środa, 12 lutego 2014

28. Madara. Tobi. Itachi. Tacy podobni tacy inni.

Wróciłam z Konohy wczoraj i nadal nie umiem pozbierać się po słowach Itachiego. Jedyna rzecz jaka jest na plus to, to, że Tobi przestał być taki podejrzliwy dając mi trochę więcej swobody, która była mi obecnie bardzo potrzebna.
Nastał kolejny ranek. Czarnowłosy ulotnił się do swojego gabinetu przygotowując strategię bitewną, Zetsu plątał się niewiadomo gdzie, Kabuto nie rusza się ze swojego pokoju. W sumie to przychodził do mnie tylko jak coś chciał. I takim sposobem zostałam sama, co mnie obecnie niezwykle uszczęśliwia. Naprawdę nie wiedziałam co zrobić z Itachim. Staram się go chronić jak tylko mogę a on od tak zaprzepaszcza moje misterne plany. W ogóle, jakim cudem się zakochał, kiedy niby? Przecież on nie może. Jestem demonem z klątwą, której zdjąć się nie da. Nie mogę zapewnić mu szczęścia, bezpieczeństwa, spokoju czy nawet potomka. A bez tego klanu Uchiha czeka zagłada. Czy on o tym wszystkim myśli? Nie możemy sobie pozwolić na uczucia, tu trzeba brać pod uwagę przyszłość oraz przeszłość. Naprawdę do tej pory starałam się go chronić, głównie przede mną, przede wszystkim przede mną a on to ignoruje robiąc wszystko by być bliżej. A już nie wiem co mam robić? Ucieczka była automatyczną obroną, jednak jej minus jest to, że jest jednorazowa. Teraz pora wykombinować plan na moment, w który przyjdzie się nam znów spotkać. Co ja niby mam mu wówczas powiedzieć? Nie mogę tej sprawy od tak zostawić, bo on wie za dużo, zna prawdę, a co jeśli postanowi ją wykorzystać? Nie może do tego dojść, to jest oczywiste. Jednak co robić?! Dlaczego historia zatacza krąg? Dlaczego muszę znów przez to przechodzi, wystarczająco się namęczyłam za pierwszym razem. A pech sięgnął zenitu, gdyż nie mogę postąpić jak w przypadku Madary. No właśnie Madara. Ta cała sytuacja obudziła wspomnienia, która z potrojoną mocną powracają. Dokładnie pamiętam tamten dzień, moje uczucia i to co zrobiłam później. Czasami tego żałuję, czasami pragnęłabym znów tam być i powiedzieć „tak”. Niestety stchórzyłam, postąpiłam jak z Itachim, uciekłam nie dając odpowiedzi. Jednak następny krok był o wiele gorszy, w akcie paniki, desperacji dokonałam czegoś, co nie powinno mieć miejsca i to osobie, która na to nie zasłużyła. Teraz nie wiem, czy tego samego nie wykonać na Itachim, lecz gdy przypominam sobie minę Madary, gdy wyprowadzali go podając zarzuty… Nie wiem czy byłabym wstanie znieść Itachiego z takim wyrazem twarzy. Z resztą wówczas było to łatwiejsze, miałam do kogo się zwrócić a teraz, mogę tylko poinformować o tym Tobiego. On wówczas zrobi jedyne co będzie umiał, zabije Itachiego, do czego dopuścić nie mogę. Po pierwsze w trakcie śmierci czy walki może mu za dużo wyjawić, po drugie nie mogę pozbyć się jedynego członka klanu, który jest w stanie zapewnić potomków, bo na Sasuke to nie ma co liczyć. Z resztą nie mogę znieść myśli, że wydałabym Itachiego na śmierć.
Westchnęłam przewracając się na drugi bok by następnie podnieść się do siadu stawiając bose stopy na zimnym kamieniu. Doszłam do wniosku, że na skołowane nerwy dobra jest długa gorąca kąpiel, toteż wybrałam się do łazienki gdzie szybciutko wskoczyłam do wody. Zanurzywszy się w niej po szyję, leżałam starając się skupić myśli na czymkolwiek innym niż Itachi czy Madara. Jednak to było trudniejsze niż przypuszczałam. Złośliwość umysły dała osobie znać toteż gdy tylko spojrzałam na nadgarstki wróciło uczucie zaciskających się na nich palców czarnowłosego, które chwilę później przesunęły się by złączyła nasze dłonie. Wspomnienie ciepła ciała, gorącego oddechu owiewającego twarz, piękna czarna otchłań oczu oraz słodyczy ust, które z pasją całowały.
 — Stop! — warknęłam przyjmując pozycję pionową w takim tempie, że spora część wody znalazła się na podłodze. — Mowy nie ma — dorzuciłam zbulwersowana wychodzą z wanny. Jednak w próbie ucieczki od myśli o nim nie zabrałam z pokoju ubrań na przebrania się a wbijać się w te przepocone łachy nie miałam zamiaru. Z cichym westchnięciem niedoli nad brakiem rozsądnego myślenia, owinięta ręcznikiem udała się do siebie, gdzie doznałam lekkiego szoku grzebiąc w niewielkiej szafie. Bieliznę znalazłam, spodnie też, skarpetki, obuwie leżące przy łóżku — durna poszłam na boso — płaszcz złożony w kostkę na szafce nocnej, wszystko było na miejscu jednak nigdzie nie mogłam znaleźć żadnego odzienia, który przykryłby górną część ciała. Nie było moich bluzek, bokserek, koszulek, co wydawało się być nad wyraz dziwne. W końcu mieszkam tu z dwoma facetami i jednym niewiadomo czym, nie mieli powodu by ruszać moich rzeczy, chociaż… Może to jakiś genialny plan Tobiego, jak pozbycie się drugiego łóżka. Wściekła jak osa wyszłam z pokoju, otwierając z hukiem drzwi do gabinetu czarnowłosego będąc w samych spodniach i bandażu, gdzie wraz z Zetsu pochylali się nad stołem zapełnionym mapami. Nie nosiłam staników, gdyż potrafiły być uciążliwe podczas walk a jako iż zawsze muszę być na to przygotowana to obwiązuje piersi bandażem elastycznym.
 — Co się stało z moimi rzeczami? — warknęłam podirytowana zaistniałą sytuacją. Nie dość, że mam poważne problemy z Itachim to jeszcze coś takiego.
 — O czym mówisz? — zapytał odrywając tylko na chwile wzrok od badanych terenów, w chwili, gdy stanęłam w drzwiach.
 — Z szafy zniknęła część mojej garderoby.
 — To problem? — zapytał podnosząc wzrok. Kiwnęłam głową. — Jeśli ci czegoś brakuje to weź ode mnie — odpowiedział pochylając się znów nad stołem. Wywróciłam oczami widząc idiotyzm tej sprawy. Przecież ciuchy od tak nie wyparowały musiał ktoś je wziąć, Kabuto mimo jego dziwactw nie podejrzewam o taką rzecz, jedyny kandydat na złodzieja to Tobi a on się do tego nie przyzna. Zrezygnowana porzuciłam próbę odzyskania garderoby i wróciwszy do pokoju wyciągnęłam koszulkę czarnowłosego zakładając na siebie. Pachniała dziwnie znajomo, lecz dopiero jak usiadłam na łóżku obejmując się rękoma przypomniałam sobie czyj to  mógłby być zapach, Madary. Uśmiechnęłam się gorzko. I znów Madara, który obecnie nie jawi się w tych miły wspomnieniach, tych, podczas których wtulałam się w niego bezpieczna, o nie, teraz pamięć podsuwa tylko obraz jego degradacji. Pamiętam, sama ją zapoczątkowałam. To było w ramach paniki, która mnie ogarnęła, gdy Madara pewnego razu zaproponowałam ucieczkę, mówił, że nie może znieść tego jak jestem traktowana przez radę klanu oraz fakty, że nasza miłość musi być ukrywana. Chciał byśmy uciekli, daleko, tak aby nas nikt nigdy nie znalazł a w razie konieczności i zaciętego sprzeciwu pozabija ich. Ogarnęła mnie panika tego co niesie za sobą takie przedsięwzięcie a przede wszystkim tego, że Madara pragnął być jeszcze bliżej. Podobało mi się to, że mnie komplementował, opatrywał rany, tulił, całował, można powiedzieć, że byliśmy razem, jako para. Jednak traktowałam to dość powierzchownie i myślałam, że z jego strony jest to samo. Niestety okazało się, że darzył większym uczuciem, którego się wystraszyłam. Nastała panika pchnęła mnie do potwornej zbrodni. Udałam się do głowy rodu i… poinformowałam o innym traktowaniu przez Madarę. Wystarczyło powiedzieć o planach ucieczki, aby poważne kroki zostały przedsięwzięte. Nocna obława całego trzonu na mężczyznę, następnie zwołanie błyskawicznej rady na polanie w lesie za wioską, wszyscy poparli zarzuty przedstawione przez głowę rodu. Byłam tam, stałam z boku obserwując ich poczynania. Kara w takiej sytuacji jest oczywista, natychmiastowe zerwanie paktu, wydziedziczenie i śmierć. Widziałam ten ból w oczach, słyszałam słowa, które wykrzykiwał. Nie wiedział, że to ja za tym stoję. Przepraszał, że się to wydało, że dostatecznie nie upilnował tajemnicy. Furan, ówczesna głowa rody poinformowała go jedynie o tym, że dostał wiadomości o planie zabrania mnie, nie mówił od kogo. Nie wiem co się z dalej działo. Podczas walki uciekł. Klan poszukiwał go, bo za dużo wiedział by od tak sobie żyć, ale niczego nie znaleźli. Po kilkunastu dniach dopiero odkryli ciało, które być może było Madarą, ale pewności nie mieli, gdyż do twarzy dobrały się dzikie zwierzęta. I tak się kończyła świetność potężnego shinobiego, którą zafundowałam mu. Czasami, później się zastanawiałam czy to był dobry pomysł, jednak to się już wydarzyło zmian dokonać nie było jak. A teraz historia ma zatoczyć koło. Itachi, jak postąpię w jego przypadku? Powtórkę z Madary urządzić nie mam jak, nie ma rodu, a z tego co zauważyłam Sasuke nie ma takiej mocy przebicia by mu wyperswadować mnie z głowy. Kyuubi, może jemu by to wyszło, chociaż nie sądzę żeby to pomogło. Itachi z taką determinacją brnął w przeszłość, aby dowiedzieć się prawdy, że nie wiem czy jest coś, co mogłoby zmienić teraz jego uczucia. Może inna dziewczyna, ładniejsza taka, która byłaby pod ręką. Jednak skąd taką teraz wytrzasnąć, co by jeszcze konspirowała dla mnie. A z resztą tyle siedzi już w tej Konoha, że na pewno jakaś by już na niego się rzuciła, nie oszukujmy się to Uchiha, uroku mu nie brak.
Podkuliłam nogi pod siebie kładąc się.
 — Co ja mam zrobić? — szepnęłam błagalnym tonem. Potrzebuję pomocy, lecz nie mam do kogo się z nią zwrócić. Ewentualnie Kyuubi, ale on tu nic nie pomoże. Od wielkiej kłótni wszystko się zmieniło. Na początku była nienawiść, przynajmniej z ich strony, ja czułam gorycz, zawiedzenie, rozpacz. Potem przyszedł czas odwilży, spotykaliśmy się bez zażartej walki, którą pragnęło się zakończyć poderznięciem gardła. A ostatnie lata przyniosły jeszcze większą poprawę, potrafimy nawet się dogadać jak teraz w sprawie ochrony Naruto. Nasze relacje są dziwne i w sumie posiadam jej tylko z nim. Resztę widuję bardzo rzadko wręcz sporadycznie a spotkania nie są zbyt pozytywne.
 — Przesuń się — usłyszałam a następnie poczułam delikatny dotyk skórzanej rękawiczki na ramionach. Drgnęłam zaskoczona jego obecnością, nie usłyszałam jak wchodził. Przesunęłam się robiąc miejsce, które natychmiast zajął obejmując w tali i obracając tak bym leżała z głową na klatce piersiowej, zawsze tak robił. Przestałam na to zwracać uwagę, pozwalając na co tylko miał ochotę, w końcu chcę uśpić jego czujność po za tym mam większe problemy na głowie niż to. Tobi. Madara. Itachi. Są tak różni a jednak podobni. Dotyk Tobiego jest zawsze zimny, suchy pozbawiony emocji, jakby robił to odruchowo, machinalnie bez przekonania. Madara był inny, czuły, opiekuńczy, powodował, że uśmiechałam się, czułam się spokojna, niezagrożona i szczęśliwa przy nim, lecz nie budził innych uczuć. Nigdy nie chciałam się sama go niego przytulać, on to robił a ja nie zabraniałam, lubiłam to. Jednak Itachi, chcę by był blisko, by wiedział nawet wbrew sobie, mimo żelaznych racji umysłu, dlatego mu powiedziałam. Otworzyłam się przed nim zdradzając tajemnicę, którą ukrywałam od tak dawna, również przed Madarą. Nie udało mu się ode mnie dowiedzieć niczego, mimo tej bliskości, jaka wówczas między nami była. A Itachi dostał prawdę, chociaż nie jest Yokim a nasze relacje dalekie są od tych, które łączyły mnie i Madarę.
Głupia ja, po prostu stchórzyłam uciekając. Nie dając szansy na chociażby pomyślenie o tym przez trzy minuty. Ciekawe jak sobie teraz radzi Itachi z tym i czy w ogóle będzie chciał rozmawiać. Muszę się z nim zobaczyć, tylko czy ja dam radę stanąć przed nim, po tym jak bezczelnie zwiałam używając do tego Kyuubiego? Najważniejsze to zdołać się wyrwać stąd, co powinno być możliwe za kilka dni, gdyż Kabuto znów przeszukuje swoje zwoje. Ostatnio też to robił nim dał mi możliwość do opuszczenia kryjówki i oswobodzenia się, chociażby chwilowego spod kurateli Tobiego. Nie wiem czemu, ale jakoś tak ostatnio przestaje mi przeszkadzać stał się po prostu częścią otoczenia, do którego przywykłam. Hm, dziwne, jeszcze blisko dwa tygodnie temu wściekałam się na to, że muszę z nim dzielić łóżko a obecnie jest mi to obojętne, wręcz stało się rutyną usypianie przy nim. Coś mi w tym nie pasuje, ale mam ważniejsze sprawy na głowie.

*

Chodziłem przybity nie mogąc uwierzyć, że ona tak po prostu uciekła bez jakiejkolwiek odpowiedzi, nawet „nie” nie usłyszałem. I teraz jak ja mam to traktować, odmowa czy czas na przemyślenie? Gdyż po interwencji Kyuubiego nie sądzę, żeby to mogło oznaczać coś pozytywnego.
Dni mijały aż uzbierał się tydzień. Konoha wróciła do stanu, nie świetlności, ale użyteczności. Hokage doszła do siebie, co niebywale wpłynęło na kondycję wioski i jej mieszkańców. Przymusowe prace odbudowujące dla wszystkich zostały zniesione, więc shinobi wrócili do odbywania misji a większość konoszan do swoich codziennych pracy, jedynie ekipy firm budowlanych nadal miały ręce pełne roboty, przez co ciągle poszukiwali nowych pracowników pozbywając się tym problemu ze szwędającą się bezczynnie młodzieżą. Keiko zgłosiła się do wolontariatu przy szpitalu, więc nie widywałem jej często, co odbierałem, jako ulgę. Dziewczyna bywała dość irytująca ze względu na wieczną obecność i niekończące się, czasami dość dziwne lub osobiste pytania. Nieraz wypytywała nie dając się spławić byle, jaką odpowiedzą, zmuszają mnie do tworzenia niemalże drugiej tożsamości. Przecież całej prawdy nie będę jej wykładał jak na tacy, zwłaszcza, że to dość podejrzane. Zjawia się tak nagle, po czym staje się niemalże moim cieniem, który nie umie milczeć. Nie raz się zastanawiałem, jaki jest jej prawdziwy powód tego łażenia ze mną, gdyż stwierdzenie „po prostu cię lubię” mi nie pasuje, gdyż zachowanie odbiega od standardowej fanki czy nawet koleżanki. Z tego powodu kłamię podejrzewając, że jest wysłana tu przez Hokage, aby mieć na mnie oko czy przypadkiem czegoś nie kombinuję. Zwłaszcza tą teorię potwierdza fakt, że przed atakiem na Konohę Keiko została wysłana ze mną na misję i tak do końca nikt nie umiał wytłumaczyć, co ona tam robiła. Ja musiałem wypełniać zadanie z geninami, ale ona… Tsunade powiedziała by z nami szła rzekomo z jakąś przesyłką, którą najwyraźniej ja nie mogłem dostarczyć. Jednak nie Keiko zaprzątała mi teraz umysł tylko pewna białowłosa, ciągle uciekająca dziewczyna. Nie mogę nadal uwierzyć, że po tym jak oddała pocałunek po prostu zwiała. Zostawiając mnie w takim ciężkim stanie, po odkryciu prawdy moje myśli, o ile to w ogóle możliwe krążyły wokół niej z potrojoną siłą. Każda noc to kolejny sen, w którym kosztuję tej słodyczy jej warg. Poranni to przykra pustka, gdy zdaję sobie sprawę z tego, że ta piękna wizja nigdy już nie będzie rzeczywistością. Następnie przytłaczające myśli, które nawiedzają cię podczas rutynowego picia kawy, pokazują koszmarne obrazy, podrzucając sceny z udziałem Tobiego, o którego co najgorsze jestem najwyraźniej zazdrosny. Potem poranna toaleta, zimny prysznic nie potrafi ostudzić targanych emocji. I tak zaczyna się kolejny, męczący dzień spędzony na treningach tych bachorów, po czym pod koniec dnia muszę porzucić dopiero co ułożony plan wykończenia Tobiego. Taki misterny, dopracowany, mogący mieć rację byty gdybym tylko wiedział, gdzie ten padalec ma kryjówkę oraz gdybym miał pewność, że podczas ataku nie posłuży się Atari lub, że nie wyrządzi jej krzywdy jak stanę w drzwiach. Następnie jest chwila dla siebie, podczas której muszę unikać braciszka ze swoim ukochanym, gdyż wnerwia mnie sam widok blondyna. Do Naruto nic nie mam, ale Kyuubi to już inna sprawa. Na domiar złego w telewizji nie leci nigdy nic innego niż komedie romantyczne z pięknym szczęśliwym zakończeniem jak w bajce dla dzieci. Taki sposobem większość czasu spędzam na treningach wychodząc z założenia, że ból fizyczny i wycieczenie organizmu zagłosi kołaczące myśli. Po czym cała praca idzie na marne, ponieważ następuje noc, podczas której nie da rady nie spać — próbowałem, lecz to nie zmienia faktu, że nawiedza mój umysł podsuwając wspomnienie wyjawienia tajemnicy i cichej, niewypowiedzianej prośby by znów stanęła w oknie — a jak tylko sen mnie zmorzy to przychodzą marzenia. I tak w kółko, dzień po dniu toczy się paranoja, błędne koło, z którego nigdy nie ucieknę.

Przewróciłem się na drugi bok nie mogąc usnąć, znów. Kolejna bezsenna noc. Otworzyłem oko spoglądając na szafkę nocną gdzie stał zegarek. Noc była wyjątkowo bezchmurna, przez co jasna a dzięki temu odczytałem godzinę, druga nad ranem. Z cichym westchnieniem spróbowałem wtulić się w poduszkę, która — wiem, że to nie realne, po tak długim czasie — wydawało mi się, że nadal jest przesiąknięta zapachem Atari. Gdy tak leżałem starając się, nieudolnie o niej nie myśleć pogrążyłem się wreszcie w pół śnie, lecz szybko zostałem z niego wybudzony, gdyż usłyszałem charakterystyczny dźwięk naciskania klamki po czym skrzypnięcie poinformowało, że intruz wszedł do pokoju. Na ułamek sekundy zmarszczyłem brwi zastanawiając się kogo to licho niesie w nocy, Atari wybrała by okno, z resztą skrada się dużo lepiej. Jednak postanowiłem nie zdradzać braku snu i zobaczyć, czego chce włamywacz. Postać zbliżyła się do łóżka, co ustaliłem dzięki analizie wysokości dźwięków skrzypiącej podłogi. Następnie owa osoba delikatnie opuszkami palców dotknęła mojego czoła kładąc powoli na nimi całą dłoń. Poczułem jak włamuje mi się do umysłu, więc udałem się za nim.
Znajdowaliśmy się w dobrze mi znanej sieci korytarzy gdzie na ścianach, co jakiś czas widniały drzwi z odpowiednimi napisami. Postać ubrana w długą czarną pelerynę z obszernym kapturem, najwidoczniej szukała czegoś konkretnego pominąwszy pozostałe przejścia. Skradałem się za nią obserwując jej poczynania. Żwawym krokiem przemierzała korytarze uważnie się rozglądając oraz zatrzymując na rozważania przy co większych skrzyżowaniach, w końcu najwyraźniej zamotała się w plątaninie przejść gdyż zaczęła po nich biegać utrudniając mi przy tym szpiegowanie. W końcu nadszedł moment, gdy miałem już tego serdecznie dość i chciałem wyrzucić intruza jednak on nagle zatrzymał się i szybko skręcił w mijaną odnogę, zrobił to w tak błyskawicznym tempie, że mogłem wywnioskować znalezienie poszukiwanych drzwi. Ta informacja na chwilkę dokładnie króciutki moment czasu mnie zatrzymała, lecz potem przyszło przerażenie, przypomniałem sobie, do czego przejście prowadzi, do wspomnień o Atari.
 — Nie! — ryknąłem wywalając w mgnieniu oka intruza z umysłu. Po czym zapaliłem lampkę na szafce łapiąc go za nadgarstek nim zdążył wybyć z pokoju. — Naruto? — mruknąłem totalnie zaskoczono, gdyż blondyn nie ma umiejętności wkradania się do… — Kyuubi — sprostowałem widząc czerwone tęczówki.
 — Zakochałeś się w niej — oznajmił najwyraźniej rozbawiony tym faktem. Cholera zdążył otworzyć drzwi i coś zobaczyć.
 — Czego? — burknąłem nie kryjąc niezadowolenia.
 — Chciałem tylko sprawdzić na ile to prawda i… Szczerze nie spodziewałem się tego — rzekł wybuchając rechoczącym śmiechem. W złości zadrżała mi warga a oczy błysnęły sharinganem powodują przypadkowo, że Kyuubi stracił kontrolę nad blondynem, który odzyskawszy świadomość zamrugał kilka razy najwyraźniej nie wiedzą, co tutaj robi.
 — Wszystko w porządku? — zapytałem szybko oswobadzając jego nadgarstek, udając, że nie było sytuacji.
 — Co ja tu robię? — Rozejrzał się po pokoju w lekkiej dezorientacji.
 — Co się dzieje? — zapytał Sasuke wchodząc do pokoju zapewne zaniepokojony tak długą nieobecnością blondyna. Oboje spędzali dzisiaj czas w salonie oglądając maraton filmowy. Dopiero przybycie brata mi to przypomniało.
 — Nie twój interes Sasuke — mruknął zachrypiały głos wydobywając się z Uzumakiego, Kyuubi znów przejął nad nim kontrolę.
 — Itachi — warknął spoglądając na mnie groźnie.
 — Nic mu nie zrobiłem, to ten się zakrada do pokoju i grzebie mi w myślach.
 — Co tutaj się dzieje? — warknął Sasuke wyraźnie pod denerwowany.
 — Kyuubi przejął kontrolę nad Naruto — rzuciłem tłumacząc najważniejszą rzecz, wówczas oczy blondyna znów przyjęły naturalny błękitny odcień.
 — Nie obchodzi mnie wasza dyskusja! — krzyknął bardziej do siebie a raczej demona w sobie niż nas. — Ja chcę spędzić mile wieczór a nie wysłuchiwać kłótni. I oczywiście, że ją kocha, skoro jest dla niego „ważna” — rzekł robiąc charakterystyczne cudzysłowie w powietrzu przy ostatni słowie. Już otwierałem usta by jakoś zareagować, gdy Naruto po prostu złapał za rękę Sasuke i opuścili pokój zostawiając mnie w lekkiej dezorientacji.

Siedziałem w kuchni popijając pośniadaniową kawę i czytając zostawiony przez Naruto list od mnie. Chociaż autorem tych słów był Kyuubim znów posługując się ciałem blondyna, który obecnie smacznie spał na piętrze w pokoju Sasuke.

„Nie wiem czy ona odwzajemnia twoje uczucia, ale wiedz jedno. Cokolwiek ona nie postanowi nie pozwolę abyś ją skrzywdził. Dopuścisz się zdrady lub chociażby wygadasz komuś tajemnice Atari to wiedz, że moją zemsta jest niebywale okrutna a ja znajdę cię gdziekolwiek się ukryjesz. Pamiętaj mam cię na oku. Kyuubi.”

 — Co się między wami dzieje? — zapytał czarnowłosy bez ceregieli zjawiając się w drzwiach.
 — Nic — odparłem składając kartkę na cztery i wsuwając w kieszeń spodni.
 — Dziwne te nic — rzekł nie ukrywając złości.
 — Małe niedomówienie z Kyuubim nic nadzwyczajnego. — Upiłem ostatni łyk zawartości kubka.
 — Z Kyuubim? Jakoś tak ostatnio często ze sobą rozmawiacie, chyba nawet zbyt często. Do tej pory grzecznie siedział w zamknięciu a teraz.
 — Nie masz się, o co martwić. — Wstałem by włożyć naczynie do zlewu. — Spokojnie nie ma powodu do zazdrości, mnie Naruto nie interesuje — rzuciłem znikając na korytarzu.
 — Pf, wcale nie jestem zazdrosny.

*

Tak jak przypuszczałam Kabuto szykował dla mnie nową misję polegającą na zbieraniu DNA nowych członków kolekcji, jak to określił. Akurat było mi to na rękę, mogłam wyrwać się z podziemi i zahaczyć o Konohę, a jako, że ostatnio Tobi mi ufa zostałam puszczona bez jakichkolwiek problemów.
Zadanie nie było trudno, z resztą jak zawsze. Do tego szybko się z tym uwikłałam nie napotykając na problemy z odnalezieniem grobu. Tym razem wytyczne Kabuto okazały się precyzyjne. Jednak nie zignorowałam sposobności do odwiedzenia Konohy, w końcu doszłam do wniosku, że żeby rozwiązać sprawę z Itachim trzeba porozmawiać a to oznacza spotkanie. Jednak zanim dotarłam do celu zawitałam do mijanej mieściny by pozbyć się koszulki, której zapach nieustannie przypominał o Tobim ewentualnie wspomagał proces powrotu wspomnień dotyczących Madary.

Zbliżyłam się do obrzeży wioski chcąc przedostać się na jej teren podziemnymi korytarzami gdyż normalne wtargnięcie nie wydawało mi się dobrym pomysłem zważywszy na późne popołudnie. Zaciekawiona odgłosami treningu zboczyłam z kursu podchodząc do niewielkiej polany. Przeważnie nikt tutaj nie przychodził ze względu na znaczne oddalenie od wioski oraz fakt, że trenowali tutaj przeważnie osoby z Uchiha. Zaskoczył mnie widok Itachiego, lecz nie zszokował. Już we wczesnych latach lubił tu przychodzić wytrwale celując kunaiem w tarcze przyczepioną do drewnianego słupa. Wskoczyłam na pobliską gałąź zaszywając się w gęstym listowiu by z odpowiedniego ukrycia poobserwować jak za danych czasów.
Czarnowłosy dzierżąc katanę prowadził walkę z niewidocznym przeciwnikiem. Z zamkniętymi oczami płynnie prowadził ostrze do ataku. Zgrane ruchy pełne gracji wyglądały niczym taniec w rytm własnej muzyki ciała. Każdy wojownik z kataną porusza się trochę inaczej, mimo iż szkoły starając się, dość skutecznie zminimalizować różnice to i tak są one widoczne dla wprawnego oka. Niektórych gesty są szybkie wręcz błyskawiczne, inni szczycą się niewiarygodną gibkością a są tacy, co sukces zawdzięczają nieskoordynowanym, agresywnym ruchom. Każdy walczy na swój unikalny sposób. Itachiego technika była imponująca, tor ostrza zakreślany nieśpiesznie z dokładną precyzją, wszystko skoordynowane z poszczególnymi mięśniami ciała dawało piękny obraz spójności.
Wyjęłam z torby niewielki zwój, z którego po rozwiązaniu wyleciała katana już bez pochwy. Pochwyciła rękojeść zeskakując z gałęzi i blokując atak Itachiego. Zaskoczyny mężczyzna odruchowo odskoczył otwierając oczy, gotowy do walki z intruzem.
 — Atari? — zapytał nie kryjąc zdumienia oraz opuszczając gardę.
 — Może masz ochotę na mały sparing? Tylko na katany, bez ninjutsu i sharingana czy masy innych technik.
 — Słucham? Chyba mi nie powiesz, że po to tu przyszłaś.
 — A jeśli powiem, że tak?
 — Chciałbym z tobą porozmawiać.
 — Jeśli mnie pokonasz to porozmawiamy, jeśli nie, wracam do siebie.
 — Czyli stawiasz wszystko na jedną kartę. Dobrze, zgadzam się — oznajmił podnosząc ostrze do góry. Uśmiechnęłam się, po czym w powietrzu rozniósł się charakterystyczny dźwięk spotykania się dwóch ostrzy. Jego powolne ruchy nabrały tempa dzięki pracy ciała, które przemieszczało się w imponującym czasie zmuszając mnie do uników lub blokad. Płynność każdego drgnięcia, obrotu, wyskoku współgrało z trzaskiem stali o stal, tworząc piękną muzykę, tak dobrze znaną shinobi, tak przez nich lubianą. Owa walka przypomniała mi sparingi z Madarą. Często urządzaliśmy sobie takie partnerskie turnieje, w formie rozrywki, dopracowania zgrania czy jako dobry trening. Jednak jego ruchy były inne niż Itachiego. Madara walczył bardziej agresywnie z większą szybkością prowadził ostrze, lecz ciało miało kilkusekundowe opóźnienia, które na polu bitwy były niewiarygodnie istotne. Więcej się ruszał nie mogąc usiedzieć w miejscu, ciągle kręcąc głową i gałkami ocznymi, stawiając na moc sharingana. Mimo iż Itachi ma mniejszy poziom od niego lepiej się nim posługuje, bardzie precyzyjnie, wydobywając w niego wszystko co tylko można. Mocno się różnią.
Unik poprzez wyrzucenie broni w górę podwójne salto w tył i złapanie za spadającą klingę, standardowy manewr mylący. Przeciwnik uważa, że podrzucone ostrze służy do zadania ciosu z góry, poprzez właściciela dołączającego do katany, co jest oczywiście nieprawdą. Dzięki tej technice można z łatwością oddalić się na odpowiednią odległość i zaatakować stylem ninjutsu.
Spring budzi wspomnienia, zwłaszcza płynność ruchów czarnowłosego przypomina mi pewną walkę. Dobyła się ona podczas jednej z misji, kiedy Yokim był Madara. Przeciwnik nie należał do niewiarygodnie dobrych, jednak miał asa w postaci swojej wręcz błyskawicznej szybkości, za którą normalny wzrok nie nadążał, oczywiście dzięki sharinganowi można było uchwycić ruch, jednak to było za mało. Nie pamiętam gdzie wówczas był Madara, czy w ogóle brał udział w tej walce, wiem tylko, że nagle poczułam silny ból. Standardowe łezki sharingana zaczęły krążyć zmieniając wygląd na wyższe poziomy, co do tej pory nie miało miejsca i było nienaturalne, gdyż posiadałam je bez konieczności zmiany wyglądu czarnych kropelek. Z oczu pociekła krew zamazując obraz a wzmożony ból nie pozwalał racjonalnie myśleć. Pamiętam panikę, jaka mnie ogarnęła, gdy okazało się, że nie panowałam nad przeobrażeniami, które bez ustanku następowały w ostateczności doprowadzając do niemożności używania sharingana. Cała akcja trwała z trzy minuty, poczym wszystko ustąpiło tak nagle jak się pojawiło pozwalając na dokończenie walki i wreszcie osłonę przed atakami, która zniknęła na czas tej dziwnej sytuacji. Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, że za tym stał Madara z jego manią na punkcie sprawdzania co tak naprawdę potrafię. Przypomina mi to, że z niego wcale taki grzeczny Yoki nie był, miewał wyskoki i to dość boleśnie się na mnie dobijające. Wydaje mi się, że teraz w przeszłości wybielam go, pamiętając tylko to co chcę pamiętać, zapominając o całym obrazie naszych wspólnych chwil.
Tak zagłębiła się w rozmyślania, nie zwracając zbytnio uwagi na otoczenie, robiąc uniki i ataki odruchowo, że zapomniałam o wadze przeciwnika, o tym, że Itachiego pokonać nie jest tak łatwo a o czym przypomniał mi pieczący ból na lewym ramieniu. Czarnowłosy drasną rozcinając skórę, nie była to głęboka rana, lecz takie cienkie skaleczenie niczym zacięcie kartką jest niewyobrażalnie niekomfortowe. Syknęłam odskakując na odpowiednia odległość i łapiąc się automatycznie za ramię, z którego sączyła się niewielka strużka krwi. Mimo tego uśmiechnęłam się prostując się. Madara podczas takich sparingów nie często wygrywał.
 — Brawo. Zraniłeś mnie, czyli przegrałam. Teraz wybierz sobie nagro… — urwałam zdając sobie sprawę z tego, że nie powinnam używać tego słowa. Itachi uśmiechnął się chowając ostrze do pochwy i podchodząc do torby, która leżała obok pnia. Zaciekawiona jego postawą również pozbyłam się katany robiąc kilka kroków w stronę drzewa, wówczas czarnowłosy odwrócił się trzymając w ręku butelkę wody.
 — Nie chcę pić — zakomunikowałam widzą, że się z nią do mnie zbliża.
 — Chcę ci ranę opatrzyć.
Spojrzałam na rozcięcie i ubrudzone ramię krwią. Nie bardzo byłam pewna, czym chce się zająć, to tylko malutkie skaleczenie, jednak postanowiłam mu na to pozwolić. Usiadłam pod drzewem koło niego eksponując zranione miejsce, które zalał obficie wodą spłukując czerwoną substancję. Po wytarciu ciecz rąbem koszulki nachylił się przejeżdżając językiem po ranie powodując mój automatyczny odruch ucieczkowy. Niestety szarpnęłam jedynie ramieniem gdyż zostało ono przytrzymane. Z rumieńcami na policzkach pozwoliłam mu na kilkakrotną nieśpieszną wędrówkę językiem wzdłuż skaleczenia.
 — Nie mam przy sobie apteczki a ślina tamuje krew — wyjaśnił po oderwaniu się z różem na twarzy. Odburknęłam coś niezbyt zrozumiale ze wzrokiem błądzącym gdzieś daleko od czarnowłosego. Zapadła krępująca cisza zagęszczając atmosferę. Z westchnieniem podniosłam się robiąc pierwsze kroki ku ukrytemu wejściu do podziemi.
 — Atari poczekaj! — krzyknął zrywając się. — Musimy porozmawiać o tym co…
 — Wiem — przerwałam mu. — Chodźmy do ciebie.
Itachi tylko pokiwał głową zbierając swoje rzeczy. Szybko znalazłam wejście do podziemi, w końcu tak często z niego ostatnio korzystałam.
Zeszliśmy na dół a ja wytworzyłam latającą kulę ognia by oświetlała korytarz. Szłam za czarnowłosym wpatrując się w jego plecy od dłuższego czasu. Mimo tego nie poczułam się prowadzona przez kolejnego Uchihę na nieznany los, wręcz przeciwnie mogłabym tak chodzić przez cały czas. Westchnęłam, chyba podejrzenia stają się prawdą.
 — Itachi? — zapytałam niemalże szeptem zdziwiona niepewnością głosu.
 — Yhym.
 — Co do mnie czujesz? — Przystanął gwałtownie. — Nie stawaj, prosto — poinstruowałam widząc rozwidlenie.
 — Dobrze wiesz — odparł wznawiając marsz.
 — Ta, ale chcę to jeszcze raz usłyszeć.
Stanął odwracając się. Położył dłoń na policzku delikatnie go głaszcząc, po czym złożył krótki pocałunek.
 — Kocham cię — wyszeptał nim się wyprostował.
 — Ruszajmy — mruknęłam starając się na niego nie patrzeć. Mogę przysiąc, że w oczach ujrzałabym zawiedzenie.  — Od jak dawna? — kontynuowałam.
 — Nie wiem. Mam czasami wrażenie, że odkąd się pierwszy raz spotkaliśmy, że uwiodłaś wówczas czterolatka.
 — Nie opowiadaj głupot — żachnęłam się. — Dzieci nie rozumieją jeszcze takich uczuć.
 — Prawda, lecz już wtenczas zasiałaś ziarenko, które spokojnie czekało na odpowiedni moment. A prawda jest taka, że próbowałem się później dowiedzieć, kim jesteś, jak sama mówiłaś, zapragnąłem mangekyou, po części nieświadomie. Potem zniknęłaś na długi czas a wspomnienie o tobie zostało przykryte warstwą kurzu. Następnie doszło do spotkania w Akatsuki, gdzie obudziłaś stare uczucia, znów nieświadomie. Przyszło zwyczajne zainteresowanie, jednak nienaturalnie intensywne, aż w końcu zdałem sobie sprawę, że coś do ciebie czuję. Wówczas podczas misji na tym festynie czy festiwalu jak omal cię nie pocałowałem. Jednak ze względu na mój genialny plan z Sasuke postanowiłem to zignorować, z resztą szybko zostałaś przypisana do Tobiego. Olałem również twoją próbę wybicia mi tego pomysłu z głowy. Nie dałaś za wygraną ratując sytuacją podczas naszej walki. Od tego momentu uczucie w pełni wykiełkowało a każdy kolejny dzień tylko pogłębiał korzenie.
Zatrzymał się na kolejnym skrzyżowaniu. Oparłam czoło o plecy zaciskając dłoń na materiale.
 — Nie odwracaj się — wymamrotałam czując jak drgnął. Zrozumiałam. Itachi jest inny niż reszta i doskonale o tym wiem. Pragnęłabym by był mój, może nie w takim znaczeniu jakim on chce, jednak… Widać nie da rady nas rozdzielić, ciągle na siebie wpadamy a drogi nieustannie się krzyżują. Chce mnie uratować, myślałam, że to nierealne, że szansa przepadła. A może on jest wybawianiem, jedyną osobą, która pomoże rozliczyć się z przeszłością.
 — Potrzebuję cię — wyszeptałam wtulając się, jednocześnie bardziej zaciskając pięść. Obrócił się oplatając ramionami, kryjąc mnie w ciasnym, żelaznym uścisku, wręcz ochronnym.
 — Nie bój się zawsze będę przy tobie.
Poczułam jak całuje czubek głowy, po czym opiera na nim czoło. Trwaliśmy tak przez dłuższy czas. W końcu byłam szczęśliwa, bezpieczna w miejscu, w którym mogłabym spędzić resztę dni aż do końca świata.
 — Powinniśmy stąd wyjść — mruknęłam delikatnie się odklejając. Nie odczuwałam obawy, że te przyjemne ciepło zniknęło na zawsze, nieprawda, gdy tylko będę chciała powróci topiąc lodowce przeszłości. — Chodź. — Uśmiechnęłam się łapiąc go za rękę. Itachi odwzajemnił gest splatając nasze palce. Ruszyliśmy przemierzając zatęchłe korytarze kryjące tyle wspomnień, cieni dawnych, niekiedy wielkich postaci klanu. Jednak, gdy szłam u boku czarnowłosego pierwszy raz owe mary wczorajszych dni nie nawiedzały mnie.
 — No to pora się pożegnać — oznajmiłam, gdy stanęliśmy pod schodami prowadzącymi do piwnicy w domu Itachiego. Nie chciałam odchodzić, ale pozostać nie mogę.
 — Zostań jeszcze — prosił. — Skarbie — dodał kładąc dłoń na policzku, kiedy zobaczył jak spuszczam wzrok. Tak słodko to brzmi w jego wykonaniu.
 — Muszę, Tobi zacznie coś podejrzewać, jeśli nie zjawię się na czas. — Kiedy on nauczył się robić takie proszące oczka? Wygląda teraz jak jakiś szczeniaczek. Westchnęłam rozumiejąc, że nie ma innego wyjścia, chociaż sama chciałam pozostać z nim odrobinę dłużej. — Dobrze, ostatecznie mogę wyruszyć dopiero jutro rano.
 — Już jutro?
 — Nie wyłudzisz ode mnie więcej. Uwierz naprawdę wolałabym tutaj zostać niż tam wracać, ale muszę.
 — Eh… Wiem, wiem. Nie rozumiem, ale wiem. Ale skoro zostajesz to zapraszam na górę.
 — A twój brat? Nie chcę by mnie widział, ani Naruto.
 — Spokojnie, Sasuke nocuje dzisiaj u niego. Chcą mieć trochę prywatności, zwłaszcza teraz, gdy wynikła ta sprawa a z resztą nie będę ci truł o naszych relacjach. Chodź — oznajmił ciągnąć na pierwszy stopień — zapraszam na herbatkę.
Zdjęliśmy buty przy wychodzeniu z piwnicy poczym skierowaliśmy się do kuchni, gdzie zrzuciłam torbę na podłogę siadając przy stole i obserwując jak czarnowłosy stawia czajnik na gaz. Czułam się trochę mało komfortowo, nie wolno mi było przebywać w tym domu a jeśli już mnie wpuszczano to jedynie korytarz by dojść do piwnicy, chociaż wówczas częściej używało się innych wejść, które mieściły się na terenie ulicy zamieszkałej przez członków trzonu klanu, ewentualnie pozwalali przebywać w salonie. Tutaj nie mogłam nawet zaglądać gdyż często tu siedziała Mikoto z małym Sasuke podczas momentów, kiedy wpuszczali do głównego pokoju. Rozglądałam się uważnie starając się pozbyć wrażenie, że nie powinnam tu siedzieć.
 — Ciasteczko? — zapytał odrywając mnie od rozmyśleń kładąc jednocześnie talerzyk na stół i siadając naprzeciw. — Wszystko w porządku? — dopytywał najwyraźniej dostrzegłszy nieobecność myśli.
 — Tak, spokojnie.
 — Trochę nieswojo? — oznajmił lekko zaciągając ostatnią sylabę do góry. Dobry z niego obserwator. Pokiwałam głową wbijając wzrok z ciasteczka. — To możemy się przenieść do salonu.
 — Było by lepiej. — Wstałam udając się do pokoju naprzeciwko, tutaj byłam na terenie, który znałam, pewniejsza siebie. Rozsiadła się wygodnie na kanapie sięgając do talerzyka, który właśnie został postawiony. Nim czarnowłosy zasiadł rozległ się dźwięk gwizdu informując o zagotowaniu się wody, z cichym westchnieniem zawrócił do kuchni zostawiając mnie samą z kolejnymi wspomnieniami. Ostatni raz przebywałam tu, nie licząc rozmowy z Kyuubim i Sasuke w chwili, gdy zawiadamiałam Fugaku o poczynaniach Kaoru, to były dni tuż przed opuszczeniem Konohy. Następnie nastało nieświadome pożegnanie z przedstawicielami klanu na naradzie w sprawie mojej przyszłości i nowego Yokiego. Uśmiechnęłam się, ciekawe co bym zrobiła wiedząc, że widzę ich po raz ostatni, że nie będzie więcej zgromadzeń. Zatrzymałabym to czy pozwoliła dokonać masakry? Intrygujące, choć nigdy nie będzie mi dane znaleźć na to odpowiedź.
 — Przynieść więcej ciastek? — zapytał stawiając kubki z parującym płynem na ławę.
 — He? — mruknęłam nie bardzo rozumiejąc, czemu o tym mówi póki nie spojrzałam na pusty talerzyk i trzymany w ręku ostatni biszkopt. Nawet nie zauważyłam, że dopuściłam się automatycznego i niekontrolowanego zjadania, a było te ciastka postawić gdzieś dalej. Nie zdążyłam odpowiedzieć jak Itachi wyszedł roześmiany by po chwili wrócić z całym pudełkiem, tym razem pierników. Czarnowłosy w końcu zajął miejsce obok zerkając ciągle kątem oka. Zapadła cisza trochę krępująca. Po pierwsze ze względu na to, że obserwował jakby czekając na jakąś moją reakcję, lecz ja nie mogłam rozumieć, o jaką mu chodzi. Po drugie zdałam sobie sprawę, że za bardzo nie mamy, o czym rozmawiać, prawdę w znacznym stopniu już zna, więc co mówić. Na domiar złego gorąca herbata nie pomagała, gdyż nie było jak się wykręcić piciem jej, jedynie zostało wcinanie ciastek, no ale ile można.
 — Więc — rzuciłam starając się przerwać ciszę zakłócana chrupaniem.
 — Więc — powtórzył najwyraźniej również nie wiedząc o czym rozmawiać. Wciągająca ta dyskusja. — Jak sprawy z Tobim?
 — Ty naprawdę chcesz wiedzieć? — zapytałam zaskoczona, nie chce mi się wierzyć, że ma zamiar o nim słuchać.
— Nie. Lubię po prostu słyszeć twój głos.
Uśmiechnęłam się, spuszczając głowę, trudno mi było się od tak przestawić na komplementującego Itachiego z tymi czarującymi oczętami.
 — Jak tam twoje relacje z resztą Konohy? Kit o Danzo się powiódł? — zapytałam starając się zmienić temat, gdyż rozmowy o Tobim do przyjemnych nie należą.
 — Wszyscy w to uwierzyli, nawet Sasuke niczego nie podejrzewa. Wiesz, że on i Naruto są razem?
 — Po tamtym spotkaniu z nimi domyślałam się, że blondyn jest dla niego kimś ważnym. Tylko nie byłam pewna czy Uzumaki o tym wie, czy jeszcze nie. — Gwałtownie wypuściłam powietrze przez nozdrza wydając charakterystyczny dźwięk uśmiechnąwszy się przy tym na przypomnienie miny Sasuke i jego ochronnego gestu ukrywania Naruto za placami. — A jak reszta? — dopytywałam się porzucając wspominany obraz i biorąc lekko przestygłą herbatę.
 — Wydaje mi się, że Hokage zbyt przekonana nie jest. Nadal nie włączyła mnie w struktury ANBU każąc zajmować się geninami.
 — Wkurza mnie ta kobieta. Myślałam, że szybciej jej przejdzie.
 — Spoko nic się nie stało, dzięki temu miałem więcej czasu na szukanie informacji o tobie.
Westchnęłam. Jemy naprawdę zależało na odkryciu prawdy. Poświęcał temu każdą wolną chwilę i nie zdziwię się jak okaże się, że podczas poszukiwań narażał swoją reputację.
 — Aż tak bardzo musiałeś wiedzieć? — Nie odpowiedział tylko wyjął mi z dłoni kubek odstawiając go, po czym chwycił za podbródek obracając tak by nasze oczy były na tej samej wysokości.
 — Oczywiście. Inaczej nie mógłbym zrobić tak. — Złączył usta w delikatnym pocałunku.
 — I do tego potrzebna była wiedza o mojej przeszłości?
 — Tak. W końcu trzeba wiedzieć, kogo się kocha.
 — A tak na serio?
 — Przed wyjawieniem swych uczuć musiałem posiadać odpowiednią ilość wiedzy, żeby to nie skończyło się twoim całkowitym zniknięciem. Wystarczyło to, co miałem w chwili spotkania tamtej nocy, byś mimo odrzucenia widywała się ze mną, gdyż byłem niebezpieczny wiedząc za dużo. Prawda?
 — Racja. Przychodziłabym, co jakiś czas, aby sprawdzić czy robisz postępy.
 — A to by mi wystarczyło. Móc spędzić z tobą chociażby kilkanaście minut. Z resztą bez tej wiedzy nie miałbym możliwości chronienia cię i szans, żeby wyrwać od Tobiego.
 — Czyli chcesz mnie siłą zatrzymać w Konoha? — zapytałam mrużąc gniewnie oczy, krzyżując ręce na piersi oraz odwracając w pełni do czarnowłosego.
 — I tak byś uciekła. Z resztą nie mam zamiaru cię trzymać przymusem, po prostu nie mogę. Załamałbym się widząc rozczarowanie w twych oczach — rzekł kładąc dłoń na policzku. Westchnęłam odtrącając ją. Skuliłam się oplatając rękoma kolana, na których wylądowało czoło. Itachi natychmiast zamknął mnie w szczelnym uścisku, mówiącym „ochronię cię przed wszystkim”.
 — Boje się o ciebie — wyszeptał muskając delikatnie ustami czubek głowy. Niosąc tym obietnicę bezpieczeństwa, ciche „jestem przy tobie”. — Tobi jest niebezpieczny i nie cofnie się przed niczym, aby osiągnąć cel.
 — Wiem — wyszeptałam. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, jednak nie mogłam od niego odejść. Taki toksyczny związek, ja go nie chce on mnie, ale rozstać się nie możemy. Czy Itachi naprawdę myśli, że wracam do Tobiego z radością?
To takie skomplikowane, niby zaufałam Itachiemu, ale, a jednak otworzyć się nie potrafię. Nawet teraz, mimo iż jest mi dobrze w jego ramionach nie umiem zmienić pozycji, dalej otulając kolana, zamknięta w sobie. Znów to robię, ranię wszystkich, którzy się do mnie zbliżą. Ciekawe czy będzie w stanie to znieść? Chyba raczej powinnam się zapytać, czy ja będę w stanie znieść to, że jest ktoś, dla kogo jestem najważniejsza. Westchnęłam powolutku odklejając ręce od nóg przenosząc je na klatkę piersiową czarnowłosego i zaciskając pięści na materiale. Itachi pociągnął mnie do siebie usadawiając na kolanach przy okazji mocniej przytulając.
 — Ci… Spokojnie — szeptał głaszcząc, kołysząc się, zapewniając, że jest przy mnie. Rozluźniłam mięsnie oraz dłonie pozwalając by był moim rycerzem w lśniącej zbroi, chociaż ten jeden raz.
Czas leciał nie mając najmniejszego znaczenia, dopiero nastała ciemność za oknami spowodowała ciche przypomnienie, że jednak tak zupełnie on nie stracił wartości. W końcu, niestety nie mogę pozostać tutaj na zawsze, z westchnieniem nieznacznie oderwałam się od torsu czarnowłosego dając mu tym znak, aby poluzował uścisk. Niechętnie rozwarł ramiona bym mogłam zsunąć się z jego kolan na zimną kanapę.  Bez słowa zajęłam miejsce chwyciwszy kubek z niedokończoną już dawno wystygłą herbatę, która zniknęła po jednym łyku.
 — Zrobić jeszcze? — zapytał odbierając puste naczynie. Pokręciłam głową powodując koleją ciszę, lecz tym razem nie krępowała była naturalna, spokojna wręcz sprawiała wrażenie intymnej. Osunęłam głowę na jego ramię i dopiero w tej pozycji dostrzegłam telewizor.
 — To działa? — zapytałam wskazując urządzenie.
 — Oczywiście. Chcesz coś obejrzeć? — Pokiwałam głową a Itachi wstał by zabrać pilota leżącego obok ekranu. Chwilę skakał po kanałach nim zatrzymał się na momencie gdzie wyświetlane było logo studia produkcji, znaczy się, że film dopiero się zaczyna.
Od pewnego czasu w telewizorze leciał ciągnący się i przynudzający melodramat. Wywróciłam oczami obserwując charakterystyczną scenę, w której główna bohaterka przeżywa depresję w swoim pokoju siedząc przy oknie a na zewnątrz pada deszcz, jednym słowem bardzo oryginalnie. Zmieniłam pozycję przewróciwszy się na plecy, nadal z głową na kolanach czarnowłosego, stąd mogłam obserwować jak w jego oczach odbija się światło z ekranu. Chyba zbyt długo się przyglądałam gdyż Itachi zwrócił wzrok na mnie uśmiechając się delikatnie. Odwzajemniłam gest wyciągając rękę i odgarniając kosmyki włosów z twarzy za ucho. W odezwie on położył dłoń na policzku głaszcząc go. Nie zrywając kontaktu wzorkowego uniosłam się złączając nasze wargi. Pocałowałam go, nie on mnie, ja jego! Pierwszy raz to ja zapragnęłam to zrobić. Po tej krótkiej pieszczocie odsunęłam się chcąc opaść na kanapę, lecz Itachi uniemożliwił mi to kładąc dłoń na plecach przyciągając ku sobie, czego skutkiem był ponowny pocałunek, tym razem czulszy, dłuższy. I wcale nam nie przeszkadzała dramatyczne muzyczka dobiegająca z głośników podkreślająca tragedię dziejącą się na ekranie.
 — Zmęczona? — zapytał, gdy oderwaliśmy się od siebie. W odpowiedzi ziewnęłam kładąc mu głowę na ramieniu, brak snu podczas ostatniej nocy dało o sobie znać. — W takim razie — rzekł naciskając czerwony guzik na pilocie i przerywając zwierzenia bohaterki — zaniosę cię na górę.
Nawet nie miałam ochoty protestować, pozwoliłam by wziął na ręce. Jednak okazuje się, że chodzenie po ciemku z dodatkowym ciężarem jest trudne, mimo tego, że przemieszcza się po własnym domu. Zaśmiałam się cicho widząc wynikłe problemy by wejść po schodach tak bym nogami nie zahaczała o balustradę.
 — Sama też sobie poradzę — rzuciłam ześlizgując się z rąk. — Chodź — dodałam łapiąc go za nadgarstek widząc, że chce zaprotestować.
 — Chyba nie będziesz mieć nic przeciwko jak pożyczę sobie twoją koszulkę? — zapytałam zaglądając do szafy jak tylko weszliśmy do pokoju a czarnowłosy zapalił światło.
 — Jasne nie ma sprawy.
Wyciągnęłam rękę biorąc pierwsze, co pod nią trafiło, czyli czarny t-shirt, to powinno wystarczyć. Zabrałam odzienie i opuściłam pomieszczenie kierując się do łazienki. Byłam dość mocno śpiąca jednak chciałam zmyć z siebie trudny podróży nim po raz kolejny tego dnia wtulę się w Itachiego.
Po szybkim prysznicu ubrałam przyniesioną koszulkę, nie mam zamiaru spać w tej brudnej a żadnej na zmianę nie mam. Mogłam pomyśleć wcześniej i kupić kilka, wówczas bym nie została z tym problemem. Nie ważne, grunt, że to nie należy do Tobiego.
Wychodząc minęłam w drzwiach bruneta, który nim zniknął w łazience ucałował szybko policzek. Uśmiechnęłam się, przy nim trudno jest utrzymać kąciki ust w dole albo, chociaż na poziomej linii. Potrząsnęłam głową przerywając rozmyślania i skierowałam kroki do jego pokoju, gdzie dopadłam szczotkę leżącą na szafce nocnej. Uwielbiałam to w moich włosach, że nie ważne jak długo nie widziały mydła czy czegoś do czesania wystarczyły trzy machnięcia by mieć je proste jak drut bez cienia kołtunów. Dlatego też szybko odłożyłam przyrząd wskakując pod kołdrę całą przesiąknięta jego zapachem. Było mi tak błogo, że oczy zamykały się same a Morfeusz skutecznie przywoływał. Z pół snu wybudził mnie dźwięk otwierających się drzwi a na twarz padły promienie świetlne dobiegające z korytarza.
 — Nie kładziesz się? — wymamrotałam, gdy Itachi nadal stał w przejściu nie drgnąwszy. Nastała ciemność i skrzypienie poinformowało mnie, że brunet wszedł do środka. Ugięcie materacu, chłodny powiew spowodowany odgięciem kołdry oraz ciepłe dłonie w talii. Odwróciłam się do niego przodem wtulając.
 — Słodkich snów kochanie — rzekł całując czoło kładąc przy tym rękę w biodrze przysuwając możliwe najbliżej. Bezpieczeństwo, czułam, że nic mi nie grozi tak długo jak będę przy nim. Ten błogi czar spowodował, że błyskawicznie zasnęłam.

Stan, w którym ciało nadal śpi, nie jest zdolne do jakiegokolwiek ruchu, ale umysł i zmysły pracują na pełnych obrotach rejestrując zmiany w otoczeniu. Trele ptaków, promienie słoneczne, ciepło kołdry, bliskość Uchihy. Zmusiłam się do przewrócenia na plecy oraz otworzenia jednego oka.
 — Dzień…
 — Mowy nie ma — wymruczałam przerywając powitanie, po czym przewróciłam się na drugi bok nakrywając kołdrę na głowę by stworzyć iluzję nocy.
 — Pora wstawać skarbie. — Odgiął swoją część pościeli odsłaniając plecy i powodując gęsią skórkę.
 — Muszę — przeciągnęłam ostatnią literę z cierpiętniczym głosem. W odpowiedzi uzyskałam krótki dotyk warg na szyi. Westchnęłam przewracając się na plecy i napotykając parę czarnych tęczówek wpatrujących się z wyraźną czułością.
 — Dzień dobry kochanie.
Oplotłam rękoma jego szyję.
 — Nie za dużo synonimów mojego imienia znalazłeś? — zapytałam, lecz nie oczekiwałam odpowiedzi, w zamian tylko pociągnęłam go ku sobie całując delikatnie na powitanie.
 — Mógłbym mieć takie poranki codziennie.
 — W sumie, czemu nie. — Uśmiechnęłam się wpatrując w tą piękną otchłań onyksowych oczu. Hipnotyzująca czerń, która zniewala swym urokiem. Pochylał się nade mną a rozpuszczone włosy kaskadami opadały mu na plecy oraz twarz, tworząc wrażenie czegoś mrocznego. — Co serwujesz na śniadanie? — zapytałam odgarniając mu kosmyki za ucho.
 — Co tylko zechcesz o ile zechcesz jajecznice lub kanapki, bo tylko to mam w lodówce.
 — Może być jajecznica.
 — Wedle życzenia — oznajmił wstając. Zabrał ubrania i prawdopodobnie poszedł przebrać się do łazienki, gdyż chwilę po wyjściu usłyszałam trzask kolejnych drzwi a następnie skrzypienie drewnianych schodów. Westchnęłam przewracając się na drugi bok rozumiejąc, że nie mogę tutaj leżeć wiecznie. Wstałam opuszczając nogi na zimną podłogę. Spojrzałam na niezasłonięte okno, kręcą ze zrezygnowaniem głową. Gdzie ja wczoraj myślami byłam? Przecież utajenie przede wszystkim, a tak mógł ktoś zajrzeć do środka. Zła na siebie, że nie zabezpieczyłam się przed przypadkowym odkryciem wyszłam kierując kroku ku łazience, z której wczoraj nie zabrałam brudnych ubrań. Popatrzyłam na rzucone byle jak ciuchy ze skwaszoną miną, na samą myśl, że będę zmuszona się w nie ubrać. Jednak co poradzić, w koszulce Itachiego u Tobiego pokazać się nie mogę, z resztą nawet tą nowo kupioną bluzkę będę musiała przed kryjówką wyrzucić, w końcu nie chcę by on coś podejrzewał, a na pewno miał w ukradnięciu mi części garderoby jakiś chytry plan. Tylko nie rozumiem, czego oczekuje od noszenia jego ubrań, to ma niby sprawić, że będę bardziej posłuszna? Rozgryźć tego człowieka się nie da. Czasami mam wrażenie jakby siedziało w nim kilka osób, które zależnie od sytuacji przejmują kontrolę nad ciałem.
Rozmyślania skończyły się, gdy wszystkie części garderoby leżały już na swoim miejscu a ja mogłam zejść na dół, gdzie w kuchni Uchiha zawzięcie walczył ze śniadaniem. I słowo walczył tutaj pasuje, gdyż brunet jedną ręką trzymał w powietrzu patelnię grzebiąc drugą w szafce, z której po chwili wyjął sól, lecz postawił ją tylko na blacie obok kuchenki i rzucił się na widelec bełtając nim zawartość patelni. Do tego łypał zły na gwiżdżący czajnik. Wyglądało to tak jakby starał się robić wszystko na raz, co skutkowało niemożliwością zrobienia jednej rzeczy do końca.
Zaśmiałam się. — Spokojnie przecież poczekam, nie musisz się tak spieszyć.
Gwałtownie odwrócił się najwyraźniej nie słysząc mojego pojawienia się. Wybełkotał coś, co zupełnie nie rozumiałam i zwiększył szybkość. Nie do końca przekonana czy da sobie sam z tym radę zaczęłam zaglądać do poszczególnych szafek szukając kubków, żeby zająć się, chociaż niemiłosiernie gwiżdżącym czajnikiem.
 — Kawa czy herbata? — zapytałam wyjmując poszukiwane naczynia i przerywając mu jeszcze niewypowiedziany sprzeciw.
 — Kawa — mruknął. Dzięki tej małej pomocy śniadanie po kilku minutach stała już na stole. Posiłek przebiegał w ciszy, podczas której każdy był zajęty swoim talerzem, lecz przy piciu kawy nie wytrzymałam:
 — Czemu się tak przyglądasz? — zapytałam lekko podirytowana. W końcu ile osób lubi jeść pod czują obserwacją?
 — Czy jest coś, co by cię tutaj mogło zatrzymać?
Westchnęłam. Ta bardzo starałam się nie myśleć o powrocie do Tobiego o tym, że muszę lada moment opuścić Itachiego. Chciałabym już na zawsze tu pozostać jednak oboje dobrze wiedzieliśmy, że to tylko pragnienie, które pozostanie w sferze marzeń, mimo iż czarnowłosy starał się z tym walczyć.
 — Atari? — Starałam się unikać jego wzroku oraz odpowiedzi, co spowodowało wypicie jednym haustem pozostałość kawy. Spojrzałam do pustego naczynia i na wiszący zegar.
 — Już pora — wyszeptałam ze wzrokiem utkwionym na dnie kubka
 — Mogę cię, chociaż odprowadzić?
 — Idę podziemiami, więc do murów Konohy tak.
 — A dalej?
 — Itachi proszę cię nie pogarszaj tego. Dobrze wiesz, jaka jest odpowiedź a i tak zmuszasz mnie abym ją wypowiedziała.
Nie odpowiedział wstał tylko zbierając brudne naczynia, które wylądowały w zlewie. Wyjął latarkę z szuflady nadal nie mówiąc ani słowa i skierował się ku piwnicy. Obserwowałam znikające plecy za zakrętem wiedząc, że sprawiłam mu ból. Spojrzałam jeszcze raz na zegarek upewniając się, że dobrze odczytałam godzinę. Nie było pomyłki, musiałam już się zbierać zostanie chociażby godziny dłużej spowoduje niewyrobienie się na czas. Tobi będzie coś podejrzewał, jeśli nie zjawię się w kryjówkę po upływie dni potrzebnych na powrót spokojnym krokiem. I tak przez odwiedziny Konohy będę musiała gnać całą trasę nie robiąc postoju nawet nocą by zdążyć. Pochwyciłam torbę leżącą od wczoraj koło stołu udając się w ślad za Itachim, który nałożył już buty znikając w drzwiach do piwnicy.
Szliśmy obok siebie w kompletnej ciszy, jedyne dźwięki to nasze kroki odbijające się echem od kamiennych ścian i moje krótkie polecanie „w prawo, lewo, prosto”. Spojrzałam kątem oka na nic niewyrażającą twarz bruneta. Zdaję sobie sprawę z tego, że boli go ta sytuacja, ma prawo do niezadowolenia. Puszcza mi płazem winy przeszłości, otacza szczerym uczuciem a ja w zamian daję kilkanaście godzin spędzonych razem, nawet nie dobę, oraz niewyjaśnioną z resztą nielogiczną potrzebę powrotu do osoby, której zależy tylko i wyłącznie na spełnieniu swojego chorego celu. Ta… beznadziejna ze mnie dziewczyna. Wówczas poczułam jak splata ze sobą nasze palce, spojrzałam na niego, nasz wzrok spotkał się. Uniósł kąciku ust zaciskając mocniej dłoń, odpowiedziałam mu tym samym.
Niestety te podziemia nie są nieskończone, musieliśmy w końcu z nich wyjść. Znaleźliśmy się w tym samym miejscu co wczoraj. Lubiłam używać tego wejścia gdyż znajdowało się w znacznym oddaleniu od Konohy, do tego obok owianej niezbyt pochlebną reputacją polanki, gdzie trenował Itachi oraz dawniej inni przedstawiciele klanu, dzięki temu niewiele osób się tu kręciło.
Blask słońca oślepił po minutach spędzonych w ciemnych korytarzach, z resztą i tak będąc poza nimi musiałam to zrobić, wyjęłam okulary wkładając je na nos.
 — Więc, no, y… — dukałam nie bardzo wiedząc jak się pożegnać. Przeważnie rzucam jakiekolwiek słowa odchodząc, ale nie sądzę żeby to było w tej sytuacji poprawne.
 — Kiedy się znów zobaczymy? — zapytał obejmując. Oparłam czoło na jego torsie, nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
 — Niebawem — rzuciłam wymijająco. Cisza, tym razem przytłaczająca a przynajmniej mnie. — Wiesz nie za bardzo możemy spotykać się w Konoha.
 — To gdzie?
 — Nie wiem — szepnęłam widząc beznadziejny przypadek. Nic nie było pewne i wszystko stało na przeszkodzie. — Wiem! — krzyknęłam doznając olśnienie odklejając się od torsu bruneta. Wykonałam szybko kilka pieczęci powodując pojawienie się niedużego niebieskiego węża, technika Orochimaru, ale bardzo skuteczna. — Jak będę mogła się spotkać to prześlę ci wiadomość przez niego — oznajmiłam kładąc mu na ręce zwierzę. — Zamieni się on wówczas w papier gdzie będzie dokładna lokalizacja oraz termin. Niestety nie sądzę by to mogło być gdzieś niedaleko Konohy. Tobi stara się mnie trzymać z dala od niej a nawet Kraju Ognia.
 — Nie szkodzi — odparł uśmiechając się rad z niewypowiedzianej obietnicy spotkania. — W takim razie do zobaczenia.
 — Ta, do zobaczenia. — Już się odwracałam, lecz zostałam brutalnie sprowadzona do poprzedniej pozycji, ledwo otworzyłam usta by cokolwiek powiedzieć, gdy Itachi z zachłannością pocałował. Zarzuciłam mu ręce na szyję oddając pieszczotę z tą samą pasją.
 — Będę potwornie tęsknił — wyszeptał rozłączając wargi z powodu braku tchu przy okazji ścierając kciukiem nitkę śliny, która zawisła między nami.

 — Ja też — odparłam znów całując, ostatni raz na najbliższy czas. Mam nadzieję, że Kabuto nadal poszukuje osób do swojej kolekcji, dzięki temu będę mogła wyrwać się. — Do zobaczenia — rzuciłam po zakończeniu pieszczony szybko wyswobadzając się z uścisku. Jeśli jak nie wykonam tego kroku to Itachi go nie zrobi i będziemy tak tutaj stać do samego wieczora, na co pozwolić sobie nie mogę.

________________________________________________________________________________

Przepraszam was za ta długą nieobecność, ale ostatnie tygodnie były dla mnie istnym koszmarem zaliczeniowy, który co gorsza jeszcze się do końca nie skończył, ale jako, że nastał trochę luźniejszy okres to postanowiłam opublikować ten rozdział. Mam nadzieję, że jakoś nieobecność rekompensuje długość notki. Przy okazji chciałabym serdecznie powitać nowe czytelniczki. Nawet nie wiecie jaką mi sprawiłyście radość gdy zobaczyłam pod notką nowe komentarze. A czułam taką rezygnację do tego opowiadania a dzięki wam wróciły mi siły i pomysły na poprowadzenia dalej tej historii, która jak widać nabiera tępa i coraz bardziej zmierza do punktu kulminacyjnego - wojny. No nic to, do następnego i mam nadzieję, że nie zraziłam nowe czytelniczki taką przerwą w pisaniu. Pozdrawiam wszystkich :)

3 komentarze:

  1. Ah, musze przyznać, iż Atari razem z Itachim są słodcy <3 Zniknięcie ubrań dziewczyny, było co najmniej dziwne xD Może Tobi ma jakiś fetysz, i podczas rzekomego 'planowania wojny' zaszywa sie w swoim gabinecie i potajemnie wącha je wszystkie.. ewentualnie lubi się przebierać w kobiece ciuszki xD Czekam zniecierpliwiona na ciąg dalszy. Pozdawiam, Akuma :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, najbardziej zadziwiająca i zabawna część rozdziału, to te nieszczęsne znikające ubrania Atari. ;) W końcu Itachi mógł wszystko sobie z nią wyjaśnić i powiedzieć dobitnie, że ją kocha. To było takie słodkie ^^ Ulżyło mi, powiem szczerze, że Atari dała nadzieję na następne spotkanie. Gdyby tak nie było, chybabym się załamała.. Czekam, czekam i jeszcze raz czekam na następny rozdział. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, kochana :)
    Na początku chciałabym Cię przeprosić za tak późne przeczytanie i skomentowanie notki. Niestety, ubiegłe tygodnie były dla mnie wyczerpujące - ogromna ilość nauki, a także pewne sprawy prywatne pozbawiły mnie wolnego czasu. Na szczęście, dzięki feriom nareszcie udało mi się do Ciebie zajrzeć, gdyż niesamowicie stęskniłam się za Twoim opowiadaniem.
    Rozdział był fenomenalny! :) Bardzo ucieszyła mnie jego długość - objętość tekstu pozwoliła mi dłużej się nim cieszyć, przez co spędziłam miły wieczór z Twoim blogiem. Spodobały mi się rozterki Atari - ciekawie je opisałaś. Sama odczuwałam wątpliwości dziewczyny, jej strach i niepewność. Zaintrygowały mnie zniknięcia ubrań - ciekawe, do czego potrzebował ich Tobi :D Cieszę się, że Atari spotkała się z Itachim i że zdołali się do siebie zbliżyć. Mam nadzieję, iż z rozdziału na rozdział ich uczucie stanie się silniejsze. Nie przeżyłabym, gdyby Itachi utracił swoją miłość. Widać, że dla dziewczyny byłby zdolny zrobić wszystko, co byłoby w jego mocy.
    Z niecierpliwością będę czekać na dalszą część historii. Również jestem szczęśliwa, że na blogu znalazły się nowe czytelniczki. Wiem, jak korzystnie wpływa to na funkcjonowanie autora. Kochana, wiedz, że masz w nas wsparcie - uwielbiamy Twoje opowiadanie i nie możemy się już doczekać, co dla nas jeszcze w nim przygotowałaś.
    Życzę Ci dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń