piątek, 28 września 2012

14. Madara. Powtórz.


Powróciłam do Tobiego. A miałam inne wyjście? Starałam się nie myśleć już o nim, lecz czasami w ciemnych podziemiach wspomnienia same do ciebie przychodzą. Ukazując obrazy, za którymi tęsknisz. Ciepło. Radość. Narzuciłam na siebie pierwszą lepszą koszulkę i wyszłam. Znów stając w sali treningowej, gdzie miałam ćwiczyć pod czujnym okiem Tobiego. Mimo iż pokrzyżowałam mu plany wysyłając braci do Konohy, słowem o tym nie wspomniał. Dziwne. Zachowywał się tak, jakby to nie miało miejsca. Był niezwykle tajemniczy. Praktycznie nic mi nie mówił. Nie znałam jego dokładnych planów. Jedynie mglisty zarys. Akatsuki padało. Członkowie się wykruszali. Jeden po drugim. A nowych nie przybywało. No może z wyjątkiem tego okularnika od Orochimaru. Naprawdę nie wiem, co tutaj Kabuto robi. Mężczyzna mnie coraz bardziej zadziwia. I niby, po co mu ten sojusz z Tobim, oraz te wchłoniecie swojego pana. Teraz nie wiem czy to nadal Kabuto czy już Orochimaru.
 — Atari! — dobiegł mnie oddalony krzyk. Woła mnie ktoś? Zanim się ocknęłam zobaczyłam czarny płaszcz, a potem maskę Tobiego. Stanął przede mną osłaniając przed atakiem przeciwnika. Ostrze przeszło przez jego ciało jak przez wodę. Szybko nakazał Kabuto odesłać go z powrotem. Mężczyzna wykonał polecenie i odszedł wnioskują, że koniec treningu.
 — Co dzisiaj jesteś taka rozkojarzona?                                                         
 — Przepraszam. Chyba się po prostu nie wyspałam.
 — Bujać to my, ale nie nas. Na dzisiaj koniec.
Uśmiechnęłam się odchodząc. Nie cierpię wspomnień. Zawsze ranią i są szare oraz ubroczone krwią. Po krótkim prysznicu przebrałam się w coś czystego. Jakaś koszulka i krótkie spodenki. Nie przejęłam się tym, że jestem w podziemiach a tutaj nie jest ciepło. Chciałam tylko rzucić się na łóżko. Leżałam na nim oglądając sufit. Odpadający tynk. Bardzo ciekawy widok. Zamknęłam oczy. Starając się nie myśleć o Itachim. Nie wiem, czemu, ale ostatnio ciągle mi chodzi po głowie. Każda godzina spędzona razem na misji, teraz niczym zapętla taśma krążyła, burząc spokój myśli. Najdrobniejszy uśmiech, najmniejszy gest, najcichsze słowo. Wszystko powracało, powodując niewyobrażalną chęć cofnięcia czasu, aby nie dopuścić do przebywania tutaj. Być znów na kolejnej z nim misji. Eh, chyba samotność mi nie służy. Głupieję. Skąd do głowy wpadł ta chora chęć przebywania z Uchih?! To jakiś absurd! Zawsze pragnęłam być jak najdalej od nich.

 — Na pewno dobrze się czujesz? — A ten palant, czego chce?! Ja tu właśnie przeżywam poważną rozmowę sama ze sobą, a ten mi przeszkadza. Obrzuciłam go spojrzeniem, mówiącym, aby spadał. Lecz nie poskutkował mój piorunujący wzrok. Tobi podszedł kładąc się obok na łóżku.
 — Zaśnij. Może się lepiej poczujesz.
Objął ramieniem przytulając. Ostatnie myśl zanim usnęłam z głową na jego klatce piersiowej dotyczyły Madary. Dziwne, ale zawsze przy nim zapominałam o Itachim, a wspomnienia wracały do wydarzeń z tamtych czasów. Kim ty jesteś? Usnęłam.

