Sorry, wiem, że nic nie piszę, ale naprawdę kończę
wykłady późno a jak już dotrę do domu to marzę o obiedzie i łóżku. Na serio
trudno znaleźć czas na pisanie. Teraz wklejam opowiadanie, niestety nie o
Naruto. Opowiadanie jest na podstawie anime/mangi Hetalia. Jednak uważam, że
spokojnie może je przeczytać osoba nieznająca tego anime tej mangi. Jedyną rzeczą,
jaką trzeba wiedzieć, to, to, że postać tutaj opisująca wydarzenia a będąca
również narratorem jest Iwan Bragiński, personifikacja Rosji, jako kraju i
narodu. No to tyle. Zachęcam do czytania i liczę na rozbudowane i szczere
komentarze. Bardzo bym chciała wiedzieć, co o tym sądzicie, gdyż jakoś te
opowiadanie nie zebrało aplauzu ze strony znajomych.
Mam nadzieję, że za bardzo nie namieszałam
historycznie. Starałam się nie robić w niej zbyt wielu zmian. Jeśli kogoś
uraziła zmianami, które zostały w historii naniesione to przepraszam. Również
przepraszam, jeśli kogoś uraziły poglądy/opinie zawarte w tekście. Nie dokonuję
oceny tamtych dni, tylko staram się je ukazać w innym świetle. W końcu ile
punktów zaczepnych, perspektyw, tyle różnych opinii. Przepraszam również, jeśli
ktoś pogubił się w czasie. Przyznaję się, że trochę skakałam między latami. Gdyż
rewolucja rosyjska w 1905 roku zapoczątkowała zmiany ustrojowe prowadzące do
rewolucji w 1917 roku. Według mnie tutaj jest pewien ciąg wydarzeń, dlatego
pozwoliłam sobie na lekkie skakanie między rewolucjami. A wspomnienie po kolei
o wszystkich, no cóż, aż tak dokładnie się w tym nie orientuję, po za tym
wyszłoby z tego naprawdę długie opowiadanie. Rewolucja w 1905 roku była
spontanicznym zrywem skierowanym przeciwko rządowi i przemocy państwa wobec
obywateli. Była to pokojowa demonstracja, prowadzona przez popa, a mająca na
celu zaapelowanie do cara o poprawienie losu robotników. To tyle wyjaśnieniem.
Tekst z „*” nie jest mój, jest to dokładny cytat,
pochodzi z książki Sobczaka „Mikołaj II — ostatni car Rosji” I jest to apel,
którym kończyła się petycja do cara opracowana przez przedstawicieli
Stowarzyszenia Rosyjskich Robotników Fabrycznych. A została wygłoszona
osiemnastego stycznia tysiąc dziewięćset piątego roku. Według ówczesnego
kalendarza rosyjskiego to był szósty stycznia.
Teksty oznaczone „**” pochodzą z książki Szekspira
„Makbet”. Czasami są dosłownymi cytatami, innym razem zostały prze ze mnie
lekko sparafrazowane.
Wybaczcie, serdeczne przepraszam za długość wstępu,
ale chciałaby wszystko było jasne.
__________________________________________________
Mamy koniec stycznia, chociaż wówczas według starego
kalendarza to był początek. Dokładniej to niedziela, dziewiąty stycznia, Sankt
Petersburg, jeszcze wówczas Piotrogród, tysiąc dziewięćset piąty rok. Były to
ciężkie czasy. Niestety w każdą rocznicę wspomnienia powracają. Nawet litry
wódki nie umieją ich zagłuszyć. Obrazy przesuwają się przed oczami, tak dobrze
znane widoki. Padają słowa słyszane tylko w mojej głowie. Echo tamtych dni.
Wówczas nogi same mnie niosą do Petersburga. Chociaż głowa krzyczy „nie”. Nie
wiele ma do powiedzenia. Co roku staję przed nimi. Pałac Zimowy. Piękna
rezydencja, tyle wspomnień, lat w niej spędzonych. Zamykam oczy. Nagle
rzeczywistość znika. Nie ma tych ludzi, tego nieba, tych radosnych głosów. Jest
tylko ogromny plac i pochód około stutysięczny. Robotnicy szli w dziwnym
chaosie, nie była to zorganizowana demonstracja. Poruszali się jak
zahipnotyzowani, byle do przodu, byleby osiągnąć cel. Nieśli ikony i portrety
cara, śpiewali pieśni religijne, patriotyczne. Powietrze przepełnione było
ciężką atmosferą wróżącą nadchodzące dni. Słuchać było miarowy równy chór
męskich głosów „Boże zachowaj cara!”. Kto wówczas przewidział następne koleje
losu. Wcale nie śpiewali ku jego chwale, to była pieśń pożegnalna. Ostatnie
słowa wypowiedziane nad jego już przesądzonym losie, nad grobem, którego nie
będzie. Dzień wcześniej, wojsko próbowało powstrzymać demonstrantów. Dokładnie
próbowali, bo nic ich już nic nie mogło zatrzymać. Jak patrzę na to z
perspektywy czasu, to widzę, że rewolucja była nieunikniona. W kraju było
bardzo źle, a każdy kryzys gospodarczy jest idealną okazją do obalania rządów.
Przykład, Rewolucja Francuska. W dobie chaosu jednemu człowiekowi jest łatwo
zapanować nad rozwścieczonym tłumem. Tłum nie myśli racjonalnie, nie ma logiki.
Pragnie mieć tylko pana, być uległy i bezwzględnie posłuszny komukolwiek, kto
zechce nim rządzić. A wbrew pozorom masami łatwo manipulować. Intelekt tłumu
jest znacznie niższy niż przeciętnej jednostki. Wystarczy rzucić kilka pięknych
haseł, obiecać gruszki na wierzbie, zobrazować jak to pięknie będzie w
przyszłości. I już. Lud jest twój Leninie. Ponieważ tłum nie umie odróżnić fałszu
od prawdy, przyjmuje poglądy, wierzenia, idee, jako absolutną prawdę lub
absolutną nieprawdę. Nie ma niczego pomiędzy. On [tu: tłum] nie jest
tolerancyjny, za to bardzo autorytarny i wyjątkowo niemoralny. Ciekawe czy o
tym wiedziałeś? Mam wrażenie, że Mikołaj nie zdawał sobie sprawy, jaką masz
władzę mając tą stutysięczną armię robotników podatną na każde twoje słowo. Romanow
żył we własnym świecie, różnym od rzeczywistości. Myślał, że nic nie może się
zmienić, że jego autorytet i prestiż jest nie do podważenia. Jak bardzo się
pomylił. Wielki zrobił błąd otwierając ognia do strajkujących. Już dzień
wcześniej przypieczętował swój los. Kreska nakreślona, szlaban zapadł.
Odgrodziłeś się od ludu. I to był twój koniec. Życie wśród wirujący sukien na
balu, wielkich przyjęć oraz uczt, otoczony zaufanymi ludźmi z wyższych sfer
skutecznie zamroczyło ci umysł.
— Wybacz —
szepnąłem ruszają ku pałacowi. — Taka jest prawda.
Spokojnym krokiem przemierzałem ten wielki plac.
Miejsce gdzie stały tysiące robotników wygłaszając swój apel.
„Oto, Monarcho, nasze główne potrzeby, z którymi przyszliśmy do Ciebie. Każ i przysięgnij je zaspokoić, a uczynisz Rosję szczęśliwą i sławną, a imię swe utrwalisz w sercach naszych i naszych potomków, a nie każesz, nie odpowiesz na nasze błagania — umrzemy tutaj na tym placu, przed Twoim pałacem. Nie mamy, dokąd ani po co dalej iść. Przed nami tylko dwie drogi: albo ku wolności i szczęściu, albo w mogiłę. Niechaj nasze życie stanie się ofiarą dla wymęczonej Rosji. Nie żal nam tej ofiary, składamy ją ochoczo.”*
Czyż nie tak brzmiało zakończenie petycji? Tylko
dwie drogi. Zignorowałeś ich determinację. Nawet nie zechciałeś wyjść na balkon
do ludu. Pamiętam. Dokładnie. Było to znów jedno z przyjęć. Wielki stół
zapełniony wyrafinowanymi daniami o zagranicznej nazwie nie do powtórzenia.
Wysocy dostojnicy wokół niego, cała rodzina, zaufane grono. Jedliście,
piliście, bawiąc się w błogim szczęściu. Wówczas wbiegł do sali zdyszany posłaniec,
prosząc o natychmiastową rozmowę na osobności. Wyszliście. Wywołało to niepokój
wśród zebranych. Cesarzowa-matka uspokoiła gości dając mi możliwość do
wymknięcia się z pomieszczenia. Stałem pod drzwiami gabinetu podsłuchując twoje
rozkazy. Wówczas wydawało mi się to nieoczekiwanym obrotem sprawy. Niby wiedziałem,
że coś się wydarzy, ale nie przepuszczałem, że na taką skalę. Słyszałem szepty
ludu, czułem ich determinację, niezadowolenie, ale… Właśnie, ale…
Nim się zorientowałem stanąłem pod tymi drzwiami. Z
bólem otworzyłem je. Oczami przepełnionymi wspomnieniami widziałem go. Cara
Mikołaja za biurkiem. „Nic się nie stało Rosjo, wracaj do gości.” Nie tak
brzmiały twoje słowa? Uważałeś, że to nieznaczące zamieszki. Jak bardzo się
pomyliłeś. Na twój rozkaz wojsko otworzyło ognia. Błąd. Traciłeś nawet
żołnierzy. Dopiero podczas rewolucji lutowej w tysiąc dziewięćset siedemnastym
roku, drugiego marca zobaczyłeś, że nie ma szans na utrzymanie władzy.
Spanikowałeś. Abdykowałeś na rzecz młodszego brata. Pamiętam. Nawet on nie
chciał korony w tak trudnym czasie. Sytuacja była beznadziejna, Aleksandrowicz
nie przyjął jej. A następnego dnia przekazał władzę Tymczasowemu Komitetowi
Dumy. I tak oto runęła trzystuletnia monarcha, która zdawała się móc trwać
wiecznie. Była jak porcelana, wydawało się tylko, że jest silna, a wystarczyło
jedno zachwianie się, roztrzaskała się w drobny mak. Nikt już nie chciał bronić
caratu. Nie było już, komu. Jesteś z nami, czy przeciwko nam? Tylko dwie drogi
wyboru. Pamiętam. Tamtego dnia, kiedy zdobywali siłą Pałac Zimowy wyszedłem do
demonstrantów na przekór rozkazowi Mikołaja. Chciałem załagodzić sytuację, dać
odpowiedź robotnikom. Myślałem, że jeszcze jest możliwość uratowania caratu.
Nie. Wówczas myślałem, że nic mu nie grozi, że w najgorszym przypadku dojdzie
do zmiany cara. Jak bardzo się myliłem.
Wyszedłem do robotników. Byłem rozdarty. Car czy
lud? Wówczas to powiedzieli. Wystąpiła dwójka robotników. Jeden wyciągnął do
mnie dłoń rozwierając palce, jakby zapraszał, krzyczał „pomogę ci, tylko daj
rękę”. Drugi trzymał broń wymierzoną prosto we mnie. Palec na spuście, jeden
ruch, jedna kula. Wówczas to powiedzieli.
— Jesteś z
nami? — rzekł ten pierwszy wyciągając jeszcze bardziej rękę.
— Czy
przeciwko nam? — dodał drugi podnosząc broń wyżej, celując idealnie w głowę.
Zamarłem. Tylko dwie drogi wyboru. Car czy lud? Nie umiałem podjąć decyzji.
Stałem jak zamurowany wpatrując się w te wszystkie oczy skierowane na mnie.
Myślałem, „Jak to możliwe? Jestem Rosją! Mnie chcą zabić?!”. Patrząc na ich
determinację, wiedziałem, że nie kłamią. Byłem przekonany, pociągną za spust.
Zrobią to. Car czy lud? Trudna decyzja. Jednak… Nie miałem wyboru. Rosja to
lud. Bez narodu nie było by mnie. Państwa może nie być, władzy może nie być,
ale ja będę. Lecz bez ludzi, narodu, Rosjan, mnie już nie będzie. Nie mam tu
nic do gadania. Jeśli taka jest wola ludu, mieszkańców tej ziemi, to, kim ja
jestem, aby się jej sprzeciwiać? Mam być…, jestem, uosobieniem ich, personifikacją
idei, uczuć, myśli, poglądów, każdego Rosjanina. Muszę zmieniać się zgodnie ze
zmianami dokonywanych wśród ludu. To mój obowiązek. Jestem w końcu Rosją.
— Z wami —
wyszeptałem tak cicho, że sam nie usłyszałem swoich słów. — Z wami — powtórzyłem
dobitnym, mocnym głosem. Demonstranci oszaleli, przekrzykiwali się we
wrzaskach. Zostałem otoczony nimi, porwany w wir otwartych rąk. Ściskali,
poklepywali, szturchali. Byłem przekazywany jak wielka kukiełka. To wszystko
dalej było szokiem. Niczego nie odwzajemniłem, czułem się jak pusta skorupa z
lekkim uśmiechem, mówiącym, że nic mi nie jest. Ogłuchłem od ich krzyków. Darli
się ile sił w płucach.
— Skoro Rosja
jest po naszej stronie to mamy rację!
— Zwyciężymy!
— Precz z
caratem!
— Chwała
Rosji!
Chwała! Chwała! Chwała!
Rosja! Rosja! Rosja!
Car! Car! Car!
Zwycięstwo! Zwycięstwo! Zwycięstwo!
ZSRR! ZSRR! ZSRR!
Chwała wielkiej Rosji! Chwała wielkiej Rosji! Chwała
wielkiej Rosji!
Matka Rosja! Matka Rosja! Matka Rosja!
Niezwyciężona Armia Czerwona! Niezwyciężona Armia
Czerwona! Niezwyciężona Armia Czerwona!
Zjednoczenie narodów! Zjednoczenie narodów!
Zjednoczenie narodów!
Sław się Ruś, ziemio ma! Sław się Ruś, ziemio ma!
Sław się Ruś, ziemio ma!
ROSJO! ROSJO! ROSJO!
Złapałem się za głowę. Nie mogłem złapać równowagi,
orientacja przestrzenna również zachwiana. Obraz rzeczywistości mieszał się ze
wspomnieniami. Już nie wiedziałem gdzie jestem. Echa tamtych słów brzmiały
niczym nieznośnie brzęczenie porannego budzika. Podszedłem ostatnimi resztami
sił do okna, uchylając je. Zimne powietrze uderzyło we mnie, lecz nie
przyniosło orzeźwienia. Upadłem na kolana nie umiejąc już dłużej utrzymać
pionowej postawy. Wbijałem paznokcie w głowę chcąc za wszelką cenę wyzbyć się
tych obrazów. Lecz nie umiałem, nie mogłem. To była moja przeszłość i mimo iż
chciałem postawić mur między nią a teraźniejszością, nie było to możliwe.
Pamiętam dokładnie tamte dni. Po wydarzeniu na
placu... Wszystko, stało się tak nagle. Tkwiłem w jakieś marazmie obserwując
jedynie poczynania nowej władzy. Śmierć za śmiercią. Mord na porządku dziennym.
Nie byłem w stanie niczego zrobić. Nie umiałem wykonać najmniejszego ruchu.
Stałem. Po prostu bytowałem w dziwnej hibernacji, wegetacji. Nasiąkając tą
ówczesną rzeczywistością. Chłonąc nowe idee ludu, jego poglądy, marzenia, to,
czym teraz się stał. Koszmar. Jeden wielki koszmar, przeżywałem każdego dnia. A
koszmarnością koszmaru jest właśnie to, że nie ma końca. Straszna jest tylko
taka noc, po której nie wstaje dzień.**
Potem... Nie wiem, co się stało. Nawet dzisiaj, nie
wiem. Po prostu, nagle, stałem się Związkiem Socjalistycznych Republik
Radzieckich, ZSRR. Stałem się tym, czego chcieli. Wojny. Wojny. Krew. Krew.
Wszystko czerwone. Lubię czerwień, może kocham. A może to wówczas stała mi się
tak droga? Kto wie? Mam wrażenie, że wówczas coś we mnie pękło. Przekroczyłem
pewną granicę. A potem wszystko było łatwe, wszystko zabawką. „Nie ma nic
poważnego wśród rzeczy śmiertelnych, wszystko zabawką. I sława, i świętość.
Umarły. Wino życie jest scedzone.”** Miałem tego świadomość, a jednak... „Byłem
pogrążony we krwi tak głęboko, że gdyby nawet wówczas zatrzymał się, to powrót
byłby tak samo trudny jak brnięcie dalej.”**
Ale, nie czuję się winny. Nie mam wyrzutów sumienia,
że wówczas wybrałem lud, że dopuściłem się takich a nie innych czynów.
Jednocześnie, nie biorę winy za przeszłość na siebie. W tamtych okolicznościach
nie istniał winowajca, na którego można by wszystko zrzucić. Wszystko jest oraz
było podzielone, bo świat nie jest jednostronny. Było to, co miało być. Czy
złe, czy dobre, na pewno było i tego nic nie zmieni. Może czegoś nauczyło? Może
nie?
Historia i przeszłość nie ma końca, ani nie ma też początku.
To tylko wstęp. Łączy on ludzi, którzy wpływają na siebie i w końcu znikają
odchodząc. Nie wiele jest rzeczy, które mają początek i koniec. A na pewno nie
ma tego historia ani przeszłość.
Przyznam szczerze, że mi się spodobało:) Na początku obawiałam się, że mogę niewiele zrozumieć, bo ani nie oglądałam anime "Hetalia", ani nie czytałam mangi, ale dzięki temu, że stworzyłaś dokładne opisy wszystko było dla mnie zrozumiałe. Ostatnio na historii w szkole miałam właśnie rewolucje rosyjskie, potem powstanie ZSRR i objęcie władzy przez Stalina, tak więc nie miałam problemu z treścią. Fajny pomysł na opowiadanie. Oryginalny, ciekawy i niebanalny - ja miałabym ogromny problem z napisaniem takiej historii, dlatego gratuluje Ci umiejętności:)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny, czasu na pisanie i pozdrawiam.
Hej. Muszę się tu zgodzić z Ayu, ponieważ ja również nie oglądałam anime "Hetalia". Myślałam, że nie wszystko zrozumiem i nie będę mogła sprawiedliwie ocenić shota. Ale było lepiej niż myślałam. Trochę tam jednak mi się gmatwało, bo nie wiem wiele o rewolucjach rasyjskich i ZSRR ale w miarę udało mi się wszystko ogarnąć.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, sama nie wpadłabym na podobny pomysł, więc należą Ci się słowa uznania. Czekam na kolejne notki.
Buziole :*:*:*