wtorek, 7 sierpnia 2012

09. Rozmowa braci


Chwila wstępu. Tak, tak ja cały czas pamiętam o Sasuke i Naruto. Tak wiem już powinno się coś między nimi wydarzyć, a chociaż ich obok siebie ustawić. Coraz bardziej zbliżamy się do tego momentu. Będzie on za kilka notek. Co do Tobiego. Wiem, że niedługo zostanie ujawniona jego tożsamość. U mnie to raczej będzie dopiero pod sam koniec opowiadania. Nie sądzę, aby była taka sama jak w mandze [to się tak odmienia?]. Już mam pewną jego tożsamości. Mogę ją jak na razie do woli zmieniać, ale nie sądzę, aby był a taka jak w oryginale. Chociaż możliwe, że będzie się coś pokrywać. Co do celu, to… Cel jest jeszcze mglisty i odległy. Zobaczy się później, co z tego wyniknie. Na razie trudno powiedzieć mi czy nawet zakończenie będzie happy endem czy totalną masakrą. Z natury nigdy nie tworzę zakończeń, one same przychodzą. Notka wyjątkowo, bardzo długa. Proszę się nie przestraszyć, więc nie przynudzam i zapraszam do czytania. Miłej lektury.

_________________________________________________________

Spoglądałem na brata z chęcią mordu w oczach. Gdyby tylko tutaj sharingan działał. Itachi zdawał się być lekko podenerwowany. Zniknęła ta otoczka lodu i maska obojętności. Wyraz twarzy, którą nic nie ruszy. Nawet brutalna rzeź dokonana twej chwili na jego oczach.
— Chyba powinniśmy porozmawiać.
Prychnąłem. Teraz to on chce rozmawiać? W dupe niech sobie wsadzi te dyskusje. Tu nie ma, o czym mówić. Wymordował rodzinę i koniec kropka. Co teraz chce się wymigać od kar? Co nie sądził, że zajdę tak daleko? Dupek stchórzył. Co, boi się śmierci? I bój się. Będzie bolesna jak tylko Atari nas stąd wyciągnie. A może chce się wyspowiadać? Skoro wie, że koniec jest już bliski.
— Sasuke, ja… Powinieneś o czymś wiedzieć. Poznać prawdę.
— Nie chcę twoich oszczerczych kłamstw. Zapewne teraz wymyślisz jakąś tkliwą historyjkę, aby cię nie zabił. Doskonale wiesz, że teraz ze mną nie masz szans. Twój koniec jest bliski. A nastąpi za osiemnaście minut.
— Nigdy mnie nie pokonasz.
Oschłość i pewność siebie powróciła do głosy. Maska profesjonalnego gracza w pokera również.
— To znaczy, wysłuchaj mnie.
Znów zmienił się. Niepewność o oczach. Wzrok wbity we mnie, jakby chciał zeskanować moje myśli lub co gorsza wpisać swoje. Zaczynało mnie to drażnić, te zmienianie osobowości. Ale nie nabierze mnie na to. Ja wiem, że on nie ma uczuć. Jest bezlitosny i zasługuje na śmierć koniecznie z moich rąk. Obiecałem mu to, a ja słowa dotrzymuję.
— Wiem, że zabrzmi to zapewne jak tania wymówka, ale prawdą jest, że nie zamordowałem rodziców na własne życzenie.
Prychnąłem. Z kogo on mnie ma?! Za dzieciaka, który uwierzy w każde jego słowo?! Nie ze mną te numery. Nie ucieknie przed moją zemstą, która będzie krwawa i bezlitosna.
— Nieźle braciszku. Strach cię obleciał? Boisz się tego, że z tobą wygram, że jesteś słabszy niż ja.
Zwęził oczy. Zapewne gdyby mógł już czerń zmieniłaby się w czerwień. Zacisnął pięść, jakby bił się z chęcią przyłożenia mi.
— Nigdy mi nie dorównasz. Nawet teraz nie sięgasz do pięt, szczeniaku.
—  Jestem silniejszy niż myślisz. Patrzę na ciebie tymi samymi oczami.
— Tak to prawda — rzekł uśmiechając się. Zaraz, on uśmiecha się?! — Jesteśmy niemal identyczni.
— Nie prawda! Nie porównywaj mnie do siebie, ty przeklęty morderco!
— A ty nim nie jesteś?
Znów ten uśmiech tryumfu. W co on pogrywa? Zamilkłem czekając na dalsze słowa.
— Nie mordujesz ludzi? Nie jesteś shinobi? Każdy ninja jest mordercą. Tylko niektórzy ładniej się nazywają.
— Co nie zmienia fakty, że nie jesteśmy do siebie podobny.
— Nie? — zapytał robiąc krok do przodu. — Robiłeś wszystko, co ci kazałem, upodabniając się do mnie.
— C-co?!
— Twoje ręce są splamione krwią. Zdradziłeś Konohę — mówił zbliżając się do mnie. —Zniszczyłeś przyjaźń. Zraniłeś ludzi, którym na tobie zależało. Porzuciłeś osobę, która cię kochała. A teraz chcesz, aby po twoich rękach spłynęła krew członka klanu Uchiha. Jesteś, taki, jak, ja — rzekł przypierając do ściany. Czułem na twarzy jego ciepły oddech. Widziałem tylko ten uśmiech tryumfu i czerń oczu. Głębia, w której widniała obojętność. Tak wielka, że aż namacalna. Jednak był i ból. Ogromny, przytłaczający. Niemieszczący się w żadnych granicach. Oraz samotność. Mur nie do przebicie, który odgradza cię od reszty świata. Nikt przez niego nie przedostanie się do ciebie. Na zawsze już sam. Smutek. Bo chciałbyś go zburzyć, lecz wiesz, że nigdy to nie nastąpi. Przeznaczenie wypisane. Nie usłyszysz dźwięku klaszczących dłoni. Będzie tylko głucha pustka. Bo, czy jedna dłoń może klaskać?
— PRZESTAŃ! — krzyknąłem. NIE! To nie tak! On bierze mnie teraz na litość. Nie mogę jej okazać. Nie teraz. On jest draniem, zimny draniem, który zabił rodziców, ze względu na swoje chore widzimisie. Nie okaże mu litości czy łaski. O nie. Na to tutaj nie będzie miejsca. Nie dla niego.
Wpatrywałem się w te dziwne oczy z determinacją. Przesunąłem rękę, chcąc mu przywalić w brzuch z pieści. Jednak nawet bez sharingana przewidział ten ruch. Złapał za nadgarstek, mocno, boleśnie unieruchamiając go. Szybko. Teraz mam szansę. Niestety. Drugą rękę też powstrzymał. Już zamierzałem się na kolejne posunięcie, kiedy zamarłem. Kopnął mnie z kolana w brzuch. Zacisnąłem mocno zęby, aby nie krzyknąć. Dłonie w pięć, sylwetka lekko pochylona. Grzywka zasłoniła oczy i pół twarzy. Czoło prawie wylądowało na jego ramieniu.
— Sa-su-ke — szepnął. Nie! Ten głos, ta intonacja. Tak samo do mnie mówił, gdy byłem mały. Lubiłem. Bardzo. Zawsze starałem się, aby go usłyszeć. Jednak Itachi nie miał czasu. Rzadko mogliśmy być razem.
Nie podniosłem głowy, nie zaprzeczyłem, nie przerwałem. Pozwoliłem mu mówić. Słuchałem go. Na początku brałem to, jako bajkę, stek bzdur. Nie wierzyłem żadnemu zdaniu, lecz… Im więcej mówił tym bardziej dziwnie się czułem. Wracały wspomnienia z tamtego okresu. Chociażby to jedno. W chwili pożegnania, chociaż to ciężko nazwać tym słowem. Moment, tuż przed jego odejściem z Konohy. Myślałem wówczas, że mi się przewidziało. Jednak teraz mam wrażenie, że dobrze widziałem. Łza na policzku nie była złudzeniem, lecz rzeczywistością. Prawdziwa i szczera, słona kropla. Może faktycznie za wszystkim stał Danzo.  Znam historię klanu. Chęć przejęcia władzy, kontrola nad Konohą oraz Kyuubim. To pasuje do Uchiha. Możliwe, że Itachi działał na polecenie Danzo. Lecz… To nie jego powinno to obchodzić. Bardziej tutaj pasowałabym postać Hokage czy Starszyzny. Przywódca ANBU ma dużą władzę w wiosce, ale bez przesady. Sam planuje przejęcie krzesła Tsunady. Ponoć. Po za tym. Jeśli to prawda to, dlaczego chciał się poświecić nie wyjawiając mi tego. Abym zdobył jego oczy? Jednak, nasze razem, my dwoje, mielibyśmy silniejszy sharingan niż jedna osoba. Nawet z oczami brata. Dlaczego chciał, abym go nienawidził? Żeby stawać się silniejszym? Czy aby na pewno? Czy on sobie zdaje sprawę z tego, co ja przeżywałem? Rozumiem. Nie mógł zostać w Konoha, ale… Mógł się później ze mną spotkać. Wyjaśnić. Zostawić list. Przed odejściem powiedzieć, coś, cokolwiek. Rzucić nić nadziei.  Jednak nie zrobił tego. Zdobył mankeyo zabijając przyjaciela. Odebrać życie komuś tak bliskiemu, po co? Aby uzyskać wyższy poziom sharingana i zabić rodzinę.
Spojrzałem na brata. Czekał. Czekał z niepewnością na moje słowa, na werdykt. Stał pod przeciwległą ścianą. Wpatrywał się uparcie we mnie starając się nawiązać kontakt wzrokowy. Lecz ja patrzyłem w jego szyję, analizując dostarczone dane. Niby wszystko układało się w logiczną całość. Było spójne, prawdopodobne i realne. Jednak… Coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Czułem, że coś jest nie tak. Tylko nie umiałem powiedzieć, czym jest te coś.
— I co teraz zamierzasz? — zapytałem. Znam już prawdę, o ile to nią jest. A co dalej?
— Wrócić do Konohy.
— Niby jak? Został wydany na ciebie wyrok śmierci.
— Zająłem się wszystkim. Nie. W sumie to Atari się tym zajęła. Powiedziała, że spokojnie będziemy mogli razem wrócić do dawnego życia.
I znów ona. Dlaczego ciągle się pojawia? Jej zachowanie, wiedza. Kim ona jest? Uwięziła tu nas. Chce, abyśmy powrócili do Konohy. Dlaczego? Jaki ma w tym cel? Nikt nie robi czegoś takiego bezinteresownie. Dlaczego kiedy coś dotyczy nas, ona się tam zjawia? Jakby czuwała nad nami? Ona naprawdę jest jedną wielką zagadką. Czasami wydaje mi się, że ona nie jest człowiekiem.
— Koniec z nienawiścią? Chęcią mordu? Zemstą?
— Koniec — rzekł pewnym, dobitnym głosem. Może to fatycznie dobre rozwiązanie? Chociaż, czy ja potrafiłbym z nim znów żyć? Jak rodzeństwo, razem.
Ciche westchnienie wyrwało się z ust. Chyba powinienem. Jeśli to, co mówi jest prawdą, to… Należy mu się. Za te całe cierpienie. Mógłbym spróbować. Chociaż udawać. A może jednak będzie to udany eksperyment. O ile, to, co mówi jest prawdą. Dziwna sytuacja. Niby mu wierze, jednak mam wątpliwości. Pozostaje ten cień niepokoju, zwątpienia. W końcu trudno osobie, której się nienawidzi od ładnych kilku lat, nagle zacząć bezgranicznie wierzyć. Ale spróbuję. Ze względu na przeszłość. Te samotne dnie, w których błagałem bogów, aby przyszedł do Konohy i powiedział mi, że śmierć rodziców nie była bezsensowna, że musiał to zrobić, a nie chciał, że był w tym głębszy sens.
— Spróbuję — wyszeptałem podnosząc wzrok i patrząc w te oczy. Oczy tak podobne do moich, lecz mimo to zupełnie inne. Zaiskrzyły się w nich ogniki szczęścia, radości. Podszedł do mnie i zrobił coś kompletnie zaskakującego, przytulił. Poczułem się znów jak kilkuletni bachor, który szuka ochrony oraz spokoju w ramionach brata. Objąłem go, pozwalając by dziwne błogie szczęście zawładnęło mną. Dostałem przypływu euforii. Jest tutaj. Ze mną. I wszystko wróci do normy. Bo mimo usilnych starań, wmawiania sobie, że jest inaczej. Tęskniłem za nim. Uśmiechnąłem się, zamykając oczy. Wtuliłem się w brata, pozwalając zniknąć w jego ramionach, które tak wiele razy dawały bezpieczeństwo.

*

Uwolniłam ich z genjutsu. Wyglądali uroczo, tak razem, przytuleni.
— Już zakończyliście rozmowy? — zapytałam a mężczyźni kiwnęli głowami. — Sasuke poczekaj na zewnątrz. Muszę coś jeszcze załatwić z Itachim.
— Powiedz mi, dlaczego to robisz? U Orochimaru miałem wrażenie, że traktujesz mnie jak wroga. A teraz, pomagasz nam.
— Po prostu mam dług względem twojego brata, który chcę teraz spłacić. Przy okazji mu też podziękować. To wszystko.
— Atari, jesteś jedną wielką zagadką.
— Uznaję to za komplement. A teraz, poczekaj na zewnątrz.
Sasuke spojrzał na swojego brata, który potaknął głową. Mężczyzna wyszedł. Zostaliśmy sami. Podeszłam do Itachiego wyjmując mu z kabury kunai. Jednym szybkim ruchem rozcięłam skórę na swoim ramieniu.
— Nie ruszaj się — powiedziałam widząc jak brunet zareagował. Podeszłam bliżej. — Podaj rękę i złącz nasz małe palce jak to robią małe dzieci obiecując sobie coś. Na tzw. mały palec — oznajmiłam a zdziwiony Uchiha wykonał polecenie. — Zamknij oczy i ich nie otwieraj póki ci nie powiem.
Zrobił to a ja wówczas spokojnie zdjęłam okulary, chowając je do kieszeni. Podeszłam bliżej tak, że nasze czoła stykały się. Splotłam nasze palce przy wolnych dłoniach. Zamknęłam oczy skupiając się na przeprowadzonym rytuale.

Poprzez otchłań gwieździstej nocy,
Podążamy,
Niosąc jeden umysł jedno serce.
Ja i Ty,
Tu i teraz.
Związani obietnica.
Połączeni w jedność.
Ja i Ty,
Tu i teraz.
Podążamy,
Niosąc pod powiekami jedną duszę.
Składam ci tą obietnicę.

Wyrecytowałam tekst paktu. Nienawidziłam tych słów. Szczerze ich nienawidziłam. „Połączeni w jedność, jedność, jedność…” te słowa odbijały mi się w umyśle rozpraszając. Musiałam się skupić. Zignorowałam denerwujące słowa. To był jeden z gorszych momentów. Teraz przez oczami przelatywały mi w zawrotnym tempie obrazu z jego życia. Chwile, w których używał sharigana. Spoglądałam na sceny tak jakbym tkwiła w jego umyśle. Słyszałam myśli, które wówczas wypowiadał, czułam te same uczucia. Zabicie przyjaciela. Wymordowanie klanu. Rozmowa z bratem. Spotkanie z Tobi. I setki a może tysiące innych zdarzeń. Krew tryskała na wszystkie strony. Myślałam, że widzę tylko czerwień. Przeciwnik, potem trup. Masa ciał rozkładających się na polach bitew. Nogi się pode mną uginały. Bałam się, że nie wytrzymam i osunę się. Nie mogę tego zrobić, bo Itachi straci wzrok. Muszę wytrzymać. Wiedziałam, że on teraz również nie ma lekko. Widział podobne obrazy. Tyle, że z mojej perspektywy. Było ich więcej, bardziej krwawe. A najgorsze były uczucia i myśli. Rozłączyłam nasze małe palce. Pakt zakończony. Chociaż to nie jest jego pełna forma. Zniknie po upływie dwudziestu czterech godzin. Taki krótko terminowy pakt. Za maczając kciuk w ranie przejechałam nim po powiekach Uchihy, zostawiając czerwone maźnięcie. Po czym splotłam palce z dłonią bruneta. Znów stykaliśmy się czołami. A teraz najcięższa część spotkania. Trzeba mu zapewnić wieczny mangekyo. Muszę się skupić. Wytrzymać jeszcze trochę. Bo jeśli coś pójdzie nie tak Itachi oślepnie. Teraz nie ma mnie. Nie istnieje. Jest tylko on. Muszę stań się impulsem, który dotrze go jego umysłu.
— Pokaż mocy dar. Odwróć czasu bieg. I zwróć mi dawny skarb. Odmień losu plan. Przywróć, co stracone. I zwróć mi mój dawny skarb — wyrecytowałam ostatnią formułkę. Otworzyłam oczy spoglądając intensywnie w czerwona maź na powiekach bruneta. Krew powoli zaczynała znikać, jakby była wchłaniana. Po chwili nie było po niej śladu. Zdjęłam mu z czoła ochraniacz z przekreślonym symbolem Konohy i zawiązałam go na oczach. Uf już po wszystkim. Naprawdę cały ten rytuał budzenia sharingana jest wykańczający. Czuję się jakby ktoś wyssał ze mnie całe pokłady chakry. Nogi mam jak z galarety. Trzęsą się i nie mogą ustać. Wata w kolanach nie pozwala iść. A głowa wydaje się wypełniona ołowiem. Przypominając w niezbyt miły sposób o grawitacji. Próba iścia się była dość nie udalna. Z boku to wyglądało zapewne jakby dziecko uczyło się poruszać swoją pierwszą w życiu marionetką.
— Teraz przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny nie możesz otwierać oczu. Jeśli wytrwasz, najwyższy poziom sharingana jest twój — oznajmiłam zakładając okulary na nos. Jakimś niewyobrażalnym cudem udało mi się stanąć mniej więcej w prostej pozycji. — Chodź, pewnie twój brat się niecierpliwi.
— Co to w ogóle było?
— Zapomniany rytuał klanu… — urwałam bojąc się wyjawić za dużo.
— Uchiha? — dokończył za mnie. — Skąd tak dużo o nich wiesz? Te obrazy, uczucia, słowa, do kogo należały? Do ciebie?
— Nie wiem. Prawdopodobnie do ostatniej osoby, która przechodziła ten rytuał — skłamałam.
— Kłamiesz — rzekł dobitnie. — I tak kiedyś odkryję twoją tajemnicę — oznajmił kładąc mi dłoń na policzku. Odtrąciłam ją.
— Oby nigdy — wyszeptałam a w sumie to wypowiedziałam w myślach poruszając bezdźwięcznie ustami. — Chodź, twój brat czeka.
Wyszliśmy na skąpany w popołudniowym słońcu teren. No naprawdę, duet z nas dobrany. Itachi nic nie widzi, przez co ciągle się potyka i idzie z rękami do przodu niczym zombie, próbując namacać przedmioty przed sobą. Notabene powinnam mu pomóc, ale. Moja ordynacja, głowa nogi, jakoś dalej szwankowała. Sasuke siedział pod drzewem wyraźnie zamyślony.
— Możemy ruszać. Odprowadzę was pod mury Konohy. Chcę się upewnić, czy wszystko przebiegnie tak jak ja tego chcę.
Wbrew mojej wielkiej ochoty na odpoczynek musieliśmy szybko się stąd oddalić. Doskonale widziałam, że gdzieś tutaj jest Tobi. Nawet mogłabym przysiąc, że czuję jego obecność. Chociaż nie wiem na ile to strach, że może już tu być, a na ile rzeczywistość. Zastanawiałam się, jak zareaguje, kiedy dowie się, że pokrzyżowałam mu plany.  W końcu po śmierci Itachiego zamierzał zająć się Sasuke. Cokolwiek ukrywało się pod słowem „zająć”. Mnie się wydawało, że wykorzystać, bardziej by pasowało. Bo z tego, co udało mi się dowiedzieć — jakoś Tobi skory do przedstawienia mi swojego planu nie był — chciał posłużyć się nim do złapania ośmioogoniastego czy nawet Kyuubiego.

 Zrobiliśmy postój. Była noc. Bracia ułożyli się do snu. Jak zwykle zostałam na czatach pilnując, aby nikt nam nie przeszkadzał i aby ogień nie zgasł.
 — Sasuke. Mógłbyś w końcu pójść spać. Nie pozabijam was we śnie.
Wiedziałam, że brunet nie śpi. Dokładnie jak z Itachi na pierwszych misjach. Gdy teraz na to patrzę, wydaje mi się, że błędem było walczyć z nim u Orochimaru. Jest teraz bardzo podejrzliwy.
 — On tobie może ufa. Ale ja nie. Wolę cię mieć na oku. Twoje postępowanie musi mieć coś na celu. Nie myśl, że nie poznałem się na tobie u Orochimaru.
 — Brawo — rzekłam klaskając. — Ani mi się waż powiedzieć o tym Itachiemu — wysyczałam mu do ucha, zjawiając się za nim w tempie mrugnięcia okiem.
 — A jeśli powiem?
 — Domyśli się.

*

Widziałem jak się oddala siadając przy ognisku. Nie cierpiałem jej. Już za czasów Orochimaru. Była jego pupilkiem. Skakał wokół niej jak wygłodniały pies dookoła właściciela. Przytakiwała mu, wypełniając zadania, udając posłuszną i lojalną. Ale robiła, co chciała. I te jej zachowanie. Traktowała mnie jak smarkacza, który nie ma prawa nosić nazwiska Uchiha. Zachowywała się niczym głowa rodu. Jakby wiedziała wszystko o sharinganie i klanie. Coś w niej było nie tak. Próbowałem dowiedzieć się, kim ona jest, ale… nawet Orochimaru tego nie wiedział. Jednak postanowiłem milczeć. Ale… dam sobie obciąć rękę, że ona jeszcze zrujnuje nam życie. Jestem tego pewien.

1 komentarz:

  1. Sama nie wiem co bym mogła napisać. Nie napiszę: świetnie, wspaniale, ekstra itd ( można by długo wymieniać), bo to nie odda w pełni tego jak się cieszę widząc nowy rozdział. A ta radość przekracza wszelkie limity, gdy jestem przy końcu xD Cały czas odczuwam niedosyt i chce więcej, a ten rozdział nie pozwolił mi się od siebie uwolnić. Długo czekałam na rozmowę pomiędzy nimi :D W końcu pojawił się Sasuke !! Akcja również się rozkręca. Zastanawiam się jak to wszystko się potoczy. Czy u ciebie też wystąpi IV wielka wojna shinobi, co się stanie z Tobim i w ogóle kim on jest. Pewnie dojdzie do jakiś utarczek między Itachim, a Sasuke. Inaczej by nie było. W końcu Atari sporo namieszała xD Ciekawa jestem co się stanie, jak spotka Tobiego?? Będzie zły? Ten rozdział otworzył tyle nowych możliwości. Chciałabym, aby następny rozdział ukazał się szybciej xD Już niedługo pokażesz nam swojego Naruto !! Mówiłam ci, że uwielbiam tego blondyna? Teraz dużo się mówi o postaci Menmy z najnowszego filmu Naruto. Słyszałaś o nim?? To alternatywna wersja Naruto, ale wygląda jak jego połączenie z Sasuke. W dodatku ma Sharinngana w jednym oku. Nakręcam się na ten film coraz bardziej ;] Szkoda, że pojawi się dopiero w kwietniu :(
    W dodatku mam do ciebie jeszcze prośbę. Masz może gdzieś zapisaną poprzednie opowiadanie, które prowadziłaś na onecie?? Jakbyś miała, to dałabym ci swojego e-maila i byś mi skopiowała dla celów własnych?? (chodzi mi o to, żeby sobie poczytać, jak mi się nudzi xD) No i na moim blogu pojawiła się informacja. Na razie tyle. Dużo weny i czytelników, a pod ostatnim rozdziałem zobaczyłam nowy nick. Gratuluję :D Papatki

    OdpowiedzUsuń