niedziela, 12 sierpnia 2012

10. Pożegnanie


Zrobiliśmy postój. Była noc. Bracia ułożyli się do snu. Jak zwykle zostałam na czatach pilnując, aby nikt nam nie przeszkadzał i aby ogień nie zgasł.
 — Sasuke. Mógłbyś w końcu pójść spać. Nie pozabijam was we śnie.
Wiedziałam, że brunet nie śpi. Dokładnie jak z Itachi na pierwszych misjach. Gdy teraz na to patrzę, wydaje mi się, że błędem było walczyć z nim u Orochimaru. Jest teraz bardzo podejrzliwy.
 — On tobie może ufa. Ale ja nie. Wolę cię mieć na oku. Twoje postępowanie musi mieć coś na celu. Nie myśl, że nie poznałem się na tobie u Orochimaru.
 — Brawo — rzekłam klaskając. — Ani mi się waż powiedzieć o tym Itachiemu — wysyczałam mu do ucha, zjawiając się za nim w tempie mrugnięcia okiem.
 — A jeśli powiem?
 — Domyśli się.

*

Widziałem jak się oddala siadając przy ognisku. Nie cierpiałem jej. Już za czasów Orochimaru. Była jego pupilkiem. Skakał wokół niej jak wygłodniały pies dookoła właściciela. Przytakiwała mu, wypełniając zadania, udając posłuszną i lojalną. Ale robiła, co chciała. I te jej zachowanie. Traktowała mnie jak smarkacza, który nie ma prawa nosić nazwiska Uchiha. Zachowywała się niczym głowa rodu. Jakby wiedziała wszystko o sharinganie i klanie. Coś w niej było nie tak. Próbowałem dowiedzieć się, kim ona jest, ale… nawet Orochimaru tego nie wiedział. Jednak postanowiłem milczeć. Ale… dam sobie obciąć rękę, że ona jeszcze zrujnuje nam życie. Jestem tego pewien.

*

Sasuke cały czas mnie pilnował i nie spuszczał z oczu. Zaczynało się to robić denerwujące, ale milczałam. Jeszcze tylko kilka dni. Dojdziemy do Konohy i więcej go nie będę musiała oglądać. Oni wrócą do swojego poprzedniego życia pod dowództwem Hokage, ja zaś stanę przy Tobim. Eh… A jednak przed tym nie da się uciec. Tak marzyłam o życiu bez Uchihy. Krótko trwałą moja wolność.

Kolejny wieczór. Naprawdę mało przeszliśmy dzisiejszego dnia, a to przez Itachiego, który wiecznie się o coś potykał. A jako, że jest Uchihą nie dał sobie pomóc, nawet bratu. I wmawiał wszystkim, że sobie poradzi. Ta. Tylko ciągle Sasuke musiał go łapać, aby nie przywitał się z ziemią. Przez co bardzo powoli się przemieszczaliśmy. Młodszy z braci zajmował się ogniskiem ja zaś uklękłam przed Itachim.
 — I jak? — zapytałam. — Oczki bolą.
 — W sumie to nie.
 — Naprawdę? — zaniepokoiłam się. Powinny go piec. — Jesteś pewien?
 — Raczej tak. Jest to niekomfortowe nie widzieć, ale nie bolą.
 — Coś jest nie tak — szepnęłam. Przecież… O nie. Mnie również powinny piec. A skoro tego nie czuję to… — Dalej rozpamiętujesz tamte obrazy — rzekłam z pretensją w głosie. Też kurcze sobie wymyślił.
 — Skąd wiesz?
 — Bo przez nie zaraz stracisz wzrok. Żeby je zatrzymać musiałeś się nieźle natrudzić. Normalnie powinny spokojnie ulecieć w niepamięć. Dlaczego ci tak na nich zależy?
 — Bo należą do ciebie.
 — Co? — udałam zdziwienie w głosie. — Mówiłam ci, że nie. Nie wiem czyje są. Zapewne…
 — A ja wiem, że są twoje. Nie wciśniesz mi kłamstwa.
 — Ale, dlaczego ci na nich zależy? Nie rozumiesz, że waży się tutaj twój wzrok. Albo pamięć tych obrazów, albo sharingan. Nie kłamię. Musisz je zapomnieć, chociaż na teraz. Na kilka, kilkanaście minut.
 — A potem będę pamiętał?
 — Nie wiem. Jesteś pierwszą osobą, która chciała je pamiętać a nie szybko się pozbyć.
 — Czyli stosowałaś już na kimś innym ten rytuał. Więc te obrazy muszą należeć do twoich wspomnieć.
Zamarłam. O rzesz ty, jasny gwint. Przy nim gadam za dużo. Jak tak dalej pójdzie wszystko wypaplam. Poczułam jego dłoń na policzku.
 — Zamilkłaś — rzekł uśmiechając się. — Czyżbym miał rację? Dlaczego tak bardzo nie chcesz abym wiedział?
 — Skup się na zapomnieniu, bo inaczej stracisz sharingan — odparłam odtrącając jego dłoń i pomijając pytania. — Przypomnij sobie jakieś ważne wydarzenia. Nie wiem. Pierwszy dzień w akademii, pierwsza misja. Nie wiem. Możesz się też rozmarzyć się o powrocie do Konohy. Cokolwiek, bylebyś zajął na kilka do kilkunastu minut czymś myśli. I nie otwieraj oczu, zdejmę ci opaskę.
Na opiekach tkwiły ślady krwi. Cholera jedna! Czy on naprawdę musi to komplikować?
 — No myśl o czymś — warknęłam podenerwowana. Wówczas wylądowałam w jego ramionach. Przytulił mnie. — Co… — chciałam zaprotestować, odsunąć się.
 — Mam zapomnieć tak? Więc się nie ruszaj.
Objął mocniej. Mimo woli pozwoliłam mu na to. Położyłam głowę na klatce piersiowej wsłuchując się w szybkie bicie serca. Starałam się nie skupiać na tym, że jest blisko. Licz. Jeden, dwa, trzy… Odmierzałam sekundy, zbierając je w minuty.
 — Serce ci szybko bije — szepnęłam stwierdzając oczywisty fakt. — Nie denerwuj się.
Nic nie powiedział, ale rytm najważniejszego organu przyspieszył. Boi się? Nie sądzę. To ja tu się boję, że się dowie, że coś pójdzie nie tak. Kątem oka spojrzałam na zamknięte powieki. Krew wchłaniała się. Całe szczęście. Zapomina. Uf… Po chwili, po czerwieni nie było śladu.
 — Koniec — rzekłam odpychając się. Przybliżyłam się uważnie sprawdzając, czy nie pozostał jakiś ślad po krwi. Ku mojej radości stwierdziłam, że nie. — Definitywny koniec. Możesz je otworzyć.
Zrobił to ukazując światu swoją czarną i bezdenną otchłań pięknych oczu. Zdałam sobie sprawę, że jestem za blisko, kiedy poczułam jego oddech na policzkach. Zarumieniłam się odsuwając na bezpieczną odległość.
 — Uruchom sharingan — poprosiłam. Czerń zmieniła barwę na czerwień. Później trzy łezki zmieniały się w zależności od aktywowanego poziomu. Wszystko było jak na leży. Uśmiechnęłam się do niego.
 — Koniec problemu. Możesz teraz sharingan używać ile ci się tylko podoba.
Spojrzałam na Sasuke, który obserwował nas, chociaż starał się to ukryć.
 — Zapewne chcielibyście spędzić, ze sobą trochę więcej czasu, więc… Nie przeszkadzam.
Odeszłam udając się na mały rekonesans okolicy. A tak naprawdę chciałam być jak najdalej Uchihy. Usiadłam pod drzewem zdejmując okulary i spoglądając przez liście na granat nieba. Czy on musi być taki domyślny? Jak tak dalej pójdzie szybko powiąże fakty. Przecież nie mogę do tego dopuścić. Plan nie zakładał wtajemniczanie jego w cokolwiek, ale również Tobiego. Eh… Plan się wali. Chyba pora no nowy, albo wersję b. Smutno tutaj tak jakoś. A może to mi jest. Bracia wrócą do Konohy i koniec. Więcej się nie spotkamy. To ma być koniec naszej znajomości. Jakoś tak smutno mi na tę wieść. Musiałam go akurat polubić. Też sobie wymyśliłam. Ciekawe jak będzie z Tobim? Aby nie był jak Kaoru.
Siedziałam tak pod ty drzewem do bardzo późna. Dopiero, kiedy poczułam się senna powróciłam do ogniska. W końcu to Sasuke miał trzymać wartę. Lecz jak widziałam zanosi się na to, że tylko ja będę spać. Bracia siedzieli koło siebie dyskutując.

Nastał kres podróży. Byliśmy już jedynie dwieście metrów od bram Konohy. To tutaj miało nastąpić pożegnanie. Nie lubię ckliwych zakończeń, więc…
 — Żegnam — rzuciłam odwracając się. Wówczas poczułam ręce Itachiego wokół bioder.
 — Nie mów tak — wyszeptał owiewając policzek ciepłym oddechem. — Chcę usłyszeć do zobaczenia. W końcu obiecałaś, że kiedyś mi wszystko wytłumaczysz. A to oznacza spotkanie.
 — Dobrze. Do zobaczenia Uch…
 — Itachi.
 — Do zobaczenia Itachi.
 — Do szybkiego zobaczenia… — szepnął a potem delikatnie musnął ustami szyję. Zadrżałam. — …Atari — mówił dalej tym cichym tonem. Jednak głos jego zdawał się być nieprzytomny. Złapałam lekko za dłonie na brzuchu próbując wyswobodzić się z objęć. Dopiero po chwili ociężałym ruchem, jak dziecko żegnające się z ulubioną zabawką, odsunął się. Miałam ochotę spojrzeć na niego, ale… Dźwięk stóp zbliżających się wysłanników z Konohy uniemożliwił mi to. Szybko bez ceregieli ruszyłam w bok ginąć w gęstwienie drzew.

2 komentarze:

  1. Hurrrraaaa!!! W następnej notce pojawi się Naruto. Ciekawa jestem w jaki sposób go wykreujesz, w jaki sposób przedstawisz ich relację, no i jak ogólnie zareaguje wioska. Bo jest jeszcze Itachi xD
    To może teraz skomentuje rozdział ;) Powiem ci, że dopiero teraz odczułam jak bardzo stęskniłam się za twoimi opowiadaniami. Wydaje mi się, że dwa pierwsze akapity pochodzą z poprzedniego rozdziału, prawda?? Przypominają o tym co działo się poprzednio ;) Teraz to jestem zbita z tropu. Przez chwilę myślałam, że wiem co chce osiągnąć, a jednak, teraz nie jestem tego pewna. Itachi mnie nie zaskoczył xD Świetnie opisałaś jego rozstanie z Atari. Kurczę, naprawdę ją lubię. Mam nadzieję, że wybrnęłaś już z problemu, który miałaś przy kontynuacji poprzedniego opowiadania. Nie wiem, może coś ruszyło? Bardzo bym chciała ;D Życzę weny i dużo czytelników ;)
    P.S U nas na blogu pojawił się One Shot autorstwa Nikki - ItaSasu. Jeśli nie lubisz to nie musisz komentować, a "narutowskie" to po prostu "narutowskie" xD Sama nie wiem jak to wytłumaczyć. Może jest to coś w stylu Naruto. Papatki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i jeszcze jeden komentarz ode mnie, bo zauważyłam błąd w poprzednim. Chodziło mi o to, że myślałam, że wiem do jakiego obrotu wydarzeń chcesz dojść i co chcesz przez to osiągnąć, a teraz już sama nie wiem xD Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń