Postanowiłem to wszystko przyspieszyć. Uważam, że
pięć dni obserwacji Naruto wystarczy. A Sasuke, no cóż przyglądałem mu się
przez miesiąc pobytu tutaj. Sądzę, że to wystarczy. Więc teraz pora, aby
blondynek się wszystkiego dowiedział. Zadałem dzieciakom jakieś zadania, niech
się sami sobą zajmą. O dziwo nie było Keiko, co mnie ucieszyło. Siostra oznajmiła,
że dziewczyna jest zajęta i musiała zostać w pracy. Cieszy mnie to. Wreszcie
spokój od niej. Te jej ciągle gadanie robiło się uciążliwe, a może już
irytujące. Mniejsza o nią. Teraz mam się skupić na Uzumakim. Niestety rozmowy
na te tematy mi nie wychodzą. I mimo iż pierwotny plan zakładał właśnie
dyskusję, to chyba przerzucę się na kartkę. Tak, to będzie proste, napiszę mu
wszystko, co miałem powiedzieć, a potem wręczę osobiście. To dobry pomysł.
*
— I jak
Keiko, coś masz?
— Przykro mi
Tsunade. Jest zbyt zamknięty w sobie, nawet podczas rzucania w różnych
momentach pytań, na żadne nie odpowiedział.
— A
spróbowałaś uwieść? Większość facetów zrobi wszystko dla ładnych kształtów.
— Tak, wiem,
ale nie on. Są tylko trzy drogi wytłumaczenia. Pierwsze, jest gejem. Drugie,
jest aseksualny. Trzecie, mało prawdopodobne, ma kogoś.
— Co?
Naprawdę nie udało ci się go skusić?
— Niestety
wielmożna Tsunade.
— No masz ci
los.
— Parę razy
wydawało mi się, że złapał przynętę, ale to były sekundy, górą kilka minut.
— A co do
trzeciego przypuszczenia, wiadomo ci coś na ten temat.
— Jeśli to
jest prawda, to dziewczyna, chłopak, jakiekolwiek ma preferencje nie jest z
Konohy.
— A co ze
śledzeniem?
— Kiepsko.
Jest za dobry. Szybko się orientuje.
— Cholera.
Nie poddawaj się, próbuj. Może jednak udam się go złamać.
— Wedle
rozkazu Hokage.
*
Siedziałem w salonie przeglądając książkę. Wyglądała
jakby była nieukończona gdyż zapis urywał się w połowie. Wertowałem kartki
przyglądając się treści. Naprawdę to musiała być jakaś kronika, gdyż każdy wpis
poprzedzała data. Po kilkudziesięciu stronach ujrzałem malowidło. Ogromne
czerwone koło a w nim dziewięć mniejszych. Na każdym okręgu widniały trzy łezki
od sharingana. Dziwny obraz. Przerzuciłem kartkę. A tam napis na całą stronę,
niezaszyfrowany „Fugaku Uchiha”, pod nim małymi cyferkami rok i myślnik. Data
początku panowania, jako głowa rodziny. Następnie kartki upewniły mnie, co do
tego, że książka była pisana przez władców klanu. Rozpoznałem pismo ojca. To
zaczyna być coraz bardziej intrygujące. Przewertowałem stronnice zatrzymując
się na ostatnim wpisie. Zlustrowałem wzrokiem jeszcze raz kartkę na stole,
gdzie widniała instrukcja do rozszyfrowywania. Zapis był mało czytelny i lekko
chaotyczny, gdyż został sporządzony przeze mnie w wieku pięciu lat, kiedy
ojciec zmuszał mnie do uczenia się tego szyfru. Po domu rozległ się dźwięk
pukania. Charakterystyczne szybkie, zniecierpliwione i mocne uderzenia. Naruto.
Westchnąłem porzucając książkę na kanapie, poszedłem otworzyć. Też sobie moment
wybrał. Ostatnio bardzo dużo czasu ze sobą spędzamy i często tu wpada, lecz,
mimo iż lubiłem to, obecnie jego wizyta była mi nie na rękę. Jak zwykle
radośnie szczebiotał o bliżej nieokreślonym temacie. Wpuściłem go do salonu uprzątając
papiery na jedną kupkę i proponując herbatę. Jednak odległość wcale mu nie
przeszkadzała, dalej kontynuował swój monolog, w którym wyłapałem informację o
bójce Kiby z nowym chłopakiem. To było nieuniknione skoro on jest miłośnikiem
kotów.
— No i wiesz,
jaka była chryja?! Aż interweniował Gai sensei. Ale w sumie to nie wiele dało.
Ten nowy, no jak mu tam uc…
Nagle umilkł. To niespodziewane. Zaniepokoiłem się.
— Wszystko w
porządku Na… — urwałem wchodząc do salonu. Na jego środku stała, jak gdyby
nigdy nic, Atari. — Co ty tutaj robisz? — warknąłem. Nie podobała mi się ta
wizyta. I jak do licha udało jej się tu wejść? Okna zamknięte, drzwi też.
Czyżby byłą duchem, że przenika przez ściany? Ona jest niebezpieczna.
Pociągnąłem Naruto za rękaw zmuszając, aby stanął za mną.
*
— Itachi poza
domem?
Cisza, nic nie odpowiedział tylko mierzył mnie tym
wzrokiem wyrażającym chęć mordu.
— Nie raczysz
odpowiedzieć? Z resztą, po co ja pytam… — Uśmiechnęłam się z tą wieczną
pewnością siebie. Z sufitu spłynęła czarna, gęsta substancja, pokrywając ściany
i podłogę. Okna zniknęły pod jej warstwą pogrążając pokój w ciemnościach.
Pstryknęłam dwa razy, a w powietrzu pojawiła się chmara małych ognistych
kuleczek. — Nie weszłabym tutaj gdyby był w domu — dokończyłam przerwaną myśl.
Sasuke dokładnie lustrował pomieszczenie. Widać, że był zaniepokojony.
Delikatnie, prawie niezauważalnie wysunął się do przodu zasłaniając jeszcze
bardziej Naruto.
— Nie
kombinuj. Nie przyszłam walczyć. I nie, to nie jest genjutsu. Nadal znajdujemy
się w twoim salonie.
— Czego
chcesz? — warknął udając, że wcale nie myślał o tym, na co udzieliłam
odpowiedzi. Coś jest nie tak. Przeważnie Sasuke aż tak łatwo przejrzeć się nie
dało. Czyżby? To trochę dziwne. Sasuke mający przyjaciela, tego jeszcze nie
grali. Jednak nagle uśmiechnął się nikło. Rozluźnił mięśnie prostując sylwetkę,
sięgnął po książkę, która leżała na kanapie. Przewrócił kartki i skierował w
moją stronę, tak abym mogła spokojnie zobaczyć stronę, którą mi pokazywał.
— To skrywasz
pod okularami. Nieprawdaż?
Zamarłam. Ma mnie. Odkrył tajemnicę. Jak dużo wie?
Itachi wie? Skąd ma tą książkę? Znalazł podziemia. On znalazł podziemia. Umie
to przeczytać? Jak dużo wie? Ogarnęła mnie panika. Nie dobrze, nie dobrze, nie
dobrze, nie dobrze. To ja tu rozdaję karty!
— Jednak mam
rację — mówił z uśmiechem tryumfu. Górował. Nie. Myślał, że góruje. Mnie nie da
rady tak łatwo przechytrzyć.
— Tak. To
prawda. Tak wyglądają moje oczy. I co ci da ten fakt? Skoro wiesz, jaką mam
tajemnicę, chyba nie trudno domyśleć się, do czego jestem zdolna.
Uśmiech spełzł. Nastał niepokój. Nie dam się
wykiwać. Za dużo czasu spędziła z Uchiha.
— Co tu się
dzieje? Kim jesteś? Sasuke?
Blondyn spoglądał to na mnie to na czarnowłosego
zdezorientowany. Przypatrzyłam mu się. I to ma być nosiciel Kyuubiego? Dość
mało okazale się prezentuje.
— Później się
tobą zajmę. Słuchaj Sasuke. Nie mam ochoty na walkę. Jestem w przyjacielskich
zamiarach.
— Bo uwierzę.
Czego chcesz? Itachiego tu nie ma.
— I oto
właśnie chodzi.
Parsknął śmiechem. Wywracając lekceważąco oczami.
— Po co tu
przyszłaś?
— Szczerze?
— Jeśli
potrafisz.
— Przyszłam
was ostrzec.
— Ostrzec?
Nas? Niby, przed czym?
— Akatsuki.
Zamierzają w najbliższym czasie, około tygodnia, ruszyć z szarżą na Konohę w
celu zdobycie jego — rzekłam wskazują palcem blondyna.
— Naruto?
— Mnie?
— Raczej to,
co masz w sobie, niż ciebie.
— Czekaj.
Dlaczego nam to mówisz, skoro jesteś z Akatsuki? Co ty znów knujesz? Kolejny
numer jak z Itachi?
— Można tak
powiedzieć. Z przyczyn osobistych, nie chcę, aby zdobyli jego, dlatego wam
pomagam.
— Jakie to
przyczyny osobiste?
— Nie bądź
ciekawski, tyle wam powinno wystarczyć. Radzę wam, szczerze, wywieść Naruto
gdzieś z dala od Konohy. Akatsuki dowie się, że nie ma tutaj ich celu i odejdą.
— Ojej,
niezmiernie ci dziękuję za ostrzeżenie i…
— Uspokój się
Naruto, ona nie jest osobą, która pomaga innym.
— Brawo
Uchiha. Jednak jak mówiłam mam w tym swój interes. Czy wierzysz, czy nie, to
twój problem. Najwyżej narazisz przyjaciela na śmierć. Jeden przyjaciel w tą
czy w tamtą. Co za różnica.
Umilkł. Udało się. Zareagował tak jak chciałam.
Widać, że bije się z myślami, że nie wie, co teraz począć. Ulegnie, wywożąc
stąd Uzumakiego.
— A co chcesz
w zamian? — zapytał z wzrokiem wbitym w podłogę. Mam go. Ugiął kolana. Zrobi,
co chcę.
— Chwilę
pogadać z nim.
— Nie
zostawię cię samą z Naruto.
— Nie musisz.
Skoro i tak znasz mój mały sekret. Jak blondynku, zgadzasz się?
— Tak.
Opuszczę Konohę. Jeśli Akatsuki zobaczy, że mnie nie ma odejdą. Tak? Nie
wyrządzą krzywdy mieszkańcom?
— Jaki
bohaterski. Godne podziwu. Spokojnie, nie wyrządzą. Odejdą. Przecież nie będą
mieli, co tutaj robić, skoro ciebie nie ma.
Tak myślę. Chociaż nie wiem, kogo Tobi wyśle.
Możliwe, że brak Uzumakiego ich rozwścieczy i zrobią odwet na wioskę, ale, na
serio nie mam pojęcia. Z resztą to mnie nie obchodzi. Ważne by nie dostali Naruto.
Blondyn rad z mojej odpowiedzi wyszczerzył się
ukazując szereg równych zębów. Sasuke dalej spoglądał nieufnie. Tego przekonać
to tak jakby oczekiwać od jabłoni ziemniaków. Czy naprawdę każdy Uchiha musi
być taki podejrzliwy? To zaczyna robić się irytujące.
— To jak
panie Uchiha, dasz w końcu nam porozmawiać?
Niezbyt skwapliwie przesunął się, odsłaniając
ukrywanego za plecami chłopaka. Jednak nie odszedł na znaczną odległość, raczej
taką, z której bez problemu będzie mógł interweniować.
— Nie za bardzo
rozumiem, o czym chcesz ze mną rozmawiać? Ja nawet nie wiem jak się nazywasz.
— Ale on wie.
Jednym płynnym ruchem zdjęłam okulary rzucając je na
kanapę. Wbiłam wzrok w błękitne tęczówki blondyna.
— Niesamowite
— szepnął zaskoczony moją małą tajemnicą. Zapewne Uchiha również się
przyglądał, ale nie miałam czasu tego sprawdzać.
— Kurama —
rzekłem dobitny głosem, jak władca wzywający swojego podwładnego. Wówczas
Naruto pokrył się lisią powłoką formując całe dziewięć ogonów. Krew zaczęła się
mieszać z chakra chłopaka i tak powstała zminiaturyzowana forma Kyuubiego.
Kątem oka spojrzałam na Sasuke, był przerażony. Nie dziwię się mu. Kiedyś
słyszałam, że blondyn doszedł do czterech ogonów i ledwo go uspokojono.
— Atari —
wycharczał list z wnętrza chłopaka. Tak dobrze znany, zachrypły głos demona. —
Dawno się nie widzieliśmy, czyż nie? Kiedy ostatnio? Nie za czasów Madary?
— Osiemnaście
lat temu podczas twojego prawie uwolnienia się, również była obecna.
— Tak mi się
wydawało, że ciebie czuję. I co, dalej jesteś kukiełką Uchihy? Żałosne,
nieprawdaż?
— Powiedział
to zapieczętowany demon — odcięłam się. Lis zawarczał machając ostrzegawczo
ogonami.
— Jeszcze
jedno słowo i…
— I co mi
zrobisz? — prychnęłam. — Jesteś kompletnie pod moją kontrolą. Jakbyś zapomniał,
jesteś częścią mnie.
Demon rzucił się na mnie przewracając i
przygważdżając do podłogi. Ciężkie łapy trzymające za ramiona skutecznie
uniemożliwiały jakikolwiek ruch. Miejsce gdzie spoczywały powinno boleć, jarzyć
się ogniem, jednak tylko sprawiało takie wrażenie. Kyuubi nic mi zrobić nie
mógł. Nie czułam bólu, jedynie ciężar łap.
— Nic mi nie
zrobisz. Jesteśmy powiązani, nie pamiętasz? Ja i ty, to jedno.
Uśmiechałam się pełna tryumfu, pewna siebie. Lis
zawarczał a jego ogony zatrzymały się w ataku, tuż nad oczami. Zszedł ze mnie
siadając na tylnych łapach.
— A co u
Iratana?
Teraz to ja miałam ochotę zawarczeć. Uśmiech spełzł,
warga niebezpiecznie zadrżała. Po pomieszczeniu rozniósł się jego przerażający
śmiech, przypominający bardziej rechot.
— Zamknij
się! — wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Głos pełen jadu i nienawiści. Drżałam.
Zacisnęłam pięści do bladości. — Zamilcz ty parszywe ścierwo!
—
Zjednoczenie, zjednoczenie, zjednoczenie. To, co rozdzielone musi się
zjednoczyć. Czyż nie?
— To samo
tyczy się ciebie, Kurama — odparłam nabierając pewności. Znów byłam górą, co
potwierdził warkot Kyuubiego.
— Czego
chcesz? — zapytał po dłuższej chwili mierzenia się wzrokiem.
— Chroń
dzieciaka.
— CO?!
— Chroń
dzieciaka. Akatsuki ma coraz większą na niego chrapkę. Wiesz o tym, zapewne, że
chcą zbudzić Juubiego. Brakuje im tylko ciebie i ośmioogoniastego.
— Ty tego
chcesz? Przecież zawsze byłaś przeciwna zjednoczeniu.
— I nadal
jestem. Dlatego chroń dzieciaka, nie pozwól, aby oni go dorwali.
— Czyli
pierwszy raz w życiu chcesz współpracować?
— Tak, wiem
nisko upadłam. Jednak tego wymaga sytuacja.
— Co się
dzieje, Atari? — zapytał a jego głos był już zupełnie inny. Spokojny może nawet
zatroskany, zmartwiony.
— Nic Kurama.
— Wielkie te
nic, skoro rozmawiasz ze mną. Kto jest naszym wrogiem?
— Szczerze,
nawet nie jestem pewna. Jednak wie, że będzie trzeba odgrzebać stare rany, że
prześladuje nas przeszłość.
— Mówisz o
nim?
— Być może.
Nie wiem — dodałam po chwili. Lis siedział przyglądają mi się. Wiedziała, co
chce powiedzieć, dlatego uprzedziłam pytanie i pokręciłam przecząco głową.
— Dobrze.
Postaram się go strzec. Wygląda na to, że do zobaczenia, Atari — rzekł, po czym
ogony zaczęły znikać. Lisia powłoka wyparowywała, blizny na twarzy łagodniały,
kły zmniejszały się, pazury również. Chwilę dłużej a czerwień oczu zniknęła
ustępując miejsca pięknemu błękitowi skradzionemu z nieba. Naruto wrócił do
własne postaci. Spojrzałam na Sasuke. Stał zszokowany, zdezorientowany, z lekko
otwartymi ustami i rozszerzonymi źrenicami. Niedowierza, temu, czego był
świadkiem. Uśmiechnęłam się. Zabrałam po
drodze okulary oraz książkę, zatrzymałam się jeszcze na chwilę w drzwiach.
— Pamiętaj,
ani słowa bratu. Żegnam.
Wyszłam, a czarna maź zniknęła ukazując zwykły
salon. Upewniając się jeszcze, czy mnie nie śledzą skierowałam swe kroki do
piwnicy. To dzięki niej przedostałam się tutaj niezauważona. Podziemia miały
wiele wejść, na przykład jedno poza murami Konohy.
Szłam spokojnym krokiem przez tak dobrze znane korytarze.
Z mieszanymi uczuciami skręciłam udając się w stronę moich „apartamentów”.
Wiedziałam, że książka pochodzi z tutejszej biblioteki. Pytanie tylko, kto
znalazł ją. Itachi? Sasuke? Nie wiem, co grosze. Chyba wolałabym, aby był to
młodszy brat. Mniej wie, mniej się domyśli i jemu nie zależy na jakimkolwiek
spotkaniu. Za to on, uparł się. Chce za wszelką cenę odkryć prawdę. Czy nie
może zrozumieć, że ta wiedza niczego dobrego nie przyniesie. Nie powinien jej
mieć. I ja musze mu to uniemożliwić.
Stanęłam przed wejściem w tą część korytarza, w
której „mieszkałam”. Powinny być tu drzwi, ale najwyraźniej ktoś się ich
pozbył. Przełknąłem głośno ślinę i ruszyłam przed siebie. Czułam jak na ramiona
rzuca mi się ciężar każdego wspomnienia z tym miejscem związanym. Minęłam drzwi
do „sali wytrzymałości”. Oni to tak nazywali, dla mnie to istne tortury, które
miały sprawdzić ile jestem w stanie wytrzymać i przed czym się obronić. Nagle
stanęłam jak wryta. Drzwi do mojego pokoju były szeroko otwarte. O nie! O nie!
Podbiegłam, ale znieruchomiałam w progu.
— Uratuj mnie
— szepnęłam widząc znany napis. Zacisnęłam pieści i zęby spoglądając w bok.
Napisałam to dawno, w chwili wielkiej słabości. Jednak szybko odkryłam, że to
nic nie da. Nikt nie przyjdzie. Taki już mój los, który stworzył sam Mędrzec
Sześciu Ścieżek. To przez niego jestem uzależniona od klanu Uchiha. On mi
zgotował takie życie. Nienawidzę go, szczerze nienawidzę. Chwyciłam pewnie za
klamkę zamykając drzwi, zanim wspomnienia na dobre zawładną myślami. Wyjęłam
kunai przyczepiony do uda i rysując powierzchnię metalowych drzwi, napisałam
„odejdź”. Po czym skierowałam kroki ku bibliotece. Jeden rzut oka pozwolił
stwierdzić, że ktoś tu grzebał. Naprawdę mam nadzieję, że to Sasuke.
— Czy to
nie…? — zapytałam sama siebie widząc znaną okładkę na niewielkiej ławie.
Podniosłam książkę zaglądając na ostatnio stronę ze zdjęciami. Mimo woli
uśmiechnąłem się lekko. Itachi naprawdę dumnie się prezentował, nawet jak na te
siedem lat. Tak władczo. Jak przyszły książę potężnego mocarstwa. Uśmiechnęłam
się. Byłby wspaniałym przywódcą klanu, chociaż Fugaku na te stanowisku
wyznaczył Sasuke. Byłyby idealnym Yokim. Ciekawe jakby to wyglądało, gdybyś
teraz, wszyscy razem byli w Konoha? Sasuke jako chuunin wykonujący następne
zadania. A może już, jako ANBU. W końcu
to, Uchiha talentu i umiejętności mu nie brak. Fugaku trzymający twardą ręką
cały klan. I on, jako Yoki. Duma rodziny, nadzieja na odzyskanie należytej
pozycji. Należnego szacunku i postrachu. Chodziłby na niebezpieczne misje,
dawane prosto od Korzenia. Byłby bohaterem. Obrońcom Konohy. To dzięki niemu
wojna by się kończyła, nim by się naprawdę zaczęła. A ja. Stałabym z tyłu, jako
jego cień. Posłuszna i kompletnie oddana. Spełniałabym każde polecenie.
Skrupulatnie wypełniała powierzone misje. Siedziałabym szczęśliwa w pokoju
obok. Żeby być zawsze pod ręką. Gotowa na misję. Przygotowana spełnić każdą
jego wolę. Jednak… Gdyby nie zabił rodziny, może byłby bardziej ciepły, czuły.
Jeśli tak, to pewnego dnia serce zabiłoby dla tej jednej. I znów to samo.
Dziewczyna zaczęłaby mieć do mnie pretensje, że jestem jego kochanką, że
ukochany nie jest jej wierny. Kolejne kłamstwa, że niby jestem siostrą. Znów
kłótnie przez moją obecność. W końcu zaczęłabym być ciężarem. Zbędnym balastem,
którego chce się wyrzucić. Wysyłałby mnie na samobójcze misje najwyższej rangi,
najbardziej niebezpieczne. Przysparzałyby mu chwały i uwielbienia. Ludzie w
Konoha i Hokage mieliby go za niepokonanego. Shinobi gotowemu powierzyć każdą
misję. Zawsze wracałby bez cienia zadrapania. Byłby bohaterem. Respekt i
szacunek całej wioski. Ale to ja musiałabym te misje wykonywać. Wracałabym do
niego cała zakrwawiona, ledwo żywa, na wpół przytomna. Ucieszona, że jednak i
tym razem dałam radę. A jego słowa zawsze brzmiałyby tak samo: „a jednak
żyjesz” — powitanie. Na dziękuję i pożegnanie usłyszałabym tylko: „odejdź”. I
kolejne dnie spędzone samotnie zamknięta w czterech ścianach, w pokoju. Pokoju
tym razem oddalonego jak najdalej. Ostatnie pomieszczenie w najgłębszych
zakamarkach domu. Ciasne, małe, puste. I ja w nim. Skulona. Czekająca na jego
polecenie. W oddali byłby słychać kłótnie. Krzyki ukochanej, żeby mnie
wyrzucić, pozbyć się. Jego cierpiętnicze słowa: „ja nie mogę”. Przychodziłby do
pokoju, wpuszczając światło. Rzucałby pliki kartek, „masz”. I kolejna misja.
Specjalna, taka, aby już z niej nie wróciła. Nienawidziłby mnie. Dogłębnie,
każdą cząstką, z całej siły. Czysta jak łza, piękna jak oszlifowany diament —
nienawiść. Wszystkie jego myśli skupiałyby się tylko na jednym, jak się mnie
pozbyć, jak zabić. Żebym zniknęła z jego świata. A ja? Dalej musiałabym wiernie
jak pies, który nie odejdzie od pana, nawet, jeśli właściciel by go katował,
stać przy jego boku. Być znienawidzonym cieniem.
I tak się prezentowało życie z każdym kolejnym
Yokim. Tylko oni się zmieniali, scenariusz nigdy. Może to i dobrze, że wszystko
potoczyły się tak a nie inaczej. Nie wiem, czy mogłabym, umiała znieść kolejne
lata takiego bytowania. Zwłaszcza, jeśli moim katem miałby być Itachi. Jak
tylko zaczął trenować, gdzieś tak w wieku czterech lat, ujrzałam jego
potencjał. Zapragnęła, aby to on był kolejnym Yokim. Miałam nadzieję, wiedziałam,
że z nim będzie inaczej. Byłby w stanie wykrzesać nieznane mi pokłady chakry.
Jednak… Tego dramatu z udziałem jego przyszłej ukochanej, nie wiem jakby
wytrzymała. Tak bardzo chciała, aby był tym wymarzonym Yokim, lepszym od
Madary. I sądzę, że mógłby być taki, lecz… Jakże wszystko się inaczej
potoczyło. Prawie, nie ma już rodu Uchiha, zostało tylko trzech członków, bo
Tobi na bank jest z nimi spokrewniony. Mam nadzieję, że zdają sobie z tego sprawę, i
zadbają o potomków. Inaczej czeka mnie samobójstwo. W końcu bez Uchiha nie
istnieję.
Uśmiechnęłam się nikło rzucając książkę na ławę.
Podeszłam do półek zabierając stamtąd zawartość i umieszczając ją na drewnie.
Na koniec dorzuciłam również książkę zabraną Sasuke. Po czym używając Ameterasu
podpaliłam je, patrząc jak czarny ogień trawi kartkę po kartce. Palą się tak
skrupulatnie zbierane danie Uchiha o mnie. Teraz już nikt nigdy nie będzie o
mnie wiedział wszystkiego. Uśmiechnęłam się. To bardzo pocieszająca myśl. Tylko
ja mogę rozdawać karty, nikt nie będzie miał przeciwko mnie żadnego asa.
Zabawne, że też wcześniej nie odważyłam się tego zrobić. Chociaż wówczas
przywódca klanu od razu by wiedział czyja to robota. Po niezbyt długiej chwili
z książek został popiół. Wyszłam uśmiechając się pod nosem. Można by
powiedzieć, że zaczynam nowe życie. Przeszłość tutaj, uważam za… spaloną.
________________________________________________________________________
Gorąco przepraszam, za ta długa przerwę w pisaniu
oraz bark komentarzy na Waszych bloga, przyczyna jest oczywista — szkoła.
Kończy mi się semestr, jestem tuż przed sesja i mam kolokwium za kolokwium
poprzeplatane zaliczeniami. Zwyczajnie nie mam, kiedy się zając komentowaniem
czy pisaniem. Od dwóch tygodni zabierałam się za dokończenie tejże notki. A
żeby nie opóźniać wrzucenia jej, daje niepoprawianą, więc z błędy przepraszam.
A komentarze i Wasze notki nadrobię w ferie. Obiecuję.
Yatta! Nowy rozdzialik :D Em... kurde to już 4 dni minęły, a tu jeszcze żadnego komenta. Oj coś nie za dobrze z tymi ludźmi.
OdpowiedzUsuńJejcia ale mnie zaskoczyłaś, po prostu wizja Itachi'ego jako Yoki'ego była świetna. Pokazałaś również dlaczego Atari tak skończyła i kto jej to zrobił :p na szczęście myślisz o czytelnikach i niektóre fakty owiewasz tajemnicą. :D Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Skoro Naruto miał 9 ogonów to nie wygląda najlepiej. Chyba, że źle pamiętam :p a to też możliwe mam pamięć jak rozwielitka.
Wow po raz pierwszy napisałam tak długiego komcia.
Powodzenia ze szkołą i miejmy nadzieje, że wszystko zdasz :P
Zapraszam do siebie :3
Ps. A komentarze to gdzie? Ruchy kluchy leniwe!
Hai hai, już się biorę do roboty Yumiko xD
OdpowiedzUsuńWybacz, kochana, że tak późno, ale miałam "malutki" kryzys i przez bity tydzień nie widziałam na oczy Worda, a tym bardziej mojej przeglądarki internetowej ^^"
I nareszcie notka w tym yaoicowym świecie, w której coś się dzieje! Ba, coś ciekawego! xD
W końcu wiele wyjaśnia się o życiu Atari, jestem ciekawa, jakie będą jej następne kroki.
Ale jednego sobie nie potrafię wyobrazić. A mianowicie Itachiego jako rasowej swatki xD Po prostu nie mogę, jak o tym myślę, to po prostu spadam z krzesła i turlam się po podłodze w ataku jakieś schizy xD
Ym, no więc tak, ja już lecę, bo jak patrzę ile przez jeden przeklęty tydzień narobiło mi się zaległości, to mam mroczki przed oczami ^^" Jeszcze raz przepraszam, że dopiero teraz ale chyba mnie zrozumiesz :*
Buziaki :*
Przepraszam, że komentuje z takimi opóźnieniami, ale miałam teraz także mnóstwo spraw związanych ze szkołą. Na szczęście mam już teraz ferie, więc powoli wracam do życia blogowego. Rozdział mi się bardzo spodobał. Był długi, ale dzięki lekkiemu stylowi błyskawicznie go przeczytałam. Wiele się wyjaśniło w sprawie Atari, ale było także wiele spraw, które mnie nurtują. Z niecierpliwością będę czekać na ciąg dalszy, tak więc życzę Ci dużo weny oraz masę czasu na pisanie. Pozdrawiam :3
OdpowiedzUsuńHej xD Pamiętasz może opowiadanie pt "Uchiha"? Wiesz to pierwsze, stare, nudne itd. Mam przyjemność pokazać ci je jeszcze raz, tym razem w nowej odsłonie :D Zapraszam do czytanie i życzę miłej lekturki ;] Mam nadzieję, że ta wersja okaże się lepsza niż poprzednia ;D Kiedy u ciebie pojawi się coś nowego?? Usycham z tęsknoty za Tobą xD Papatki:*
OdpowiedzUsuń