Poranek nie należał do najbardziej udanych, skacowany
brunet ledwo się ruszał, Atari również energią nie grzeszyła zaś konieczność
wcześniejszego wstanie niż zwykle, aby móc jeszcze skorzystać z prysznica,
pogarszała całą sprawę.
— Itachi śniadanie — zawołała stawiając na stół wyjęty z
lodówki jogurt. — Itachi.
— Błagam ja ciebie, nie krzycz — mruknął wychodząc z
sypialni trzymając się za obolałą głowę.
— Wypij to. — Postawiła szklankę z dziwną zielonkawą
substancją w środku. — Za osiem minut wychodzimy — dodała krzątając się po
salonie by zebrać wszystkie potrzebne rzeczy.
Mężczyzna marszcząc się na niezbyt atrakcyjnie pachnącą
substancją uniósł naczynie wypijając jednym duszkiem, wykrzywiając przy okazji
twarz w grymas spowodowany cierpko-gorzkim smakiem ziół zmiksowanych z surowymi
warzywami. Nie umniejszając rewelacyjnych skutków zmniejszających kaca płyn był
ładnie mówiąc nieznośnie niesmaczny, a bardziej kolokwialnie obrzydliwy.
— Skarbie a te śniadanie to gdzie?
— Przed tobą, jedz szybko.
Z zawiedziona minął chwycił za łyżkę otwierając
przygotowany jogurt, zerkając ukradkiem na białowłosą szukającą dzwoniącej
komórki.
— Halo? Słucham? Nie sprawdzałam skrzynki wczoraj. A kiedy
to pan wysłał? Dobrze, nie ma sprawy. — Przechodząc koło bruneta klepnęła go w
ramie wskazują na zegarek, przy okazji kiwając głową w stronę wyjścia. —
Przejrzę ofertę, ale jestem na tak. Pańskie ruchy zawsze w tych sprawach były
dobre, więc i teraz nie ma zastrzeżeń, aby nie zgodzić się. Tak zadaję sobie z
tego sprawę. Do kiedy jest wyznaczony termin? Rozumiem, rozumiem, ale tak
orientacyjnie. Dobrze, postaram się w jak najszybszym czasie tym zająć. A teraz
proszę o wybaczenie muszę już kończyć. Odezwę się później, do widzenia i
dziękuję serdecznie za poinformowanie o okazji. — Rozłączyła się. — Itachi
musimy przyśpieszyć — mruknęła zamaszyście otwierając drzwi klatki schodowej. W
między czasie podczas rozmowy zdążyła zebrać wszystko, wyciągnąć Uchihę i wyjść
z mieszkania. Nie można było pozwolić sobie na zwolnienie i przystanie na
chwilę, do odjazdu pociągu mieli mniej czasu niż zazwyczaj a poranna pora
sprzyja tłumom na dworcach. Dodatkowo, jeśli nie będzie się odpowiednio
wcześniej na stacji może się zdarzyć, że najzwyczajniej w świecie, fizycznie
nie zmieszczą się do wagonu, o czym oboje doskonale wiedzieli, gdyż zdarzyło im
się to już, co skutkowało spóźnieniem się, czego firma nie toleruje.
— Kto dzwonił? — zagadał, kiedy udało im się wejść do
pociągu, o miejscach siedzący nie było już mowy, ale najważniejsze, że było się
w środku.
— Pan Kobayashi.
— Kto?
— No Kobayashi.
— A kim on jest?
— Nie wiesz? — Dziwiła się, chociaż chwilą amnestię można
było tłumaczyć doskwierającym nadal kacem. — Jest naszym maklerem już do wielu
lat.
— Czekaj, a nie był nim Manara?
— Itachi, słonko ty moje, to jedna i ta sama osoba. Miał
niedawno ślub i przyjął nazwisko żony.
— A! — oznajmił doznając olśnienie. — To, co chciał?
— Sprawdzam właśnie — mruknęła odczytując emaila na
telefonie. — Pojawiła się jakaś super okazja wykupienia pakietu większościowego
w dużym przedsiębiorstwie z Kraju Deszczu. Dochodzi do sporej prywatyzacji,
przez co ceny są bardzo niskie, więc konkurencyjne. Trzeba by szybko działać,
ale wiesz, że bez twojego podpisu Kobayashi nic nie jest w stanie zrobić,
wszystko jest na nazwisko Uchiha.
— No nie zupełnie — przypomniał. W prawdzie Atari
powiedziała prawdę, ale żeby nie wzbudzać zainteresowania mediów stworzyli
firmę, która jest dla nich przykrywką. Wszelkie manewry kapitałowe dokonywane
są przez nią i na nią rejestrowane, a prezesem jest mąż kobiety z gałęzi klanu
Hyuuga, przez co inne nazwisko i nawet nikt nie łączy ani Uchihę ani Hyuugę ze
spółką. On zarządza całym przedsięwzięciem, uchodząc za posiadacza pełnego
majątku, choć naprawdę wszystko zapisane jest na Uchihę. Tę skomplikowaną tajemnicę
swego czasu wymyśliła sama Atari, którą zaczęli męczyć wścibscy reporterzy
ciągle przeliczający ich stan kont i brak normalnego życia. Luksusy oraz zabawa
w milionera była przyjemna, lecz tylko do pewnego stopnia. Wszystko się
komplikowało, kiedy trzeba było zmieniać tożsamości, pozorować śmiertelne wypadki,
przepisywać majątek, potem problemy z zainteresowaniem przez dziennikarzy
spadkobiercami, zamieszanie rosło za każdym razem. Przez to oboje zdecydowali
się ukryć, wiodąc spokojnie życie z codziennym chodzeniem do pracy, mimo iż nie
było to konieczne.
Dzień minął tak jak każdy innym, chociaż ten był trochę
bardziej zamulony niż poprzednie, a to wina niewyspania się, co odbijało się na
szybkości wykonywanych zadań. Itachi ledwo siedział kołysząc się przed ekranem,
co chwilę poprawiając zsuwające się okulary a upał panujący na zewnątrz tylko
potęgował uczucie zmęczenia, ale dzięki klimatyzacji i mrożonej kawie był
jeszcze do wytrzymania. Białowłosa również średnio się trzymała, odpływając
ciągle myślami do swoich problemów miałam kłopoty z poprowadzeniem równo kreski
a rysik tabletu szybko wyłapywał najmniejsze drgania. Jednak uznała, że dochodzenie przeprowadzi
sama, nie wtajemniczając Uchihę, dla jego własnego dobra. Krótka dedukcja dała
jasny wynik, że najwyraźniej tylko ona jest znów na obserwacji, więc Itachiego
nie podejrzewają o posiadanie nadnaturalnych zdolności, którymi zostały
okrzyknięte umiejętności shinobi. Musiała bardzo uważać, aby bruneta nie
wciągnęli w to oraz, aby on sam się nie dowiedział, że po raz kolejny chce go
chronić dla jego dobra.
Dzięki kacowi mężczyzna po posiłku od razu udał się do
łóżka dając czas wolny kobiecie. Atari przygotowawszy sobie mrożoną herbatę
usiadła z nią na ulubionym fotelu i uruchomiwszy laptopa zabrała się za
przeglądanie Internetu. Nie łatwo jest znaleźć wśród tysięcy opowiadań
fantastycznych powstałych na bazie legend o shinobi prawdziwych faktów.
Śledziła wzrokiem białe litery na czarnym tle forum miłośników ninja, licząc na
poukrywane w wypowiedziach przydatne informacje. Uznała, że najłatwiej będzie
odkryć skąd ktokolwiek wie o jej umiejętnościach poprzez prześledzenie wiedzy,
jaka pozostała odnośnie osób jej pokroju.
— Bingo — mruknęła do siebie odczytawszy bardzo
interesujący post.
„Głupoty
wypisujecie, to nie jest umarły temat, jest równie poważny i prawdziwy jak
temat demonów. W końcu przecież teologowie od wieków nad tym rozprawiają, są
prace naukowe, seminaria, publikacje.”
„Nie rozśmieszaj
mnie aman221. Nic takiego o ninja nie ma, są tylko legendy i bajeczki jak o
chociażby Lucyferze. O nim faktów nie znajdziesz.”
„Mnie również
rozśmieszasz byboskidar. O nim jest sporo legend, ale niektóre z nich są
poparte dowodami, wystarczy dobrze poszukać a nie wylizać z wierzchu lukier
twierdząc, że ciasto biszkoptu nie posiada.”
„Ej panowie to temat
o ninja a nie demonach. Administrator upomina, nie spamować wiadomościami nie
na temat. Od tego jest offtopic.”
Zmarszczyła brwi zła, że na tym skończyła się ta ciekawa
wymiana zdań. Kilka kliknięć pozwoliło jej na zdobycie email niejakiego
aman221. Napisała do niego mając nadzieję, że odpisze a adres jest nadal
aktualny, gdyż znaleziona dyskusja była sprzed czterech lat. Cokolwiek by nie
podał byłoby to już znaczącym tropem, w końcu, kto inny jak nie ludzie badający
przez całe życia tylko ten jeden temat będą mieć większą wiedzę? Cieszyła się z
dokonanego odkrycia jednocześnie będąc podirytowana, że sama na coś tak
oczywistego nie wpadła. Od razu w nowej karcie wpisała zapytanie do
wyszukiwarki, tym razem dotyczące kierunków studiów związanych z shinobi.
Oczekiwała jakiejś specjalizacji na historii, archeologii czy literaturze
badającej podstawy legend, lecz nic takiego nie mogła znaleźć. Miała wrażenie,
że świat chce przemilczeć ten okres, traktować jakby go nie było, podobnie jak
to bywało w czasach ninja, którzy pomijali okres przed ich nastaniem,
skrupulatnie wykręcając się brakiem zainteresowania innych czy koniecznością
znania tego. Jednakże ludzie to dziwne byty i na pewno znajdują się wśród nich
tacy dziwacy, gotowi poświęcić całe życie na tropinie shinobi, wbrew panującej
opinii powszechnej, tylko pytanie jak do takich osób dotrzeć.
Westchnęła przeciągając się. Spoglądając w błękit nieba za
oknem wracała wspomnieniami do dawnych dni. Kiedyś łatwiej było o wszelkie informacje,
których niezastąpionym źródłem były archiwa Kage oraz Akatsuki. Zawsze
zastanawiała się jak Tobi był w stanie tyle wiedzieć, ale w końcu na usługach
miał armię białych Zetsu idealnie maskujących się w każdym otoczeniu.
Uśmiechnęła się do przeszłości odtwarzanej aktualnie w jej głowie, do której,
mimo jej brutalności, ogromnego ryzyka ponoszonego na każdym kroku i
prawdziwego nieukrywanego niebezpieczeństwa czyhającego z wszelkich zakamarków,
tęskniła. Słodki uśmiech przerodził się w gorzkie podtrzymywanie kącików ust w
górze i tylko żałość przepełniała czerwień tęczówek, tęsknota za czymś, co się
dobrze wie, że nigdy nie wróci. Znów westchnęła przenosząc wzrok na pusty kubek
po mrożonej herbacie, wówczas przez umysł przebiegła pewna myśl.
— Tobi! — krzyknęła prostując się gwałtownie, omal nie
zrzucając z kolan laptopa. — No tak — mówiła do siebie szybko otwierając kolejną
stronę i uruchamiając podgląd satelitarny. Zamaskowany prowadził swoje
dzienniki, w których wszystko zapisywał. Zetsu ją o tym poinformował, kiedy
jeszcze leżała w szpitalu tuż przed oficjalnym zakończeniem wojny. Wprawdzie
potem wymknęła się z Konohy, aby zabrać te zapiski i umieściła je w podziemiach
klanu Uchiha, w spalonej osobiście ich bibliotece z książkami na jej temat.
Myśl, która przeszyła umysł dotyczyła zapytania „czy aby Tobi na pewno miał
tylko ten jeden ukryty gabinet?”. Wprawdzie mógł posiadać notatki własne lub
nawet Madary w innym miejscu, a to, co znalazłam w tamtych korytarzach równie
dobrze mogło być tylko częścią. Zła na siebie, że dopiero teraz przyszło jej to
do głowy próbowała odnaleźć na współczesnej mapie kryjówki Tobiego. Nie było to
łatwe zadanie, ale w końcu znalazła pożądany obszar, na którym aktualnie mieści
się park narodowy, co znaczy, że najprawdopodobniej nikt nie odkrył podziemi.
Dla pewności weszła na ich oficjalną stronę, czytając krótką historię okolicy
jak i informacje o życiu na tym terenie zagrożonego wyginięciem rzadkiego
gatunku orła. Marszcząc brwi zapisała link do ulubionych oraz dane kontaktowe z
adresem do notesu. Uznała, że dobrze by było wybrać się na małą wycieczkę do
parku, krótki weekendowy wypad. Również przemyślawszy tą sprawę, doszła do
wniosku, że powinna przejrzeć jeszcze raz dokładniej zapiski zamaskowanego,
które bezpiecznie spoczywają w podziemiach posiadłości. Chciała sprawdzić, czy
nie występują luki w narracji wskazujące na brak jakiś notesów. Niestety dom
znajdował się na obrzeżach ówczesnej Konohy, dojazd po pracy nie wchodził w
rachubę, trzeba poświęcić na to którąś sobotę. Zmartwiła się, gdyż, jak wymknąć
się z domu bez Itachiego. To było prawie niewykonalne. Przeciągnęła się
zerkając na podświetloną kartę gdzie przyszło powiadomienie z popularnego
serwisu społecznościowego, kliknęła odczytując informację o urodzeniu się
młodych Kali. Przyglądając się zdjęciu tygrysicy z małymi kluskowatymi
kociakami wpadła na pomysł zadzwonienia do klasztoru. Pochwyciła komórkę
wybierając odpowiedni numer, mając nadzieje, że Dan nie jest zajęty i odbierze.
Szatyn jest jednym z rozjechanego po świecie klanu Inuzuka, który stracił swoje
zdolności shinobi, przez związki z osobami nieposiadającymi chakrę, lecz nie
zamiłowanie do zwierząt. Akurat Dan, jako sierota podrzucony pod drzwi, trafił
do klasztoru mnichów oddających się starodawnych obrzędom, wierzącym w magię,
gdzie opiekuję się przygarniętymi przez nich w głównej mierze zagrożonymi
gatunkami z okolicy.
— Tak słucham? — odezwał się po kilku sygnałach
przyjacielski młody głos mężczyzny.
— Witaj Dan, co u ciebie?
— Atari? — zapytał zaskoczony. — Jak miło cię słyszeć. A
zupełnie urwanie głowy, pora sucha, przez co skwar jak diabli. Niektóre
zwierzaki nie radzą sobie z takimi upałami, mamy problemy z tygrysami chociażby,
a na złość w budynku przeznaczonym dla nich na takie okresy siadł system
chłodzący.
— U to faktycznie problemy. Radzicie sobie? Może was
wspomóc?
— No wiesz zawsze byłoby miło, ale i tak już tyle dla nas
robicie z Itachim, głupio by było. Mnisi jakoś próbują załatać do datkami, ale
trochę skromnie z nimi ostatnio. A co u ciebie? Wpadasz do nas na urlop?
— U mnie po staremu i mam taki zamiar. Przy okazji może to
trochę nie uprzejme, ale czy mógłbyś mi podać do telefonu dziadka, to znaczy mistrza?
— Żaden problem, tylko muszę przejść do szklarni.
Oddzwonię za chwilę.
— Nie stój! To za drogo cię wyniesie, taka rozmowa zagraniczna.
Puść mi strzałkę a ja zadzwonię.
— Nie ma sprawy, to do usłyszenia za chwilę. Pip. Pip. —
Rozłączył się. W tym czasie Atari przysunęła bliżej sobie notes i długopis, aby
mieć możliwość zanotowania interesujących ją słów najważniejszej oraz najstarszej
osoby w klasztorze. Dan był słowny, po chwili komórka zawibrowała i nim
melodyjka zaczęła grać połączenie zostało zakończone. Maznęła dwa razy palcem
po dotykowym ekranie wybierając ostatni numer.
— Witaj moja droga Atari, jak dawno cię nie słyszałem —
oznajmił radosnym głosem nie dając kobiecie zacząć pierwszej.
— Witaj mistrzu, mnie również miło cię usłyszeć — oparła
poważnie i spokojne z pełnym szacunkiem, jaki należy się najstarszemu mnichowi.
— Oj moja miła, mów mi dziadek, jak wszyscy. — Uśmiechnęła
się sama do siebie na wyobrażenie poczciwej twarzy staruszka ze zmarszczkami,
które dodawały tylko uroku i mądrymi oczami przepełnionymi miłością dla każdego
żywego stworzonka. — Dan mówi, że wybierasz się do nas na urlop, kiedy?
— Niestety tego jeszcze nie wiem, musiałabym porozmawiać z
przełożonymi, ale mam w planach zawitać do was w najbliższym czasie. I związku
z tym miałabym taką prośbę.
— A słucham cię dziecko drogie, pomogę we wszystkim.
— Czy klasztor posiada, jakie zapiski albo informacje o
shinobi zwanych też ninja?
— Do tej pory nigdy cię to nie interesowało — odparł w
powagą w głosie. — Posiadamy o tym księgi, lecz to nie jest rozmowa na telefon,
musiałabyś przyjechać. Musielibyśmy też przedyskutować w radzie ewentualność
dopuszczenia ciebie do oryginalnego zbioru. Zajmujemy się również
przepisywaniem ich na bardziej przystępny język, uzupełniając informacjami z
innych źródeł, nie jest to nigdy wierna replika z poszerzeniem, więc nie jestem
pewny, jaka byłaby decyzja rady.
— Wydaliście już jakieś takie książki? — Zaintrygowało ją
to.
— Owszem, w druku, w niewielkim nakładzie sprzedawanym w
naszym sklepiku pojawiły się trzy takie publikacje.
— Przedtem nie słyszałam o tym, od jak dawna wydajecie
książki?
— Odkąd firma twojego ojca nas zaczęła dotować i tak
hojnie obdarzyła. Przedtem nie było nas stać na zajmowanie się czymś takim, ani
posiadanie sprzętu komputerowego z dostępem do Internetu.
No tak, Atari nie wyjawiła mnichom swojej tożsamości.
Poznała ich stosunkowo niedawno, około dwadzieścia lat temu. Ich klasztorem
zainteresowała się, kiedy zbierali datki organizując pokaz filmowy ze
zwierzęcymi mieszkańcami na którymś z festynów. Dan od razu zwrócił uwagę a
krótkie spotkanie pozwoliło szybko zidentyfikować u niego pozostałość chakry, o
czym sam chłopak nie ma pojęcia. Wcisnęła kit, że hojny datek pochodził od
firmy ojca, a ta łudząco podobna do niej kobieta, którą spotkali wówczas to jej
matka. Mężczyźni przyjęli to, niezmiernie szczęśliwi, że córka chce kontynuować
sponsorowanie ich klasztoru, zaczęte przez zmarłego rodziciela. Kolejny stek
bzdur i kłamstw, w których oboje, i Atari, i Itachi, zaczynali gubić się.
— Jest możliwy do tych książek dostęp inny niż zakup w
waszym sklepie?
— Nie.
— Rozumiem. A byłbyś uprzejmy i mógłbyś mi przesłać w
paczce wszystkie książki, jakie wydaliście? Oczywiście ceny ich doliczę do
następnego przelewu.
— Ależ to żaden problem, moja miła. Nie musisz się
kłopotać, z wielką chęcią wyślę paczkę i niezmiernie cieszę się, że nasza praca
zainteresowała cię.
— To miło. A jeszcze takie pytanie — oznajmiła wracając do
sedna, niezbyt chętna na jakieś zabawy w zbyteczne uprzejmości. — Kto ma dostęp
do tych pierwotnych ksiąg w waszej bibliotece?
— Nie udostępniamy jej ludziom postronnym nawet reporterom
czy miłośnikom tej tematyki. Dostęp jest wyłącznie dla rady mnichów.
— Rozumiem. A czy w historii klasztoru był przypadek
wyjawienia tych tajemnic komuś innemu?
— Był swego czasu, kilkadziesiąt lat temu pewien
niechlubny przypadek. Pewien młodzieniec przyjęty do pomocy, nie był mnichem,
ślubów nie złożył, lecz przebywał na terenie klasztoru cały czas, jak jeden z
nas brał udział prawie we wszystkim. Wkradł się do biblioteki, przyłapaliśmy go
rano jak wertuje zakazane księgi. Uciekł nim postawiliśmy mu zarzuty. Niedługo
potem pojawił się pewien biznesmen z ofertą wykupienia naszych książek za
bagatelną sumę. Mówił, że jest kolekcjonerem i antykwarystą. Odmówiliśmy, chociaż długo nas nachodził
starając się przekupić.
— Rozumiem — wyszeptała zastanawiając się nad usłyszanymi słowami.
— Kilkadziesiąt lat temu — powtórzyła ledwo słyszalnie. — A mieliście jakieś
oznaki włamań po tym incydencie?
— Ciężko orzec czy to włamania. Jakoś specjalnie nie
pilnujemy naszych terenów, które są dość obszerne. Problem stanowią zwierzęta,
zdarza się, że jakieś przedostanie się do nas niszcząc ogrodzenie albo inne
postanowi opuścić klasztor wracając do natury. Mieliśmy raz przypadek
wtargnięcia, myśleliśmy, że to kłusownik.
— Na serio? — zapytała zainteresowana. — Możesz mi o tym
opowiedzieć?
— Nie złapaliśmy go, lecz rano znaleźliśmy martwe
zwierzęta i pokaźną dziurę w murze, jakby staranowaną czymś.
Atari zmarszczyła czoło zaniepokojona. Kłusownicy w końcu
nie pozostawiają martwe zwierzęta tylko zabierają je ze sobą, dla mięsa, skóry
czy futra.
— Później okazało się — ciągnął dalej nie wiedząc, że
białowłosa zaczęła analizować jego słowa, — że to mógł być psychopata,
uciekinier z zakładu z sąsiedniego miasta.
— Interesujące — szeptała do siebie. — Coś jeszcze
przychodzi ci do głowy? A czy ten psychopata
zrobił jakieś zamieszenie w budynkach, czy tylko zaatakował zwierzęta?
— Budynki nienaruszone, domownicy wszyscy cali, dlatego to
mógł być ten psychopata.
— Rozumiem, rozumiem.
— Więcej nie pamiętam, aby dochodziło do jakiś incydentów.
— Dziękuję bardzo za te informacje.
— Powiedz Atari, dlaczego nagle cię to interesuje? —
zapytał a głos jego nadal brzmiał poważnie, zupełnie inaczej niż na początku
rozmowy, jak się witał. — To takie nieoczekiwane? Czyżbyś szukała pomocy?
Nie mogła mu niczego powiedzieć, gdyż mnisi nie byli
wtajemniczeni w jej tożsamość. Przygryzła wargę zastanawiając się, co
odpowiedzieć. Na złość nic sensownego do
głowy nie przychodziło.
— Faktycznie to trochę nieoczekiwane, lecz uznałam, że
powinno się znać przeszłość, aby nie popełniać minionych błędów w przyszłości.
A niestety niewiele osób ma dostęp do takich źródeł jak wasze. Rozważam
wykonanie czegoś takiego jak wy, zebrać informację i przedstawić je szerszemu
gronu, aby więcej ludzi mogło mieć łatwy dostęp do czegoś takiego.
Zainspirowała mnie koleżanka, która pisze właśnie pracę dyplomową z archeologii
i ostatnio bardzo się skarżyła na problemy ze znalezieniem rzetelnych,
autentycznych faktów z tak dalekiej przeszłości, jaką były dzieje shinobi —
łkała jak najęta, wciskając perfekcyjnie opracowaną historyjkę, zaskoczona
czasem potrzebny na wymyślenie jej.
— To bardzo mądre i właściwe. Pochwalam to oraz postaram
się zrobić, co w mojej mocy, aby dopomóc ci w tym chwalebnym przedsięwzięciu.
Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszymy, że dotuje nas, ktoś tak inteligentny
jak ty, nie licząc na nic w zamian. To bardzo szlachetne w dzisiejszych
czasach.
Wywracała oczami, słuchając lukrowanych komplementów,
poruszonego dziadka z lekko drgającym ze wzruszenia głosem. Wiedziała, że mówi szczerze
wypowiadając to, o czym naprawdę myśli, lecz uważała to za zbyteczne i nie
przepadała za czymś takim.
— Bardzo ci dziękuję, to…
— Wybacz mi moja droga — przerwał jej w samą porę, gdyż
nie do końca wiedziała jak ubrać w słowa i dorobić do tego kilka zdań na zwykłe
„to miłe”, które wypadało rozwinąć, zważywszy na przejęty ton rozmówcy, który z
powagą i pełną szczerością zachwala cię. — Obowiązki wzywają. Mam nadzieję, że
niedługo zawitasz do nas wraz ze swoim ukochanym. Proszę pozdrów ode mnie i nas
Itachiego. Niech bóg ma cię w opiece i zdrowiu.
— Dziękuję. Tak zrobię. Dbajcie o siebie, niedługo
przyjedziemy.
Rozłączył się.
— Hm… — mruknęła do siebie przeciągając się. Zdobyła
dzisiaj sporo interesujących informacji, co ją cieszyło. Żaden biznesmen nie
wyda ogromnych sum na kupno książek, tylko po to, aby je postawić na półce,
musiał mieć ukryty cel. Zastanowiła się głębiej nad przyczynami
zainteresowania. Akurat w takich sprawach była dobra, więc pod dłuższej chwili
wykreował jej się pewien obraz tamtej sytuacji. Ktoś poszukujący shinobi
odkrywa starodawny klasztor zajmujący się tradycyjnymi obrzędami, posyła do
niego szpiega, który ma sprawdzić czy mnisi posiadają o nich jakieś informacje,
dokonuje odkrycia w bibliotece, lecz zostaje przyłapany, więc ucieka. Następnie
zjawia się biznesmen gotowy za wszelką cenę wykupić księgi, spotyka się z
twardą odmową, która nie pozostawia mu wyboru. Wysyła szpiega, jednak zwierzęta
atakują go robiąc zamieszanie, toteż, aby uciszyć zabija, włamując się do biblioteki.
Akcja przebiegała w czasie, kiedy włamywacz mógł zrobić cyfrowe zdjęcia
zawartości ksiąg, czego jego poprzednik jeszcze nie znał. Całe zajście
usprawiedliwione jest psychopatycznym uciekinierem, więc nie ma dochodzenia.
Przygryzła wargę, widząc pewną logikę w tym jak i spore prawdopodobieństwo.
Tylko jeden malutki szczególik nie dawał jej spokoju, wiek biznesmena.
Zakładając, że wszystkim dowodzi jedna i ta sama osoba, na stan dzisiejszy
powinien być dobrze podstarzałym dziadkiem, to trochę rujnowało spójność tej
wizji. Nabierała ją dopiero w chwili, kiedy przyjmie się, że ów mężczyzna
powierzył swoje tajemnice oraz pasję odkrycia shinobi, bez doszukiwania się
przyczyn, dlaczego, swojemu synowi. Jeśli byłoby to prawdą, to jest, czym się
zaniepokoić. Atari zmarszczyła brwi przykładając kciuk do warg i zaciskając
zęby na paznokciu. Wizja rodziny, która od pokoleń przekazuje sobie zebrane
informacje o ninja, która najprawdopodobniej wpadła na jej trop, budziła lęk. O
ile znów dokona się pewny założeń, że tamten biznesmen lub jego rodzina, jest
odpowiedzialna za atak na białowłosą, ewentualnie są powiązani z tymi ludźmi.
— Osz cholera — mruknęła rozeźlona, ale jednocześnie
zaniepokojona odkrywaną machinacją, która wygląda na zaledwie wierzchołek góry
lodowej. Robiło się coraz bardziej skomplikowanie oraz powstawało za dużo
założeń, musiała zdobyć jakieś pewniki. Niestety, nie jest to łatwe zadanie a
konieczność ukrywania tego przed Uchihą tylko potęgowało problemy. Westchnęła
przenosząc wzrok na drzwi do sypialni, za którymi smacznie spał brunet,
przynajmniej powinien, gdyż obecnie stał oparty o framugę i przyglądał się
uważnie białowłosej.
— Obudziłeś się skarbie? — zapytała siląc na uśmiech,
mając nadzieję, że dopiero przyszedł.
— Co się dzieje? — zapytał podchodząc do zaczynającej lekko
panikować Atari. Dziewczyna szybko chwyciła za ekran laptopa zamykając go, aby
nie wydało się czego poszukuje.
— Ale o co pytasz? Kac minął? — zagadała starając się
zwieść.
— Owszem — odparł podejrzliwie się przyglądając. — Kotek,
co jest? — Pochylił się zaglądając prosto w oczy, owiewając twarz ciepłym
oddechem. Odruchowo przygryzła wargę wpatrując się w zatroskane czarne tęczówki
ukochanego. Tkwili tak zapatrzeni w siebie przez chwile, po czym Itachi
płynnymi ruchami zabrał laptopa odkładając na stolik obok i pociągnął ją do
siebie zmuszając do wstania. Zamknąwszy drobne ciało dziewczyny w czułym
uścisku obrócił się zasiadając na fotelu, lokując Atari na swoich kolanach.
— Itachi? —zapytała zaskoczona jego poczynaniami.
— Cii… jestem przy tobie, już spokojnie — szeptał
obejmując z czułością i delikatnością jednocześnie na tyle silnie, aby poczuła
się bezpiecznie. — Zaśnij najdroższa — prosił przeczesując palcami białe włosy.
— Ita…
— Cii… przyszedłem — mówił zatroskanym szeptem tworząc
atmosferę intymności. Atari wtulała się w niego, uwielbiała, kiedy był taki,
lecz nie mogła zrozumieć, dlaczego akurat teraz i tak nagle. — Staraj się o tym
nie myśleć, to niedługo minie. Pamiętaj jestem przy tobie, zawsze będę, zawsze
będę ratować najdroższą mi osobę.
Przyszedłem. Uratuję. Zaczynała rozumieć, o co chodzi. Z
cichutkim prawie bezdźwięcznym westchnieniem wtuliła się bardziej, zaciskając
dłonie w pięści na materiale jego podkoszulka. Przez całe te dochodzenie
związane z atakiem zupełnie zapomniała, że jutro jest rocznica. To by
tłumaczyło nocne koszmary, dziwny stan apatii czy lęku. Uśmiechnęła się nikło,
jedyny kochany Itachi o wszystkim pamiętał. Teraz rozumiała skąd nagłe
oświadczyny, starał się zająć czymś jej myśli, odciągnąć od tragicznej
przeszłości. Podniosła wzrok patrząc w
czerń tęczówek, które cały czas ją obserwowały z największą czułością.
Pogłaskał ją po policzku delikatnie się uśmiechając, po czym złożył niczym
muśnięcie skrzydeł motyla całusa na czole, przepełnionego troską i cichą prośbą
o zapomnienie. Wychyliła się nieznacznie złączając ich wargi, zachęcając do
namiętniejszego pocałunku.
Uchiha obserwował wdzięczność w jej tęczówkach
przepełnionych również oddaniem i najpiękniejszym uczuciem, jakie istnieje. Z
czołem opartym na jej, ustami dzielącymi zaledwie centymetr, ciepłym powiewem
wymieszanych ze sobą ich oddechów, dłońmi, które oplatały smukłą talię
dziewczyny, przyjemnym ciężarem spoczywającego ciała na kolanach, delikatnymi
dreszczami przebiegającymi po muskanym delikatnymi ruchami karku, wpatrywał się
w niebezpieczną czerwień poprzecinaną czarnymi kręgami, dodającymi tylko
większej głębi i tak tajemniczym, niezbadanym oczom.
— Mój kochany Yoki — mruknęła uśmiechając się subtelnie,
zabierając dłoń z szyi, aby wystawić ją rozwartą przed siebie.
— Związani obietnicą. Połączeni w jedność — wypowiedział
fragment paktu łącząc swoją dłoń z jej, aby spleść palce.
—Składam ci tą obietnicę.
Czuły pocałunek tylko to potwierdził a czerwone pręgi na
małych palach, które stały się na moment widoczne były tego dowodem.