Witam! Oto powracam z drugim
sezonem, z kontynuacją poprzedniego opowiadania. Gdyż to ono wygrało w głosowaniu. Dwie osoby głosowały na niego, jedna na opowiadanie nr 1, więc z racji większości zostało wybrana kontynuacja "Czerwonej nici", która rozpoczyna się krótkim
prologiem. Z góry uprzedzam i przepraszam jednocześnie za poziom, lecz niestety
tak długa przerwa od pisania swoje zrobiła. Mam nadzieję tylko, że nie jest to
aż tak widoczna a przede wszystkim, że nie utrudnia zrozumienie treści. Zapraszam
do czytania i bardzo dziękuję za miłe słowa pod ostatnim postem. Nawet nie
wiecie jak to działa na autora, przeczytać, że jednak są osoby, którym
opowiadanie się podobało i chcieliby, aby autor pisał. Dziękuję bardzo wam za
tamte słowa, bardzo mnie podniosły na duchu.
Prolog
Zakapturzony mężczyzna siedział pochylony nad stołem pełnym
rozłożonych ksiąg i zwojów, uważnie studiując dawne, często zapomniane
techniki.
— Jak mniemam wracasz od niej? —
zapytał nawet nie zaszczycając gościa spojrzeniem. — Co zamierzasz teraz? — ciągnął
wiedząc, że mężczyzna skory do rozmów nie jest. — Tobi umarł. Madara również.
Atari ciebie nie chce. Białego wytępili.
Co zrobisz? — Odwrócił się spoglądając na czarnego Zetsu stojącego w drzwiach,
którego wzrok skierowany był w głąb korytarza skąd przyszedł.
— A ty, co takiego zamierzasz? —
odezwał się przecinając ciszę basowym głosem. — Nie uwierzę, że dasz się zabić
od tak — dodał, gdy odpowiedź nie nadchodziła.
— Mam swoje plany. Czyżbyś
chciał w nich uczestniczyć?
—Nie
przyłączę się do osoby, która zgubiła Tobiego.
— Hę?
— Madara sam z siebie nagle koło Atari się nie pojawił. Tego
nie było w planach.
Białowłosy tylko wykrzywił usta w złośliwym uśmiechu
pełnym arogancji. Zamaskowany go nie doceniał a on go przecenił. W gruncie
rzeczy planem nie była jego śmierć na polu bitwy, ani oddanie dziewczyny w ręce
Kage. To tylko skutki uboczne wygórowanego mniemania o przeciwniku, trochę
tragiczne w konsekwencjach, lecz wszystko można odwrócić.
— Co zrobisz sam ze sobą? — zapytał mierząc Zetsu przenikliwym
wzrokiem za szkieł okularów.
— Dla mnie życie się już skończyło. Moim jedynym celem
było trwanie przy nich.
— Na rękę byłoby tobie znalezienie się teraz tam gdzie
oni.
— Sugerujesz, żebym dał się zabić Zjednoczonym Siłą? Jako
kto?
— Jako ja.
— Jak chcesz niby to osiągnąć?
— Są pewne dwie metody. Wszystko zależy tylko do tego,
która przy twoich zdolnościach będzie odpowiednia.
— Słucham — nakazał
podchodząc do biurka okularnika pokazującego z uśmiechem tryumfu plan
działania.
***
Zakapturzona postać pokonywała szybkim tempem kolejny las
w kolejnym kraju. Nie musiał obawiać się szpiegów, wszyscy rozluźnili się, bo
przecież wojna zakończona wróg pokonany i wybity do ostatniego poplecznika.
Było mu to na rękę, niech tak sądzą, on w tym czasie będzie robił swoje.
Późnym wieczorem dotarł w okolicę Konohy. Doskonale
wiedział gdzie szukać pozostałości po laboratoriach i siedzibach swojego pana,
lorda Orochimaru. Znał te tereny aż za dobrze. Zabierając na własność stare,
poukrywane podziemia oraz oficjalnie nie żyjąc mógł pod nową tożsamością
spokojnie wmieszać się w mieszkańców wioski, jako stary ekscentryczny zielarz z
chatą w głębi lasu. Pozawalało mu to na to, w czym był najlepszy, szpiegostwie.
Upalne letnie popołudnie, mężczyzna okryty czarnym
materiałem leżał na dachu sąsiedniego domu obserwując uważnie ogród, gdzie pod
drzewem na leżaku wypoczywała białowłosa kobieta oglądając bezchmurne niebo. Niemalże
codziennie przychodził tutaj, spędzając w niewygodnej pozycji kilka godzin.
Nieraz pozwalając sobie na zbliżenie się bardzie, lecz tylko wówczas, gdy miał
pewność, że Atari go nie zdemaskuje. Mimo oficjalnego pokoju, po kilku latach
względnego rozluźnienia Tsunade wolała nie ryzykować, shinobi wrócili do
pełnienia swoich odwiecznych funkcji a białowłosa nie była osobą, która
kiedykolwiek mogłaby przestać być czujna.
Zważywszy na nieprzychylność, jaką darzyła ją Hokage nieustannie o tym
przypominając poprzez zabieranie na kontrolne badania, które wyglądały jak
sprawdzanie wytrzymałości, przez co Atari nie traciła nawyków shinobi. Utrudniało
to mężczyźnie dostęp do niej, lecz też pozwalało na lepszą analizę osobowości
obiektu, którym była białowłosa.
Gdy pod wieczór dziewczyna zniknęła w czterech ścianach
budynku mężczyzna odetchnął rozprostowując kości, opuszczając dach, by móc
spokojnie wrócić do podziemi, chłodnych pachnących zgnilizną i stęchlizną
byłych laboratoriów, w których spędzał swój czas. Zabrawszy z poprzednich
podziemi notatki Tobiego, opróżniwszy jego tajny gabinet z wszelakich
dokumentów, zapisów, ksiąg, posiadł wiedzę większą niż zamaskowany, Atari teraz
dla niego była niczym gotowy przepis podany na tacy. Jednak pożądanie wiedzy
przez Kabuto było silniejsze od niego, czekał, obserwując dokonując korekty,
dopisując ważniejsze rzeczy, testując nieświadomą niczego kobietę, po to, aby w
końcu ziścić swój plan.
Trochę się naczekałam na kontynuację :)
OdpowiedzUsuńProlog całkiem przyjemny, robi smaczek na ciąg dalszy. Ogólnie to życzę sporo weny :)
Łi, zapowiada się na prawdę bardzo interesująco. Ciekawi mnie co za intrygę knuje okularnik. Brakowało mi twojego opowiadania ! :) Jeśli nie masz nic przeciwko, byłabym ogromnie wdzięczna gdybyś informowała mnie o nowych rozdziałach, na blogu dirty-crystal.blogspot.com lub na mailu akvuma@gmail.com. Rozumiem jeśli to dla ciebie kłopot, jednak na prawdę byłoby to dla mnie wygodniejsze, szczególnie, że przeskakiwanie po blogach w oczekiwaniu na kolejne posty jest męczące i jak widzisz, w przypatku tego bloga, zajęło mi to tydzień. eh.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco i życze duuużo weny !