piątek, 27 grudnia 2013

27. Czy jesteś gotowy by udźwignąć historię klanu Uchiha?



Zadanie przedłużyło się gdyż dane Kabuto były niepoprawne, we wskazanym miejscy żadnego nagrobka nie znalazłam, przez co, kilka dni straciłam na poszukiwaniu właściwych współrzędnych ciała. Oczywiście mają na uwadze poinformowanie Tobiego o wynikłych komplikacjach. W końcu nie chciałam by tu po mnie przybywał i znów starał się przypomnieć, że jest Yokim. Wystarczy mi to, że przez okres po ataku na Konohę czułam się jak niemowlak nieodstępowany na chociażby centymetr.
Kabuto nie powinien mieć za złe opóźnienie gdyż udało mi się po drodze zdobyć kilka dodatkowych ciekawych DNA. Jednak nie umiałam sobie odmówić powrotu przez Kraj Ognia oraz zawitanie do stolicy, mimo iż zbaczałam z drogi robiąc dość spore kolano. Nie wiem czemu, ale chciałam zobaczyć co słuchać u państwa Uchiha. Sprawdzić czy wszystko idzie po mojej myśli.
Na teren wioski zakradłam się jak normalny szpieg pomijając możliwość przemknięcia się podziemnymi korytarzami. Uznałam, że łatwiej mi będzie podejrzeć ich przez okna w sypialniach niż skradać się po domu, zwłaszcza, że ze względu na nocną porę nie będą siedzieć w salonie, do którego najłatwiej dostać się. Na szczęście nie miałam żadnych problemów z poruszaniem się po wiosce. Wszyscy smacznie spali wycieńczeni całodniową praca odbudowy Konohy, nawet nie było straży, która zwyczajowo przechadzała się ulicami. Lekko zaskoczona tą głuchą ciszą niepewnie przemierzałam kolejne skrzyżowania. Coś mi tu nie pasowało, za spokojnie jest. Toteż zaniepokojona zastałą sytuacją wyszukałam potencjalną ofiarę, którą okazał się być młodym chłopakiem nawołującym jak mniemam zagubionego psa. Najwyraźniej musiał być mocno zaspany, gdyż nawet nie zareagował się, gdy zeskoczyłam z dachu pobliskiego domu znajdując się dosłownie dwadzieścia centymetrów za jego plecami. Szybko dłoń powędrowała na kark gdzie po uciśnięciu palcami odpowiedniego miejsca chłopak został sparaliżowany tak, że nie był w stanie wykonać chociażby ruchu powiekami. Następnie położyłam mu drugą rękę na głowie przeczesując pamięć w poszukiwaniu przyczyny tej niepokojącej martwoty w wiosce. Znalazłszy rozwiązanie, niczym mara nocna rozpłynęłam się w powietrzu pozostawiając oszołomionego chłopaka.
 — Co to było? Przysnąłem? — pytał rozglądając się i drapiąc w tył głowy. — Nie ważne — mruknął. — Kina! — krzyczał ruszając dalej. Siedząc na gałęzi drzewa w pełnym cieniu wzdychałam ze zrezygnowania. Mają teraz taką obronę, że można wymordować całą wioskę w ciągu jednej nocy i nikt tego nie zauważy. Nie przypuszczałam, że unieruchomienie Hokage spowoduje taki paraliż, w końcu oprócz niej jest jeszcze Rada Starszych, która nie mało ma do powiedzenia, wiecznie się wtrącając. Nadarzył się idealny moment na wywoływanie wojny, przynajmniej jedno państwo padłoby błyskawicznie. Lecz nie tym chciałam się zajmować, to sprawa Tobiego, mnie owa kwestia mało interesuje. Toteż upewniwszy się, że droga wolna a chłopak zniknął za zakrętem nie podejrzewając niczego ruszyłam dalej tym razem spokojniejsza, chociaż dla bezpieczeństwa nadal poruszałam się cieniami.
Po niedługim czasie stanęłam u wrót bramy posiadłości Uchiha trzeba dodać, że zaskoczona po raz kolejny, gdyż wyczuwałam chakrę Kyuubiego. Czyżby Naruto nocował u Sasuke? W sumie to całkiem dobrze się złożyło, mogłabym złożyć Kuramie małą wizytę.
Rozejrzawszy się czy aby na milion procent nikt mnie nie widzi, zdjęłam okulary wskakując na teren posiadłości by od strony ogrodów zajść do okien sypialnych.

*

Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Mam tak do chwili znalezienia notatnika Madary na strychu. Mętlik w głowie, miliony pytań galopujących w tempie rozpędzonego konia po bezkresnym stepie zakłócały spokój, burząc go u samych podstaw. Znów leżałem rozłożony na całej szerokości łóżka patrząc przez zamknięte powieki na sufit. Wiedziałem, że nawet uchylone okno, przez które skradał się chłód nocy nie ukoi mnie. Tak jak to bywało do tej pory sen zmorzy mnie dopiero o świcie dając te nikłe kilka godzin marnego odpoczynku. Już miałem zamiar zrezygnowany tym leżeniem wybrać się na dół i ze złudzeniem wmawiać sobie, że może herbata zmieni cokolwiek, gdy usłyszałem cichutki szelest opadania czegoś na parapet. Zmarszczyłem brwi, ptaki robią więcej szumu, po za tym nigdy nie podlatują tak blisko. O tej porze roku liście nie spadają, nie ma również sezonu na wszelkiej maści białe puchy fruwające w powietrzu. Jedynie rozwiązanie to, mam nieproszonego gościa, który najwyraźniej jest bardzo sprawnym shinobi. Tak niemalże bezdźwięcznie wylądował na parapecie, że niewprawne ucho nie zarejestrowałoby niczego podejrzanego. Napiąłem mięśnie gotowy do obrony, gdyby intruz miał nieczyste zamiary, lecz chciałem sprawdzić po co przyszedł, toteż pozwoliłem mu sądzić, że śpię. Przybysz ześlizgnął się z parapetu i tylko dzięki powiewowi materiału zarejestrowałem jego przemieszczanie się. Niebywała technika, żeby tak cicho poruszać się po drewnianej podłodze, która zawsze potrafi w nieodpowiednim momencie zaskrzypieć. Jednak szybko musiałem porzucić zainteresowanie opanowanymi metodami przemieszczania się gdyż postać zbliżyła się do łóżka a raczej mam wrażenie, że chciała przejrzeć zawartość szafki nocnej, lecz uniemożliwiłem mu to. Błyskawicznie złapałem intruza za ramię ciągnąć na materac jednocześnie przewracając na plecy tak abym wylądował nad nim, mając tym samym go unieruchomionego. Gdy tak obezwładniłem włamywacza sięgnąłem do szafki zapalając lampę by móc poznać jego tożsamość i znieruchomiałem.
 — Atari?! — niemalże krzyknąłem totalnie zaskoczony jej obecnością. Oczekiwałem każdego, byłem gotowy na wszystko tylko nie to.
 — Cześć — rzuciła lekko się uśmiechając, chociaż po oczach dostrzegłem, że nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. — Mógłbyś ze mnie zejść? — zaproponowała, gdy oniemiałem na dłuższą chwilę wpatrując się w tą czerwień, która mnie zawsze hipnotyzowała.
 — Po co tu przybyłaś? — zapytałem ignorując prośbę.
 — Chciałam się widzieć z Sasuke, ale chyba pomyliłam pokoje.
Uśmiechnąłem się. Wcale nie pomyliła, ja wiem, że po coś tu przyszła.
 — Nie sądzę. Z sharinganem jest dość łatwo widzieć w ciemności, a tak dobrze znając dom, nie mogłaś się pomylić. — Atari nie odpowiedziała, lecz oczy pociemniały przybierając chłodny wyraz a sama dziewczyna szarpnęła się. — Tym razem nie pozwolę ci uciec, ponieważ teraz wiem więcej. — Znieruchomiała na chwilę patrząc z przestrachem, co wykorzystałem. Płynnym ruchem porwałem z szafki opaskę ze znakiem Konohy, którą zawiązałem jej na oczach, by nie mogła mną miotnąć o sufi i zwiać. Dłonie odruchowo powędrowały na twarz chcąc pozbyć się ograniczenia. Przewidziałem to w porę łapiąc za nadgarstki, unieruchamiając ją tym sposobem całkowicie. Niestety nie pomyślałem o jednym, co boleśnie o sobie dało znać, gdy dziewczyna zasunęła mi kopa prosto w kręgosłup. Syknąłem z bólu przesuwając się nieznacznie trochę poniżej linii bioder tak by nie mogła już wierzgać nogami. Najwyraźniej rozumiejąc swoje marne położenie, Atari zaniechała prób oswobodzenia się.
 —  Czego Uchiha? — warknęła.
 — Tego ci mi obiecałaś, prawdy.
 — Spieprzaj — rzuciła a głos niemalże kipiał od złości.
 — Twoje położenie nie sprzyja negocjacją — przypomniałem starając się sprowadzić jej stan emocjonalny na bardziej neutralny teren. W odpowiedzi ujrzałem uśmiech prezentujący zuchwałą pewność siebie.
 — Nie jesteś w stanie mnie tu tak trzymać wiecznie. Prędzej czy później będziesz musiał sobie pójść, a ja mogę poczekać nie śpieszy mi się.
 — Ponieważ jesteś demonem, nieprawdaż? Żyjesz od tysiącleci a pierwsze zmianki o tobie pochodzą z czasów Mędrca, racja? — Pobladła otwierając bezwiednie usta.
 — S-s-skąd wiesz? — wyjąkała drżącymi wargami.
 — Mówiłem. Teraz mnie nie spławisz. A jeżeli nie wyjawisz prawdy do końca to Hokage dowie się, że broń klanu nadal żyje i zagraża wiosce. — Jej karnacja pojaśniała, przez co różane wargi dość znacząco wyróżniały się sprawiając wrażenie ciemniejszych, mocniej kusząc do pocałunków.
 — Dobrze — szepnęła po chwili ciszy — zrób to. — Zaniemówiłem. Po pierwsze blefowałem z tym szantażem, przecież nie byłbym w stanie ją zdradzić. Po drugie byłem przekonany, że tym zmuszę do powiedzenia prawdy.
 — Atari. — Pochyliłem się tak by szeptać prosto do ucha. — Nie jesteś w stanie mnie odciągnąć od poznania prawdy, ja już za dużo wiem, za głęboko w to wszedłem. Jeśli powiesz prawdę będę w stanie cię uratować — szepnąłem przesuwając palce z nadgarstków na dłoń splatające je ze sobą. Dając tym sygnał, że nie mam złych zamiarów.
 — Dlaczego uważasz, że potrzebuję ratunku?
 — Ślepy nie jestem.
 — To dlaczego chcesz mnie ratować za wszelką cenę? Mimo tego, że odtrącam pomoc dając jasno do zrozumienia, że jej nie chcę.
 — Jak wyjawisz mi prawdę do końca, to odpowiem ci na to pytanie.
Nastała cisza, w której niemalże słyszałem setki myśli biegnących teraz przez jej umysł. Czułem lęk związany z odkryciem przed mną prawdy, obawę o wydarzenia, które po tym nastąpią. Zacisnąłem mocniej palce bardziej je splatające ze sobą, starając się tym zapewnić, że nie użyję tej wiedzy przeciwko niej. Jednak czas leciał a dziewczyna nie odpowiadała leżąc w całkowitym bezruchu, nawet wargi nie drgnęły. Gdy minęły następne minuty zrozumiałem, że przegrałem. Tajemnica jest dla niej tak ważna, że nic ją nie skłoni do wyjawienia jej. Westchnąłem prostując się i pozbawiając tego przyjemnego ciepła, które biło do ciała Atari oraz słodkiego zapachu kojarzącym się zawsze, nie wiem czemu, z nocą. Pięknym gwieździstym niebem nad dywanem z koron drzew. Zszedłem z dziewczyny oswobadzając, pozwalając by uciekła.
 — Dlaczego? — szepnęła nadal leżąc w bezruchu.
 — Cokolwiek bym nie powiedział czy zrobił ty nie wyjawisz tajemnicy. Taka jest prawda.
 — Prawda — szepnęła. — Przez całe życie robiłam wszystko by wiedza, którą pragniesz stała się tajemnicą, by wszyscy o niej zapomnieli. A ty sobie ubzdurałeś, że chcesz ją znać.
 — To, że mi jej nie zdradzisz nie oznacza, że jej w końcu nie zdobędę.
 — Racja, lecz… — Płynnym ruchem podniosła rękę i złapała mnie za t-shirt na wysokości klatki piersiowej ciągnąc w dół tak bym nad nią zawisł. — Czy jesteś gotowy poznać mroczną prawdę?  — szeptała ocierając wargami o ucho z każdym słowem. — Gotowy by udźwignąć historię swojego klanu? Prawdę o nim, o ojcu, o przodkach, których uważałeś za wzór, o swoim dzieciństwie? Jesteś pewien, że jesteś w stanie się z tym zmierzyć? Dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy, za to co musiałeś przejść?
Zamknąłem oczy przygryzając wargę, zawahałem się. Dziewczyna prychnęła puszczając materiał t-shirtu oraz odsuwając się.
 — Gotowy — oznajmiłem stanowczo sam zdziwiony uniesionym głosem.
 — Nie prawda — mruknęła uśmiechając się z pewnością. — Umilkłeś wahając się. Znaczy, że nie do końca jesteś przekonany tego, czy chcesz wiedzieć.
Spojrzałem na nią. Nadal leżała w pozycji, w której została unieruchomiona z opaską na oczach. Położyłem dłoń na jej policzku delikatnie go głaszcząc. Może faktycznie nie jestem pewny czy chciałbym znać prawdę, ale wiem, że zależy mi na niej i pragnę ją uratować, a to wystarczy by znieść każdy ciężar, nawet historię rodu. W końcu wytrzymałem jakoś wieści, które udało mi się samemu zdobyć, więc przeżyje i te.
 — Zdecydowany — oznajmiłem przesuwając dłoń wyżej by zdjąć opaskę i napotkać parę czerwony tęczówek intensywnie wpatrujących się we mnie.
 — Skoro tak się upierasz przy tym, to, odpowiem ci szczerze na siedem pytań. Siedem i ani zdania niemieszczącego się w pytaniu.
 — Dobra.
 — I ty też musisz szczerze odpowiedzieć na moje siedem pytań.
 — Zgoda — przytaknąłem kiwając głową i przesuwając się lekko by Atari mogła spokojnie usiąść.
 — W takim razie zaczynaj — oznajmiła lokując się naprzeciwko w bliskiej odległości z powody niezbyt wielkich gabarytów łóżka. Za to ja umilkłem nie bardzo wiedząc jak dobrze sformułować pytanie. Po dłuższej chwili ciszy Atari zaśmiała się rozumiejąc wynikły problem.
 — Kim jesteś? — rzuciłem na szybkiego by nie pogrążyć się jeszcze bardziej. Ta chcę poznać prawdę a nawet nie wiem jak o nią zapytać, żenada.
 — Atari — odparła spokojnie z nieschodzącym rozbawieniem milknąc po tym słowie. Zrozumiałem, że to nie było precyzyjne pytanie. — Droczę się tylko — mruknęła widząc moje zażenowanie. — Blisko byłeś mówiąc, że jestem demonem — oznajmiła poważniejąc. — Bo człowiekiem to na pewno nie. — Wzrok spoczął na poduszce leżącej obok a dolna warga została lekko przygryziona. — Ja… Eh… — westchnęła chowając twarz w dłoniach. — Myślałam, że łatwiej będzie — mruknęła zapewne do siebie. — Niezłe pytanie — rzekła po chwili podnosząc głowę. — Nie da się krótko na nie odpowiedzieć i trzeba przebraną niemalże przez całą moją historię. — Znów umilkła dziwnie wpatrując się mi w oczy, przez co poczułem się, tak jakby w nich widziała całą przeszłość, każdego Uchihę którego znała. Nie chciałem by tak mnie widziała, zwłaszcza, że od nich nie spotkało ją nic dobrego.
 — Nie jestem taki jak oni.
Uśmiechnęła się gorzko.
 — Dziedzictwo to silna rzecz, a genów nie można się wyzbyć.
Wyciągnąłem dłoń dotykając policzka, delikatnie go głaszcząc, zahaczając kciukiem o powiekę zmuszając by na chwile ją zamknęła. Gdy znów ukazała światu piękno czerwieni, było inne niż zwykle. Przygaszone, wypełnione smutkiem, obrazem przeszłości, przypominała otchłań wypełnioną goryczą. Nie zrywając kontaktu wzrokowego odtrąciła dłoń. Nie umiałem dłużej znieść tego widoku, źrenice przeniosłem na neutralny teren, wpatrując się w granatową poszwę.
 — Jestem częścią Yuubiego. Razem z resztą ogoniasty bestii tworzymy Dziesiecioogoniastego. Znikąd nie powstała legenda o dziewczynie, co skradła mu oczy. Kyuubi, Sanbi i cała reszta jest uosobieniem jego ogonów, dziewięć bestii, dziewięć ogonów. Ja symbolizuję jego oczy, stąd te dziwne powiązanie. Jest jeszcze jedna osoba, która jest potęgą, całą mocą Yuubiego jego dziesiątym ogonem. Tylko razem jesteśmy w stanie stworzyć Dziesięcioogoniastego. Byliśmy wszyscy jednością, szczęśliwi i zgodni, dawno temu, lecz pewnego razu spotkaliśmy Sennina. Doprowadził do kłótni, która skończyła się wielką bitwą. Rozdzieliliśmy się, oni poszli w różne strony a ja została sama. On twierdził, że chce pomóc, uratować, zjednoczyć nas. Tak naprawdę kłamał w żywe oczy. Chciał się stać jinchurikim Yuubiego, najpotężniejszym shinobi, zdobyć te oczy. Omamił zgrabnie wymuszając prawdę, jakim cudem jedenaście demonów nagle staje się jednym. Pakt. Wykorzystał go, zmieniając i nakładając wieczne kajdany, które wówczas wydawały się takie nieszkodliwe. Stworzył nową wersję paktu, który uniemożliwiała mi zawierania go z innymi, spowodował, że stawałam się Akayoru a on pierwszym Yokim. Mogłam łączyć się tylko i wyłącznie z osobami posiadającymi sharingan, który tak przy okazji to mu go podarowałam tuż przed zawarciem paktu. Panicznie wręcz obawiał się, że odejdę, zniknę zabierając jego potęgę. Dlatego też w formule była wzmianka o tym, że nie jestem w stanie żyć bez zawarcia paktu. Akayoru bez Yokiego nie ma prawa żyć. To co rozdzielone musi się zjednoczyć. — Zamilkła na krótką chwilę. — To są jego słowa, mówiące o tym, że jeżeli nie będę zawierała paktu to czeka mnie kara w postaci tego co miałeś możliwość zaobserwowania. Nie wiem czy pamiętasz, ta dziwna sytuacja podczas jednej z misji, jeszcze za Akatsuki.
 — W takim razie, dlaczego uciekłaś po zerwanym pakcie z Kaoru? Skoro wiedziałaś, że przysporzy ci to tyle bólu.
 — Nie przerywaj, bo nie skończyłam odpowiedzi. No chyba, że to co powiedziałam ci wystarczy? — Szybko potrząsnąłem głową. — Wracając do tematu. Sennin nie był pewny czy umie się mną obsługiwać i do końca nie wiedział co tak naprawdę tworzy i daje pakt, toteż na łoży śmierci uznał, że starszy syn ze swoimi zdolnościami będzie lepszym kandydatem na kolejnego Yokiego. Poinformował o tym dosłownie kilka minut przed odejściem, co wywołało oburzenie młodszego, który uznał, że miłością wszystko naprawi. Gdy Sennin zmarł wywiązała się między nimi bójka, która zakończyła się zwycięstwem starszego. Mężczyzna zabrał wszelkie zapiski, które ojciec prowadził na mój temat, mnie i odszedł opuszczając na zawsze rodzinne strony oraz brata. Dał początek klanowi Uchiha, zapoczątkowując tradycję mojej przynależności. Byłam odtąd własnością głowy rodu. Wyznaczał, z kim mam zawrzeć pakt, co mam robić, gdzie spać, poddawał treningom, sprawdzał możliwości, po prostu jednym słowem w pełni do niego należałam.
Dziewczyna najwyraźniej skończyła, gdyż zamilkła wpatrując się w obrany punkt na pościeli, który dokładnie obserwowała przez całą wypowiedź, tylko na krótki moment na mnie spojrzała w chwili, gdy wtrąciłem się. Nie bardzo mi się to w głowie mieściło, chociaż pasowało do tej kartki, która wypadała z notatek Madary. Atari jest częścią Yuubiego. Nieprawdopodobne. Przynajmniej tłumaczy fakt posiadanych oczu. No i niestety pięknie wchodzi do pustego miejsca w układance, która tak spędzała mi sen z powiek. Jednak przyszło oprzytomnienie, skoro taka jest prawda to Tobi…
 — On wie o tym? — niemalże krzyknąłem przestraszony wizją, która mnie naszła.
 — Kto?
 — Tobi.
 — Daj spokój. Oczywiście, że nie. Obecnie jesteś jedyna osobą, która o tym wie, wykluczając rzecz jasna resztę demonów.
Ulżyło mi. Czyli Tobi trzyma ją ze względu na oczy, nie Yuubiego. Chwila moment.
 — Coś mi się tu nie zgadza. Przecież ty wiesz, że Tobi chce obudzić Yuubiego, więc dlaczego przy nim jesteś?
 — To dość skomplikowane.
 — Obiecałaś odpowiedzieć szczerze na siedem pytań — przypomniałem widząc jak chce wykręcić się od tego.
 — A ty zużyłeś już cztery z nich — zwróciła uwagę uśmiechając się lekko.
 — Już? — Nawet tego nie policzyłem. Tak szybko zmarnowałem połowę tych cennych pytań?
 — Jeśli nie będziesz drążył pytania o Tobim to mogę ci policzyć tylko jedno.
 — Dlaczego chcesz pominąć tą sprawę?
 — To dość skomplikowane. Szczerze do końca sama jeszcze tego nie rozpracowałam. Z resztą wiąże się z czymś mocno prywatnym.
Otworzyłem szerzej oczy. Prywatnym? Czyżby…
 — Czujesz coś do niego?
 — Co? — zapytała a po chwili wybuchła śmiechem. — Zabawny jesteś.
 — Ale jaka jest odpowiedź.
 — Jeśli pytasz, czy zakochałam się w nim. To odpowiedź brzmi nie — mówiła dalej z rozbawieniem na ustach. Ulżyło mi. Na moment się przestraszyłem, że ten zamaskowany facet mi ją ukradł.
 — W takim razie pomijając Tobiego, powiedz mi prawdę o klanie.
 — Większość usłyszałeś. Znak rozpoznawczy klanu pochodzi ode mnie - sharinagan, i ja jestem jego potęgą. Zapewne mówią ci coś takie imiona jak Renji, Takeru, Kazuo.
 — Tak. To najlepsi członkowie klanu. Stawiani za wzór cnót Uchiha.
 — Ich sława opiera się na mnie. Byli Yokimi, jednymi z lepszych Yokich. Większość misji ja za nich robiłam, ten ich poziom opanowania żywiołu ognia, też jest moją zasługą. Po prostu klan od samego początku używał mnie do przysparzania sobie chwały, lecz niestety również sprowadziłam na nich zgubę. — Oczy, która na moment odzyskały blask znów pociemniały. — Wielu było zazdrosnych o tą sławę. A coraz to nowsi przywódcy pragnęli coraz to większej władzy, przez co doszło do takiego stanu rzeczy, jaki był za czasów twojego dzieciństwa. A skończyło się to na tym, że zmuszono cię do wymordowania rodziny, tylko dlatego, że ktoś jeszcze za czasów Madary rozpuścił plotkę, że klan jest w stanie kontrolować Kyuubiego. No w sumie to nie była plotka, bo byłabym w stanie to zrobić, chociaż Uchiha do końca o tym nie wiedzieli. Władze Konohy obawiając się tajnej broni zaczęli podjudzać inne klany do szykan oraz skutecznie spychali klan w cień. Oczywiście nikomu z Uchihy się to nie podobało, więc zaczynali kombinować, jakim sposobem odzyskać należyta pozycję. Plan był dość prosty, chcieli doprowadzić do tego, aby Kyuubi się wściekł i zaatakował wioskę, którą miał uratować Yoki posługując się mną, jako narzędziem do kontroli Dziewięcioogoniastego.
 — To dlaczego tego nie zrobili?
 — Z prostej przyczyny. Po Madarze nie mogli znaleźć osoby, która by była w stanie pomieścić chakrę potrzebną na kontrolę Kyuubiego. Bo widzisz pakt nie do końcu daje pełne możliwości. Sennin nie przewidział, że następcy mogą nie mieć takiego potencjału. Yoki jest dla mnie czymś w rodzaju pojemnika, jeżeli jego potencjał jest zbyt mały, mam tu na myśli poziom sharingana, stopień opanowanie technik, zasoby chakry, zwykłe rzeczy, które trzeba mieć by zdobywać kolejne szczeble kariery shinobi. Wracając do głównego wątku, jeżeli nie jest dość silny, ja również nie mogę w pełni korzystać z moich umiejętności. Jego niemoc mnie ogranicza. Jakbym zignorowała to, to rozerwałabym ciało Yokiego na strzępy oraz uszkodziła dość znacząco sama siebie. Toteż klan nie ryzykował, szukał następcy. A w tym czasie i władze Konohy nie próżnowały szpiegując w poszukiwaniu tajnej broni. I tu zahaczam o twoje dzieciństwo. — Znów wzrokiem uciekła w bok, który od pytania o klan spokojnie na mnie spoczywał. Mam wrażenie, że jest zakłopotana, gdyż nerwowo przygryzła wargę.
 — To, jaka jest prawda o moim dzieciństwie? — ponagliłem zaintrygowany tym co usłyszę.
 — Gdy miałeś jakieś cztery latka, jeszcze Sasuke nie było na świecie ani się nikt go nie spodziewał, dostrzegłam, że ty miałbyś ten potencjał. Zapragnęłam byś był następnym Yokim do tego stopnia, że lekceważyłam zakaz zbliżania się do ciebie, wiesz w końcu byłeś synem głowy rody.
 — Za zbliżanie się byłaś karana — oznajmiłem, nie pytałem, wiedziałem jaka jest odpowiedź. Jedno ze wspomnień dotyczyło spotkania przed narodzinami Sasuke, w który widziałem, słyszałem jej karę.
 — Dokładnie. I to dość mocno. Pamiętam jaką mi zafundowali „przygodę” gdy poszedłeś zapytać się ojca kim jest ta dziewczyna, którą często widujesz podczas treningów. Do dnia dzisiejszego nie jestem pewna jak udało mi się to przetrwać.
Czułem się podle. Omal jej nie zabiłem, przez swoją głupotę. Przesunąłem rękę delikatnie dotykając opuszkami palców dłoni. Atari podskoczyła gwałtownie ją cofając i patrząc na mnie lekko wystraszonym wzrokiem. Najwyraźniej pochłonęły ją wspomnienia, bo dopiero po kilku chwilach powróciła do rzeczywistości uśmiechając się nikło.
 — Wybacz głupio wyszło. Nie wiem jak ci to powiedzieć, ale… Strasznie pragnęłam byś był tym wymarzonym Yokim, jedyny w swoim rodzaju, lepszy niż Madara — mówiła a jej policzki przybrały lekko różowawy kolor z zakłopotania. — Obserwowałam ciebie wbrew wszelkim zakazom. Ba, namawiałam cię byś zdobywał większą moc, byś mógł szybko zostać Yokim. Tak bardzo tego chciałam, że powiedziałam ci o mankeyo sharinagana. Pamiętam euforie jaka nastała gdy Fugaku ogłosił, że Mikoto jest w ciąży. A gdy okazało się, że to chłopiec, to miałam wrażenie, że to spełnienie marzeń. Fugaku, widział twój potencjał i dzięki narodzinom Sasuke zostało ustalone, że gdy tylko będziesz na to gotowy zostaniesz następnym Yokim. Przez to został zniesiony mój zakaz zbliżania się ciebie. Już nie bywałam za to karana, ale untrudniali spotkania jak to tylko było możliwe. Dlatego też, gdy rozwścieczony Kaoru próbował mnie zabić, a rada ogłosiła zerwanie paktu i zaczęła poszukiwać nowego następcę uznając, że ty jesteś jeszcze za mały, ulotniłam się. Zabiłam Yokiego uciekając z Konohy. Nie chciałam by był jakiś następny, chciałam tylko ciebie. Uznałam, że zniknę na kilka lat i powrócę jak osiągniesz odpowiedni wiek, by móc stać się Yokim. Zapewne by karę ogromną nałożyli, ale byłam na wszystko gotowa. Jednak nie przewidziałam tego, że ty zostaniesz szpiegiem Hokage i wymordujesz klan. Dowiedziałam się o tym, gdy było już po wszystkim. Siedziałam wówczas u Orochimaru nie bardzo wiedząc, co teraz począć. Lata mijały, Sasuke rósł aż w końcu trafił do wężowatego. Pomyślałam wówczas, że dobrze by było sprawdzić ile wam ojciec powiedział. Chciałam wiedzieć czy oczekujecie mojego powrotu, czy kajdany się kończyły i mogę robić co chcę. I taki sposobem po wypytaniu Sasuke dostałam się do Akatsuki by sprawdzić ile ty wiesz.
 — D-d-dlaczego — jąkałem się, gdyż w głowie dalej mi huczały jej słowa „chciałam tylko ciebie”, które falą gorąca zalewały organizm — mimo tego, że miałabyś tamte ataki opuściłaś Konohę?
 — Tak jak mówiłam. Nie chciałam kolejnego Yokiego, który byłby kimkolwiek innym niż ty. A ból ataku zbytnio się nie różni o tego, który musiałabym znosić będąc w podziemiach klanu. Wybrałam to, co według mnie było mniej bolesne.
 — To, czemu wówczas, gdy spotkaliśmy się nie powiedziałaś mi tego, co teraz?
 — Poczułam trochę wolności i zapragnęłam nie wracać w kajdany Uchihy.
 — Przecież pragnęłaś bym był Yokim.
 — Tak, tylko no widzisz. Yoki miał sens tylko, gdy był klan. Nie byłam przekonana czy sam z siebie zakułbyś mnie w podziemiach dokonując serii brutalnych testów wytrzymałościowych.
 — Oni, oni to robili?
 — Pytasz o Yokich? — Kiwnąłem głowa. — Tak brali w tym udział, czasami wręcz sami wciskali guziki.
 — I ty oczekiwałaś, że ja też to bym robił?
 — Jako Yoki, oczywiście.
 — I ty to uważałaś za wymarzone?
 — Nie zrozumiesz tego. Te testy były pikusiem przy tym co się działo na misjach czy w domach kolejnych Yokich. Nie ważne jakbyś mnie traktował, chodziło o to, aby używając twojego potencjały nie musiała się ograniczać i bez problemów wracała z misji. Przy okazji te badania byłyby mniej bolesne gdyż mogłabym osłonić się przed atakami, które były tworzone podczas nich.
Zapanowała cisza. Białowłosa siedziała zakłopotana czekając na moją reakcję a ja… Tępym wzrokiem wpatrywałem się we własne dłonie, nie mogąc uwierzyć. Nic dziwnego, że słowo „Uchiha” wypowiadała zawsze z taką nienawiścią, jak oni ją po prostu katowali przez tysiąclecia. Gotowało się we mnie. Jak mogli?! Ona mi wszystko zapewniła a oni odpłacali się torturami. Sharingan zabłysł. Byłem gotowy jeszcze raz, tylko tym razem brutalniej, wymordować całą rodzinę.
 — Co teraz zamierzasz? — zapytała sprowadzając mnie do rzeczywistości i porzucenia wizji powtórnej masakry.
 — Słucham?
 — Co masz zamiar ze mną zrobić? — Zmarszczyłem brwi nie rozumieją, o co pyta. — Co ze mną zrobisz teraz, gdy wiesz, że to ja jestem winna tego, że zabiłeś najlepszego przyjaciela, zmuszony zostałeś do wymordowania rodziny, ucieczki z Konoha, przeżywania nienawiści ze strony Sasuke, którą też musiałeś przed nim grać, mimo iż był dla ciebie najważniejszy. No i to ja doprowadziłam do klęski rodu, budząc w nich pożądanie władzy.
Przyjrzałem się dziewczynie. Siedziała przygryzając znowu wargę, błądząc oczami po pościeli oraz nerwowo bawiąc się palcami. Wyciągnąłem rękę delikatnie dotykając włosów a w rzeczywistości tylko je musnąłem gdyż drgnęła odchylając się i bacznie obserwując lekko zlęknionymi oczami. To przypomniało o uruchomionym sharinganie, który natychmiast dezaktywowałem. Znów wyciągnąłem dłoń, która nieruchomo do tej pory wisiała między nami, chcąc odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy białowłosej, lecz ona zareagowała tak jak wcześniej, cofnęła się nie spuszczając wzroku z czerni oczu.
 — Co zamierzasz?
 — Nic — odparłem cofając rękę, rozumiejąc, że teraz nie pozwoli się dotknąć.
 — Jak to? Przecież gdyby nie ja to…
 — Wiem — przerwałem jej. — Mówiłaś.
 — To nie chcesz się zemścić? Jakoś odpłacić?
 — Nie.
 — A gdzie sławetny gen rodu „oko za oko”? Naprawdę nie masz mi tego za złe?
 — Mówiłem nie jestem tacy jak oni i nie, nie mam.
 — Przynależę do Uchihy od tak dawna, a nowe pokolenia potrafią mnie jeszcze zaskoczyć. Nie, nie mogę jakoś w to uwierzyć — rzuciła po chwili namysłu. — Jakim cudem?
 — Ponieważ uważam, że to nie ty byłaś wszystkiemu winna. Nie prosiłaś się Sennina o taki los, robiłaś tylko to co chcieli. Sami siebie skazali.
 — Może faktycznie jesteś inny — szepnęła bardziej do siebie niż do mnie uśmiechając się lekko i tym razem pozwoliła bym odgarnął niesforne kosmyki za ucho. — No dobra podliczywszy ilość pytań już przekroczyłeś limit — oznajmiła wybudzając się z zamyślenia, w które po raz kolejny zapadła. — Nie wierze, że odpowiedziałam na więcej niż zostało ustalone, ale znaj mą łaskę — dodała powracając do bardziej pewnej siebie postawy. — Moja kolej. — Uśmiechnęła się zaczepnie pochylając nieznacznie do przodu. — No, to teraz ty, odpowiadasz na moje pytania — oznajmiła uderzając palcem wskazującym w moją klatkę piersiową.
 — Szczerze na wszystkie siedem.
 — No dobra, powiedz mi co zamierzasz zrobić ze mną?
 — Już ci przed chwilą powiedziałem, że nic.
 — Teraz nie o to pytam. Chodzi o to, że skoro prawdę znasz, wiesz o pakcie i przynależności, to co zamierzasz z tym uczynić? — Zmarszczyłem brwi, nie pojmując dalej do końca toku jej myśli. — O rany — mruknęła lekko podirytowana. — Pytam czy zamierzasz zamknąć mnie w podziemiach, zmusić do zawarcia paktu, puścić wolno? Co chcesz zrobić z faktem, że oficjalnie moje życie leży w twoich rękach, jako najstarszego przedstawiciela klanu Uchiha. Chociaż prawo własności ma głowa rodu a na to stanowisko wytypowano Sasuke, jednak chciałabym by tajemnica nie stała się nagle powszechną wiedzą, więc ty obejmiesz nadzór nade mną, jako członek klanu znający prawdę.
Zostałem zaskoczony, toteż szok nie do końcu pozwolił mi na szybką odpowiedź. Milczałem nie do końca wiedząc, co zrobić. Chciałbym, aby Atari zawarła pakt i została w Konoha, ale nie mam zamiaru jej do tego zmuszać. Z drugiej strony od tak wydać ją w ręce Tobiego również nie zamierzałem.
 — Nie wiesz, prawda? — zapytała, gdy cisza zalegała od dłuższego czasu. Nieznacznie kiwnąłem głową wiedząc, że i tak nie będę w stanie cokolwiek odpowiedzieć na te pytanie. — Uznam to za zgodę na wolność, póki nie upomnisz się o swoje — odparła pochmurniejąc.
 — Słucham?
 — Gdy nastanie wojna zapewne przypomnisz mi o przynależności do klanu i karzesz zawszeć pakt, by móc zwyciężyć Tobiego zostając bohaterem Konohy. Nie ważne — dodała nim zdążyłem otworzyć usta by temu zaprzeczyć. — Zrobisz, co uważasz za słuszne, nie mój interes nawet, jeśli sprawa dotyczy mnie. A wracając do pytań, nadszedł czas na te najważniejsze, dlaczego? Dlaczego tak bardzo chciałeś wiedzieć? Nie dałeś się zwieść, odtrącić, za wszelką cenę brnąłeś dalej, chcąc znać prawdę, z którą jak teraz widzę nie wiesz, co zrobić. Po co ci to było? Poczekaj — rzekła widząc jak otwieram usta by odpowiedzieć na ostatnie pytanie. — Twierdzisz, że chcesz mnie ratować, ale ja się pytam, przed czym a przede wszystkim, dlaczego?
 — Dlaczego pytasz? — Dziewczyn kiwnęła głową. Prychnąłem uśmiechając się. — Powiedziałaś, że pragnęłaś tylko mnie, nieprawdaż? — zapytałem, chociaż szybko przyłożyłem palec do jej warg, gdyż nie oczekiwałem odpowiedzi. — A ja chcę — mówiłem przesuwając dłoń na policzek — po prostu tego samego. — Białowłosa zamarła rozszerzając źrenice w szoku. — Zdobądź mankeyo sharingana a odkryjesz prawdę, wtedy tylko ty będziesz wstanie dać mi to czego pragnę. Ponieważ ty, jesteś na-gro-dą — wyszeptałem ostatnie słowo tuż nad jej wargami, słowa, które w dzieciństwie sami mi powiedziała. Chciałem ją pocałować, lecz Atari odchylała się do tyłu póki nie opadła placami na materac nie mając już gdzie uciec. Zawisłem nad nią na moment odgarniając kosmyki włosów z twarzy oraz obserwując reakcję. Nie było żadnej po prostu leżała z mocno wytrzeszczonymi oczami, w których nie jestem pewny co się kryło. Pochyliłem się jeszcze bardziej zamykając powieki i łącząc nasze wargi. Tak jak przypuszczałem, były słodkie, miękkie, powodowały, że pragnąłem więcej, jednak zmobilizowałem pokłady samokontroli oczekując na reakcję Atari. To nie była moja kolejna fantazja, gdzie mogłem robić co chcę, tu jest rzeczywistość i ta przerażająca pustka. Po prostu leżała jak kłoda bez najmniejszego ruchu, drgnięcia o milimetr. Jedyny odzew, jaki uzyskałem to naprężenie mięśni. Cholera! Ile jeszcze ona zamierza leżeć w bezruchu? Oderwałem się nieznacznie, by spojrzeć w czerwień tęczówek gdzie kryła się nadal ta sama mieszanka uczuć, jaką widziałem tuż przed pocałunkiem. Uśmiechnąłem się nikło, wykrzywiając usta w lekko gorzkim tonie przeczesując palcami kosmyki włosów. Przejechałem opuszkami w powolnej pieszczocie po skórze policzka, szyi, ramienia aż dotarłem do dłoni, którą uniosłem przykładając do ust, składając delikatny pocałunek, cały czas nie zrywając kontaktu wzrokowego. Dziewczyna rozluźniła się zwężając źrenice, patrzyła teraz na mnie z zaciekawieniem oczekując moich dalszych działań. Uśmiechnąłem się prowadząc jej rękę na swój kark, po którym przebiegł mi dreszcz spowodowany spotkaniem chłodnych palców i rozgrzanej skóry. Następnie położyłem dłoń na policzku łącząc usta w kolejnym pocałunku, lecz tym razem bardziej czułym, namiętnym pocałunku, który ku zaskoczeniu oddała. Nasze języki spotkały się w tańcu starszym niż świat, powodując moje kompletne zatracenie. Pradawna magia, która powoduje, że nie widzisz niczego poza tą jedną osobą, nic nie jest już ważne i nic wokół nie istnieje, tylko ona. Zaklęcie zapomnienia spływa na umysł, nic nie ma znaczenia, przeszłość, przyszłość, spory, kłopoty, zmartwienia. Liczy się jedynie ta chwila, czas staje w miejscu, pozwalając ci na złudzenie trwałości, dając obłudę, że to będzie trwać wiecznie. Wiesz, że nie, ale nie myślisz, nie teraz. Oddałbym wszystko co mam by obecnie świat się skończy a ja mógł już na wieki tonąć w morzu rozkoszy, tej słodyczy miękkich warg. Dłonie nie umiały leżeć bezczynnie badając dokładnie wszelkie możliwe fragmenty ciała, policzki, szyje, ramiona czy linię tali. Atari też nie była bierna, palce musnęły kark wplatając się we włosy i zaciskając w pięść. Jednocześnie druga ręka zakradła się pod materiał t-shirtu pokonując trasę wzdłuż kręgosłupa, co spowodowało oderwanie się od ust, z których wydobył się cichy dźwięk sapnięcia. Wyplotła dłoń z włosów odgarniając mi kosmyki za ucho uśmiechając się przy tym zadziornie. Opamiętanie wybrało się na krótkie wakacje wraz z czułym powolnym pocałunkiem. Wpiłem się łapczywie w jej wargi, zaczynając szaleńczy taniec języków przepełniony pasją i coraz bardziej rosnącym pożądaniem, które aż było czuć w powietrzu. Dłońmi pieściła skórę na plecach, torsie, zachęcając niebezpiecznie o linię spodni. Miejsca, które dotykała piekły, ciało oblewały nowe fale gorąca, serce łomotało jak oszalałe. Po dłuższej chwili, sporo dłuższej, w końcu moje pragnienia zostały na tyle zaspokojone, abym mógł zwolnić pocałunek, który znów stał się czuły oraz subtelny, by móc w końcu powiedzieć jej te dwa słowa. Chociaż musiałem do tego zmobilizować pokłady samokontroli, gdyż mógłbym ją całować już od końca świata. Jednak w końcu zakończyłem pieszczotę, opierając swoje czoło o jej, wpatrując się w piękny szkarłat, w który się zatracałem.
 — Kocham cię — wyszeptałem, pozwalając na stanie się niewolnikiem tej niesamowitej czerwieni, tak intensywnej, czystej i nieskazitelnej. Atari zesztywniała znów wytrzeszczając oczy, rozszerzając źrenice do granic możliwości.
 — Czekaj, jak to? — sapnęła a w głosie wyczułem panikę. Westchnąłem rozumiejąc, że tu nie będzie filmowego „ja ciebie też” i kolejnego namiętnego pocałunku, którego bardzo pragnąłem. Zszedłem z niej pozwalając by podniosła się do pionu. — Jakim cudem?! — prawie krzyczała łapiąc się za głowę w charakterystycznym geście paniki, niedowierzania. Złapałem ją za dłonie jednak szarpnęła wyswobadzając je. — Jakim cudem? — powtórzyła tym razem spokojniej.
 — Normalnym.
 — To nie jest odpowiedź.
 — Atari — szepnąłem odgarniając jej włosy z twarzy. — Zrozum, zakochałem się w tobie już dawno temu. Teraz już nikt i nic tego nie zmieni. — Wyciągnąłem ręce kładąc je na policzkach i płynnym ruchem się przysuwając łącząc usta w pocałunku. Niestety dziewczyna odepchnęła mnie zrywając się do pionu.
 — To nie może być prawda. — Szok na twarzy, panika w oczach, nerwowe ruchy, zorientowałem się, że jeżeli szybko czegoś nie zrobię ona po prostu zwieje. Również podniosłem się łapiąc ją za nadgarstek, który błyskawicznie wyszarpnęła. Zrobiłem krok do przodu powodują jej automatyczne cofanie się i tak póki nie trafiła w martwy punkt w rogu pokoju.
 — Nie uciekaj — poprosiłem widzą jak zerka na okno. Wówczas stało się coś, czego w życiu bym się nie spodziewał. Drzwi stanęły otworem z głuchym hukiem a w nich Naruto w samych spodniach od piżamy. Atari wykorzystała to, że zostałem zaskoczony, przemknęła pod ramieniem biegnąc do blondyna. Ujrzałem na powiewającym materiale płaszcza dobrze mi znany czerwonobiały symbol, znak klanu Uchiha. Dziwne, do tej pory niczego takiego nie nosiła.
 — Zatrzymaj go tu — rzuciła wymijając się z nim i znikając na korytarzu, chciałem ruszyć za nią, lecz zostałem zablokowany przez Uzumakiego.
 — Suń się — warknąłem zły, że przez niego dziewczyna uciekła.
 — Co żeś jej zrobił? — wysyczał zachrypianym głosem, który należał do…
 — Kyuubi? — szepnąłem dopiero dostrzegając, że błękitne oczy przybrały kolor czerwieni. Najwyraźniej Naruto jest pod kontrolą demona, którego wezwała Atari. W końcu to nie mogło być dla niej trudne, jak blondyn nocował dzisiaj tutaj, raptem w pokoju obok.
 — Co tutaj zaszło? — zapytał warcząc swoim zachrypniętym głosem, tak dla niego charakterystycznym.
 — Nic, co cię powinno obchodzić — odparłem równie mało przyjemnym tonem nadal próbując zbliżyć się do drzwi, jednak Naruto pod kuratelą demona był bardzo szybki. — Wiem, że Atari jest ci droga, ale muszę z nią porozmawiać — mruknąłem podirytowany niemożnością wydostania się z własnego pokoju.
 — Nie wydaje mi się Uchiha.
W oczach zamajaczył sharingan, co wywołało u Kyuubiego natychmiastowy atak. Wykorzystałem to, napierając na demona i przez krótką chwilę siłując się, jednak szybko porzuciłem walkę okrążając go. Takim sposobem udało mi się wybiec na korytarz. Pokonywałem po kilka stopni na raz by błyskawicznie znaleźć się u drzwi. W locie włożyłem stopy w jakiekolwiek buty, ręką pochwyciła bluzę wiszącą na stojaku i już mnie nie było w domu. Wiem, że Atari wyszła głównymi drzwiami, bo słyszałem ich trzask, co wyklucza jej ucieczkę podziemnymi korytarzami. Tylko jak w tych ciemnościach ją znaleźć, ma dobre kilka minut przewagi.

*

Spokojnym krokiem wyszedłem z pokoju, zatrzymując się przed schodami obserwując poczynania czarnowłosego, który w błyskawicznym tempie wybiegł z domu. Uśmiechnąłem się pod nosem z jego głupoty. Zszedłem na dół udając się do piwnicy a następnie krętymi schodami do podziemi gdzie wyczuwałem aurę Atari.
 — Gdzie on jest? — zapytała zrywając się z ostatniego stopnia.
 — Lata w piżamie po Konoha — odparłem rozbawiony jego determinacją. — Co się stało?
 — Sama nie wiem — mruknęła wzdychając ciężko i opierając się o zimne kamienne ściany.
 — Musiało się coś stać. W takiej panice mnie wezwałaś, że myślałem, że no nie wiem straciłaś kontrolę.
 — Jakbym straciła kontrolę to niby jak miałabym cię wezwać, pomyśl trochę.
 — Więc co się wydarzyło?
 — Itachi zna prawdę — burknęła odwracając wzrok, który spoczął na ciemnościach w głębi korytarza.
 — Całą? — Atari kiwnęła głową.
 — Osiemdziesiąt procent — oddała.
 — I co teraz? Zmusza do zawarcia paktu czy zjednoczenia? — Zaprzeczyła ruchem głowy. — Nie? — powtórzyłem zaskoczony, nie mogąc pojąć, co takiego się wydarzyło. — W takim razie, o co chodzi?
 — On powiedział, że mnie kochfa — wyszeptała tak niewyraźnie ostatnie słowo, że za nic nie mogłem domyśleć się co oznacza.
 — Powtórz.
 — Powiedział, że się we mnie zakochał — burknęła odwracając głowę tak, że niemal całowała się ze ścianą. Wybuchłem śmiechem szczerze rozbawiony.
 — I to z tego powody zrobiłaś taki raban? Ja myślałam, że niewiadomo, co się dzieje a ty…
 — Przymknij się Kyuubi — warknęła.
 — Dobra, żarty, żartami, ale co zamierzasz? Pozwolisz mu na to, czy załatwisz jak Madarę?
 — Skąd o nim wiesz?! — krzyknęła odwracając się z przerażeniem w oczach.
 — Kiedy zawierasz pakty następuję pewna synchronizacja między nami, pewnie resztą też. Mogę wówczas wkraść się do umysłu przeglądając wspomnienia.
 — I, i, i ty to robiłeś?
 — Na początku chciałem wiedzieć, czym ewentualnie zaskoczyć cię podczas walki, potem porzuciłem to a następnie znów pozwalałem sobie na szpiegowanie, gdy złość i chęć zemsty przeszło.
 — Dlaczego?
 — Tęskni się czasami do tych szczęśliwych czasów. Z resztą nie mogę pozwolić by część mnie była tak mocno krzywdzona — oznajmiłem przytulając dziewczynę. Taka była prawda. Skakaliśmy sobie do oczu, wypominaliśmy przeszłość, lecz gdzieś w głębi chcieliśmy by było inaczej, po staremu.

___________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że podobał się tak oczekiwany rozdział? [Mam nadzieję, że oczekiwany]. Wybaczcie, że tak późno, miałam go opublikować już w połowie grudnia, jednak no rozumiecie, łatwo się go nie pisało a do tego mało czasu. Nie wiem czy uda mi się coś napisać przed sylwestrem, ale coś w drugim tygodniu stycznia to na pewno się pojawi. Chciałabym również tutaj życzyć wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku z toną weny oraz nieograniczonym czasem wolnym. Pozdrawiam i do następnego razu J

6 komentarzy:

  1. Do ust ciśnie mi się tylko jedno : AWWWWWWWWWW Q.Q
    Jako,że znana jestem z tego,że jestem nieco zboczona,liczyłam na coś więcej ze strony Atari i Itachiego :c. To po prostu fajnie się czyta xd.
    Już wiele razy mówiłam,iż potrafisz fantastycznie opisywać postacie,sytuacje,miejsca itd. Miło się to czyta :).
    Uwielbiam Itachiego. I ta jego zazdrość o Obito <3 .
    Dziwi mnie tylko reakcja atari na wyznanie jej uczuć przez Uchihe. To było takie...niezrozumiałe.
    No cóż,czekam na nn i informuję od razu,iż u mnie na www.bracia-uchiha.blogspot.com pojawił się I rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. O Boziu *.* doprawdy rozdział wyszedł Ci zachwycająco. W końcu dużo się wyjaśniło. Reakcja Atari była rzeczywiście Odpowiednia XD Ciekaw jestem jak dalej potoczy się akcja. Czekam zniecierpliwiona na nową notkę, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znakomity rozdział, kochana :) Po jego przeczytaniu uważam, że jest najlepszą notką opowiadania, którą dotąd opublikowałaś. Choć wpis był dłuższy, w mgnieniu oka go przeczytałam, ciągle zastanawiając się, co będzie dalej. Wiele rzeczy się wyjaśniło, a także bardzo się ucieszyłam, gdy przeczytałam wyznanie uczuć Itachi'ego. Uwielbiam go zarówno w anime, jak i w Twojej historii, dlatego też martwiłam się, kiedy cierpiał z powodu rozłąki z Atari. Myślałam, że po wypowiedzeniu słów "kocham cię", dziewczyna podzieli jego uczucia, jednak jej reakcja niesamowicie mnie zaskoczyła. Zastanawiam się czy zależy jej na chłopaku jak na ukochanym człowieku, czy jest dla niej jedynie materiałem na dobrego Yokiego. Nie mogę się już doczekać, jak dalej potoczy się akcja opowiadania. Życzę dużo weny, czasu na pisanie, a także z niecierpliwością będę czekać na następny wpis. Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, trochę zajęło mi przebrnięcie przez wszystkie rozdziały, ale powiem tylko tyle, że opłacało się ;)
    Rozumiem w zupełności reakcję Atari, w końcu niecodziennie ktoś ze znienawidzonego mówi, że cię kocha. W dodatku jeszcze po tym jak opowiedziała mu swoją historię i powiązanie z klanem Uchiha.
    Nie myślałam, że Kyuubi jest taki uczuciowy, ale ten pomysł bardzo dobrze współgra z całym opowiadaniem.
    Jestem ciekawa jak akcja dalej się potoczy i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam blogi tego typu.Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. No szczególnie jeśli chodzi o wyznania miłosne xD WOW. Nareszcie się dowiedziałam: Kyubi ma uczucia xD Dzięki za fakt :3 I jeszcze ta zazdrość ze strony Obito Q.Q Noooo. Więc ja czekam na dalsze losy :3 Jak będziesz miała czs wpadnij do mnie http://kushina-live-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj,
    niedawno tutaj trafiam, i powiem jedno tylko opowiadanie jest fantastyczne, czytałam je jednym tchem, będę tutaj dość często zaglądać...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń