sobota, 5 października 2013

24. Konoha zaatakowana (3)

Uniosłam broń wysoko gotową do zadania ciosu, lecz… Ostrze wbiło się ścianę tuż nad ramieniem. Ręką drgnęła w ostatniej chwili zmieniając kurs ataku.
 — Nie wierze — wyszeptałam doprowadzona do stanu kompletnego szoku. Jakim cudem chybiłam? Niemożliwe żebym nie trafiła, to jest po prostu awykonalne, z takiej odległości nawet geninowi się uda. A jednak ręka zadrżała zmieniając cel ataku, dlaczego? Przecież nie zabijam go naprawdę, to jedynie iluzja. Więc dlaczego nie mogłam zadać ciosu?!
Zamachnęłam się gotowa znów „zabić” jednak… Nie potrafiłam. Ostrze po raz kolejny wbiło się w skałę tuż nad jego ramieniem. Spuściłam głowę ukrywając załamanie za włosami, które skutecznie zakryły twarz. Nie wiem, czemu, ale nie potrafiłam, nie mogłam. To było niesłychane dziwne. Dlaczego tak się dzieje? Przynależność do klanu nie ma znaczenia, sprawdzałam już, i nigdy nie było takiego problemu. Również to nie sprawa paktu, którego notabene i tak nie zakładałam. Tamten stracił ważność po dwudziestu czterech godzinach. A nawet, jeśli zostały jakieś powiązania, w co wątpię, nie miałby takiego skutku. Coś takiego ostatnio miało miejsce podczas Wielkiej Rozłąki, kiedy Mędrzec nas skłócił, przez co stanęliśmy naprzeciwko siebie. Jednak tam działały specyficzne więzi, które nie mogą istnieć tutaj, więc co się dzieje?
 — Atari — szepnął zakłócając moją panikę. Ta cała sytuacja mi się naprawdę nie podoba. Co tutaj się dzieje?! Jednym płynnym ruchem stanęłam do niego plecami ciągnąć jednocześnie za klingę, by zabrać broń ze sobą, oraz uwolniłam Itachiego z kajdan.
 — Atari — powtórzył wbijając przenikliwy wzrok, przed którym pragnęłam się obecnie schować. — Dlaczego?
 — Zapomniałam, że jesteś mi do czegoś jeszcze potrzebny.
 — Naprawdę? — zapytał z radością? Czy ja mam już omamy we własnym genjutsu? — Do czego?
 — Nie uważaj siebie za zbyt wyjątkowego — mruknęłam chcąc ostudzić tą — mam nadzieję, że wymyśloną przez moją głowę, która coś dzisiaj źle działa — szczęśliwość. — Miałam na myśli klan Uchiha, którego jesteś członkiem. 
 — Nie ważne — odparł oplatając ramieniem. Co?! Jak on nagle zjawił się tuż za mną? — Najważniejsze, że się jeszcze zobaczymy.
Jak nie będę ostrożna. A mam nadzieję, że więcej takich wpadek nie będę musiała zaliczać. Jedna mi wystarczy na najbliższe kilka lat. A jak na złość te przyjemne uczucie błogości i bezpieczeństwa powróciło, działając na mnie jak poparzenie. Automatyczny odruch ucieczki, wziął górę nad resztą, przez co Itachi został dość brutalnie odtrącony. 
 — Więc co teraz robimy? — zapytał o najważniejsza rzecz, na którą nie znałam odpowiedzi. Osobiście uważam ten dzień za porażkę.
 — Pokaże drogę wyjścia z podziemi a potem, ja zatrzymam Tobiego a ty zajmij się pokonaniem Paina. W dwójkę z Sasuke powinniście dać radę. Tylko pilnuj Naruto. To bardzo ważne. 
 — Dlaczego?
 — Itachi to naprawdę nie czas na te pytanie — burknęłam już szczerze podirytowana jego dociekliwością. Zamknęłam na chwile oczy, a czerwony świat zawirował przenosząc nas znów do podziemi. 
Wyszliśmy z zaułka kierując się tym razem w poprawną stronę. Jego obecność przy marszu po tych podziemiach mnie niezmiernie drażniła, mimo iż to ja prowadził, a Itachi szedł kilka kroków za. Jednak czułam się jakby znów była prowadzona przez jakiegoś Uchihę, na nieznany mi los. Z resztą całą ta sytuacja z nim mi się nie podoba, jest drażniąca oraz niezwykle dziwna. Co chwila zerkałam za siebie upewniając się, że zaraz nie wyskoczy z jakimś pomysłem atakowana. Lecz brunet szedł spokojnie, jedyne, co było nie tak, to ten ciągły wzrok na mnie. 
 — Dlaczego wybrałaś Tobiego? — zapytał, kiedy wchodziła w kolejny zakręt.
 — Nie interesuj się — rzuciłam oschle i przyspieszyłam, chcąc jak najszybciej się rozdzielić. Umilkł równając ze mną krok, wówczas ruszyłam biegiem. Pragnęłam być obecnie jak najdalej stąd. Nic nie układało się po mojej myśli. Spotkanie go, przybycie Kyuubiego, zjawienie się Tobiego, same problemy, na które nie wiem, co poradzić. Nie mogę zostawić Naruto na pastwę Paina, ale muszę zabrać stąd Tobiego, przecież się nie rozdwoję. Notabene klonowanie mogę wykonać, jednak nic to nie da. Ten gość podający się za Madarę szybko to odkryje, a na posiadacza rinnegana nie zadziała. To tak jakby chciała Paina zabić rzucanym kamieniem. Jednym słowem — porażka. 
Stanęłam przed wejściem na górę. Niewielka drabinka do klapy w suficie, która zaprowadzi nas do zaułka w jednej z uliczek Konohy. Już miałam wchodzić na pierwszy szczebel, kiedy zatrzymał mnie Itachi łapiąc za ramię.
 — Atari — szepnął. Odwróciłam się powoli patrząc na nieodgadniony wyraz twarzy z oczami przepełnionymi mieszanką uczuć. Widziałam w nich tęsknotę, pragnienie, smutek, zainteresowanie, złość, czułość, żal oraz determinację. Wpatrywał się we mnie z tym chaosem w otchłani czarnych tęczówek. — Kiedy się znów zobaczymy? — Zmarszczyłam brwi. Nie spodziewałam się taki słów oraz szczerze nie byłam pewna, co odpowiedzieć. Pragnęłam rzucić „nigdy”, jednak nie potrafiłam. Coś blokowało mnie przed wypowiedzeniem tych pięciu liter, które grzęzły w gardle i nie mogły wydobyć się z ust. Przygryzłam wargę uciekając wzorkiem w bok, walcząc z niemocą. — Atari — szepnął kładąc dłoń na policzku, zmuszając tym samym by spojrzała na niego, by wir jego uczuć mnie porwał. — Muszę z tobą porozmawiać.
 — Wiem — odparłam nim zdążył wypowiedzieć kolejne słowa. — Chcesz poznać tajemnicę, którą obiecałam ci wyjawić.
 — To też, ale chodzi o coś innego.
 — O co? — Zainteresował mnie. Do tej pory nawijał tylko o tym, namolnie jak zapętlony odtwarzacz. A teraz wyskakuje z tekstem, że nie o to mu chodzi. Co jest grane?
 — Dowiesz się przy następnym spotkaniu, które… Kiedy nastąpi?
 — Nie wiem. Naprawdę, szczerze nie wiem. — Westchnęłam. Czy on sądzi, że serio wolę teraz iść do Tobiego niż z nim rozmawiać? Wiele bym dała by móc tutaj pozostać, wyjaśnić parę spraw. Jednak… doskonale wiem, że nie mogę. Itachi, dla własnego dobra nie może wiedzieć. I muszę się tego trzymać, co by się nie działo, nie wyjawiać sekretu. 
 — Odwiedź mnie niedługo — rzekł przyciskając do siebie, w ciasnym uścisku. — Będę czekać…
Uśmiechnęłam się smutno z twarzą ukrytą w jego ubraniu. Gdyby tylko wszystko mogło być łatwe? Odwiedź. Brzmi trywialnie, jakbym przeprowadzała się do sąsiedniego miasta, a nie wracała do Tobiego, gdzie spod jego kurateli wyrwać się to jak uciec z zakładu psychiatrycznego. 
 — Itachi? — zapytałam, kiedy chciałam wyswobodzić się z uścisku a brunet uniemożliwił to. — Itachi — powtórzyłam bardziej stanowczym głosem. Podziałało, cofnął się jedynie o krok, ale zawsze to coś. Spojrzałam w oczy przepełnione tęsknotą, takie nienaturalne u niego. Przez chwilę poczułam się winna tego stanu rzeczy, więc szybko odwróciłam się wchodząc na drabinkę. Wyszliśmy z ukrytej w kącie klapy w wąskim, na jedynie długość rączki od roweru, ślepym zaułku, który „pachniał” stęchlizną i moczem. Dałam brunetowi znak by pozostał na miejscu, a sama wychyliłam się za rogu sprawdzając czy ulica jest pusta. Na szczęście walki zostały przeniesione gdzie indziej, gdyż było tylko widać charakterystyczne pozostałości po starciach. Odetchnęłam wychodząc z ukrycia, rada, że to ja znajdę Tobiego nie on mnie, dając również sygnał Itachiemu by poczekał aż się oddalę. Nie chciałam by ktokolwiek widział nas razem.
 — Witaj Atari.
Podskoczyłam na dźwięk tych słów odwracając się machinalnie do tyły gdzie stał mój prześladowca. Psa krew! Nie miałam jeszcze ułożonego kitu, który mogłabym mu wcisnąć.
 — Ty tutaj? Przecież miałeś się nie pokazywać w Konoha? — pytałam udając zaskoczoną, starając się nie dopuścić go do poruszenia tematu mojej niesubordynacji.
 — A ty nie miałaś przypadkiem obejrzeć walk Paina? — I nic nie wyszło z moich starań.
 — Właśnie go szukam.
Nie odpowiedział tylko przyzwał do siebie gestem ręki. Nie dobrze, nie dobrze, powtarzałam w myślach nie wiedząc, czego mogę się teraz spodziewać, lecz posłusznie podeszłam. Mężczyzna pewnym i silnym ruchem obrócił mnie tyłem do siebie szepcząc, tak, żeby tylko ja usłyszała:
 — Nic nie ukryjesz przede mną — szeptał niskim mrożącym krew w żyłach głosem z nutka groźby. — Pamiętaj czyja jesteś Akayoru — przypominał ostrzegawczym tonem. — Twoje zamiary i czyny nie są nieznane — dodał pewny swoich przekonań. — Itachi — rzucił po chwili na głos podnosząc, do tej pory nachylona nade mną głowę. Zamarłam, sparaliżowana. Skąd on wie o Itachim? Strach opanował umysł, a potężny wybuch, który wstrząsnął ziemią podwoił go. Spojrzałam odruchowo w kierunku skąd dobiegał, jednocześnie zerkając na Tobiego, który wpatrywał się w wyjście z zaułka. Miałam złe przeczucie, że ów odgłos był wynikiem walki Naruto z Painem. Jednak nie mogę tam pobiec zostawiając Uchiha sam na sam z nim. Dlaczego wszystko się tak komplikuje?! Co ja mam do cholery zrobić?! Patrzyłam jak Itachi spokojnym krokiem wychodzi z ukrycia patrząc prosto na Tobiego. Obaj mężczyźni mierzyli się wzrokiem, jakby jedno chciało zabić drugiego. A ja stałam jak dzieciak nie wiedząc, co się wokół dzieje, no bosko po prostu. 
Minuty mijały a oni milczeli, tylko ja nerwowo obserwowałam jednego i drugiego, aż w końcu wpadłam na pomysł. Jest jedna rzecz, która odciągnie Tobiego.
 — Madara. — Mężczyzna zwrócił wzrok ku mnie. — Chodźmy stąd. Nudno tu. — Wyciągnął dłoń kładąc ją na policzku.
 — A nie chcesz zmierzyć się z sharinganem? — Spojrzał kątem oka na Itachiego, który z przymrużonymi z gniewu powiekami dokładnie obserwował zamaskowanego.
 — Wolałabym, aby była widownia, przy jego klęsce. — Uśmiechnęłam się, by zapewnić Tobiego o prawdziwości my słów. — Co z tego, że padnie generał, jak nikt tego nie będzie widział? — Jego dłoń powędrowała wyżej zmuszając do zamknięcia powieki, po której przejechał kciukiem wywołując dreszcz, spowodowany chłodem skórzanej rękawiczki. 
 — Wracajmy Akayoru.
Odwróciłam się starając ukryć uśmiech tryumfu, udało się, zabieram stąd Tobiego. Jednak, kiedy przeszłam kilka kroków zorientowałam się, że on nie idzie ze mną.
 — Madara? — zapytałam odwracając się. Stał cały czas w jednym miejscu mierząc Uchihę paraliżującym wzorkiem. — Idziemy?
 — Zetsu cię stąd zabierze. Ja zaraz dołączę. 
Spanikowałam. Czy on teraz chce walczyć z Itachim? NIE! Nie może! Co ja mam zrobić?! Przecież on go zabije… Nie! Itachi. Muszę coś zrobić.
 — Zetsu zabierz ją. — Dłoń Zetsu na ramieniu podziałała jak oparzenie, wzmagając panikę i pozbawiając rozsądnego myślenia. Nawet mnie nie interesował, skąd on się tutaj tak nagle wziął. Skupiałam się raczej na ty, że nie mogłam się stąd ruszyć, jednak… Mężczyzna szarpnął mocniej odwracając plecami do reszty, ciągnąc przed siebie, by skręcić zaraz w boczną ulicę. Nie mogłam nic zrobić. Byłam załamana. Co jeśli Itachi teraz zginie tylko, dlatego, że nie sprzeciwiłam się Tobiemu? Nie!
Chwila słabości minęła, przywracając myślą chłodna analizę. Niedoceniam go, Uchiha jest naprawdę silny, poradzi sobie nawet z takim przeciwnikiem. Z resztą wystarczy żeby zajął Tobiego przez chwilę, zdążę jeszcze zainterweniować, kiedy rozprawię się z Painem. 
Niezauważalnie zwolniłam pozwalając by Zetsu mnie wyprzedził. Dokładnie go obserwowałam, aby znaleźć dogodny moment, by… Jest! Błyskawicznie skręciłam chcąc uciec mężczyźnie, o ile coś takiego mogę tym słowem nazwać. Mam nadzieję, że chwila minie nim się zorientuje, że mnie nie ma. 
Przyspieszyłam pokonując znane mi ulice, które obecnie wyglądały jak wielkie gruzowisko. Wszędzie dziury po eksplozjach, walająca się broń, zniszczone budynki, ogrodzenia, martwi ludzie i krew. Jak zawsze, tylko to widzę. Mam czasami wrażenie, że to czerwień tęczówek powoduje fakt, że na nic innego nie jestem w stanie patrzeć. A może to wina tego, czym jestem? Tak, to tu musi się kryć prawda. Będąc tym czy jestem nie mogę oglądać szczęścia, soczystej trawy, radosnych ludzi; widzę jedynie wojny, strach, rozpacz, śmierć i krew. Od tamtego czasu tylko czerwień przed oczami. Lata mijają, pokolenia się zmieniają, a widoki nigdy. 
Pokręciłam energicznie głowa odtrącając nasuwające się wspomnienia. Nie czas teraz na coś takiego. Umysł muszę zachować w stanie ciągłej analizy. Jeden krok nie w tą stronę, jedno słowa nie tak i wszystko runie. 
Znów skręciwszy odwróciłam się by sprawdzić czy Zetsu nie podąża za mną i wówczas straciłam równowagę, gwałtownie się zatrzymując gdyż grunt uciekł mi spod stóp. Stałam na skraju ogromnej wyrwy w ziemi, zapewne po Shinra Tensie. Widać Pain również lubi tą widowiskową technikę.
Przyjrzałam się uważnie czarnym plamką na dole, to Sasuke i Naruto walczą z trzema ścieżkami Nagato. Tylko trzy, nie powinno być problemu. 
 — Chidori!
 — Rasnegan!
A jednak już tylko dwie. Skupiłam się próbując wyczuć czy w pozostałych częściach wioski nie ma innych ścieżek Paina, lecz nie odkryłam nigdzie charky o potomnej potędze, dochodząc do wniosku, że zostało tylko tyle przeciwników.
Wybrawszy jednego z nich na obiekt postanowiłam wkroczyć do akcji. Uniosłam ku górze ręce powodując, że wszelkie okoliczne metalowe przedmioty zawisły nad ziemią. Chwile trwały w bezruchu, po czym powoli rozpierzchły się po krawędzi wyrwy, by następnie rzucić się z szaleńczą prędkością na przeciwnika. Jednak broń nie osiągnęła celu gdyż została odepchnięta przez jedną z wielu technik rinnegana. Do przewidzenia, nawet nie oczekiwałam rezultatów. Było mi to potrzebne jedynie, jako zasłona, która ukryje moje przemieszczanie się po stoku. Nim mężczyzna zdążył do końca odeprzeć atak, potraktowałam go serią czarnych płomieni, przed którymi tym razem nie był w stanie obronić się. Osłonił się ciałem jednej ze ścieżek, które przyjęło na siebie cały cios. Sharingan przewidział to, i mimo iż czatowałam nie na tą postać to i tak wychodziłam na plus. Nim zdążyłam ułożyć plan kolejnego ataku zmuszona byłam błyskawicznie się odwrócić by zablokować metalowy pręt Paina, którym chciał zranić.
 — Więc to tak Madara skrzętnie ukrywa — rzekł spoglądając w czerwień oczu. Zamachnęłam się, lecz zdążył uchylił się przed ciosem. Przeszliśmy do zaciętej walki wręcz, która wyglądała widowiskowo z boku, ale ostatecznie była bezsensowna, tak bić się można do jutra a ja miałam mało czasu. Odepchnęłam mężczyznę rzucając nim o ścianę wyrwy gdzie został unieruchomiony przez pnącza, które wystrzeliły z ziemi. Pain z obojętną miną obserwował mój powolny kroku ku niemu. Będąc w nieznacznej odległości wyciągnęłam prawą rękę do przodu a wówczas z mężczyzny zaczął się wydobywać strumień chakry, który wlatywał w mą rozwartą dłoń. Zorientowawszy się, że absorbuję jego chakrę drgnął chcąc przerwać technikę, lecz było za późno. Nie mógł wykonać najmniejszego gestu ze względu na to, że został zamknięty w genjutsu, w który wpadł przez wpatrywanie się w czerwień oczu. Jednak źle oceniłam wroga przypisując mu zbyt mała ilość chakry. Poczułam jak spod powiek pociekła strużkami krew a wirująca wokół szaroniebieska chakra powodowała zaniepokojenie. Wówczas z ratunkiem przybył Sasuke przebijając metalowymi prętami, które walały się po okolicy po ich walkach, ciało Paina. Chakra przestała płynąć, więc nie było czego absorbować, strumień nas łączący zanikł a ja upadłam na kolana z wyczerpania. Przesadziłam. Od dawien dawna nie miałam tak godnego przeciwnika, chyba powinnam porzucić zabawę w chowanego z Tobim i wziąć się ostro za treningi. Starłam płynącą krew, starając się nie dać po sobie znaku, że jestem chociażby trochę zmęczona.
 — Prawdziwy Pain ukrywa się w jaskini poza Konohą. Doprowadzi was tam, to — rzekłam ułamując metalowy pręt, który rzucony w powietrze zaczął być przyciągany przez pole magnetyczne Nagato. — Ufam, że sobie poradzicie.
 — Czekaj, ale… — Usłyszałam nawoływania Naruto, lecz nie miałam czasu by się zatrzymywać. Kątek oka jeszcze dostrzegłam jak mężczyźni udają się za drogowskazem. Byłam pewna, że sobie poradzą. Nagato jest potwornie osłabiony walkami a Konan nie należy do zbyt poważnych przeciwników. Dość szybko powinni się z nimi rozprawić. A ja w tym czasie muszę odnaleźć Zetsu i mieć nadzieję, że nie zdążył poinformować Tobiego o zniknięciu. 

*

Oboje mierzyli się wzorkiem, który mógłby zabić za jednym zamachem nie jedną wioskę.
Po znacznie dłuższej chwili zamaskowany mężczyzna jednym płynnym ruchem znalazł się przez brunetem. 
 — Jesteś jak otwarta księga, doskonale wiem co knujesz, lecz radzę ci trzymaj się od nie z daleka, bo jeśli dowiem się, że się z nią widziałeś to… ona zginie — wyszeptał mrożącym krew w żyłach głosem, pochylony nad Itachim, tak by tylko on słyszał słowa.
 — Nie ośmielisz się jej skrzywdzić. Jest dla ciebie zbyt ważna — odparł pewny siebie obserwując Tobiego kątem oka.
 — Głupiec. — Zaśmiał się szyderczo. — Dla mnie liczą się tylko te oczy, a je mogę wziąć sobie, kiedy chce. Reszta jest zbyteczna a nawet czasem irytująca, więc radzę ci, trzymaj się od niej z daleka — rzucił ostatnie słowa i nie czekając na odpowiedź dosłownie zniknął. Pozostawiając Uchihę w niepokoju. Brunet wiedział, że on jest zdolny do wszystkiego. Szaleniec, który nie ugnie się przed niczym w dążeniu do swojego chorego celu. Uwierzył kłamstwu Tobiego, który blefował mówiąc, że Atari jest dla niego zbyteczna. Mężczyzna powiedział to celowo mają na uwadze problemu z trzymaniem Uchihy z dala od dziewczyny. Teraz to rozwiąże sam brunet unikając Atari, co było Tobiemu niebywale na rękę.
 — Panie dziewczyna uciekła — rzekł Zetsu zjawiając się koło mężczyzny.
 — Co takiego?! — warknął podirytowany tym, że ona znów niszczy jego kolejny plan.
 — Wracamy do domu? — zapytała białowłosa wychodząc za zakrętu z uśmiechem na ustach jak gdyby nigdy nic. Tobi spojrzał znacząco na podwładnego, który błyskawicznie znalazł się za dziewczyną uderzając ją w kark tak, że straciła przytomność. Czarnowłosy wziął ją na ręce mrużąc gniewnie oczy dostrzegłszy blade smugi po krwi na policzkach. Zaklął w myślach teleportując się poza granice Konohy, by móc odseparować białowłosą od wioski. I ruszył spokojnym krokiem w stronę kryjówki z Zetsu zamiast cieniem. 

4 komentarze:

  1. Notka jak zawsze dopracowana i świetna. Akcja coraz bardziej się rozkręca. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam, Akuma.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże,tak strasznie szkoda mi Atari :c .
    No i Itachiego .
    Tak szczerze mówiąc, lubię tutaj Tobiego . Jest taki,jaki powinien być . W innych blogach jest przedstawiany jako wieczne dziecko przez caluuutkie opowiadanie. Tutaj jest inaczej. I dobrze :) .
    Fascynuje mnie postać głównej bohaterki . Niby taka sama jak inne wymyślone bohaterki z opowiadań OC,a jednak inna. Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć,wiedz po prostu,że to komplement :) .
    Mam nadzieję,że już wkrótce pojawi się nowy rozdział :).
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpis był wspaniały :) Uwielbiam Twoje opisy walk - są bardzo realistyczne. Wszystko można sobie dokładnie wyobrazić i przy czytaniu tych fragmentów zawsze czuję się tak, jakbym znajdowała się w ich centrum. Niesamowicie przypadł mi do gustu opis nietrafiania mieczem przez Atari, którego ostrze wbijało się w skałę. Wydaję mi się, że musi coś odczuwać względem Itachi'ego i dlatego nie była zdolna wyrządzić mu żadnej krzywdy. Ciekawi mnie czy dojdzie do ich kolejnego spotkania i czy wtedy Akari wyjawi swoje sekrety. Przeczuwam, że to Itachi ruszy na poszukiwania dziewczyny, ale oczywiście mogę się mylić, a nawet jestem pewna, że ich losy potoczą się inaczej, gdyż zawsze zaskakujesz nas rozwojem akcji :) Jestem niesamowicie ciekawa, co wydarzy się dalej, dlatego też życzę dużo weny, czasu na pisanie i z niecierpliwością będę czekać na następną publikację.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ouu, widzę, że fanów przybywa ;D Nie dziwię się :D Pisz dalej, czekam na więcej :P

    OdpowiedzUsuń