I znów godziny przeciekały przez palce zmieniając się w dnie. Wszystko wyglądało tak samo. Treningi, treningi i Tobi. Cień, który za mną chodzi od dłuższego czasu. Naprawdę trudno było znaleźć chwilę wytchnienia w samotności. Na domiar złego jeszcze wprowadził się mi do pokoju. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że przy nim zapominałam o Itachim. I mimo iż Tobi nie czyta w myślach, mam wrażenie, że o to mu chodziło, abym zapomniała. Drażnił mnie. Nie lubię czegoś nie wiedzieć, a… On był niesamowicie tajemniczy. Praktycznie go nie znałam. To wszystko jest takie zagmatwane. A nasze relacje można spokojnie nazwać osobliwymi jak nie dziwnymi. Na treningach był ostry i bezwzględny, przeważnie, jednak poza nimi zupełnie inna osoba. Nagle stawał się czuły oraz troskliwy. A potem bum, i znów postawa iście władcza — ja tu rządzę, jestem najważniejszy, wszyscy mnie mają słuchać. Nie miałam pojęcia, co ma o tym człowieku sądzić. Próbowałam na wiele sposobów go rozgryźć. Niestety każdy zawodził.
Przeciągnęłam się w wannie odtrącając przygnębiające myśli. Chciałam się nacieszyć chwilą relaksu po ciężkim treningu oraz momentem wytchnienia do jego pomarańczowej maski. Jednak… W chwili, kiedy pomyślałam „nareszcie nie ma przy mnie Tobiego” drzwi otworzyły się. Kątem oka zerknęłam w tamtą stronę błagając by jednak to był Kabuto. Niestety. Bogowie jakoś nie raczą mnie wysłuchać. A mogliby, chociaż ten jeden raz. Westchnęłam najciszej jak się dało. Mężczyzna stał w drzwiach przez chwilę.
 — Zamknij je, bo przeciąg robisz. Tutaj w podziemiach najcieplej nie jest — odparła nawet nie patrząc w jego stronę. Po trzasku zrozumiałam, że spełnił prośbę. — Coś chciałeś?
 — Nie. Przyszedłem tylko przypilnować.
 — Wiesz, pięciu lat nie mam, aby utopić się. A kostką mydła trudno jest się zabić.
Podszedł kucając przy wannie. Wyciągnął rękę i pogładził po policzku. Chłód bijący od skórzanej rękawiczki był przyjemny, tak samo jak jej gładkość. Przejechał kciukiem po powiece, zmuszając mnie abym ją zamknęła.
 — Jesteś dla mnie zbyt ważna, aby mógł narazić się na stratę ciebie.
Prawie jak miłosne wyznanie. Uśmiechnęłam się, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. No tak. Nikomu na mnie nie zależy. Każdy chce tylko te oczy. Będąc przy Uchiha już do tego przywykłam.
 — Tobi mam nową informację — powiedział czarny Zetsu zjawiając się w łazience. Tobi westchnął. Jednak wstał i wyszedł z… tym dziwnym czymś, bo człowiekiem to nie wiem czy mogę go nazwać. Uf… Poszedł sobie. Dla pewności postanowiłam zakończyć tą kąpiel. Rzadko się to zdarza, ale, podziękuję za wizytę Kabuto. Wysuszywszy się ręcznikiem przebrałam się w przygotowane wcześniej ubrania. I tak po około piętnastu minutach siedział na łóżku w swoim pokoju. No prawie swoim, bo miałam natrętnego lokatora, który po krótkim czasie napatoczył się z powrotem.
 — Nie mam zbyt dobrych wieści.
 — No mów, co się stało?
 — Znów zawalili misję.
 — Ośmioogoniasty dalej nieuchwytny?
 — Niestety, tak. Planuję przerzucić się na dziewiecio.
 — Nie sądzę, aby był słabszy.
 — Może i nie, ale możliwe, że łatwiej będzie go złapać. Naruto nie ma aż takiej więzi z Kyuubim i nie umie korzystać z jego mocy. W przeciwieństwie do ośmiornicy.
 — W sumie racja.
 — Wiesz coś na temat chłopaka?
 — Nie. Przykro mi Tobi.
 — Madara.
 — Co?
 — Nazywam się Madara. Mogłabyś w końcu zacząć tak do mnie mówić.
 — Nie mam zamiaru.
 — Dlaczego?
 — Bo nie jesteś nim, Tobi.
Mężczyzna, który podczas rozmowy usiadł obok mnie, szybko wyjął z kieszeni czarną wstążkę. Była długa i szeroka. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, a nawet dobrze zarejestrować fakt wyjęcia jej, Tobi zawiązał ją na moich oczach. To nie wróżyło niczego dobrego. Przygniatając swoim ciężarem ciała zmuszał mnie abym położyłam się na łóżku. Nie cierpiałam, kiedy to robił. Z zawiązanymi oczami czułam się bezbronna. Chociaż nie. To nie wina opaski. Zawsze się tak czułam przy nim, kiedy był zbyt blisko.
 — Wydaje mi się, że w końcu zaczniesz mi mówić Madara — wszeptał do ucha delikatnie je całując.
 — Możesz sobie tylko o tym pomarzyć, To…
Nie dokończyłam, bo uciszył mnie pocałunkiem. Całował z zachłannością i nachalnością, która chwilę później przerodziła się w agresywność. Wkładał mi język aż po same gardło, najgłębiej jak się dało. Nie lubiłam, gdy to robił. W ogóle nie lubiłam, gdy był zbyt blisko i kiedy wiązał mi oczy. Czułam się wówczas tak jakbym nie miałam nawet grama chakry. Cała moja siła, pewność siebie nagle ulatywała pozostawiając dziwne bezbronne i lekko otumanione stworzenie. Przecież spokojnie mogłabym go zrzucić, odepchnąć nawet ugryźć, ale… Nigdy tego nie robiłam. Po prostu czekałam, nie ruszałam się, nawet nie odwzajemniałam pocałunku. Co mu najwyraźniej wcale nie przeszkadzało. Czekałam aż skończy, aż mu się odechce, znudzi, pozwalając na wszystko. Zaczynałam siebie nie znosić, właśnie przez to, że pozwalałam. Nie wiem, czemu. Przy nim czułam się jak szmaciana kukiełka na sznurkach. Mógł zrobić, co chciał.
Ciche mlaśnięcie i koniec pocałunku. Ale nie udręki.
 — Madara — wyszeptał wkładając delikatnie język do ucha. — Powtórz.
 — Tobi — odparłam lekko dysząc i zbierając resztki, nie wiem czy siły czy odwagi, czegokolwiek, co we mnie jeszcze zostało. Zasyczał najwyraźniej rozeźlony. Przez następne kilka sekund panowała kompletne cisza, lecz potem przystąpił do działania. Całował po szyi, zataczał językiem okręgi, wpijał się w skórę pozostawiając czerwone punkty. Co jakiś czas odrywał się i szeptał „Madara” starając się zmusić mnie do wypowiedzenie tego imienia. Jednak byłam nieugięta, odpowiadałam „Tobi”. Musiała mu się to nie podobać, bo zawsze potem był bardziej natarczywy. Nie miałam, co marzyć o odepchnięciu go. Jego dłonie mocno trzymały nadgarstki ponad głową. Chociaż w sumie robił to jedną ręką, bo druga wodził po moim ciele. Głaszcząc brzuch, uda, odgarniając włosy. Dziwnie się czułam. Byłam na wpółprzytomna. Jakoś słabo kontaktowałam z rzeczywistością. Zupełnie tak jak narkoman będący na odwyku, a któremu udało się zdobyć działkę.
 — I jak? — zapytał uwodzicielsko całując okolice ucha. — Madara?
 — Tobi — wyszeptałam starając się nie poddać temu dziwnemu uczuciowi bycia na haju. Po pokoju rozniósł się mój jęk, gdyż czarnowłosy zatopił zęby w szyi. Tak, ugryzł i to dość boleśnie.
 — Czego chcesz Zetsu? — warknął. Nawet nie wyczułam jego obecności.
 — Mam ważną wiadomość.
 — Nie widzisz, że jestem zajęty.
 — To jest dość pilne.
 — Już idę — odparł po chwili ciszy. Ucieszyłam się z obrotu sprawy. Na pożegnanie jeszcze raz wpił się z zachłannością w wargi. — Pamiętaj. Jesteś tylko moja, Akayoru — wyszeptał do ucha delikatnie je całując. Potem puścił nadgarstki, odsunął się i jednym płynnym ruchem zdjął opaskę. Zamrugałam kilka razy nieprzywykła do światła. Siedział na skraju łóżka już w masce chowając czarny materiał do kieszeni. Wydawał się teraz zupełnie inny. Spokojny, opanowany, chłodny. — Nie ruszaj się stąd. Niedługo powinienem wrócić.
Wyszedł. Usiadłam spoglądając jeszcze chwilę na zamknięte drzwi. Byłam wściekła. Zaczynałam siebie nienawidzić, za to, że mu na to pozwalam. Uderzyłam pięścią w ścianę. Powstało tam małe zagłębienie. Dlaczego teraz mam tyle siły? A wówczas nawet nie mogłam wyszarpać rąk. Schowałam twarz w rękach. Chciałam wyć, krzyczeć i płakać. Ale nie potrafię. Sama zgotowałam sobie taki los. Miejsce po ugryzieniu pulsowało nieprzyjemnym bólem. Brzydziłam się siebie i nienawidziłam. Wybuchłam niepohamowanym złowieszczym śmiechem opadając na łóżko. Akayoru, tak? Głupek. Czy on naprawdę myślał, że z nim zawiążę pakt? Hahaha… Przezabawne. Jednak… Sama wybrałam sobie to, co mam. Chciałam być przy Tobim. No i mam Tobiego. Na własne życzenie. Zamknęłam oczy przewracając się na bok. Z bok ktoś mógłby pomyśleć, że mężczyzna jest zakochany, napalony, ale nie. Tu chodzi, co coś innego. Wiem to. Przecież to niedorzeczne, żeby się zakochał. A napalił? Gdyby tak, to już dawno posunąłby się dalej. On w coś gra. A ja muszę się dowiedzieć, w co.


 ______________________________________________________

Na samym początku witam nowe czytelniczki, bardzo się cieszę, że spodobały wam się te wypociny. xD Ale wracając do tematu. Zapowiadała, że teraz zajmę się parą sasunaru oraz Konohą, no cóż jak widać marnie mi to wyszło. Okazało się, że nie mogę rozdzielić tego, będę zmuszona wplatać notki odnośnie Atari i Tobiego. Co do tego zamieszania z Tobi i tym co on wyprawia, to, żeby nie było jakiś nieporozumień, mogę powiedzieć, że wszystko będzie wyjaśnione, a czyny Tobiego nie są przypadkowe i nielogiczne. Tylko trzeba uzbroić się w cierpliwość. W któreś notce to będzie wyjaśnione, ale szczerze nie w najbliższych. A i jeszcze jedno; szczerze mówię, że nie wiem czy w przyszły weekend się coś pojawi. Szkoła mi się zaczyna i mam przeczucie, że ten tydzień będę miała tak zakręcony, że nie będzie czasu na pisanie. Przykro mi, wiem, że do tej pory raczej publikowałam systematycznie, no, ale rozumiecie, szkoła. To tyle. Pozdrawiam was i życzę wam weny wraz z czasem na pisanie. Ciao!

4 komentarze:

  1. Mi tam ta nagła zmiana planów bardzo odpowiada. Ten rozdział jeszcze bardziej podsycił moją ciekawość tak bardzo, że jestem skłonna przymrużyć oko na SasuNaru ( a uwierz mi, że ciężko mnie do tego skłonić). To była gra, prawda? Cały rozdział kręcił się wokół potyczki Atari i Tobiego. Jestem ciekawa o jaką stawkę grają ;) Gratuluję ci nowych czytelniczek. Mimo, że nie komentują to jednak są i czytają ;p Jest się z czego cieszyć. Dodatkowym plusikiem jest to, że historia wciąga coraz bardziej ;D Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę powodzenia na wykładach ;p Papatki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadłaś. To była gra :] Tobi gra we własną grę, a Atari we własną. Później będzie to bardziej uwypuklone no i wyjaśnione. Dzięki za powodzenie :]. Tobie życzę spokojniejszego października. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Noo... po długich i męczących przemyśleniach... też jestem w stanie wybaczyć Ci zejście z tematu Sasu i Naru ;P Oczywiście, mam nadzieję, że i tak zaskoczysz nas kolejnymi rozdziałami ;]
    I tak się zastanawiam po przeczytaniu tego... ile wie Zetsu?? Bo z pewnością nie mało, biorąc pod uwagę, że widział twarz Tobiego i wie, kim on jest. Mam nadzieję, że napomkniesz też coś o naszym aloesie xD
    Ale wracając do Atari... ktoś się tu zakochał, co?? ;> Z wzajemnością, na szczęście :D No i te gierki jej i Tobiego, jak się skończą?? Jestem ciekawa, kto pierwszy ulegnie ;]
    Życzę Ci duuuużo weny i również gratuluję nowych czytelniczek :* Motywacja najważniejsza nie?? xD
    Papatki :*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Zupełnie nie przeszkadza mi zejście z tematu SasuNaru, gdyż inne wątki opowiadania także bardzo mi się podobają:) Jestem strasznie ciekawa, jak potoczą się dalsze losy Atari i Tobiego. Widać, że prowadzą własne, odmienne gry, ale zastanawiam się, kto wygra i co przez to zdobędzie. Bardzo podobały mi się Twoje opisy przeżyć wewnętrznych. Ja mam z nimi zawsze problem, więc gratuluję Ci tej umiejętności. Na dodatek zastanawiam się nad zakochaniem Atari. Dręczy mnie pytanie, czy połączy się ze swoim ukochanym...Tak więc życzę dużo weny i z niecierpliwością będę czekać na ciąg dalszy:)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń