Stałem na
polanie w lesie. Miałem trening. Rzucałem kunaia i shurikeny do tarczy
oddalonej o dobre dwanaście metrów. Wiem, że ćwiczyłem, aby szybko zdać Akademię.
Mam prawie sześć lat. Byłem sam i bardzo zmęczony. Odwróciłem się, by wrócić do
domu. Wówczas między drzewami dostrzegłem dziewczynę. Stała oparta o pień i
przyglądała mi się. Długie białe włosy powiewały na wietrze zachodząc czasami
na czerwone oczy. Chyba miała w nich sharingan? Nie jestem pewien, z tej
odległości trudno było coś więcej dostrzec. Uśmiechała się jakby była z czegoś
zadowolona.
— Widzę, że robisz postępy — rzekła melodyjnym
głosem. Spojrzałem na jej szyję. Wisiał tam wisiorek w kształcie symbolu mojego
klanu. Czyżby krewna? Nie pamiętam jej. — Takie osiągnięcia w tak młodym wieku.
Jestem pełna podziwu. Oby tak dalej a daleko zajdziesz Itachi.
— Kim dla mnie jesteś? — zapytałem będąc
święcie przekonanym, że to ktoś z rodziny. Gdyż wydawało mi się, że już
słyszałem ten głos.
— Nagrodą — rzekła uśmiechając się tak, że
zobaczyłem jej równiutkie białe zęby.
— Nagrodą? Jak ktoś może dla kogoś być
nagrodą?
Dziewczyna
podeszłą do mnie. Nachyliła się do ucha, szepcząc.
— Jeśli będziesz się starać. Rósł w siłę.
Pewnego dnia, zostaniesz nagrodzony. A nagroda będzie tym, o czym nie marzyłbyś
nawet śnić.
— Nie sądzę, abyś była tym, o czym śnię.
Białowłosa
zaśmiała się lekko.
— Teraz wydaje ci się to dziwne, ale… Kiedy
poznasz prawdę o klanie… Tylko ja będę w stanie dać ci to, czego będziesz
pragnął.
— Itachi — Usłyszałem wołanie. Później
wszystko działo się w przyspieszonym tempie. Kuzyn szarpnął dziewczynę za włosy
tak mocno, że ta się przewróciła upadając na plecy. Jego brat pochwycił mnie za
ramiona szybko odciągając od tamtej dwójki. Później odwrócił tak, bym ich nie
widział. Lecz zdążyłem kątem oka dojrzeć jak mężczyzna mocno kopnął ją w
brzuch. Plunęła krwią, która również ściekała z ust.
— Ty przeklęte ścierwo! Miałaś się do niego
nie zbliżać! — usłyszałem jego krzyki i stłumiony jęk bólu. Musiał znów ją
uderzyć. Chciałam zaprotestować, coś powiedzieć, ale… Nie zrobiłem tego, mimo
iż dziewczyna obrywała tylko, dlatego, że rozmawiała ze mną. Szedłem spokojnie
obok kuzyna w stronę domu starając się o tym incydencie nie myśleć.
— Atari! —
krzyknąłem zrywając się do siadu. To był sen. Nie. To były zapomniane
wspomnienia, które teraz zaczęły powracać. Mam takie senne widzenia już do
dłuższego czasu. A konkretniej odkąd powróciłem do Konohy i zamieszkałem w
rodzinnym domu. Miejscu, które samo przywoływało stare wspomnienia. Rzuciłem
się na łóżko wlepiając oczy w ciemny sufit. Była noc. Zegarek stojący na biurku
wskazywał zaledwie kilka minut po północy. Ciemność panująca w pokoju
niezmącona nawet blaskiem księżyca. Było dzisiaj wyjątkowo pochmurno. Chyba
zanosi się na nocne deszcze. I tak się stało. Chwilę potem usłyszałem bębnienie
kropel o parapet. Zamknąłem oczy przywołując obraz dziewczyny. Jej piękny
uśmiech i różane wargi, które poruszają się układając w słowo „nagrodą”.
Doskonale to ujęła. Jest dla mnie nagrodą, o którą muszę walczyć. Eh… Jak ja
mogłem się tak dać wrobić w powrót? Wcale mnie nie cieszy fakt przebywania w
Konoha. Mimo iż nasz wpuścili robiąc oficjalną korektę, że wymordowanie było na
rozkaz Danzo to… Ludzie. Dalej stronili ode mnie. A Hokage… Nie była
przekonana, co do moich szczerych intencji. Przez ostatni miesiąc musiałem
siedzieć w wiosce jak w klatce. Nie mogłem wykonać nawet kroku poza mury,
Konohy bo byłbym od razu zabity. Po prostu bardzo miło. I do tego ten nadzór.
Sasuke cały czas spędzał poza domem nie mają ochoty być obserwowany. Spokojnie
przez ulicę nie mogłem przejść. I mimo iż oficjalnie mieli nie chodzić do domu
to siedząc w salonie czułem obecność jakiegoś delikwenta w kącie pod sufitem.
Miałem niepohamowaną chęć zdemaskowanie idioty, który nie umie ukryć swojej
obecność. Jednak nie mogłem, bo wyszłoby wówczas na to, że jestem czujny,
czyli, że coś kombinuję. Shinobi nie nawykł do tak długiej przerwy w misjach i
takiej kontroli. Niemowlak ma większą swobodę. Myślałem, że zwariuje w czasie
tych dni. Nic oprócz gapienia się w telewizor i sufit nie miałem do roboty.
Później jak skończyła się ochrona mogłem, chociaż pogadać z Sasuke, który
przestał już tak strasznie unikać domu oraz zawsze jest jeszcze trening czy
szlajanie się po ulicach. Tyle, że zapomniałem o małym szczególe, musiałem
uciekać przez flirtującymi dziewczynami. Te chyba nic nie odstraszy. No tak.
Wracają stare czasy. Westchnąłem podnosząc się z łóżka. Podszedłem do okna
uchylając go. Chłód uderzył zakradając się pod materiał bluzki i powodując
ciarki. Krople odbijające się od parapetu lądowały na dłoniach. Silny wiatr,
który do chwilę zmieniał kierunek rozwiewał włosy raz zakrywając nimi twarz, to
znów odsłaniając. Księżyca za granatowych chmur nie było widać. Szkoda. Ta
piękna biało srebrna tarcza tak bardzo przypominała mi jej włosy. Ciche
westchnienie wyrwało się z ust. Nie mogę uwierzyć, że za nią tęsknię. Po tym jak
uciekła z Akatsuki udało mi się pozbierać. Prawie zapomniałem, skupiając się na
celu, jednak… Jej wizyta w kryjówce klanu, podróż do Konohy. To wszystko
obudziło uśpione uczucia. Pudełko szczelnie zamknięte, które spoczywało na
dnie. Miało tam pozostać aż do końca świata. A jednak nie potrafiło. Jeden jej
dotyk, jedno słowo… i miesiąc pracy poszedł na marne. Naprawdę teraz chciałem
znaleźć się w Akatsuki na kolejnej z nią misji. Może mnie unikać, odtrącać,
marudzić, byle była blisko, byle bym mógł na nią patrzeć przez dwadzieścia
cztery godziny na dobę. Z zamyślenia wyrwał mnie blask, który przeciął
nieboskłon. Na zewnątrz rozszalałą się burza. Zamknąłem okno wychodząc. Mimo
panującej ciemności w domu dobrze widziałem. Zszedłem ze schodów chcąc udać się
do kuchni. Już zapaliłem w niej światło, kiedy usłyszałem szmery rozmów.
Odwróciłem się. Przez uchylone drzwi do salonu dostrzegłem migający ekran
telewizora. Czyży Sasuke zapomniał wyłączyć? Ruszyłem w tym kierunku otwierając
mocno skrzypiące drzwi.
— AAAAAA!!! —
rozległ się ogłuszający krzyk. — Ten bagienny potwór jest tutaj! AAAA!
Na kanapie siedział Sasuke z Naruto i najwyraźniej
oglądali jakiś horror, bo blondyn cały się trząsł. A obecnie siedział z twarzą
wtuloną w klatkę piersiową bruneta i skulony niczym jeż na jego kolanach. Za to
mój brat opiekuńczym gestem tulił go jakby chciał ochronić przed całym złem
tego świata. Uśmiechnąłem się lekko. Słodko wyglądali tak razem.
— Itachi —
syknął zezłoszczony. — Wystraszyłeś Naruto.
Oj ja tam wiem, że mu się to podobało, a złość
udawał. Co ukazywało się w radosnych iskrach, które skakały w oczach. Nawet
teraz mogłem je spokojnie dojrzeć.
— Wybaczcie —
rzuciłem opuszczając salon. Wróciłem do kuchni robiąc sobie herbatę. Siedziałem
wlepiając wzrok w parującą substancję z kubka. Te senne wspomnienia coraz
bardziej mnie intrygowały. Atari w nich zdawała się należeć do części rodziny.
Znak Uchiha na szyi, wizyty w domu, towarzystwo innych członków klanu. Ale…
Jakim cudem? Wymordowałem wszystkich. Nikt mi nie uciekł. Mówiła, że opuściła
Konohę, kiedy miałem siedem lat. I to chyba była prawda, bo nie miałem żadnych
wspomnień związanych z nią w starszym wieku. Jednak… Nie może być częścią
rodziny. Przeszukałem strych, gdzie leżały stare księgi ukazujące całe drzewo genealogiczne.
Nie było jej tam. A nawet, jeśli została wyrzucona z klanu to powinno widnieć
przepalone miejsce po fotografii oraz podpis z imieniem. Ale to też nie mogą
być sny. Chociaż… Atari zawsze wygląda jak w teraźniejszości. Gdyby je postawić
obok siebie nie byłoby żadnej różnicy. Z wyjątkiem zdjętych okularów. No
właśnie. Czerwień tęczówek, ale nie pusty. Coś oprócz niej tam jest. Jakby
sharingan? Jednak… Nie zaobserwowałem u Atari podczas walk żadnych podstaw by
sądzić, że go ma. Chociaż zawsze unikała starcia z wrogiem. Stała spokojnie z
tyłu obserwując nasze poczynania. Nie włączała się, jeśli jej nie zaatakowano.
A i wówczas często odbiegała tak, abyśmy nie widzieli walki. Ale ta zamknięcie
mnie w genjutsu. Musi mieć sharingan, ale… Sam już nie wiem.
Usłyszałem szum rozmowy na korytarzy. Zapewne to
brat i Naruto. Gdybym chciał spokojnie mógłbym wyłapać słowa, ale… Nie miałem
na to ochoty. Trochę trwała dyskusja, po czym dobiegł mnie stukot dwóch par nóg
idących na górę i pojękiwania blondyna o tym, że to tylko deszcz i może wrócić
do domu. No tak. Sasuke znów wymyślił pretekst by zatrzymać chłopaka. Jak
przystało na każdego Uchiha i on był dobry w ukrywaniu uczuć. Ja szybko się
domyśliłem, że Naruto nie jest dla niego tylko przyjacielem. Lecz jakoś jemu
nie śpieszy się by poinformować o tym blondyna. Niby wysyła jednoznaczne
sygnały, ale… Mam wrażenie, że jest w stanie je zrozumieć jedynie inny członek
klanu Uchiha. Spojrzałem w stronę drzwi.
— Rany, mogliby wyłączyć telewizor — szepnąłem zły
słysząc szmery z salonu. Ruszyłem się z kuchni. Złapałem za pilot naciskając
duży czerwony guzik. Nastała cisza zakłócana jedynie przez dźwięki dobiegające
z zewnątrz, a które informowały o szalejącej burzy. Już wychodziłem, kiedy coś
mnie tknęło i spojrzałem na pokój. Przypomniało mi się wczorajsze senne
wspomnienie.
Musiałem mieć
siedem lat, bo mama trzymała na rękach małego dwulatka — Sasuke. Mały płakał,
bo zgubiła mu się zabawka.
— Itachi bądź tak miły i sprawdź czy nie pozostawił
jej gdzieś w salonie.
Zatrzymałem się
w progu. Przy oknie stała ona. Na dźwięk kroków odwróciła się. Widząc, kim jest
intruz uśmiechnęła się.
— Witaj Itachi — rzekła, lecz jej głos był
smutny. Dostrzegłem liczne rany na rękach, które starała się ukryć chowając je
za plecami. Szyję miała siną, jakby ktoś starał się ją udusić. Nawet można było
dopatrzeć się zarysów dłoni. Od wydarzenia na polu treningowym nie widzieliśmy
się.
— O-o jakiej prawdzie wówczas mówiłaś? —
zapytałem niepewnie robiąc kilka kroków w jej stronę. Uśmiechnęła się nikło.
Wyglądała na kogoś, kto właśnie przeżył morderczą walkę. Gdzie ulotniła się jej
zadziorna postawa, pewność siebie i błyski w oczach. Była jakby przygaszona.
Ruszyła. Znów się pochyliła szepcząc.
— Odkryjesz prawdę, kiedy zdobędziesz Mankeyo
Sharingana. Zdobądź Manekyo Sharingana a nagroda będzie twoja. Mój przyszły
Yoki.
Już otwierałem
usta by coś powiedzieć, lecz dziewczyna jakby porażona wyprostowała się.
Zrobiła kilka kroków w tył i pochyliła się. Spojrzałem za siebie. W drzwiach
stanął ojciec. Mierzył Atari surowym wzrokiem. Wyglądał jak nauczyciel, który
chce zganić ucznia za karygodne zachowanie. Nawrzeszczeć używając
nienajlepszych epitetów. Jednak tego nie zrobił.
— Co tutaj robisz Itachi?
— Ja-ja. Mama kazała mi tu przyjść.
— Rozumiem. A teraz zmykaj — rzekł mijając
mnie. Cofnąłem się do drzwi, ale nie umiałem odejść. Schowałem się za framugą i
obserwowałem. Dziewczyna nie zmieniła pozy, cały czas pochylała się. — Za trzy
dni zawiążesz nowy pakt, aby znów stajać się Akayoru.
— Wedle życzenia — szepnęła a jej jak dotąd
zamknięte powieki podniosły się. Wzrok utkwiła we mnie. Piękna czerwień, w
której wirowało coś jak… Sharingan. To był nieznany mi poziom sharingana!
— Itachi! Co ty tutaj jeszcze robisz? — fuknął
ojciec podążając za wzrokiem dziewczyny. — Powiedziałem ci, żebyś stąd odszedł.
Uciekłem.
Pamiętam jak mi się przedstawiała. Używał wówczas
tego słowa „Akayoru”. Chciałbym się z nią spotkać, aby wszystko wyjaśnić. Ale z
drugiej strony… Nie chcę usłyszeć o tym, że jesteśmy spokrewnieni. Rozbolała mnie głowa. Dlaczego wszystko, co
ją dotyczy musi być owiane tą przeklętą tajemnicą? Westchnąłem wracając na
górę. Wypadałoby się wyspać. W końcu rano mam wizytę u Hokage.
Nazajutrz wyszedłem z domu nim Sasuke się zbudził. Po
dwudziestu minutach marszu stałem pod drzwiami Tsunade. Po zapukaniu i krótkim
„proszę”, wszedłem.
— O to ty
Itachi. Akurat na czas.
— O co chodzi
wielmożna?
— Ogłaszam,
że twoja kwarantanna się zakończyła. Możesz już opuszczać wioskę. No i wracasz
w szeregi shinobi. Niestety nie wszyscy jeszcze widzą cię w roli ANBU. Przykro
mi, ale będziesz musiał jeszcze trochę poczekać aż nabiorą zaufania. A żeby je
zyskać wykażesz się tym — rzekła wręczając mi teczkę. Zajrzałem do środka.
Pierwszy papier dotyczył jakieś błahej misji dla początkującego genina.
Następne trzy to akta dzieciaków. Spojrzałem zdziwiony na wielmożną. Nie za
bardzo wiedziałem, co ma z tym uczynić.
— Będziesz
zastępował ich senseia, który jest na długotrwałej misji. Idealna okazja, aby
się wykazać.
Że co?! O mało, co nie wrzasnąłem. Mam niańczyć,
bachory?! A co ja kurde jestem?!
— Dzieci
czekają na polu treningowym numer 3. Życzę powodzenia.
Bez cienia pożegnania wyszedłem, wściekły. Co oni
sobie myślą? Jestem a raczej byłem przestępcom, członkiem Akatsuki, a oni karzą
mi niańczyć świeżo upieczonych, geninów?! Eh… Konoha schodzi na psy. Zajrzałem
jeszcze raz do środka tylko po to, aby odczytać nazwę drużyny.
Po chwili byłem na miejscu. Pod drzewem siedziała
trójka geninów. Tradycyjny skład. Dwóch chłopaków jedna dziewczyna. Westchnąłem
zrezygnowany i podszedłem do nich.
— Drużyna
osiemnasta, tak?
Dzieci spojrzały z przestrachem i grupowo pokiwały
głową.
— Mam
zastępować waszego senseia. Tak wiem, też mi to nie leży, ale wyboru nie ma.
Nie mam ochoty czytać waszych akt — rzekłem pokazując trzymaną w ręce teczkę, —
więc pokrótce przedstawicie się.
— Co?! Ty
masz nas uczyć?! — krzyczał brązowowłosy chłopak. O rany. Dość hałaśliwe
stworzenie. — Składam sprzeciw. Nie chcę z kimś takim jak ty chodzić na misje.
Chcę powrotu pana Shimury.
— A ja chcę
powrotu Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi — prychnąłem, ale dalej zachowując
obojętność w głosie jak i na twarzy. — Powiedziałem, że to mi też nie pasuje,
ale wyboru nie ma. Więc siadaj, bo mogę wam zafundować taki trening, że
wylądujecie na tydzień w szpitalu.
Mały zląkł się i usiadł.
— To, kto
pierwszy mówi?
— To ja
zacznę — rzekła blond włosa dziewczyna. — Jestem Umiko Furui i chcę zostać
medic ninja.
— To
wszystko? A natura chakry, specjalność?
— Woda.
— To moja
kolej. Nazywam się Ren Furui i jestem jej bratem bliźniakiem. Natura to woda i
błyskawica. Jestem też dobry w tai jutsu. Mój
cel to zostać ANBU i chronić siostrę. Głównie przed tym tam — rzekł wskazując
czarnowłosego kolegę.
— Wyprasza
sobie. Sama sobie radzę.
— Ta jasne.
Tylko robisz maślane oczy do nieodpowiedniego chłopaka.
— Sama mogę
zadecydować, kto jest odpowiedni. A tobie nic do tego.
— Spokój.
Jeszcze jedna osoba się nie wypowiedziała.
— Jestem
Mataru z klanu Sahada. Jestem również niezwykle popularny w Konoha i mam duże
powodzenie. Cel to lśnić męstwem, aby ochraniać piękną płeć przed złym wrogiem
— rzekł zalotnie odrzucając grzywkę nachodzącą na oczy. Rozmarzone westchnienie
Umiko tylko potwierdziło te powodzenie. — A specjalność to trucizny. Natura
powietrze.
Wzdychałem w myślach starając się utrzymać
obojętność na twarzy. Banda gamoni. Shinobi, który woli podrywać każdą
dziewczynę i uchodzić za playboya. Zabiją go przy pierwszej lepszej misji. A ta
cała Umiko nie lepsza. Naprawdę w tym wieku dzieciaki wolą uganiać się za sobą
niż walczyć?
— Sensei
wszystko w porządku? — zapytała dziewczyna wyrywając mnie z transu.
— Waszym
pierwszym zadaniem jest — rzekłem powracając do wykonywania obowiązków.
Otworzyłem teczkę wyjmują papier. — Pomóc przy wydobywaniu ludzi i zwierząt ze
zgliszczy budynku, na którego w nocy spadło drzewo trafione przez piorun.
— Banalnie
łatwe — rzucił Ren podnosząc się z ziemi.
— Idealne.
Będę mógł uratować niewiastę w potrzebie — rzekł Mataru znów zalotnie
odrzucając grzywkę. Stłumiony pisk Umiko.
W końcu popołudniu mogłem wrócić do domu. Te dzieci
mnie irytowały. A zadanie wynudziło. Ciekawsze jest oglądanie wyłączonego
telewizora. Wszedłem do kuchni by wziąć coś do jedzenia. Rano zapomniałem o
śniadaniu, a głód się upomniał.
— I co? Masz
już jakąś misję? — zagadał Sasuke, który zalewał herbatę.
— Niestety
nie. Mam być zastępowym senseiem dla bandy dzieciaków.
—
Współczucia.
— Lepiej mów
jak tam wczorajsze tulenie blondynka.
— Co? Jakie
tulenie? Oglądaliśmy tylko horror.
— Tak, oczywiście.
Jednak dam sobie rękę uciąć, że to był twój pomysł — rzekłem wyszczerzając się
do brata. Brunet nie wiedział gdzie podziać wzrok a policzki delikatnie,
ociupinkę przybrały różowy kolor. — Cóż. Są rzeczy, których ukryć się nie da.
Na przykład twoich uczuć do blondyna.
— Co?! Tobie
się coś pomieszało w głowie. Niby, jakich uczuć?
— No nie
wiem, miłosnych?
— O czym ty
gadasz?!
— Nie udawaj
głupiego. Ślepy nie jestem. Może przed nim udaje ci się to ukryć, ale nie
przede mną. Podoba ci się i to bardzo. Mam rację?
— A ty lepiej
mów, co jest miedzy tobą a Atari? — rzucił zmieniając temat a róż na policzkach
lekko pociemniał.
— Co?
— Teraz ty
nie udawaj głupiego. Wiem, że się w niej zabujałeś. Nie ukrywaj. Widziałem te
przytulanie się. A nie sądzę, abyś tulił tak koleżankę z drużyny. I ten
pocałunek w szyję też widziałem. Nie wyprzesz się teraz tego.
— I nawet nie
zamierzam.
— Co? Na
serio? — zapytał najwyraźniej zaskoczony moją odpowiedzią.
— Tak.
— I
pozwoliłeś jej tak po prostu odejść?
— Co miałem
zrobić?
Zapadło milczenie.
— A właśnie,
znałeś Atari, prawda? — zapytałem przypominając sobie, że wówczas w kryjówce
Sasuke wyglądał jakby to nie było jego pierwsze spotkanie z dziewczyną.
— Trochę.
Razem przez pewien czas byliśmy u Orochimaru.
— Opowiedz mi
coś o niej.
— Za wiele
nie ma. Oprócz tego, że jest silna i bardzo tajemnicza. A czemu pytasz?
— Staram się
tylko dowiedzieć o niej czegoś więcej.
— Daruj ją
sobie.
— Co?
— Zapomnij o
niej. To nie jest odpowiednia dziewczyna.
— Co? Wiesz,
Sasuke jestem starszy i umiem sam dokonać wyboru.
— Ale
dokonujesz błędnego wyboru. Daruj ją sobie! Masz setki innych dziewczyn, tu w
Konoha.
— Nie
przesadzasz trochę — fuknąłem zirytowany jego zachowaniem. — Ja się nie czepiam
twoich uczuć do Naruto, więc zostaw w spokoju moje.
— Radzę ci,
zapomnij o niej.
Po prostu wyszedł z kuchni. Co jest? Naprawdę
osobliwie się zachowywał. Dlaczego zależy mu tak, abym ją sobie darował? Czyżby
wiedział, coś na jej temat? Ukrywa informacje. Przede mną? Wydawało mi się, że
nasze relacje mocno się ociepliły. A ten teraz bawi się w tajemnice. I
dlaczego? Przecież wie, że nie jest mi ona obojętna. Dlaczego i Atari i on nie
chcą abym się dowiedział? Czyżby Sasuke miał więcej informacji ode mnie? Może
mu coś u Orochimaru powiedziała? Dlaczego ukrył swoją wiedzę na jej temat? Muszę
jakoś ją wydobyć z niego. Tylko jak? Uśmiechnąłem się. Właśnie wpadłem na
genialny plan. A Naruto był moją przepustką do prawdy. No braciszku, szykuj się
na operację kryptonim „Naru”. Bez sensu. Muszę popracować nad lepsza nazwą.
No w końcu notka <3 Wiesz, kochana, ja już się przyzwyczaiłam do twojej systematyczności w dodawaniu rozdziałów ;] Ale każdy może mieć zastój.
OdpowiedzUsuńTak na początek, to, kurcze, wyjątkowo dłuuuga ta notka, z czego oczywiście bardzo się cieszę ;p Zauważyłaś, że ostatnio nikt nie dodaje notek?? To chyba z powodu szkoły... trudno się mówi. Założę się, że ty też nie masz wiele czasu. Ale przejdźmy do rzeczy xD
Ciekawe przemyślenia Itachiego, tylko zdziwił mnie taki przeskok czasowy. Spodziewałam się, że podczas "kwarantanny" braciszkowie narobią jakiegoś dziadostwa xD No i fajnie wklecony w fabułę pairing SN <333
Atari staje się dla mnie coraz większą zagadką, chociaż mam co do niej już swoje domysły. Zobaczymy tylko, czy się sprawdzą ^^
Buziaki i weny życzę ;p
Bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie. Masz interesujący styl pisania. Jest przyjemny dla oka i nie mam problemów ze zrozumieniem treści. Uwielbiam Itachiego-jest jedną z moich ulubionych postaci ze wszystkich anime, jakie oglądałam, dlatego też bardzo mi się podoba, że to on opowiada tę historię. Ciekawi mnie, co będzie dalej. Temat Atari jest zagadkowy, tajemniczy. Fabuła jest oryginalna, co jest ogromnym plusem. Ambitny, kreatywny pomysł na historię. Nie miałam czasu przeczytać na razie pozostałych notek, ale w ciągu najbliższych dni nadrobię te zaległości, bo opowiadanie naprawdę mi się spodobało:)
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i pozdrawiam.
W końcu znalazłam trochę czasu, żeby coś tutaj naskrobać xD ostatnio z niczym nie wyrabiam, właściwie to cały wrzesień taki jest :( A jeżeli chodzi o rozdział to nie wiem kiedy będzie. Miałam napisany prawie cały, ale zrezygnowałam z niego, skasowałam i zaczęłam go pisać od nowa. Myślę, że teraz jest lepszy xD Chciałabym wam jakoś wynagrodzić tyle to czekanie, więc staram się by następne rozdziały stały się bogatsze i nie straciły uroku ;] Zastanawiam się jak mi to wyjdzie xD W dodatku zastanawiam się jeszcze nad takim projektem, ale to musiałabym się cię poradzić na GG. Jak będę miała wszystko obmyślone to wyślę ci wiadomość. Liczę na szczerą opinię ;] Ja tu gadu, gadu- jeszcze nie na temat. W 100000% zgadzam się z Ayu-chan, jeżeli chodzi o Itachciego. Uak starałam się nadrobić odcinki shippuudena to oglądnęłam sobie całą walkę między Sasuke i Itachim i no... wzruszyłam się. Pokochałam jego postać od tego momentu jeszcze bardziej i ogromnie żałuję, że nie żyje. Na szczęście w twoim opowiadaniu jest jak najbardziej żywy, a to, że piszesz w podobnej akcji i świcie co Kishimoto jeszcze bardziej mnie pociesza i zapełnia pustkę po jego śmierci. Inaczej tego nie potrafię określić :) W tym rozdziale bardzo dobrze ci wyszedł ;] Te wspomnienia, a potem powrót do rzeczywistości i uświadomienie sobie kilku istotnych faktów. Zabawny wątek wprowadziłaś z Saske i Naruto. Liczę, że rozwiniesz go bardziej w oparciu o genialny i niezawodny plan Itachiego. Bądźmy ze sobą szczere. Itachi jest Uchuha, a jak powszechnie wiadomo oni zawsze planują i wykonują zadania perfekcyjnie ;p Gratuluję ci czytelnika :D Zasługujesz na jak najwięcej. Czekam na następny rozdział i życzę weny. Przydałaby się odrobina wytchnienia. Papatki :*
OdpowiedzUsuńWitam! Nie będę się rozpisywać.
OdpowiedzUsuńOd razu powiem czytam twój blog już od dłuższego czasu, ale nigdy nie miałam odwagi coś napisać. Na prawdę dobrze wplotłaś wątek SN za co ci dziękuje. :D
Historia Atari wydaje się tajemnicza, no i nie mogłam się doczekać kiedy w końcu Itachi sobie o niej przypomni. Mogę się założyć że jej oczy to połączenie Sharingana i Rinnegana.
To ja już się będę żegnać pamiętaj ja tu jestem tylko nie często się odzywam. :D
Papatki :* I czekam na następną nocie :D