją zemsta jest niebywale okrutna a ja znajdę cię
gdziekolwiek się ukryjesz. Pamiętaj mam cię na oku. Kyuubi.”
— Co się
między wami dzieje? — zapytał czarnowłosy bez ceregieli zjawiając się w
drzwiach.
— Nic —
odparłem składając kartkę na cztery i wsuwając w kieszeń spodni.
— Dziwne te
nic — rzekł nie ukrywając złości.
— Małe
niedomówienie z Kyuubim nic nadzwyczajnego. — Upiłem ostatni łyk zawartości
kubka.
— Z Kyuubim?
Jakoś tak ostatnio często ze sobą rozmawiacie, chyba nawet zbyt często. Do tej
pory grzecznie siedział w zamknięciu a teraz.
— Nie masz
się, o co martwić. — Wstałem by włożyć naczynie do zlewu. — Spokojnie nie ma
powodu do zazdrości, mnie Naruto nie interesuje — rzuciłem znikając na
korytarzu.
— Pf, wcale
nie jestem zazdrosny.
*
Tak jak przypuszczałam Kabuto szykował dla mnie nową
misję polegającą na zbieraniu DNA nowych członków kolekcji, jak to określił.
Akurat było mi to na rękę, mogłam wyrwać się z podziemi i zahaczyć o Konohę, a
jako, że ostatnio Tobi mi ufa zostałam puszczona bez jakichkolwiek problemów.
Zadanie nie było trudno, z resztą jak zawsze. Do
tego szybko się z tym uwikłałam nie napotykając na problemy z odnalezieniem
grobu. Tym razem wytyczne Kabuto okazały się precyzyjne. Jednak nie
zignorowałam sposobności do odwiedzenia Konohy, w końcu doszłam do wniosku, że
żeby rozwiązać sprawę z Itachim trzeba porozmawiać a to oznacza spotkanie.
Jednak zanim dotarłam do celu zawitałam do mijanej mieściny by pozbyć się
koszulki, której zapach nieustannie przypominał o Tobim ewentualnie wspomagał
proces powrotu wspomnień dotyczących Madary.
Zbliżyłam się do obrzeży wioski chcąc przedostać się
na jej teren podziemnymi korytarzami gdyż normalne wtargnięcie nie wydawało mi
się dobrym pomysłem zważywszy na późne popołudnie. Zaciekawiona odgłosami
treningu zboczyłam z kursu podchodząc do niewielkiej polany. Przeważnie nikt
tutaj nie przychodził ze względu na znaczne oddalenie od wioski oraz fakt, że
trenowali tutaj przeważnie osoby z Uchiha. Zaskoczył mnie widok Itachiego, lecz
nie zszokował. Już we wczesnych latach lubił tu przychodzić wytrwale celując
kunaiem w tarcze przyczepioną do drewnianego słupa. Wskoczyłam na pobliską
gałąź zaszywając się w gęstym listowiu by z odpowiedniego ukrycia poobserwować
jak za danych czasów.
Czarnowłosy dzierżąc katanę prowadził walkę z
niewidocznym przeciwnikiem. Z zamkniętymi oczami płynnie prowadził ostrze do
ataku. Zgrane ruchy pełne gracji wyglądały niczym taniec w rytm własnej muzyki
ciała. Każdy wojownik z kataną porusza się trochę inaczej, mimo iż szkoły
starając się, dość skutecznie zminimalizować różnice to i tak są one widoczne
dla wprawnego oka. Niektórych gesty są szybkie wręcz błyskawiczne, inni szczycą
się niewiarygodną gibkością a są tacy, co sukces zawdzięczają
nieskoordynowanym, agresywnym ruchom. Każdy walczy na swój unikalny sposób.
Itachiego technika była imponująca, tor ostrza zakreślany nieśpiesznie z
dokładną precyzją, wszystko skoordynowane z poszczególnymi mięśniami ciała
dawało piękny obraz spójności.
Wyjęłam z torby niewielki zwój, z którego po
rozwiązaniu wyleciała katana już bez pochwy. Pochwyciła rękojeść zeskakując z
gałęzi i blokując atak Itachiego. Zaskoczyny mężczyzna odruchowo odskoczył
otwierając oczy, gotowy do walki z intruzem.
— Atari? —
zapytał nie kryjąc zdumienia oraz opuszczając gardę.
— Może masz
ochotę na mały sparing? Tylko na katany, bez ninjutsu i sharingana czy masy
innych technik.
— Słucham?
Chyba mi nie powiesz, że po to tu przyszłaś.
— A jeśli
powiem, że tak?
— Chciałbym z
tobą porozmawiać.
— Jeśli mnie
pokonasz to porozmawiamy, jeśli nie, wracam do siebie.
— Czyli
stawiasz wszystko na jedną kartę. Dobrze, zgadzam się — oznajmił podnosząc
ostrze do góry. Uśmiechnęłam się, po czym w powietrzu rozniósł się
charakterystyczny dźwięk spotykania się dwóch ostrzy. Jego powolne ruchy
nabrały tempa dzięki pracy ciała, które przemieszczało się w imponującym czasie
zmuszając mnie do uników lub blokad. Płynność każdego drgnięcia, obrotu,
wyskoku współgrało z trzaskiem stali o stal, tworząc piękną muzykę, tak dobrze
znaną shinobi, tak przez nich lubianą. Owa walka przypomniała mi sparingi z
Madarą. Często urządzaliśmy sobie takie partnerskie turnieje, w formie
rozrywki, dopracowania zgrania czy jako dobry trening. Jednak jego ruchy były
inne niż Itachiego. Madara walczył bardziej agresywnie z większą szybkością
prowadził ostrze, lecz ciało miało kilkusekundowe opóźnienia, które na polu
bitwy były niewiarygodnie istotne. Więcej się ruszał nie mogąc usiedzieć w
miejscu, ciągle kręcąc głową i gałkami ocznymi, stawiając na moc sharingana.
Mimo iż Itachi ma mniejszy poziom od niego lepiej się nim posługuje, bardzie
precyzyjnie, wydobywając w niego wszystko co tylko można. Mocno się różnią.
