sobota, 6 lipca 2013

21. Wyznanie




Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem spać w nocy, ale w końcu nadszedł ranek. Tak bujałem w obłokach podczas porannych czynności, że próbowałem nałożyć koszulkę na nogi. Jednak, gdy tylko wybiła umówiona godzina wybiegłem z domu chcąc szybko zjawić się u Sasuke. Czułem się jakbym był niesiony na chmurce, taki lekki i beztroski.
 — Sasuke! — krzyczałem od progu wchodząc przez niezamknięte drzwi. — Sasuke! O Itachi, cześć — rzuciłem widząc go jak schodzi po schodach. Wyglądał na kogoś, kto spał w wczorajszych ubraniach oraz na kogoś, kto jest mocno przybity. Trochę zaniepokoiłem się tym widokiem. Nigdy jeszcze tak się nie prezentował. Jednak szybko zaniechałem rozmyślania o tym, bo na szczycie schodów pojawił się Sasuke.
 — Już jesteś? — zapytał zaskoczony. — Jest wpół do szóstej.
 — Raz postanowiłem być na czas.
 — I wyszło, że jesteś przed czasem.
 — Szczegół. A jak gadałeś z Hokage? — zapytałem konspiracyjnym szeptem, gdy brunet zszedł do mnie. Pokiwał głową.
 — Powiedziałem jej, że skoro nie ma teraz żadnych misji to zrobimy sobie wolne.
 — To gdzie jedziemy?
 — Kraj Wody. Tsunade myśli, że Kraj Śniegu.
 — To, co, ruszamy? — zapytałem. Byłem bardzo podekscytowany. Uznałem, że najlepiej będzie mu powiedzieć jak już miniemy mury Konohy. Sasuke pokiwał głową wziąwszy przygotowany plecak spod ściany. Zajrzał jeszcze do kuchni rzucając kilka zdań bratu i ruszyliśmy. Szedłem z wielkim bananem na twarzy, głową zadartą ku niebu oraz rękami ułożonym na karku. Jednym słowem pełna euforia.

— Sasuke możemy porozmawiać? — zapytałem niepewnie, kiedy wyszliśmy z Konohy i zniknęliśmy w gęstwie lasu, gdyż Uchiha postanowił nie iść głównymi traktami.
 — Yhy — rzucił, bardzo wylewnie. No cóż, zapomniałem, że on zbyt rozmowy to nie jest.
 — No, bo, ja, ten tego i ty, a Itachi, no i wiesz — dukałem plącząc się w słowach. Cholera! Myślałem, że pójdzie mi to łatwiej, zwarzywszy, że wiem, co on czuje. Ale jednak guzik wyszło z tej łatwości.
— Naruto — rzekł zatrzymując się oraz odwracając w moją stronę — bredzisz.
No jakbym nie widział. Wywróciłem w myślach oczami. Ciekawe jak on by mówił, musząc coś takiego powiedzieć. Westchnąłem opuszczając głowę i starając się zebrać wszelkie pokłady odwagi.
 — Ja, ty, czy, czy ty mnie kochasz? — zapytałem spoglądając prosto w te czarne tęczówki. Rozszerzył z zaskoczenia źrenice oraz bezwiednie otworzył usta.
 — No, ten. Oczywiście, jesteś moim przyjacielem — odpowiedział pokrywając policzki lekkim rumieńcem. No, ale ułatwia sprawę. Wzdychałem zły, że to ja będę musiał się wysilać.
 — A co do mnie czujesz? — zapytałem ciągnąc dalej tą dziwną rozmowę. Niech już dojdzie do sceny „ja ciebie też” i pocałunku. Ile jeszcze mam się głowić nad pytaniami?
 — Ja, no, ty, bo, ja — teraz to on bełkotał rumieniąc się. — Jesteś moim przyjaciel, więc jesteś dla mnie ważny.
Wzdychałem tym razem cierpiętniczo. Tak to do jutra nie skończymy tej rozmowy.
 — Kochasz mnie, prawda? — szepnąłem nie patrząc na niego, a policzki pokryły się czerwienią.
 — Co?! — krzyknął z wielkim szokiem wymalowanym na twarzy.
 — To — burknąłem zły, że nie trzyma się mojego filmowego planu i wręczyłem mu kartkę, wyjętą z kieszeni. Z konsternacją przyjrzał się jej zawartości.
 — To! — wysyczał rozeźlony zagniatając papier. — Skąd to masz?
 — He? — Teraz to ja zaliczyłem szok. Przecież nie tak powinna wyglądać jego reakcja. — Itachi mi to dał.
 — Przeklęty idiota! — wysyczał przez zaciśnięte zęby z głosem pełnym jadu. — Zabiję drania! Tak fałszować moje pismo i bawić się w chore gierki. Zabiję go!
 — Czy-czyli, że to, co tam pisze to, nie prawda? — zapytałem ledwo mówiąc. Czułem jak mi serce pęka i łzy napływają do oczu. Czyli, że on mnie nie kocha, a ja się tylko zbałwaniłem, niszcząc jedyną możliwość, aby być przy nim. Nie mogłem w to uwierzyć. Odwróciłem się na pięcie i pobiegłem w stronę wioski nie czekając na jego odpowiedź. Chyba nie zniósłbym potwierdzenia.
 — Naruto, czekaj!!! — krzyczał za mną, ale ja nie chciałem się zatrzymać. Biegłem byle by schować się we własnym mieszkaniu z dala od czegokolwiek. Już widziałem wyłożoną żwirem drogę główną do Konohy. Wpadłem na nią w pędzie. Stąd już niedaleko do bramy, tylko trzysta metrów. Słyszałem za sobą wołania Sasuke i dźwięk jego stóp na traktacie. Jednak zamiast zwolnić przyspieszyłem. Już minąłem bramę wpadając między ludzi. Przez łzy napływające do oczy niewiele widziałem, toteż źle skręciłem wpadając w ślepy zaułek. Już chciałem zawrócić, kiedy u wyjścia ujrzałem Sasuke. Cholera! Rzuciłem się w stronę ściany próbując zwiać na dach, jednak brunet był szybszy, chwycił mnie za rant bluzy ciągnąc w dół i tym samym wracając mnie na ziemię.
 — Puszczaj durniu! — krzyknąłem szarpiąc. Nie chciałem teraz go widzieć a tym bardziej rozmawiać.
 — Musimy sobie coś wyjaśnić — odparł spokojnym tonem, w którym można było wyczuć lekkie duszenie od szybkiego biegu.
 — Przecież nie ma, czego! — fuknąłem przestając się szarpać, to i tak nie miało sensu zbyt mocno mnie trzymał.
 — A właśnie, że jest — podniósł głos. To było dziwne. Sasuke nie należy do osób, które ponoszą się emocją. U niego krzyk jest taką samą rzadkością, co powódź w Suna Gakure. Dlatego wbrew sobie, postanowiłem wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Stałem tyłem nie chcąc ukazywać załzawionych oczu, czekałem na kolejne słowa.
 — Ja-ja-ja — dukał nie wiedząc, co powiedzieć. — Ja nie napisałem tego. To było fałszerstwo brata. — Bosko. Mruczałem do siebie zły. Przecież tego zdążyłem się już dowiedzieć. Nie musi mi tłumaczyć takich oczywistości, niedorozwinięty nie jestem.
 — Ale — ciągnął dalej — nie powiedziałem, że to co tam pisze jest fałszem.
Odwróciłem się gwałtownie patrząc w te czarne tęczówki. — O czym ty mówisz?
 — O tym, że ciebie kocham — wybełkotał wlepiając wzrok w ziemie, unikając mojego wzroku.
 — Co?
 — To, co usłyszałeś — burknął dalej oglądając tak nagle fascynującą okolicę. Złapałem go za podbródek zmuszając by na mnie spojrzał.
 — Powtórz — zażądałem. Musiałem być pewny. Chciałem zobaczyć potwierdzenie słów w oczach. Sasuke westchnął zamykając powieki. Puścił moją rękę przenosząc by móc położyć mi dłoń na policzku.
 — Kocham cię Naruto — odparł wlepiając te czarne jak noc oczy w moje. Zamarłem. Mówił prawdę, widziałem to, te uczucie, czułość, szczerość. Uśmiechnąłem się, przez co wyglądałem zapewnie komicznie, wielki banan na twarzy i jeszcze szkliste oczy. Przysunąłem się złączając usta w pierwszy wspólnym pocałunku. I mimo iż wyobrażałam go sobie w ciekawszej, a przynajmniej niecuchnącej okolicy i po bardziej romantycznej wymianie zdań, liczył się dla mnie tylko ten gest. Słodycz, miękkość warg bruneta. Były inne niż w sennych marzeniach, ale o wiele lepsze. Sasuke przejął inicjatywę obracając mnie w pełni przodem do siebie by móc opleść w biodrach i przytulić, tak, że trudno by było włożyć między nas cienki magazyn. Rozkoszowałem się przyjemnością, którą zapewniał, zatracając się w niej do reszty. Jednak nic nie trwa wiecznie. Sasuke odsunął się pozostawiając mało przyjemny chłód na wargach, które nagle straciły źródło ciepła.
 — Chodź, pora wyruszać. Trzeba stąd zwiać nim oni przyjdą — rzekł uśmiechając się. To naprawdę piękny widok, może, dlatego że tak niepowtarzalny, zadowolony, szczęśliwy Sasuke. Mógłbym go w takim stanie oglądać codziennie. Jednak brunet odsunął się udając w stronę ulicy, by skierować swe kroki ku bramie. Ruszyłem za nim, równając krok. Szedłem wniebowzięty, z założonymi rękoma za głową podziwiając piękne niebo, które i tak nie mogło dorównać magii czarnych oczu Sasuke.

 — He? — zapytałem sam siebie spoglądając pod nogi, gdzie poczułem, że cos kopnąłem. Na ziemi leżała zgnieciona kartka z rzekomego pamiętnika Sasuke. Uśmiechnąłem się podnosząc kulkę z ziemi. — Kto by pomyślał, że żart Itachiego tak się potoczy — szepnąłem starając się wyprostować papier.
 — Nie sądzę, żeby to był żart.
 — Co masz na myśli? — zapytałem składając kartkę i chowając do kieszeni na pamiątkę.
 — Śmiem twierdzić, że Itachi to zaplanował.
 — Ale jak to? — odparłem zaskoczony wpatrując się w plecy Sasuke, gdyż on już ruszył. — Skąd mógł wiedzieć, co do siebie czujemy?
 — Nie wiem czy zauważyłeś, ale ostatnio starałem się z tobą nie spotykać na mieście a jak to robiliśmy byłem bardzo czujny, rozglądałem się, obserwowałem okolicę.
 — He? Niczego takiego nie zauważyłem.
Sasuke z bez aprobatą pokręcił głową, w geście niedowierzania.
 — Chodzi o to, że wydawało mi się, że ktoś nas obserwuje. Myślałem, że chodzi o mnie. Zdrajca, który powrócił, brat Itachiego, rozumiesz. Ale najwyraźniej się pomyliłem. Obserwatorem był sam Itachi. Teraz jestem pewny, sądząc po tej kartce — rzekł spoglądając na moją kieszeń w spodniach, gdzie ją schowałem.
 — Hm… — zamyśliłem się. — Wychodzi na to, że twój brat aż taki straszny nie jest. To miłe z jego strony, że tak nam pomógł. Gdyby nie on zapewne wzdychalibyśmy do siebie przez najbliższe lata.
 — Nie wydaje mi się, aby to zrobił od tak bezinteresownie. Za dużo włożył wysiłku w powodzenie tego planu. Nocne obserwacje, wymykanie się spod mojej kurateli, sprytne kłamstwa, pogorszona kondycja na treningach, brak zaangażowania w szkolenie geninów. Od tego w końcu zależała jego kariera a raczej powrót w szeregi ANBU. Postawić coś takiego na szali, tylko po to abyśmy się do siebie zbliżyli. Nie sądzę. Musiał mieć w tym jakiś cel, powód.
 — Wydaje mi się, że niepotrzebnie szukasz dziury w całym. Po prostu chciał nam pomóc. Jakoś zacząć spłacać dług względem ciebie.
 — Nie znasz mojego brata. Ja wiem, że on czegoś chce. W odpowiednim momencie położy na stół asa, w postaci pomocy przy wyswataniu nas. Ciekawe, czego tylko będzie chciał w zamian?
Popatrzyłem na pogrążonego w myślach Sasuke, który wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ziemię pod stopami. Nie miałem ochoty się z nim sprzeczać. W końcu ma rację, nie znam jego brata, więc trudno mi odszukać się jakiś ukrytych intencji, chociaż i tak uważam, że przesadza w tym oczernianiu go. W końcu czy brat nie może pomóc bratu bezinteresownie?

*

Siedziałem w kuchni wpatrując się tępym wzorkiem w kawę. Ciągle rozmyślałem o słowach Sasuke i o kolejnym śnie z udziałem Atari, który tym razem okazał się koszmarem. Ciągle mi huczały jej słowa „nie chcę mieć nic do czynienia z klanem Uchiha”. Westchnąłem zrezygnowany upijają ostatni łyk czarnego płynu. Już miałem udać się do siebie, aby przygotować kolejny nudny dzień spędzony na niańczeniu geninów, kiedy mój wzrok padł na drzwi do piwnicy. Bez namysłu cofnąłem się po latarkę i zszedłem na dół.
Czas wydawał się trwać w miejscu tak samo jak ja. Miałem wrażenie, że chodzę w błędnym kole, że ciągle znajduję się na tym samym skrzyżowaniu. Niestety, ostatnimi razy nie wpadło mi do głowy zaznaczyć jakoś drogi do tamtego miejsca, więc teraz krążę jak ślepiec we mgle, nie mogąc znaleźć ani wyjścia ani tych pomieszczeń. Zaczynała mnie ta sytuacja irytować. Jak Atari czy inny członkowie klanu, którzy tutaj chodzi byli w stanie się odnaleźć? Dla mnie wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Miałem wrażenie, że w tych podziemiach spędziłem już wieczność, a przynajmniej kilka ładnych godzin, kiedy w końcu ujrzałem ślepy korytarz z drzwiami na końcu.
 — No nareszcie — mruknąłem do siebie rad, że dotarłem. Jednak w miarę zbliżania się dostrzegłem, że coś jest nie tak. Drzwi były zamknięte, a mogę przysiąść, że zostawiłem, co najmniej uchylone. Jeśli to prawda to są dwa rozwiązania. Albo Atari tu była, albo ktoś jeszcze zna to miejsce, lub ktoś je właśnie odkrył. Zaniepokojony ostatnimi przypuszczeniami puściłem się biegiem, ledwo wyhamowując przy końcu. Na metalu wyryte, a raczej wyrysowane było jedno słowo.
 — Odejdź — przeczytałem. Nie miałem już wątpliwości, była tu Atari. Jeśli tak, to widać te miejsce jest jej znane, coś znaczy i nie chce abym tutaj przebywał, dowiedział się zbyt wiele. Naparłem na drzwi zaglądając do środka. Jednak niczego, co wskazywałoby jeszcze na jej obecność nie znalazłem, wszystko wyglądało tak jak to pozostawiłem. Unikając napisu na ścianie wyszedłem chcąc sprawdzić drzwi sąsiednie. Gdy je otworzyłem zamarłem. Nic nie pozostało z pokaźnej biblioteki zgromadzonej w tym pokoju. Półki świeciły pustką, nie było nawet jednej samotnie ostałej kartki. Jedynie kupka popiołu na środku, wskazująca na to, że Atari spaliła całą zawartość pomieszczenia. Tylko, dlaczego? Czemu pozbyła się swojej historii? Przecież w tych książkach kryła się jej przeszłość, zapewne wspomnienie, jakieś dowody, które wskazywałyby na połączenie z klanem Uchiha, z danymi osobami. Dlaczego chciałaby się czegoś takiego pozbyć? Aż tak bardzo nienawidzi Uchihy, tak strasznie chce pozbyć się przeszłości, że wymazuje wszelkie rzeczy gdzie widnieje jej imię? Mam wrażenie, że Atari nie jest moją siostrą, ona skrywa większą tajemnicę. Pytanie teraz, kto kłamał. Ona mówiąc to Sasuke, czy on, mówiąc to mi? I tak naprawdę, po co przyszła? Zobaczyć jak nam się wiedzie? Czego szukała? I co mu powiedziała? Jak wiele Sasuke wie, i jak wiele przede mną ukrywa? Dlaczego ukrywa? Czemu nie chce bym wiedział?
Usiadłem na kanapie, opuszczając głowę i chowając ją w dłoniach. Tyle pytania, żadnej odpowiedzi. Przejechałem dłońmi po twarzy opierając je o kolana oraz wydają z siebie głośne westchnienie. Wówczas wzrok padł na mały palec. Uruchomiłem sharingan przyglądając mu się. Ledwo widoczne, bardzo blade zaczerwienienia, nadal tam widnieją.
 — Związani obietnica, połączeni w jedno — szepnąłem przypominając sobie słowa, które wypowiadała wówczas, kiedy odprawiała tamten rytuał. Brzmiały jak zaklęcie, formuła przysięgi, tekst obrzędu. Ale co znaczyły? Kiedy je mówiła, tak dziwnie się czułem. Te obrazy, słowa, uczucia, które zapewne były wspomnieniami, tak jakby siedział w jej umyśli i na nowo w zawrotnym tempie przeżywał całe życie. Wszystko były czerwone, masa krwi, ciągłe krzyki, oraz te uczucia, pustka, samotność, nienawiść, ciągle, ciągle i ciągle. Pamiętam, to było przerażające. Gorsze niż moje tortury w mangekyo sharingana. Jednak utknął mi szczególnie jeden moment, gdyż niestety większość uleciała z pamięci, ale to nie. Wiele musiałem poświęcić siły, aby je zatrzymać. Obraz trenującego chłopca, długowłosy brunet z klanu Uchiha, to byłem ja, pokazywany w różnych momentach, w szkole, w domu, na ulicy Konohy. I jej słowa, dźwięczące w głowie. „Mój Itachi, mój wymarzony, przyszły Yoki…”  Dlaczego, skoro tak bardzo Atari zależało teraz stara się mnie trzymać jak najdalej od siebie? Czyżby się rozmyśliła, czyżbym nie był jej już potrzebny? W takim momencie, kiedy ona stała się dla mnie ważna. Westchnąłem opadając na oparcie kanapy i spoglądając na sufit z litej skały. Miałem tych tajemnic dość, serdecznie dość.  Jednak myśl, że Sasuke nie mówił prawdy — już bez względu czy sam ją wymyślił, czy powtórzył jej słowa — napawa mnie szczęściem, spokojem i nadzieją.


2 komentarze:

  1. Hej :) Miło było znowu zajrzeć na twojego bloga i przeczytać długo wyczekiwany rozdział xD Mam nieodparte wrażenie, że powoli, bradzo wolno zbliżamy się do sedna tajemnicy Atari, a właściwie będziemy się do niej zbliżać po spotkaniu z Akatsuki xD Tak samo jak Naruto przeżyłąm szok, jak okazało się, że tę kartkę z pamiętnik napisał Itachi, a nie Sasuke. Świetnie opisałaś odczucia Naruto w związku z tą sytuacją. Przejęłam się, bo czy on nie zasługuje na odrobinę szczęścia? Oczywiście, że zasługuje :) Widać, że Itachi czuje się przytłoczony i wykończony. Cały czas goni za Atari i stara się chodzić jej śladami xD Mogłaby to troszkę docenić i także rozumiem, że w ten sposób stara się go chronić :) Wydaje mi się, że Sasuke będzie miał w tej sprawie dużo do powiedzenia, nie wiem. Wydaje mi się, że pełni rolę łącznika pomiędzy bratem, a Atari. Chętnie przeczytam następny rozdział. Kto wie, może nie będziemy długo czekać? xD Życzę weny i czasu na pisanie. Papatki:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam, witam :D
    Kiedy czytałam fragment notki z udziałem Naruto i Sasuke, uśmiech ciągle gościł na mojej twarzy. Nie spodziewałam się, że kartkę z pamiętnika napisał Itachi i przez chwilę obawiałam się, że blondynowi i brunetowi nie uda się wyznać wzajemnie swoich uczuć. Jednak na szczęście wszystko dobrze się potoczyło - był pocałunek, przytulenie, a mój "yaoistyczny" umysł został w pełni usatysfakcjonowany xD Tylko zastanawia mnie w jakim celu długowłosy postanowił pomóc swojemu bratu w zbliżeniu do Uzumakiego. Czy miał w tym wyraźny cel? Czy może faktycznie oczekiwał czegoś w zamian? Szczerze mówiąc, szkoda mi Itachi'ego, gdy cierpi przez zachowanie Atari. Przypuszczam, że dziewczyna chce go chronić, ale niestety bardzo mocno go rani. Widać, że jest wycieńczony i pragnie znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania. Sama jestem ich bardzo ciekawa, dlatego też z niecierpliwością będę wyczekiwać następnej notki. Życzę dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń