Wioska mimo
zrujnowania dziękowała memu bratu i Naruto za ocalanie. Stali się bohaterami na
miarę komiksowych superludzi. Lecz entuzjazm zagłuszyła smutna rzeczywistość
zniszczonej Konohy, którą należało odbudować. Toteż wszelkie misje zostały
zawieszone a shinobi sprowadzeni z powrotem. W końcu przy takiej robocie każda
para rąk jest potrzebna. Na obrzeżach powstało wielkie pole namiotowe służące
za tymczasowe zamieszkanie dla osób, których domy uległy zniszczeniu. Był tam
też polowy szpital, gdyż mimo iż budynek stał, to niestety nie wszystkich się
tam udało zmieścić. Ogólnie panowało istne zamieszanie związane z
niedyspozycyjnością Hokage, która trwała pogrążona w śpiączce po przekroczeniu
limitu chakry. I właśnie przez to każdy robił co chciał, chociaż poczucie
patriotyzmu w mieszkańcach Konohy było duże, toteż wszyscy zabrali się za pomoc
w odbudowie, zwłaszcza shinobi, który zajmowali się stawianiem nowych domów,
lecz też ludność cywilna zaangażowała się w co tylko mogła, jak chociażby
oczyszczanie ulic z gruzowisk czy pomoc w przy rannych.
— Itachi idziesz?! — krzyknęła Keiko
znów przyczepiwszy się do mnie a obecnie zaciągała do pomocy w porządkowaniu
archiwum. W budynku powstała wielka dziura na niemalże całą ścianę co
spowodowało, że większość papierów zaczęła żyć własnym życiem. Prześwit został
już załatany, lecz dokumenty należało uporządkować i niestety dziewczyna
zaciągnęła mnie do tego. A przez bohaterskość mojego brata nie udało mi się do
niego dotrzeć by porozmawiać. Jeśli dobrze się orientuję pomaga teraz z
blondynem w odbudowie domów. A mnie przypadła robota jak dla jakieś panienki,
układanie papierków. Eh… życie jest niesprawiedliwe.
Jak się chwilę później okazało nikt oprócz nas nie podjął się tak
idiotycznego zadania, zupełnie zbytecznego w obecnej sytuacji wioski. Pogrążam
się, tracąc na reputacji. Straszny Uchiha zajmuje się segregowaniem śmieci w
momencie, gdy reszta stawia nowe domy.
— Świetnie — mruknąłem
wywracając oczami.
— Mówiłeś coś?
— Tak. Czy wzięłaś latarki?
— Niestety nie do każdego zakątka wioski docierał prąd, wina zerwany połączeń i
poprzewracanych słupów.
— Mamy deficyt latarek.
Zostały nam tylko świeczki, przy czym ostrożnie, bo jesteśmy otoczeni papierem.
W myślach głęboko wzdychałem zrezygnowany sytuacją w jakieś
przyszło mi się znaleźć.
Praca trwała nieprzerwanie od wielu godzin, ile dokładnie to nie mam
pojęcia brak okien nie pozwala na szybkie rozeznanie się w upływie czasu.
Jakieś kilka minut temu Keiko musiała wyjść wezwana przez siostrę by pomóc w
domu. Ja zostałem, i tak nie uda mi się dostać do brata by porozmawiać a
chciałbym już to skończyć zwłaszcza, że zostało niewiele. Właśnie szukałem
odpowiedniego miejsca do odłożenia trzymanej teczki w ręku, kiedy natknąłem się
na wielki napis „Uchiha”. Zaintrygowany tym, zważywszy na to, że byłem w dziale
ściśle tajnym sięgnąłem po opasłe tomidło. Gdy sprawa zajmowała zbyt dużo
miejsca i przestawała się mieścić w teczkach wkładało się dokumenty do
drewnianych imitacji grubych ksiąg.
Postawiłem świece na podłodze i usadowiłem się obok zaglądając do
wnętrza pudełka. Pierwsza karta była sprawozdaniem od…
— Anaki Uchiha —
przeczytałem. Kojarzyłem skądś to imię a oświecenie przyszło po kilku minutach zamyślenia.
Anaki pracował w policji i był bratem ciotecznym ojca, czyli należał już
oficjalnie do gałęzi klanu. Dość niewyróżniający się osobnik, lecz często
krzątający się po domu ze względu na powiązania służbowe z Fugaku. Jednak jego
sprawozdanie tutaj jest nieoczekiwane, gdyż policja polegała pod głowę klanu
Uchiha i tylko najwyższe kierownictwo zdawało rutynowe raporty Hokage.
„Wczorajszego wieczoru wydarzyło się coś dziwnego. Jeden z członków
klanu, Kaoru rzucił się z kataną na nasz obiekt obserwacji, krzycząc, że ją
zabije, że ona mu za wszystko zapłaci. Doszło do interwencji samego Fugaku,
który wpuścił białowłosą do domu, a mężczyznę zabrała policja. Próbowałem
dowiedzieć się co zaszło oraz gdzie przenieśli Kaoru lecz odseparowali mnie od
tej sprawy, każąc się zabrać za dyżur na posterunku. Dzisiaj nieoczekiwanie
została zwołana rada, po której ogłoszono alarm w całym klanie. Kaoru został
zamordowany. Informacja ta wywołała panikę wśród rady klanu i części przedstawicieli
trzonu. Do tego ponoć ktoś opuścił Konohę. Niestety informacje te były zbyt
ściśle pilnowane bym mógł się dowiedzieć o kogo chodzi, lecz domyślam się, że o
osobę która jest biegła w obsługiwaniu owej broni, gdyż panika widniała nawet
na obliczu Fugaku.”
W lekkim szoku zamrugałem kilka razy, aby sprawdzić czy nie śnię.
Data pokrywała się z tą przy której w tamtej książce było napisane, pod
zdjęciem Kaoru „pakt zerwany”. Dlaczego takich słów użyli skoro on został
zabity. A wyrażenie „białowłosa” odnosi się do Atari? Zaintrygowany tym na
chybił trafił wyciągnąłem inny raport z głębin pudełka.
„Podejrzenia co do istnienia ich tajnej broni są jak najbardziej
słuszne. Będąc trzy dni w domu Fugaku w sprawie problemów z miejscowym
chuliganem, który notorycznie dewastuje budynki administracyjne swoimi
malunkami spotkałem niezwykłą osobę. W salonie zastałem Fugaku rozmawiającego z
nieznanym mi mężczyzną [sprawdziłem to później, nazywa się Kaoru Uchiha z
trzonu]. Przy oknie stała białowłosa dziewczyna, która przykuła moją uwagę ze
względu na wyróżniające się włosy, niespotykane w klanie. Po chwili spojrzała
na mnie a w oczach mienił się sharingan. Jednak nie taki zwykły, był to
nieznany mi poziom. Fugaku zauważywszy moje pojawienie się odchrząknął głośno a
mężczyzna bez słowa wyprowadził dziewczynę z pomieszczenia. Jej pochylona głowa
uniemożliwiła mi lepszego przyjrzenia się oczom. Po czym dostałem poważną
reprymendę za wtargnięcie do domu. Wyglądało na to, że nie podoba mu się to, że
spotkałem ją.”
Ściągnąłem brwi przyglądając się dacie w prawym górnym rogu. Trzy
lata przed moimi narodzinami i jeśli dobrze zapamiętałem ten sam rok, w którym
Kaoru zawarł pakt. Zmarszczyłem się jeszcze bardziej. Z tych raportów wynika
jasno, że na polecenie Hokage jeden z członków Uchiha szpiegował trzon, bo
Trzeci obawiał się jakieś tajnej broni. Jednak klan niczego takiego nie
posiadał. Starszyzna kazała mi również poszukiwać o tym informacji, lecz nic
nie znalazłem. Zaintrygowany tym zabrałem się za bardziej dokładne przeglądanie
tej jakże interesującej zawartości pudełka. A gdy to skończyło się sięgnąłem po
dwa kolejne. I taki sposobem dopiero następnego dnia przybycie Keiko przed
południem wydarło mnie z czytanych treści. Na szczęście i tak już kończyłem.
Lecz musiałem znosić jej towarzystwo jeszcze przez jakąś godzinę aż wszystko
nie trafiło na swoje miejsce. Aż dziw, że kupiła moja wymówkę chęci pozostania
i sprzątniecie tego do końca. Kto niby porządkuje dokumenty przez całą noc,
które dwoje osób wykonało w ciągu sześćdziesięciu minut? Jednak dziewczyna do
zbyt błyskotliwych nie należała toteż trzeba się cieszyć, że nic dziwnego w tym
nie zauważyła. Jakoś nie potrzebuję aktualnie problemów z władzą Konohy.
Niestety moja wielka chęć zmycia się szybko do domu została uniemożliwiona
przez Keiko, która uznała, że potrzebują naszej pomocy przy usuwaniu co
większego gruzowiska. Dlatego też w domu znalazłem się dopiero pod wieczór
gdzie od razu odwiedziłem łazienkę i rzuciłem się na łóżko. Ciągle po głowie mi
chodziły zdania odczytane z tych stert papierów. Okazało się, że nie tylko mnie
wykorzystali do obserwacji klanu. Od dawien dawna mieli wtyki, na
najróżniejszym szczeblu, chociaż głównie byli to ludzie z gałęzi, jedynie ja
pochodziłem z trzonu. Jednakże ta ich obsesja ta punkcie tajnej broni była
niepokojąca. Do tego jeszcze ta sprawa… Nie mogę uwierzyć, że tak mnie
wykiwali. Przez cały czas mi się wydało, że mniej więcej ich trzymam w szachu,
a tu patrz. Okazało się, że wrobili mnie w wymordowanie klanu, gdyż śmiertelnie
obawiali się tajnej broni Uchiha. Od lat jej poszukiwali, lecz zawsze jak byli
tuż przed odkryciem szpiedzy ginęli i co bardziej zaskakujące za każdym razem
wplątana w obserwacje była białowłosa dziewczyna z nieznanym dotąd poziomem
sharingana. Starszyzna z Hokage mieli pojeżenia, że to ona jest kluczem do tej
broni. Uważali, że Uchiha pragnie kontrolować Kyuubiego za pomocą sharingana a
dziewczyna osiągnęła taki poziom, że byłaby do tego zdolna. Lecz nikt nigdy nie
mógł jej znaleźć, a po śmierci Kaoru po prostu zniknęła. Więcej jej nie
widziano, a Fugaku od tamtego czasu chodził podenerwowany i co znakomitsi
członkowie trzonu czegoś usilnie szukali. Dlatego też władze Konohy wymyśliły
sobie, że jak wymordują rodzinę to nie będzie ludzi zdolnych obsługiwać maszynę,
gdyż też przypuszczali, że jakieś wehikuł uruchamiany przez sharingan może
kontrolować Kyuubiego a jeśli można bestię kontrolować za pomocą tego
nieznanego poziomu, to niszcząc wszystkich uniemożliwią komukolwiek szansę na
zdobycie tejże odmiany sharinagna. Jednym słowem, co by nie było, śmierć rodu
Uchiha rozwiązywała problem. Lecz nie mogli znaleźć kogoś, kto podjąłby się
tego zadania, był wystarczająco silny. Póki nie napatoczyłem się im ja, świetny
kozioł ofiarny, gość od brudnej roboty. A ja naiwnie uwierzyłem ich
zapewnieniom, że to dla dobra wioski. Po części to prawda. Możliwość
kontrolowania Kyuubiego w ręku ojca, nie napawa optymizmem. Co się stało to się
nie dostanie, czy dobrze zrobiłem godząc się na tą misję czy nie, nie ma
znaczenia. Czasu nie cofnę, a kosić sobie na głowie kołki z tego powodu, nie
zamierzam. W tych wszystkich dokumentach zadziwiająca była przewijająca się
postać Atari, gdyż tak mi się wydaje, że to ona. Pasuje do opisu idealnie.
Jednak musiałaby mieć ze sto parę lat. Najstarsze raporty dotyczyły czasów
Madary. Nic już nie wiem. Te informacje przyniosły niby wiele wyjaśnienia, ale
również spory mętlik. Jeśli zostaniemy przy teorii, że ta dziewczyna to Atari,
to jakim cudem nadal żyje? Czemu była aż tak posłuszna rodowi? Skąd ma te oczy?
Rinnegan i sharinagan razem, według niektórych plotek przekazywanych w postaci
legend taką mieszankę ma Dziesięcioogoniasty, więc jakim cudem ona? I czemu
nagle zniknęła po śmierci Kaoru? Zaczynam sądzić, że bronią klanu miała być
właśnie ona. Na to wskazują pomieszczenia pod domem, lecz czemu nie została
wykorzystana do tego jak twierdziła Starszyzna „przywróceniu należytej chwały
klanowi przez wyeliminowanie konkurencji”? To wszystko przyprawiało mnie o ból
głowy. Na domiar złego dochodzi sprawa Tobiego. Na ile jego słowa są prawdziwe?
Zapowiedział, że jeśli się do niej zbliżę to ją zabije, lecz czy na pewno.
Chociaż z drugiej strony z takim wariatem nic nie wiadomo. Jednak to nie wykonalne
żebym się z nią nie widział. Ja po prostu muszę! Musi mi wyjaśnić cały ten
mętlik. To wszystko wyżera mnie od środka nie dając żyć.
— Mam tego serdecznie dość —
mruknąłem nakładając poduszkę na głowę. — Sasuke — rzuciłem zrywając się do
pionu na dźwięk otwieranych drzwi. Pędem zbiegłem na dół porozmawiać się z
bratem. — Witam bohatera w domu — rzuciłem na przywitanie.
— Dzięki — odparł rzucając
klucze na szafkę z butami a kroki kierując do kuchni gdzie zabrał się za
przygotowywanie kawy.
— Jak sprawy z Naruto? —
zagadałem starając się wprowadzić mój plan w życie, czyli swatanie tej pary po
czym w ramach podziękowania wyciągniecie od brata informacji na temat Atari. Z
resztą musiałem jakoś pomóc tym dwój gamoniom bo by do siebie wzdychali do końca
świata. Niektórzy potrzebują lekkiego popchnięcia by móc dokończyć sprawę lub w
tym wypadku zacząć.
— Ta. A on uważa, że
zrobiłeś to zupełnie bezinteresownie — rzekł siadając naprzeciw mnie przy
stole.
— Gdyż na początku tak było.
Ulitowałem się nad dwoma nowicjuszami z ujawniającą się nieśmiałością.
— Odezwał się ekspert w
dziedzinie miłości. No pochwal się, z iloma osobami już byłeś? — zapytał
retorycznie ze sporą dozą sarkazmu. — No mów, czego chcesz za tą pomoc, którą
uważam za zbyteczną, lecz dzięki — wymamrotał ostatnie słowo tak, że
zrozumiałem je tylko dzięki umiejętności czytania z ruchu warg. No proszę, ale
nowość Sasuke za coś dziękuje, aż miło.
— Powiedź mi prawdę o Atari.
— O co ci niby chodzi? —
oburzył się. — Powiedziałem co wiedziałem, nic po za tym — rzekł wychodząc z
kuchni. Jednak nie dałem za wygraną idąc za nim do salonu.
— Sas…
— Chociaż… — szeptał
zamyślony zatrzymując się w drzwiach. — Mam wrażenie, że przed nią nie ma
ucieczki, że czy chcesz czy nie i tak będziesz na nią wpadać. A w sumie
będziemy, bo się przyczepiła Kyuubiego — mówił mam wrażenia, że sam do siebie,
ale wzmianka o ogoniastym mnie zaintrygowała. — Jeśli chcesz znać prawdę to
proszę. Powiem ci tyle i wiem — rzekł zasiadając na kanapie i wpatrując się w
bok, jakby na osobę stojącą tam, lecz nikogo nie było. — Zmyśliłem tą bajeczkę
o rzekomym jej powinowactwie z nami. Nie jest naszą siostrą i nic nie wskazuje
żeby nią była. Wymyśliłem to na szybkiego jak powiedziałeś mi, że wiesz o jej
odwiedzinach. Powód. Uważam, że dla bezpieczeństwa naszego a głównie naszych
bliskich byłoby dobrze więcej się z nią nie widywać. Po za tym niepokoi mnie
twoja obsesja na jej punkcie.
— Więc po co tu przyszła? —
zapytałem gdy Sasuke urwał na dłuższą chwilę.
— Do końca sam nie wiem.
Jednak ewidentnie chciała abyś nie wiedział o jej odwiedzinach. Ze mną nie
rozmawiała tylko z Kyuubim.
— Dlaczego nie chciała aby,
wiedział i jak to z Kyuubim? — zapytałem nie bardzo mogą sobie wyobrazić jak
taka dyskusja miałaby wyglądać.
— Też się zdziwiłem. Demon
przejął kontrolę nad ciałem Naruto przybierając swoją zminiaturyzowaną wersję.
– Ze wszystkimi ogonami? —
Szok wymalował się na twarzy jak i w barwie głosu. Słyszałem wieści, że kiedyś
blondyn dostał szału i uformował cztery, a powstrzymanie go było nie lada
wyczynem. A tutaj teraz od tak oddaje ciało Kyuubiemu, który prowadzi rozmowę z
Atari nie chcąc wcale uwalniać się. Nie kleiła mi się ta koncepcja.
— Ta, to było dziwne.
Pokazała oczy, wypowiedziała jego imię i on od tak się pojawił. Tego rozmawiali
jak starszy kumple. Mówiąc coś o spotkaniu za życia Madary. Nie do końca
pamiętam, bo wymiana zdań była rwana tak, że trudno było się połapać. Jednak
demon obraził ją przypominając o byciu kukiełką Uchihy. Na to ona mu
odpowiedziała, że on jej nic nie zrobi, bo jest pod jej kontrolą lub częścią
jej. Dokładnie nie pamiętam. Potem Kyuubi coś mówił o zjednoczeniu i o jakimś
Inatanie? A ona go prosiła, aby chronił Naruto, bo mają walczyć z przeszłością.
Kyuubi po tym jakoś zmienił do niej nastawienie, był milszy i obiecał spełnić
polecenie. I jeszcze w tym wszystkim Atari ostrzegła nas, że Akatsuki idzie po
Naruto i żebym wywiózł go z Konohy. Dlatego tak nagle wyjechaliśmy. Po tym
całym zdarzeniu Naruto jakoś lepiej dogaduje się z Kyuubim i pod wpływem jego
słów zawrócił udając się z powrotem do wioski by ją chronić przed Akatsuki. Na
domiar twierdził, że nic mu się nie stanie, bo Kyuubi mu pomoże a Atari na
pewno będzie czuwać z ukrycia. Co do ostatniego to na pewno się nie pomylił
gdyż jak walczyliśmy z Akatsuki ta nagle zjawiła się niewiadomo skąd, zabiła
dwóch jej członków, poinformowała gdzie znajduje się ich lider i odeszła. Tej
dziewczyny zrozumieć się nie da — dodał na koniec. — Tyle wiem. Orochimaru nie
miał o niej żadnych informacji. A ona nic mi nie ujawniła. Jedyne to wypytywała
o ciebie i ojca oraz to co mi powiedział przed śmiercią. Pytałam co wiem o
jakimś Yomim…
— Yoki — poprawiłem go
bezdźwięcznie, nie chcąc zdradzać ile sam wiem.
— I jeszcze o jakąś
dziewczynę imieniem Akayu. Ogólnie nie przywiązywałem wagi do tego co mówiła.
— Akayoru — wyszeptałem znów
poprawiając.
— Masz to co chciałeś. Tylem
wiem — odparł wstając oraz opuszczając pokój pozostawiając mnie w zadumie. Jego
informacje wniosły sporo nowego pozwoliwszy przy tym wyprostować kilka
szczegółów a raczej potwierdzić to, co już dowiedziałem się z tych raportów lub
domyśliłem się. Jednak to i tak było za mało. Aby doprowadzić do spójności tych
faktów przeszkadzały spore luki, istotne rzeczy ukryte w czarnej dziurze, którą
odsłonić może jedynie Atari. Ja naprawdę muszę się z nią spotkać. Tylko kiedy i
jak? Chociaż część informacji może mi teraz dostarczyć Kyuubi. Jednym słowem
trzeba porozmawiać z Naruto, tylko tak by Sasuke o tym nie wiedział. Dobrze by
było zgarnąć go teraz. Na pewno jest u siebie, bo jakby jego mieszkanie
ucierpiało wskutek walk to brat zaprosiłby go do nas a skoro tego nie zrobił to
widać nie było takiej potrzeby.
Dla świętego spokoju upewniłem się co do pójścia na spoczynek brata
i wymknąłem się z domu. Nocą uliczki Konohy były puste, zwłaszcza teraz jak
miasto było zrujnowane, nikt nie przechadzał się nawet zakochanych par nie
można było ujrzeć. Każdy pracował przy odbudowie a jak wracał do domu to nie
myślał o niczym innym jak ciepłym wygodnym łóżeczku, o ile nie stracił go
podczas ataku Akatsuki. Nie wiem dokładnie, czemu ale drażni mnie taka wyludniała,
wyciszona wioska, to tak jakby cisza przed burzą, przed czymś znacznie gorszym
co zaraz ma nastąpić. Mam nadzieję, że to tylko takie moje odczucia, które
chociaż raz mogłyby nie być szóstym zmysłem, instynktem shinobi. Ta cisza, w
której słyszałem jedynie swoje kroki i bycie serca sprawiała wrażenie
nienaturalnej i napawała niewytłumaczalnymi obawami, od których dostawałem
gęsiej skórki, dlatego przyśpieszyłem by być jak najszybciej już u celu.
Stałem pod drzwiami pukając już trzeci raz lecz nikt nie odpowiadał,
więc postanowiłem sprawdzić czy faktycznie nikogo nie ma czy blondyn zwyczajnie
nie zasnął. Na moje szczęście Naruto zazwyczaj zostawiaj otwarte okno na noc,
co umożliwiło wślizgnięcie się do środka. Moje przypuszczenia były prawdziwe
Uzumaki najzwyczajniej w świecie głośno chrapał a jak widać zwykłym pukaniem
nie można go obudzić. Westchnąłem gotów wrócić do domu lecz gdy kładłem już
nogę na parapet uświadomiłem sobie, że niedyspozycyjność blondyna może mi tylko
pomóc. Cofnąłem się uaktywniając mangekyou oraz kładąc dłoń na jego czole. Za
pomocą sharingana mogę zakradną się do umysłu blondyna i samemu porozmawiać z
Kyuubim.
Znalazłem się w ciemnym pomieszczeniu gdzie za kratami majaczyła
czerwona, ogromna góra, która unosiła się rytmicznie w górę i w dół.
— To się nazywa mieć pecha —
mruknąłem zły z zaistniałej sytuacji. Żeby Dziewięcioogoniasty od tak sobie
spał.
— Nie śpię — usłyszałem
charczący głos po czym demon odwrócił się lustrując mnie czerwienią oczu. —
Uchiha — zawarczał groźnie ukazując kły. — Czego?
— Informacji.
— A co ja biuro turystyczne?
— Sarkazm aż kapał z każdego słowa a łapy niebezpiecznie zbliżyły się do krat
gotowe do ataku. — Spieprzaj stąd Uchiha, te oczy nie są w stanie mnie
kontrolować.
— Nie jestem jak Madara, nie
na tym mi zależy.
— To się jeszcze okaże —
rzucił odwracając się tyłem i powoli znikając w gęstej ciemności.
— Przychodzę tu w sprawie
Atari.
Demon zatrzymał się w połowie ruchy na dźwięk imienia dziewczyny.
— Czego od niej chcesz? —
warknął nawet nie odwracając się.
—Dowiedzieć się kim jest. A
ty ponoć masz w tej sprawie informacje.
— A skąd ta pewność padalcu?
— Odwrócił się mierząc groźnie wzrokiem i szczerząc kły gotów do ataku jeśli
powiem jedno słowo nie tak.
— Jakiś czas temu spotkała
się z tobą. I to jakby spotkanie ze znajomym po latach — dorzuciłem pewnym
głosem wyraźnie dając mu znać, że mnie niespławni byle gadką. Demon w
odpowiedzi wydał z siebie przeraźliwy rechot, przypominający odgłos dławiącego
się wodą niedźwiedzia.
— Itachi nieprawdaż? —
zapytał wprowadzając mnie tym w zaskoczenie, toteż tylko kiwnąłem nieznacznie
głową. — Dlaczego cię to interesuje? Jaki masz cel w tym, że dowiesz się kim
ona jest?
— To już nie twój interes.
Znów wydał z siebie ten przyprawiający o gęsią skórkę śmiech rechoczącego
diabła.
— Nieodpowiedzenie na moje
pytania wiąże się z nieuzyskaniem jakichkolwiek informacji. Coś za coś,
oczywista reguła.
— Atari jest związana z
klanem lecz od przeszło kilkunastu lat odseparowuje się do niego a ja chcę się dowiedzieć
dlaczego.
— Po prostu chcesz zakuć ją
znów w kajdany — zawarczał a w oczach zamieniła się wściekłość. — I ty śmiesz
twierdzić, że nie jesteś jak reszta Uchiha? — fuknął rzucając łapą poza kratę
tak, że musiałem cofnąć się przed atakiem. Cholera źle dobrałem słowa. Przecież
nie o to mi chodzi.
— Nie mam zamiaru jej w
żadne kajdany zakuwać — oznajmiłem uskakując przed jednym z dziewięciu ogonów.
— Pragnę tylko stać się Yokim.
Kyuubi się zatrzymał przed następnym atakiem mierząc mrożącym krew
w żyłach wzorkiem, taki stan trwał może pięć sekund nim ponowił ofensywę.
— Na jedno wychodzi —
warknął. — Plugawy klan. Przeklęty Mędrzec — mamrotał raz za razem posyłając na
mnie w błyskawicznym tempie ogony, którym łatwiej było prześlizgnąć się między
kratami niż łapom. Gdy robiłem kolejny unik poczułem jak coś łapie mnie za
bluzę na wysokości łopatek. Na początku zignorowałem dziwne uczucie lecz po
chwili ciągnięcie się zmorzyło i… zostałem wyrzucony z umysłu blondyna.
Znalazłem się w ciemnościach pokoju z dłonią na jego czole, uaktywnionym
sharinganem oraz parą błękitnych ocząt jak dwa spodki talerzy, w których
malował się przestrach. Automatyczny odruch, zakryłem mu usta i złapałem na
nadgarstki, które znalazł się niebezpiecznie bliski karku.
— Cicho bądź, to tylko ja —
oznajmiłem gdy blondyn zaczął się z większą determinacją szamotać.
— Yhahy? — wybełkotał
wlepiając we mnie te niebieskie tęczówki by lepiej się przyjrzeć.
— Nie będziesz krzyczał?
Chłopak pokiwał głową, więc odsunąłem się do niego zapalając lampkę
na nocnej szafce.
— Trochę dziwne masz metody
odwiedzin — rzekł po dłuższej chwili ciszy, w której wyglądał jakby analizował
całe zajście. Zignorowałem wypowiedź siadając przy niewielkim stoliku. Naruto
sprawiał wrażenie skrępowanego, nerwowo skubał rąbek kołdry i raz za razem
przechylał się do przodu jakby miał zamiar wstać, lecz za chwilę odchylał się w
tył.
— Nie miałem złych intencji,
jeśli się tego obawiasz.
— Nie oczywiście, że nie —
zaprzeczył zrywając się do pionu. — Nawet cię o to nie podejrzewałem. Herbaty?
— zapytał zmieniając szybko temat.
— Jednak byłeś wystraszony —
zwróciłem uwagę domyślając się, że to on mnie wyrzucił z umysłu.
— To przez Kyuubiego obudził
mnie, więc myślałem, że coś mi grozi — odparł stawiając czajnik na gazie i
siadając naprzeciw mnie z dziwnie poważną miną.
— Nie wiedziałem, że tak
dobrze się dogadujecie. Raczej słyszałem inne zdania.
— Widzisz, był czas, że się
nie dogadywaliśmy, lecz od pewnego momentu to się zmieniło i teraz Kyuubi mi
pomaga.
Mówił powoli dobierając ostrożnie słowa jakby obawiając się, że
powie cos za dużo. Eh, dlaczego wszyscy wszystko przede mną ukrywają?
— Od momentu spotkania z
Atari. Mam rację? — zapytałem ciągnąc to dalej, chcąc wydobyć z Naruto to co
nie udało mi się dostać od Kyuubiego. Skoro są teraz tak zżyci, to zapewne co
nieco musiał mu powiedzieć. Blondyn nie wiedział co odpowiedzieć, błądził
wzrokiem szukając wsparcia w otoczeniu, w końcu zmieszany opuścił głowę
wpatrując się w kant stołu.
— Wiem, że ona nie chciała
abym wiedział o tym spotkaniu, lecz brat mi wszystko powiedział.
— Sasuke? — zapytał podnosząc głowę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. —
Czyli miał rację — dodał smutniejąc. — Pomogłeś nam by móc potem uzyskać te
informacje.
— Nie zupełnie. Plan pomocy
zacząłem realizować dużo wcześniej nim Atari tutaj przybyła. Potem przyszedł
pomysł aby odrobinę skorzystać na tym.
— No, czyli jednak ja też
miałem rację — rzekł zadowolony z tego podnosząc wysoko głowę go góry. — O
herbata — rzucił podnosząc się słysząc gwizdek czajnika.
— Więc dlaczego Kyuubi ci
pomaga? — zapytałem widząc rozluźnienie u blondyna.
— Do końca sam nie wiem —
odparł grzebiąc w szafce. — Atari go poprosiła.
— Jednak czy to nie dziwne,
że jej posłuchał? — Ciągnąłem dalej chcąc wyciągnąć ile się tylko da.
— Trochę. — Szybko rzucił,
po czym umilkł zalewając herbaty. — Też nad tym myślałem — dodał stawiając
kubki na stole. — Nawet pytałem się Kyuubiego, lecz on mnie spławił.
— Czym dokładnie?
— Powiedział, że to jest
sprawa, która mnie nie dotyczy. A jeśli koniecznie muszę coś wiedzieć na temat
ich relacji to mam sobie przypomnieć legendę o Mędrcu Sześciu Ścieżek. Jakaś
kompletna durnota — dorzucił. — Toteż darowałem sobie drążenie tematu. W sumie
to nie muszę wiedzieć, wystarczy mi to, że dzięki niej relacje z Kyuubim się
poprawiły. I to całe szczęście, niekiedy to już naprawdę nie umiałem sobie z
nim radzić. A teraz jest spoko. Mało tego, instruuje mnie jak korzystać ze
swojej chakry. Genialnie. Jestem teraz w stanie ocalić całą wioskę. A przy
okazji wioski to mam do niej żal — oznajmił markotniejąc. Niezbyt go teraz
słuchałem, toteż nawet mimicznie nie zareagowałem na zmianę nastroju. Bardziej
skupiałem się na szukaniu powiązania między legendą o Mędrcu a Atari. —
Powiedziała mi, że Akatsuki odejdzie jeśli odkryją, że mnie nie ma w wiosce. —
Blondyn ciągnął dalej wychodząc z założenia, że brak emocji podczas rozmów jest
u nas rodzinne. — A tym czasem Kyuubi mnie wyśmiał od naiwnych i wytłumaczył,
że oni i tak zrujnują wioskę. Toteż wróciliśmy, nie mogłem pozwolić na
zniszczenia Konohy. Po za tym mam wrażenie, że demon chciał abym zawrócił. Mam
wrażenia, że oczekiwał walki może spotkania z kimś. — Mimo iż słowa jednym
uchem wpadały a drugim wypadały zdążyłem wyłapać sens ostatnich zdań, które
spowodowały zainteresowanie paplaniną blondyna.
— Domyślasz się, kto to
mógłby być?
— Nie mam bladego pojęcia.
Kyuubi zbyt otwarty nie jest i nie chce gadać. Pomaga tylko w walce. A powiedz
mi, tam zmieniając trochę temat, dlaczego to cię interesuje?
— Próbuję odkryć tajemnice
przeszłości — odparłem wymownie nie chcąc mu zdradzać słabości do białowłosej.
— Co proszę? — zapytał z
mało inteligentnym wyrazem twarzy. — Tajemnice, że niby czego?
W myślach wywracałem oczami, o rany jaki on mało gramoty.
— A mnie się wydaje, że
chodzi ci o tą dziewczynę, Atari. — Teraz to mnie zamurowało, a ten jakim cudem
to odkrył?
— Skąd ten pomysł?
— Bo jak wówczas
powiedziałem, że się z nią wydziałem tak dziwnie zareagowałeś, byłeś wściekły,
że spotkała się z Sasuke nie tobą. — Chyba niedoceniałem jego myśli
dedukcyjnej.
— Chcę odkryć kim ona jest —
rzuciłem widząc, że innego wyjścia nie mam. Z drugiej strony to nie tak źle, że
będzie widział, może uda mu się coś więcej od Sasuke wyciągnąć czy Kyuubiego.
Ostatecznie blondyn może mi się jeszcze przydać.
— Czyli jest dla ciebie
ważna? — zapytał ostrożnie dobierając słowa. Nie do końca pewny jego
nieoczekiwanego spowolnienia pokiwałem głową. — Czyli się w niej zakochałeś —
rzucił klaskając w ręce z wielkim bananem na twarzy.
— Słucham?
— Oj daj spokój. Już ja
wiem, co znaczy być ważnym dla Uchihy. Jesteś w tej kwestii jak brat, nie
przyznasz się.
— Będę się zbierał —
rzuciłem podnosząc się. Nie mam zamiaru rozmawiać z nim o niej w tym tonie.
— Nie obrażaj się. Nic
nikomu nie powiem. Oh, ale to takie słodkie.
— Do widzenia — rzuciłem
nawet nie chcąc widzieć jaki ma teraz wyraz twarzy, po prostu wyszedłem a chłód
nocy uderzył we mnie informując, że powinienem lepiej dobrać odzież na późne
wyprawy.
Opustoszałe uliczki Konohy skąpane w ciemnościach nocy, dokładnie
gdyż wioska oszczędza energię toteż nigdzie nie palą się latarnie. Jedynym
światłem jest księżyc, który niekoniecznie chce sprawować tą funkcję chowając
się, co chwile za granatowymi kłębami chmur. Westchnąłem. Martwa cisza
dźwięcząca w uszach. Nawet pół dźwięku dzikich kotów grasujących zawsze o tej
porze po śmietnikach nie słychać. Niepokoi mnie to. Mam dziwne wrażenie, że coś
się szykuje, coś strasznego co lada dzień się ujawni. Nie miałem siły, aby i
tym zaprzątać głowy toteż przyspieszyłem by już być w domu.
Niestety cztery ściany nie dały ukojenia, którego oczekiwałem.
Gorąca herbata nie uspokoiła chaosu myśli, chłodny prysznic rezultatów nie dał
a wygoda łóżka powoli zaczynała irytować. Nie umiałem zasnąć, kiedy głowę
wypełniały setki faktów, które krążyły nieustannie nie mogąc połączyć się w
jedną, piękną całość. Luk są za bardzo ważne by móc spróbować nad nimi
przeskoczyć i zbyt duże by o nich nie myśleć. Jednym słowem skołatane nerwy,
uczucia, myśli nie pozwoliły zmrużyć oka, nawet na pół godzinki.
Gdy nastał świt a pierwsze promienie wlały się do pokoju przez
niezasunięte zasłony oficjalnie skapitulowałem podnosząc się by dać odetchnąć
wzroku od gapienia się w nieistniejący punkt na suficie. Podszedłem do okna
uchylając je i wpuszczając chłodną bryzę z nutą wilgoci z porannej rosy.
Zapowiada się piękny dzień nad wioską pogrążoną w ruinie.
Po zjedzonym śniadaniu wraz z kubkiem kawy udałem się do salony by
spróbować w spokoju rozsiąść się na kanapie. Zamknąłem oczy biorąc głęboki
wdech i zapadając się mebel, właśnie nadeszła długo wyczekiwana chwila
wytchnienia. Kofeina rozgoniła kłęby nieuporządkowanych myśli dając rozluźnienie
oraz trzeźwość umysłu, który natychmiast zareagował, gdy omiatałem wzrokiem
salon.
— Mędrzec! — krzyknąłem
stając do pionu. Kyuubie mówił by zwrócić uwagę na legendę o nim, a na pewno
mamy coś takiego w domowej biblioteczce. Szybciej niż błyskawica dociera do
ziemi znalazłem się przy regale. Niestety tytuły książek znajdujących się na
pierwszej półce dalekie był od poszukiwanego zagadnienia. To samo tyczyło się
drugiej i trzeciej i czwartej i kolejnych aż nie dotarłem na sam dół.
— Szlak — zakląłem. Do
biblioteki miejskiej nie ma się jak udać gdyż jest nieczynna. W końcu kto chce
czytać książki w chwili kiedy połowa wioski jest zrównana z ziemią. Zły na
zaistniałą sytuację usiadłem na kanapie wypijając jednym dyszkiem całą
zawartość kubka, po czym znów zerwałem się na nogi. Przecież jest jeszcze
piwnica, ojciec tam kazał matce znieść wszystkie książki o rodzicielstwie,
które zakupiła gdy była jeszcze ze mną w ciąży.
Światło zapaliłem szybkim uderzeniem dłonią w ścianę a schody
pokonywałem po dwa stopnie na raz i dzięki temu szybko byłem na miejscu. Teraz
tylko przeszukać kartony, które dla ułatwienia są podpisane. Cecha Uchihy,
metodyczność i zorganizowanie. Co akurat teraz było dość pomocne, przynajmniej
zaoszczędziło czasu. Jeden karton, drugi, trzeci i nadal nic.
— Ostatnia nadzieja —
mruknąłem otwierając ostatnie pudło. — Nie ma — rzuciłem załamany po
dogrzebaniu się do dna. — Gdzie jeszcze mogą być książki? — mamrotałem rozmyślając
na głos podczas odstawiania wszystkiego na miejsce. — Strych — rzuciłem
przypominając sobie o tym zapomnianym zakątku domu. Tam znosiło się graty
jeszcze bardziej niepotrzebne niż te tutaj, toteż nikt nigdy tam nie zaglądał.
Odszukawszy latarkę wspiąłem się po niewielkiej drabinie wysuwanej
z klapy, która prowadziła na strych. Zapomniane od wieków nieodwiedzane
pomieszczenie aż łudząco podobne było do miejsca narodzin brudu, gdyż tylko to
widziało się na pierwszy rzut oka. Na domiar złego potężne kichnięcie podniosło
drobinki kurzu powodując podrażnienie ścianek nosa co doprowadziło do kolejnych
kichnięć oraz duszącego kaszlu. Musiałem szybko działać a jako, że nie miałem
niczego pod ręką to użyłem koszuli jako chusty ochronnej, czyli nałożyłem rant
koszulki biegnący wokół dekoltu na nos. To powstrzymało nagły atak alergiczny
umożliwiając lepsze przyjrzenie się strychowi. Pod szaroburymi prześcieradłami
kryły się stare meble, po kształcie odgadnąłem kanapę, fotele, regał, stolik,
coś szafo podobne, komodę oraz krzesła. Oprócz tego pod ścianą starannie
ułożone i zapakowane w szary papier leżały obrazy. Nad tą dość pokaźną stertą
wisiało pięknie zdobione lustro, które odbijało straszący swym wyglądem abażur
lampy strojącej na komodzie. A ten podejrzane kształty za kanapą okazały się
starymi rowerkami jeszcze na trzech kółkach. Natomiast coś co wyglądało na
szafę okazało się dziecięcym łóżeczkiem z baldachimem. Naprawdę nie przypominam
sobie, żeby Sasuke w czymś takimi leżał. Porzucając kontemplację nad
dzieciństwem powróciłem do poszukiwania pudeł, w których znajdowałyby się
książki. Niestety mimo odnalezienia kartonów zawierały one głównie zabawki,
ubrania, rzeczy codziennego użytku, które stały się mniej potrzebne oraz
niewielka sterta starych zdjęć, które już dawno temu przejrzałem jeszcze przed
odkryciem podziemi. Jak wróciłem do Konohy oraz po gdy skończył się okres
pilnowania mnie to zacząłem buszować po domu w poszukiwaniu wzmianek o Atari,
strych też przeczesywałem i to bardzo dokładnie, lecz wówczas nie zwracałem
uwagi na słowo Mędrzec. Możliwe, że umknęła mi ta książka w nawale innych.
Toteż odgrzebawszy kartony, na których widniał napis „książki”
dziarsko zacząłem sprawdzać ich zawartość. Niestety w żadnej nie było wzmianki
chociażby najmniejszej o Mędrcu. Zrezygnowany zacząłem pakować książki będąc
przekonanym, że poszukiwania zawiodły, gdy z podnoszonego tomu wyleciała cienki
zeszycik. Wielki napis na żółtej okładce informował „Legendy shinobi”. Z myślą,
że to może być to niemalże rzuciłem się na niewinną książeczkę a ręce mi się
trzęsły podczas szybkiego wertowania stron w poszukiwaniu spisu treści.
Znalazłem! Jest rozdział dotyczący Mędrca. Wiedziałem, że musimy coś o nim
mieć, w końcu według wierzeń jego starszy syn jest protoplastą klanu Uchiha. To
byłoby dziwne, gdyby ojciec nie posiadał owej legendy. Jednak entuzjazm szybko
opadł gdyż strony, na których powinien widnieć rozdział były wyrwane.
— Szlak by to trafił —
mruknąłem dorzucając kilka przekleństw. I znów, jeden mały kroczek bliżej
odkrycia tajemnicy i dwa wstecz.
Właśnie przybity, ale nadal zdeterminowany rozglądałem się uważnie
po pomieszczeniu zastanawiając gdzie mógłbym znaleźć obiekt poszukiwań,
zważywszy na to, że pudła z książkami się skończyły, gdy usłyszałem dziwne
piski spod sufitu. Zwróciwszy tam wzrok ujrzałem niewielkie czarne sopelki
zwisające się ze stropu, które poruszały się i niekiedy machały skrzydełkami.
Olałem sprawę, porzucając zaniepokojone nietoperze moją obecnością. Jedyne co
zrobiłem to szybko schyliłem się unikając przedstawiciela latających mysz,
który pikował na mnie w niezbyt skoordynowanej próbie ataku. Jednak gwałtowny
ruch spowodował ześlizgnięcie się z twarzy prowizorycznej maski, co
doprowadziło do podrażnienia śluzówek nosa wywołując kolejne kichnięcie, które
podniosło kurz ograniczając widoczność. W rezultacie czego robiąc krok do
przodu poślizgnąłem się na materiale prześcieradła zwisającego z fotela, a
upadając uderzyłem plecami o dość pokaźną rzeźbę, która kiedyś stała w
ogrodzie. Posąg z łoskotem wpadł na ścianę, niestety pechowo, bo ostrym kantem
wybił w drewnie dziurę.
— No masz ci los — mruknąłem
zły prostując figurę by poddać zniszczenia oględzinom. I gdy tak się
przyglądałem sporemu ubytkowi w drewnie dostrzegłem coś czarnego połyskującego
w świetle latarki. Zaintrygowany tym powiększyłem nieco dziurę ukazując coś co
wyglądało jak książka. Wyjąłem ją, a raczej mordowałem się przez pięć minut nim
mi się to udało. Obejrzałem dokładnie przedmiot, był obity czarną skórą oraz
wielkości grubego notesu. Gdy już miałem zamiar go otworzyć z wnętrza wypadła
luźna kartka z obrzępolonym bokiem, najwyraźniej wyrwana z jakieś książki. Zostawiłem
ją tam i tak trudno było utrzymać notes z latarką w ręku. Porzuciwszy papier,
już bez namysłu otworzyłem zaglądając na pierwszą stronę gdzie widniały dwie
daty, najwyraźniej informując o początku i końcu użytkowania oraz krótka
adnotacja o treści „własność Madary”. Z jeszcze bardziej pobudzoną ciekawością
przewróciłem kartkę chcąc zagłębić się w notatkach samego Madary. Jednak
niedane mi było przeczytać chociażby pierwszego zdania gdyż strona pokryła się
czerwonymi symbolami łudząco podobnymi do tych na wybuchających
karteczkach. Upuściłem szybko przedmiot
oddalając się na bezpieczną odległość. Będąc za kanapą dostrzegłem, że notes
zajął się czarnymi płomieniami, które po krótkiej chwili zniknęły pozostawiając
jedynie kupkę popiołu. Zrezygnowany westchnąłem usiadłem na kanapie zapominając
o kurzy, który wzniósł się potężnym tumanem wywołując salwę kichnięć. Po
zażegnaniu odruchów organizmu oraz założeniu prowizorycznej maski przypomniałem
sobie o wypadłej kartce, która o dziwno nadal leżała na podłodze. Podniosłem
ją.
„Rikudo Sennin pewnego dnia stoczył długą i ciężką walkę z
Dziesięcioogoniastym, która zakończyła się zwycięstwem mężczyzny. Jednak bestii
nie można zabić, więc Sennin zapieczętował ją w sobie stając się pierwszym
Jinchurikim. Niestety czas płynie dla każdego tam samo powodując starzenie się,
które dopadło i jego. Sennin na łożu śmierci, by ocalić świat przed zemstą
Jubiego, rozdzielił moc demona na dziewięć części tworząc Biju a to co
pozostało wysłała poza Ziemię tworząc tym samym księżyc. Mężczyzna miał dwoje
synów. Starszy odziedziczył oczy ojca, potężną moc i energię psychiczną.
Uważał, że kluczem do pokoju jest potęga. Zupełnie przeciwne stanowisko miał
młodszy syn Sennina, który posiadł energię życiową i fizyczną ojca a wszystko
załatwiał miłością.
Następnie tu przekaz jest już podzielony. Istnieje legenda mówiąca,
że bracia skłócili się, rozchodząc w różne strony świata. Jednak inne źródła
powiadają, że Sennin na następcę wybrał młodszego z braci co spowodowało
nienawiść starszego i ostatecznie walki między rodzeństwem, które skończyły się
śmiercią dla obu mężczyzn. Jest i wersja opowiadająca się za tym, że bracia
byli początkami dwóch potężnych rodów, klanu Uchiha oraz Senju.
Jednak to nie wszystko istnieje podanie, w którym pojawia się
jeszcze jedna osoba, piękna dziewczyna, która wiernie stała niczym cień przy
Rikudo a która podobno miała być źródłem jego niewyobrażalnej mocy. Niestety
nie ma żadnej wzmianki, kim mogłaby być owa kobieta. Wiele osób przypisuje jej
rolę ukochanej żony samego Sennina, jednakże byłoby to dość kontrowersyjne gdyż
niektóre legendy z mniej znanych zakamarków świata mówią o tym, że Mędrzec na
łożu śmierci obawiając się mocy dziewczyny przekazał ją w posiadanie starszemu
synowi. Uważając, że jego energia psychiczna i potężna moc będą w stanie
uspokoić drzemiącą w niej bestię. Ponoć to ona była przyczyną kłótni braci,
która ostatecznie doprowadziła do zerwania wszelkich więzi oraz opuszczenia
rodzinnych stron. Młodszy z synów Sennina po śmierci ojca zakwestionował jego
decyzję pragnąc samemu posiąść dziewczynę, której natura miała zostać ukojona
przez potęgę miłości. Co się dalej wydarzyło i który z nich wygrał nie wiadomo.
Wiele ludzi opowiada się za tym, że starszy zwyciężył zabierając ją ze sobą
oraz opuszczając na wieki wioskę zrywając przy tym kontakt z bratem, co
pokrywałoby się innymi wierzeniami, które nie mówią o kobiecie. Jest jeszcze
jedno podanie, które wspomina o tajemniczej osobie, która rzekomo skradła oczy
Jubiego a która mogłaby być ową dziewczyną.”
Zamarłem. Tylko tyle potrafiłem teraz zrobić, stać jak zamurowany z
uchylonymi ustami w niemym geście niedowierzania z wzrokiem wbitym w jedno
słowo ręcznie dopisane „Atari”.
— Potrzebuję więcej kawy —
mruknąłem czując jak nocy chaos myśli powraca z potrójną mocą. Chowając kartkę
w kieszeni opuściłem strych w lekkiej marazmie, nie do końca kontaktując z
rzeczywistością.
— Co to za hałasy były i
czemu wyglądasz jakbyś stał w miejscu i nie ruszał się przez pół wieku? — pytał
Sasuke, którego zastałem w kuchni krzątającego się. Najwyraźniej harmider
wywołany przewróceniem się posągu obudził go.
— Szukałem czegoś na
strychu. Zrób mi kawy — odparłem rzucając latarkę na stół i udając się na
piętro pod prysznic.
Chłód lejącej się strumieniami wody po plecach przywrócił, choć w
niewielkim stopniu świeżość umysłu. Jednak to nie pomogło w przyswojeniu
informacji, że Atari… Nie mogło mi to przejść nawet przez myśli, z resztą
jakbym miał to nazwać. Nie jest wyjaśnione co ona przy Mędrcu tak naprawdę
robiła, są tylko podania mówiące o tym, że ponoć ktoś taki istniał. Jednakże to
nie mieściło się w głowie, bo niby jakim cudem. Już wystarczająco trudno mi
jest uwierzyć w to, że znała Madarę a co dopiero Sennina, przecież rzekomo on
jest początkiem shinobi. To się działo tysiące lat temu. Nie ma techniki, która
by pozwoliła jej przetrwać taki okres czasu. Gdyby było to Orochimaru już dawno
by ją zastosował. Jednak Kyuubi wskazał zainteresować się Mędrcem, czyli, że to
jakoś musi mieć powiązanie. Właśnie Kyuubi? On sam ma jakieś tysiące lat, więc
może Atari jest demonem. To by nawet się zgadzało. Yoki to ktoś na wzór
Uzumakiego dla Dziewiecioogoniastego. Tłumaczyłoby to również możliwość
posiadania tych oczu, ogromną wiedzę o klanie, w końcu według tej legendy jest
z nim związana od samego początku. Jednak jakim cudem ona jest demonem?
— Itachi! — Moje rozmyślania
przerwał łomot do drzwi. — Itachi! — Zakręciłem kurek wychodząc spod prysznica.
— O co chodzi? — zapytałem
wychylając się za drzwi.
— Stoisz pod zimną wodą już
od pół godziny.
— Skąd pewność, że zimną.
— Masz gęsią skórkę. Wyłaź —
dorzucił nim zdążyłem przyjrzeć się rękom — na dole czeka kawa a ja chcę w
końcu zająć łazienkę.
Pokiwałem głową i chwyciwszy dodatkowy ręcznik, aby mieć czym
obwiązać głowę oraz gdzie ukryć na czas dojścia do pokoju kartkę, wyszedłem.
Ubrawszy się w pierwsze lepsze ciuchy na ślepo wyjęte z szafy, schowawszy
również bardzo dokładnie tak ważny dokument udałem się na dół by kofeiną
spróbować się ocucić po nieprzespanej nocy i uspokoić skołatane myśli.
Nie wierze, no po prostu w głowie mi się to nie mieści. Atari
demonem, kto by się tego spodziewał. To już fałszywe powinowactwo w postaci
siostry było bardziej prawdopodobne. Jednak w jej naturze jest coś
demonicznego. Widziałem jak walczy, z pasją siania strachu i zniszczenia, ale
jednocześnie potrafiła być dyskretna, szybka oraz wtapiała się w otoczenie
niczym kameleon. Nie wierze, że ją tak po prostu puściłem, pozwoliłem odejść.
Tak bardzo chciałbym się z nią znów zobaczyć, jednak tym razem mam takie fakty,
że przypilę ją nimi do mury i będzie musiała mi wszystko wyjaśnić. Przy
następnym spotkaniu nie pozwolę jej uciec.
O mój Boże *.* tyle nowych faktów, napływ informacji. Siedze wryta i zastanawiam się co będzie dalej. Notka wyszła Ci świetnie. Juz nie mogę doczekać się kontynuacji. Pozdrawiam Akuma.
OdpowiedzUsuńDługość twoich notek zaczyna mnie przerażać Oo Ale skacze z radości jak widzę taką ilość dobrego tekstu!!!! (i zazdroszczę weny, ale to już tak na marginesie) No, porobiło się, nie ma co i jest o czym czytać :] Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPS. Nie wiesz może, co stało się z Zaćmieniem? Nie mogę się z nią skontaktować, zaczynam się martwić. Może ty coś wiesz?
Buziaki :*:*:*
Nie mogłam się doczekać, kiedy znajdę odrobinkę wolnego czasu, by przeczytać notkę na Twoim blogu, gdyż jej długość bardzo mnie zaciekawiła. Z niecierpliwością wyczekiwałam momentu, kiedy mogłabym odwiedzić Twój projekt i gdy dzisiaj usiadłam przed monitorem zupełnie się nie rozczarowałam - rozdział był fenomenalny! :) Uważam, że jest najlepszym wpisem, który dotąd opublikowałaś. W zawrotnej szybkości przeczytałam tekst, łapczywie wyłapując każdą informację, starając się łączyć poszczególne fakty. Cieszę się, że w dużej części poświęciłaś notkę Itachi'emu - jego uczuciom, przemyśleniom, a także dedukcjom. Wcześniej sądziłam, że Atari może nie być człowiekiem, ale zupełnie się nie spodziewałam, iż możliwym jest posiadanie przez nią natury demona. Wspaniały, nieprzewidywalny pomysł. Rozdział idealnie opisany - wszystko mogłam sobie dokładnie wyobrazić, jakbym znajdowała się w świecie shinobi. Gratuluję i nie mogę się już doczekać dalszej części historii. Życzę dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń