Zadanie przedłużyło się gdyż dane Kabuto były
niepoprawne, we wskazanym miejscy żadnego nagrobka nie znalazłam, przez co,
kilka dni straciłam na poszukiwaniu właściwych współrzędnych ciała. Oczywiście
mają na uwadze poinformowanie Tobiego o wynikłych komplikacjach. W końcu nie
chciałam by tu po mnie przybywał i znów starał się przypomnieć, że jest Yokim.
Wystarczy mi to, że przez okres po ataku na Konohę czułam się jak niemowlak
nieodstępowany na chociażby centymetr.
Kabuto nie powinien mieć za złe opóźnienie gdyż
udało mi się po drodze zdobyć kilka dodatkowych ciekawych DNA. Jednak nie
umiałam sobie odmówić powrotu przez Kraj Ognia oraz zawitanie do stolicy, mimo
iż zbaczałam z drogi robiąc dość spore kolano. Nie wiem czemu, ale chciałam zobaczyć
co słuchać u państwa Uchiha. Sprawdzić czy wszystko idzie po mojej myśli.
Na teren wioski zakradłam się jak normalny szpieg
pomijając możliwość przemknięcia się podziemnymi korytarzami. Uznałam, że
łatwiej mi będzie podejrzeć ich przez okna w sypialniach niż skradać się po
domu, zwłaszcza, że ze względu na nocną porę nie będą siedzieć w salonie, do
którego najłatwiej dostać się. Na szczęście nie miałam żadnych problemów z
poruszaniem się po wiosce. Wszyscy smacznie spali wycieńczeni całodniową praca
odbudowy Konohy, nawet nie było straży, która zwyczajowo przechadzała się
ulicami. Lekko zaskoczona tą głuchą ciszą niepewnie przemierzałam kolejne
skrzyżowania. Coś mi tu nie pasowało, za spokojnie jest. Toteż zaniepokojona
zastałą sytuacją wyszukałam potencjalną ofiarę, którą okazał się być młodym
chłopakiem nawołującym jak mniemam zagubionego psa. Najwyraźniej musiał być
mocno zaspany, gdyż nawet nie zareagował się, gdy zeskoczyłam z dachu
pobliskiego domu znajdując się dosłownie dwadzieścia centymetrów za jego
plecami. Szybko dłoń powędrowała na kark gdzie po uciśnięciu palcami
odpowiedniego miejsca chłopak został sparaliżowany tak, że nie był w stanie
wykonać chociażby ruchu powiekami. Następnie położyłam mu drugą rękę na głowie
przeczesując pamięć w poszukiwaniu przyczyny tej niepokojącej martwoty w
wiosce. Znalazłszy rozwiązanie, niczym mara nocna rozpłynęłam się w powietrzu
pozostawiając oszołomionego chłopaka.
— Co to było?
Przysnąłem? — pytał rozglądając się i drapiąc w tył głowy. — Nie ważne —
mruknął. — Kina! — krzyczał ruszając dalej. Siedząc na gałęzi drzewa w pełnym
cieniu wzdychałam ze zrezygnowania. Mają teraz taką obronę, że można wymordować
całą wioskę w ciągu jednej nocy i nikt tego nie zauważy. Nie przypuszczałam, że
unieruchomienie Hokage spowoduje taki paraliż, w końcu oprócz niej jest jeszcze
Rada Starszych, która nie mało ma do powiedzenia, wiecznie się wtrącając.
Nadarzył się idealny moment na wywoływanie wojny, przynajmniej jedno państwo
padłoby błyskawicznie. Lecz nie tym chciałam się zajmować, to sprawa Tobiego,
mnie owa kwestia mało interesuje. Toteż upewniwszy się, że droga wolna a
chłopak zniknął za zakrętem nie podejrzewając niczego ruszyłam dalej tym razem
spokojniejsza, chociaż dla bezpieczeństwa nadal poruszałam się cieniami.
Po niedługim czasie stanęłam u wrót bramy
posiadłości Uchiha trzeba dodać, że zaskoczona po raz kolejny, gdyż wyczuwałam
chakrę Kyuubiego. Czyżby Naruto nocował u Sasuke? W sumie to całkiem dobrze się
złożyło, mogłabym złożyć Kuramie małą wizytę.
Rozejrzawszy się czy aby na milion procent nikt mnie
nie widzi, zdjęłam okulary wskakując na teren posiadłości by od strony ogrodów
zajść do okien sypialnych.
*
Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Mam tak do chwili
znalezienia notatnika Madary na strychu. Mętlik w głowie, miliony pytań
galopujących w tempie rozpędzonego konia po bezkresnym stepie zakłócały spokój,
burząc go u samych podstaw. Znów leżałem rozłożony na całej szerokości łóżka
patrząc przez zamknięte powieki na sufit. Wiedziałem, że nawet uchylone okno,
przez które skradał się chłód nocy nie ukoi mnie. Tak jak to bywało do tej pory
sen zmorzy mnie dopiero o świcie dając te nikłe kilka godzin marnego
odpoczynku. Już miałem zamiar zrezygnowany tym leżeniem wybrać się na dół i ze
złudzeniem wmawiać sobie, że może herbata zmieni cokolwiek, gdy usłyszałem
cichutki szelest opadania czegoś na parapet. Zmarszczyłem brwi, ptaki robią
więcej szumu, po za tym nigdy nie podlatują tak blisko. O tej porze roku liście
nie spadają, nie ma również sezonu na wszelkiej maści białe puchy fruwające w
powietrzu. Jedynie rozwiązanie to, mam nieproszonego gościa, który najwyraźniej
jest bardzo sprawnym shinobi. Tak niemalże bezdźwięcznie wylądował na
parapecie, że niewprawne ucho nie zarejestrowałoby niczego podejrzanego.
Napiąłem mięśnie gotowy do obrony, gdyby intruz miał nieczyste zamiary, lecz
chciałem sprawdzić po co przyszedł, toteż pozwoliłem mu sądzić, że śpię.
Przybysz ześlizgnął się z parapetu i tylko dzięki powiewowi materiału
zarejestrowałem jego przemieszczanie się. Niebywała technika, żeby tak cicho
poruszać się po drewnianej podłodze, która zawsze potrafi w nieodpowiednim
momencie zaskrzypieć. Jednak szybko musiałem porzucić zainteresowanie
opanowanymi metodami przemieszczania się gdyż postać zbliżyła się do łóżka a
raczej mam wrażenie, że chciała przejrzeć zawartość szafki nocnej, lecz
uniemożliwiłem mu to. Błyskawicznie złapałem intruza za ramię ciągnąć na
materac jednocześnie przewracając na plecy tak abym wylądował nad nim, mając
tym samym go unieruchomionego. Gdy tak obezwładniłem włamywacza sięgnąłem do
szafki zapalając lampę by móc poznać jego tożsamość i znieruchomiałem.
— Atari?! —
niemalże krzyknąłem totalnie zaskoczony jej obecnością. Oczekiwałem każdego,
byłem gotowy na wszystko tylko nie to.
— Cześć —
rzuciła lekko się uśmiechając, chociaż po oczach dostrzegłem, że nie
spodziewała się takiego obrotu sprawy. — Mógłbyś ze mnie zejść? —
zaproponowała, gdy oniemiałem na dłuższą chwilę wpatrując się w tą czerwień,
która mnie zawsze hipnotyzowała.
— Po co tu
przybyłaś? — zapytałem ignorując prośbę.
— Chciałam
się widzieć z Sasuke, ale chyba pomyliłam pokoje.
Uśmiechnąłem się. Wcale nie pomyliła, ja wiem, że po
coś tu przyszła.
— Nie sądzę.
Z sharinganem jest dość łatwo widzieć w ciemności, a tak dobrze znając dom, nie
mogłaś się pomylić. — Atari nie odpowiedziała, lecz oczy pociemniały
przybierając chłodny wyraz a sama dziewczyna szarpnęła się. — Tym razem nie
pozwolę ci uciec, ponieważ teraz wiem więcej. — Znieruchomiała na chwilę
patrząc z przestrachem, co wykorzystałem. Płynnym ruchem porwałem z szafki
opaskę ze znakiem Konohy, którą zawiązałem jej na oczach, by nie mogła mną
miotnąć o sufi i zwiać. Dłonie odruchowo powędrowały na twarz chcąc pozbyć się
ograniczenia. Przewidziałem to w porę łapiąc za nadgarstki, unieruchamiając ją
tym sposobem całkowicie. Niestety nie pomyślałem o jednym, co boleśnie o sobie
dało znać, gdy dziewczyna zasunęła mi kopa prosto w kręgosłup. Syknąłem z bólu
przesuwając się nieznacznie trochę poniżej linii bioder tak by nie mogła już
wierzgać nogami. Najwyraźniej rozumiejąc swoje marne położenie, Atari
zaniechała prób oswobodzenia się.
— Czego Uchiha? — warknęła.
— Tego ci mi
obiecałaś, prawdy.
— Spieprzaj —
rzuciła a głos niemalże kipiał od złości.
— Twoje położenie
nie sprzyja negocjacją — przypomniałem starając się sprowadzić jej stan
emocjonalny na bardziej neutralny teren. W odpowiedzi ujrzałem uśmiech
prezentujący zuchwałą pewność siebie.
— Nie jesteś
w stanie mnie tu tak trzymać wiecznie. Prędzej czy później będziesz musiał
sobie pójść, a ja mogę poczekać nie śpieszy mi się.
— Ponieważ
jesteś demonem, nieprawdaż? Żyjesz od tysiącleci a pierwsze zmianki o tobie
pochodzą z czasów Mędrca, racja? — Pobladła otwierając bezwiednie usta.
— S-s-skąd
wiesz? — wyjąkała drżącymi wargami.
— Mówiłem.
Teraz mnie nie spławisz. A jeżeli nie wyjawisz prawdy do końca to Hokage dowie
się, że broń klanu nadal żyje i zagraża wiosce. — Jej karnacja pojaśniała,
przez co różane wargi dość znacząco wyróżniały się sprawiając wrażenie
ciemniejszych, mocniej kusząc do pocałunków.
— Dobrze —
szepnęła po chwili ciszy — zrób to. — Zaniemówiłem. Po pierwsze blefowałem z
tym szantażem, przecież nie byłbym w stanie ją zdradzić. Po drugie byłem
przekonany, że tym zmuszę do powiedzenia prawdy.
— Atari. —
Pochyliłem się tak by szeptać prosto do ucha. — Nie jesteś w stanie mnie
odciągnąć od poznania prawdy, ja już za dużo wiem, za głęboko w to wszedłem. Jeśli
powiesz prawdę będę w stanie cię uratować — szepnąłem przesuwając palce z
nadgarstków na dłoń splatające je ze sobą. Dając tym sygnał, że nie mam złych
zamiarów.
— Dlaczego
uważasz, że potrzebuję ratunku?
— Ślepy nie
jestem.
— To dlaczego
chcesz mnie ratować za wszelką cenę? Mimo tego, że odtrącam pomoc dając jasno
do zrozumienia, że jej nie chcę.
— Jak
wyjawisz mi prawdę do końca, to odpowiem ci na to pytanie.
Nastała cisza, w której niemalże słyszałem setki
myśli biegnących teraz przez jej umysł. Czułem lęk związany z odkryciem przed
mną prawdy, obawę o wydarzenia, które po tym nastąpią. Zacisnąłem mocniej palce
bardziej je splatające ze sobą, starając się tym zapewnić, że nie użyję tej
wiedzy przeciwko niej. Jednak czas leciał a dziewczyna nie odpowiadała leżąc w
całkowitym bezruchu, nawet wargi nie drgnęły. Gdy minęły następne minuty
zrozumiałem, że przegrałem. Tajemnica jest dla niej tak ważna, że nic ją nie
skłoni do wyjawienia jej. Westchnąłem prostując się i pozbawiając tego przyjemnego
ciepła, które biło do ciała Atari oraz słodkiego zapachu kojarzącym się zawsze,
nie wiem czemu, z nocą. Pięknym gwieździstym niebem nad dywanem z koron drzew.
Zszedłem z dziewczyny oswobadzając, pozwalając by uciekła.
— Dlaczego? —
szepnęła nadal leżąc w bezruchu.
— Cokolwiek bym
nie powiedział czy zrobił ty nie wyjawisz tajemnicy. Taka jest prawda.
— Prawda —
szepnęła. — Przez całe życie robiłam wszystko by wiedza, którą pragniesz stała
się tajemnicą, by wszyscy o niej zapomnieli. A ty sobie ubzdurałeś, że chcesz
ją znać.
— To, że mi
jej nie zdradzisz nie oznacza, że jej w końcu nie zdobędę.
— Racja,
lecz… — Płynnym ruchem podniosła rękę i złapała mnie za t-shirt na wysokości
klatki piersiowej ciągnąc w dół tak bym nad nią zawisł. — Czy jesteś gotowy
poznać mroczną prawdę? — szeptała
ocierając wargami o ucho z każdym słowem. — Gotowy by udźwignąć historię
swojego klanu? Prawdę o nim, o ojcu, o przodkach, których uważałeś za wzór, o
swoim dzieciństwie? Jesteś pewien, że jesteś w stanie się z tym zmierzyć?
Dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za taki stan rzeczy, za to co musiałeś
przejść?
Zamknąłem oczy przygryzając wargę, zawahałem się.
Dziewczyna prychnęła puszczając materiał t-shirtu oraz odsuwając się.
— Gotowy —
oznajmiłem stanowczo sam zdziwiony uniesionym głosem.
— Nie prawda
— mruknęła uśmiechając się z pewnością. — Umilkłeś wahając się. Znaczy, że nie
do końca jesteś przekonany tego, czy chcesz wiedzieć.
Spojrzałem na nią. Nadal leżała w pozycji, w której została
unieruchomiona z opaską na oczach. Położyłem dłoń na jej policzku delikatnie go
głaszcząc. Może faktycznie nie jestem pewny czy chciałbym znać prawdę, ale
wiem, że zależy mi na niej i pragnę ją uratować, a to wystarczy by znieść każdy
ciężar, nawet historię rodu. W końcu wytrzymałem jakoś wieści, które udało mi
się samemu zdobyć, więc przeżyje i te.
— Zdecydowany
— oznajmiłem przesuwając dłoń wyżej by zdjąć opaskę i napotkać parę czerwony
tęczówek intensywnie wpatrujących się we mnie.
— Skoro tak
się upierasz przy tym, to, odpowiem ci szczerze na
siedem pytań. Siedem i ani zdania niemieszczącego się w pytaniu.
— Dobra.
— I ty też
musisz szczerze odpowiedzieć na moje siedem pytań.
— Zgoda —
przytaknąłem kiwając głową i przesuwając się lekko by Atari mogła spokojnie
usiąść.
— W takim
razie zaczynaj — oznajmiła lokując się naprzeciwko w bliskiej odległości z
powody niezbyt wielkich gabarytów łóżka. Za to ja umilkłem nie bardzo wiedząc
jak dobrze sformułować pytanie. Po dłuższej chwili ciszy Atari zaśmiała się
rozumiejąc wynikły problem.
— Kim jesteś?
— rzuciłem na szybkiego by nie pogrążyć się jeszcze bardziej. Ta chcę poznać
prawdę a nawet nie wiem jak o nią zapytać, żenada.
— Atari —
odparła spokojnie z nieschodzącym rozbawieniem milknąc po tym słowie.
Zrozumiałem, że to nie było precyzyjne pytanie. — Droczę się tylko — mruknęła
widząc moje zażenowanie. — Blisko byłeś mówiąc, że jestem demonem — oznajmiła
poważniejąc. — Bo człowiekiem to na pewno nie. — Wzrok spoczął na poduszce leżącej
obok a dolna warga została lekko przygryziona. — Ja… Eh… — westchnęła chowając
twarz w dłoniach. — Myślałam, że łatwiej będzie — mruknęła zapewne do siebie. —
Niezłe pytanie — rzekła po chwili podnosząc głowę. — Nie da się krótko na nie
odpowiedzieć i trzeba przebraną niemalże przez całą moją historię. — Znów
umilkła dziwnie wpatrując się mi w oczy, przez co poczułem się, tak jakby w
nich widziała całą przeszłość, każdego Uchihę którego znała. Nie chciałem by
tak mnie widziała, zwłaszcza, że od nich nie spotkało ją nic dobrego.
— Nie jestem
taki jak oni.
Uśmiechnęła się gorzko.
— Dziedzictwo
to silna rzecz, a genów nie można się wyzbyć.
Wyciągnąłem dłoń dotykając policzka, delikatnie go
głaszcząc, zahaczając kciukiem o powiekę zmuszając by na chwile ją zamknęła.
Gdy znów ukazała światu piękno czerwieni, było inne niż zwykle. Przygaszone,
wypełnione smutkiem, obrazem przeszłości, przypominała otchłań wypełnioną
goryczą. Nie zrywając kontaktu wzrokowego odtrąciła dłoń. Nie umiałem dłużej
znieść tego widoku, źrenice przeniosłem na neutralny teren, wpatrując się w
granatową poszwę.
— Jestem
częścią Yuubiego. Razem z resztą ogoniasty bestii tworzymy
Dziesiecioogoniastego. Znikąd nie powstała legenda o dziewczynie, co skradła mu
oczy. Kyuubi, Sanbi i cała reszta jest uosobieniem jego ogonów, dziewięć
bestii, dziewięć ogonów. Ja symbolizuję jego oczy, stąd te dziwne powiązanie.
Jest jeszcze jedna osoba, która jest potęgą, całą mocą Yuubiego jego dziesiątym
ogonem. Tylko razem jesteśmy w stanie stworzyć Dziesięcioogoniastego. Byliśmy
wszyscy jednością, szczęśliwi i zgodni, dawno temu, lecz pewnego razu
spotkaliśmy Sennina. Doprowadził do kłótni, która skończyła się wielką bitwą.
Rozdzieliliśmy się, oni poszli w różne strony a ja została sama. On twierdził,
że chce pomóc, uratować, zjednoczyć nas. Tak naprawdę kłamał w żywe oczy.
Chciał się stać jinchurikim Yuubiego, najpotężniejszym shinobi, zdobyć te oczy.
Omamił zgrabnie wymuszając prawdę, jakim cudem jedenaście demonów nagle staje
się jednym. Pakt. Wykorzystał go, zmieniając i nakładając wieczne kajdany,
które wówczas wydawały się takie nieszkodliwe. Stworzył nową wersję paktu, który uniemożliwiała mi zawierania go z
innymi, spowodował, że stawałam się Akayoru a on pierwszym Yokim. Mogłam łączyć
się tylko i wyłącznie z osobami posiadającymi sharingan, który tak przy okazji
to mu go podarowałam tuż przed zawarciem paktu. Panicznie wręcz obawiał się, że
odejdę, zniknę zabierając jego potęgę. Dlatego też w formule była wzmianka o
tym, że nie jestem w stanie żyć bez zawarcia paktu. Akayoru bez Yokiego nie ma
prawa żyć. To co rozdzielone musi się zjednoczyć. — Zamilkła na krótką chwilę.
— To są jego słowa, mówiące o tym, że jeżeli nie będę zawierała paktu to czeka
mnie kara w postaci tego co miałeś możliwość zaobserwowania. Nie wiem czy
pamiętasz, ta dziwna sytuacja podczas jednej z misji, jeszcze za Akatsuki.
— W takim razie, dlaczego uciekłaś po zerwanym
pakcie z Kaoru? Skoro wiedziałaś, że przysporzy ci to tyle bólu.
— Nie przerywaj, bo nie skończyłam odpowiedzi.
No chyba, że to co powiedziałam ci wystarczy? — Szybko potrząsnąłem głową. —
Wracając do tematu. Sennin nie był pewny czy umie się mną obsługiwać i do końca
nie wiedział co tak naprawdę tworzy i daje pakt, toteż na łoży śmierci uznał,
że starszy syn ze swoimi zdolnościami będzie lepszym kandydatem na kolejnego
Yokiego. Poinformował o tym dosłownie kilka minut przed odejściem, co wywołało
oburzenie młodszego, który uznał, że miłością wszystko naprawi. Gdy Sennin
zmarł wywiązała się między nimi bójka, która zakończyła się zwycięstwem
starszego. Mężczyzna zabrał wszelkie zapiski, które ojciec prowadził na mój
temat, mnie i odszedł opuszczając na zawsze rodzinne strony oraz brata. Dał
początek klanowi Uchiha, zapoczątkowując tradycję mojej przynależności. Byłam
odtąd własnością głowy rodu. Wyznaczał, z kim mam zawrzeć pakt, co mam robić,
gdzie spać, poddawał treningom, sprawdzał możliwości, po prostu jednym słowem w
pełni do niego należałam.
Dziewczyna
najwyraźniej skończyła, gdyż zamilkła wpatrując się w obrany punkt na pościeli,
który dokładnie obserwowała przez całą wypowiedź, tylko na krótki moment na
mnie spojrzała w chwili, gdy wtrąciłem się. Nie bardzo mi się to w głowie
mieściło, chociaż pasowało do tej kartki, która wypadała z notatek Madary.
Atari jest częścią Yuubiego. Nieprawdopodobne. Przynajmniej tłumaczy fakt
posiadanych oczu. No i niestety pięknie wchodzi do pustego miejsca w układance,
która tak spędzała mi sen z powiek. Jednak przyszło oprzytomnienie, skoro taka
jest prawda to Tobi…
— On wie o tym? — niemalże krzyknąłem
przestraszony wizją, która mnie naszła.
— Kto?
— Tobi.
— Daj spokój. Oczywiście, że nie. Obecnie
jesteś jedyna osobą, która o tym wie, wykluczając rzecz jasna resztę demonów.
Ulżyło mi. Czyli
Tobi trzyma ją ze względu na oczy, nie Yuubiego. Chwila moment.
— Coś mi się tu nie zgadza. Przecież ty wiesz,
że Tobi chce obudzić Yuubiego, więc dlaczego przy nim jesteś?
— To dość skomplikowane.
— Obiecałaś odpowiedzieć szczerze na siedem
pytań — przypomniałem widząc jak chce wykręcić się od tego.
— A ty zużyłeś już cztery z nich — zwróciła
uwagę uśmiechając się lekko.
— Już? — Nawet tego nie policzyłem. Tak szybko
zmarnowałem połowę tych cennych pytań?
— Jeśli nie będziesz drążył pytania o Tobim to
mogę ci policzyć tylko jedno.
— Dlaczego chcesz pominąć tą sprawę?
— To dość skomplikowane. Szczerze do końca sama
jeszcze tego nie rozpracowałam. Z resztą wiąże się z czymś mocno prywatnym.
Otworzyłem
szerzej oczy. Prywatnym? Czyżby…
— Czujesz coś do niego?
— Co? — zapytała a po chwili wybuchła
śmiechem. — Zabawny jesteś.
— Ale jaka jest odpowiedź.
— Jeśli pytasz, czy zakochałam się w nim. To
odpowiedź brzmi nie — mówiła dalej z rozbawieniem na ustach. Ulżyło mi. Na
moment się przestraszyłem, że ten zamaskowany facet mi ją ukradł.
— W takim razie pomijając Tobiego, powiedz mi
prawdę o klanie.
— Większość usłyszałeś. Znak rozpoznawczy
klanu pochodzi ode mnie - sharinagan, i ja jestem jego potęgą. Zapewne mówią ci
coś takie imiona jak Renji, Takeru, Kazuo.
— Tak. To najlepsi członkowie klanu. Stawiani
za wzór cnót Uchiha.
— Ich sława opiera się na mnie. Byli Yokimi,
jednymi z lepszych Yokich. Większość misji ja za nich robiłam, ten ich poziom
opanowania żywiołu ognia, też jest moją zasługą. Po prostu klan od samego
początku używał mnie do przysparzania sobie chwały, lecz niestety również
sprowadziłam na nich zgubę. — Oczy, która na moment odzyskały blask znów
pociemniały. — Wielu było zazdrosnych o tą sławę. A coraz to nowsi przywódcy
pragnęli coraz to większej władzy, przez co doszło do takiego stanu rzeczy,
jaki był za czasów twojego dzieciństwa. A skończyło się to na tym, że zmuszono
cię do wymordowania rodziny, tylko dlatego, że ktoś jeszcze za czasów Madary
rozpuścił plotkę, że klan jest w stanie kontrolować Kyuubiego. No w sumie to
nie była plotka, bo byłabym w stanie to zrobić, chociaż Uchiha do końca o tym nie
wiedzieli. Władze Konohy obawiając się tajnej broni zaczęli podjudzać inne
klany do szykan oraz skutecznie spychali klan w cień. Oczywiście nikomu z
Uchihy się to nie podobało, więc zaczynali kombinować, jakim sposobem odzyskać
należyta pozycję. Plan był dość prosty, chcieli doprowadzić do tego, aby Kyuubi
się wściekł i zaatakował wioskę, którą miał uratować Yoki posługując się mną,
jako narzędziem do kontroli Dziewięcioogoniastego.
— To dlaczego tego nie zrobili?
— Z prostej przyczyny. Po Madarze nie mogli
znaleźć osoby, która by była w stanie pomieścić chakrę potrzebną na kontrolę
Kyuubiego. Bo widzisz pakt nie do końcu daje pełne możliwości. Sennin nie
przewidział, że następcy mogą nie mieć takiego potencjału. Yoki jest dla mnie
czymś w rodzaju pojemnika, jeżeli jego potencjał jest zbyt mały, mam tu na
myśli poziom sharingana, stopień opanowanie technik, zasoby chakry, zwykłe
rzeczy, które trzeba mieć by zdobywać kolejne szczeble kariery shinobi.
Wracając do głównego wątku, jeżeli nie jest dość silny, ja również nie mogę w
pełni korzystać z moich umiejętności. Jego niemoc mnie ogranicza. Jakbym
zignorowała to, to rozerwałabym ciało Yokiego na strzępy oraz uszkodziła dość
znacząco sama siebie. Toteż klan nie ryzykował, szukał następcy. A w tym czasie
i władze Konohy nie próżnowały szpiegując w poszukiwaniu tajnej broni. I tu
zahaczam o twoje dzieciństwo. — Znów wzrokiem uciekła w bok, który od pytania o
klan spokojnie na mnie spoczywał. Mam wrażenie, że jest zakłopotana, gdyż
nerwowo przygryzła wargę.
— To, jaka jest prawda o moim dzieciństwie? —
ponagliłem zaintrygowany tym co usłyszę.
— Gdy miałeś jakieś cztery latka, jeszcze
Sasuke nie było na świecie ani się nikt go nie spodziewał, dostrzegłam, że ty
miałbyś ten potencjał. Zapragnęłam byś był następnym Yokim do tego stopnia, że
lekceważyłam zakaz zbliżania się do ciebie, wiesz w końcu byłeś synem głowy
rody.
— Za zbliżanie się byłaś karana — oznajmiłem,
nie pytałem, wiedziałem jaka jest odpowiedź. Jedno ze wspomnień dotyczyło
spotkania przed narodzinami Sasuke, w który widziałem, słyszałem jej karę.
— Dokładnie. I to dość mocno. Pamiętam jaką mi
zafundowali „przygodę” gdy poszedłeś zapytać się ojca kim jest ta dziewczyna,
którą często widujesz podczas treningów. Do dnia dzisiejszego nie jestem pewna
jak udało mi się to przetrwać.
Czułem się podle.
Omal jej nie zabiłem, przez swoją głupotę. Przesunąłem rękę delikatnie
dotykając opuszkami palców dłoni. Atari podskoczyła gwałtownie ją cofając i
patrząc na mnie lekko wystraszonym wzrokiem. Najwyraźniej pochłonęły ją
wspomnienia, bo dopiero po kilku chwilach powróciła do rzeczywistości
uśmiechając się nikło.
— Wybacz głupio wyszło. Nie wiem jak ci to
powiedzieć, ale… Strasznie pragnęłam byś był tym wymarzonym Yokim, jedyny w
swoim rodzaju, lepszy niż Madara — mówiła a jej policzki przybrały lekko
różowawy kolor z zakłopotania. — Obserwowałam ciebie wbrew wszelkim zakazom.
Ba, namawiałam cię byś zdobywał większą moc, byś mógł szybko zostać Yokim. Tak
bardzo tego chciałam, że powiedziałam ci o mankeyo sharinagana. Pamiętam
euforie jaka nastała gdy Fugaku ogłosił, że Mikoto jest w ciąży. A gdy okazało
się, że to chłopiec, to miałam wrażenie, że to spełnienie marzeń. Fugaku,
widział twój potencjał i dzięki narodzinom Sasuke zostało ustalone, że gdy
tylko będziesz na to gotowy zostaniesz następnym Yokim. Przez to został
zniesiony mój zakaz zbliżania się ciebie. Już nie bywałam za to karana, ale untrudniali
spotkania jak to tylko było możliwe. Dlatego też, gdy rozwścieczony Kaoru
próbował mnie zabić, a rada ogłosiła zerwanie paktu i zaczęła poszukiwać nowego
następcę uznając, że ty jesteś jeszcze za mały, ulotniłam się. Zabiłam Yokiego
uciekając z Konohy. Nie chciałam by był jakiś następny, chciałam tylko ciebie.
Uznałam, że zniknę na kilka lat i powrócę jak osiągniesz odpowiedni wiek, by
móc stać się Yokim. Zapewne by karę ogromną nałożyli, ale byłam na wszystko
gotowa. Jednak nie przewidziałam tego, że ty zostaniesz szpiegiem Hokage i
wymordujesz klan. Dowiedziałam się o tym, gdy było już po wszystkim. Siedziałam
wówczas u Orochimaru nie bardzo wiedząc, co teraz począć. Lata mijały, Sasuke
rósł aż w końcu trafił do wężowatego. Pomyślałam wówczas, że dobrze by było
sprawdzić ile wam ojciec powiedział. Chciałam wiedzieć czy oczekujecie mojego
powrotu, czy kajdany się kończyły i mogę robić co chcę. I taki sposobem po
wypytaniu Sasuke dostałam się do Akatsuki by sprawdzić ile ty wiesz.
— D-d-dlaczego — jąkałem się, gdyż w głowie
dalej mi huczały jej słowa „chciałam tylko ciebie”, które falą gorąca zalewały
organizm — mimo tego, że miałabyś tamte ataki opuściłaś Konohę?
— Tak jak mówiłam. Nie chciałam kolejnego
Yokiego, który byłby kimkolwiek innym niż ty. A ból ataku zbytnio się nie różni
o tego, który musiałabym znosić będąc w podziemiach klanu. Wybrałam to, co
według mnie było mniej bolesne.
— To, czemu wówczas, gdy spotkaliśmy się nie
powiedziałaś mi tego, co teraz?
— Poczułam trochę wolności i zapragnęłam nie
wracać w kajdany Uchihy.
— Przecież pragnęłaś bym był Yokim.
— Tak, tylko no widzisz. Yoki miał sens tylko,
gdy był klan. Nie byłam przekonana czy sam z siebie zakułbyś mnie w podziemiach
dokonując serii brutalnych testów wytrzymałościowych.
— Oni, oni to robili?
— Pytasz o Yokich? — Kiwnąłem głowa. — Tak
brali w tym udział, czasami wręcz sami wciskali guziki.
— I ty oczekiwałaś, że ja też to bym robił?
— Jako Yoki, oczywiście.
— I ty to uważałaś za wymarzone?
— Nie zrozumiesz tego. Te testy były pikusiem
przy tym co się działo na misjach czy w domach kolejnych Yokich. Nie ważne
jakbyś mnie traktował, chodziło o to, aby używając twojego potencjały nie
musiała się ograniczać i bez problemów wracała z misji. Przy okazji te badania
byłyby mniej bolesne gdyż mogłabym osłonić się przed atakami, które były
tworzone podczas nich.
Zapanowała cisza.
Białowłosa siedziała zakłopotana czekając na moją reakcję a ja… Tępym wzrokiem
wpatrywałem się we własne dłonie, nie mogąc uwierzyć. Nic dziwnego, że słowo
„Uchiha” wypowiadała zawsze z taką nienawiścią, jak oni ją po prostu katowali
przez tysiąclecia. Gotowało się we mnie. Jak mogli?! Ona mi wszystko zapewniła
a oni odpłacali się torturami. Sharingan zabłysł. Byłem gotowy jeszcze raz,
tylko tym razem brutalniej, wymordować całą rodzinę.
— Co teraz zamierzasz? — zapytała sprowadzając
mnie do rzeczywistości i porzucenia wizji powtórnej masakry.
— Słucham?
— Co masz zamiar ze mną zrobić? — Zmarszczyłem
brwi nie rozumieją, o co pyta. — Co ze mną zrobisz teraz, gdy wiesz, że to ja
jestem winna tego, że zabiłeś najlepszego przyjaciela, zmuszony zostałeś do
wymordowania rodziny, ucieczki z Konoha, przeżywania nienawiści ze strony
Sasuke, którą też musiałeś przed nim grać, mimo iż był dla ciebie najważniejszy.
No i to ja doprowadziłam do klęski rodu, budząc w nich pożądanie władzy.
Przyjrzałem się
dziewczynie. Siedziała przygryzając znowu wargę, błądząc oczami po pościeli oraz
nerwowo bawiąc się palcami. Wyciągnąłem rękę delikatnie dotykając włosów a w
rzeczywistości tylko je musnąłem gdyż drgnęła odchylając się i bacznie
obserwując lekko zlęknionymi oczami. To przypomniało o uruchomionym
sharinganie, który natychmiast dezaktywowałem. Znów wyciągnąłem dłoń, która nieruchomo
do tej pory wisiała między nami, chcąc odgarnąć niesforne kosmyki z twarzy
białowłosej, lecz ona zareagowała tak jak wcześniej, cofnęła się nie
spuszczając wzroku z czerni oczu.
— Co zamierzasz?
— Nic — odparłem cofając rękę, rozumiejąc, że
teraz nie pozwoli się dotknąć.
— Jak to? Przecież gdyby nie ja to…
— Wiem — przerwałem jej. — Mówiłaś.
— To nie chcesz się zemścić? Jakoś odpłacić?
— Nie.
— A gdzie sławetny gen rodu „oko za oko”?
Naprawdę nie masz mi tego za złe?
— Mówiłem nie jestem tacy jak oni i nie, nie
mam.
— Przynależę do Uchihy od tak dawna, a nowe
pokolenia potrafią mnie jeszcze zaskoczyć. Nie, nie mogę jakoś w to uwierzyć —
rzuciła po chwili namysłu. — Jakim cudem?
— Ponieważ uważam, że to nie ty byłaś
wszystkiemu winna. Nie prosiłaś się Sennina o taki los, robiłaś tylko to co
chcieli. Sami siebie skazali.
— Może faktycznie jesteś inny — szepnęła
bardziej do siebie niż do mnie uśmiechając się lekko i tym razem pozwoliła bym
odgarnął niesforne kosmyki za ucho. — No dobra podliczywszy ilość pytań już
przekroczyłeś limit — oznajmiła wybudzając się z zamyślenia, w które po raz
kolejny zapadła. — Nie wierze, że odpowiedziałam na więcej niż zostało
ustalone, ale znaj mą łaskę — dodała powracając do bardziej pewnej siebie
postawy. — Moja kolej. — Uśmiechnęła się zaczepnie pochylając nieznacznie do
przodu. — No, to teraz ty, odpowiadasz na moje pytania — oznajmiła uderzając
palcem wskazującym w moją klatkę piersiową.
— Szczerze na wszystkie siedem.
— No dobra, powiedz mi co zamierzasz zrobić ze
mną?
— Już ci przed chwilą powiedziałem, że nic.
— Teraz nie o to pytam. Chodzi o to, że skoro
prawdę znasz, wiesz o pakcie i przynależności, to co zamierzasz z tym uczynić?
— Zmarszczyłem brwi, nie pojmując dalej do końca toku jej myśli. — O rany —
mruknęła lekko podirytowana. — Pytam czy zamierzasz zamknąć mnie w podziemiach,
zmusić do zawarcia paktu, puścić wolno? Co chcesz zrobić z faktem, że
oficjalnie moje życie leży w twoich rękach, jako najstarszego przedstawiciela
klanu Uchiha. Chociaż prawo własności ma głowa rodu a na to stanowisko
wytypowano Sasuke, jednak chciałabym by tajemnica nie stała się nagle
powszechną wiedzą, więc ty obejmiesz nadzór nade mną, jako członek klanu
znający prawdę.
Zostałem
zaskoczony, toteż szok nie do końcu pozwolił mi na szybką odpowiedź. Milczałem
nie do końca wiedząc, co zrobić. Chciałbym, aby Atari zawarła pakt i została w
Konoha, ale nie mam zamiaru jej do tego zmuszać. Z drugiej strony od tak wydać
ją w ręce Tobiego również nie zamierzałem.
— Nie wiesz, prawda? — zapytała, gdy cisza
zalegała od dłuższego czasu. Nieznacznie kiwnąłem głową wiedząc, że i tak nie
będę w stanie cokolwiek odpowiedzieć na te pytanie. — Uznam to za zgodę na
wolność, póki nie upomnisz się o swoje — odparła pochmurniejąc.
— Słucham?
— Gdy nastanie wojna zapewne przypomnisz mi o
przynależności do klanu i karzesz zawszeć pakt, by móc zwyciężyć Tobiego
zostając bohaterem Konohy. Nie ważne — dodała nim zdążyłem otworzyć usta by
temu zaprzeczyć. — Zrobisz, co uważasz za słuszne, nie mój interes nawet, jeśli
sprawa dotyczy mnie. A wracając do pytań, nadszedł czas na te najważniejsze,
dlaczego? Dlaczego tak bardzo chciałeś wiedzieć? Nie dałeś się zwieść,
odtrącić, za wszelką cenę brnąłeś dalej, chcąc znać prawdę, z którą jak teraz
widzę nie wiesz, co zrobić. Po co ci to było? Poczekaj — rzekła widząc jak
otwieram usta by odpowiedzieć na ostatnie pytanie. — Twierdzisz, że chcesz mnie
ratować, ale ja się pytam, przed czym a przede wszystkim, dlaczego?
— Dlaczego pytasz? — Dziewczyn kiwnęła głową.
Prychnąłem uśmiechając się. — Powiedziałaś, że pragnęłaś tylko mnie,
nieprawdaż? — zapytałem, chociaż szybko przyłożyłem palec do jej warg, gdyż nie
oczekiwałem odpowiedzi. — A ja chcę — mówiłem przesuwając dłoń na policzek — po
prostu tego samego. — Białowłosa zamarła rozszerzając źrenice w szoku. — Zdobądź
mankeyo sharingana a odkryjesz prawdę, wtedy tylko ty będziesz wstanie dać mi
to czego pragnę. Ponieważ ty, jesteś na-gro-dą — wyszeptałem ostatnie słowo tuż
nad jej wargami, słowa, które w dzieciństwie sami mi powiedziała. Chciałem ją
pocałować, lecz Atari odchylała się do tyłu póki nie opadła placami na materac
nie mając już gdzie uciec. Zawisłem nad nią na moment odgarniając kosmyki
włosów z twarzy oraz obserwując reakcję. Nie było żadnej po prostu leżała z
mocno wytrzeszczonymi oczami, w których nie jestem pewny co się kryło. Pochyliłem
się jeszcze bardziej zamykając powieki i łącząc nasze wargi. Tak jak
przypuszczałem, były słodkie, miękkie, powodowały, że pragnąłem więcej, jednak
zmobilizowałem pokłady samokontroli oczekując na reakcję Atari. To nie była
moja kolejna fantazja, gdzie mogłem robić co chcę, tu jest rzeczywistość i ta
przerażająca pustka. Po prostu leżała jak kłoda bez najmniejszego ruchu,
drgnięcia o milimetr. Jedyny odzew, jaki uzyskałem to naprężenie mięśni.
Cholera! Ile jeszcze ona zamierza leżeć w bezruchu? Oderwałem się nieznacznie,
by spojrzeć w czerwień tęczówek gdzie kryła się nadal ta sama mieszanka uczuć,
jaką widziałem tuż przed pocałunkiem. Uśmiechnąłem się nikło, wykrzywiając usta
w lekko gorzkim tonie przeczesując palcami kosmyki włosów. Przejechałem
opuszkami w powolnej pieszczocie po skórze policzka, szyi, ramienia aż dotarłem
do dłoni, którą uniosłem przykładając do ust, składając delikatny pocałunek, cały
czas nie zrywając kontaktu wzrokowego. Dziewczyna rozluźniła się zwężając
źrenice, patrzyła teraz na mnie z zaciekawieniem oczekując moich dalszych
działań. Uśmiechnąłem się prowadząc jej rękę na swój kark, po którym przebiegł
mi dreszcz spowodowany spotkaniem chłodnych palców i rozgrzanej skóry. Następnie
położyłem dłoń na policzku łącząc usta w kolejnym pocałunku, lecz tym razem
bardziej czułym, namiętnym pocałunku, który ku zaskoczeniu oddała. Nasze języki
spotkały się w tańcu starszym niż świat, powodując moje kompletne zatracenie.