Unik poprzez wyrzucenie broni w górę podwójne salto
w tył i złapanie za spadającą klingę, standardowy manewr mylący. Przeciwnik
uważa, że podrzucone ostrze służy do zadania ciosu z góry, poprzez właściciela
dołączającego do katany, co jest oczywiście nieprawdą. Dzięki tej technice
można z łatwością oddalić się na odpowiednią odległość i zaatakować stylem
ninjutsu.
Spring budzi wspomnienia, zwłaszcza płynność ruchów
czarnowłosego przypomina mi pewną walkę. Dobyła się ona podczas jednej z misji,
kiedy Yokim był Madara. Przeciwnik nie należał do niewiarygodnie dobrych,
jednak miał asa w postaci swojej wręcz błyskawicznej szybkości, za którą
normalny wzrok nie nadążał, oczywiście dzięki sharinganowi można było uchwycić
ruch, jednak to było za mało. Nie pamiętam gdzie wówczas był Madara, czy w
ogóle brał udział w tej walce, wiem tylko, że nagle poczułam silny ból.
Standardowe łezki sharingana zaczęły krążyć zmieniając wygląd na wyższe
poziomy, co do tej pory nie miało miejsca i było nienaturalne, gdyż posiadałam
je bez konieczności zmiany wyglądu czarnych kropelek. Z oczu pociekła krew
zamazując obraz a wzmożony ból nie pozwalał racjonalnie myśleć. Pamiętam
panikę, jaka mnie ogarnęła, gdy okazało się, że nie panowałam nad
przeobrażeniami, które bez ustanku następowały w ostateczności doprowadzając do
niemożności używania sharingana. Cała akcja trwała z trzy minuty, poczym wszystko
ustąpiło tak nagle jak się pojawiło pozwalając na dokończenie walki i wreszcie
osłonę przed atakami, która zniknęła na czas tej dziwnej sytuacji. Nie byłam
pewna, ale miałam wrażenie, że za tym stał Madara z jego manią na punkcie
sprawdzania co tak naprawdę potrafię. Przypomina mi to, że z niego wcale taki
grzeczny Yoki nie był, miewał wyskoki i to dość boleśnie się na mnie
dobijające. Wydaje mi się, że teraz w przeszłości wybielam go, pamiętając tylko
to co chcę pamiętać, zapominając o całym obrazie naszych wspólnych chwil.
Tak zagłębiła się w rozmyślania, nie zwracając
zbytnio uwagi na otoczenie, robiąc uniki i ataki odruchowo, że zapomniałam o
wadze przeciwnika, o tym, że Itachiego pokonać nie jest tak łatwo a o czym
przypomniał mi pieczący ból na lewym ramieniu. Czarnowłosy drasną rozcinając
skórę, nie była to głęboka rana, lecz takie cienkie skaleczenie niczym zacięcie
kartką jest niewyobrażalnie niekomfortowe. Syknęłam odskakując na odpowiednia
odległość i łapiąc się automatycznie za ramię, z którego sączyła się niewielka
strużka krwi. Mimo tego uśmiechnęłam się prostując się. Madara podczas takich
sparingów nie często wygrywał.
— Brawo.
Zraniłeś mnie, czyli przegrałam. Teraz wybierz sobie nagro… — urwałam zdając
sobie sprawę z tego, że nie powinnam używać tego słowa. Itachi uśmiechnął się
chowając ostrze do pochwy i podchodząc do torby, która leżała obok pnia.
Zaciekawiona jego postawą również pozbyłam się katany robiąc kilka kroków w
stronę drzewa, wówczas czarnowłosy odwrócił się trzymając w ręku butelkę wody.
— Nie chcę
pić — zakomunikowałam widzą, że się z nią do mnie zbliża.
— Chcę ci
ranę opatrzyć.
Spojrzałam na rozcięcie i ubrudzone ramię krwią. Nie
bardzo byłam pewna, czym chce się zająć, to tylko malutkie skaleczenie, jednak
postanowiłam mu na to pozwolić. Usiadłam pod drzewem koło niego eksponując
zranione miejsce, które zalał obficie wodą spłukując czerwoną substancję. Po
wytarciu ciecz rąbem koszulki nachylił się przejeżdżając językiem po ranie
powodując mój automatyczny odruch ucieczkowy. Niestety szarpnęłam jedynie
ramieniem gdyż zostało ono przytrzymane. Z rumieńcami na policzkach pozwoliłam
mu na kilkakrotną nieśpieszną wędrówkę językiem wzdłuż skaleczenia.
— Nie mam
przy sobie apteczki a ślina tamuje krew — wyjaśnił po oderwaniu się z różem na
twarzy. Odburknęłam coś niezbyt zrozumiale ze wzrokiem błądzącym gdzieś daleko
od czarnowłosego. Zapadła krępująca cisza zagęszczając atmosferę. Z
westchnieniem podniosłam się robiąc pierwsze kroki ku ukrytemu wejściu do
podziemi.
— Atari poczekaj!
— krzyknął zrywając się. — Musimy porozmawiać o tym co…
— Wiem —
przerwałam mu. — Chodźmy do ciebie.
Itachi tylko pokiwał głową zbierając swoje rzeczy.
Szybko znalazłam wejście do podziemi, w końcu tak często z niego ostatnio
korzystałam.
Zeszliśmy na dół a ja wytworzyłam latającą kulę
ognia by oświetlała korytarz. Szłam za czarnowłosym wpatrując się w jego plecy
od dłuższego czasu. Mimo tego nie poczułam się prowadzona przez kolejnego
Uchihę na nieznany los, wręcz przeciwnie mogłabym tak chodzić przez cały czas.
Westchnęłam, chyba podejrzenia stają się prawdą.
— Itachi? —
zapytałam niemalże szeptem zdziwiona niepewnością głosu.
— Yhym.
— Co do mnie
czujesz? — Przystanął gwałtownie. — Nie stawaj, prosto — poinstruowałam widząc
rozwidlenie.
— Dobrze
wiesz — odparł wznawiając marsz.
— Ta, ale
chcę to jeszcze raz usłyszeć.
Stanął odwracając się. Położył dłoń na policzku
delikatnie go głaszcząc, po czym złożył krótki pocałunek.
— Kocham cię
— wyszeptał nim się wyprostował.
— Ruszajmy —
mruknęłam starając się na niego nie patrzeć. Mogę przysiąc, że w oczach
ujrzałabym zawiedzenie. — Od jak dawna?
— kontynuowałam.
— Nie wiem.
Mam czasami wrażenie, że odkąd się pierwszy raz spotkaliśmy, że uwiodłaś
wówczas czterolatka.
— Nie
opowiadaj głupot — żachnęłam się. — Dzieci nie rozumieją jeszcze takich uczuć.
— Prawda, lecz
już wtenczas zasiałaś ziarenko, które spokojnie czekało na odpowiedni moment. A
prawda jest taka, że próbowałem się później dowiedzieć, kim jesteś, jak sama
mówiłaś, zapragnąłem mangekyou, po części nieświadomie. Potem zniknęłaś na
długi czas a wspomnienie o tobie zostało przykryte warstwą kurzu. Następnie
doszło do spotkania w Akatsuki, gdzie obudziłaś stare uczucia, znów
nieświadomie. Przyszło zwyczajne zainteresowanie, jednak nienaturalnie
intensywne, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że coś do ciebie czuję. Wówczas
podczas misji na tym festynie czy festiwalu jak omal cię nie pocałowałem.
Jednak ze względu na mój genialny plan z Sasuke postanowiłem to zignorować, z
resztą szybko zostałaś przypisana do Tobiego. Olałem również twoją próbę
wybicia mi tego pomysłu z głowy. Nie dałaś za wygraną ratując sytuacją podczas
naszej walki. Od tego momentu uczucie w pełni wykiełkowało a każdy kolejny
dzień tylko pogłębiał korzenie.
Zatrzymał się na kolejnym skrzyżowaniu. Oparłam
czoło o plecy zaciskając dłoń na materiale.
— Nie
odwracaj się — wymamrotałam czując jak drgnął. Zrozumiałam. Itachi jest inny
niż reszta i doskonale o tym wiem. Pragnęłabym by był mój, może nie w takim
znaczeniu jakim on chce, jednak… Widać nie da rady nas rozdzielić, ciągle na
siebie wpadamy a drogi nieustannie się krzyżują. Chce mnie uratować, myślałam,
że to nierealne, że szansa przepadła. A może on jest wybawianiem, jedyną osobą,
która pomoże rozliczyć się z przeszłością.
— Potrzebuję
cię — wyszeptałam wtulając się, jednocześnie bardziej zaciskając pięść. Obrócił
się oplatając ramionami, kryjąc mnie w ciasnym, żelaznym uścisku, wręcz
ochronnym.
— Nie bój się
zawsze będę przy tobie.
Poczułam jak całuje czubek głowy, po czym opiera na
nim czoło. Trwaliśmy tak przez dłuższy czas. W końcu byłam szczęśliwa,
bezpieczna w miejscu, w którym mogłabym spędzić resztę dni aż do końca świata.
— Powinniśmy
stąd wyjść — mruknęłam delikatnie się odklejając. Nie odczuwałam obawy, że te
przyjemne ciepło zniknęło na zawsze, nieprawda, gdy tylko będę chciała powróci
topiąc lodowce przeszłości. — Chodź. — Uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę.
Itachi odwzajemnił gest splatając nasze palce. Ruszyliśmy przemierzając
zatęchłe korytarze kryjące tyle wspomnień, cieni dawnych, niekiedy wielkich
postaci klanu. Jednak, gdy szłam u boku czarnowłosego pierwszy raz owe mary
wczorajszych dni nie nawiedzały mnie.
— No to pora
się pożegnać — oznajmiłam, gdy stanęliśmy pod schodami prowadzącymi do piwnicy
w domu Itachiego. Nie chciałam odchodzić, ale pozostać nie mogę.
— Zostań
jeszcze — prosił. — Skarbie — dodał kładąc dłoń na policzku, kiedy zobaczył jak
spuszczam wzrok. Tak słodko to brzmi w jego wykonaniu.
— Muszę, Tobi
zacznie coś podejrzewać, jeśli nie zjawię się na czas. — Kiedy on nauczył się
robić takie proszące oczka? Wygląda teraz jak jakiś szczeniaczek. Westchnęłam
rozumiejąc, że nie ma innego wyjścia, chociaż sama chciałam pozostać z nim
odrobinę dłużej. — Dobrze, ostatecznie mogę wyruszyć dopiero jutro rano.
— Już jutro?
— Nie
wyłudzisz ode mnie więcej. Uwierz naprawdę wolałabym tutaj zostać niż tam
wracać, ale muszę.
— Eh… Wiem,
wiem. Nie rozumiem, ale wiem. Ale skoro zostajesz to zapraszam na górę.
— A twój
brat? Nie chcę by mnie widział, ani Naruto.
— Spokojnie,
Sasuke nocuje dzisiaj u niego. Chcą mieć trochę prywatności, zwłaszcza teraz,
gdy wynikła ta sprawa a z resztą nie będę ci truł o naszych relacjach. Chodź —
oznajmił ciągnąć na pierwszy stopień — zapraszam na herbatkę.
Zdjęliśmy buty przy wychodzeniu z piwnicy poczym
skierowaliśmy się do kuchni, gdzie zrzuciłam torbę na podłogę siadając przy
stole i obserwując jak czarnowłosy stawia czajnik na gaz. Czułam się trochę
mało komfortowo, nie wolno mi było przebywać w tym domu a jeśli już mnie
wpuszczano to jedynie korytarz by dojść do piwnicy, chociaż wówczas częściej
używało się innych wejść, które mieściły się na terenie ulicy zamieszkałej
przez członków trzonu klanu, ewentualnie pozwalali przebywać w salonie. Tutaj
nie mogłam nawet zaglądać gdyż często tu siedziała Mikoto z małym Sasuke
podczas momentów, kiedy wpuszczali do głównego pokoju. Rozglądałam się uważnie
starając się pozbyć wrażenie, że nie powinnam tu siedzieć.
— Ciasteczko?
— zapytał odrywając mnie od rozmyśleń kładąc jednocześnie talerzyk na stół i
siadając naprzeciw. — Wszystko w porządku? — dopytywał najwyraźniej
dostrzegłszy nieobecność myśli.
— Tak,
spokojnie.
— Trochę
nieswojo? — oznajmił lekko zaciągając ostatnią sylabę do góry. Dobry z niego
obserwator. Pokiwałam głową wbijając wzrok z ciasteczka. — To możemy się
przenieść do salonu.
— Było by
lepiej. — Wstałam udając się do pokoju naprzeciwko, tutaj byłam na terenie,
który znałam, pewniejsza siebie. Rozsiadła się wygodnie na kanapie sięgając do
talerzyka, który właśnie został postawiony. Nim czarnowłosy zasiadł rozległ się
dźwięk gwizdu informując o zagotowaniu się wody, z cichym westchnieniem
zawrócił do kuchni zostawiając mnie samą z kolejnymi wspomnieniami. Ostatni raz
przebywałam tu, nie licząc rozmowy z Kyuubim i Sasuke w chwili, gdy zawiadamiałam
Fugaku o poczynaniach Kaoru, to były dni tuż przed opuszczeniem Konohy.
Następnie nastało nieświadome pożegnanie z przedstawicielami klanu na naradzie
w sprawie mojej przyszłości i nowego Yokiego. Uśmiechnęłam się, ciekawe co bym
zrobiła wiedząc, że widzę ich po raz ostatni, że nie będzie więcej zgromadzeń.
Zatrzymałabym to czy pozwoliła dokonać masakry? Intrygujące, choć nigdy nie
będzie mi dane znaleźć na to odpowiedź.
— Przynieść
więcej ciastek? — zapytał stawiając kubki z parującym płynem na ławę.
— He? —
mruknęłam nie bardzo rozumiejąc, czemu o tym mówi póki nie spojrzałam na pusty
talerzyk i trzymany w ręku ostatni biszkopt. Nawet nie zauważyłam, że
dopuściłam się automatycznego i niekontrolowanego zjadania, a było te ciastka
postawić gdzieś dalej. Nie zdążyłam odpowiedzieć jak Itachi wyszedł roześmiany
by po chwili wrócić z całym pudełkiem, tym razem pierników. Czarnowłosy w końcu
zajął miejsce obok zerkając ciągle kątem oka. Zapadła cisza trochę krępująca.
Po pierwsze ze względu na to, że obserwował jakby czekając na jakąś moją
reakcję, lecz ja nie mogłam rozumieć, o jaką mu chodzi. Po drugie zdałam sobie
sprawę, że za bardzo nie mamy, o czym rozmawiać, prawdę w znacznym stopniu już
zna, więc co mówić. Na domiar złego gorąca herbata nie pomagała, gdyż nie było
jak się wykręcić piciem jej, jedynie zostało wcinanie ciastek, no ale ile
można.
— Więc —
rzuciłam starając się przerwać ciszę zakłócana chrupaniem.
— Więc —
powtórzył najwyraźniej również nie wiedząc o czym rozmawiać. Wciągająca ta
dyskusja. — Jak sprawy z Tobim?
— Ty naprawdę
chcesz wiedzieć? — zapytałam zaskoczona, nie chce mi się wierzyć, że ma zamiar
o nim słuchać.
— Nie. Lubię po prostu słyszeć twój
głos.
Uśmiechnęłam się, spuszczając głowę, trudno mi było
się od tak przestawić na komplementującego Itachiego z tymi czarującymi
oczętami.
— Jak tam
twoje relacje z resztą Konohy? Kit o Danzo się powiódł? — zapytałam starając
się zmienić temat, gdyż rozmowy o Tobim do przyjemnych nie należą.
— Wszyscy w
to uwierzyli, nawet Sasuke niczego nie podejrzewa. Wiesz, że on i Naruto są
razem?
— Po tamtym
spotkaniu z nimi domyślałam się, że blondyn jest dla niego kimś ważnym. Tylko
nie byłam pewna czy Uzumaki o tym wie, czy jeszcze nie. — Gwałtownie wypuściłam
powietrze przez nozdrza wydając charakterystyczny dźwięk uśmiechnąwszy się przy
tym na przypomnienie miny Sasuke i jego ochronnego gestu ukrywania Naruto za
placami. — A jak reszta? — dopytywałam się porzucając wspominany obraz i biorąc
lekko przestygłą herbatę.
— Wydaje mi
się, że Hokage zbyt przekonana nie jest. Nadal nie włączyła mnie w struktury
ANBU każąc zajmować się geninami.
— Wkurza mnie
ta kobieta. Myślałam, że szybciej jej przejdzie.
— Spoko nic
się nie stało, dzięki temu miałem więcej czasu na szukanie informacji o tobie.
Westchnęłam. Jemy naprawdę zależało na odkryciu
prawdy. Poświęcał temu każdą wolną chwilę i nie zdziwię się jak okaże się, że
podczas poszukiwań narażał swoją reputację.
— Aż tak
bardzo musiałeś wiedzieć? — Nie odpowiedział tylko wyjął mi z dłoni kubek
odstawiając go, po czym chwycił za podbródek obracając tak by nasze oczy były
na tej samej wysokości.
— Oczywiście.
Inaczej nie mógłbym zrobić tak. — Złączył usta w delikatnym pocałunku.
— I do tego
potrzebna była wiedza o mojej przeszłości?
— Tak. W
końcu trzeba wiedzieć, kogo się kocha.
— A tak na
serio?
— Przed
wyjawieniem swych uczuć musiałem posiadać odpowiednią ilość wiedzy, żeby to nie
skończyło się twoim całkowitym zniknięciem. Wystarczyło to, co miałem w chwili
spotkania tamtej nocy, byś mimo odrzucenia widywała się ze mną, gdyż byłem
niebezpieczny wiedząc za dużo. Prawda?
— Racja.
Przychodziłabym, co jakiś czas, aby sprawdzić czy robisz postępy.
— A to by mi
wystarczyło. Móc spędzić z tobą chociażby kilkanaście minut. Z resztą bez tej
wiedzy nie miałbym możliwości chronienia cię i szans, żeby wyrwać od Tobiego.
— Czyli
chcesz mnie siłą zatrzymać w Konoha? — zapytałam mrużąc gniewnie oczy,
krzyżując ręce na piersi oraz odwracając w pełni do czarnowłosego.
— I tak byś
uciekła. Z resztą nie mam zamiaru cię trzymać przymusem, po prostu nie mogę.
Załamałbym się widząc rozczarowanie w twych oczach — rzekł kładąc dłoń na
policzku. Westchnęłam odtrącając ją. Skuliłam się oplatając rękoma kolana, na
których wylądowało czoło. Itachi natychmiast zamknął mnie w szczelnym uścisku,
mówiącym „ochronię cię przed wszystkim”.
— Boje się o
ciebie — wyszeptał muskając delikatnie ustami czubek głowy. Niosąc tym
obietnicę bezpieczeństwa, ciche „jestem przy tobie”. — Tobi jest niebezpieczny
i nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć cel.
— Wiem —
wyszeptałam. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, jednak nie mogłam od niego
odejść. Taki toksyczny związek, ja go nie chce on mnie, ale rozstać się nie
możemy. Czy Itachi naprawdę myśli, że wracam do Tobiego z radością?
To takie skomplikowane, niby zaufałam Itachiemu,
ale, a jednak otworzyć się nie potrafię. Nawet teraz, mimo iż jest mi dobrze w
jego ramionach nie umiem zmienić pozycji, dalej otulając kolana, zamknięta w
sobie. Znów to robię, ranię wszystkich, którzy się do mnie zbliżą. Ciekawe czy
będzie w stanie to znieść? Chyba raczej powinnam się zapytać, czy ja będę w
stanie znieść to, że jest ktoś, dla kogo jestem najważniejsza. Westchnęłam
powolutku odklejając ręce od nóg przenosząc je na klatkę piersiową
czarnowłosego i zaciskając pięści na materiale. Itachi pociągnął mnie do siebie
usadawiając na kolanach przy okazji mocniej przytulając.
— Ci…
Spokojnie — szeptał głaszcząc, kołysząc się, zapewniając, że jest przy mnie.
Rozluźniłam mięsnie oraz dłonie pozwalając by był moim rycerzem w lśniącej
zbroi, chociaż ten jeden raz.
Czas leciał nie mając najmniejszego znaczenia,
dopiero nastała ciemność za oknami spowodowała ciche przypomnienie, że jednak
tak zupełnie on nie stracił wartości. W końcu, niestety nie mogę pozostać tutaj
na zawsze, z westchnieniem nieznacznie oderwałam się od torsu czarnowłosego
dając mu tym znak, aby poluzował uścisk. Niechętnie rozwarł ramiona bym mogłam
zsunąć się z jego kolan na zimną kanapę.
Bez słowa zajęłam miejsce chwyciwszy kubek z niedokończoną już dawno
wystygłą herbatę, która zniknęła po jednym łyku.
— Zrobić
jeszcze? — zapytał odbierając puste naczynie. Pokręciłam głową powodując koleją
ciszę, lecz tym razem nie krępowała była naturalna, spokojna wręcz sprawiała
wrażenie intymnej. Osunęłam głowę na jego ramię i dopiero w tej pozycji
dostrzegłam telewizor.
— To działa?
— zapytałam wskazując urządzenie.
— Oczywiście.
Chcesz coś obejrzeć? — Pokiwałam głową a Itachi wstał by zabrać pilota leżącego
obok ekranu. Chwilę skakał po kanałach nim zatrzymał się na momencie gdzie
wyświetlane było logo studia produkcji, znaczy się, że film dopiero się
zaczyna.
Od pewnego czasu w telewizorze leciał ciągnący się i
przynudzający melodramat. Wywróciłam oczami obserwując charakterystyczną scenę,
w której główna bohaterka przeżywa depresję w swoim pokoju siedząc przy oknie a
na zewnątrz pada deszcz, jednym słowem bardzo oryginalnie. Zmieniłam pozycję
przewróciwszy się na plecy, nadal z głową na kolanach czarnowłosego, stąd
mogłam obserwować jak w jego oczach odbija się światło z ekranu. Chyba zbyt
długo się przyglądałam gdyż Itachi zwrócił wzrok na mnie uśmiechając się
delikatnie. Odwzajemniłam gest wyciągając rękę i odgarniając kosmyki włosów z
twarzy za ucho. W odezwie on położył dłoń na policzku głaszcząc go. Nie
zrywając kontaktu wzorkowego uniosłam się złączając nasze wargi. Pocałowałam
go, nie on mnie, ja jego! Pierwszy raz to ja zapragnęłam to zrobić. Po tej
krótkiej pieszczocie odsunęłam się chcąc opaść na kanapę, lecz Itachi
uniemożliwił mi to kładąc dłoń na plecach przyciągając ku sobie, czego skutkiem
był ponowny pocałunek, tym razem czulszy, dłuższy. I wcale nam nie
przeszkadzała dramatyczne muzyczka dobiegająca z głośników podkreślająca
tragedię dziejącą się na ekranie.
— Zmęczona? —
zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie. W odpowiedzi ziewnęłam kładąc mu głowę
na ramieniu, brak snu podczas ostatniej nocy dało o sobie znać. — W takim razie
— rzekł naciskając czerwony guzik na pilocie i przerywając zwierzenia bohaterki
— zaniosę cię na górę.
Nawet nie miałam ochoty protestować, pozwoliłam by
wziął na ręce. Jednak okazuje się, że chodzenie po ciemku z dodatkowym ciężarem
jest trudne, mimo tego, że przemieszcza się po własnym domu. Zaśmiałam się
cicho widząc wynikłe problemy by wejść po schodach tak bym nogami nie zahaczała
o balustradę.
— Sama też sobie
poradzę — rzuciłam ześlizgując się z rąk. — Chodź — dodałam łapiąc go za
nadgarstek widząc, że chce zaprotestować.
— Chyba nie
będziesz mieć nic przeciwko jak pożyczę sobie twoją koszulkę? — zapytałam
zaglądając do szafy jak tylko weszliśmy do pokoju a czarnowłosy zapalił
światło.
— Jasne nie
ma sprawy.
Wyciągnęłam rękę biorąc pierwsze, co pod nią
trafiło, czyli czarny t-shirt, to powinno wystarczyć. Zabrałam odzienie i
opuściłam pomieszczenie kierując się do łazienki. Byłam dość mocno śpiąca
jednak chciałam zmyć z siebie trudny podróży nim po raz kolejny tego dnia wtulę
się w Itachiego.
Po szybkim prysznicu ubrałam przyniesioną koszulkę,
nie mam zamiaru spać w tej brudnej a żadnej na zmianę nie mam. Mogłam pomyśleć
wcześniej i kupić kilka, wówczas bym nie została z tym problemem. Nie ważne,
grunt, że to nie należy do Tobiego.
Wychodząc minęłam w drzwiach bruneta, który nim
zniknął w łazience ucałował szybko policzek. Uśmiechnęłam się, przy nim trudno
jest utrzymać kąciki ust w dole albo, chociaż na poziomej linii. Potrząsnęłam
głową przerywając rozmyślania i skierowałam kroki do jego pokoju, gdzie
dopadłam szczotkę leżącą na szafce nocnej. Uwielbiałam to w moich włosach, że
nie ważne jak długo nie widziały mydła czy czegoś do czesania wystarczyły trzy
machnięcia by mieć je proste jak drut bez cienia kołtunów. Dlatego też szybko
odłożyłam przyrząd wskakując pod kołdrę całą przesiąknięta jego zapachem. Było
mi tak błogo, że oczy zamykały się same a Morfeusz skutecznie przywoływał. Z
pół snu wybudził mnie dźwięk otwierających się drzwi a na twarz padły promienie
świetlne dobiegające z korytarza.
— Nie
kładziesz się? — wymamrotałam, gdy Itachi nadal stał w przejściu nie drgnąwszy.
Nastała ciemność i skrzypienie poinformowało mnie, że brunet wszedł do środka.
Ugięcie materacu, chłodny powiew spowodowany odgięciem kołdry oraz ciepłe
dłonie w talii. Odwróciłam się do niego przodem wtulając.
— Słodkich
snów kochanie — rzekł całując czoło kładąc przy tym rękę w biodrze przysuwając
możliwe najbliżej. Bezpieczeństwo, czułam, że nic mi nie grozi tak długo jak
będę przy nim. Ten błogi czar spowodował, że błyskawicznie zasnęłam.
Stan, w którym ciało nadal śpi, nie jest zdolne do
jakiegokolwiek ruchu, ale umysł i zmysły pracują na pełnych obrotach
rejestrując zmiany w otoczeniu. Trele ptaków, promienie słoneczne, ciepło
kołdry, bliskość Uchihy. Zmusiłam się do przewrócenia na plecy oraz otworzenia
jednego oka.
— Dzień…
— Mowy nie ma
— wymruczałam przerywając powitanie, po czym przewróciłam się na drugi bok
nakrywając kołdrę na głowę by stworzyć iluzję nocy.
— Pora
wstawać skarbie. — Odgiął swoją część pościeli odsłaniając plecy i powodując
gęsią skórkę.
— Muszę —
przeciągnęłam ostatnią literę z cierpiętniczym głosem. W odpowiedzi uzyskałam
krótki dotyk warg na szyi. Westchnęłam przewracając się na plecy i napotykając
parę czarnych tęczówek wpatrujących się z wyraźną czułością.
— Dzień dobry
kochanie.
Oplotłam rękoma jego szyję.
— Nie za dużo
synonimów mojego imienia znalazłeś? — zapytałam, lecz nie oczekiwałam
odpowiedzi, w zamian tylko pociągnęłam go ku sobie całując delikatnie na
powitanie.
— Mógłbym
mieć takie poranki codziennie.
— W sumie,
czemu nie. — Uśmiechnęłam się wpatrując w tą piękną otchłań onyksowych oczu.
Hipnotyzująca czerń, która zniewala swym urokiem. Pochylał się nade mną a
rozpuszczone włosy kaskadami opadały mu na plecy oraz twarz, tworząc wrażenie
czegoś mrocznego. — Co serwujesz na śniadanie? — zapytałam odgarniając mu
kosmyki za ucho.
— Co tylko
zechcesz o ile zechcesz jajecznice lub kanapki, bo tylko to mam w lodówce.
— Może być
jajecznica.
— Wedle
życzenia — oznajmił wstając. Zabrał ubrania i prawdopodobnie poszedł przebrać
się do łazienki, gdyż chwilę po wyjściu usłyszałam trzask kolejnych drzwi a
następnie skrzypienie drewnianych schodów. Westchnęłam przewracając się na
drugi bok rozumiejąc, że nie mogę tutaj leżeć wiecznie. Wstałam opuszczając
nogi na zimną podłogę. Spojrzałam na niezasłonięte okno, kręcą ze
zrezygnowaniem głową. Gdzie ja wczoraj myślami byłam? Przecież utajenie przede
wszystkim, a tak mógł ktoś zajrzeć do środka. Zła na siebie, że nie
zabezpieczyłam się przed przypadkowym odkryciem wyszłam kierując kroku ku
łazience, z której wczoraj nie zabrałam brudnych ubrań. Popatrzyłam na rzucone
byle jak ciuchy ze skwaszoną miną, na samą myśl, że będę zmuszona się w nie
ubrać. Jednak co poradzić, w koszulce Itachiego u Tobiego pokazać się nie mogę,
z resztą nawet tą nowo kupioną bluzkę będę musiała przed kryjówką wyrzucić, w
końcu nie chcę by on coś podejrzewał, a na pewno miał w ukradnięciu mi części
garderoby jakiś chytry plan. Tylko nie rozumiem, czego oczekuje od noszenia
jego ubrań, to ma niby sprawić, że będę bardziej posłuszna? Rozgryźć tego
człowieka się nie da. Czasami mam wrażenie jakby siedziało w nim kilka osób,
które zależnie od sytuacji przejmują kontrolę nad ciałem.
Rozmyślania skończyły się, gdy wszystkie części
garderoby leżały już na swoim miejscu a ja mogłam zejść na dół, gdzie w kuchni
Uchiha zawzięcie walczył ze śniadaniem. I słowo walczył tutaj pasuje, gdyż
brunet jedną ręką trzymał w powietrzu patelnię grzebiąc drugą w szafce, z
której po chwili wyjął sól, lecz postawił ją tylko na blacie obok kuchenki i
rzucił się na widelec bełtając nim zawartość patelni. Do tego łypał zły na
gwiżdżący czajnik. Wyglądało to tak jakby starał się robić wszystko na raz, co
skutkowało niemożliwością zrobienia jednej rzeczy do końca.
Zaśmiałam się. — Spokojnie przecież poczekam, nie
musisz się tak spieszyć.
Gwałtownie odwrócił się najwyraźniej nie słysząc
mojego pojawienia się. Wybełkotał coś, co zupełnie nie rozumiałam i zwiększył
szybkość. Nie do końca przekonana czy da sobie sam z tym radę zaczęłam zaglądać
do poszczególnych szafek szukając kubków, żeby zająć się, chociaż
niemiłosiernie gwiżdżącym czajnikiem.
— Kawa czy
herbata? — zapytałam wyjmując poszukiwane naczynia i przerywając mu jeszcze
niewypowiedziany sprzeciw.
— Kawa —
mruknął. Dzięki tej małej pomocy śniadanie po kilku minutach stała już na
stole. Posiłek przebiegał w ciszy, podczas której każdy był zajęty swoim
talerzem, lecz przy piciu kawy nie wytrzymałam:
— Czemu się
tak przyglądasz? — zapytałam lekko podirytowana. W końcu ile osób lubi jeść pod
czują obserwacją?
— Czy jest
coś, co by cię tutaj mogło zatrzymać?
Westchnęłam. Ta bardzo starałam się nie myśleć o
powrocie do Tobiego o tym, że muszę lada moment opuścić Itachiego. Chciałabym
już na zawsze tu pozostać jednak oboje dobrze wiedzieliśmy, że to tylko
pragnienie, które pozostanie w sferze marzeń, mimo iż czarnowłosy starał się z
tym walczyć.
— Atari? —
Starałam się unikać jego wzroku oraz odpowiedzi, co spowodowało wypicie jednym
haustem pozostałość kawy. Spojrzałam do pustego naczynia i na wiszący zegar.
— Już pora —
wyszeptałam ze wzrokiem utkwionym na dnie kubka
— Mogę cię,
chociaż odprowadzić?
— Idę
podziemiami, więc do murów Konohy tak.
— A dalej?
— Itachi
proszę cię nie pogarszaj tego. Dobrze wiesz, jaka jest odpowiedź a i tak
zmuszasz mnie abym ją wypowiedziała.
Nie odpowiedział wstał tylko zbierając brudne
naczynia, które wylądowały w zlewie. Wyjął latarkę z szuflady nadal nie mówiąc
ani słowa i skierował się ku piwnicy. Obserwowałam znikające plecy za zakrętem
wiedząc, że sprawiłam mu ból. Spojrzałam jeszcze raz na zegarek upewniając się,
że dobrze odczytałam godzinę. Nie było pomyłki, musiałam już się zbierać
zostanie chociażby godziny dłużej spowoduje niewyrobienie się na czas. Tobi
będzie coś podejrzewał, jeśli nie zjawię się w kryjówkę po upływie dni
potrzebnych na powrót spokojnym krokiem. I tak przez odwiedziny Konohy będę
musiała gnać całą trasę nie robiąc postoju nawet nocą by zdążyć. Pochwyciłam
torbę leżącą od wczoraj koło stołu udając się w ślad za Itachim, który nałożył
już buty znikając w drzwiach do piwnicy.
Szliśmy obok siebie w kompletnej ciszy, jedyne
dźwięki to nasze kroki odbijające się echem od kamiennych ścian i moje krótkie
polecanie „w prawo, lewo, prosto”. Spojrzałam kątem oka na nic niewyrażającą
twarz bruneta. Zdaję sobie sprawę z tego, że boli go ta sytuacja, ma prawo do
niezadowolenia. Puszcza mi płazem winy przeszłości, otacza szczerym uczuciem a
ja w zamian daję kilkanaście godzin spędzonych razem, nawet nie dobę, oraz
niewyjaśnioną z resztą nielogiczną potrzebę powrotu do osoby, której zależy
tylko i wyłącznie na spełnieniu swojego chorego celu. Ta… beznadziejna ze mnie
dziewczyna. Wówczas poczułam jak splata ze sobą nasze palce, spojrzałam na
niego, nasz wzrok spotkał się. Uniósł kąciku ust zaciskając mocniej dłoń,
odpowiedziałam mu tym samym.
Niestety te podziemia nie są nieskończone,
musieliśmy w końcu z nich wyjść. Znaleźliśmy się w tym samym miejscu co
wczoraj. Lubiłam używać tego wejścia gdyż znajdowało się w znacznym oddaleniu
od Konohy, do tego obok owianej niezbyt pochlebną reputacją polanki, gdzie
trenował Itachi oraz dawniej inni przedstawiciele klanu, dzięki temu niewiele
osób się tu kręciło.
Blask słońca oślepił po minutach spędzonych w
ciemnych korytarzach, z resztą i tak będąc poza nimi musiałam to zrobić,
wyjęłam okulary wkładając je na nos.
— Więc, no,
y… — dukałam nie bardzo wiedząc jak się pożegnać. Przeważnie rzucam
jakiekolwiek słowa odchodząc, ale nie sądzę żeby to było w tej sytuacji
poprawne.
— Kiedy się
znów zobaczymy? — zapytał obejmując. Oparłam czoło na jego torsie, nie miałam
pojęcia, co odpowiedzieć.
— Niebawem —
rzuciłam wymijająco. Cisza, tym razem przytłaczająca a przynajmniej mnie. —
Wiesz nie za bardzo możemy spotykać się w Konoha.
— To gdzie?
— Nie wiem —
szepnęłam widząc beznadziejny przypadek. Nic nie było pewne i wszystko stało na
przeszkodzie. — Wiem! — krzyknęłam doznając olśnienie odklejając się od torsu
bruneta. Wykonałam szybko kilka pieczęci powodując pojawienie się niedużego niebieskiego
węża, technika Orochimaru, ale bardzo skuteczna. — Jak będę mogła się spotkać
to prześlę ci wiadomość przez niego — oznajmiłam kładąc mu na ręce zwierzę. —
Zamieni się on wówczas w papier gdzie będzie dokładna lokalizacja oraz termin.
Niestety nie sądzę by to mogło być gdzieś niedaleko Konohy. Tobi stara się mnie
trzymać z dala od niej a nawet Kraju Ognia.
— Nie szkodzi
— odparł uśmiechając się rad z niewypowiedzianej obietnicy spotkania. — W takim
razie do zobaczenia.
— Ta, do
zobaczenia. — Już się odwracałam, lecz zostałam brutalnie sprowadzona do
poprzedniej pozycji, ledwo otworzyłam usta by cokolwiek powiedzieć, gdy Itachi
z zachłannością pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję oddając pieszczotę z tą
samą pasją.
— Będę
potwornie tęsknił — wyszeptał rozłączając wargi z powodu braku tchu przy okazji
ścierając kciukiem nitkę śliny, która zawisła między nami.
— Ja też —
odparłam znów całując, ostatni raz na najbliższy czas. Mam nadzieję, że Kabuto
nadal poszukuje osób do swojej kolekcji, dzięki temu będę mogła wyrwać się. —
Do zobaczenia — rzuciłam po zakończeniu pieszczony szybko wyswobadzając się z
uścisku. Jeśli jak nie wykonam tego kroku to Itachi go nie zrobi i będziemy tak
tutaj stać do samego wieczora, na co pozwolić sobie nie mogę.
________________________________________________________________________________
Przepraszam was za ta długą nieobecność, ale ostatnie tygodnie były dla mnie istnym koszmarem zaliczeniowy, który co gorsza jeszcze się do końca nie skończył, ale jako, że nastał trochę luźniejszy okres to postanowiłam opublikować ten rozdział. Mam nadzieję, że jakoś nieobecność rekompensuje długość notki. Przy okazji chciałabym serdecznie powitać nowe czytelniczki. Nawet nie wiecie jaką mi sprawiłyście radość gdy zobaczyłam pod notką nowe komentarze. A czułam taką rezygnację do tego opowiadania a dzięki wam wróciły mi siły i pomysły na poprowadzenia dalej tej historii, która jak widać nabiera tępa i coraz bardziej zmierza do punktu kulminacyjnego - wojny. No nic to, do następnego i mam nadzieję, że nie zraziłam nowe czytelniczki taką przerwą w pisaniu. Pozdrawiam wszystkich :)
Ah, musze przyznać, iż Atari razem z Itachim są słodcy <3 Zniknięcie ubrań dziewczyny, było co najmniej dziwne xD Może Tobi ma jakiś fetysz, i podczas rzekomego 'planowania wojny' zaszywa sie w swoim gabinecie i potajemnie wącha je wszystkie.. ewentualnie lubi się przebierać w kobiece ciuszki xD Czekam zniecierpliwiona na ciąg dalszy. Pozdawiam, Akuma :)
OdpowiedzUsuńHeh, najbardziej zadziwiająca i zabawna część rozdziału, to te nieszczęsne znikające ubrania Atari. ;) W końcu Itachi mógł wszystko sobie z nią wyjaśnić i powiedzieć dobitnie, że ją kocha. To było takie słodkie ^^ Ulżyło mi, powiem szczerze, że Atari dała nadzieję na następne spotkanie. Gdyby tak nie było, chybabym się załamała.. Czekam, czekam i jeszcze raz czekam na następny rozdział. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWitaj, kochana :)
OdpowiedzUsuńNa początku chciałabym Cię przeprosić za tak późne przeczytanie i skomentowanie notki. Niestety, ubiegłe tygodnie były dla mnie wyczerpujące - ogromna ilość nauki, a także pewne sprawy prywatne pozbawiły mnie wolnego czasu. Na szczęście, dzięki feriom nareszcie udało mi się do Ciebie zajrzeć, gdyż niesamowicie stęskniłam się za Twoim opowiadaniem.
Rozdział był fenomenalny! :) Bardzo ucieszyła mnie jego długość - objętość tekstu pozwoliła mi dłużej się nim cieszyć, przez co spędziłam miły wieczór z Twoim blogiem. Spodobały mi się rozterki Atari - ciekawie je opisałaś. Sama odczuwałam wątpliwości dziewczyny, jej strach i niepewność. Zaintrygowały mnie zniknięcia ubrań - ciekawe, do czego potrzebował ich Tobi :D Cieszę się, że Atari spotkała się z Itachim i że zdołali się do siebie zbliżyć. Mam nadzieję, iż z rozdziału na rozdział ich uczucie stanie się silniejsze. Nie przeżyłabym, gdyby Itachi utracił swoją miłość. Widać, że dla dziewczyny byłby zdolny zrobić wszystko, co byłoby w jego mocy.
Z niecierpliwością będę czekać na dalszą część historii. Również jestem szczęśliwa, że na blogu znalazły się nowe czytelniczki. Wiem, jak korzystnie wpływa to na funkcjonowanie autora. Kochana, wiedz, że masz w nas wsparcie - uwielbiamy Twoje opowiadanie i nie możemy się już doczekać, co dla nas jeszcze w nim przygotowałaś.
Życzę Ci dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam cieplutko :)