sobota, 15 września 2012

13. Senne wspomnienia


Stałem na polanie w lesie. Miałem trening. Rzucałem kunaia i shurikeny do tarczy oddalonej o dobre dwanaście metrów. Wiem, że ćwiczyłem, aby szybko zdać Akademię. Mam prawie sześć lat. Byłem sam i bardzo zmęczony. Odwróciłem się, by wrócić do domu. Wówczas między drzewami dostrzegłem dziewczynę. Stała oparta o pień i przyglądała mi się. Długie białe włosy powiewały na wietrze zachodząc czasami na czerwone oczy. Chyba miała w nich sharingan? Nie jestem pewien, z tej odległości trudno było coś więcej dostrzec. Uśmiechała się jakby była z czegoś zadowolona.
 — Widzę, że robisz postępy — rzekła melodyjnym głosem. Spojrzałem na jej szyję. Wisiał tam wisiorek w kształcie symbolu mojego klanu. Czyżby krewna? Nie pamiętam jej. — Takie osiągnięcia w tak młodym wieku. Jestem pełna podziwu. Oby tak dalej a daleko zajdziesz Itachi.
 — Kim dla mnie jesteś? — zapytałem będąc święcie przekonanym, że to ktoś z rodziny. Gdyż wydawało mi się, że już słyszałem ten głos.
 — Nagrodą — rzekła uśmiechając się tak, że zobaczyłem jej równiutkie białe zęby.
 — Nagrodą? Jak ktoś może dla kogoś być nagrodą?
Dziewczyna podeszłą do mnie. Nachyliła się do ucha, szepcząc.
 — Jeśli będziesz się starać. Rósł w siłę. Pewnego dnia, zostaniesz nagrodzony. A nagroda będzie tym, o czym nie marzyłbyś nawet śnić.
 — Nie sądzę, abyś była tym, o czym śnię.
Białowłosa zaśmiała się lekko.
 — Teraz wydaje ci się to dziwne, ale… Kiedy poznasz prawdę o klanie… Tylko ja będę w stanie dać ci to, czego będziesz pragnął.
 — Itachi — Usłyszałem wołanie. Później wszystko działo się w przyspieszonym tempie. Kuzyn szarpnął dziewczynę za włosy tak mocno, że ta się przewróciła upadając na plecy. Jego brat pochwycił mnie za ramiona szybko odciągając od tamtej dwójki. Później odwrócił tak, bym ich nie widział. Lecz zdążyłem kątem oka dojrzeć jak mężczyzna mocno kopnął ją w brzuch. Plunęła krwią, która również ściekała z ust.
 — Ty przeklęte ścierwo! Miałaś się do niego nie zbliżać! — usłyszałem jego krzyki i stłumiony jęk bólu. Musiał znów ją uderzyć. Chciałam zaprotestować, coś powiedzieć, ale… Nie zrobiłem tego, mimo iż dziewczyna obrywała tylko, dlatego, że rozmawiała ze mną. Szedłem spokojnie obok kuzyna w stronę domu starając się o tym incydencie nie myśleć.

 — Atari! — krzyknąłem zrywając się do siadu. To był sen. Nie. To były zapomniane wspomnienia, które teraz zaczęły powracać. Mam takie senne widzenia już do dłuższego czasu. A konkretniej odkąd powróciłem do Konohy i zamieszkałem w rodzinnym domu. Miejscu, które samo przywoływało stare wspomnienia. Rzuciłem się na łóżko wlepiając oczy w ciemny sufit. Była noc. Zegarek stojący na biurku wskazywał zaledwie kilka minut po północy. Ciemność panująca w pokoju niezmącona nawet blaskiem księżyca. Było dzisiaj wyjątkowo pochmurno. Chyba zanosi się na nocne deszcze. I tak się stało. Chwilę potem usłyszałem bębnienie kropel o parapet. Zamknąłem oczy przywołując obraz dziewczyny. Jej piękny uśmiech i różane wargi, które poruszają się układając w słowo „nagrodą”. Doskonale to ujęła. Jest dla mnie nagrodą, o którą muszę walczyć. Eh… Jak ja mogłem się tak dać wrobić w powrót? Wcale mnie nie cieszy fakt przebywania w Konoha. Mimo iż nasz wpuścili robiąc oficjalną korektę, że wymordowanie było na rozkaz Danzo to… Ludzie. Dalej stronili ode mnie. A Hokage… Nie była przekonana, co do moich szczerych intencji. Przez ostatni miesiąc musiałem siedzieć w wiosce jak w klatce. Nie mogłem wykonać nawet kroku poza mury, Konohy bo byłbym od razu zabity. Po prostu bardzo miło. I do tego ten nadzór. Sasuke cały czas spędzał poza domem nie mają ochoty być obserwowany. Spokojnie przez ulicę nie mogłem przejść. I mimo iż oficjalnie mieli nie chodzić do domu to siedząc w salonie czułem obecność jakiegoś delikwenta w kącie pod sufitem. Miałem niepohamowaną chęć zdemaskowanie idioty, który nie umie ukryć swojej obecność. Jednak nie mogłem, bo wyszłoby wówczas na to, że jestem czujny, czyli, że coś kombinuję. Shinobi nie nawykł do tak długiej przerwy w misjach i takiej kontroli. Niemowlak ma większą swobodę. Myślałem, że zwariuje w czasie tych dni. Nic oprócz gapienia się w telewizor i sufit nie miałem do roboty. Później jak skończyła się ochrona mogłem, chociaż pogadać z Sasuke, który przestał już tak strasznie unikać domu oraz zawsze jest jeszcze trening czy szlajanie się po ulicach. Tyle, że zapomniałem o małym szczególe, musiałem uciekać przez flirtującymi dziewczynami. Te chyba nic nie odstraszy. No tak. Wracają stare czasy. Westchnąłem podnosząc się z łóżka. Podszedłem do okna uchylając go. Chłód uderzył zakradając się pod materiał bluzki i powodując ciarki. Krople odbijające się od parapetu lądowały na dłoniach. Silny wiatr, który do chwilę zmieniał kierunek rozwiewał włosy raz zakrywając nimi twarz, to znów odsłaniając. Księżyca za granatowych chmur nie było widać. Szkoda. Ta piękna biało srebrna tarcza tak bardzo przypominała mi jej włosy. Ciche westchnienie wyrwało się z ust. Nie mogę uwierzyć, że za nią tęsknię. Po tym jak uciekła z Akatsuki udało mi się pozbierać. Prawie zapomniałem, skupiając się na celu, jednak… Jej wizyta w kryjówce klanu, podróż do Konohy. To wszystko obudziło uśpione uczucia. Pudełko szczelnie zamknięte, które spoczywało na dnie. Miało tam pozostać aż do końca świata. A jednak nie potrafiło. Jeden jej dotyk, jedno słowo… i miesiąc pracy poszedł na marne. Naprawdę teraz chciałem znaleźć się w Akatsuki na kolejnej z nią misji. Może mnie unikać, odtrącać, marudzić, byle była blisko, byle bym mógł na nią patrzeć przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Z zamyślenia wyrwał mnie blask, który przeciął nieboskłon. Na zewnątrz rozszalałą się burza. Zamknąłem okno wychodząc. Mimo panującej ciemności w domu dobrze widziałem. Zszedłem ze schodów chcąc udać się do kuchni. Już zapaliłem w niej światło, kiedy usłyszałem szmery rozmów. Odwróciłem się. Przez uchylone drzwi do salonu dostrzegłem migający ekran telewizora. Czyży Sasuke zapomniał wyłączyć? Ruszyłem w tym kierunku otwierając mocno skrzypiące drzwi.
 — AAAAAA!!! — rozległ się ogłuszający krzyk. — Ten bagienny potwór jest tutaj! AAAA!
Na kanapie siedział Sasuke z Naruto i najwyraźniej oglądali jakiś horror, bo blondyn cały się trząsł. A obecnie siedział z twarzą wtuloną w klatkę piersiową bruneta i skulony niczym jeż na jego kolanach. Za to mój brat opiekuńczym gestem tulił go jakby chciał ochronić przed całym złem tego świata. Uśmiechnąłem się lekko. Słodko wyglądali tak razem.
 — Itachi — syknął zezłoszczony. — Wystraszyłeś Naruto.
Oj ja tam wiem, że mu się to podobało, a złość udawał. Co ukazywało się w radosnych iskrach, które skakały w oczach. Nawet teraz mogłem je spokojnie dojrzeć.
 — Wybaczcie — rzuciłem opuszczając salon. Wróciłem do kuchni robiąc sobie herbatę. Siedziałem wlepiając wzrok w parującą substancję z kubka. Te senne wspomnienia coraz bardziej mnie intrygowały. Atari w nich zdawała się należeć do części rodziny. Znak Uchiha na szyi, wizyty w domu, towarzystwo innych członków klanu. Ale… Jakim cudem? Wymordowałem wszystkich. Nikt mi nie uciekł. Mówiła, że opuściła Konohę, kiedy miałem siedem lat. I to chyba była prawda, bo nie miałem żadnych wspomnień związanych z nią w starszym wieku. Jednak… Nie może być częścią rodziny. Przeszukałem strych, gdzie leżały stare księgi ukazujące całe drzewo genealogiczne. Nie było jej tam. A nawet, jeśli została wyrzucona z klanu to powinno widnieć przepalone miejsce po fotografii oraz podpis z imieniem. Ale to też nie mogą być sny. Chociaż… Atari zawsze wygląda jak w teraźniejszości. Gdyby je postawić obok siebie nie byłoby żadnej różnicy. Z wyjątkiem zdjętych okularów. No właśnie. Czerwień tęczówek, ale nie pusty. Coś oprócz niej tam jest. Jakby sharingan? Jednak… Nie zaobserwowałem u Atari podczas walk żadnych podstaw by sądzić, że go ma. Chociaż zawsze unikała starcia z wrogiem. Stała spokojnie z tyłu obserwując nasze poczynania. Nie włączała się, jeśli jej nie zaatakowano. A i wówczas często odbiegała tak, abyśmy nie widzieli walki. Ale ta zamknięcie mnie w genjutsu. Musi mieć sharingan, ale… Sam już nie wiem.
Usłyszałem szum rozmowy na korytarzy. Zapewne to brat i Naruto. Gdybym chciał spokojnie mógłbym wyłapać słowa, ale… Nie miałem na to ochoty. Trochę trwała dyskusja, po czym dobiegł mnie stukot dwóch par nóg idących na górę i pojękiwania blondyna o tym, że to tylko deszcz i może wrócić do domu. No tak. Sasuke znów wymyślił pretekst by zatrzymać chłopaka. Jak przystało na każdego Uchiha i on był dobry w ukrywaniu uczuć. Ja szybko się domyśliłem, że Naruto nie jest dla niego tylko przyjacielem. Lecz jakoś jemu nie śpieszy się by poinformować o tym blondyna. Niby wysyła jednoznaczne sygnały, ale… Mam wrażenie, że jest w stanie je zrozumieć jedynie inny członek klanu Uchiha. Spojrzałem w stronę drzwi.     
— Rany, mogliby wyłączyć telewizor — szepnąłem zły słysząc szmery z salonu. Ruszyłem się z kuchni. Złapałem za pilot naciskając duży czerwony guzik. Nastała cisza zakłócana jedynie przez dźwięki dobiegające z zewnątrz, a które informowały o szalejącej burzy. Już wychodziłem, kiedy coś mnie tknęło i spojrzałem na pokój. Przypomniało mi się wczorajsze senne wspomnienie.

Musiałem mieć siedem lat, bo mama trzymała na rękach małego dwulatka — Sasuke. Mały płakał, bo zgubiła mu się zabawka.
 — Itachi bądź tak miły i sprawdź czy nie pozostawił jej gdzieś w salonie.
Zatrzymałem się w progu. Przy oknie stała ona. Na dźwięk kroków odwróciła się. Widząc, kim jest intruz uśmiechnęła się.
 — Witaj Itachi — rzekła, lecz jej głos był smutny. Dostrzegłem liczne rany na rękach, które starała się ukryć chowając je za plecami. Szyję miała siną, jakby ktoś starał się ją udusić. Nawet można było dopatrzeć się zarysów dłoni. Od wydarzenia na polu treningowym nie widzieliśmy się.
 — O-o jakiej prawdzie wówczas mówiłaś? — zapytałem niepewnie robiąc kilka kroków w jej stronę. Uśmiechnęła się nikło. Wyglądała na kogoś, kto właśnie przeżył morderczą walkę. Gdzie ulotniła się jej zadziorna postawa, pewność siebie i błyski w oczach. Była jakby przygaszona. Ruszyła. Znów się pochyliła szepcząc.
 — Odkryjesz prawdę, kiedy zdobędziesz Mankeyo Sharingana. Zdobądź Manekyo Sharingana a nagroda będzie twoja. Mój przyszły Yoki.
Już otwierałem usta by coś powiedzieć, lecz dziewczyna jakby porażona wyprostowała się. Zrobiła kilka kroków w tył i pochyliła się. Spojrzałem za siebie. W drzwiach stanął ojciec. Mierzył Atari surowym wzrokiem. Wyglądał jak nauczyciel, który chce zganić ucznia za karygodne zachowanie. Nawrzeszczeć używając nienajlepszych epitetów. Jednak tego nie zrobił.
 — Co tutaj robisz Itachi?
 — Ja-ja. Mama kazała mi tu przyjść.
 — Rozumiem. A teraz zmykaj — rzekł mijając mnie. Cofnąłem się do drzwi, ale nie umiałem odejść. Schowałem się za framugą i obserwowałem. Dziewczyna nie zmieniła pozy, cały czas pochylała się. — Za trzy dni zawiążesz nowy pakt, aby znów stajać się Akayoru.
 — Wedle życzenia — szepnęła a jej jak dotąd zamknięte powieki podniosły się. Wzrok utkwiła we mnie. Piękna czerwień, w której wirowało coś jak… Sharingan. To był nieznany mi poziom sharingana!
 — Itachi! Co ty tutaj jeszcze robisz? — fuknął ojciec podążając za wzrokiem dziewczyny. — Powiedziałem ci, żebyś stąd odszedł.
Uciekłem.

Pamiętam jak mi się przedstawiała. Używał wówczas tego słowa „Akayoru”. Chciałbym się z nią spotkać, aby wszystko wyjaśnić. Ale z drugiej strony… Nie chcę usłyszeć o tym, że jesteśmy spokrewnieni.  Rozbolała mnie głowa. Dlaczego wszystko, co ją dotyczy musi być owiane tą przeklętą tajemnicą? Westchnąłem wracając na górę. Wypadałoby się wyspać. W końcu rano mam wizytę u Hokage.

Nazajutrz wyszedłem z domu nim Sasuke się zbudził. Po dwudziestu minutach marszu stałem pod drzwiami Tsunade. Po zapukaniu i krótkim „proszę”, wszedłem.
 — O to ty Itachi. Akurat na czas.
 — O co chodzi wielmożna?
 — Ogłaszam, że twoja kwarantanna się zakończyła. Możesz już opuszczać wioskę. No i wracasz w szeregi shinobi. Niestety nie wszyscy jeszcze widzą cię w roli ANBU. Przykro mi, ale będziesz musiał jeszcze trochę poczekać aż nabiorą zaufania. A żeby je zyskać wykażesz się tym — rzekła wręczając mi teczkę. Zajrzałem do środka. Pierwszy papier dotyczył jakieś błahej misji dla początkującego genina. Następne trzy to akta dzieciaków. Spojrzałem zdziwiony na wielmożną. Nie za bardzo wiedziałem, co ma z tym uczynić.
 — Będziesz zastępował ich senseia, który jest na długotrwałej misji. Idealna okazja, aby się wykazać.
Że co?! O mało, co nie wrzasnąłem. Mam niańczyć, bachory?! A co ja kurde jestem?!
 — Dzieci czekają na polu treningowym numer 3. Życzę powodzenia.
Bez cienia pożegnania wyszedłem, wściekły. Co oni sobie myślą? Jestem a raczej byłem przestępcom, członkiem Akatsuki, a oni karzą mi niańczyć świeżo upieczonych, geninów?! Eh… Konoha schodzi na psy. Zajrzałem jeszcze raz do środka tylko po to, aby odczytać nazwę drużyny.
Po chwili byłem na miejscu. Pod drzewem siedziała trójka geninów. Tradycyjny skład. Dwóch chłopaków jedna dziewczyna. Westchnąłem zrezygnowany i podszedłem do nich.
 — Drużyna osiemnasta, tak?
Dzieci spojrzały z przestrachem i grupowo pokiwały głową.
 — Mam zastępować waszego senseia. Tak wiem, też mi to nie leży, ale wyboru nie ma. Nie mam ochoty czytać waszych akt — rzekłem pokazując trzymaną w ręce teczkę, — więc pokrótce przedstawicie się.
 — Co?! Ty masz nas uczyć?! — krzyczał brązowowłosy chłopak. O rany. Dość hałaśliwe stworzenie. — Składam sprzeciw. Nie chcę z kimś takim jak ty chodzić na misje. Chcę powrotu pana Shimury.
 — A ja chcę powrotu Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi — prychnąłem, ale dalej zachowując obojętność w głosie jak i na twarzy. — Powiedziałem, że to mi też nie pasuje, ale wyboru nie ma. Więc siadaj, bo mogę wam zafundować taki trening, że wylądujecie na tydzień w szpitalu.
Mały zląkł się i usiadł.
 — To, kto pierwszy mówi?
 — To ja zacznę — rzekła blond włosa dziewczyna. — Jestem Umiko Furui i chcę zostać medic ninja.
 — To wszystko? A natura chakry, specjalność?
 — Woda.
 — To moja kolej. Nazywam się Ren Furui i jestem jej bratem bliźniakiem. Natura to woda i błyskawica. Jestem też dobry w tai jutsu. Mój cel to zostać ANBU i chronić siostrę. Głównie przed tym tam — rzekł wskazując czarnowłosego kolegę.
 — Wyprasza sobie. Sama sobie radzę.
 — Ta jasne. Tylko robisz maślane oczy do nieodpowiedniego chłopaka.
 — Sama mogę zadecydować, kto jest odpowiedni. A tobie nic do tego.
 — Spokój. Jeszcze jedna osoba się nie wypowiedziała.
 — Jestem Mataru z klanu Sahada. Jestem również niezwykle popularny w Konoha i mam duże powodzenie. Cel to lśnić męstwem, aby ochraniać piękną płeć przed złym wrogiem — rzekł zalotnie odrzucając grzywkę nachodzącą na oczy. Rozmarzone westchnienie Umiko tylko potwierdziło te powodzenie. — A specjalność to trucizny. Natura powietrze.
Wzdychałem w myślach starając się utrzymać obojętność na twarzy. Banda gamoni. Shinobi, który woli podrywać każdą dziewczynę i uchodzić za playboya. Zabiją go przy pierwszej lepszej misji. A ta cała Umiko nie lepsza. Naprawdę w tym wieku dzieciaki wolą uganiać się za sobą niż walczyć?
 — Sensei wszystko w porządku? — zapytała dziewczyna wyrywając mnie z transu.
 — Waszym pierwszym zadaniem jest — rzekłem powracając do wykonywania obowiązków. Otworzyłem teczkę wyjmują papier. — Pomóc przy wydobywaniu ludzi i zwierząt ze zgliszczy budynku, na którego w nocy spadło drzewo trafione przez piorun.
 — Banalnie łatwe — rzucił Ren podnosząc się z ziemi.
 — Idealne. Będę mógł uratować niewiastę w potrzebie — rzekł Mataru znów zalotnie odrzucając grzywkę. Stłumiony pisk Umiko.

W końcu popołudniu mogłem wrócić do domu. Te dzieci mnie irytowały. A zadanie wynudziło. Ciekawsze jest oglądanie wyłączonego telewizora. Wszedłem do kuchni by wziąć coś do jedzenia. Rano zapomniałem o śniadaniu, a głód się upomniał.
 — I co? Masz już jakąś misję? — zagadał Sasuke, który zalewał herbatę.
 — Niestety nie. Mam być zastępowym senseiem dla bandy dzieciaków.
 — Współczucia.
 — Lepiej mów jak tam wczorajsze tulenie blondynka.
 — Co? Jakie tulenie? Oglądaliśmy tylko horror.
 — Tak, oczywiście. Jednak dam sobie rękę uciąć, że to był twój pomysł — rzekłem wyszczerzając się do brata. Brunet nie wiedział gdzie podziać wzrok a policzki delikatnie, ociupinkę przybrały różowy kolor. — Cóż. Są rzeczy, których ukryć się nie da. Na przykład twoich uczuć do blondyna.
 — Co?! Tobie się coś pomieszało w głowie. Niby, jakich uczuć?
 — No nie wiem, miłosnych?
 — O czym ty gadasz?!
 — Nie udawaj głupiego. Ślepy nie jestem. Może przed nim udaje ci się to ukryć, ale nie przede mną. Podoba ci się i to bardzo. Mam rację?
 — A ty lepiej mów, co jest miedzy tobą a Atari? — rzucił zmieniając temat a róż na policzkach lekko pociemniał.
 — Co?
 — Teraz ty nie udawaj głupiego. Wiem, że się w niej zabujałeś. Nie ukrywaj. Widziałem te przytulanie się. A nie sądzę, abyś tulił tak koleżankę z drużyny. I ten pocałunek w szyję też widziałem. Nie wyprzesz się teraz tego.
 — I nawet nie zamierzam.
 — Co? Na serio? — zapytał najwyraźniej zaskoczony moją odpowiedzią.
 — Tak.
 — I pozwoliłeś jej tak po prostu odejść?
 — Co miałem zrobić?
Zapadło milczenie.
 — A właśnie, znałeś Atari, prawda? — zapytałem przypominając sobie, że wówczas w kryjówce Sasuke wyglądał jakby to nie było jego pierwsze spotkanie z dziewczyną.
 — Trochę. Razem przez pewien czas byliśmy u Orochimaru.
 — Opowiedz mi coś o niej.
 — Za wiele nie ma. Oprócz tego, że jest silna i bardzo tajemnicza. A czemu pytasz?
 — Staram się tylko dowiedzieć o niej czegoś więcej.
 — Daruj ją sobie.
 — Co?
 — Zapomnij o niej. To nie jest odpowiednia dziewczyna.
 — Co? Wiesz, Sasuke jestem starszy i umiem sam dokonać wyboru.
 — Ale dokonujesz błędnego wyboru. Daruj ją sobie! Masz setki innych dziewczyn, tu w Konoha.
 — Nie przesadzasz trochę — fuknąłem zirytowany jego zachowaniem. — Ja się nie czepiam twoich uczuć do Naruto, więc zostaw w spokoju moje.
 — Radzę ci, zapomnij o niej.
Po prostu wyszedł z kuchni. Co jest? Naprawdę osobliwie się zachowywał. Dlaczego zależy mu tak, abym ją sobie darował? Czyżby wiedział, coś na jej temat? Ukrywa informacje. Przede mną? Wydawało mi się, że nasze relacje mocno się ociepliły. A ten teraz bawi się w tajemnice. I dlaczego? Przecież wie, że nie jest mi ona obojętna. Dlaczego i Atari i on nie chcą abym się dowiedział? Czyżby Sasuke miał więcej informacji ode mnie? Może mu coś u Orochimaru powiedziała? Dlaczego ukrył swoją wiedzę na jej temat? Muszę jakoś ją wydobyć z niego. Tylko jak? Uśmiechnąłem się. Właśnie wpadłem na genialny plan. A Naruto był moją przepustką do prawdy. No braciszku, szykuj się na operację kryptonim „Naru”. Bez sensu. Muszę popracować nad lepsza nazwą. 

4 komentarze:

  1. No w końcu notka <3 Wiesz, kochana, ja już się przyzwyczaiłam do twojej systematyczności w dodawaniu rozdziałów ;] Ale każdy może mieć zastój.
    Tak na początek, to, kurcze, wyjątkowo dłuuuga ta notka, z czego oczywiście bardzo się cieszę ;p Zauważyłaś, że ostatnio nikt nie dodaje notek?? To chyba z powodu szkoły... trudno się mówi. Założę się, że ty też nie masz wiele czasu. Ale przejdźmy do rzeczy xD
    Ciekawe przemyślenia Itachiego, tylko zdziwił mnie taki przeskok czasowy. Spodziewałam się, że podczas "kwarantanny" braciszkowie narobią jakiegoś dziadostwa xD No i fajnie wklecony w fabułę pairing SN <333
    Atari staje się dla mnie coraz większą zagadką, chociaż mam co do niej już swoje domysły. Zobaczymy tylko, czy się sprawdzą ^^
    Buziaki i weny życzę ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Masz interesujący styl pisania. Jest przyjemny dla oka i nie mam problemów ze zrozumieniem treści. Uwielbiam Itachiego-jest jedną z moich ulubionych postaci ze wszystkich anime, jakie oglądałam, dlatego też bardzo mi się podoba, że to on opowiada tę historię. Ciekawi mnie, co będzie dalej. Temat Atari jest zagadkowy, tajemniczy. Fabuła jest oryginalna, co jest ogromnym plusem. Ambitny, kreatywny pomysł na historię. Nie miałam czasu przeczytać na razie pozostałych notek, ale w ciągu najbliższych dni nadrobię te zaległości, bo opowiadanie naprawdę mi się spodobało:)
    Życzę dużo weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu znalazłam trochę czasu, żeby coś tutaj naskrobać xD ostatnio z niczym nie wyrabiam, właściwie to cały wrzesień taki jest :( A jeżeli chodzi o rozdział to nie wiem kiedy będzie. Miałam napisany prawie cały, ale zrezygnowałam z niego, skasowałam i zaczęłam go pisać od nowa. Myślę, że teraz jest lepszy xD Chciałabym wam jakoś wynagrodzić tyle to czekanie, więc staram się by następne rozdziały stały się bogatsze i nie straciły uroku ;] Zastanawiam się jak mi to wyjdzie xD W dodatku zastanawiam się jeszcze nad takim projektem, ale to musiałabym się cię poradzić na GG. Jak będę miała wszystko obmyślone to wyślę ci wiadomość. Liczę na szczerą opinię ;] Ja tu gadu, gadu- jeszcze nie na temat. W 100000% zgadzam się z Ayu-chan, jeżeli chodzi o Itachciego. Uak starałam się nadrobić odcinki shippuudena to oglądnęłam sobie całą walkę między Sasuke i Itachim i no... wzruszyłam się. Pokochałam jego postać od tego momentu jeszcze bardziej i ogromnie żałuję, że nie żyje. Na szczęście w twoim opowiadaniu jest jak najbardziej żywy, a to, że piszesz w podobnej akcji i świcie co Kishimoto jeszcze bardziej mnie pociesza i zapełnia pustkę po jego śmierci. Inaczej tego nie potrafię określić :) W tym rozdziale bardzo dobrze ci wyszedł ;] Te wspomnienia, a potem powrót do rzeczywistości i uświadomienie sobie kilku istotnych faktów. Zabawny wątek wprowadziłaś z Saske i Naruto. Liczę, że rozwiniesz go bardziej w oparciu o genialny i niezawodny plan Itachiego. Bądźmy ze sobą szczere. Itachi jest Uchuha, a jak powszechnie wiadomo oni zawsze planują i wykonują zadania perfekcyjnie ;p Gratuluję ci czytelnika :D Zasługujesz na jak najwięcej. Czekam na następny rozdział i życzę weny. Przydałaby się odrobina wytchnienia. Papatki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam! Nie będę się rozpisywać.
    Od razu powiem czytam twój blog już od dłuższego czasu, ale nigdy nie miałam odwagi coś napisać. Na prawdę dobrze wplotłaś wątek SN za co ci dziękuje. :D
    Historia Atari wydaje się tajemnicza, no i nie mogłam się doczekać kiedy w końcu Itachi sobie o niej przypomni. Mogę się założyć że jej oczy to połączenie Sharingana i Rinnegana.

    To ja już się będę żegnać pamiętaj ja tu jestem tylko nie często się odzywam. :D

    Papatki :* I czekam na następną nocie :D

    OdpowiedzUsuń