Pradawna magia, która powoduje, że nie widzisz niczego poza tą jedną osobą, nic
nie jest już ważne i nic wokół nie istnieje, tylko ona. Zaklęcie zapomnienia
spływa na umysł, nic nie ma znaczenia, przeszłość, przyszłość, spory, kłopoty,
zmartwienia. Liczy się jedynie ta chwila, czas staje w miejscu, pozwalając ci
na złudzenie trwałości, dając obłudę, że to będzie trwać wiecznie. Wiesz, że
nie, ale nie myślisz, nie teraz. Oddałbym wszystko co mam by obecnie świat się
skończy a ja mógł już na wieki tonąć w morzu rozkoszy, tej słodyczy miękkich
warg. Dłonie nie umiały leżeć bezczynnie badając dokładnie wszelkie możliwe
fragmenty ciała, policzki, szyje, ramiona czy linię tali. Atari też nie była
bierna, palce musnęły kark wplatając się we włosy i zaciskając w pięść.
Jednocześnie druga ręka zakradła się pod materiał t-shirtu pokonując trasę
wzdłuż kręgosłupa, co spowodowało oderwanie się od ust, z których wydobył się
cichy dźwięk sapnięcia. Wyplotła dłoń z włosów odgarniając mi kosmyki za ucho
uśmiechając się przy tym zadziornie. Opamiętanie wybrało się na krótkie wakacje
wraz z czułym powolnym pocałunkiem. Wpiłem się łapczywie w jej wargi,
zaczynając szaleńczy taniec języków przepełniony pasją i coraz bardziej
rosnącym pożądaniem, które aż było czuć w powietrzu. Dłońmi pieściła skórę na
plecach, torsie, zachęcając niebezpiecznie o linię spodni. Miejsca, które
dotykała piekły, ciało oblewały nowe fale gorąca, serce łomotało jak oszalałe. Po
dłuższej chwili, sporo dłuższej, w końcu moje pragnienia zostały na tyle
zaspokojone, abym mógł zwolnić pocałunek, który znów stał się czuły oraz
subtelny, by móc w końcu powiedzieć jej te dwa słowa. Chociaż musiałem do tego
zmobilizować pokłady samokontroli, gdyż mógłbym ją całować już od końca świata.
Jednak w końcu zakończyłem pieszczotę, opierając swoje czoło o jej, wpatrując
się w piękny szkarłat, w który się zatracałem.
— Kocham cię
— wyszeptałem, pozwalając na stanie się niewolnikiem tej niesamowitej
czerwieni, tak intensywnej, czystej i nieskazitelnej. Atari zesztywniała znów
wytrzeszczając oczy, rozszerzając źrenice do granic możliwości.
— Czekaj, jak
to? — sapnęła a w głosie wyczułem panikę. Westchnąłem rozumiejąc, że tu nie
będzie filmowego „ja ciebie też” i kolejnego namiętnego pocałunku, którego
bardzo pragnąłem. Zszedłem z niej pozwalając by podniosła się do pionu. — Jakim
cudem?! — prawie krzyczała łapiąc się za głowę w charakterystycznym geście
paniki, niedowierzania. Złapałem ją za dłonie jednak szarpnęła wyswobadzając
je. — Jakim cudem? — powtórzyła tym razem spokojniej.
— Normalnym.
— To nie jest
odpowiedź.
— Atari —
szepnąłem odgarniając jej włosy z twarzy. — Zrozum, zakochałem się w tobie już
dawno temu. Teraz już nikt i nic tego nie zmieni. — Wyciągnąłem ręce kładąc je
na policzkach i płynnym ruchem się przysuwając łącząc usta w pocałunku.
Niestety dziewczyna odepchnęła mnie zrywając się do pionu.
— To nie może
być prawda. — Szok na twarzy, panika w oczach, nerwowe ruchy, zorientowałem
się, że jeżeli szybko czegoś nie zrobię ona po prostu zwieje. Również
podniosłem się łapiąc ją za nadgarstek, który błyskawicznie wyszarpnęła.
Zrobiłem krok do przodu powodują jej automatyczne cofanie się i tak póki nie
trafiła w martwy punkt w rogu pokoju.
— Nie uciekaj
— poprosiłem widzą jak zerka na okno. Wówczas stało się coś, czego w życiu bym
się nie spodziewał. Drzwi stanęły otworem z głuchym hukiem a w nich Naruto w
samych spodniach od piżamy. Atari wykorzystała to, że zostałem zaskoczony,
przemknęła pod ramieniem biegnąc do blondyna. Ujrzałem na powiewającym
materiale płaszcza dobrze mi znany czerwonobiały symbol, znak klanu Uchiha.
Dziwne, do tej pory niczego takiego nie nosiła.
— Zatrzymaj
go tu — rzuciła wymijając się z nim i znikając na korytarzu, chciałem ruszyć za
nią, lecz zostałem zablokowany przez Uzumakiego.
— Suń się —
warknąłem zły, że przez niego dziewczyna uciekła.
— Co żeś jej
zrobił? — wysyczał zachrypianym głosem, który należał do…
— Kyuubi? —
szepnąłem dopiero dostrzegając, że błękitne oczy przybrały kolor czerwieni.
Najwyraźniej Naruto jest pod kontrolą demona, którego wezwała Atari. W końcu to
nie mogło być dla niej trudne, jak blondyn nocował dzisiaj tutaj, raptem w
pokoju obok.
— Co tutaj
zaszło? — zapytał warcząc swoim zachrypniętym głosem, tak dla niego
charakterystycznym.
— Nic, co cię
powinno obchodzić — odparłem równie mało przyjemnym tonem nadal próbując
zbliżyć się do drzwi, jednak Naruto pod kuratelą demona był bardzo szybki. —
Wiem, że Atari jest ci droga, ale muszę z nią porozmawiać — mruknąłem
podirytowany niemożnością wydostania się z własnego pokoju.
— Nie wydaje
mi się Uchiha.
W oczach zamajaczył sharingan, co wywołało u
Kyuubiego natychmiastowy atak. Wykorzystałem to, napierając na demona i przez
krótką chwilę siłując się, jednak szybko porzuciłem walkę okrążając go. Takim
sposobem udało mi się wybiec na korytarz. Pokonywałem po kilka stopni na raz by
błyskawicznie znaleźć się u drzwi. W locie włożyłem stopy w jakiekolwiek buty,
ręką pochwyciła bluzę wiszącą na stojaku i już mnie nie było w domu. Wiem, że
Atari wyszła głównymi drzwiami, bo słyszałem ich trzask, co wyklucza jej
ucieczkę podziemnymi korytarzami. Tylko jak w tych ciemnościach ją znaleźć, ma
dobre kilka minut przewagi.
*
Spokojnym krokiem wyszedłem z pokoju, zatrzymując
się przed schodami obserwując poczynania czarnowłosego, który w błyskawicznym
tempie wybiegł z domu. Uśmiechnąłem się pod nosem z jego głupoty. Zszedłem na
dół udając się do piwnicy a następnie krętymi schodami do podziemi gdzie wyczuwałem
aurę Atari.
— Gdzie on
jest? — zapytała zrywając się z ostatniego stopnia.
— Lata w
piżamie po Konoha — odparłem rozbawiony jego determinacją. — Co się stało?
— Sama nie
wiem — mruknęła wzdychając ciężko i opierając się o zimne kamienne ściany.
— Musiało się
coś stać. W takiej panice mnie wezwałaś, że myślałem, że no nie wiem straciłaś
kontrolę.
— Jakbym
straciła kontrolę to niby jak miałabym cię wezwać, pomyśl trochę.
— Więc co się
wydarzyło?
— Itachi zna
prawdę — burknęła odwracając wzrok, który spoczął na ciemnościach w głębi
korytarza.
— Całą? —
Atari kiwnęła głową.
—
Osiemdziesiąt procent — oddała.
— I co teraz?
Zmusza do zawarcia paktu czy zjednoczenia? — Zaprzeczyła ruchem głowy. — Nie? —
powtórzyłem zaskoczony, nie mogąc pojąć, co takiego się wydarzyło. — W takim
razie, o co chodzi?
— On
powiedział, że mnie kochfa — wyszeptała tak niewyraźnie ostatnie słowo, że za
nic nie mogłem domyśleć się co oznacza.
— Powtórz.
— Powiedział,
że się we mnie zakochał — burknęła odwracając głowę tak, że niemal całowała się
ze ścianą. Wybuchłem śmiechem szczerze rozbawiony.
— I to z tego
powody zrobiłaś taki raban? Ja myślałam, że niewiadomo, co się dzieje a ty…
— Przymknij
się Kyuubi — warknęła.
— Dobra,
żarty, żartami, ale co zamierzasz? Pozwolisz mu na to, czy załatwisz jak
Madarę?
— Skąd o nim
wiesz?! — krzyknęła odwracając się z przerażeniem w oczach.
— Kiedy
zawierasz pakty następuję pewna synchronizacja między nami, pewnie resztą też.
Mogę wówczas wkraść się do umysłu przeglądając wspomnienia.
— I, i, i ty
to robiłeś?
— Na początku
chciałem wiedzieć, czym ewentualnie zaskoczyć cię podczas walki, potem
porzuciłem to a następnie znów pozwalałem sobie na szpiegowanie, gdy złość i
chęć zemsty przeszło.
— Dlaczego?
— Tęskni się
czasami do tych szczęśliwych czasów. Z resztą nie mogę pozwolić by część mnie
była tak mocno krzywdzona —
oznajmiłem przytulając dziewczynę. Taka była prawda. Skakaliśmy sobie do oczu,
wypominaliśmy przeszłość, lecz gdzieś w głębi chcieliśmy by było inaczej, po
staremu.
___________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że podobał się tak oczekiwany
rozdział? [Mam nadzieję, że oczekiwany]. Wybaczcie, że tak późno, miałam go opublikować
już w połowie grudnia, jednak no rozumiecie, łatwo się go nie pisało a do tego
mało czasu. Nie wiem czy uda mi się coś napisać przed sylwestrem, ale coś w
drugim tygodniu stycznia to na pewno się pojawi. Chciałabym również tutaj życzyć wszystkim Szczęśliwego Nowego
Roku z toną weny oraz nieograniczonym czasem wolnym. Pozdrawiam i do następnego
razu J
Do ust ciśnie mi się tylko jedno : AWWWWWWWWWW Q.Q
OdpowiedzUsuńJako,że znana jestem z tego,że jestem nieco zboczona,liczyłam na coś więcej ze strony Atari i Itachiego :c. To po prostu fajnie się czyta xd.
Już wiele razy mówiłam,iż potrafisz fantastycznie opisywać postacie,sytuacje,miejsca itd. Miło się to czyta :).
Uwielbiam Itachiego. I ta jego zazdrość o Obito <3 .
Dziwi mnie tylko reakcja atari na wyznanie jej uczuć przez Uchihe. To było takie...niezrozumiałe.
No cóż,czekam na nn i informuję od razu,iż u mnie na www.bracia-uchiha.blogspot.com pojawił się I rozdział ^^
O Boziu *.* doprawdy rozdział wyszedł Ci zachwycająco. W końcu dużo się wyjaśniło. Reakcja Atari była rzeczywiście Odpowiednia XD Ciekaw jestem jak dalej potoczy się akcja. Czekam zniecierpliwiona na nową notkę, pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZnakomity rozdział, kochana :) Po jego przeczytaniu uważam, że jest najlepszą notką opowiadania, którą dotąd opublikowałaś. Choć wpis był dłuższy, w mgnieniu oka go przeczytałam, ciągle zastanawiając się, co będzie dalej. Wiele rzeczy się wyjaśniło, a także bardzo się ucieszyłam, gdy przeczytałam wyznanie uczuć Itachi'ego. Uwielbiam go zarówno w anime, jak i w Twojej historii, dlatego też martwiłam się, kiedy cierpiał z powodu rozłąki z Atari. Myślałam, że po wypowiedzeniu słów "kocham cię", dziewczyna podzieli jego uczucia, jednak jej reakcja niesamowicie mnie zaskoczyła. Zastanawiam się czy zależy jej na chłopaku jak na ukochanym człowieku, czy jest dla niej jedynie materiałem na dobrego Yokiego. Nie mogę się już doczekać, jak dalej potoczy się akcja opowiadania. Życzę dużo weny, czasu na pisanie, a także z niecierpliwością będę czekać na następny wpis. Pozdrawiam serdecznie :*
OdpowiedzUsuńHej, trochę zajęło mi przebrnięcie przez wszystkie rozdziały, ale powiem tylko tyle, że opłacało się ;)
OdpowiedzUsuńRozumiem w zupełności reakcję Atari, w końcu niecodziennie ktoś ze znienawidzonego mówi, że cię kocha. W dodatku jeszcze po tym jak opowiedziała mu swoją historię i powiązanie z klanem Uchiha.
Nie myślałam, że Kyuubi jest taki uczuciowy, ale ten pomysł bardzo dobrze współgra z całym opowiadaniem.
Jestem ciekawa jak akcja dalej się potoczy i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę dużo weny :)
Uwielbiam blogi tego typu.Nigdy nie wiadomo co się wydarzy. No szczególnie jeśli chodzi o wyznania miłosne xD WOW. Nareszcie się dowiedziałam: Kyubi ma uczucia xD Dzięki za fakt :3 I jeszcze ta zazdrość ze strony Obito Q.Q Noooo. Więc ja czekam na dalsze losy :3 Jak będziesz miała czs wpadnij do mnie http://kushina-live-story.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńniedawno tutaj trafiam, i powiem jedno tylko opowiadanie jest fantastyczne, czytałam je jednym tchem, będę tutaj dość często zaglądać...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie